Pokazywanie postów oznaczonych etykietą GWyb. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą GWyb. Pokaż wszystkie posty

sobota, grudnia 27, 2014

Znowu se strzelę biężączkę - a co mi tam!

Kurak napisał parę dni temu, a konkretnie w pierwsze święto, fajny tekścik. Linek tutaj:

http://kontrowersje.net/w_rodku_chrze_cija_skich_wi_t_trzy_zgony_wieckiej_tradycji

W tekściku owym chodzi o to, że jakoś w tym roku w Gazowniku (i chyba w pokrewnych mediach) znikło kilka świeckich tradycji - czyli tematów, którymi się mniej wartościową ludność tego nieszczęsnego kraju dotąd rutynowo i radośnie waliło po łbach. (I gdzie popadło.)

Nie żeby jakiś kompletny zwrot sytuacji i powód do patriotycznego orgazmu na słodko, bo trzech tekstów o aborcji i jednego o pedofilii Kurak się jednak w GWybie doliczyl, ale coś się zmieniło i autor stara się dojść przyczyn.

Pierwsza z tych spraw, które znikły to świąteczny karp. Nie ma podobno nic o zdrożności jego mordowania. Tutaj wydaje mi się wyjaśniać całą zagadkę hipoteza Kuraka, że wynika to z nabrzmiałego akurat aktualnościa tematu rytualnych zabó... Chciałem powiedzieć rytualnego zarzy... Wróć! Rytualnego oczywiście - uboju!

Choć, po prawdzie, co ja tam mogę o rytualnych karpiach pod choinką wiedzieć. Gdyby mi ktoś kazał podawać automatyczne skojarzenia, to na "karp" odpowiem "po żydowsku", nie wiedząc zresztą co to znaczy, bo ryb od małego nie jadam, a karpia w wannie wspominam jako jedno z przykrzejszych przeżyć mego, samego w sobie niezbyt rozkosznego, dzieciństwa.

Zresztą dzisiejsze wigilie są dla mnie tak mało autentycznie religijne, a jako święto "rodzinne", no to właściwie nie bardzo wiem, co mielibyśmy święcić, skoro rodzina (na dobre i złe) jest już dziś niemal tylko skorupą, w której manipulują urzędnicy, autoryteci i agenci. (Ci ostatni z jakichś powodów lubią mieć po pięcioro dzieci. Tego nawet Kurak nie wyjaśni!)

Drugą świecką tradycją to, że zacytuję samego Kuraka: 'podróże, wycieczki, przygody, atrakcje, słowem „dość tego bezsensownego obżarstwa i kłótni przy stole”'. Co do przyczyny, to, że znowu zacytuję:

I tutaj mam kłopot, bo przyczyn jakby brakuje. Fajnie to hulało, z jednej strony rytualnie obrabiało się tyłki prymitywnemu ludowi wierzącemu w gusła, z drugiej napędzało biznes rozmaitym korporacjom i „europartnerom”.
I stawia Kurak, choć chyba bez wielkiego przekonania, tezę, że się po prostu przestało opłacać. Zyski miałyby być zbyt niskie, żeby to miało ekonomiczny sens. Coś w tym może być, choć niektórzy wiedzą, że tego typu wyjaśnienia mnie osobiście rażą, kojarząc mi się w sposób (z jakiegoś dziwnego powodu) niezbyt przyjemny z przedwojennymi Nalewkami.

Sam dodałby do tego wyjaśnienia drugie - takie mianowicie, że w ostatnich miesiącach ilość tych miejsc, do których możnaby sobie, choćby całkiem teoretycznie, lemingiem czy przedstawicielem bardziej wartościowej ludności, będąc, zapodróżować - takich gdzie lokalna wersja GWybu w każdym domu, poprawność polityczna króluje, a bać się czego mają tylko mohery i "faszyści" - dość gwałtownie się zmniejszyła, z dalszą jakby tendencją spadkową.

Mówimy oczywiście o tzw. "Państwie Islamskim", który sobie Zachód, z bardziej wartościową częścią ludzkości na czele (no bo gdzie by ona mogła być, jeśli nie na czele?), pracowicie i z sukcesem wyhodował. Swoją drogą, wiecie, że liczący trzy miliony mieszkańców Mosul, drugie miasto w Iraku, bojownicy islamscy zdobyli w cztery dni, w czterystu, przepędzając pono jakieś 25 tys. regularnej armii Iraku?

I nie jest to wiadomość z islamskiej stronki (zresztą ich nie odwiedzam), tylko jak najbardziej oficjalna z BBC. Jeśli tak wyglądają te sprawy, no to trudno się dziwić, że GWyb nie pali się, by swoim wyznawcom tego typu sukcesy wyśpiewywanej przez siebie ideologii - mówimy tu, w tym konkretnym przypadku, o realnym liberaliźmie, i nam to wystarcza - przypominać.

Trzecia świecka tradycja, która jakoś Kurakowi znikła z łamów w tym roku, to narzekania na "antysemickie" szopki. Wiecie, takie z małym Jezusikiem, Marią, Józefem, wołkiem (nie tym!), osiołkiem (też nie!)... Ponoć ich nie ma. Nie Wołków (i innych Osłów, o których Kurak nie wspomina), tylko ubolewań na "antysemityzm".

Żadnego wytłumaczenia nie otrzymujemy, Kurak jakoś to kojarzy z księżą pedofilią, ale słabo mu to wychodzi. Ja mam chyba lepsze wytlumaczenie, które dodatkowo mrozi mi krew w żyłach i stawia wlosy na sztorc. (Nie na głowie oczywiście, aż tak redaktorów GWybu nie kocham, żeby chcieć wyglądać jak tow. Kociołek! Czy inny Hartman.)

My tu chyba w tym świątecznym nastroju całkiem zapominamy, że GWyby tego świata mają nie tylko kij, ale i marchewkę. Czy może raczej - nie tylko karpia, ale także KREMÓWKĘ. Prawda? No i tak mi się widzi, że tu może chodzić o to, że dość już tego walenia ich po łbach karpiem, trzeba ich teraz trochę zemdlić i uśpić kremówką! Mądrość etapu taka.

To zaś z kolei kojarzy mi się dziwnie mocno z sytuacją, że jak podchodzimy do źwierzęcia, to z dala możemy sobie stąpać głośno i nawet na cały głos wyśpiewywać "O Nowej to Hucie piosenka, o Nowej to Hucie melodia", ale kiedy już jesteśmy b. blisko, musimy na paluszkach i nawet "Pust' wsiegda budiet sołnce" nie zamruczymy. Bo...? Bo nam się źwierzyna spłoszy - wot dlaczego!

I to mnie właśnie lekko zaniepokoiło, bo przejście przez Gazownik z trybu Karpia na tryb Kremówki - właśnie teraz, właśnie w tej chwili - jakoś mi się niepokojąco kojarzy z tym podchodzeniem źwierzyny, i z całą masą różnych nieprzyjemnych rzeczy, które starałem się swego czasu opisać tutaj:

http://bez-owijania.blogspot.com/2013/09/nike-nobel-oscar-zote-klamki-wszystko.html

To jest to opowiadanko o Icku i dobrym doktorze Mengelmanie. Jeśli ktoś tego nie zna, to (mimo że za marketingiem nie przepadam) polecam. Chyba warto, choć oczywiście żaden ze mnie Szalony Mozart Poezji czy Laureat Nagrody Nike. I w tym świątecznym nastroju...

triarius

czwartek, września 20, 2012

Przebudzenie leminga

Tekst o historii i złogach mam zamiar dalej ciągnąć i nawet mam już napisaną sporą część następnego odcinka, ale najpierw chciałbym na gorąco napisać coś aktualnego i, jak to cudnie mawiano za Gierka, "nabolałego".

* * * * *

Otóż mam ci ja znajomą, najrasowszego leminga. Ktoś może już o tym wie, bo wspominałem. To nie tak, że ja - któren kiedyś przecież spiżowym głosem wołałem w nocną ciszę: "Czy odstawiłeś już leminga od piersi" - jakoś się z tym lemingiem, qua lemingiem, bardzo zadaję, gwałcąc własne zasady.

Nie, kiedy wróciłem do PRL, tym razem w wersji bis, szybko się dowiedziałem, że ona, moja b. dawna znajoma i niemal, w pewnym sensie krewna, pilnie czyta GWyba i Tygodnik Powszechny... No ale wtedy to nie było AŻ tak szokujące. Nie dla mnie w każdym razie. Nie dla kogoś, kto w sumie nie bardzo wiedział co w tym (nieszczęsnym) kraju jest co, a kto jest kto.

Ja wtedy np. głosowałem na Korwina - bo chciał babom odjąć prawo głosu - a tej mojej znajomej dziewięcioletnia wtedy córka bardzo się z tego ucieszyła, kiedy jej to powiedziałem. Więc wydawało się, że tam jest pewna podatność na prawicowe (i to jak!) idee.

Choć chwilę przedtem namawiali mnie - we trzy, bo nawet matka tej mojej znajomej i jej mocno nieletnia wtedy córka też - do głosowania na Kuronia. Któren jednak wtedy wcale mi się jeszcze tak paskudnie nie kojarzył. Trzeba pamiętać, że okrągły stół tak mnie zniesmaczył, że w ogóle, będąc jeszcze w Szwecji i mając tam już wtedy dość spore problemy, całkiem przestałem śledzić wydarzenia na prlowskiej scenie.

A przedtem też niespecjalnie, bo niby po co, tym bardziej, że nie zamierzałem już wracać, a w prlu nic się aż tak fantastycznego nie działo. A zresztą było to przecież cholernie dawno temu, no bo, jak każdy wie, świeckie relikwie Jacka Kuronia zapewniają świeckie zbawienie już od niezliczonej liczby lat. I już nawet Geremek ruszył w te ślady, a to też nie było wczoraj.

Mógłbym o tej mojej znajomej, o tym lemingu, godzinami, ale się powstrzymam, z wielu zresztą względów. W każdym razie jest to jak najbardziej świadomy wyborca - od lat konsekwentnie wyborca Platformy. Przedtem był to świadomy wyborca Partii Ludzi Rozumnych. (Ktoś by nie zgadł?)

Skrajna tej Platformy lewica, jeśli miałbym to, na dość niepewnej w sumie podstawie, oceniać. Bo ani z nią nie miałem przez te ostatnie kilkanaście lat tak wielu kontaktów, ani też o polityce akurat rzadko rozmawialiśmy, i nie bez powodu. Ale nie sądzę, by ryzyko błędu było tu znaczące.

Zdecydowanie lewica - i to oczywiście nie w jakimś takim sensie, jak państwo Gwiazdowie, tyle że nie postkomunistyczna, a platformiana. Na P*kota chyba się nie przekabaciła, zresztą to zdaje się wciąż (hłe hłe!) gorliwa katoliczka. Posoborowa oczywiście do bólu. Jakieś trzy lata temu, pamiętam, wyciągnęła mnie na mszę z okazji rocznicy śmierci JP2. Ten typ.

Posoborowy. A raczej jeszcze gorzej, bo jakieś tam ekumeniczne obrzydliwości w typie Taize. Nie jestem specem od długości nosa, ale określenie "żydokomuna" pasuje do niej jak rękawiczka. (Zresztą nosa nie ma specjalnie długiego, trochę szkoda, bo lubię.)

Znam ją od niepamiętnych czasów - najpierw luźno, na studiach, potem przez lata w tej samej robocie i w okopach walki z komuną... Tak, tak! Jak teraz myślę, ilu, i jak zajadłych, lewaków wtedy miałem koło siebie w tej tam "walce", to mnie przepona ze śmiechu boli! Ale nie da się ukryć, że wtedy nie można jej było nic zarzucić.

Naprawdę sporo jeszcze by można o niej i byłoby to zarówno pouczające, jak i zabawne, ale to w końcu moja b. odwieczna znajoma, a nawet nieco więcej jakby, więc nie będę podawał zbyt wielu i zbyt pikantnych szczegółów.

Rzecz w każdym razie jest taka, że zaraz po 10 kwietnia roku pamiętnego odstawiłem ją od piersi, bo wyrażała się lekceważąco o teorii zamachu i w ogóle negowała taką możliwość. Minęły niecałe chyba dwa lata i zadzwoniłem do niej, myśląc sobie: "Cóż, leming w końcu, nie jest winna, że durna. A może coś jej się w głowie dzięki tej Drugiej Irlandii zresztą przejaśniło. Zbadajmy to!"

No i od tego czasu sobie czasem przez telefon gadaliśmy, bo mam sporo "darmowych" minut, choć raczej nie o polityce. To znaczy ja tam nieco poironizowałem od czasu do czasu na temat Tuska i III RP, ośmielony szczególnie tym, że jej się zdecydowanie ekonomia pogorszyła, więc jeśli przeglądanie na oczy w ogóle w realu występuje, to przecież właśnie musi w jej przypadku. Ona te moje ironie kwitowała cichym, lekko nerwowym śmiechem, co brałem za dobrą monetę.

Zadzwoniłem do niej też wczoraj (a mniej pedantycznie nawet rzekłbym "dzisiaj") i pytam: "Jak leci?" Ona mi na to, że właśnie wczoraj pływała w jeziorze. Bo my ostatnio właśnie o pływaniu i niepływaniu w jeziorze rozmawialiśmy. (Swoją drogą, dzięki Adasiu, gdybyś to czytał, za tę wtedy wyprawę! Mimo wszystko.)

Na to ja wyraziłem zdziwienie, bo dla mnie nawet w sierpniu woda w jeziorze nie była aż tak ciepła, jak bym pragnął, a co dopiero w środku zimy! W połowie września znaczy. I mówię: "No a ja to nawet jestem nieco przeziębiony". Na co ona: "Wydelikacony jesteś".

Mnie to lekko ubodło, bo przeziębiony jestem raz na rok, albo i to nie, i chciałem jej zaimponować opowieścią o tym seminarium z bicia brzydkich ludzi metodą stworzoną dla Navy Seals (tych, co m.in. Bin Ladena niedawno zamordowali), co na nim byłem w sobotę. Kupa śmiechu, przezabawna naparzana, czasem nawet każdy z każdym. No i nie byle jaki parogodzinny wysiłek.

Zdążyłem wypowiedzieć parę słów zaledwie, w których było coś o "naparzanie" chyba, albo coś w tym duchu, a ona mi na to... "Chodzi o tych cholernych PiSmaków?" Nie jestem pewien, czy to byli pismaki, ale coś takiego. Nie "PiSuary" w każdym razie, ale i tak, jeśli uwzględnić jej naprawdę wściekły, agresywny i pełen pogardy ton, to było mocne.

"Chodzi o tych cholernych PiSmaków? Którzy cały czas dzielą?" Słowo - coś takiego, o tym dzieleniu, powiedziała! Wiem, że trudno uwierzyć, iż ktoś tak naprawdę mówi, ale tak właśnie było. Normalnie dobrze wychowana inteligentka pod sześćdziesiątkę, wciąż w niezłym stanie i taka trochę wiecznie młoda, a tu nagle takie coś!

Tym bardziej, że złość u niej pamiętam z tych wszystkich lat w sumie raz przedtem - kiedy jej przełożyłem nuty nie tam, gdzie miały leżeć. (Bo ona gra na pianie, a w każdym razie grała. Autentyczny MWzDW, nie jakaś imitacja!) No więc to był dopiero być może drugi raz przez czterdzieści lat on and off - właśnie z tym PiSem i dzieleniem.

Ten jej język był w każdym razie całkiem jak z Dziennika Telewizyjnego, czy jak to się teraz wabi. Albo innego Gazownika. Mówię to na podstawie pośrednich informacji i dawnych wspomnień, bo sam już od ponad dwóch lat rodzimych programów tego typu nie oglądam, a gazet nie czytam od b. dawna. Nie mówiąc już o tonie głosu.

Ja na to dictum wyraził nieśmiały (przesada, ale jak na mnie naprawdę to było grzeczne) protest, zbierając się, w grzeczny sposób, do rozłączenia i zakończenia znajomości. Ona to oczywiście zauważyła i mówi coś w stylu: "No przecież się chyba z nimi nie utożsamiasz?"

Na co ja oczywiście, że się jak najbardziej utożsamiam... I więcej, ale w końcu nie chodzi o to, co ja jej rzekł, tylko co ona rzekła mi. W każdym razie odstawiłem ją od piersi na dobre, mówiąc, a właściwie esemesując, parę b. grzecznych, ale dla niej, mam nadzieję, naprawdę bolesnych i dających do myślenia słów. Z tym, że my, jako się rzekło, nie o moich zachowaniach, tylko o zachowaniach  LEMINGA W OBECNEJ SYTUACJI, z kryzysem ekonomicznym na czele.

Tak więc ludzie - jeśli się komuś naprawdę wydaje, że leming, nawet taki "religijny" i naprawdę kiedyś działający dość ładnie w opozycji, i wcale wtedy nie będący wprost w szponach jakichś rewizjonistów - trawiony głodem, rzuci się na Tuska; wyrzeknie się "Europy"; przeprosi moherową babcię; przyzna, że dureń i poprosi moherowego wujka o polityczną edukację; zacznie czytać blog Pana Tygrysa...

To PORZUĆCIE WSZELKĄ NADZIEJĘ! Taka wiara jest durna i naiwna. Leming, w miarę jak kryzys daje mu w dupę, nas nienawidzi bardziej i bardziej. Jeszcze trochę, a naprawdę nie będzie trudno nawet taką niemłodą i w sumie przecież dobrze wychowaną, obiektywnie wcale nie taką durną, inteligentkę...

Fakt że z odpowiednimi genami i koligacjami, ale żadna to partyjna nomenklatura, bo jej matka była licealną nauczycielką polskiego, ponoć b. lubianą i cenioną, mocno kiedyś opozycyjną, w b. dobrym liceum. Która z ojcem córeczki, czyli tej mojej znajomej, o ile w ogóle istniał, zrobiła to, co każda postępowa kobieta z dziadem, po ew. wykorzystaniu zrobić przecież powinna...

Do czego ja zmierzam? A do tego, że nawet i taka kobietka, odpowiednio podszczuta, będzie całkiem niedługo gotowa co najmniej nabijać głowy moherów i PiSmaków na pikę i je obnosić w publicznych miejscach. A jak się ten wymarzony przez naszą prawicę kryzys, który miałby zmieść Tuska, rozkręci, to taki ktoś, jak ta moja kulturalna nieagresywna znajoma będzie wypruwać flaki.

Komu? Tym, ma się rozumieć, co dzielą. Tym przez których Polska... Przez których Europa... Czy co tam jej akurat powiedzą spece od polityczno-rzeźnickiego marketingu...

(I nawet nie sądzę, by jej Polska jako taka była wprost nienawistna - ona oczywiście "Europę" kocha ponad życie, a Polska musi być taka, jak być musi.) A kiedy już taka paniusia, taki leming, wam te bebechy wypruje i na nich tych zatańczy kaczuszki, dorzuci wkręcanie żarówek... Czy co tam teraz jest modne i na topie... To pójdzie, z całą zgrają innych takich jak ona, na Biały Marsz Przeciw Przemocy. Bo z pewnością zaraz potem im takie coś zorganizują. A "Europa" z zachwytem oczywiście przyklaśnie.

W sumie muszę to rozwijać? Czy już w ogólnym zarysie łapiecie całą ideę? No to jeszcze drobne podsumowanie, żeby się wryło w pamięć i wyparło z umysłu wszelkie idiotyczne złudzenia:

LEMING NIGDY SIĘ NIE POGODZI Z PISEM, LEMING NIGDY NIE ZNIENAWIDZI KOGOŚ, KOGO POPIERAJĄ CI, KTÓRZY TERAZ POPIERAJĄ TUSKA, LEMING NIGDY WAM - TAK WŁAŚNIE WAM, CO NIE ZNACZY BY MNIE NIE - NIE WYBACZY, ŻE MU SIĘ POGARSZA!

Jeszcze trochę, a leming naprawdę będzie gotów mordować. I to naprawdę nie tych, których, naszym zdaniem, powinien chcieć mordować. Czy choćby wywozić na taczkach. A więc nie oszukujcie się, przyjaciele!