czwartek, września 20, 2012

Przebudzenie leminga

Tekst o historii i złogach mam zamiar dalej ciągnąć i nawet mam już napisaną sporą część następnego odcinka, ale najpierw chciałbym na gorąco napisać coś aktualnego i, jak to cudnie mawiano za Gierka, "nabolałego".

* * * * *

Otóż mam ci ja znajomą, najrasowszego leminga. Ktoś może już o tym wie, bo wspominałem. To nie tak, że ja - któren kiedyś przecież spiżowym głosem wołałem w nocną ciszę: "Czy odstawiłeś już leminga od piersi" - jakoś się z tym lemingiem, qua lemingiem, bardzo zadaję, gwałcąc własne zasady.

Nie, kiedy wróciłem do PRL, tym razem w wersji bis, szybko się dowiedziałem, że ona, moja b. dawna znajoma i niemal, w pewnym sensie krewna, pilnie czyta GWyba i Tygodnik Powszechny... No ale wtedy to nie było AŻ tak szokujące. Nie dla mnie w każdym razie. Nie dla kogoś, kto w sumie nie bardzo wiedział co w tym (nieszczęsnym) kraju jest co, a kto jest kto.

Ja wtedy np. głosowałem na Korwina - bo chciał babom odjąć prawo głosu - a tej mojej znajomej dziewięcioletnia wtedy córka bardzo się z tego ucieszyła, kiedy jej to powiedziałem. Więc wydawało się, że tam jest pewna podatność na prawicowe (i to jak!) idee.

Choć chwilę przedtem namawiali mnie - we trzy, bo nawet matka tej mojej znajomej i jej mocno nieletnia wtedy córka też - do głosowania na Kuronia. Któren jednak wtedy wcale mi się jeszcze tak paskudnie nie kojarzył. Trzeba pamiętać, że okrągły stół tak mnie zniesmaczył, że w ogóle, będąc jeszcze w Szwecji i mając tam już wtedy dość spore problemy, całkiem przestałem śledzić wydarzenia na prlowskiej scenie.

A przedtem też niespecjalnie, bo niby po co, tym bardziej, że nie zamierzałem już wracać, a w prlu nic się aż tak fantastycznego nie działo. A zresztą było to przecież cholernie dawno temu, no bo, jak każdy wie, świeckie relikwie Jacka Kuronia zapewniają świeckie zbawienie już od niezliczonej liczby lat. I już nawet Geremek ruszył w te ślady, a to też nie było wczoraj.

Mógłbym o tej mojej znajomej, o tym lemingu, godzinami, ale się powstrzymam, z wielu zresztą względów. W każdym razie jest to jak najbardziej świadomy wyborca - od lat konsekwentnie wyborca Platformy. Przedtem był to świadomy wyborca Partii Ludzi Rozumnych. (Ktoś by nie zgadł?)

Skrajna tej Platformy lewica, jeśli miałbym to, na dość niepewnej w sumie podstawie, oceniać. Bo ani z nią nie miałem przez te ostatnie kilkanaście lat tak wielu kontaktów, ani też o polityce akurat rzadko rozmawialiśmy, i nie bez powodu. Ale nie sądzę, by ryzyko błędu było tu znaczące.

Zdecydowanie lewica - i to oczywiście nie w jakimś takim sensie, jak państwo Gwiazdowie, tyle że nie postkomunistyczna, a platformiana. Na P*kota chyba się nie przekabaciła, zresztą to zdaje się wciąż (hłe hłe!) gorliwa katoliczka. Posoborowa oczywiście do bólu. Jakieś trzy lata temu, pamiętam, wyciągnęła mnie na mszę z okazji rocznicy śmierci JP2. Ten typ.

Posoborowy. A raczej jeszcze gorzej, bo jakieś tam ekumeniczne obrzydliwości w typie Taize. Nie jestem specem od długości nosa, ale określenie "żydokomuna" pasuje do niej jak rękawiczka. (Zresztą nosa nie ma specjalnie długiego, trochę szkoda, bo lubię.)

Znam ją od niepamiętnych czasów - najpierw luźno, na studiach, potem przez lata w tej samej robocie i w okopach walki z komuną... Tak, tak! Jak teraz myślę, ilu, i jak zajadłych, lewaków wtedy miałem koło siebie w tej tam "walce", to mnie przepona ze śmiechu boli! Ale nie da się ukryć, że wtedy nie można jej było nic zarzucić.

Naprawdę sporo jeszcze by można o niej i byłoby to zarówno pouczające, jak i zabawne, ale to w końcu moja b. odwieczna znajoma, a nawet nieco więcej jakby, więc nie będę podawał zbyt wielu i zbyt pikantnych szczegółów.

Rzecz w każdym razie jest taka, że zaraz po 10 kwietnia roku pamiętnego odstawiłem ją od piersi, bo wyrażała się lekceważąco o teorii zamachu i w ogóle negowała taką możliwość. Minęły niecałe chyba dwa lata i zadzwoniłem do niej, myśląc sobie: "Cóż, leming w końcu, nie jest winna, że durna. A może coś jej się w głowie dzięki tej Drugiej Irlandii zresztą przejaśniło. Zbadajmy to!"

No i od tego czasu sobie czasem przez telefon gadaliśmy, bo mam sporo "darmowych" minut, choć raczej nie o polityce. To znaczy ja tam nieco poironizowałem od czasu do czasu na temat Tuska i III RP, ośmielony szczególnie tym, że jej się zdecydowanie ekonomia pogorszyła, więc jeśli przeglądanie na oczy w ogóle w realu występuje, to przecież właśnie musi w jej przypadku. Ona te moje ironie kwitowała cichym, lekko nerwowym śmiechem, co brałem za dobrą monetę.

Zadzwoniłem do niej też wczoraj (a mniej pedantycznie nawet rzekłbym "dzisiaj") i pytam: "Jak leci?" Ona mi na to, że właśnie wczoraj pływała w jeziorze. Bo my ostatnio właśnie o pływaniu i niepływaniu w jeziorze rozmawialiśmy. (Swoją drogą, dzięki Adasiu, gdybyś to czytał, za tę wtedy wyprawę! Mimo wszystko.)

Na to ja wyraziłem zdziwienie, bo dla mnie nawet w sierpniu woda w jeziorze nie była aż tak ciepła, jak bym pragnął, a co dopiero w środku zimy! W połowie września znaczy. I mówię: "No a ja to nawet jestem nieco przeziębiony". Na co ona: "Wydelikacony jesteś".

Mnie to lekko ubodło, bo przeziębiony jestem raz na rok, albo i to nie, i chciałem jej zaimponować opowieścią o tym seminarium z bicia brzydkich ludzi metodą stworzoną dla Navy Seals (tych, co m.in. Bin Ladena niedawno zamordowali), co na nim byłem w sobotę. Kupa śmiechu, przezabawna naparzana, czasem nawet każdy z każdym. No i nie byle jaki parogodzinny wysiłek.

Zdążyłem wypowiedzieć parę słów zaledwie, w których było coś o "naparzanie" chyba, albo coś w tym duchu, a ona mi na to... "Chodzi o tych cholernych PiSmaków?" Nie jestem pewien, czy to byli pismaki, ale coś takiego. Nie "PiSuary" w każdym razie, ale i tak, jeśli uwzględnić jej naprawdę wściekły, agresywny i pełen pogardy ton, to było mocne.

"Chodzi o tych cholernych PiSmaków? Którzy cały czas dzielą?" Słowo - coś takiego, o tym dzieleniu, powiedziała! Wiem, że trudno uwierzyć, iż ktoś tak naprawdę mówi, ale tak właśnie było. Normalnie dobrze wychowana inteligentka pod sześćdziesiątkę, wciąż w niezłym stanie i taka trochę wiecznie młoda, a tu nagle takie coś!

Tym bardziej, że złość u niej pamiętam z tych wszystkich lat w sumie raz przedtem - kiedy jej przełożyłem nuty nie tam, gdzie miały leżeć. (Bo ona gra na pianie, a w każdym razie grała. Autentyczny MWzDW, nie jakaś imitacja!) No więc to był dopiero być może drugi raz przez czterdzieści lat on and off - właśnie z tym PiSem i dzieleniem.

Ten jej język był w każdym razie całkiem jak z Dziennika Telewizyjnego, czy jak to się teraz wabi. Albo innego Gazownika. Mówię to na podstawie pośrednich informacji i dawnych wspomnień, bo sam już od ponad dwóch lat rodzimych programów tego typu nie oglądam, a gazet nie czytam od b. dawna. Nie mówiąc już o tonie głosu.

Ja na to dictum wyraził nieśmiały (przesada, ale jak na mnie naprawdę to było grzeczne) protest, zbierając się, w grzeczny sposób, do rozłączenia i zakończenia znajomości. Ona to oczywiście zauważyła i mówi coś w stylu: "No przecież się chyba z nimi nie utożsamiasz?"

Na co ja oczywiście, że się jak najbardziej utożsamiam... I więcej, ale w końcu nie chodzi o to, co ja jej rzekł, tylko co ona rzekła mi. W każdym razie odstawiłem ją od piersi na dobre, mówiąc, a właściwie esemesując, parę b. grzecznych, ale dla niej, mam nadzieję, naprawdę bolesnych i dających do myślenia słów. Z tym, że my, jako się rzekło, nie o moich zachowaniach, tylko o zachowaniach  LEMINGA W OBECNEJ SYTUACJI, z kryzysem ekonomicznym na czele.

Tak więc ludzie - jeśli się komuś naprawdę wydaje, że leming, nawet taki "religijny" i naprawdę kiedyś działający dość ładnie w opozycji, i wcale wtedy nie będący wprost w szponach jakichś rewizjonistów - trawiony głodem, rzuci się na Tuska; wyrzeknie się "Europy"; przeprosi moherową babcię; przyzna, że dureń i poprosi moherowego wujka o polityczną edukację; zacznie czytać blog Pana Tygrysa...

To PORZUĆCIE WSZELKĄ NADZIEJĘ! Taka wiara jest durna i naiwna. Leming, w miarę jak kryzys daje mu w dupę, nas nienawidzi bardziej i bardziej. Jeszcze trochę, a naprawdę nie będzie trudno nawet taką niemłodą i w sumie przecież dobrze wychowaną, obiektywnie wcale nie taką durną, inteligentkę...

Fakt że z odpowiednimi genami i koligacjami, ale żadna to partyjna nomenklatura, bo jej matka była licealną nauczycielką polskiego, ponoć b. lubianą i cenioną, mocno kiedyś opozycyjną, w b. dobrym liceum. Która z ojcem córeczki, czyli tej mojej znajomej, o ile w ogóle istniał, zrobiła to, co każda postępowa kobieta z dziadem, po ew. wykorzystaniu zrobić przecież powinna...

Do czego ja zmierzam? A do tego, że nawet i taka kobietka, odpowiednio podszczuta, będzie całkiem niedługo gotowa co najmniej nabijać głowy moherów i PiSmaków na pikę i je obnosić w publicznych miejscach. A jak się ten wymarzony przez naszą prawicę kryzys, który miałby zmieść Tuska, rozkręci, to taki ktoś, jak ta moja kulturalna nieagresywna znajoma będzie wypruwać flaki.

Komu? Tym, ma się rozumieć, co dzielą. Tym przez których Polska... Przez których Europa... Czy co tam jej akurat powiedzą spece od polityczno-rzeźnickiego marketingu...

(I nawet nie sądzę, by jej Polska jako taka była wprost nienawistna - ona oczywiście "Europę" kocha ponad życie, a Polska musi być taka, jak być musi.) A kiedy już taka paniusia, taki leming, wam te bebechy wypruje i na nich tych zatańczy kaczuszki, dorzuci wkręcanie żarówek... Czy co tam teraz jest modne i na topie... To pójdzie, z całą zgrają innych takich jak ona, na Biały Marsz Przeciw Przemocy. Bo z pewnością zaraz potem im takie coś zorganizują. A "Europa" z zachwytem oczywiście przyklaśnie.

W sumie muszę to rozwijać? Czy już w ogólnym zarysie łapiecie całą ideę? No to jeszcze drobne podsumowanie, żeby się wryło w pamięć i wyparło z umysłu wszelkie idiotyczne złudzenia:

LEMING NIGDY SIĘ NIE POGODZI Z PISEM, LEMING NIGDY NIE ZNIENAWIDZI KOGOŚ, KOGO POPIERAJĄ CI, KTÓRZY TERAZ POPIERAJĄ TUSKA, LEMING NIGDY WAM - TAK WŁAŚNIE WAM, CO NIE ZNACZY BY MNIE NIE - NIE WYBACZY, ŻE MU SIĘ POGARSZA!

Jeszcze trochę, a leming naprawdę będzie gotów mordować. I to naprawdę nie tych, których, naszym zdaniem, powinien chcieć mordować. Czy choćby wywozić na taczkach. A więc nie oszukujcie się, przyjaciele!


39 komentarzy:

  1. Krótka, w sumie, rzecz. Jaka jest ostatnio frekwencja przy okazji wyborów do S&S oraz na p.o. prezia?


    I ten brakujący procent, to się w jakiej części składa z takich lemingów, a w jakiej z proli? Zaś owe milczące prole, mimo wszystko, tak w głębi są konserwatywne, do szpiku kości prawicowe, chociaż te telewizorowe może deklaratywnie pełne tolerancji i lewackiej troski o los foki szarej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli, jak jednak zabraknie lrmingowi w kranie ciepłej wody, to jednak przez PiS, Matko Boska, ale konkluzja.
    Piotr Alarmista ze Zgierza.

    OdpowiedzUsuń
  3. @ Tygrys

    O żesz Ty! Teraz czytając to tam o tym z leminżką pływaniu z przerażeniem skojażyłem, że lato 2012 będzie pierwszym (od kiedy sięgam pamięcią), w którym nie zażyłem ani razu kąpieli na odkrytym akwenie! Ewidentny chyba znak, że rozpoczęły się procesy starcze.

    No a ta Twoja leminżka, co to jej te nuty tak ohydnie przełożyłeś, to jakaś atrakcyjna przynajmniej była? Bo tak to nie za bardzo łapię do czego Ci jej towarzystwo mogłoby być przydatne (chybaże prowadzisz jakieś prywatne badania socjologiczne czy cuś?).

    A tak na boku - co to znów za kabaret u Nicka z tym mordowaniem kociąt czy rozrywaniu żywcem królika? Oni żeczywiście wszyscy w te zajebiaszcze opowieści z mchu i paproci głęboko wieżą? A poznał któren z nich choć jednego ludzia który trudnił się zabijaniem innych ludzi, że pierdolą takie odlotowe komety? Zaiste słusznie przystopowałeś tę ich infantylno-naiwną gadkę!

    Wiesz onegdaj dawno temu przeczytałem o Hrabalu, wielkim miłośniku kotów, co to je gdzieś na działce za miastem dokarmiał etc, I zapodano też w tej opowieści, że gdy zaczynały się mnożyć ponad możliwości, to ten wielki humanista-literat wkładł te ślepe nowonarodzone kocieta do wora i (nie nie topił) tylko walił tym worem o drzewo, aż zostawała krwawa miazga... Nie wiem czy to prawda ale mnie taki gość napawa tylko głębokim obrzydzeniem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Amalryk

    Ja poznałem faceta, który zajmował się zawodowo robieniem innym ludziom terminalnego kęsim (w tej konkretnej nawalance u Nicka udziału nie brałem).

    Facet był nurkiem w kanadyjskiej MW, i pojechał do Wietnamu na dwie tury na ochotnika. Został zaciągnięty do SEALsów. Teraz to gość grubo po '60 (kiedy go znałem, to było jakieś 17 lat temu). Dotychczas jest instruktorem CQC (oraz kickboxingu i kilku innych chujów-mujów).

    Cechy ogólne:
    1) Gościu (wtedy) jakieś 110-120 żywca, chodził cicho jak kot.
    2) Zaradny - prowadzi wlasne firmy, kiedyś handel budowlany, teraz management consulting i instrukcja walki
    3) Konsultant dla policji i wojska - close quarters combat
    4) Silny jak wół - 50 funtowe pudła z gwoździami jak piłeczki (kiedyś taką zrobił mi zabawę jak dla niego pracowałem, takie właśnie pudełko jak piłka lekarska)
    5) Niesamowity spokój, żadnej pozery - żadnych prób zastraszania. Jak kogoś chciał pierdolnąć, to po prostu pierdolnął i już.
    6) Wyraz twarzy - zawsze uśmiechnięty, zawsze życzliwy, byle go ktoś nie wkurwił czy próbował oszwabić.

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Mustrum

    Zabicie człowieka, bez względu na formację religijną sprawcy czy też jego świadomość, jest zawsze czynnością sakralną.
    Czym innym jest to w walce, czym innym z dystansu (strzelec wyborowy, snajper), czym innym skrytobójczo...

    No i raczej mało kto, ze zrozumiałych względów, się obnosi z tego rodzaju doświadczeniami.

    Ale już te opowieści o rozpruwaniu (pewnie najlepiej własnymi zębami) brzucha ciężąrnej kotce czy tam odgryzaniu łba żywej żabie etc,to mnie całkiem rozpierdalają śmiechem...

    OdpowiedzUsuń
  6. //Ale już te opowieści o rozpruwaniu (pewnie najlepiej własnymi zębami) brzucha ciężąrnej kotce czy tam odgryzaniu łba żywej żabie etc,to mnie całkiem rozpierdalają śmiechem...//

    Do takich czynności jest zdolny KAŻDY wystarczająco głodny człowiek nie posiadający narzędzi i ognia. Nie jest to żaden sprawdzian twardości, a zwykła reakcja zdesperowanego głodomora.

    Na tyle ile znam (z opowieści w/w i różnych czytanek), to cała gotowość zabijania u profesjonalnych zabijaczy (nie mówię o psychopatach czerpiących z tego miłe skurcze mięśniówki gładkiej) polega na do postawienia "=" pomiędzy cel a nie-człowiek, bydlę, rzecz. Depersonalizacja to się bodajże nazywa. I nie każdy do tego się nadaje.

    OdpowiedzUsuń
  7. @ Mustrum

    Depersonalizacja to się bodajże nazywa.
    ----------------------------------

    I tak się też odbywa.

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć Tygrys i reszta,

    Pragnę zakomunikować, że dziś po raz pierwszy w życiu ganiałem na bosaka po macie i trenowałem wykręcanie rączek i różne dźwignie. W końcu! Marzyłem o tym od dziecka.
    Dzięki za inspirację. Pojutrze drugi trening.

    2. Przetłumacz chociaż pierwszy akapit czwartego rozdziału bo zaczyna się kapitalnie.

    3. Z przykładu Twojej koleżanki i jej niezmienności poglądów ciekawi mnie, czy płeć ma znaczenie. Wydaje mi się, że facetowi łatwiej przyznać się do błedów oraz, że potrafiłby jednak zmienić zdanie na podstawie własnego rozumowania. Być może kobiety patrzą bardziej emocjonalnie i żadne tam argumenta nie trafiają. Może mają inny mechanizm analizy swoich błędów, grzechów czy win. Z drugiej strony to nawet dobrze, że są naturalnymi lemingami i podążają za mężczyznami. Łatwiej zagonić do jakiejś pożytecznej roboty.

    A przy okazji melduję się po wakacyjnej przerwie i życzę wszystkim samych piątek w nowym roku szkolnym.

    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  9. @ WSIe

    Sorry chopaki - nie jestem ostatnio tu zbyt aktywny, w sensie odpowiadania na komęty, ale tak mnie ten amatorski kasting na katowskich pachołków zniesmaczył, że po prostu nie bardzie mam ochotę to przedłużać. Mimo żeście powiedzieli tu sporo ciekawych rzeczy.

    Swoją drogą to paranoja, że tego typu wypowiedzi, jak i wszelkie inne - w sumie przecież luźne i niezobowiązujące - muszą się dziś odbywać publicznie, mówiąc łagodnie, a ich skutki mogą być łatwo opłakane.

    Wydaje mi się, że ten establiszmęt - i nie mówię tylko o krajowym - gwałtownie musi szukać dobrego usprawiedliwienia do mordowania niektórych ludzi. Nie popadając w błędy, które zgubiły Robespierre'a czy innego tam Jeżowa.

    No i właśnie jedno takie dostał.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  10. @ Amalryk

    W sumie dość faktycznie atrakcyjna, a we wczesnej młodości mogłaby być modelką - i to z tych ładnych. Ale całkiem nie mój typ w sensie wenerycznego kręcenia.

    A dlaczego w ogóle? Ona tak się cały czas z tym nie obnosiła, mimo że niby było wiadomo. No i nie zostało mi wielu znajomych z dawnych lat, tym bardziej w realu.

    Nie jest aż tak łatwo odstawić od piersi matkę chrzestną swojej pierworodnej, kogoś kogo się uczyło samych podstaw jazdy konnej, kogoś kto cię z przekonaniem uważa za geniusza...

    A poza tym wiele tej znajomości w PRL bis w sumie nie było. Jak się na to spojrzy z dystansu, to sporadyczne kontakty.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  11. @ julek

    1. Gratuluję! Coś w końcu z tego blogu i ośmiu lat mojej krwawicy wynikło. Każdy tak powinien.

    Swoją drogą - na razie się ciesz i rób dokładnie co mówią, ale jak, za parę tygodni albo miesięcy, zapragniesz pogłębionego zrozumienia itd., to się skontaktuj, bo mam masę ciekawych rzeczy, np. linków.

    2. Pierwszy może i przetłumaczę. Ale poza tym głupia sprawa. To poniekąd teraz mój chleb... Nie Ardrey of course, ale te @#$% tłumaczenia. Więc powinienem go szanować, a czasy są chujowe i coraz bardziej.

    Jak za miesiąc nie będę miał forsy, żeby się grapplingować, a za trzy miesiące na chleb, to jednak fajnie nie będzie. Mogę tego Ardreya rypać naprawdę tanio (już było całkiem tanio), ale za darmo to jednak byłoby samobójstwo.

    Co nie zmienia faktu, że coś tam jeszcze mogę zrobić. Nawet może to dałoby się marketingowo wykorzystać.

    3. Płeć tak, zgoda. Baby są z definicji nieludzko konformistyczne - samotny tłum Riesmana to poniekąd po prostu zanik testosteronu. No a poza tym to naprawdę chyba @#$$komuna. Tak się ostatnio zastanawiam nad Marksem i jego "materializmem" - cholera, jak to się wszystko ze Spenglerem i jego Magianami zgadza!

    Te rzeczy siedzą w ludziach naprawdę głębiej, niż taki trzeźwy gość jak np. ja, zazwyczaj myśli! Gdzie to siedzi, wciąż nie wiem, ale siedzi.

    No a tutaj mamy jeszcze przecież wprost kwestię Judeopolonii. Mniej czy bardziej explicite, ale to przecież działa.

    (Za życzenie piątek dzięki serdeczne, choć trochę mnie zmartwił brak życzenia szóstek. Za moich czasów fakt, nie było, ale teraz chyba są, nie? No więc?)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  12. @ Tygrys

    Niee, no co Ty? Gówno mi do Twoich wyborów towarzyskich! Sam obracam się w morzu lemingów, a tam gdzie od czasu do czasu wypalę co o tym wszystkim myślę, to i tak jestem uważany za prowakacyjnego żartownisia raczej. Tym bardziej że mnie "zeligowanie" przychodzi szalenie łatwo, od dzieciństwa zdolość mimikry musiałem mieć opanowaną nieźle.
    A Chrzestna dziecka, oo! to już powinowactwo - a rodziny, wiadomo, się nie wybiera.

    Co do dawania, czy nie dawania pretekstów do puszczenia w ruch machiny terroru, to myślę że to rzecz drugorzędna jest. Jak pretekstu brak to się go zawsze wyprodukuje, mniejsza o jego jakość! Problem tu w tym że te "nasze" chłopaki są strasznie infantylne! Podniecają sie najniższą formą sadyzmu, bo wobec bezbronnych zwierząt (co samo w sobie jest już szalenie dyskwalifikujące) to sądzą jeszcze naiwnie (bo to wyczytali w jakimś romansie) że to ma jakiekolwiek przełożenie na twardość w walce, odporność na stres, zdecydowanie i bezwzględność w działaniu etc, etc A to jest po prostu kosmiczne pierdolenie!

    OdpowiedzUsuń
  13. Amalryk


    //Podniecają sie najniższą formą sadyzmu, bo wobec bezbronnych zwierząt ... sądzą jeszcze ... że to ma jakiekolwiek przełożenie na twardość w walce, odporność na stres, zdecydowanie i bezwzględność w działaniu etc, etc...//

    Tiaa... to dlaczego państwa poważne inwestują tyle czasu i kasy w trenowanie jednostek specjalnych, w beznamiętne, bezemocjonalne pociąganie cyngla lub wpychanie bagnetu na rozkaz, zabijanie by przybliżyć cel misji itp., dlaczego mają taki odsiew (by odsiać zarówno słabeuszy jak i psychopatów)?

    No przecież mogliby zagryźć pare ciężarnych kotek, udusić kilka szczeniaków i by wystarczyło!!

    Myślę, że nasze chłopaki mylą umiejętność oddzielania zabicia człowieka-przeciwnika w celu wykonania zadania na rozkaz z orgią zabijania i sadyzmem "bojarów" z OUN/UPA.

    OdpowiedzUsuń
  14. @ Mustrum

    Szkolenie ludzi do oddziałow specjalnych jest szkoleniem do walki w specyficznych warunkach. Ono z konieczności jest i żmudne i trudne i wymagajce zaawansowanego treningu fizycznego, a od weryfikacji profilu psychicznego adepta wogóle cała impreza się zaczyna.

    Nawet gdy ciemne moce wykorzystują psychopatę do swych niecnych celów, to i tak raczej jako kozła ofiarnego, a dla wszelkiej pewności ktoś konkretny stoi sobie w ciszy i skupieniu w drugim szeregu (ale gwarantuję,że w międzyczasie nie rorywa sobie na strzępy żywego królika czy innego szczura).

    OdpowiedzUsuń
  15. To naprawde cudne tak sobie poczytac, ile wy napisaliscie slow odnosnie JEDNEGO zdania w komentarzu. Wraz z dostrzezeniem tam podniecania sie itp.
    Proponuje, dla odmiany, mniej zmyslac, a wiecej trzymac sie konkretu. Wtedy sie unika smiesznosci.
    Pozdro!

    OdpowiedzUsuń
  16. @ WSIe

    A co do tego leminga, to zastanawiam mnie jej argument: "Chyba się nie utożsamiasz?"

    Wydaje się dziwnie dobrze akurat do mnie dopasowany, a ona w końcu mnie nie źle zna, i to właśnie od tej strony. (Tępszym wyjaśniam, że jestem wyjątkowo mało stadny.)

    Więc albo to był wariant na tego typu ludzi, albo też oni - ci którzy to wymyślili i lemingom do powtarzania rozesłali, o czym za chwilę - uznali, że takich jest sporo i ten jeden wariant sporo zrobi. Stawiam na to pierwsze.

    Co do rozsyłania, to raczej nie chodzi tutaj o SMS'y, bo na chyba takich nie dostaje, zbyt mało politycznie w tym sensie zaangażowana (choć co ja tam wiem!), ale zapewne jakieś takie instruktarze drukują w Gwybie. Albo też ktoś, kto SMS'y dostaje, potem to pyskiem propaguje wśród sympatyków.

    Tak sobie luźno myślę, ale ten jej argument nie wydaje mi się całkiem przypadkowy.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  17. @ Mustrum
    "Ja poznałem faceta, który zajmował się zawodowo robieniem innym ludziom terminalnego kęsim (w tej konkretnej nawalance u Nicka udziału nie brałem).
    Facet był nurkiem w kanadyjskiej MW, i pojechał do Wietnamu na dwie tury na ochotnika. Został zaciągnięty do SEALsów. Teraz to gość grubo po '60 (kiedy go znałem, to było jakieś 17 lat temu). Dotychczas jest instruktorem CQC (oraz kickboxingu i kilku innych chujów-mujów).
    Cechy ogólne:
    1) Gościu (wtedy) jakieś 110-120 żywca, chodził cicho jak kot.
    2) Zaradny - prowadzi wlasne firmy, kiedyś handel budowlany, teraz management consulting i instrukcja walki
    3) Konsultant dla policji i wojska - close quarters combat
    4) Silny jak wół - 50 funtowe pudła z gwoździami jak piłeczki (kiedyś taką zrobił mi zabawę jak dla niego pracowałem, takie właśnie pudełko jak piłka lekarska)
    5) Niesamowity spokój, żadnej pozery - żadnych prób zastraszania. Jak kogoś chciał pierdolnąć, to po prostu pierdolnął i już.
    6) Wyraz twarzy - zawsze uśmiechnięty, zawsze życzliwy, byle go ktoś nie wkurwił czy próbował oszwabić."

    Polscy byznesmeni po stażu w ZOMO, WSW wyglądają i zachowują się wypisz-wymaluj tak samo! Pewnie dlatego tak szybko znaleźli wspólny jazyk ze swoimi USańskimi kolegami po fachu w sprawie więzień dla talibów i offsetu, podobnie jak w paru innych kwestiach. (Dlatego nie ma i nie będzie mieżdunardnoweho dochodzenia w paru kwestiach rozpalających wyobraźnię naszych antyLemingów).

    OdpowiedzUsuń
  18. @ Amalryk
    "Szkolenie ludzi do oddziałow specjalnych jest szkoleniem do walki w specyficznych warunkach. Ono z konieczności jest i żmudne i trudne i wymagajce zaawansowanego treningu fizycznego, a od weryfikacji profilu psychicznego adepta w ogóle cała impreza się zaczyna. Nawet gdy ciemne moce wykorzystują psychopatę do swych niecnych celów, to i tak raczej jako kozła ofiarnego, a dla wszelkiej pewności ktoś konkretny stoi sobie w ciszy i skupieniu w drugim szeregu (ale gwarantuję,że w międzyczasie nie rozrywa sobie na strzępy żywego królika czy innego szczura)."
    Kwestia kto kogo nadzoruje? i kto po kim poprawia? Bezideowi i beznamiętni najemnicy po ideowych sadystach? czy vice versa: ideowi sadyści po bezideowych i beznamiętnych najmitach? jest chyba bardziej skomplikowana i zależy zarówno od konkretnej K/C jak i od jej aktualnego stadium: czy to błogie pre-kulturowe dzieciństwo? czy młodość górna i jurna? wczesna dorosłość? "druga młodość"? cywilizacyjna starość?
    Za Stalina w PRLu taka Luna Brystygierowa, niewątpliwa sadystka nadzorował i poprawiała po bezideowych chłopach, później mogło być odwrotnie.

    OdpowiedzUsuń
  19. @Towarzysz Mąka

    //Polscy byznesmeni po stażu w ZOMO, WSW wyglądają i zachowują się wypisz-wymaluj tak samo! Pewnie dlatego tak szybko znaleźli wspólny jazyk ze swoimi USańskimi kolegami po fachu w sprawie więzień dla talibów i offsetu, podobnie jak w paru innych kwestiach. (Dlatego nie ma i nie będzie mieżdunardnoweho dochodzenia w paru kwestiach rozpalających wyobraźnię naszych antyLemingów).//

    Not exactly. Jim był w stanie prowadzić uczciwy biznes. I w układy i układziki mu raczej nie poszło.

    A z tym dogadywaniem z USkańskimi kolegami... to też trochę przesadziłeś. Głównym beneficjentem offsetu był Lockheed-Martin, więzień dla talibów CIA, itp. itd. Te nasze "asy" to cienkie bolki - kilku zarabia, ale ogólnie nic większgo nie potrafią. Co oczywiście jest smutną konstacją na temat stanu naszego pierdzidołka :(

    OdpowiedzUsuń
  20. @ Towarzysz Maka

    Za Stalina w PRLu taka Luna
    Brystygierowa, niewątpliwa sadystka nadzorowała i poprawiała po bezideowych chłopach, później mogło być odwrotnie.
    -----------------------------------

    Za pierwszej komuny "bezideowców" w tej branży nie uświadczyłeś, a i oddziałów specjalnych, jako takich, też nie.
    Tak więc rozmawiamy chyba o rożnych sprawach.

    Nimfomanka Luna to inny resort,wiem o niej niewiele, ale taki Frydman (szef specu) co to trzykrotnie (zresztą bezskutecznie) ciągnął mego starego do "siebie" , ooo! to kawał wyjątkowego skurwysyna był! Ale co ten przykładowy zajebiaszczy duet ma wspólnego ze szkoleniem oddziałów specjalnych?

    OdpowiedzUsuń
  21. @ Mustrum
    "Not exactly. Jim był w stanie prowadzić uczciwy biznes. I w układy i układziki mu raczej nie poszło."
    Nasze rodzime byznesmeny też są bardzo uczciwe. Zawsze stali na straży uczciwości i sojuszy, a nie było łatwo oj nie, ta Solidarność tak mąciła, i Watykan, i Radio Wolna Europa!
    A to, że Anglosasi radzą sobie bez układzików mogę uwierzyć - to inna K/C, gdzie przepisów jest dużo mniej, za to się ich bardziej przestrzega, nawet na styku służb/armii z biznesem.

    "A z tym dogadywaniem z USkańskimi kolegami... to też trochę przesadziłeś. Głównym beneficjentem offsetu był Lockheed-Martin, więzień dla talibów CIA, itp. itd. Te nasze "asy" to cienkie bolki - kilku zarabia, ale ogólnie nic większgo nie potrafią. Co oczywiście jest smutną konstacją na temat stanu naszego pierdzidołka :("
    Najpierw zarabia, a potem idzie do garażu i...albo ucieka do Chin...Wiesz dysproporcja sił, obszaru i te sprawy!

    OdpowiedzUsuń
  22. @ Amalryk
    "Za pierwszej komuny "bezideowców" w tej branży nie uświadczyłeś, a i oddziałów specjalnych, jako takich, też nie."
    Jakieś pierwociny oddziałów specjalnych chyba były - taki Polski Samodzielny Batalion Specjalny albo sowiecki OsNaz, poprzednik Specnazu.

    "Nimfomanka Luna to inny resort,wiem o niej niewiele, ale taki Frydman (szef specu) co to trzykrotnie (zresztą bezskutecznie) ciągnął mego starego do "siebie" , ooo! to kawał wyjątkowego skurwysyna był! Ale co ten przykładowy zajebiaszczy duet ma wspólnego ze szkoleniem oddziałów specjalnych?"
    Potwierdza moją hipotezę,że, są takie okresy w dziejach danej K/C, że w służbach specjalnych są sami ideowcy, a są i takie, że sami bezideowcy. Zwykle są i jedni i drudzy, ale stosunki zależności służbowej, proporcje liczbowe etc. między nimi mogą wyglądać rozmaicie w różnych epokach.

    OdpowiedzUsuń
  23. @ Towarzysz Mąka

    Jakieś pierwociny oddziałów specjalnych chyba były - taki Polski Samodzielny Batalion Specjalny…
    ------------------------------

    Pierwszy szturmowy z Dziwnowa? Tiaa… Pamiętam jak onegdaj musiałem zagryzać wargi, by nie pierdolnąć śmiechem, gdy pewien pułkownik rezerwy, w czasach Solidarności dowódca grupy czy też już wtedy może plutonu z Dziwnowa, opowiadał mi z przejęciem jak to ich przerzucili w trybie alarmowym do Gdańska , wcześniej karząc im napisać listy do rodzin… Z jednej strony „ spec-oddział”, z drugiej niedożywione robole tyrające na trzy zmiany po dwóch paczkach „Sportów” dziennie... Ale te „listy do rodzin” to już mnie całkiem rozjebały!

    Ale to tak na marginesie. Pragnę też zaznaczyć, że służby specjalne to nie oddziały specjalne, zresztą w służbach też specjalizacja; technicy, analitycy, oficerowie operacyjni etc. To nie „romantyczne” czasy czekisty z zakazaną mordą w skórzanej kurtce z naganem za pasem.

    OdpowiedzUsuń
  24. "Pierwszy szturmowy z Dziwnowa?"
    Pierwszy Szturmowy 4101 kontynuował tradycje PSBSu, a sam był kuźnią kadr dla 1 Pułku Specjalnego w Lublincu, a wkonsekwencji dla Formozy i Gromu.
    Miałem na myśli PSBS jako jednostkę wzorowaną na wojskach wewnętrznych i dywersyjno-rozpoznawczych NKWD.

    "Tiaa… Pamiętam jak onegdaj musiałem zagryzać wargi, by nie pierdolnąć śmiechem, gdy pewien pułkownik rezerwy, w czasach Solidarności dowódca grupy czy też już wtedy może plutonu z Dziwnowa, opowiadał mi z przejęciem jak to ich przerzucili w trybie alarmowym do Gdańska , wcześniej karząc im napisać listy do rodzin… Z jednej strony „ spec-oddział”, z drugiej niedożywione robole tyrające na trzy zmiany po dwóch paczkach „Sportów” dziennie... Ale te „listy do rodzin” to już mnie całkiem rozjebały!
    Ale to tak na marginesie. Pragnę też zaznaczyć, że służby specjalne to nie oddziały specjalne, zresztą w służbach też specjalizacja; technicy, analitycy, oficerowie operacyjni etc. To nie „romantyczne” czasy czekisty z zakazaną mordą w skórzanej kurtce z naganem za pasem."
    Już w PSBSie była specjalizacja, oprócz osiłków z rusznicami ppanc i ckmami byli minerzy, radioci, oświatowcy i szpiony z Komitetu "Wolne Niemcy" (ci ostatni zresztą często okazywali się podwójnymi agentami i denuncjowali zrzutków Abwehrze albo Gestapo).
    A spartańskie warunki żywieniowe w tego typu oddziale to chyba norma od tysięcy lat i to w różnych K/C. W końcy różni prawicowi intelektualiści też wyznwali zasadę, że żołnierz jest jak pies: dobry jak zły, a zły jak głodny i przemarznięty. Stąd ich pogarda dla przekarmionych i zbyt słabo gnojonych Jankesów, którzy za dużo żarli i mieli za lekkie trepy, dlatego tak źle stawali w Ardenach, a już w Korei i Wietnamie zupełnie się skompromitowali.

    OdpowiedzUsuń
  25. @ Towarzysz Mąka

    Oj! Przestrzegałbym przed powielaniem lewackich propagandowych bredni na temat Jankesów. To jedyny przeciwnik przed którym bolszewia srała i nadal sra w gacie. Słusznie się też sowieccy i kitajscy tajsze połapali, że w otwartej wymianie ciosów Jankesi szybko ich odparują do niebytu atomówkami i to w krótkich abcugach. Więc zmieniwszy strategię rozwalają im ten ichniejszy Rimland pracowicie od środka lewacką, propagandową strychniną (i tym pierdoleniem o upadku komunizmu).

    Zresztą wujoszczak opowiadał mi jak to w sowieciarni na szkoleniu w ichniejszej akademii wojsk wazdusznaabaronnych w Kalininie, (Twer) w 1979 (a trwała wówczas, dziś już zapomniana, wojna wietnamsko-chińska) rozmawiał z Wietnamcami z ichniejszej Armii Ludowej właśnie o walce z Chinolami (a byli to weterani z wojny wietnamskiej). I mimo że Kitajce wówczas na głownych kierunkach przełamania mieli nad nimi 3-5 krotną przewwagę i dysponowali równie jak ich przeciwnicy doskonałym morale, to ci Wietnamcy (co prawda już nieco podpici) całkowicie olewali ten konflikt. Ba, wręcz naśmiewali się z przeciwnika, w przeciwieństwie do Jankesów, o których mówili z wielkim respektem wielokrotnie podkreślając, że była to potwornie ciężka i prowadzona na krawędzi całkowitego załamania walka (i tu wcale nie było im do śmiechu).

    OdpowiedzUsuń
  26. //Ba, wręcz naśmiewali się z przeciwnika, w przeciwieństwie do Jankesów, o których mówili z wielkim respektem wielokrotnie podkreślając, że była to potwornie ciężka i prowadzona na krawędzi całkowitego załamania walka (i tu wcale nie było im do śmiechu).//

    Coś w tym jest. Czytałem kiedyś wspomnienia oficera armii płn. Wietnamu (NIE VietCongu). I on stwierdził, że Jankesi przegrywają wojny za pomocą polityki - bo jeżeli chodzi o przemysł i możliwości wojny ofensywnej po prostu nie ma na nich siły (jeżeli mają wolę polityczną zrobić to, co trzeba).

    Militarnie, Jankesi wygrali wojnę w Wietnamie w dniu ofensywy podczas święta Tet. Podczas tej ofensywy, Van Giap wysłał całe resztki VietCongu na pierwszy ogień, i ten przestał istnieć. Północ wróciła do dialogu, by przystopować jej zniszczenie. A od tego, Amerykanie byli o 1 (słownie: jeden) poważniejszy nalot na wojska północy. Ale jednak udało się (za walną pomocą reszty demoludów i 5 kolumny w mediach i na uczelniach w USA) Wietnamcom poniekąd powtórzyć manewr Talleyrands z 1815 roku.

    OdpowiedzUsuń
  27. @ Mustrum

    Militarnie Jankesi ciągle jeszcze mogą wygrać w pojedynkę praktycznie z całym światem... Aaa i powinni spopielić w pizdu te całe bolszewickie Chiny, ale oczywiście będą się nadal onanizować tymi swoimi oświeceniowymi miazmatami, aż szlag ich trafi!

    OdpowiedzUsuń
  28. Spopielać Chin nie ma co. Chiny siedzą na bombie demograficznej o jakiej się Rosji, Ukrainie i Tadżykistanowi razem wziętym nie śniło.

    W chinach dzięki polityce jednego dziecka (zamiast ekspansji na Syberię, ograniczenie do 1 dziecka - TO jest dopiero oświeceniowy miazmat!!) jest prawie 70 (czytałem, że 69 jakieś dwa trzy lata temu) procent facetów w starzejącym się społeczeństwie. Jeżeli w przeciągu 10 lat nie ruszą na wojnę, to są w dupie biologicznej. A jak ruszą, to są w dupie militarnej. Nie sądzę, że kacapia by się cyknęła przed spuszczeniem kitajcom na łeb piguły A gdyby ci zaczęli maszerować po lebensraum i piczki na Syberię. Do tego dochodzą Indie - ich jest prawie tyle samo co kitajców, i również potrzebują lebensraumu (ale zato bab mają w bród, bo indie jedak mają zdrową piramidę demograficzną) no i też mają pigułę A.

    A cały "cud ekonomiczny" wychwalanej pod niebiosa przez Kurwina z Muszką gospodarki kitajskiej pada na pysk kiedy Jankesi zachowują się jak portugalczyk Osculati w sprawie tych wszystkich jankeskich dolarowych obligacji posiadanych przez Kitaj.

    OdpowiedzUsuń
  29. @ Mustrum

    Chińskie PKB napędzane jest inwestycjami (w Kitaju udział inwestycji w PKB sięga już 40%, na dodatek są to głównie inwestycje rządowe, które nie mają nic wspólnego z wolną konkurencją, a 60% własności przemysłu jest u nich własnością państwowa ) i eksportem (choć jego udział w PKB zjechał z kosmicznych 40% w 2008 do poniżej 30% , to i tak jest gigantyczny i podtrzymywany ciągle sztucznie niskim kursem yuana - oczywiście urealnienie kursu yuana zakończyłoby się momentalnie widowiskową klapą wielu kitajskich eksporterów, a ubożuchny rynek wewnętrzny Chin nie jest w stanie wchłonąć tak gigantycznej produkcji). Ot takie to są fundamenty kitajskiego „cudu”.

    Syberia lebensraum? Chyba raczej todraum – skoro tacy twardzi Jankesi praktycznie gówno zrobili z tą Alaską (przy całej swojej kosmicznej technologii), to czego w podobnych warunkach ma szukać niedożywiony, kurduplowaty Kitajczyk, którego naturalnym środowiskiem jest klimat podzwrotnikowy lub suchy, bo górski to niezaludniony i niech iński Tybet??

    Bolszewik bolszewikowi oka nie wykole! Żadnej napierdalanki między sowietami a chinolami nie będzie. Bomba demograficzna? A co to takiego? Co to prawdziwych komunistów obchodzi, ze jakiś tam Li czy Hu sobie nie porucha, czy też że zostanie pedałem? Podczas fantastycznego „Wielkiego Skoku” chińscy towarzysze zagłodzili lub w inny sposób uśmiercili, w przeciągu tylko 3 lat, większą liczbę własnych pobratymców niż liczy sobie Polska, i co? I gówno!

    OdpowiedzUsuń
  30. No, niby masz rację. Tyle, że czy Li czy Hu czy Ju czy inny dziki wąż sobie nie porucha to akurat ma małe znaczenie.

    Tylko nawet gdyby teraz każda chinka zaczęła się kocić, to i tak nie zapełniłoby powstałej luki demograficznej. A nawet na taki zwrot się nie zanosi. Ale załóżmy, że Li Peng Huj czy inny Ku Tas daje rozkaz "Jebat!" i dzieci są produkowane. I co z tego? Za 10-15 lat byłyby 2 grupy chińczyków: cała masa starców, głównie obbwiędłych facetów, i cała masa nastolatków.

    Sami se zrobili, i chuj (a niech im będzie: li peng huj) im w twardy łeb.

    Co do "cudu" ekonomicznego: masz 100% racji. Jak tylko juan zwyżkuje, a Wujaszek Sam nie zaplati za obligacje dolarowe to kitajce znowu będą mieli "A holiday in Cambodia" (fajny kawałek lewackich punkowców ;D).

    Co do Syberii: gdyby im Kacapy czy inne Pindusy w tym nie przeszkodziły to daliby chłopcy radę (wide brużdżenie w mongolii).

    To co z tego, ze toddensraum a nie lebensraum? Ludu u nich mnoga. Najwyżej pozbyliby się nadwyżki demograficznej, wysyłając małe oddziały po 2-3 milionów. Oczywiście to czysto hipotetyczne, bo zanim by wyszli z Kitaju, to Ruscy by im tę nadwyżkę odparowali.

    OdpowiedzUsuń
  31. No i tak na kanwie jakże naczasowej naszej rozmowy o kitajcach:

    http://niezalezna.pl/33636-chiny-na-skraju-kryzysu

    OdpowiedzUsuń
  32. @ Mustrum

    To co z tego, ze toddensraum a nie lebensraum? Ludu u nich mnoga. Najwyżej pozbyliby się nadwyżki demograficznej, wysyłając małe oddziały po 2-3 milionów.
    ------------------------------------
    Się nie rozumiemy. Taki mały zwiadowczy oddzialik chińskich kolonizatorów już tam od dawna grasuje – nie sądzisz chyba, iż dzieje się to „bez woli i wiedzy” Moskwy i Pekinu? Miedzy tymi „strategicznymi” partnerami nie istnieje żadna, dosłownie żadna faktyczna rywalizacja! To pic pod ogłupianie demoleberałów. Syberia nie jest problemem politycznej lecz biologicznej niemożności , i to przy obecnym technologicznym zaawansowaniu najpotężniejszej i inżyniersko najbardziej obecnie uzbrojonej organizacji państwowej! (Nie zapominajmy, że Rosja nie podbiła Syberii tylko objęła ją w posiadanie – bo nikt zdrowy na umyśle się do tej wiecznej zmarzliny jakoś nie palił.)A co tu mówić o bolszewickich kopistach czy azjatyckich cywilizacyjnie „organicznie” zblokowanych (wobec możliwości ich adaptacji do rozmachu faustowskiej Cywilizacji) nacjach.

    Tak więc , jak sadzę (ale mogę oczywiście tkwić w błędzie) wspólna opcja radzieckich i kitajskich towarzyszy wydaje się dość czytelna; konsekwentnie kontynuować to co do tej pory daje tak wspaniałe rezultaty, dywersję ideologiczną w USA (Europa jest raczej już stracona). Dodatkowo wprzęgając się we wrogi system ekonomiczny mieć instrument do globalnej destabilizacji gospodarki światowej gdy „nadejdzie czas” i w realnie krótkim czasie rozbroić pierwszą linię „niezatapialnych lotniskowców” Rimlandu: Korea, Japonia, Tajwan, Filipiny, Wlk Brytania.

    OdpowiedzUsuń
  33. W temacie sino-sowieckim, jako geostrategiczne i geopolityczne uzupełnienie Golicyna (m.in. na którego powołuje się tu Amalryk) polecam też analizę Józefa Darskiego: http://www.panstwo.net/2196-nowa-geopolityka i Lwa Nawrozowa: http://www.newsmax.com/navrozov/China-Russia-Alliance-Stalin/2011/08/25/id/408654

    OdpowiedzUsuń
  34. Amalryku

    Ja nie twierdzę, że tow. Głodupcew i tow. ChujMuj mają na pieńku. Bynajmniej.

    Ja twierdzę tylko, że obecny "cud" ekonomiczny kitaju, oraz ich wspaniała sytuacja demograficzna kiedyś ich zmuszą do ruszenia na kogoś. Jak nie na Syberię, to na Indie.

    Oczywiście dzielni towarzysze pięknie się różnią, niczym Żakowski z Paradowską, i w skali światowej dyplomacją i agenturą robią mniej więcej to samo, co wspomniany duet na kanwie polskiej, ale każda słodziutka wata cukrowa w życiu zawiera jedną niewygodną żyletkę.

    Ową żyletką jest to, że mamy obszar (duży, bo duży, wręcz gigantyczny i, przyznaję, tylko marginalnie bardziej przyjazny życiu niż powierzchnia Marsa) na którym znajdują się 3 byty, z których każdy posiada własne ambicje imperialne, a dwa z których uważają się za najpradawniejszą i daną przez bogów cywilizację (3 ma swoje boskie pochodzenie w dupie, byleby wódki i kiszonych nie zabrakło).

    I tak jak tow. Gołodupcew z tow. Chujmujem są rączka w rąsię, tak układ ten jest nie do utrzymania w ryzach, jeżeli sytuacja któregokolwiek z nich zmieni się diametralnie (bardziej chodzi tu o kacapów i kitajców, rawalpindi jeszcze nie są na tym etapie ekspansywności, ale jednak). A właśnie taką diametralną zmianą byłoby poważne tąpnięcie ekonomiczne w ChRL: spadek eksportu, nie oplati obligacji dolarowych przez Wujaszka Sama, rozróby na tle narodowościowym (58 oficjalnie uznanych języków w samych Chinach), może jakiś clever sabotaż rurociągów, poważna awaria potrójnie wyrwanej tamy lub katastrofa tankowca LPG w zatoce szanghajskiej... kto wie?

    W jednym jesteśmy zgodni: kitajce jak kacapia to kolos na glinianych nogach. Jedyne co mają to wywiad i agentura wpływu (chociaż i to dużo), bo ich ekonomia to mit, a raczej nie mit tylko piękna barokowa fasada na blaszaku z falistej.

    OdpowiedzUsuń
  35. @ Mustrum

    Ok. Ale Himalaje to jednak bardzo wysokie góry są, operacyjnie to nie jest żaden teatr wojenny (pomijając poza tym wyraźnie słabą Pindusów skłonność do ekspansji).

    Ograniczona ekspansja Kitajców na Sybir, moim zdaniem, jest przez radzieckich i chińskich towarzyszy cicho uzgodniona. Eksplozja demograficzna mieszkańców krainy Smoka nie jest, jak już mówiłem, dla bolszewików żadną zmienna decyzyjną - to nie o to chodzi że mają ludzi głęboko w dupie (to aksjomat) chodzi o to ,że w tej społeczności, jak widać, taka jest właśnie rzeczywistość!

    Jeżeli Jankesi szybko (na co powoli zaczynam tracić nadzieję) nie podejmą rękawicy szlag trafi ich i resztki naszych nadziei.

    OdpowiedzUsuń
  36. Amalryk

    Co prawda jedna jaskółka itp. ale:
    http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,Komisja-Kongresu-USA-ostrzega-przed-chinskimi-firmami-technologicznymi,wid,14989352,wiadomosc.html?ticaid=1f520

    Ale skoro 1) taki heads-up daje kongres USA, 2) Hujwej (czy jak to sie tam pisze) jest oprócz ZTE (Zingzhou Technology Enterprise, czy jakoś tak) jednym z największych dostawców podzespołów komputerowych, to taki sygnał dla amerykańskich producentów jest jasny.

    OdpowiedzUsuń
  37. Dżentelmen (und lejdis),

    Z tym Sybirem to Kitaj nie ma za bardzo gdzie ekspandować, bo na nim zasadniczo żyć się nie da. Nawet przy dzisiejszej technice walka w błocie po szyję albo -40 stopniach w śniegu na dwa piętra z liniami zaopatrzenia ciągnącymi się przez 2000 km pustyni albo gór to bariera zaporowa. Ewentualnym terenem konfliktowym mógłby być Kraj Nadmorski (Władywostok i okolice), może jeszcze Kamczatka.

    Co do Indii, to Himalaje to również konkretna zapora, a poza tym ich naturalnym terenem ekspansji są odpadnięte od nich części, czyli Bangla Deszcz i Stan Paki.

    Na współpracę z tym drugim stawiają Chińczycy, bo zależy im na dojściu do Oceanu Indyjskiego. Kitaj obecnie łatwo zablokować drogą morską. Jeśli będą chcieli przeć militarnie, to pewnie właśnie na Pakistan.

    OdpowiedzUsuń
  38. tj

    //Jeśli będą chcieli przeć militarnie, to pewnie właśnie na Pakistan.//

    Tu racja o tyle, że Pakistan jest w sumie jedyną drogą lądową do Indii. Pytanie, czy rawalpindim byłoby na rękę und w smak, żeby kitajce rozprawiły się z ich "odwiecznym wrogiem". Mieć na pieńku ze stosunkowo słabym przeciwnikiem, jakim jest stan pakich (w języku lengłydż "paki" to mniej niż uprzejmy termin określający wszystkich czarniawych nie będących murzynami czy skośnookimi) to jedno. Mieć jako sąsiada tego samego "odwiecznego wroga" w formie kolonii kitajskiej, to całkiem inna para gumofilców.

    OdpowiedzUsuń
  39. A tak swoją drogą, to mogę Wam sprzedać całkiem wyczerpującą listę lengłydżojęzycznych nader nieuprzejmych terminów określających inne nacje. Jak kto chce, to służę.

    OdpowiedzUsuń