Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bóg. lewizna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bóg. lewizna. Pokaż wszystkie posty

sobota, listopada 12, 2011

Moje intuicje na temat wczorajszej prowokacji

Od kiedy tylko dowiedziałem się - przyznam, ze zdziwieniem, bo to naprawdę skrajna już bezczelność i dość gambitowe zagranie - że żydokomuna od Gazownika ściąga nam tutaj na 11 listopada potomków SS-manów (o potomkach Rosy Luxemburg nie wspominając), tak sobie to zinterpretowałem, że miłościwie nam panujące elity chcą szybko i radykalnie oddzielić wychodzących, już teraz, na ulice prawicowych oszołomów, od tych, którzy być może będą chcieli wychodzić na ulice za pół roku, za rok, i długo, długo potem (jeśli im się oczywiście tego na czas z głowy nie wybije).

Miałoby to działać w ten sposób, że siedzący przed telewizorem leming - wciąż "proeuropejski", wciąż wykształcony i z wielkich miast, wciąż jakoś tam z trudem wierzący w świetlaną przyszłość, i który całkiem niedawno zagłosował na swoich ulubieńców, więc o żadnym nagłym przebudzeniu i poznawczym dysonansie, podważającym jego elementarną zdolność kojarzenia nie marzący - TERAZ nastawi się do tych demonstrujących na ulicach oszołomów i "polskich szowinistów" negatywnie, a do zwalczających ich "sił porządku", władzy i czego tam jeszcze pozytywnie, to i za jakiś czas nagle nie będzie mu łatwo zmienić o 180 stopni swych sympatii, samemu wyjść wraz z tymi oszołomami na ulice i robić wbrew tej samej władzy, którą teraz tak głośno i z przekonaniem będzie popierał.

(Ludzie - to było tylko jedno zdanie i nie dało się nijak podzielić na mniejsze akapity! Niesamowity jestem.)

To bardzo, przyznam, sensowny pomysł, praktykowany zresztą od tysiącleci - wystarczy sobie przypomnieć Alkibiadesa i aferę z hermami. To był oczywiście nieco inny wariant, bo tam chodziło (zapewne, bo nic na sto procent wiedzieć już nie będziemy) o spójność grupy, jak powiedzmy w gangu, gdzie nowoprzyjęty musi na początek dokonać poważnego przestępstwa, żeby były haki i żeby gość był naprawdę "z nami". Jednak, w wariancie nieco "luźniejszym", reżimy totalitarne, a w każdym razie komuchy, bardzo skutecznie od zawsze potrafili umaczać masę ludzi, nie całkiem "swoich", we własne zbrodnie, kompromitacje, idiotyzmy...

I ci ludzie nie musieli być ani do końca przekonanymi komunistami, ani nawet partyjni - po prostu udało ich się postawić to "właściwej" stronie linii (frontu) oddzielającej komuszą władzę od (wciąż) większości zwykłych, raczej przyzwoitych i nawet jakoś tam patriotycznych ludzi. No a potem przejście przez tę linię frontu na drugą stronę - od światłej elity do głupków, oszołomów, nieudaczników itd. - nie było już wcale prostą decyzją.

Mamy tu zarówno skomplikowane i dość nawet wyrafinowane maczanie artystycznych, intelektualnych (przeważnie do wzięcia w DUŻY cudzysłów zresztą) elit, jak i przymuszanie całkiem zwykłych ludzi do udziału w wiecach potępiających wrogów socjalizmu, że nie wspomnę już o pochodach, czynach społecznych i głosowaniach.

Prosta sprawa w sumie i nie powód, żeby ktoś taki jak Pan Tygrys poświęcał temu cały wpis. Ale właśnie przed chwilą przyszło mi do głowy - już po fakcie, a nawet po przeczytaniu na jego temat w sieci, plus usłyszeniu tego, co mi mimo woli wpadło w ucho z reżimowej telewizji - że w tym być może jest jeszcze coś więcej. Otóż kiedy już wiem, jak ordynarna, jak grubymi nićmi szyta była ta prowokacja, czyli jak ostry gambit pozwoliła sobie ta władza, wraz ze sprzyjającą jej lewizną, rozegrać...

I ze wszystkim innym, co za tym prawdopodobnie stoi, bo rzecz była naprawdę "międzynarodowa" i raczej nie sądzę, by to była wyłącznie robota czysto warszawskiej żydokomuny i zupełnych kagiebowskich dołów z priwiślinskiego kraju... Raczej jednak "europa" także, a co najmniej nasz wielki przyjaciel z zachodu, który nam tu przysłał te bojówki... No więc przyszło mi do głowy, skoro to na taką aż skalę, i z pewnym jednak wiążącym się z tym ryzykiem, zrobiono, no to tu może chodzić o to, żeby wykopać PRZEPAŚĆ nie do przebycia pomiędzy WSZELKĄ LEWICĄ I WSZELKĄ PRAWICĄ.

Nie wiem, czy oni przeczytali niedawny tekst Pana Tygrysa o tym, że to już nie podział na lewicę i prawicę jest teraz istotny (choć oczywiście TOTALITARNE i/lub NIHILISTYCZNE LEWACTWO tym bardziej stanowi wroga dla obu!), i że jedyną naszą, naprawdę naszą - nie czekając na dintojry między nimi tam, u góry, na co nie mamy bezpośrednio żadnego wpływu - siłą są masy "ludowe", a te z definicji "należą" do lewicy, podczas gdy prawica nigdy nie miała i nie ma do nich ani serca, ani rozumu, ani żadnego na nie przełożenia. (Wandee i obrony Alcazaru to "wyjątki potwierdzające regułę"! Teraz sytuacja jest całkiem inna.)

No i oni tak sobie może wykombinowali, że jeśli teraz ostro zaczną wykopywać tę przepaść, a przy okazji wojenny topór, pomiędzy prawicą, wszelkimi patriotami swoich narodów (szczególnie dzisiaj w Europie), ludźmi niezależnie myślącymi, ojrosceptykami itd.- z jednej strony; i lewizną - z drugiej...

To ta przepaść ma szansę się rozszerzać, dzięki czemu powstanie skuteczna (z ich punktu widzenia) przepaść pomiędzy PRZYZWOITĄ I NIEGŁUPIĄ lewicą, która w obecnej dobie będzie dla nich zapewne stanowić NAJWIĘKSZE ZAGROŻENIE, i prawicą, ludźmi nastawionymi patriotycznie, sceptycznie wobec tego co się teraz na świecie dzieje, naturalnymi wrogami Nowego Światowego Porządku itd.

I że dzięki temu - albo uda się zrobić tak, że jeśli jedni wyjdą na ulice protestować z powodu głodu, chłodu i czego tam jeszcze, to drudzy na pewno nie wyjdą... Albo, lepiej, że od razu zaczną się między sobą naparzać... A władza, w roli mądrego arbitra, będzie napuszczać swoje kundle na kogo zechce, i w ogóle robić co zechce, bo już będzie miała całkiem wolną rękę.

To by było w sumie na tyle. Proponowałbym się nad tym zastanowić. I powtarzam - nie mam pojęcia, czy oni to wyczytali u Pana Tygrysa, co i tak zasługiwałoby na pewien podziw, bo znaleźli, zrozumieli i szybko zastosowali. Zresztą żartuję, że u mnie to wyczytali, choć ja ten swój tekst uważam za naprawdę bardzo ważny i wart rozpropagowania.

Oni na pewno na to wpadli sami i naprawdę wszystkie te głupie mordy, wraz z jeszcze głupszymi nieraz wypowiedziami, nie powinny nas mylić. Ani ci wszyscy durni hunwejbini, których oni używają dokładnie do tego, co czego się tacy nadają. Jak mawiał dawno temu mój ojciec, odnosząc się do kremlowskich przywódców i ich sukcesów w zwalczaniu szeroko pojętego: "To banda idiotów, ale postępuje niczym stado geniuszy!"

Warto się chyba zastanowić, bo mogę mieć tutaj rację. A jeśli by się okazało, że jest spora szansa, że ją mam, i w takim właśnie celu są podejmowane te ich ryzykowne działania, no to warto się zastanowić, co my na to. W sensie co robimy, jak odpowiemy. No i naprawdę nie lekceważyć wroga, bo jak się patrzy na mordy tych Michników i Blumsztajnów, to się faktycznie człekowi żal robi i dałby jałmużnę, ale to nie tak.

Czy ta ich gra - z nami, w sensie przeciw nam - jest już aż tak łatwa i prosta, czy też oni tam mają naprawdę niegłupich przywódców, i, w odróżnieniu od naszej, ich hierarchia autorytetu, hierarchia decyzyjna itd. działają bez zarzutu... Nieistotne, istotne jest, że, mimo tych durnych ryjów, i mimo wszystkich tych pierdołów, które niektórzy z nich raz po raz publicznie wygłaszają, ich się nie powinno lekceważyć!

Tym bardziej, że nawet cieszenie się z tego, jak "im się ta wczorajsza prowokacja nie udała" i "jacy to Polacy są silni", moim zdaniem robi im jak najbardziej na rękę, co najmniej dlatego, że to nie całkiem prawda, a na samooszukiwaniu daleko nie zajedziemy.

Jeśli ktoś się przejmuje tym, co ja piszę, to zachęcałbym do przeczytania tego mojego tekstu o prawicy i lewicy, przemyślenie go, i wyciągnięcie wniosków... Jakich? Sam nie wiem do końca, ale jak ktoś coś wymyśli, to mógłby się np. ze mną podzielić. Tak czy tak, prawica patrząca wyłącznie w przeszłość jest chyba nawet bardziej bez sensu, niż taka lewica.

Oni mają, przynajmniej potencjalnie, Masy... (Mówię oczywiście o Przyzwoitej lewicy, nie o totalitarnej lewiźnie! O naszych, da Bóg, sojusznikach.) Lewica zatem ma Masy, no to i Prawica powinna chyba coś wnosić do tego związku, a także po prostu coś sobą reprezentować. Ja głosuję na ROZUM. Nie przerost kory mózgowej, ale prawdziwy Rozum. Przynajmniej na tym etapie. ("Mądrość etapu" w wydaniu prawicowym.) Ma ktoś lepsze sugestie?

A dla wszystkich leniuszków out there oto linek do tego mojego tekstu, o którym mówiłem: http://bez-owijania.blogspot.com/2011/10/wszystko-co-chcieliscie-kiedykolwiek.html.

triarius

niedziela, października 16, 2011

Kobieta i Koń Który Mówi

Kobiety mają praktycznie taki sam mózg, jak faceci. W każdym razie pod względem samego "sprzętu". Dlaczego tak jest? Za odpowiedź powinna wystarczyć znana anegdotka o Napoleonie, burmistrzu i armatach. (Z drobnym komentarzem dla mniej domyślnych.)

Po prostu "nie było sensu" konstruować dwóch różnych mózgów dla tego samego w końcu gatunku - jako że kobiety i facety rozmnażają się (i ewoluują) jak najbardziej wspólnie, i  W TYM sensie to jest biologiczna jedność. "Zbyt wysokie koszty", w tym także koszty testowania i aktualizacji.

Dla kogo? A dla Mamy Natury oczywiście. Za którą, jeśli komuś zależy, może oczywiście stać Bóg. W końcu, jeśli nie jesteśmy jakimiś fundamentalistami z Pasa Biblijnego, to raczej wypada się zgodzić, że On tak właśnie to zwykł robić.

I nie ma w tym fakcie - że wrócimy do głównego wątku, czyli jednakowości męskich i żeńskich ludzkich mózgów - nic specjalnie smutnego, choćby dlatego, że one i tak mogą bardzo różnie funkcjonować, a to dzięki sprawom od mózgowego hardware'u subtelniejszym, jak np. hormony, nie mówiąc już o samym oprogramowaniu. (Oczywiście różnica średniej wielkości babskiego i męskiego mózgu to sprawa w praktyce bez znaczenia, poza tym, że kobietom jest go łatwiej chłodzić, dzięki czemu nawet te bystre nie muszą koniecznie w tym celu łysieć.)

Mózgi mogą być praktycznie takie same, a jednak ich działanie i, co najważniejsze, jego skutki, są znacząco inne. Poza oczywiście pewną istotną wspólną częścią, w rodzaju: "jak się pali, to uciekać... jak głodny/głodna, to jeść... gdzie by tu znaleźć kogoś, kto by mnie pokochał i w dodatku pomógł spłacać raty za brykę?"

Na poziomie przyczyn, tych bardziej namacalnych, jest to sprawa głównie wspomnianych już hormonów, zaś na poziomie bardziej ze sfery cybernetyki, sprawa priorytetów. Kobieta, ta inteligentna, z pewnością wymyśliłaby to samo, co inteligentny facet - gdyby tego naprawdę pragnęła. W sensie, że gdyby to stanowiło tak samo ważną dla niej, jak dla niego, sprawę, i gdyby... W sumie musiałaby żyć w całkiem tym samym mentalnym świecie, co on, to zaś w sumie wymagałoby, żeby po prostu żyła jak on. Czyli była nim!

Wtedy - zgoda! Nieco mniejszy mózg, przy proporcjonalnie mniejszym całym ciele, nie robiłby tu żadnej istotnej różnicy. Jednak wszystkie te macice, wertykalne uśmiechy, słodkie piersiątka... Te jędrne zadki, wyniosłe, schludne, wręcz stworzone na lubych harców przystań lubą... (Żem się tak rozmarzył Villonem, w przekładzie Boya, któren był świnią, ale przekład genialny.)

Wszystko to wpływa na życie swego nosiciela, w tym przypadku nosicielki. Taka macica na przykład b. radykalnie wpływa na środowisko hormonalne organizmu, o jajnikach (w przeciwieństwie do jajc, które oczywiście też) już nie wspominając.

Baba, kochane ludzie, to, na poziomie biologicznym, całkiem co innego niż facet! Także, jeśli się uzna, że "najważniejszy jest mózg". (Z czym akurat możemy się w tym naszym tu kontekście zgodzić, choć oczywiście nie da się obiektywnie stwierdzić, że np. kręgosłup albo... Co się będziemy! - vagina - są "mniej ważne". Swoją drogą piszę po łacinie, jak jakiś misjonarz wśród dzikich i rozpustnych plemion.)

Z różnic biologicznych wynikają oczywiście różnice społeczne - i odwrotnie, bo tu mamy, jak zresztą w wielu miejscach, piękny przykład sprzężenia zwrotnego. Oczywiście w tę drugą stronę to działa powolutku, ale Mama Natura (czy Ewolucja, choćby ta z Boskiego przyzwolenia, a raczej nakazu) ma czas.

Skoro sobie już (jak mam nadzieję) ustaliliśmy, że kobieta "by mogła" to samo wymyślić... Zresztą, czy przeciętny facet wymyśla jakieś genialne rzeczy, że spytam? Bez przesady! Daleki jestem od głoszenia, że każdy facio to z definicji gigant nawet w takich całkiem męskich sprawach, jak filozofia, rzucanie kamieniami, ciosy bokserskie... (Tych dwóch ostatnich rzeczy kobiety genetycznie nie potrafią, choć niektóre daje się tego nauczyć. Co zresztą akurat nam super pasuje do naszego wywodu.)

Mogłaby - wymyślić to samo znaczy - teoretycznie, ale normalna, zdrowa i niezmanipulowana kobieta po prostu nie chce. A gdyby w jakimś momencie zechciała, to i tak jej to raczej nie wyjdzie, bo ten moment trwa zbyt krótko, więc ona nie ma przygotowania... Itd.

Nic w tym takiego, co by kobietę, "jako taką", miało kompromitować, czynić gorszą. Czy nawet choćby głupszą! Kobiety SĄ przeważnie głupsze - ale w męskim świecie. Który ja akurat (inaczej niż wielki Robert Graves na przykład) uważam za normalny i właściwy. Jednak i w nim kobiety wcale nie muszą być głupie, ani nawet głupsze - po prostu nie musząc zajmować się sprawami nieswojej płci i nie próbując rywalizować z mężczyznami na ich poletkach.

To znaczy - istnieją oczywiście kobiety, które na nich rywalizują i całkiem dobrze im to w dodatku wychodzi. Moje Drogie Przyjaciółki naprawdę nie mają powodu czuć się przez ten mój tekst obrażane! Czy umniejszane. Niektóre kobiety potrafią, a część z nich czyni to nawet z kobiecym wdziękiem, potrafi wnieść w te sprawy kobiecą perspektywę, wyciągnąć wnioski z unikalnie kobiecych doświadczeń. I różne inne tego typu piękne sprawy.

I to jest cenne! Bez żadnych kpin czy przekąsów to stwierdzam. Co nie zmienia faktu (nawet patologicznych przypadków w rodzaju różnych Śród nie licząc), że spora część tego, co kobiety robią na męskich poletkach, mogłaby być albo wcale nie robiona, albo też robiona przez facetów - mniejszym wysiłkiem, naturalniej, z większą zapewne przyjemnością (chyba, że mówimy o przyjemnościach, jakie daje chwilowa ulga w dotkliwej zawiści o penis), a przeważnie i lepiej.

Co więcej, dziwna sprawa, te kobiety, które na tych, w sumie męskich, poletkach radzą sobie tak, że żaden znawca nie byłby skłonny ich stamtąd wyrzucać i zastępować facetami, jakoś często odległe są od feminizmu i owe różnice pomiędzy płciami właśnie podkreślają. Więcej powiem! Część z nich nawet głośno mówi o tym, że kobiety są "głupsze", "mniej twórcze" i tak dalej! W czym może nawet nieco przesadzają.

A w każdym razie nie zawsze wystarczająco wyraźnie szkicują kontekst i nie mówią, że np. istnieją kobiece domeny, gdzie żaden facet nie ma szansy, i to jest o wiele bardziej wyraźna sprawa, niż w przypadku kobiet na męskich poletkach. Zresztą sądzę, że one to przeważnie wszystko wiedzą, tylko te ich teksty są często prowokacyjne, a zresztą w sumie piszą o tych wszystkich cudach ginekologii i macierzyństwa, tylko to jakoś czytelnikom łatwo umyka. (Konkretnie myślę tutaj głównie o tym, co pisze niezrównana panna Magdalena Żuraw, ostatnio także na szalomie. Potem poszukam linka, na razie jestem w boskim szale i piszę.)

Dla mnie kobieta popisująca się (bez jakichś szczególnie negatywnych konotacji!) na typowo męskim poletku, a za takie uważam w sumie niemal wszelkie życie intelektualne czy polityczne (dlatego też np. obecne "prawa" o parytetach na listach widzę jako wyjątkowo obrzydliwe) jest niczym Koń Który Mówi. Jak się ma takiego konia, albo jak się go spotka, człek może się zachwycić - że paczpan koń, a poza tym potrafi jeszcze gadać!

Albo też może to traktować jako, zabawny poniekąd, ale jednak wybryk natury. W końcu od gadania to mamy masę innych istot, konkretnie ludzi, z których faktycznie część mogłaby mówienie zostawić koniom, ale jednak niektórzy mówią z sensem, o jakim koń zapewne nawet nie marzy.

Koń ma masę innych zalet. Koń to chodzenie na czubkach paluszków - bo czymże są jego pęciny i kopyta? Koń to nogi pompujące krew i wspomagające jego, stosunkowo niewielkie, serce. Koń to przepiękny, wspaniale umięśniony zad (w czym przypomina... mniejsza z tym). Koń to wrażliwe usteczka z przerwą między zębami dokładnie taką, jak nam potrzeba (w czym przypomina...). Koń to grzbiet jakby stworzony do siodła, a i na oklep się da, choć raczej nie kłusem (w czym...).

Czy więc gadanie tak wspaniałego stworzenia dodaje mu jakieś naprawdę cenne atrybuty? Nie mam tu pod ręką konia, niestety, ale czy moja obecna kotka, albo którykolwiek z moich, i znajomych, dawnych i nieobecnych kotów, byłby fajniejszy, bardziej godzien szacunku, gdyby gadała/gadał? (Nie da się jednak dziś całkiem uciec od tego urzędniczego żargonu. Smutne!) W każdym razie gdyby gadała/gadała poniżej poziomu kogoś, kogo warto słuchać, nawet jeśli nie jest kotem?

Chyba żeby potrafił ten kot (koniec już tych wygłupów z rodzajami!) nam pokazać świat ze swojej kociej perspektywy. Bez udawania człowieka, bez zgrywy, szczerze do bólu, ale z kocim wdziękiem. Wtedy tak - niech gada! (Ale też nie przez cały czas, bo ja chcę jednak prawdziwego kota, a takie nie gadają.)

Mam wątpliwości, choć to oczywiście nie da się "naukowo" rozstrzygnąć. Co mi zresztą nie przeszkadza, bo Dilthey ze Spenglerem sprawę "naukowości nieścisłej" definitywnie raz na zawsze wyjaśnili. (Tylko wy ludzie o tym wciąż jeszcze nie wiecie.)

Kobieta - ta normalna, zdrowa, nie ogłupiona przez lewiznę i nie przymuszona przez paskudne okoliczności do zostania traktaristką Frosią, czy inną leberalną "superwoman" - to nie facet! Facet - przynajmniej ten zdrowy - nie leming oglądający "Taniec z Gwiazdami" i depilujący sobie różne rzeczy - to nie kobieta! Czy jest w tym coś smutnego? Ja nie dostrzegam!

Arabowie podobno modlą się jakoś tak, że: "Dzieki Ci o Panie, że nie stworzyłeś mnie osłem, wielbłądem, ani kobietą". Mi się ta modlitwa, przyznam, okrutnie podoba. Sam bym się modlił podobnie, gdybym się oczywiście modlił. Z drugiej strony - i TU jest właśnie hund begraben! - zdrowa i prawdziwa kobieta nie tylko ma prawo, ale i poniekąd obowiązek, modlić się jakoś w stylu: "Dzięki Ci o Panie, że mnie stworzyłeś kobietą!"

Właśnie tak! Nie całkiem symetrycznie, bo pozytywnie, podczas gdy tam było negatywnie. Ale tak właśnie i w dodatku wydaje mi się to jeszcze o wiele ważniejsze. Nie chciałbym tutaj zbaczać się na śliski grunt amatorskiej ginekologii, czy "psychologii podlotka" (taką naukę stworzyłem sobie w początkach liceum, dawno temu)... Psychologii kobiet raczej - mniej dźwięczne, ale też mniej potencjalnie mylące...

Ale dla mnie prawdziwa kobieta - a tylko takie mnie naprawdę kręcą, gdyby to kogoś przypadkiem interesowało, bo wybredny jestem w tych sprawach nie do uwierzenia! - to taka, która co najmniej raz dziennie dziękuje Bozi (przez co możemy rozumieć Boga, albo Matkę Boską, albo nawet jakąś tam Wenus czy Izydę, bo nie chodzi nam tu w tej chwili o propagowanie jedynie słusznych religii) za to, że jest właśnie kobietą.

Ze wszystkim, co się z tym łączy. A więc drugorzędne i trzeciorzędne cechy płciowe - wszystkie te (ach!) rozkoszne okrągłości, fałdki, nie zapominając oczywiście o cycuszku (jędrnym, żeby znowu pojechać Villonem, albo i nie jędrnym, takie też są słodkie)...

I ta babska psychika, o której sobie rozmawialiśmy. Ale nie tylko to - także te unikalnie żeńskie sprawy, których żaden facet nie zrozumie, choćby pękł... Przed którymi każdy w miarę normalny facet, gdyby ich posmakował, uciekłby z płaczem i potem by się ze wstydu cały czas starał zapaść pod ziemię... A panie poddają się temu z wdziękiem. Oczki skromnie spuszczone, buzia w ciup, rączki w małdrzyk, nóżki... Bez stawiania kropek nad i mi tu proszę!

Wszystkie te menstruacje, defloracje, wizyty u ginekologa, wydawanie na świat (i nie mówię o pieniądzach), karmienie piersią... W sumie, jak być może najlepszym i najszybszym testem na lewactwo/prawicowość jest pytanie "czy zgadzasz się z tezą, że chłopa od baby różni tylko jedna, mała i mało ważna, rzecz?" - tak samo testem na prawdziwą kobiecość mogłoby być pytanie: "Czy jesteś dumna i w sumie szczęśliwa z powodu swoich menstruacji?" Sorry jeśli kogoś zaszokowałem, czy zszedłem, jego (jej) zdaniem z wyżyn, by nurzać się w... W czym tam się nurzam.

Freud się gorzej nurzał i go szanowali, choć trochę bez sensu. I to nawet naziści. (Nie żeby coś.) Ja tu sześć lat już piszę, więc może po tak długim czasie jeden tego typu tekst to nie jest zbyt wiele. W końcu kobietom - a właściwie KOBIECIE, bo ona jest tak naprawdę JEDNA, tylko w różnych wcieleniach! - też się chyba coś na tym blogu należy. I, nawet jak im się to nie podobało, to jednak ja to głównie dla nich napisałem i postaram się naprawdę lojalnie potraktować wszelką krytykę, tym bardziej jeśli ona będzie z ich strony.

Fajnie by było, gdyby tu się teraz zleciała cała lewizna, ale chyba nie ma na to nadziei. Fajnie by było, bo to chyba w sumie ostrzejsze od tekstów panny Żuraw, które lewiznę do szału doprowadzały, a ja w dodatku nie jestem nawet kobieta. Ale by mi się dostało, gdyby się dowiedzieli!

Co zaś do ludzi zdrowych i normalnych, to donoszę, że jeśli jakimś cudem udało mi się sprowokować dyskusję i będzie zainteresowanie, to mam jeszcze w głowie (i sercu, na tym poprzestając) dalszy ciąg tego tekstu, rozwijający ów temat. W dość, jak sądzę, interesujący sposób. Ale musi być zainteresowanie, bo inaczej czekajcie sobie następne sześć lat. Kiedy to i tak już nie będzie prawicowych blogów i innych tego typu niepoprawnych spraw, więc się nie doczekacie. A więc?

triarius