sobota, września 21, 2013

Żebyście se nie mysleli!

Żebyście se nie myśleli (powtarzam z tytułu, co za marnotrawstwo!), że:

1. To jest TAKI blog;

2. Poradzicie sobie bez TAJNYCH KOMPLETÓW (czy może tajnych PENSJI DLA PANIEN, bo tam z pewnością uczyli francuskiego, wiem, bo babcię miałem po Sacré Coeur);

3. Dzisiejsza prawica może mieć jakiekolwiek szanse na sukces bez PRAWICOWEGO LIBERTYNIZMU;

4. Że od BAROKU nastąpił jakikolwiek istotny POSTĘP w sztukach, a szczególnie w muzyce... (OK, Buck Owens i The Pogues są słodcy, choć to też nie przeczy mojej tezie, ale ja mówię o Beethovenach i Fryckach);

5. Oraz z paru innych powodów, których tu, z takich czy innych przyczyn, nie wymienię...

Tak więc, ze wszystkich wyżej wymienionych powodów, i paru niewymienionych - oto przepiękna francuska balladka z wysoce arystokratycznych sfer, o dziwnie kontrowersyjnej, z punktu nie tylko JUDEOCHRZEŚCIJAŃSKIEJ moralności, treści. (W NIEKTÓRYCH kontekstach, np. takich jak właśnie ten, jest to bardzo adekwatne określenie! Są to jednak całkiem inne konteksty, niż te, w których to słowo się powszechnie ostatnio stosuje, i to, niestety, nie tylko w Gazownikach tego świata. Dixi!)

Żałujcie, że nie rozumiecie o co tam chodzi! (A kto rozumie, niech się cieszy, pęcznieje z dumy, a uszy mu płoną z tych tam matrymonialnych treści. Z wyższych sfer, hłe hłe!)

Swoją drogą ja sam od niemal pół wieku zachodzę w głowę, czy oni to na serio. (Bo znałem to z wykonania niedawno zmarłego Mouloudjiego. Czasem takie rzeczy puszczali w Trójce.) Melodia w każdym razie jest prześliczna, a wykonanie bardzo dobre. Ech - teorbany, viole da gamba... I komu to, @#$%^ mać, przeszkadzało?





triarius

P.S. OK, przyznaję - w powyższym wykonaniu wcale nie jest łatwo zrozumieć tekst i intrygę. Nawet jeśli ktoś, jak ja, po Sacré Coeur. (Pośrednio.) Oto inne wykonanie, mniej tradycyjne, bardziej popmuzyczne, dość nawet swego czasu popularne (słuchałem tego czasem w mrocznych latach Gierka). Tutaj już WSZYTKO jest jak na dłoni.

Żadnego w bawełnę owijania! (Choć jednak nie całkiem, bo jedno wysoce arystokratyczne i mało judeochrześcijańskie słowo zostało tu zastąpione słowem o wiele oględniejszym, choć sens jest w sumie całkiem ten sam.)