niedziela, czerwca 15, 2008

Wojna konserwatyzmów

Roboty nadal będzie w bród, forsy też - zarówno w formie legalnych pensji, jak i najprzeróżniejszych lodów... Cała machina będzie się nadal kręciła, mniejsza o tempo, byle kierunek był odpowiedni i nie stało w miejscu. Lud pokazał wprawdzie, że w swych mniej uświadomionych warstwach konieczności dziejowej nie rozumie, ale to przecież tylko wtedy, gdy mu ktoś jakieś referendum zorganizuje - w innym przypadku lud NIE, ani tym bardziej WON, z pewnością nie powie.

Jest więc w tym NIE, w tej lekko przyżółconej karteczce, którą ludność Irlandii dała ojrobiurokracji i jej wielkim planom jakikolwiek w ogóle problem dla tych ostatnich? Jakieś tam drobne problemy faktycznie mogą być. Bo to i co poniektóry świeży i wciąż naiwny ojroneofita może przepłakać kilka nocy z żalu, że go nie kochają tak, jak tego oczekiwał. Jest też minimalne zagrożenie życia ojrobiurokratów: kiedy taki wpadnie do rzeki, a nie umie pływać, okazuje się, jakkolwiek to szokujące i przykre, że być może nie byłoby dlań najlepszą strategią wykrzykiwać "Jestem Wysokim Eurokomisarzem do Spraw Walki z Homofobią i Połowami Dorsza, pomocy!"

W sumie jednak lud z biurokracją nie wygra, jeśli ta będzie działać odpowiednio powoli, odpowiednio niewielkimi kroczkami. A czasu to ona ma, bez obawy! Żaden zatomizowany lud nie wygra z ogromną biurokratyczną machiną o ogromnych, choć odpowiednio mętnie sformułowanych kompetencjach, całkowicie przed tym ludem nieodpowiedzialną - zarówno w całości, jak i pojedynczo... Tym bardziej, że ten lud staje się w stworzonym mu świecie konsumpcji, łatwej rozrywki i odpowiednio spreparowanej informacji, z dnia na dzień zatomizowany coraz bardziej.

Jak lud ma wyrazić swój protest, skoro nie tylko przepaść w ew. uzbrojeniu między nim a władzą - która jeszcze, mówię o przepaści, w dziewiętnastym wieku drobna, obecnie jest ogromna... Ale także skoro by ten lud mógł się dzisiaj do czegokolwiek skrzyknąć, konieczne jest używanie do tego internetu, a coś takiego w każdej większej skali władza od razu wykryje. I nikt w dodatku nikogo prawie naprawdę i osobiście nie zna, więc nie może nikomu ufać, a jeśli zaufa, można się założyć, że to właśnie będzie agent. (O takich trudnouchwytnych sprawach, jak sama natura dzisiejszego masowego człowieka - wielkomiejskiego "kształcunego" leminga schyłkowej epoki - nie będę już nawet szerzej wspominał, choć w mojej opinii to właśnie ma zapewne największe znaczenie.)

Tak więc, jeśli mnie moje zwykłe wyczucie historycznych trendów nie myli, Ojrounia nie będzie miała większych problemów ze zrobieniem tego, co zrobić zamierzała, a brzydcy Irlandczycy jej nabruździli niewiele. Zrobi to, po prostu nieco bardziej biurokratyczną i zakamuflowaną metodą, nieco wolniej. Gdzie może zacząć napotykać pierwsze poważne problemy? Może nigdzie, i pojedziemy gładkim szusem do Świetlanej Przyszłości, do Nowego Wspaniałego Świata.

Tak faktycznie może być, ale w tym celu lud musiałby się jeszcze nieco bardziej... Jak to powiedzieć? O! - "zeuropeizować". Chyba każdy rozumie co mam na myśli. Bo jeśli lud pozostanie na obecnym poziomie europeizacji, to, choć wysoki jest to poziom bez wątpienia, mogą się zacząć pewne problemy, kiedy Unia zostanie już państwem i np. trzeba będzie egzekwować kary dla różnych oszołomów. Taki oszołom potrafi bowiem (aj waj!) - a w każdym razie niewykluczone że spróbuje, jeśli się na Unię w dziecinny sposób obrazi (aj waj!) - robić rzeczy tak straszne, jak spalenie ojroflagi (aj waj!), wsadzenie jej w gówno (j.w.), pisanie na blogu antyojro treści, krzywe spojrzenie na przedstawiciela ojroelity (który w dotatku mógłby być rabinem, aj waj!)...

I to trzeba będzie oczywiście tępić. W majestacie prawa. Całym. Wtedy zaś istnieje śladowe ryzyko, że inne oszołomy zaczną w tej sprawie - w sprawie tego "prześladowania" wolności słowa i takich tam - wariować. I dalej demonstrować antyeuropejskie postawy. Posuwając się (aj waj!) do wkładania w gówno jeszcze większej ilości ojropejskich flag! (Czyż muszę pisać, co tutaj powinno być? Czytelnik sobie z pewnością sam "aj waj!" dośpiewa.)

To jest ta pierwsza możliwa przeszkoda. Żadna nilowa katarakta, z pewnością, ale jednak Unia woli nie ryzykować, a Unia ma czas, więc ryzykować nie musi. Nie, żeby zaniedbywać miała sprawę wychowania Nowego Ojroczłowieka. W tym celu... Słuchajcie, słuchajcie, bo to wielu z was zaskoczy! W tym celu posługiwać się będzie... KONSERWATYZMEM! Nie żeby już dzisiaj tego nie robiła. Unia ma już przecież swoich Ujazdowskich, a nie dalej niż wczoraj Saryusz-Wolski odgrażał się mi na WSI24, że mi (słuchajcie, słuchajcie!) "będzie tłumaczył Europę". W dodatku to miał być "dialog", ale spytać mnie niestety zapomniał, czy i jakie to sprawy to ja z kolei bym mu miał ochotę wytłumaczyć.

Oczywiście, lewaccy hunwejbini są ważni! W pewnym sensie to nawet podstawa. Jednak sama natura hunwejbina polega na tym, że się władza do niego za bardzo nie przyznaje. Starczy podszczuwanie, zapładnianie i tolerowanie. (Takich prostych rzeczy muszę tych moich czytelników uczyć?) Prawdziwą siłą uderzeniową Unii - jej "kowadłem", jak to stosowane przez armię Aleksandra, są konserwatyści właśnie. (Podczas gdy lewactwo jest oczywiście, skorośmy przy starożytnej sztuce wojennej, "młotem", czyli konnicą, naganiającą wroga na kowadło.)

Konserwatyzm to dla mnie piękna idea i jedyna uniwersalna polityczna ideologia, którą potrafię brać poważnie. (Nauka Kościoła Katolickiego to jednak nieco inna sprawa.) Oczywiście właśnie dlatego, że konserwatyzm to właściwie "antyideologia". Czyli odrzucenie wszelkich "prawdziwych" ideologii. Które są z definicji w najlepszym przypadku b. strywializowaną filozofią, a w gorszych utopijnym wariactwem, w każdym zaś razie jakąś abstrakcyjną "Prawdą", w odróżnieniu od Faktów, na których powinna być budowana polityka. (Ja po prostu nie wierzę w ideologie, które odnoszą się rzekomo tak samo wspaniale do Polski, Ekwadoru i powiedzmy Botstwany, sorry Korwin!)

Nie ma jednak róży bez kolców, więc konserwatyzm, właśnie w wyniku tego, że to antyideologia, b. jest ogólny. Z czego wynika, że daje się interpretować na najróżniejsze sposoby. No bo i Ujazdowski głosi się konserwatystą, ja zaś nie mogę mu prawa do tego tytułu odmówić, i ja też się głoszę. I dotychczas (wow!) nawet jeszcze żadnego certyfikatu do tego Ujazdowskiego czy, jego któregoś z jego kompanów, nie potrzebuję, co mnie różni od np. oscypka.

I teraz... Ten "europejski" konserwatyzm zwalcza i zwalczać będzie wszystko co "rewolucyjne" (w mniejszym lubi większym cudzysłowie), czyli wszystko co zakłada gwałtowne zmiany. Nie daj Boże, gdyby jeszcze miały być przeprowadzone w sposób "niekonstytucyjny", czy w ogóle gwałtowny! I oczywiście "europejska konstytucja" - jak by się oficjalnie nie nazywała i jak pokrętnymi metodami nie udałoby się jej ojrototalitarystom przepchać - także się liczy. Wara od niej, bo będziemy odcinać ręce i nie tylko (a tow. Środa wreszcie dozna zaspokojenia)!

Bardzo ładnie się to wszystko komponuje z nowym modelem demokracji, który co pilniejsi oglądacze przeświatłych i przemundrych programów w TV już poznali. Inni nie poznali i sami sobie są winni, prawda? Jak to mowi prawo rzymskie? "Nieznajomość obowiązującego prawa nie jest okolicznością łagodzącą." Że to tutaj nie całkiem się stosuje, o to mniejsza. Kto w końcu prawo, także rzymskie, interpretuje? Ciemny lud, kompromitujący się co pewien czas niezrozumieniem Europy? Czy też elity?

Właśnie, dobra odpowiedź - elity! No i teraz te elity się reprodukują przez kooptację. To właśnie jest nowy model demokracji. O którym większość plebejów - uważających się nadal za "suwerenny lud" - oczywiście wiedzieć nie musi i raczej nie powinna... Przynajmniej do czasu, gdy się wprowadzi odpowiednie środki... Kto rozumie, ten rozumie, a reszta niech sobie włączy jakiś serial. Albo mecz w piłkę.

Ten nowy model demokracji jest na razie nieźle przez masy proletów i elity mniejsze łykany. Jednak w momencie zaostrzenia się walki klasowej mógłby zacząć być kontestowany. Na szczęście są elity większe, czyli kto? Konserwatyści! Właśnie, brawo! Taki konserwatysta będzie własną piersią bronił elit - bo przecież konserwatyzm szanuje elity i uważa je za coś niezwykle istotnego... Oraz będzie też taki konserwatysta fukał i zapluwał się na wszystko, co trąci rewolucją.

Zaś bez rewolucji nie da się oczywiście zmienić tego, co w Europie, w wyniku II Wojny
Światowej, Zimnej Wojny i tych ostatnich przedziwnych, a jakże brzemiennych w skutki, 20 lat powstało. A więc konserwatysta, w "europejskiej" wersji, całkiem ze swego punktu widzenia uczciwie i z pełnym przekonaniem będzie wszystkie te dążenia zwalczał, a tym samym bronił Unii. Oraz tego, do czego ona dąży... Choć przecież jakiś inny konserwatysta, o nieco innych konserwatywnych priorytetach, rzekłby, i słusznie, że to całkowicie z konserwatywnym ideałem sprzeczne.

Wot zagwozdka, prawda? Deo volente, a także jeśli P.T. Czytelnicy wykażą zainteresowanie tym tematem, spróbuję wkrótce wyjaśnić jak JA osobiście rozumiem konserwatyzm - taki, przed którym zadrży zlana zimnym potem Ojrounia i ci wszyscy jej nadworni konserwatyści (niech im nawet będzie, że bez cudzysłowu).

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

P.S. Que será será, jednak nie odmówię sobie wklejenia tu przecudnego obrazka komentującego kopniak wymierzony Unii przez Irlandczyków. W istocie powstał on jeszcze przed, jako wyraz życzeń całkiem niemałej części Polaków. Oto...