Dzisiaj biężączka! (Łał!) Więcej niż zwykła biężączka nawet, bo dodatkowo, wybiegniemy sobie też o całe sto lat w przyszłość i to wszystko będzie przecudnie ze sobą splecione. (Znowu łał? Właśnie! I nawet potrójne.) Otóż dzisiaj z zachodniej telewizji dowiedziałem się, że sławny brazylijski gwiazdor mydlanych oper się nam utopił. Tyle to chyba każdy się dowiedział, ale na wszelki słuczaj przypomnę...
Odbyło się to w taki sposób, że w czasie przerwy w kręceniu bractwo poszło się kąpać i naszego aktora prąd zniósł na głęboką wodę. Krzyczał o pomoc, ale licznie tam zgromadzeni ignorowali te rozpaczliwe wołania, sądząc, że to część kręconego filmu. Nie chcieli przeszkadzać, bo to byłaby fopa i obciążono by ich kosztami, a do tego by się wygłupili jak smoki. Tak sam sobie to interpretuję, ale z pewnością się nie mylę.
To by jeszcze nie było nic specjalnie szokującego, zabawnego czy symbolicznego, ale z nieco szerszego omówienia dowiedziałem się, że w dwie godziny po tym, jak się biedak utopił, szukało go pięćdziesiąt osób i dwa helikoptery. Znaleźli w końcu, oczywiście, ale całkiem nieżywe ciało, ileśtam kilometrów w dół rzeki.
No i teraz wyobraźmy sobie historyka za powiedzmy sto lat. Załóżmy, że taka instytucja, historycy znaczy, jeszcze wtedy istnieje. Gość nazywa się Abu Ben... Cośtam, pisze po arabsku, a jego najlepsze dzieło to historyczno-detektywistyczny esej pod tytułem, który na polski tłumaczy się jako "Baśń jak wielbłąd". No i ten zdolny człowiek poszukuje symbolu upadku - jakżesz, patrząc z zewnątrz i nieprzychylnym okiem, żałośnie śmiesznego! - tej poprzedniej cywilizacji, po której sam nastał.
Co wybierze? Niewykluczone, że właśnie te dwa helikoptery i pięćdziesięciu pełnych świętego zapału ludzi, zajadle poszukujących człowieka, który już nie miał prawa od dwóch godzin żyć, a którego wołanie o pomoc, gdy jeszcze pomoc była możliwa, ignorowano w ogólnej wesołości i rozbawieniu.
Nasz zacny Abu mógłby też dodać taką drobną scenkę, która niby nic konkretnie nie oznacza, ale wbiła mi się w pamięć na lata. Otóż, w czasach, gdy miałem jeszcze w kablowym zestawie hiszpańską telewizję... Bo te mendy, chyba o tym sami wiecie, robią tak, że dają ci na dwa dni to, na czym ci zależy, w moim przypadku były to programy hiszpańskie i szwedzkie, a potem to wyłączają, a ty zostajesz z ogromnym comiesięcznym rachunkiem i setką filmowych kanałów dla ludzi gruntownie odmóżdżonych, oraz gdzie tylko jakiś celebryta ma ochotę się prolom pokazać...
Miałem ci ja więc tę hiszpańską telewizję, a tam pewnego razu pokazywali reportaż ze skoków na gumce, "bandżi" jakieś to się nazywa, czy coś. Skakali z takiego mostu wysoko nad wyschniętą rzeką. (No i znowu rzeka!) Skakali, skakali, nic się nie działo, aż wreszcie któryś skoczył, gumka z jakiegoś powodu okazała się przydługa, i gość wyrżnął głową pionowo o podłoże. Wyglądał po tym względnie normalnie, ale życia się w nim, oczywiście, już nic nie tliło, no bo niby jak?
Za to organizator tego całego skakania, właściciel i przedsiębiorca, żywy jak co najmniej pasikonik, zbiegł zaraz do tego tam nieboszczyka z nogami wciąż przywiązanymi do tej gumki i zaczął do niego przemawiać w tym duchu: "No, nie wygłupiaj się! Wszystko w porządku? No chodź, pomogę ci wstać. Ty już może dzisiaj nie skacz, co? Będzie OK, nie martw się!" Nie wiem, ale tak mi się widzi, że nasz Abu mógłby jakoś i tę historyjkę włączyć do swego opisu, czy raczej diagnozy, upadku poprzedniej cywilizacji. Co o tym sądzicie?
triarius
Bratem mi każda ludzka istota, o ile nie przyłożyła ręki do Postępu i Szczęścia Ludzkości. (Triarius the Tiger)
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą skoki na bungy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą skoki na bungy. Pokaż wszystkie posty
piątek, września 16, 2016
Wielbłąd, rzeka i my
słowa kluczowe:
cywilizacja,
historia,
mydlane opery,
skoki na bungy,
śmierć,
telewizja kablowa,
upadek Zachodu
środa, listopada 14, 2012
Kaczyński skacze w Moskwie na bungy
Tak sobie myślę... Tu mógłbym się zacząć bawić w suspense, udawać że to, co tu opisuję, to prawda, może by się ktoś nabrał... Dopiero po chwili bym wyjaśnił, że to tylko takie spekulacje i takie budowanie napięcia... Ale nie - powiedzmy to po prostu, bez żadnych cwanych literackich sztuczek. I tak, jak sądzę, jest w tym żądło i drapieżny pazur.
Tak więc wyobraźmy sobie, że gdzieś na wiosnę... Powiedzmy w kwietniu, czemu nie w niedzielę dziesiątego, Władimir Putin wystosowuje oficjalne pismo do przywódcy największej partii opozycyjnej w Polsce, krótko mówiąc do Jarosława Kaczyńskiego, oraz do jego najbliższych współpracowników, wymienionych z imienia i nazwiska, zapraszające ich w bardzo grzecznych i dyplomatycznych słowach do Moskwy, w celu, przede wszystkim, zakończenia ciągnącej się już zbyt długo kwestii katastrofy Smoleńskiej, ale także osobistego się zapoznania, przezwyciężenia ewentualnych osobistych animozji, wyjaśnienia wszelkich ewentualnych spornych kwestii... I miłego spędzenia czasu w dobranym towarzystwie.
Spotkanie mogłoby trwać nawet i dwa miesiące, może być krócej, jeśli Szanowny Gość ma pilne zajęcia, ale raczej nie krócej, niż dwa tygodnie. Inicjator spotkania zapewnia, że z rosyjskiej strony w spotkaniu weźmie udział sama śmietanka FSB, GRU, prokuratorzy, emeryci NKWD, znany aktor grywający role Lenina, i autentyczny wnuk towarzysza Jeżowa. O bezpieczeństwo zadbają najlepsze siły Spetznazu.
W programie, poza rozmowami o wszystkim i o niczym (z przewagą jednak polityki, ale sama słodycz); wodka "Stolicznaja" skolko ugodno; skoki na bungy (szczególnie dobre na kaca!); polowanie na syberyjskie tygrysy za pomocą różnego typu białej broni; przyspieszony kurs bojowego Sambo metodą Total Immersion; krótki kurs walki na zatrute czeczeńskie kindżały; pokaz żonglerki Polonem 210 w wykonaniu Zasłużonego Artysty ZSRR; wspinaczka na Pik Lenina; nurkowanie głębinowe; zapasy z oswojonym niedźwiedziem (akurat niedawno złapanym, co za szczęśliwy traf!); i, jeśli czas pozwoli, krótkie odwiedziny na radzieckiej sondzie kosmicznej, gdzie odbędzie się suty bankiet połączony z tańcami.
Oczywiście czerwony dywan, kompania honorowa, chór Aleksandrowa, Ałła Pugaczowa, 21 salw z kremlowskich armat, pocałunki, wiwaty, korki od szampana strzelają, baletniczki w dowolnych ilościach, masaż, sauna (ale raczej jednak ruska bania, bo jest oczywiście lepsza), brzozowe witki i kąpiel w przerębli zaraz po obudzeniu. To się samo przez się przy takiej przyjacielskiej wizycie rozumie.
* * * * *
No i teraz... Co na takie coś powiedzą oficjalne media? Co powiedzą media "nieoficjalne", czyli "nasze"? Co powiedzą platformiane trolle na różnych szalomach? A co im odpowiedzą "nasi"? I w ogóle - jak by na takie coś zareagowała nasza "patriotyczna prawica", jako całość? No i najważniejsze przecież - JAK POSTĄPIĄ GŁÓWNI ZAINTRESOWANI?
Podyskutujemy sobie na ten temat? Prosiłbym o propozycje! Ja mam parę sugestii, nawet wprost co by rzekł ten czy ów z jak-najbardziej-naszych blogerów, ale nie chciałbym tak obcesowo i bez interaktywności rozpoczynać tego ironizowania.
A zresztą, jeśli ktoś nie zauważył, to poruszony tu problem jest, wbrew pozorom, całkiem poważny i ma sporo wspólnego z tematem, cośmy go tu sobie niedawno omawiali - mianowicie politycznym realizmem. Zgoda?
triarius
P.S. Od mądrego wroga gorszy głupi przyjaciel.
Tak więc wyobraźmy sobie, że gdzieś na wiosnę... Powiedzmy w kwietniu, czemu nie w niedzielę dziesiątego, Władimir Putin wystosowuje oficjalne pismo do przywódcy największej partii opozycyjnej w Polsce, krótko mówiąc do Jarosława Kaczyńskiego, oraz do jego najbliższych współpracowników, wymienionych z imienia i nazwiska, zapraszające ich w bardzo grzecznych i dyplomatycznych słowach do Moskwy, w celu, przede wszystkim, zakończenia ciągnącej się już zbyt długo kwestii katastrofy Smoleńskiej, ale także osobistego się zapoznania, przezwyciężenia ewentualnych osobistych animozji, wyjaśnienia wszelkich ewentualnych spornych kwestii... I miłego spędzenia czasu w dobranym towarzystwie.
Spotkanie mogłoby trwać nawet i dwa miesiące, może być krócej, jeśli Szanowny Gość ma pilne zajęcia, ale raczej nie krócej, niż dwa tygodnie. Inicjator spotkania zapewnia, że z rosyjskiej strony w spotkaniu weźmie udział sama śmietanka FSB, GRU, prokuratorzy, emeryci NKWD, znany aktor grywający role Lenina, i autentyczny wnuk towarzysza Jeżowa. O bezpieczeństwo zadbają najlepsze siły Spetznazu.
W programie, poza rozmowami o wszystkim i o niczym (z przewagą jednak polityki, ale sama słodycz); wodka "Stolicznaja" skolko ugodno; skoki na bungy (szczególnie dobre na kaca!); polowanie na syberyjskie tygrysy za pomocą różnego typu białej broni; przyspieszony kurs bojowego Sambo metodą Total Immersion; krótki kurs walki na zatrute czeczeńskie kindżały; pokaz żonglerki Polonem 210 w wykonaniu Zasłużonego Artysty ZSRR; wspinaczka na Pik Lenina; nurkowanie głębinowe; zapasy z oswojonym niedźwiedziem (akurat niedawno złapanym, co za szczęśliwy traf!); i, jeśli czas pozwoli, krótkie odwiedziny na radzieckiej sondzie kosmicznej, gdzie odbędzie się suty bankiet połączony z tańcami.
Oczywiście czerwony dywan, kompania honorowa, chór Aleksandrowa, Ałła Pugaczowa, 21 salw z kremlowskich armat, pocałunki, wiwaty, korki od szampana strzelają, baletniczki w dowolnych ilościach, masaż, sauna (ale raczej jednak ruska bania, bo jest oczywiście lepsza), brzozowe witki i kąpiel w przerębli zaraz po obudzeniu. To się samo przez się przy takiej przyjacielskiej wizycie rozumie.
* * * * *
No i teraz... Co na takie coś powiedzą oficjalne media? Co powiedzą media "nieoficjalne", czyli "nasze"? Co powiedzą platformiane trolle na różnych szalomach? A co im odpowiedzą "nasi"? I w ogóle - jak by na takie coś zareagowała nasza "patriotyczna prawica", jako całość? No i najważniejsze przecież - JAK POSTĄPIĄ GŁÓWNI ZAINTRESOWANI?
Podyskutujemy sobie na ten temat? Prosiłbym o propozycje! Ja mam parę sugestii, nawet wprost co by rzekł ten czy ów z jak-najbardziej-naszych blogerów, ale nie chciałbym tak obcesowo i bez interaktywności rozpoczynać tego ironizowania.
A zresztą, jeśli ktoś nie zauważył, to poruszony tu problem jest, wbrew pozorom, całkiem poważny i ma sporo wspólnego z tematem, cośmy go tu sobie niedawno omawiali - mianowicie politycznym realizmem. Zgoda?
triarius
P.S. Od mądrego wroga gorszy głupi przyjaciel.
Subskrybuj:
Posty (Atom)