Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Magdalena Ogórek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Magdalena Ogórek. Pokaż wszystkie posty

czwartek, marca 12, 2020

Koronawirus i Ogórki

Koronawirus, choć ze ściśle epidemiologicznego punktu widzenia to wciąż Małe Miki, wobec obecnego stanu naszej cywilizacji okazuje się mieć naprawdę OGROMNE HISTORYCZNE ZNACZENIE... O czym mógłbym już chyba napisać niezłą książkę. I co z tego? Absolutnie nic - zgoda! Macie przecież swoje Ogórki i Ziemkiewicze - niech wam to ładnie tłumaczą!

triarius

P.S. Napisałem powyższe głównie po to, by zobaczyć, ilu dziko przejętych korwino... sorry - koronawirusem, napędzi mi ten nabrzmiały ekspresją i jakżesz hiper-aktualny tytuł, plus adekwatne słowa kluczowe. Jednak ta treść odnosi się do wszelkich możliwych targetów. A mnie się jednocześnie chce śmiać, i trochę jednak łez też ciecze mi z ócz. Ale co mi tam! Żyjcie sobie na wieki wieków bez Tygrysizmu Stosowanego, skoro tak wolicie. (Paczpan - Post Scriptum dłuższe od samego tekstu! Ach jak ja takie figle kocham!)

niedziela, maja 19, 2019

Obejrzałem film Latkowskiego...

Moralny autorytet Cohn-Bendit reklamuje pedofilię
Obejrzałem film Latkowskiego. (Było już? Ale w tytule i to się nie liczy.) Ten o pedofilach z Dworca Centralnego w Wawie. (To nie jest żaden "tekst", panno Napieska - to EJAKULACJA! Mądrasiński ci wytłumaczy, jak go ładnie poprosisz.)

Obejrzałem (ci ja) zatem ów Latkowskiego film i, z ręką na sercu, nie mogę powiedzieć, że równie koszmarnego gówna nie było nigdy we wszechświecie, bo gównianych reportaży z zasady nie oglądam, gdybym przypadkiem na coś takiego trafił, po trzech minutach bym wyłączył, ale tutaj czułem się, well... "Osobiście zaangażowany", więc się przymusiłem... I mówię, że tak gównianego filmu nie pamiętam od niepamiętnych czasów, i tutaj są tylko dwie możliwości...

Albo pan L. jest kimś, komu nie tylko kamery, ale nawet kawałka szyny tramwajowej do zabawy nie należałoby nigdy dawać, a ja nie dałbym mu chyba szmaty to wytarcia podłogi w łazience, albo - i to wydaje mi się jeszcze bardziej ponurą i o naszej (z przeproszeniem pań kurw) rzeczywistości świadczącą możliwością - czyli że nakręcenie tego arcydzieła miało na celu "spalenie", jak to się fachowo mówi, tematu, czyli zrobienie tak, żeby już nigdy nikt w obecnym pokoleniu się tym tematem w żadnym filmowym reportażu nie zajął.

(Czemu by nie miał? Nie udawał idioty Mądrasiński! "Już raz o tym jedni nakręcili. Wyszła upiorna nuuudaa. Temat nie wywołał większego oddźwięku, w sumie pudło, nie dostaniecie żadnej forsy, idźcie dalej filmować Festiwal Eurowizji! I bez głupich pomysłów mi tu proszę!") Ten "reportaż" był po prostu tak beznadziejny, i w dodatku tak kłamliwy, że ta druga opcja widzi mi się b. prawdopodobna, choć patrząc na panalatkowską twarz, od razu przypomina mi się anegdota o tym malarzu, co miał malować portret bogatego rzeźnika... (Znajoma wciąż mi zarzuca, że oceniam ludzi po wyglądzie, co nie jest całkiem prawdą, ale jednak charakter, czy też jego brak, piętno odciska... Itd.)

Że to było chaotyczne, tandetne, próbujące, w najbardziej nieudolny sposób w dodatku, budzić gotowe, z puszki, emocje... To chyba każda ofiara tego cuda musiała dostrzec. Jednak że to było po prostu KŁAMSTWO i PRZYKRYWKA, czy ja to potrafię wyjaśnić? Pewnie że tak! Ja tam jedną noc na tym dworcu spędziłem, jak to pokrótce opisałem w niedawnym tekście.... Sorry - ejakulacji! I widziałem np, że te męskie - żeńskich żadnych nie widziałem, jeśli były, to b. wkomponowane w tło i słabo widoczne, co mi się jakoś marnie zgadza z tym zajęciem, choć co ja tam wiem - excusez le mot, prostytutki, to były DZIECI, tak na oko góra po 10 LAT, a nie żadni marudni i mocno już dojrzali pedałowie!

Te dzieci wesoło sobie konwersowały z obsługą i bywalcami, a miały chyba, każde z nich - albo i nie, ale to dopiero by stanowiło! - jakichś opiekunów, rodziców, nauczycieli, wychowawców... Tak? I co? I nic. Siedziały sobie w środku nocy przy bufecie wesoło konwersując z bywalcami i obsługą, a nikt nie rzekł im, że zacytuję: "Co ty tu robisz szczeniaku? Dobranocka skończyła się osiem godzin temu!"

Prawda? I to są po prostu kręgi na wodzie - każde takie dziecko to tak na oko co najmniej 25 dorosłych, którzy coś o jego obyczajach muszą wiedzieć... Tylko że nikt nie raczył ich odszukać i zadać paru pytań. Policja też nigdy na ten dworzec nie zaglądała? A jeśli, to dlaczego nie zainteresowało jej to tak ciekawe przecież zjawisko? DLACZEGO?

Tak należało się do tego zabrać (widzę tu analogię do Teorii Maskirowki FYMa, w której było jednak więcej sensu, niż to się ludziom wydaje, przynajmniej w kwestii metodologii dochodzenia do prawdy), a nie udawać czternastolatka i ganiać za jakimś biedakiem, który być może chciał tylko sobie przypomnieć szkolne lata i pogadać o kopaniu szmacianki! Albo serwować niemal niezrozumiałe z powodu gównianej jakości dźwięku, ale nudne jak flaki, "wyznania" młodocianej prostytutki i żale nad swoim losem jakiegoś odstawionego przez rodzinę od piersi pedała. Co z tych "rewelacji" miałoby niby wynikać?!?

Na razie tyle, mógłbym to rozwijać i rozwijać, ale chyba dla ludzi powyżej poziomu Latkowskiego nie ma sensu, a ja też nie bardzo mam powód robić konkurencję Latkowskim tego świata, kiedy oni są wielcy dziennikarze, a ja mam tu rywalizować z gimnazistkami piszącymi o modzie. (Kiedyś jakiś lewak zaczął mnie, nawiasem, ochrzaniać za słowo "gimnaziści", bo mu się to z "nazistami" kojarzyło. Współczuję takich obsesji, to może rzeczywiście być przykre, ale może już daje się leczyć?)

Reakcje tych wszystkich Ogórków po wyświetleniu owego latkowskiego arcydzieła jakoś mi się dziwnie i paradoksalnie skojarzyły z reakcjami elit słuchających pedofilskich wyznań Cohn-Bendita (brat Mitteranda tam chyba był itd.). Nie wiem, coś może ze mną nie tak, ale tak mi się to skojarzyło, skutkiem czego panna Ogórek, którą dotychczas, mimo upiornej chudości, bez większego bólu tolerowałem, co najwyżej traktowałem wzruszeniem ramion, całkiem mi zbrzydła. Róbcie tak dalej!

Aby podsumować - zasygnalizowałem temat - to nie jest "tekst", powtarzam, bo takich już nie widzę powodu pisać, skoro, jak uważacie, jest tylu lepszych, ino ejakulacja, ale i tak. W razie czego ęteraktywnie albo coś

triarius

P.S. Hastatus w komęcie poparł moją błyskotliwą inicjatywę wrzucania tu jednak co pewien czas hiper-aktualnych kawałków sprzed lat, więc proszę, oto kolejny, tym razem hiper-i-aż-nie-do-uwierzenia-optymistyczny:

Dzień jaguara (wstępny szkic ew. opowiadania)




środa, lipca 04, 2018

O gotowaniu żaby i innych przejawach żabiej prawicowości

Gotowanie żaby
Czyta się czasem w blogowych błyskotliwostkach o "gotowaniu żaby", choć oczywiście nigdy w jakimś głębszym, sensownym zastosowaniu, no bo tradycja "najweselszego baraczku" wiecznie żywa, to jest to co nas kształtuje, co nas przecież właśnie czyni Polakami (ach!), JP2 był największym takim w historii (podwójne ach!), zaś (i któż by śmiał wątpić?) Ziemkiewicze, Ogórki i poetycka twórczość Wolskiego to nasza Najświętsza (ach!) Narodowa Tradycja...

A jednak ta żaba to całkiem ciekawy i istotny temat, który właśnie chciałem poruszyć w sposób, na odmianę, sensowny i żeby coś z tego wynikało. No więc - dlaczego ta żaba spokojnie, a nawet, jak się wydaje, nieraz radośnie, daje się gotować, zamiast powiedzieć, grzecznie ale stanowczo: "Bardzo przepraszam, ale robi się nieprzyjemnie i ja stąd, daruje szanowne towarzystwo, wybywam!"? Istotna, prawda, sprawa i jakże treścią nabrzmiała, a nawet (mówiąc językiem średniego Gierka) nabolała.

Otóż ta żaba, tak mnie nagle oświeciło po wysłuchaniu dwudziestej trzeciej powtórki dzisiejszego genialnego przemówienia Naszego Premiera do Brukselskiej Lewizny, zajęta jest właśnie wtedy przeżuwaniem jakiegoś takiego genialnego przemówienia sprzed paru dni, albo sprzed paru godzin! Ew. ostatniego dowcipu któregoś z naszych licznych "na prawicy" Ziemkiewiczów. I myśli ta żaba, marszcząc czoło, jak przeniknąć lotność takiego dowcipu, albo tego przemówienia. A jeśli przeniknie, no to się cieszy. Jakże ona się cieszy!

Jakże ona, powtarzam, się cieszy, ta żaba! I jakie to, prawda, pra-wi-co-we - tak dziarsko i błyskotlwie przekonywać lewiznę, albo choćby i leminga. (To nie jest to samo, ale przekonywanie słowne ma dokładnie ten sam skutek w obu tych przypadkach, tak samo bowiem mają oba te gatunki stworzeń w dupie genialne przemówienia i błyskotliwe dowcipy, a także takie, które tak cieszą naszą prawicową telewizyjną publikę.)

No a co dopiero, jak zaczniemy tę lewiznę tym wyostrzonym jak nie-wiem-co dowcipem "przygważdżać"! Słowem gładkiem przygważdżać of course, żadne tam ściąganie im majtek czy aspołeczne rękoczyny. Fuj, co za paskudna myśl w ogóle! Lewiznę, albo i leminga - żadna to w tym akurat przypadku różnica (choć to nie są te same stworzenia, interaktywnie albo za forsę mogę to przystępnie wyjaśnić) dowcipasem (który przeważnie taki jest, że módlmy się, co z pewnością jest prawicowe, nawet pod Franciszkiem, żeby nie spadł nam na stopę, bo będziemy niepełnosprawną kaleką)...

Ale co tam "przygważdżać"! Potrafimy lepiej, zgoda? "Nokautować" - to jest po właśnie to, co czyni w naszym imieniu z lewizną taki prawicowy, że aż chce się płakać, dowcipniś! Że lewiźnie absolutnie to w niczym nie przeszkadza? Że po lewiźnie (i po lemingu też, choć to nie są te same stworzenia, o czym może kiedyś) spływa to jak woda w dobrze wyregulowanej spłuczce? Więcej! Że lewiznę to cholernie cieszy, że my (ja akurat nie, ale niestety to są ci moi, pożal się Boże, "sojusznicy", "prawica", psia mać!) tak się dobrze przy tym GOTOWANIU... MY ŻABY...

Że tak się cholernie dobrze bawimy, że tak ana-sobie-w-głowach-lizujemy pracowicie te genialne przemówienia różnych panów Morawieckich, kiedy oni nam stale po troszku, choć wcale nie aż tak wolno, podkręcają gaz i generują ciepełko. Ale na tym przecież polega - prawda? - prawicowość, żeby się dobrze bawić do samego końca, a temperaturą kto by się w ogóle przejmował. To polskość sama w sobie przecież. I prawicowość. Ta nasza własna, nie do podrobienia przez nikogo innego, ta nastojaszcza.

triarius

P.S. W godzinę po napisaniu tego uświadomiłem sobie ze wstydem, że to wszystko można było wyrazić w dwóch zdaniach (plus ew. obrazek): Żaba daje się ugotować i zdycha, bo cały czas, do końca, jest przekonana, że WYGRYWA! Tu dowcipasik, tam genialne przemówienie... I jedziemy! Prosto do wymarzonej prawicowej utopii, (Żabiej oczywiściek, bo o żabach przecież mówimy.)

 (I to akurat nie jest krytyka Premiera - PiS nie miał wyjścia i musiał się ustawić jako partia w sumie kochająca Unię, choć próbująca ją też poprawić. No i jest wciąż naszą jedyną stopą w drzwiach realnej polityki, to też fakt. Smutny, ale fakt. Jednak co innego, hipotetyczna niestety, prawdziwa prawica, prawda? Oczywiście nie mówię o "rynkowej" i innych tego typu agenturalno-psychiatrycznych pierdołach, ale PiS to jednak góra centroprawica.)