Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Królowie przeklęci. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Królowie przeklęci. Pokaż wszystkie posty

wtorek, września 20, 2011

Przeklęci ministrowie i królowie przeklęci

"Takie będą rzeczpospolite, jak ich młodzieży chowanie", rzekł był któryś z dawnych polskich mędrców i miał rację. Prawdę tę, choć chyba raczej z innego źródła, znają też, jak widać, świetnie nasi wrogowie, skutkiem czego mamy taką edukację, jaką mamy. Z koszmarną pod każdym względem min. Hall włącznie.

Jest z pewnością gorzej pod tym względem, niż za PRL'u. Wtedy były oczywiście kłamstwa i interpretacje "po linii", byli także obowiązkowo dyrektorzy z partyjnego rozdzielnika, plus belfry od "wychowania obywatelskiego" i "przysposobienia obronnego" związani z SB.

Byli także, oczywiście, partyjni nauczyciele, nawet "mocno partyjni", ale sporo z nich wspominam jako kompetentnych i przyzwoitych, którzy mi nigdy żadnego partyjnego trucia nie wduszali i dość pobłażliwie patrzyli na "mój młodzieńczy bunt do potęgi", niepozbawiony politycznego podtekstu, gdyby komuś chciało się dokładniej przyjrzeć.

(Na przykład matka mojego kolegi, b. zresztą przystojna, pani Niedbalska, żona jednego z dyrektorów ZAMECH'u. Dzięki której miałem przed końcem podstawówki dodatkowe lekcje polskiego w elbląskim "Domu Partii" i pierwszy raz w życiu nauczyłem się wreszcie rodzimej gramatyki. Naprawdę nieźle. Co mi się potem b. w życiu, poprzez inne języki, przydało. Nie mówiąc już o tym, że przy mojej ówczesnej ortografii i stosunku do szkolnych lektur nie byłbym bez tego gwiazdą języka polskiego w liceum, a w pewnym sensie byłem. Zresztą pewnie bym do liceum po prostu nie zdał.)

Ja w zasadzie nie o tym, ale, skorośmy już przy moich osobistych "wspomnieniach niebieskiego mundurka" (nawiasem jedna z ulubionych książek mojego dzieciństwa i polecam!), to może jeszcze parę drobiazgów - ku rozrywce i zbudowaniu młodego pokolenia. (A także ludzi, którzy sami mają jakieś osobiste wspomnienia z PRL - dla porównania.)

W końcu mamy tu (każdy wysoce zorganizowany system w coraz większym stopniu zajmuje się samym sobą i zjadaniem własnego ogona) gawędę szlachecką virtualis - a nie jakieś tam skończone i przemyślane publicystyczne teksty. (Chcecie takich tekstów? To mi PŁAĆCIE! Albo przynajmniej pokażcie, że one zmieniają wasze życie! Nie, w sumie żartuję, ale pisać mi jakoś coraz trudniej.)

Piszemy sobie tutaj po prostu tak, jak nam najłatwiej to przychodzi. Jeśli nam do głowy nagle przychodzi (ach ten cudny pluralis maiestatis!) jakieś fajne wspomnienie, albo jakiś koncept, to go najczęściej do tekstu pakujemy - bo następnej okazji może już, w tym ziemskim życiu, nie być.

Ale OK - skoro mamy coś konkretnego do powiedzenia, to może jednak oznaczymy to jakąś inną czcionką niż wszystkie te figlasy, wspominki i fioritury. Tak będzie uczciwie i, da Bóg, skuteczniej.  Oto mi się akurat wspominków na temat prlowskiej szkoły i jej nauczycieli odechciało, więc może kiedyś. Wracamy do zasadniczego wątku!

Chodzi mi o to, że - jakby się to mogło nieprawdopodobne wydawać - za PRL'u jednak ze szkołą było jednak, pod wieloma względami, o wiele lepiej. Kłamali, ale poza tym uczyli całkiem nieźle. Ja tam większość szkół podstawowych i średnich przeszedł w prowincjonalnym i robotniczym Elblągu, a jednak - mimo młodzieńczych buntów i wstrętu do szkoły (także qua komunistycznej) - szkołom naprawdę sporo zawdzięczam.

Dzisiaj natomiast oni już są cwańsi i zamiast kłamstwa tu i ówdzie, zamiast jakiegoś wykręcenia prawdy, jakiejś topornej "dialektyki"... Oni naprawdę wzięli się za stworzenie, wyhodowanie, nowego człowieka. Może nie całkiem człowieka - raczej jakiejś dwunogiej i wyrośniętej mrówki - ale na pewno nowego i na pewno wyhodowanie. (Powinno się o tym napisać jakąś naprawdę głęboką analizę, albo i więcej analiz, ale w ogromny skrócie powiem, że to jest naprawdę cholernie "naukowe", bo tu chodzi, ni mniej, ni więcej, tylko o WYHODOWANIE CZŁOWIEKA UDOMOWIONEGO! Zachęcam, w wolnych chwilach, do przemyślenia tej tezy.)

W każdym razie z humanistyką - a szczególnie z historią, szczególnie ojczystą - jest w tej chwili tak w rodzimej edukacji fatalnie, że ludzie zaczynają coś tam przebąkiwać o tajnych kompletach. Jak za szkopskiej okupacji. Piękna to idea, ale, niestety, nieco, jak mi się zdaje, mało praktyczna.

Na ile kojarzę, to dzieci, te nieco starsze, pod szkopską, nazistowską okupacją do szkoły właśnie nie chodziły, a teraz chodzą. Mają wiec teraz mało czasu na ew. komplety, podczas gdy wtedy miały go akurat sporo. Dzisiaj mają więc na jakieś komplety o wiele mniej czasu, o wiele mniej energii, a do tego, obawiam się, o wiele mniej entuzjazmu. (Że to tak eufemistycznie określimy.)

Wtedy, jak rozumiem, rozglądały się, co by tu ze sobą, i z wolnym czasem, zrobić. I oferowano im coś na pograniczu konspiracji. Pomijam już wszelkie inne istotne kwestie, jak ówczesny status inteligenta i patriotyczne tradycje, których dzisiaj jakby mniej się w naszym powietrzu unosi.

Poza tym wtedy nie było telewizji. Której nawet, jak jakiś dzieciak nie chce sam z siebie oglądać, to i tak w szkole belferka go spyta i każe opowiadać własnymi słowami. Więc na wsiakij słuczaj musi obejrzeć wszystko, przynajmniej wszystko to, co oglądają lemingi. Tak to działa! A jest to tylko jeden z całej masy aspektów tego współczesnego - miękkiego na razie, niech będzie - totalitaryzmu w dziedzinie akurat edukacji.

Do tego oczywiście dochodzi brak czasu rodziców, którzy - zgodnie z planem tych, od których coś zależy, a którzy za nic nie odpowiadają - ryją po całych dniach z nosem przy ziemi. (I nie oszukujcie się, że tak nie jest, że nie w waszym przypadku! Prawie nikt dzisiaj tego rycia nie uniknie, chyba że kompletny lump!)

Do tego kwestia autorytetu rodziców. I w ogóle dorosłych. Z tym jest b. marnie i raczej trudno będzie to odkręcić. Wiąże się to oczywiście z nosem przy ziemi, choć to nie tylko to. Do tego kwestia - którą widzę, jako b. poważną - skąd mielibyśmy niby wziąć nauczycieli do tych kompletów? Ludzi zarówno kompetentnych, jak i ideowych, a do tego mających masę wolnego czasu... Czyli sprzeczność wewnętrzna, w praktyce przynajmniej.

Do tego trza by im płacić. A tutaj władza zadbała i dalej dbała będzie, by to się nie dało zrobić. Kasy fiskalne - ktoś myśli, że tego uniknie? Ktoś myśli, że z nimi taka WPROST WYWROTOWA działalność może się na nieco dłuższą metę udać? Ja niestety tak nie myślę, przykro mi.

OK, tośmy sobie pomalowali świat na czarno, pokazali trudności i niemożliwości... Ale kwestia pozostaje - CO ROBIĆ? (Czyli, za klasykiem, szto diełat', jak by zresztą podobną myśl wyraził w rozmowie z samym sobą obecny prezydent III RP. Niech mu ziemia i to szybko!)

Oczywiście to nie jest pełne rozwiązanie, bo takiego niestety nie dostrzegam - może jest, może będzie, może nie ma i nie będzie już nigdy - ale na pewno KSIĄŻKI. A także (tu ukłon w stronę Nicka) dobre filmy, w tym seriale. Co do filmów, to ja akurat jestem wyjątkowo niewielki kinoman (włączając w to telewizję), ale z zamierzchłych czasów pamiętam całkiem niezłe seriale, wyświetlane zresztą w prlowskiej TV, w rodzaju "Ja Klaudiusz", według książki Roberta Gravesa. (Ogólnie b. polecam Gravesa, także, a nawet głównie, w postaci książek.)

Sądzę, że powinniśmy sobie stworzyć swego rodzaju "ogólnokrajowy" KANON książek i filmów (głównie tych dostępnych na video, w sieci itd., żeby mieć pod ręką)  - na różne, z historią związane, bo o tym teraz mówimy, tematy; na różne lata rozwoju takiego dzieciaka... Dotyczące historii rodzimej, a także tej mniej rodzimej, bo to ja osobiście także uważam za ogromnie ważne. Tę mniej rodzimą historię znaczy - europejską głównie, ale też nie tylko.

Asumpt (w prostszym języku "kopa") do napisania niniejszego dała mi lektura znanej książki Maurice Druona "Królowie przeklęci". Którą sobie jakiś czas temu kupiłem na allegro, i którą sobie podczytuję. I w której akurat przeczytałem fajny fragment ukazujący istotne mechanizmy polityczno-ekonomiczne, funkcjonujące bez przerwy od czasów, kiedy powstała gospodarka pieniężna, a w każdym razie międzynarodowe banki i kredyt. (Tam chodziło akurat o pierwszą połowę wieku XIV.)

To są b. cenne, moim skromnym, nauki dla inteligentnego młodego człowieka (nie wykluczając młodej panny), którego chcielibyśmy uczynić... Każdy chyba sam wie. A tego typu spraw jest w tej książce - w istocie tego jest siedem tomów, choć niezbyt ogromnych - naprawdę niemało. Natomiast jakichś politycznych głupot, czy historycznych przekłamań, się nie dopatrzyłem.

Oczywiście - trzeba sobie zdawać sprawę ze specyfiki fikcji historycznej! Na przykład z tego, że wiele wielkich i prawdziwych (w sensie "potwierdzonych przez wiedzę historyczną") wydarzeń musi tam wynikać ze spraw drobnych, przynajmniej stosunkowo, o których wiedza historyczna nic nam nie mówi...

Z działań ludzi nieznanych, postaci fikcyjnych... Inaczej to będzie jakiś marksizm z "Niewzruszonymi Prawami Ekonomii realizującymi się w Historii", albo inny Hegel z "realizującym się w Historii Duchem" (kulminującej się w państwie pruskim).

(Swoją drogą dzisiejsi "konserwatywni liberałowie" z wszelkich tego typu wielkich und "naukowych" ambicji już zrezygnowali i po prostu skamlą. To coś jak przejście od czystego marksizmu do socjaldemokracji!)

Dobry autor książki historycznej - jak ja to widzę - to gość (w tym niewiasta, bo parę takich też jest, lub raczej było), który potrafi takie rzeczy pokazać w sposób przekonujący i, zarazem, historii nie wypaczający. Oczywiście każdy historyk, nawet ten najbardziej naukowy, opowiada po swojemu, widzi tam to co widzi, i obiektywizmu w tym aż tak wiele nie ma, ale jednak co innego uczciwa osobista interpretacja, a co innego chamska propaganda czy ideologia.

I tak to ja właśnie widzę - kanon lektur, w tym sporo fikcji literackiej, czyli powieści historycznych, i kanon filmów/seriali. Gdyby ode mnie to zależało, to bez przesadnego nacisku na historię (nie mówiąc już o martyrologii czy innej duszoszczipatielnosti!) w ścisłym sensie krajową. Oczywiście - tę młodość trzeba natchnąć patriotyzmem, dumą z (niektórych) przodków! Oczywiście trzeba im dać jakąś "masę krytyczną" wspólnych, z innymi Polakami dzielonych wartości, pojęć, "narracji", archetypów, cytatów itd. Ale osobiście uważam, że to można osiągnąć stosunkowo niewielkim nakładem Sienkiewiczów i innych rodzimych autorów.

I że co najmniej różnie ważne jest zakorzenienie w cywilizacji Zachodu. A także pewne nasiąknięcie antykiem - nie dlatego, żebym za Konecznym uważał Polaków za późnych Rzymian, tylko dlatego, że cywilizacja Zachodu (a polska pod niektórymi względami właśnie szczególnie!) tym się od zawsze żywiła. Czyniły to ELITY - co, moim zdaniem, nie pozwala nam mówić, że istnieje jakaś ciągłość, bo do tego CAŁA cywilizacja musiałaby wykazywać masę analogii, a nie wykazuje (chyba, że w nieprecyzyjnym chciejstwie Konecznego) - ale elity są bardzo ważne i starożytność JEST ogromnie ważna dla całego Zachodu. No a dla Polski, stojącej cały czas oko w oko z najgorszego sorta azjatyckim barbarzyństwem - szczególnie!

No i to by było na tyle na ten temat, co mi do głowy przychodzi. Może jakaś dyskusja się wywiąże, może kogoś to zapłodni, wtedy sobie doprecyzujemy. I - da Bóg! - może coś z tego uda się wprowadzić w życie, bo jak nie, to nas ta koszmarna Hall i cała zgraja degeneratów w krótkich abcugach zeżrą. (Po czym wydalą i znowu zeżrą. Jak to oni.)

Swoją drogą książka Druona jest i po polsku, i jest nawet, jak stwierdziłem po krótkim guglowaniu, dostępna. A do tego istnieje na jej podstawie zrobiony francuski serial (z Depardieu i takimi sławami) - tutaj możecie sobie o nim znaleźć: http://www.filmweb.pl/serial/Kr%C3%B3lowie+przekl%C4%99ci-2005-258938. Może to się jakoś da dorwać, na DVD, czy jakoś. Ja nie potrzebuję, bo mam książkę w oryginale, ale, jeśli się da, to polecam.

Tak nawiasem - jeśli komuś tam, w tym serialu, albo w tej książce - nieco zabraknie mroczności, grozy i nastroju, no to zgoda. Moim zdaniem to jest naprawdę dobra powieść, ale czasem mam wrażenie, że to trochę powieść dla młodzieży. Nie, że nie dla dorosłych, ale dla młodzieży może szczególnie. Jednak czy my WŁAŚNIE nie o młodzieży rozmawialiśmy? Czy nie książki dla młodzieży są nam najbardziej potrzebne? W końcu ludzie dojrzali mają możliwość czytania "autentycznej", "naukowej" historii i mniej potrzebują literackiej fikcji (Choć bywa taka fikcja, że naprawdę warto ją poznać. I Druona bym do niej też jednak zaliczył.)

Tak więc, im bardziej jest taka książka odpowiednia dla naprawdę młodego wieku - a przy tym w jakiś sposób mądra i prawdziwa - tym dla nas cenniejsza!

Jeśli kogoś powyższe zainteresowało, to prosiłbym oczywiście o danie głosu, w tym także ew. propozycje pozycji (!) do kanonu.

triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?