Pokazywanie postów oznaczonych etykietą cenzura. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą cenzura. Pokaż wszystkie posty

środa, września 14, 2022

Syntetyka i Śladowość

Śmy sobie ostatnio rozmawiali o dystopiach Janusza Zajdla i coś w wikipedycznych informacjach na jego temat mnie uderzyło. Niby zupełny drobiazg, coś bez znaczenia, ale Tygrysizm Stosowany w swojej dydaktycznej-und-wychowawczej części to właśnie przede wszystkim kojarzenie faktów tak odległych, że nikomu spoza naszego elitarnego grona nawet by do głowy nie przyszło doszukiwania się między nimi związku. Zgoda? Generowanie w sobie i inteligentne potem wykorzystywanie hiper-syntetycznego umysłu!

Oczywiście ma to, jak wszystko na tym łez padole, swoją cenę i związane z tym przykrości - Tygrysista Stosowany jest dość mądry (i "tolerancyjny", hłe hłe!), by rozumieć, że nie każdy chce być Kassandrą, choćby nawet i potrafił, a prawie nikt nie potrafi. Jednak skoro już ktoś został dotknięty tą przypadłością, tym przekleństwem (w sensie antycznej tragedii), choćby początkowo w śladowym stopniu, no to Tygrysizm Stosowany pomaga mu te kontrowersyjne talenta rozwijać.

Dlaczego? Po co? Choćby dlatego, że... Masz rację Mądrasiński! Bo taka jest jego natura! A konkretnie? Nie bądź proszę taki w gorącej wodzie kąpany, bo w sielskiej Szwajcarii dostaniesz już za to trzy lata pierdla, ale zaraz ci chłopcze powiem... I tobie też oczywiście, panno Napieska. Nasz wstręt do tzw. "równouprawnienia" nie zawiera szykanowania inteligentnych i sensownych dziewcząt. Tyle chyba wiesz. No to właśnie!

Otóż znalazłem ci ja na niezawodnej Wikipedii - każdy sobie może zaraz sprawdzić! - takie oto informacje na temat Janusza Zajdla. (Wkleję całe akapity i zażółcę to, o co mi chodzi.) Na polskojęzycznej:

Działalność Zajdla stanowiła inspirację dla wielu fantastów młodszych generacji i zrodziła cały nurt fantastyki socjologicznej w Polsce (np. Maciej Parowski, Marek Oramus, Andrzej Krzepkowski). Jego utwory przekładane były na białoruski, bułgarski, czeski, esperanto, fiński, niemiecki, rosyjski, słoweński, węgierski oraz śladowo na angielski. Był działaczem międzynarodowego fandomu science fiction i członkiem World SF.

Na anglojęzycznej zaś:

His works have been translated into Belorussian, Bulgarian, Czech, Esperanto, Finnish, German, Hungarian, Russian and Slovenian.[3] As of August 2015, the only work translated into English is the short story Wyjątkowo trudny teren ("Particularly Difficult Territory") that Zajdel wrote for the English language Tales from the Planet Earth anthology edited by Frederik Pohl and Elizabeth Anne Hull.[3]

 No to teraz tak niecierpliwie wyczekiwana zagwozdka dla Młodych Tygrysistów Stosowanych: dlaczego coś, co dla pospolitego umysłu, a prawdopodobnie także i w zamierzeniu Autora, stanowiło, zapewne nie wyłącznie, ale jednak, miażdżącą krytykę istniejącego wówczas (a wedle niektórych nadal istniejącego, nadal z centrum w tym samym miejscu, i nadal jedynego obecnie) Totalitaryzmu, wydawane było niemal wyłącznie w tak mało liberalnych krajach, jak Białoruś czy Rosja, a po angielsku prawie nic?

Białoruś, Rosja, gdzie przecież wystarczy się rozejrzeć, żeby mieć dystopie Zajdla przed oczyma, jeśli nie gorzej! Gdzie każdy akapit opowiadania Zajdla musi boleśnie przypominać ofiarom tych upiornych reżimów o ich koszmarnym losie! Dziwne, nieprawdaż?

A po angielsku w całe 30 lat po śmierci Autora jedno opowiadanie, specjalnie zresztą napisane dla anglojęzycznego magazynu. Śladowa ilość, jeśli mnie spytać i jeśli ktoś lubi naukowy język! Angielski - międzynarodowe koiné współczesności, a już na pewno dla SF, rynek ogromny, pełen spragnionych wrażeń czytelników...

No i przecież chodzi o kraje, dla których język angielski jest ojczystym, a one przecież zoologicznie nienawidzą wszystkiego, co by w jakikolwiek sposób ograniczało wolność. Stanowią po prostu najoczywistsze przeciwieństwo tego, co Zajdel w swoich koszmarnych wizjach opisuje. A jednak... Gdyby to nie był ten nasz ukochany Wolny Świat (ach!), człek by mógł pomyśleć, że to jakaś (wypluj mi zaraz to słowo!) cenzura... (Przypomina się pośmiertny los naszego Roberta Ardreya!)

No to się teraz zastanówcie nad powyższą kwestią, moje drogie dziatki, a kto chce dostać dodatkowe punkty, niech na piątek napisze krótki esej na temat związków, podobieństw i kassandrycznych proroctw Zajdla w "Limes Inferior" i "Paradyzji". Tak z pięć stron tekstu, pojedyncze odstępy. Dziękuję za uwagę, to by było na tyle.

triarius

P.S. Wychodzimy jak zawsze pojedynczo.

sobota, stycznia 09, 2016

A co z resztą tych panów, że spytam?

Kiedy już niemieckie media zostały złapane na politpoprawnym przemilczaniu przez pięć dni tego, co zaszło w Kolonii w noc sylwestrową, nastąpiła dymisja głównego policmajstra i zewsząd słyszymy nieskrępowane, jak by się mogło zdawać, informacje na ten temat.

Nawet tak bezkompromisowe, że np. "spośród 32 dotychczas zidentyfikowanych sprawców, 18 okazało się być azylantami" (czy jakoś tak). I leming, także ten "prawicowy", czuje się chyba wreszcie usatysfakcjonowany - ja w każdym razie, nie tylko w telewizjach, głównie zachodnich, ale nawet na "prawicowych" rodzimych blogach, marudzenia na cytowane tu stwierdzenie nie dostrzegam. A jednak...

Jeśli 18 spośród tych panów było azylantami z tej ostatniej fali "uchodźców", co ją Merkela Niemcom zafundowała - to CO Z RESZTĄ? Mamy jakieś poszlaki, może nawet dowody, że to były zwykłe miejscowe, blade i z islamem nic nie mające wspólnego szkopy - czy też nie? Albo może ktoś sądzi, że gdyby Niemce i muzułmanie znaleźli się tam w podobnych ilościach, to zajmowaliby się rabowaniem komórek i macaniem kobiet, zamiast spoglądać na siebie podejrzliwie i drug z drugiem polemizować? Dream on!

Krótko mówiąc, ja mam ci takie podejrzenie, graniczące z pewnością, że, nawet jeśli to o liczbie azylantów wynoszącej z grubsza połowę złapanej dotychczas próbki jest prawdą, na co nie ma gwarancji, to resztę stanowili także muzułmańscy imigranci, co najwyżej nieco dawniejszego chowu. Zresztą co do tej złapanej próbki też można by mieć przeróżne wątpliwości, a że niemieckie władze już zaufanie do siebie mocno już podważyły, więc...

Jakoś nie widzę możliwości by bladzi, ewidentnie nie-muzułmańscy Europejczycy bez znajomości orientalnych języków bez problemu wmieszali się w tłum "uchodźców" i kogo tam jeszcze. To raz. Dwa jest takie, że tego typu wydarzenia miały, o czym się rzadko mówi, miejsce także w kilku innych miastach Niemiec, a także w Szwajcarii i Austrii, a w Finlandii (jak słyszałem wczoraj na BBC) też w stronę czegoś takiego zmierzało, choć policja zdaje się stanęła na wysokości i przeszkodziła.

Refleksja na tym właśnie BBC była taka, że to ewidentnie była zorganizowana akcja - ci ludzie byli umówieni i zwołani w to miejsce, w takim właśnie celu. Powidział to szef helsińskiej policji, z którym to był wywiad, a wyglądał sensownie i raczej wiedział co mówi.

No i jakoś słabo widzę to zwoływanie na oczach służb, niezależnie od tego czy byłoby to telefonicznie (przy tej skali służby by się zainteresowały), czy na mediach społecznościowych, w taki sposób, by zwołali się po prostu napaleni i głodni cudzej własności faceci - niezależnie od tego czy "uchodźcy", czy muzułmanie, czy rdzenni tubylcy o czysto niemieckich korzeniach.

Co innego jeśli, jak podejrzewam, i byłbym na to gotów postawić sporą sumę, ta reszta, ci którzy nie byli "uchodźcami", to też muzułmanie, dłużej lub krócej już osiadli w Niemczech. Wtedy fakt, mogłoby im się udać skrzyknąć under the radar ("pod radarem" dla niedouczków out there). Poza tym jest jeszcze taki drobiazg, że te kobiety stwierdziły, przynajmniej niektóre, że nikt z tych napalonych nie mówił po niemiecku.

Oczywiście przyczyna tego, że nam, i nikomu, media i władze nie mówią, iż ta reszta to też imigranci i/lub dzieci imigrantów, oficjalnie może być taka, że po prostu tego typu informacji - o pochodzeniu etnicznym itd. - podejrzanch o przestępstwa się z zasady nie podaje. (A nawet więcej, bo albo jest na wczesnym etapie z zapisów usuwana, albo nawet po prostu tego się nie rejestruje.)

Dla tych policji i reszty to może być wystarczająca obrona przed zarzutami ("ja tylko wykonywałem rozkazy"), ale też jeśli skutki są właśnie takie, a są...Czyli kompletne załganie całej sytuacji, a Merkela wciąż uśmiechnięta, choć "jest krytykowana nawet we własnej partii".

Uśmiecha się nieco jakby przepraszająco, jeśli mnie wzrok nie myli, ale może mylić, bo to nie jest tak czy tak miły widok ta Merkela. Jezu! Po czymś takim ona jest tylko "krytykowana"!? W każdym normalnym społeczeństwie psy by już dawno włóczyły... Jej portrety, bo co innego?

Więc jeśli jest to skutek (a oczywiście jest) odgórnie narzuconej politpoprawności, no to trza wypieprzyć całą @#$% politpoprawność i tyle. Jednak dziennikarze - z tego co do mnie doszło - a także nawet te prawicowe "lemingi", na razie ani sobie pytania o tych pozostałych nie zadają, ani też żadnych dalej idących wniosków nie próbują wyciągać. Czyli jak na razie bez zmian.

W końcu genialne stwierdzenie genialnej Środy, że (z pamięci): "wszyscy mówią że to byli imigranci, a przecież to przede wszystkim byli mężczyźni, i to wszyscy", to jej zwykły poziom, choć faktycznie nie co dzień one są aż tak udane. Zresztą tym razem miała łatwo, bo przepięknie jej tę piłkę nagrali.

Chodzi o to, że babsko w swoim genialnym bonmocie bazuje na naszym apriorycznym założeniu, że cała reszta tych tam napalonych to były zwykłe (i do tego nawet pewnie ochrzczone, bo czemu nie?) Hansy i Helmuty. Tak nas te @#$%^ na spółkę robią w ciapka!

triarius

P.S. Zaplątałem się w tych wszystkich nawiasach i oczywiście zapomniałem o najważniejszym. (Napisałbym "o poincie", gdybym miał pojęcie, jak to się pisze.) Otóż, jeśli tam byli zwołani i zorganizowani ZARÓWNO ci nowi "uchodźcy, jak i dawniej już osiedleni muzułmanie, no to Niemce są w głębszej dupie, niż dotąd mogło się wydawać! 

Oznaczałoby to, że jest tam już między nimi realna więź, a nawet swego rodzaju wspólna organizacja, i nawet ci dawni współwibrują mentalnie z tymi nowymi... Tak że jest tam teraz tego mocno egzotycznego i zdolnego do (jakby nie było) czynu bractwa o wiele więcej, niż sami azylanci - także tam, gdzie dotąd się Niemce nie spodziewały. 

W dodatku sugerowałoby to, i to zdecydowanie, że nastroje wśród od dawna osiedlonych w Europie muzułmanów też nie są aż takie super odległe od islamizmu, czy może raczej od podbijania spedalonych ras i zagospodarowywania ich kobiet, jak to się raczyło różnym autorytetom wydawać.

środa, lutego 15, 2012

!@#$%^&* - bo cóż innego można powiedzieć?

Alternatywny tytuł: "O honor niewolnika".

Choć często rozpoczynam dzień (i nie wasza sprawa o której!) od wizyty na blogu Nicka, żeby nasiąknąć nieco optymizmem i wiarą w rodaków, to przyznam, że optymizmu we mnie niewiele i coraz jakby mniej, a o wierze w rodaków lepiej w ogóle nie wspominać.

O czym zaraz będzie więcej, ale, korzystając z okazji, chcę teraz polecić absolutnie znakomity tekst na Nicka blogu, choć nie jego autorstwa, i dyskusję pod nim. Naprawdę rewelacja! Oto linek: http://nicek.info/2012/02/14/philippino-number-1.

A teraz do naszych mutonów... Żeby bez sensu i bez przerwy się nie kłócić o to, czy I RP była krajem wspaniałym, czy wręcz przeciwnie, ani o to, czy dzisiejsi Polacy mniej czy bardziej są skurwieni, zidiociali i spedaleni od dzisiejszych np. Holendrów - skoncentrujmy się w tej chwili na atutach, jakie ma w ręku (i w obszernych rękawach) ten syf, który nas gnębi. I który z nas zamierza sobie zrobić hodowlane bydlęta. A jeśli z nas się jeszcze nie całkiem pewnie uda, to z naszych ew. prawnuków wygląda, że już na pewno.

Pomówmy o tych atutach, które sprawiają, że po prostu trudno im - tej skurwielskiej globalnej "elicie" - przegrać. Choćby dlatego, że, nawet ew. przegrywając, mają gwarancję, że świat skutkiem tej ich przegranej, a także skutkiem samego procesu przegrywania, będzie wyglądał tak koszmarnie, że niemal nikt z tych, którzy im owej przegranej życzą i marzą o innym, lepszym świecie, nie jest gotów na taki koszmarny świat się zgodzić... A co dopiero do niego ręki przyłożyć i stać się jego twórcą!

OK, można by o tym długo, można by pisać książki i wygłaszać prelekcje, ale nie bardzo widzę cel - poniekąd niestety. Ja tutaj co najwyżej rzucę jakimś przykładem. Jak teraz. No o mówię, że jednym z ogromnych atutów tego (z przeproszeniem kurw) zdegenerowanego kurestwa, które dziś robi za światową elitę, jest fakt, że jak coś skrzywisz, to często to się za cholerę samo nie naprostuje, tylko się ew. skrzywi gdzie indziej, dodatkowo, żeby jakoś sobie, w smętny i rozpaczliwy sposób, zrekompensować.

Nie mówimy tu o zgięciu kawałka drutu czy świstka papieru, ale o takich rzeczach, jak żywy kręgosłup, żywe drzewko, albo obciążony filar czy ściana. Skrzywisz komuś kręgosłup czyniąc go garbuskiem, to mu się także skrzywi on niżej, w drugą stronę. Jeśli właściciel tego kręgosłupa będzie próbował się naprostować, to najprawdopodobniej sobie jeszcze zaszkodzi, skrzywiając się w dodatkowych miejscach. I temuż podobnież.

Oczywiście daje się to zrobić, mówię teraz o kręgosłupie, ale jest o wiele trudniejsze i wymaga fachowego podejścia. W życiu społecznym, a szczególnie w sprawach, o których tutaj sobie przede wszystkim mamy zamiar mówić, jest z tym z reguły o wiele gorzej. Weźmy takie rozwalanie rodziny. Skutkiem tego dzieci robią się wredne, nieznośne i rodzice tracą ochotę się nimi (z troską i miłością, ach!) zajmować.

Co daje nam śliczne błędne koło, bo rodzina się dalej skutkiem tego rozkłada... I tak to idzie, a totalitarna lewizna zaciera łapki. Albo weźmy sprawy damsko męskie. Nie wiadomo nawet, czy najpierw było jajko, czy kura. Czyli czy spedalenie i zeunuszenie mężczyzn (?), czy też frustracja i wynikające z tego znarowienie kobiet (?). Z którego to znarowienia bierze się jeszcze więcej frustracji i jeszcze więcej zeunuszenia... I tak ad infinitum!

Poza, na każdym kroku występującym, zjawiskiem tego właśnie błędnego koła ("dodatniego sprzężenia zwrotnego", dla ludzi z technicznym wykształceniem), mamy też i niestety to zjawisko, o którym śmy sobie przedtem. Czyli, że jak się zgięte chce wyprostować, to najprawdopodobniej tylko się skrzywi gdzie indziej. Co czasem daje swego rodzaju kompensatę, ale nie zawsze, natomiast zawsze ma niemiłe skutki uboczne, no i po prostu nie likwiduje problemu w żaden czysty i skuteczny sposób.

W sprawach bardziej kosmicznej wagi od skrzywionego drzewka, czy skrzywionego kręgosłupa jakiegoś (i tak totalnie wirtualnego) blogera, to działa tak, że kiedy taka @#$% elita narzuca nam coś (i z góry można przyjąć, że to będzie coś obrzydliwego i pedalskiego), to niestety to nie pozostaje bez skutku, nawet jeśli my (co wcale nie zawsze ma miejsce) się przed tym bronimy.

Oto konkretny przykład, konkretne wydarzenie, które mnie "natchnęło" (jak to się ładnie mówi) do napisania niniejszego. Przełączyłem sobie wczoraj otóż na TV Trwam, a konkretnie na ich wieczorne informacje z kraju i świata, no i przeżyłem... Może nie tyle "szok", co ostry, nawet jak na mnie, atak avsmaku.

(Nie muszę tu chyba deklarować, jak cenię, mimo różnych różnic w gustach i poglądach TV Trwam, i za jak ważną uważam ją dla Polski. Mimo to - amicus Plato itd.)

Było tam mianowicie o tym, że w Holandii stworzono portal, na którym ludzie mają zgłaszać skargi na imigrantów, z tego co zrozumiałem tych zarobkowych, wzgl. świeżej daty, m.in. z Polski. No i okrutnie się z tego powodu oburzano.

Ach, żeby to tylko oburzenie! Wprost nawoływano do tego, by "dyplomacja unijna" zrobiła coś z tym portalem i podobnymi przejawami... Czegoś tam, zapewne "antyeuropejskiego ducha", choć dokładnego określenia nie pamiętam.

Mógłbym to rozwijać, mógłbym z pamięci starać się odtworzyć wszystkie te oburzone sapnięcia prowadzącego, mini-wywiad z unijnym dyplomatą, i tę końcową nadzieję w głosach ich obu, że... "Duch europejski, o którym tyle przecież mówiono w związku z traktatem Lizbońskim" (cytat z pamięci, ale jakoś tak to szło) jednak zwycięży...

I właśnie 1. marca ma się tą sprawą zająć... Jakieś coś... "Rada Europejska"...? "Rada Europy"...? "Rady Robotników, Chłopów i Żołnierzy"...? "Plenum Rady Najwyższej"...? Naprawdę nie pamiętam, ale coś w tym duchu. A poruszyć tę sprawę ma SAM... I tu padło nazwisko tego szkopskiego komucha, który już tyle razy nam wszystkim zalazł za skórę, i którego sama morda wywołuje torsje u każdego w miarę zdrowego człowieka.

Nie wiem ludzie - rozumiecie o co mi chodzi? Zgadzacie się, że to już kompletna paranoja, w wersji spedalono-niewolniczej? I kompletne gonienie w piętkę polskiej "prawicy", wraz z katolikami z całej praktycznie galaktyki? Czy też musiałbym wam wyjaśniać co tu nie tak i jak potwornie nam się już mózgi i dusze skrzywiły skutkiem tej komuszej (nie bójmy się tego słowa!) obróbki?

Jeśli bym musiał, to, sorry, ale, moim skromnym was także już to dotknęło i nie bardzo widzę dla was ratunek! Naprawdę nie zauważacie niczego dziwnego w tym, że TV Trwam nawołuje do cenzurowania portalu, na którym są wyrażane zupełnie zdrowe i normalne poglądy, i gdzie próbuje się coś w tych sprawach robić? Całkiem bez gwałcenia niczego, co by nie było absolutnie oczywiste jeszcze dla naszych ojców, nie mówiąc już nawet o akowcach czy ludziach szturmujących plaże Normandii.

Naprawdę nie widzielibyście nic dziwnego w tym, że nawołuje się semi-totalitaną instytucję do likwidowania obywatelskich instytucji w innych krajach, w dodatku pod człowiekolubnymi hasłami? Oczywiście sprawa np. polskiej mniejszości w Niemczech (choć, po prawdzie, nie potrafię zrozumieć, jak Polak może tam w ogóle mieszkać) to całkiem inna sprawa - i tutaj należałoby walczyć jak cholera! A co najmniej dać poczuć tego samego szemranej "mniejszości niemieckiej" w naszym kraju (nie mówiąc już o stuprocentowych agenturach w rodzaju RAŚ).

Ale my tu mówimy o gastarbeiterach, nie o ludziach, którzy tam żyją od niepamiętnych czasów i zapewne będą żyli do końca czasu. Czy Holendrzy nie mają prawa NIE CHCIEĆ u siebie gastarbeiterów? Czy nie mają prawa w ogóle nie chcieć większości tego typu imigracji, jaką się im przez ostatnich parędziesiąt lat tak obficie fundowało?

I czego skutkiem są nie tylko (wciąż dość faktycznie nieliczne) terrorystyczne zamachy, ale także masa negatywnych, z punktu widzenia wielu "zwykłych" ludzi o nielewackich poglądach, zjawisk. Jak choćby kamery szpiegowskie na każdym kroku, odgórnie egzekwowana polityczna poprawność, oraz cenzura internetu, telefonów i czego tam jeszcze.

Jeśli Polska jest takim dumnym i potężnym krajem, że nie pozwoli byle Holendrowi powiedzieć złego słowa na swego - to niech, do kurwy nędzy, będzie na tyle dumnym i potężnym krajem, żeby nie wysyłać do obcych swoich ludzi do roboty, której nie chce wziąć żaden miejscowy (a często i nawet inni zarobkowi imigranci, także ci z krajów obcych kulturowo i niższych cywilizacyjnie)!

Proste? Poza tym, że podpuszczanie kurewskich instytucji na obywateli, jakichkolwiek, to coś absolutnie sprzecznego z jakąkolwiek prawicowością, z jakąkolwiek wiarą w sens narodowego państwa, z jakąkolwiek autentyczną demokracją, a także - na ile mogę o tym wyrokować, ale chyba mogę - z samym duchem zachodniego katolicyzmu!

I tak to właśnie wygląda. A teraz - jeśli wam włosy nie staną z przerażenia, co już z nami ta kurewska lewizna zrobiła, to znaczy, że albo nie macie włosów, nigdzie, albo też naprawdę nie mam pojęcia, co robicie na tym blogu.

(Naprawdę byłbym aż tak ważny, żeby mnie czytać służbowo? No to co najmniej domagajcie się podwyżki stawki, szczerze radzę! Bo przecież na każdym kroku robię wszystko, żebyście mieli maksymalne problemy ze zrozumieniem czegokolwiek. Ropa wciąż droga, Putina stać - nie dajcie się zbyć byle czym!)


triarius

P.S. Deklaruję: jestem zwolennikiem teorii "maskirowki" FYM'a i jego współpracowników. Serio! To ma ręce i nogi, podczas gdy nic innego nie ma i mieć nie może, bo ruscy nie są aż tak głupi, żeby jakiś standardowy urzędnik (z całym szacunkiem dla Macierewicza) był w stanie ich rozszyfrować. Jeśli Pan Tygrys jest dla Ciebie jakimś intelektualnym autorytetem, to weź i przestudiuj analizy i wnioski FYM'a! (O Spenglerze też durnie i agenci mówią "mętniak i dureń".)

piątek, kwietnia 25, 2008

Prasa, wolność, cenzura - co o tym mówi Oswald Spengler?

Każda wartościowa i gruba książka straci ogromną część swej wartości podawana w małych fragmentach. (Oczywiście nie mówię tu o jakichś bonmotach czy krótkich scenkach, które właśnie mogą być klejnotami.) Co do dopiero TA książka - tak gruba, tak głęboka i tak bardzo stanowiąca pewien zamknięty, logiczny system. Ale cóż, i tak uważam, że warto ludziom przybliżać niektóre fragmenty z wielkiego dzieła Oswalda Spenglera, choć jednocześnie bardzo chcę podkreślić, że to całkiem nie to samo, co całość! Proszę mi wierzyć.

Tym bardziej, że właściwie całkiem jestem zmuszony opuszczać to najważniejsze - czyli paralele pomiędzy analogicznymi zjawiskami na tych samych etapach rozwoju (czy schyłku) różnych cywilizacji. Tego bowiem nie da się po prostu zrozumieć z takich wyrwanych fragmentów. Przede wszystkim w związku z niedawnym bojkotem wrażych mediów, choć nie tylko z tym, zdecydowałem się przetłumaczyć (z angielskiego autoryzowanego wydania, jak zwykle) fragment z książki Spenglera o schyłku Zachodu, poświęcony prasie. Zwracam uwagę, że było to pisane 90 lat temu.

(W kwestii formalnej, to zastosowałem tu pewien mój wynalazek: akapity podzieliłem na mniejsze, ze względu na ekran, który nie jest jednak książką, ale te moje arbitralne podziały oznaczyłem plusem. Może to jest niezły pomysł?)


Umysł liberalnej burżuazji jest dumny z zarzucenia cenzury, ostatniego hamulca, podczas gdy dyktator prasowy (...) utrzymuje swych skutych łańcuchami niewolników pod batem artykułów wstępnych, telegramów i obrazów. Demokracja za pomocą gazety całkiem wypędziła książkę z życia psychicznego ludu. Świat książek, ze swą obfitością postaw, zmuszających do myślenia, by wybrać i skrytykować, jest teraz prawdziwą własnością zaledwie niewielu. Lud czyta jedną określoną gazetę, "swoją" gazetę, która wmusza się codziennie milionami egzemplarzy przez frontowe drzwi, zaczarowuje intelekt od rana do wieczora, spycha książkę w zapomnienie samym swym layoutem, jeśli zaś jedna czy druga książka się ujawni, zapobiega i eliminuje jej możliwe skutki "recenzując" ją.

Co to jest prawda? Dla większości - to co bez przerwy czyta i słyszy. Zabłąkana mała kropelka może gdzieś się zaczepić i stworzyć sobie możliwość określenia "prawdy" - jednak to, co uzyska, będzie tylko jej prawdą. Ta inna, publiczna prawda danej chwili, ta która jako jedyna liczy się ze względu na skutki i sukcesy w świecie faktów, dzisiaj jest produktem Prasy. To czego chce Prasa, jest prawdziwe. Jej komendanci budzą, przekształcają, zamieniają ze sobą prawdy. Trzy tygodnie działania prasy i dana prawda jest uznawana przez każdego.

+

Jej tezy są nie do odrzucenia - dokładnie tak długo, jak długo wystarcza pieniędzy, by je utrzymać w nienaruszonym stanie. Klasyczna retoryka także była nacelowana na efekt, a nie na zawartość - jak to błyskotliwie ukazuje Szekspir w mowie pogrzebowej Antoniusza. To, czego pragnie nasza Prasa, to stała skuteczność. Musi trzymać umysły ludzi bez przerwy pod swym wpływem. Jej argumenty zostają obalone od razu, gdy tylko przewaga siły ekonomicznej przechodzi na stronę kontrargumentów, przywodząc je jeszcze częściej przed oczy i uszy ludzi. W tym momencie busola publicznej opinii zmienia kierunek na przeciwny, w kierunku silniejszego bieguna. Każdy momentalnie przekonuje sam siebie do tej nowej prawdy, uważając, że przejrzał na oczy.

[ _ _ _ ]

W dzisiejszej walce taktyka polega na pozbawieniu przeciwnika broni. W niewyrafinowanym dziecięctwie swej potęgi, gazeta cierpiała z powodu oficjalnej cenzury, którą obrońcy tradycji stosowali we własnej obronie, burżuazja zaś wołała, że wolność myśli jest zagrożona. Teraz ogół potulnie idzie za nią i zdecydowanie zdobyła dla siebie tę wolność. Jednak w tle, niewidoczne, nowe siły walczą między sobą kupując prasę. Choć czytelnik tego nie obserwuje, gazeta, a z nią i on sam, zmienia panów. Tutaj triumfuje pieniądz, zmuszając wolne umysły do służenia sobie. Żaden treser nie ma większej władzy nad swymi zwierzętami. Spuść z uwięzi ludzi jako masę czytelników, a popędzą ulicami, by rzucić się na wskazany cel, terroryzując i rozbijając szyby. Drobna aluzja skierowana do redakcji, a staną się spokojni i pójdą do domu.

+

Prasa to dzisiaj starannie zorganizowana armia ze swymi rodzajami broni i formacjami, z dziennikarzami jako oficerami i czytelnikami jako żołnierzami. Tutaj jednak, jak w każdej armii, żołnierz ślepo wykonuje rozkazy, zaś cele wojny i plany operacyjne zmieniane są bez jego wiedzy. Czytelnik ani nie zna, ani nie pozwala mu się znać celu, w jakim zostaje wykorzystany, ani nawet roli, którą ma spełnić. Nie można sobie wyobrazić jaskrawszej karykatury wolności myśli. Poprzednio ludzie nie odważali się swobodnie myśleć. Teraz odważają się, ale nie potrafią. Ich wola myślenia jest jedynie wolą myślenia na rozkaz, to zaś odczuwają właśnie jako swoją wolność.

Jest także inna strona tej spóźnionej wolności - wolno każdemu mówić to co chce, ale Prasa ma wolność zauważania lub niezauważania tego co on mówi. Może skazać każdą "prawdę" na śmierć, po prostu nie podejmując się zakomunikowania jej światu - potworna cenzura milczenia, tym bardziej potężna, że masy czytelników gazet są absolutnie nieświadome jej istnienia.*

[ _ _ _ ]

Wiek "książki" ma na swych skrzydłach - z jednej strony kazanie, z drugiej gazetę. Książki są osobistymi przekazami, kazania i gazety stosują się do bezosobowego celu. [ _ _ _ ] te same rzeczy pojawiają się, i są koniecznym rezultatem, w europejsko-amerykańskim liberaliźmie - "despotyźmie wolności przeciw tyranii", jak to wyraził Robespierre. W miejsce stosu i pręgierza, mamy wielką ciszę. Dyktatura przywódców partyjnych wspiera się na Prasie. Konkurencja stara się za pomocą pieniędzy przejąć czytelników - czyli po prostu lud! - masowo od wrogów i poddać ich własnemu umysłowemu szkoleniu.

+

Wszystko zaś, czego oni się uczą w czasie tego szkolenia, to to, co uznano, iż powinni wiedzieć - wyższa wola formułuje dla nich obraz świata wokół nich. Nie ma teraz konieczności, jaka istniała dla książąt baroku, by narzucać poddanym służbę wojskową - wystarczy podjudzić ich umysły artykułami, telegramami i obrazami (...), aż zaczną wołać o broń i zmuszać swych przywódców do konfliktu z tymi, z którymi ci do konfliktu pragnęli zostać zmuszeni.

To jest koniec Demokracji. W świecie prawd, to dowód o wszystkim decyduje, w świecie faktów sukces. [ _ _ _ ]

* Wielkie palenie książek w Chinach było w porównaniu z tym nieważnym wydarzeniem. (przypisek Autora)

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

niedziela, grudnia 16, 2007

Nie chcę nikogo germanizować, ale...

... jeśli ktoś już zna narzecze naszych okupan... chciałem powiedzieć "przyjaciół", i ma do tego jakieś intelektualne ambicje, to niech słucha!

Otóż znalazłem ci ja właśnie w sieci KOMPLET DZIEŁ OSWALDA SPENGLERA - za darmo, pełne teksty bez europejskiej cenzury... Po prostu skarb!

Jeśli kogoś to może zainteresować - a powinno, bo to największy umysł, z jakim ja się w swym długim życiu spotkałem (nie rozczulałbym się nad Niemcem bez powodu) - oto link:

http://www.zeno.org/Philosophie/M/Spengler,+Oswald

Korzystać, bo niedługo może to być zakazane, albo w ogóle internet będzie tylko dla słusznych i postępowych!

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

piątek, listopada 16, 2007

Drobny techniczny problem - tzw. wolność słowa

Istnienie takich pojęć jak "kłamstwo oświęcimskie" - w dodatku brzemiennych w skutki także w realnym świecie, bo przecież ludzie idą już z takiego zarzutu do więzienia - dowodzi moim zdaniem, że "wolność słowa" nie jest już dla obecnej, ukrytej za welonem "demokracji", ale w istocie totalitarnej, lewackiej władzy, problemem ideologicznym, tylko po prostu technicznym.
Zbyt trudno po prostu by było w tej chwili radykalnie i skutecznie ukrócić harce różnych oszołomskich blogerów, reakcyjnych niskonakładowych pisemek, opowiadających antybrukselskie czy inne nie-po-linii dowcipy kontrrewolucjonistów, więc wygodniej jest topić to w informacyjnym szumie wielkonakładowych mediów, jednocześnie szczycąc się przestrzeganiem "jednej z wielkich idei".

Gdyby komuś wydawało się, że akurat "kłamstwo oświęcimskie" najbardziej mnie boli, to zmartwię go, że tak nie jest, tylko to po prostu najbardziej znany i najjaskrawszy przykład tego, że albo wciskana nam bez przerwy wiara, iż "ze swobodnej wymiany idei zawsze zwycięsko wyjdzie prawda" okazała się fałszywa, albo też obecna władza odchodzi od ideałów wolności w kierunku ideałów totalitaryzmu. Tertium non datur.

Istnieją oczywiście i inne przykłady tego odchodzenia cichcem. Czy może tej utraty przez miłościwie nam panujących wiary w ideały wolności, demokracji i liberalizmu. O czym nas jednak nie są uprzejmi powiadomić. Na przykład "prawa" skazujące ludzi na więzienie czy grzywny za "homofobię", choćby polegało to na zacytowaniu Biblii, w dodatku przez chrześcijańskiego duchownego. Znane są tego typu przypadki np. ze Szwecji. Który to kraj, stanowiąc poniekąd awangardę postępu, jest interesującym przykładem tego, co się szykuje w niedalekiej przyszłości w całej reszcie europejskich krajów (przede wszystkim europejskich, choć z pewnością nie tylko).

Tak się składa, że Szwecję znam całkiem nieźle, więc zarówno wiem, z własnego niejako doświadczenia, jak blisko ma już ten kraj do Ziemskiego Raju w guście powiedzmy red. Pacewicza, jak i wiem, jak i mogę dość łatwo przytaczać konkrety na ten wzniosły temat. I jeden taki właśnie przytoczę.

Otóż, w kilka lat po czarnobylowej histerii, która uderzyła Szwecję - całkiem zgodnie z charakterem tego ludu, podsycanym umiejętnie przez lewicowych, ludzkość kochających macherów (zawsze mi się na myśl o nich przypomina okrzyk Wielkiego Fryca do uciekających żołnierzy: "bydlaki, chcecie żyć wiecznie?!") - wydano tam całkiem oficjalny, prawny zakaz poruszania problemu ewentualnego sensu utrzymania elektrowni atomowych, które zostały w ludowym referendum skazane na likwidację.

Nic się oczywiście z tego powodu nie stało - żadne demonstracje, żadni dziennikarze nie przykuwali się łańcuchami do żadnych barierek, nie widziałem też, z tego co pamiętam, żadnych ludzi z zaklejonymi ostentacyjnie ustami. Ani na ulicach, ani w telewizji, ani na zdjęciach w gazetach...
A więc, czego będzie potrzeba, by np. oficjalnie zakazać rozmowy o negatywnych skutkach Unii Europejskiej? Czego będzie potrzeba, by np. zakazać kojarzenia Unii Europejskiej z imperialistycznym, od stuleci realizowanym, interesem Niemiec? Czego będzie potrzeba, by wsadzać do więzienia, za powiedzmy... Nazywanie propagandy "Głosu Szabesgoja" (potoczna nazwa "Gazownik") kłamstwem? Czego będzie potrzeba, by móc w majestacie "prawa" prześladować dosłownie każdego, komu się obecny Ziemski Raj nie podoba i kto się nie podoba zarządcom obecnego Ziemskiego Raju?

Niewiele moim zdaniem, bardzo niewiele... To tylko pewne przejściowe techniczne problemy. Poza tym pies z kulawą nogą palcem nie ruszy, bo już przecież i tak nikt nie wierzy w te wszystkie wzniosłe hasła o "demokracji" czy "wolności słowa". W inne zresztą, na przykład te o "wolności", "niepodległości", "honorze", "ciągłości tradycji", też zresztą nie. Ale co się dziwić, skoro całkiem już nam nie zależy nawet na tym, by nasze dzieci miały mniej więcej te same wartości co my?
Bo przecież, gdyby nam zależało, to byśmy nie oddawali ich wychowania w ręce nawiedzonych świrów, dla których cała prawda i cała moralność zostały odkryte w ciągu ostatnich dwudziestu latach na postępowych wydziałach postępowych uniwersytetów, w postępowych redakcjach, i homoseksualnych łaźniach, gdzie mycie jest najmniej istotnym punktem programu.

Powiadam wam - to tylko niezbyt wielki problem techniczny, żeby nam całkowicie zamknąć mordy! Nic innego już ich nie powstrzymuje. Ale w ogóle to sorry, że mówiąc o takich sprawach zakłócam wam miły sen. Idźcie sobie teraz na odtrutkę poczytać któregoś z tak tu licznych europejskich profesorów od Ziemskiego Raju. Może niedługo zostaną przeniesieni do innych zajęć, skoro i tak nie będzie po co was już przekonywać? A więc, korzystajcie póki czas!

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

niedziela, lipca 01, 2007

Oswald Spengler w pigułce

Ci, którzy znają to co piszę, np. tutaj, albo moje wypowiedzi na znakomitym Forum Frondy, wiedzą, że moim ulubionym myślicielem jest Oswald Spengler, autor słynnego dzieła pod tytułem "Schyłek Zachodu".

O tej książce, od momentu jej powstania około 90 lat temu, nigdy nie jest całkiem cicho, widać jest na to zbyt wybitna i zbyt przełomowa. Jednak jest stale przemilczana, czyni też się bardziej wyrafinowane próby usunięcia jej z publicznej świadomości, do których zaliczam fakt, że obecnie jest ona w Europie, także i w Polsce, dostępna, tyle, że w wersji brutalnie i perfidnie skastrowanej. Pozostało około 20% i to całkiem nie te najbardziej fascynujące procenty. (Choć nadal jest to świetna książka, którą można nabyć np. na merlin.pl.)

Zabawne, w pewnym przynajmniej sensie, jest to, że stosunkowo wielu na temat tej książki się wypowiada, nigdy nie zadawszy sobie trudu jej przeczytania. Czy choćby przerzucenia. Cóż, z takim tytułem?! Przecież od razu wiadomo, że są to ponure i dawno już przez historię unieważnione proroctwa katastrofy i zagłady! Inni, którym widocznie nieco brakuje wyobraźni, pewni sią, że książka ta pełna jest utyskiwań na upadek obyczajów i w ogóle dekadencję zachodniej kultury.

Czego się w końcu dziwić? Z TAKIM tutułem?! Przecie nie można wymagać, by prawdziwi intelektualiści czytali jakieś starocie, które w dodatku nigdy nie zostały uhonorowane nagrodą Nike, czy choćby Nobla!

Tyle, że to wcale nie jest to, to wcale nie jest o tym. A zresztą, gdyby to było jakieś nowe "Mein Kampf" to by się po prostu zakazało, albo raczej Land Bawarii by sobie zastrzegł wyłączność praw autorskich... Że bez żadnych legalnych podstaw? A co to szkodzi, przecież żyjemy w Europie! Liczą się Wartości Europejskie, nie jakieś prawne podstawy czy słuszność!

Ja sobie jednak ostatnio kupiłem pełny angielski, autoryzowany przekład tego wspaniałego dzieła, o czym jest nieco na moim rodzimym blogu, nawet ze zdjęciem. Dla tych wszystkich jednak, którzy chcieliby dowiedzieć się szybko i w miarę bezboleśnie - doceniam ich, że w ogóle mają ochotę to wiedzieć - oto... Oswald Spengler w pigułce. W jednym krótkim zdaniu (ze strony 90 drugiego tomu tego przekładu):
"Ubi bene, ibi patria" is valid before as well as after Culture.
Co się na nasze przekłada mniej więcej tak:
Zasada, że "tam ojczyzna, gdzie dobrze" obowiązuje zarówno przed, jak i po Kulturze.
Dodam, że w języku używanym przez niemiecką filozofię, Kultura oznacza wcześniejszą, żywotną fazę rozwoju, która w końcu przechodzi w Cywilizację - racjonalną, prozaiczną i coraz bardziej wyzutą z kreatywności i sił żywotnych. Co jest dokładnie tym, co ja sam dostrzegam w naszej obecnej rzeczywistości.

A więc, wyjaśniło się mniej więcej, o co chodzi z tym "Schyłkiem Zachodu"?

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.