Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Józef Piłsudski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Józef Piłsudski. Pokaż wszystkie posty

czwartek, stycznia 07, 2021

O różnych reakcjach na wyzwanie, jakie stanowi życie w wychodku

sławojka

Napotkałem (ci ja) kiedyś takiego bonmota, który lubię do dziś, trochę dlatego, że oddaje moje relacje z wieloma ludźmi (żeby już bez nazwisk i stopni pokrewieństwa). Idzie to jakoś tak: "Nudziarze nie potrafią ścierpieć ludzi interesujących i nie mogą się doczekać, kiedy wreszcie spotka ich zasłużona kara". (Czy może po prostu "noga im się powinie"?) Mi się to kojarzy z jeszcze jedną sprawą...

Mówię otwarcie: absolutnie żaden ze mnie specjalista od rodzimej historii, a już szczególnie tej niedawnej, ale jakoś podobnie odbieram świętą wojnę między zwolennikami Piłsudskiego i Dmowskiego. Mój ojciec był rodem z Wrześni i zdecydowanie Endek, matka ze Lwowa i na pewno nie Endek, ale ona na mnie bezpośrednio wpływu w takich sprawach nie miała. No i ojciec, choć w sumie raczej Endek, śmiał się nieraz (a nie oglądałem go często, bo starzy byli rozwiedzeni) z propagandowych wygłupów przedwojennej endeckiej prasy. Np. z tego ostatniego weterana Powstania Styczniowego, co to miał umrzeć z głodu, tyle że żył coś koło stu lat. (Choć pewnie mu się nie przelewało, zgoda, a powinno.)

Dmowski napisał sporo niegłupich rzeczy, Endecja (o czym już pisałem) miała b. fajny stosunek do demonstracji patriotycznych, zapewne sporo pomogła w odzyskaniu niepodległości... (Tak mówią, tylko że trudno ocenić, ile w tym propagandy, ile prawdy.) Jednak dla mnie zasadnicza różnica polega na tym, że Piłsudski stwierdził kiedyś, że "w tym cuchnącym wychodku nie da się żyć" i robił absolutnie wszystko, żeby wychodek rozpieprzyć...

(Czyli postawa Romantyczna w najlepszym znaczeniu, która jest mi bliska.) Dmowski zaś - absolutnie rozsądnie, trzeźwo i w sumie trudno się z etycznego punktu przyczepić - przemyśliwał nad tym, jak mimo wszystko znośnie i wzgl. przyzwoicie ŻYĆ W WYCHODKU, który jest dopustem losu czy też (świecką może) karą Boską. Nie da się go przecież nijak przerobić na perfumerię, czy choćby pasmanterię!

Bardzo trzeźwa postawa, powtarzam, do której niesposób się przyczepić. Tak? Tyle że, kiedy potem "jakimś cholernym cudem", taki, "na bakier będący z rzeczywistością i trzeźwym myśleniem, fantasta-romantyk" wygrywa - ten trzeźwy, co to trzeźwo mierzył zamiar wedle sił, czuje się oszukany przez los. Potraktowany przezeń gorzej, niż przedtem był traktowany przez zaborcę! Co, zrozumiale, doprowadza go do dzikiej furii. Jak nudziarza wspomnianego na początku, na przykład. "Resentyment" to się uczenie nazywa. Ja to naprawdę rozumiem, bo to zrozumiałe i ludzkie, jednak sympatyczne już nie, Ani nawet - na tym póżnym etapie, etapie konsumowania własnych sukcesów czy porażek - już trzeźwe i mądre.

Mogę się mylić, może te moje intuicje to tylko literatura, i to marna, ale tak właśnie moim wybitnie syntetycznym umysłem to pojmuję. Dzięki za uwagę! 

triarius

P.S. Ta śliczna sławojka na obrazku jest oczywiście późniejsza, niż wychodkowa kontrowersja Naszych Gigantów, ale żadnego obs... kurnego koszmarstwa z kacapskiego zaboru nie da się w sieci znaleźć, a zresztą kibel to kibel. No, może taki japoński, co opowiada bajki i liczy kalorie, łagodnie masując,,, Ach!

wtorek, lipca 24, 2018

O pocieszeniu filozofii, zamkach na piasku i ganianiu za własnym ogonem

Na początek, żebyście nie płakali, że nie dostajecie biężączki, rzeknę co następuje... Cały dzień dzisiaj, kiedy tylko spojrzałem na dowolną telewizję, pokazywali niemal wyłącznie jakieś tam pożary w Grecji. Na swój własny rachunek powiedziałbym oczywiście "a co mnie to obchodzi?" Ludzie nie żyją wiecznie, ten padół łez to nie jest taniec po różach, żaden arcyksiążę Ferdynand (ani choćby Rudolf, ten od Vetsery) tam chyba nie zginął (to nie śnobizm przeze mnie przemawia, ino znajomość następstw, choć w tym drugim przypadku raczej to, że można się zabawić w detektywa)...

Dla was ludzie jednak trochę się wysilę i powiem, że po pierwsze jest w tym chyba radosne przesłanianie innych, o wiele ważniejszych tematów... Lub właśnie tematów braku, w związku z wiadomym sezonem na ogórki... A po drugie jak zwykle Dávila ma rację i współczesny człowiek po prostu się na Boga (niezależnie, czy w niego wierzy, a raczej nawet jak niewierzy to bardziej, piękny paradoks!) obraża, że nie wszystko wciąż mamy pod kontrolą. To znaczy, nie tyle "my", co "ci słodcy, co się nami tak cudnie opiekują - kochane urzędasy, prawnicy i reszta tego towarzystwa, które nam, większości, pozwala wieść słodkie i beztroskie życie leminga".

* * *

Teraz sobie trochę obgryziemy własny ogon... Służba nie drużba! Pierwsza sprawa, to taka, że mamy (w zasadzie, bo jak nic nie napiszemy, to też nikomu włos z głowy nie spadnie, a niektórzy i tak na głowie ich nie mają) do napisania co najmniej dwa (genialne) teksty. Po pierwsze więcej o naszym ukochanym Lemingu - wprawdzie nikt się na razie nie domaga, ale napisaliśmy dotąd tylko parę b. ogólnych uwag. (Nie żeby to wam, drogie ludzie, nie powinno dać do myślenia, i to na długie godziny!)

Po drugie powinniśmy wreszcie napisać to o Piłsudskim, Dmowskim i tych dzisiejszych... Jak ich nazwać... Co to niby przyznają się do myśli i dorobku Dmowskiego, a w istocie robą... Wiadomo! Już mi się znajoma obraziła - całkiem bez powodu, bo choć wspomniałem o tej sprawie b. pokrótce, to nic tam złego o Dmowskim nie było. Cenię gościa, b. się np. ucieszyłem wracając z zagranicy po 11 leciech i widząc, że dostał niezłą ulicę we Wrzeszczu - po prostu jego doktryna powstała w tak ponurych latach, że w latach mniej ponurych, albo przynajmniej INACZEJ ponurych, nie ma racji bytu, po prostu.

Co innego różne inne tam myśli, ale przecież nie to, że mamy wytrwałą pracą stać się jakimiś bogatszymi ruskimi w łowickich strojach ludowych i krakuskach, bo do tego się owa pesymistyczna i minimalistyczna, a także b. w swym działaniu powolna i wcale nie aż tak pewna (choć "obiektywnie pewniejsza" i bardziej "realistyczna" od rewolucyjnej idei np. Piłsudskiego, która mimo to wygrała i to spowodowało masę złej krwi, którą do dziś wykorzystują... Itd.)

O to chodziło. Sporo już (sapienti sat) wyjaśniłem zresztą, ale może kiedyś do końca. Kiedyś trzeba będzie te rzeczy napisać (albo i nie), ale na razie mamy coś innego, bo tak się sprawy potoczyły.

* * *

Otóż byłem ci ja dzisiaj, chyba dosłownie po latach przerwy, na portalu "Wydawnictwo Podziemne"... Naprawdę dobry poziom, choć w sprawach fundamentalnych - mniej jednak fundamentalnych od miłości lub jej braku do komuny - się z nimi nie zgadzam, co mam nadzieję jeszcze w tym wpisie wyjaśnić, o ile mnie nie odejdzie wena i/lub chęć... W każdym razie grasuje tam, całkiem się żadnym Tygrysizmem Stosowanym oczywiście nie przejmując i do niczego takiego nie przyznając, nasz ulubiony Amalryk.

Przeczytałem tam dwa długie teksty, z których pod tym oto chętnie bym się podpisał i go polecam (a to tylko trzecia część, Jezu, ale on tam dużo pisze!):

http://wydawnictwopodziemne.com/2018/07/15/niech-biega-sobie-w-kukurydze-iii/

Natomiast drugi, choć dobrze napisany i pełen interesujących rzeczy, wzbudził moje dość pryncypialne zastrzeżenia - filozoficzna jednak ino, a nie polityczne (zarówno Michał Bąkowski, jak i ja, nie lubimy bowiem komuny, a to już jest pewna forma braterstwa). Oto linek:

http://wydawnictwopodziemne.com/2018/06/28/populizm/

Zastrzeżenia takie mianowicie, że p. Bąkowski, autor znaczy tego tekstu, zdaje się budować na ideowych zasadach jakiegoś, moim skromnym wyimaginowanego, "klasycznego liberalizmu", zamiast na... No zamiast czego, że spytam, sprawdzając, czy nie śpicie? Na czym ów autor powinien waszym zdaniem budować swoją analizę? Moim zdaniem (choć mogę się oczywiście mylić, bo tylko Bóg i Coryllus nie mylą się nigdy, a ten pierwszy w dodatku może wcale nie istnieć) budować powinien na tym, jak świat naprawdę wygląda, jak działa, na takich sprawach jak ludzka natura...

Oczywiście na ile jesteśmy w stanie te rzeczy poznać i o nich sensownie mówić, zgadzam się, że są tu naturalne ograniczenia i to spore, ale jednak wychodzenie od jakiejś, jakiejkolwiek, IDEOLOGII, jako od pierwotnego źródła, budowanie na niej tak skomplikowanych konstrukcj, jak np. właśnie intelektualna krytyka komunizmu "jako takiego", to coś jak budowanie zamku na lotnym piasku, zamiast wbić go (ach!) w litą skałę, albo przynajmniej zanurzyć na dziesiątki metrów w dobrze ubitą ziemię.

 * * *

Liberalizm
No i przeszliśmy w końcu do naszego zasadniczego tematu, który się mocno zresztą wiążę z poprzednim akapitem. Otóż nie tylko JAKAKOLWIEK polityczna ideologia nie powinna przeszkadzać nam w budowaniu naszych intelektualnych konstrukcji, krytykowaniu komunizmów tego świata itd. w oparciu o najlepszą możliwą wiedzę o tym, jak ten świat naprawdę funkcjonuje - a więc Historia, Filo-nie-bójmy-się-tego-słowa-zofia (w tygrysicznym oczywiście rozumieniu), natura ludzka (żeby nie powiedzieć Psychologia), i tak dalej...

Ale dodatkowo atak na Komunizm od strony Liberalizmu to robota karkołomna i lewą ręką za prawe ucho, ponieważ to, co rzekł był Dávila, a mianowicie, że "liberalny burżuj to starszy brat bolszewika", to nie jest taki sobie po prostu dowcipasik w stylu "W tyle wizji", tylko głęboka, jak się temu przyjrzeć, prawda.

To, co dziś nazywamy "Socjalizmem" - a więc różne tam odmiany Marksizmu i sprawy pokrewne, jak Socjaldemokracja - to bliscy krewni, a właściwie po prostu pewna gałąź tego samego RADYKALIZMU SPOŁECZNEGO, który dało nam w nieproszonym prezencie Oświecenie. Co to ten "Radykalizm Społeczny", spyta ktoś? To jest nie mniej, nie więcej, niż Liberalizm, pod swoją do całkiem-nie-tak-dawna najważniejszą i najpopularniejszą nazwą! Ot co! Dziwcie się ludzie, ale tak właśnie rzeczy się mają.

Liberalizm, czyli ten Społeczny Radykalizm, Socjalradykalizm inaczej mówiąc, nigdy nie był prawicowy - przynajmniej nie do czasu, kiedy któryś tam Reagan nie stwierdził, że skoro on i jego kraj nie lubią CCCP, który się do Socjalizmu przyznaje, kiedy oni sami wyznają tę formę Amerykańskiego Imperializmu (mówię o faktach, w tej chwili nie oceniam), którą wywodzą (i słusznie) z Liberalizmu właśnie, no to ten Liberalizm jest ach jakże "prawicowy", no bo tamto jest "lewicowe".

Co akurat wydaje mi się dość wątpliwe, bo co właściwie było "lewicowego" w ruskim imperium pod Breżniewem (o ile ktoś oczywiście całkiem nie zdurniał i nie zaczął wierzyć w k*winiczne pierdoły o "wolnym rynku")? I gdzie byłby ten, prawicowy rzekomo, Liberalizm bez najpierw brytyjskiego, a potem amerykańskiego, na Oświeceniu opartego, imperializmu?

Jak również skąd by się wzięły te wszystkie lewackie ruchy i reformy - wszystkie te feminizmy, pedalizmy, równouprawnienia, politpoprawności - gdyby nie zdrowy (tym razem na odmianę, niestety) grunt, solidna podstawa w postaci Oświeceniowych, Liberalnych, Socjalradykalnych miazmatów, poglądów i czego tam jeszcze, stręczonych zewsząd światu od lat trzystu?

Tragedią dla ludzi takich jak my jest to, że poza popłuczynami po Oświeceniu nie funkcjonuje społecznie od stuleci żadna inna filozofia. Oświecenie, Liberalizm, Socjalradykalizm, to dość tandetne filozoficznie idee, ale jednak to filozofia, a po drugiej stronie nie ma nic. To znaczy jest trochę pojedynczych pisków, histerycznych krzyków, genialnych w zamierzeniu rozwiązań wszystkich problemów świata za jednym pociągnięciem pióra... Ale to gorsze niż nic, sorry!

Oni to, co nie mieści się w łonie Oświecenia, Liberalizmu, czyli Socjalradykalizmu mogą sobie nazywać dowolnie, na ogół "populizmem" lub "faszyzmem", ale to są po prostu, niestety, nieskoordynowane krzyki rozpaczy,.. Albo groźne pomruki bez żadnej realnej groźby, poza ew. dla pomrukującego...

Albo mniej lub bardziej udane dowpcipasy i szaleńczy, rozpaczliwy śmiech, którego wykonawca w jakimś totalnym zaczadzeniu, a prawdopowobnie po prostu skutkiem wywołanej rozpaczą i bezsilnością HISTERII, wmawia sobie, że to jakoś wrogowi zaszkodzi i jego samego magicznym sposobem wyzwoli. Wrogowi, czyli temu oświeceniowemu paskudztwu w jego różnych, choć wcale nie aż tak różnych, avatarach, że przypomnę: Radykalizm Społeczny, Liberalizm, Socjaldemokracja, wszelkie inne odmiany Lewactwa... Sporo tego!

Naprawdę ludzie - kiedy się na to wszystko spojrzy z pewnej przyzwoitej odległości, widać, że różnice między "najklasyczniejszym", czyli najcudowniejszym wedle jego wyznawców, Liberalizmem, a najdzikszą odmianą lewactwa SĄ MINIMALNE! Kiedy się potrafi wyważyć priorytety, odróżnić sprawy najważniejsze od trzeciorzędnych, to stosunek do tzw. "własności prywatnej" przestaje dominować cały obraz, a o wiele ważniejszy staje się cel PRZEROBIENIA LUDZI NA OWADY, i to na skalę globalną. EWOLUCYJNIE! Wszystkie te Szkoły Frankfurckie z ich ZBRODNICZYM programem ROZWALENIA LUDZKIEJ JAŹNI samej w sobie!

To jest to, o czym pisze Ardrey, i to nawet w tym niewielkim fragmencie, który przetłumaczyłem wam na polski. Gdyby ktoś raczył zechcieć, w co niestety wątpię. I Komunizm ma ten cel - nie zaś, jak to sobie wyobraża guru wspomnianego tu Wydawnictwa Podziemnego, "po prostu utrzymanie władzy i jej zwiększanie" - i Liberalizm, i wszystkie ich formy pośrednie oraz hybrydy.

Bo to, drodzy moi, ptaszki z tego samego gniazdka - naprawdę nie wmawiajcie sobie, że tam są aż takie różnice! Rozumiem, że polski rodak, potomek małorolnego, ma cholerny problem z zapomnieniem na chwilę o forsie i stale będzie ją widział na pierwszym planie, ale naprawdę TO NIE FORSA ZAWSZE DECYDUJE O WSZYSTKIM! Jeśli o tym będziemy zapominać, to grozi nam budowanie bez przerwy zamków na ruchomym piasku i żałosne ganianie za własnym ogonem. Zaprzeczenie Tygrysizmu Stosowanego krótko mówiąc. (Obgryzanie to co innego!)

Dixi!

* * *

triarius

P.S. A tak przy okazji... Jak lewizna ma nie wierzyć, że wdusi nam, a w każdym razie naszym ew. wnukom, te wszystkie pierdoły o pedałach i innych dziwadłach, skoro tak łatwo łyknęliśmy "równouprawnienie", które przecież dla naszych dziadów było, i słusznie, co najmniej tak samo wariackie i sprzeczne z naturą?

środa, lipca 09, 2014

No dobra - więc jak to w końcu jest z tym Leninem?

Śmy sobie ostatnim razem (ach jak ja kocham te moje językowe żarciki!) wzięli na warsztat Włodzimierza Iljicza, trochę go pooglądaliśmy, a potem Pan Tygrys stwierdził, że była w tym masa niezwykle pożytecznej nauki... I to właściwie tyle. Było jeszcze niby zadanie do domu, ale takie jakieś mało konkretne, więc jakby go nie było.

Oczywiście - jeśli ktoś poważnie traktuje te nasze tajne komplety... Jeśli myśli o nostryfikowaniu matury w wolnej Polsce, która kiedyś... Jeśli myśli o jakiejkolwiek w niej karierze... No to oczywiście potraktował sprawę poważnie, zadanie domowe odrobił i do jakichś wniosków pracowicie doszedł.

Z czego jednoznacznie wynika, że nikt nie odrobił, nikt nie doszedł, i nikt jeszcze nie ma najmniejszego pojęcia jakie nauki z tego Lenina opisanego prez pana Malaparte (sza, bo to był faszysta!) należałoby wyciągnąć. No to ja wam ludzie powiem. Powiem, bo jestem urodzony edukator (hłe hłe!), i w ogóle leży mi na sercu wasze, oraz Ludzkości całej, dobro. Takie wytłumaczenie musi wam wystarczyć - innego nie budiet!

Nauk z tego Lenina może być więcej, ale mi do głowy przychodzą następujące...

1. Burżuj to bliski kuzyn Bolszewika... Bolszewik to bliski kuzyn Biurokraty... Biurokrata to bliski kuzyn Burżuja. Wielka Triada. Trzej Panowie B. To się da zrozumieć? W końcu ten nasz (?) Lenin okazał się zarówno B... iurokratą, jak i B... urżujem, no i oczywiście był, par excellence, B.... olszewikiem.

Niektórzy z was mogli coś takiego przeczuwać, no a inni to nawet to zwerbalizowali, i to w nie byle jakiej formie. Przychodzi mi od razu na myśl Dávila, a konkretnie ta jego myśl, że: "Liberalny burżuj to starszy brat bolszewika".

I na pewno tego typu stwierdzeń jest u Dávili znacznie więcej, także na temat tych innych pokrewieństw. Dałoby się to pewnie znaleźć choćby tych "scholiach", które sam dla mojego blogasa przetłumaczyłem, a co dopiero w całości dorobku wielkiego (wstecznego) Kolumbijczyka.


2. Biurokrata... Burżuj... Bolszewik... Nie musi koniecznie mieć kłów jak udo dorosłego mężczyzny, ostrych jak brzytwy i stale ociekających krwią... Mógłbym tu jeszcze długo improwizować, przywołując Kaligulę, boginię Kali, i co tam jeszcze, ale chyba wiadomo o co chodzi?

No to dokończę tę myśl: taki Pan B. wcale nie musi być jak wyżej opisano, może przypominać mopa, indyka, tow. Barroso - a mimo to może, w sprzyjających warunkach, ruszyć bryłę świata i zamienić życie milionów ludzi w piekło, sporo z nich wyprawiając także do lepszego świata (co poniekąd nieco by kompensowało tę winę, tylko że my się tu nie zajmujem akurat teologią).

Może nawet, jak w przypadku Lenina, lubić koty, zamiast je np. palić, i to od pokoleń.  Sam mam z tym problem, bo koty uwielbiam, a Lenina wręcz przeciwnie. W sumie, to co przedstawiłem w tym punkcie to chyba niezły temat do przemyślenia. (Choć oczywiście wiem, że macie ważniejsze i pilniejsze sprawy na głowie, więc nic z tego nie będzie.)


3. Na poziomie bardziej ogólnym - na poziomie META po prostu (ach, jak mi do tych meta-poziomów brakuje Hrabiego, dawnego kumpla, który jednak uciekł, zmylił pogonie, a teraz zapewne przywraca złoty parytet na zmywaku w Londynie, za nic mając Tygrysizm i upadek Zachodu!) - mamy tu takie coś, że (turpe dictu) tow. Lenin z czegoś REZYGNOWAŁ, żeby móc się skupić na czymś, co uznawał za istotniejsze. No i to mu dało sukces. Zgoda?

Ja tu od dawna próbuję ludziom, naszej "prawicy" znaczy, naprostować w głowach, że na przykład, żeby odnieść sukces w polityce (że się gorzko zaśmieję), to nie tego trzeba, żeby wymyślić jeszcze parę genialnych nowych postulatów, czy nawet sposobików... Tylko WRĘCZ PRZECIWNIE - zacząć trzeba od tego, żeby sobie wprost powiedzieć, co jesteśmy gotowi ODPUŚCIĆ!

Oczywiście - wolność słowa w tym specyficznym późno-liberalnym rozumieniu, wraz z demokracją i politpoprawnością, to wszystko prawda, utrudnia i zwiększa ryzyko, ale albo albo, moi państwo! Ja tam się za żadnego męczennika absolutnie nie uważam, ale np. dla wolnej Polski, gdyby kiedyś miała się pojawić, byłbym bez wahania gotów oddać powiedzmy ciepłą wodę w kranie.

Chodziłbym sobie niedaleczko na podwóreczko i czerpał wodę ze studni, choćby i z żurawiem. (Widywałem takie całkiem niedalego od Krakowa w mojej zamierzchłej młodości, choć większość była jednak z korbą. I komu to przeszkadzało?)

Tym bardziej, że jeśli taki Korwin może być Regentem, w tym obłędnym operetkowym mundurze z masą blaszanych orderów - no to ja, prorok i wirtualny Wernyhora wolnej Polski (i Tygrysizmu oczywiście) - mogę chyba liczyć, że ta wolna Polska da mi szansę na jakąś młodą, zdrową, nisko zawieszoną (i atrakcyjną także pod innymi istotnymi względami) żonkę, która mi bez protestów (spróbowałaby!), bez płaczów, bez w sumie większego bólu, za to ze śpiewem na ustach...

I nie mówimy o Odzie do Radości - prędzej jakieś pentatoniczne "Oj chmielu, chmielu, ty bujne zielę!". (Fakt, że się teraz chmiel w rodzimych wolnorynkowych piwach zastępuje żółcią bydlęcą, ale pannom wciąż jest potrzebny chmiel, a nie co inne!)

I jeszcze parę tego typu spraw - jak ta ciepła woda w kranie - byłbym w stanie dla ew. wolnej Polski poświęcić. Wcale, podkreślam to, nie głosząc się żadnym Championem du Monde w abnegacji, ascezie i subtelnej sztuce poświęceń. (No, nie całkiem, bo akurat sutemi - "rzuty poświęcenia" - to zawsze były moje ulubione techniki w stójce. Grapplerskie znaczy, bo nie mówimy o kopie w... i palcu w oku.)

W każdym razie wielu ludzi jest o wiele bardziej do poświęceń (poza sutemi oczywiście!) stworzonych i zdolnych, a do głowy nawet im nie przyjdzie, żeby sobie nad tym pomyśleć i jakoś to z tą ich rzekomą walką o wolną Polskę powiązać. Oczywiście - przykład z wodą w kranie to tylko jedna kategoria takiej rezygnacji. Można by tu także np. przywołać Piłsudskiego z tym o "jednym groszu i jednej kropli krwi". To nie było wcale głupie, jak zresztą większość tego co mówił!

Ogólnie, żeby się z kwestią tych rezygnacji wznieść na JESZCZE WYŻSZY, jeszcze bardziej "meta", poziom, przywołam tutaj pewne znane (komu znane, temu znane) anegdotki, jak ta o patyczkach, które się dają złamać osobno, a razem nie. Albo dość oczywisty (dla niektórych) przykład tego, że pięść bywa skuteczniejsza od sumy pięciu palców, z których się niby składa.

Niby te przykłady i te anegdotki mają pokazać coś innego - że "jedność większa od dwóch", ach! - ale można tu także bez trudu (dla niektórych) dostrzec piękne przykłady redukcji celów w celu koncentracji siły na małej powierzchni... I te rzeczy. Nie zawsze tak jest najlepiej - oczywiście - czasem należy strzelać śrutem, a czasem równoważną ilością ołowiu w postaci pełnopłaszczowej (powiedzmy) amunicji. (Mówię PRZENOŚNIE!)

Jednak, o czym jestem gorąco przekonany, prawdziwa polityka zaczyna się nie od  wymyślenia czegoś, czego jeszcze świat nie widział... Bo takie coś, albo nie istnieje; albo to durna utopia, która by co najwyżej zamieniła ten świat w jeszcze gorsze piekło... Tylko właśnie od ODRZUCENIA przekonań, celów, wyobrażeń - wchłoniętych zazwyczaj wcześniej przez osmozę, a uznawanych bez dobrego powodu za absolutne prawdy.

Towarzysz Lenin widać to wiedział i odniósł sukces. (Jeśli ktoś uważa, że nie odniósł, możemy podyskutować. Mnie też się ten jego sukces nie podoba, ale osiągnął co chciał lepiej od większości z nas, niestety!) Jakiś kretyn, jakaś lewacka menda, może mnie nawet nazwać bolszewikiem, ale jednak NAWET od Lenina można się czegoś nauczyć.

triarius

P.S. A teraz wychodzimy pojedynczo. I uważać na ogony!

środa, czerwca 11, 2014

Pan Tygrys znowu na szalomie! (Łał?)

Wkurzyło mnie (żeby się nie wyrazić dosadniej) w końcu to, co tu się dzieje. A że się zaczyna chyba dziać i w skali macro - nie mówię, że koniecznie na plusa, ale jakiś armageddon, jakaś wojna światowa, te rzeczy - to może warto nieco ludziom przejaśnić w głowach. I tak dalej, o czym może kiedyś szerzej.

Oto mój pierwszy szalomowy tekst po latach...

Od czegoś przecie muszę zacząć, nie?

Trochę mi się faktycznie znudziło prowadzenie blogaska bez komętów. Jest w tym sporo mojej własnej winy, bo przez długie okresy nic nie pisałem, w dodatku ludzie nie lubią tej tam captchy, a z @#$% Firefoxa nawet ja sam nie mogę od wieków wpisać sobie komęta, ale też jedni się ("dla Ojczyzny", psia mać!) rozmnożyli, i teraz tyrają na kafelki do łazienki...

Inni mają już całkiem dość tego bantustanu i na starość emigrują tak gruntownie, że nawet mi komęta na blogu, który kiedyś był ich życiem, nie wpiszą... (Za to chyba Putin mnie czyta, bo ostatnio odkryłem własny mirror na rosyjskiej domenie. Ale nie komentuje.) No i jeszcze był Nicek, ale to w ogóle tragikomedia. Która kiedyś w historii Gazownika - ktoś ją w końcu kiedyś, z takich lub innych powodów, z takich lub innych pozycji (wolałbym z innych) napisze - będzie sobie figurować. I nie tylko tam.

A jeszcze inni, z tego co kojarzę, dostali od Zielonej Wyspy tak po... No tym... Po dupie, że nawet się nie chcą odezwać... Jakbym to ja był, cholera, Tuskiem albo jakimś, excusez le mot, Rostowskim. Ech, żiźń! A przecież towar dostarczałem cały czas niezłej jakości, choć może nieczęsto aż tak wysokiej, jak niegdyś. (Cóż, dobry doktor Alzheimer też ma coś do powiedzenia. Nie - na serio to po prostu nie bardzo widziałem powód się męczyć. Może teraz go dojrzę?)

No i to by było na tyle zjadania własnego ogona, które, jakeśmy sobie to kiedyś z nieodżałowanym Hrabią Ponimirskim ustalili, jest dla każdego szanującego się dobrze rozwiniętego systemu, w tym blogaskowego tekstu, niezbędne. No to teraz będą ziemniaki i trochę mięsa.

* * *

Oswald Spengler: "Socjalizm to kapitalizm biedoty".

Pan Tygrys: "Kapitalizm to socjalizm burżujów".

Szczególnie tę drugą myśl należy raczej potraktować jak koan (taką zagwozdkę np. o klaskaniu jedną ręką), ale to wcale nie jest całkiem bez sensu! I jak się w to wgryźć, to niewiele zostaje z podstaw do tego groteskowego moralnego oburzenia różnych tam czcicieli "wolnego rynku" na "darmozjadów". Zresztą ze mną sam Guru nigdy jakoś nie miał ochoty dyskutować, choć dawałem mu szansę. Mógł mnie, teoretycznie, zmiażdżyć na oczach swych wyznawców, ale jakoś nie spróbował.

* * *

Józef Piłsudski (z pamięci, bo jakoś, o dziwo, trudno to znaleźć w sieci): "Kto mówi, że chce wolnej Polski, ale musi to być Polska bez więzień, bez policji - nie chce wolnej Polski."

Pan Tygrys: "Kto mówi, że chce wolnej Polski, ale musi to być Polska bez furmanek, bez krytych strzechą dachów, bez studni z żurawiem, za to z wakacjami na Majorce dla każdego - nie chce wolnej Polski."

Ta druga myśl, znowu, jest oczywiście dość przewrotnie sformułowana i nieco z przymrużeniem oka, ale w sumie tak to właśnie widzę. Oczywiście nikt inny tego wam ludzie nie powie, i ja sobie zdaję sprawę, że po napisaniu czegoś takiego (mimo "prawa do zapomnienia", hłe hłe!) nigdy już demokratycznie wybranym Prezydentem nie zostanę. (Nie mówimy oczywiście o III RP, bo na kolanach by nas mogli błagać i nic by nie ugrali, tylko o jakiejś następnej.)

* * *

Mogła nastoletnia Marysia z Gorzowa, to mogę i ja... Wiem, że to cholernie niepolitycznie, szczególnie tak na samym początku - bo człowieka zaklasyfikują i zaszufladkują, a w końcu wśród licznych naszych obsesji, ta akurat wcale specjalnie nie dominuje. (Tłumacz to zawodowym łowcom, którzy z tego łowienia żyją i kochają swoją robotę.)


9
Jednak natchnęła mnie ta - całkiem obłędna i w mniej podłych czasach nie do uwierzenia - historia z ZUS i tymi tam jej nowymi, naszym kosztem, beneficjentami. Wprowadzając, tak cenny w podobnych kontekstach, motyw osobisty, zwierzę się, że parę lat temu otrzymałem pismo z ZUS, gdzie mi obiecano nieco ponad 7 (słownie siedem) złotych miesięcznej emerytury. (A we wcześniejszym o parę lat podobnym piśmie było tego coś koło złotych jedenastu, więc można tu dostrzec pewien, jak to mówią giełdziarze, trend.)

Nie chcę nikomu wmawiać, że ja na te 7 (słownie siedem) złotych tyrałem jak stachanowiec czterdzieści lat, ale jednak ponad dziesięć lat te składki płaciłem, a tutaj... Ciekawa matematyka, nie ma co! Musi ministra Hall maczała w tym ręce, choć może był to tylko Rostowski. Ja ich za bardzo zresztą nie rozróżniam.

No i ja jeszcze muszę do tej mojej wypasionej emerytury dożyć! Parę lat, ale jak mi to pismo przysyłali, to było więcej. Nie mówiąc już o tym, że musi dożyć ZUS. Czego ja mu akurat niespecjalnie życzę, bo z 7 (słownie siedem) złotych to ja sobie nawet i dziś niewiele kupię - pomijając już nawet kwestię trendu - a co dopiero za dobrych (w III RP?!) parę lat!

No to oto ten bonmot, do którego mnie opisane tu... Naprawdę nie wiem jak to @#$%^ nazwać... Natchnął:

Wiekopomnym wkładem Żydów w dorobek ludzkości jest wynalezienie słowa HUCPA i ilustrowanie go gdzie się tylko da tysięcznymi przykładami.

Ostre? Anty...? Niesprawiedliwe? A może ktoś mi zechce wmówić, że im te pieniądze przemocą wpychano, a oni się rękami i nogami bronili? Albo może umówmy się tak - wy nam oddacie tego tam Bogsika z tym drugim, dorzucicie jeszcze paru, obiecacie, że tych obecnych nie przyjmiecie... A ja wtedy się zastanowię nad złagodzeniem mojego błyskotliwego bonmota! Zgoda?

* * *

A linek to tego tekstu tutaj: http://triarius.salon24.pl/589479,od-czegos-przecie-musze-zaczac-nie

triarius

środa, maja 28, 2014

O naturalnej selekcji wśród tubylców i paru innych sprawach

"Wśród tubylców naturalna selekcja wyeliminowała już dawno ludzi na tyle nierozsądnych, aby na ryk lwa uciekać na oślep w ciemność, porzucając swoje ogniska i broń."

Powyższe to cytat z bardzo interesującej, bardzo też "ardreyicznej" (jako uzupełnienie jednak, nie jako ekwiwalent), książki pani Elizabeth Marshall Thomas "Plemię tygrysa: koty i ich świat". Książka i Wiedza 1996 (amerykański oryginał wydany w 1993). Polecam!

* * *

Myśl mocno przewrotna, ale niepozbawiona. (Moja własna. Poza tym, że oczywiście prosta parafraza znanego stwierdzenia Piłsudskiego.) Przewrotne, zgoda, da się zinterpretować głupio i błędnie, ale to naprawdę nie jest niewarte przemyślenia...

Kto nie szanuje własnych urzędników, będzie szanował cudzych.

* * *

Ludziom się wydaje, że aby coś istotnie zmienić, podreperować kraj (choć w przypadku nieszczęsnej Polski podreperowanie nie wystarczy, tu chodziłoby o ratowanie) trzeba albo najpierw wybrać potrawy z gotowego menu, albo też coś nowego wymyślić. Moim zdaniem to jest błąd! Tak naprawdę, jeśli serio chce się coś w położeniu własnego ludu czy tego typu sprawach zmienić, to trzeba zacząć od ustalenia tego z czego jesteśmy gotowi ZREZYGNOWAĆ.

W sensie - te przykłady są absolutnie arbitralne, bo w tej chwili mówimy jedynie o NAJOGÓLNIEJSZEJ zasadzie - np. dostatku, bezpieczeństwa, bycia słodkim i powszechnie kochanym, dobrej o nas opinii tu czy tam... No i może najbardziej: z jakich jesteśmy gotowi zrezygnować ZŁUDZEŃ!

Naprawdę warto i nad tym chwilę pomyśleć.

* * *

A co z gwałceniem prostytutek? Nie będziemy kończyć? Cóż, naprawdę nie wiem. Z jednej strony ten temat wydaje mi się wciąż fascynujący i wart poważnego potraktowania - wraz ze wszystkimi pobocznymi temacikami, które nam tak zgrabnie przy tej okazji (prawda?) się pojawiły - z drugiej jednak (zżeranie własnego ogona, narzekanie na niewdzięczną publiczność i podłe czasy) temat nieco zbyt ambitny jak na to, że niemal już całkiem straciłem wiarę w sens pisania czegokolwiek, i, co za tym idzie, radość z tego pisania.

Może tam ona się od czasu do czasu nawet pojawia, ale tak mało, że jak się tu z ambitnym tematem wziąć za bary?

* * *

(Dopisane później. I dlatego niebieskie.)

Na temat aktualnych wydarzeń na Ukrainie, przypomniało mi się (a właściwie przypomniałem sobie czytając komęta pod moim dawnym tekstem) stwierdzenie twórcy Target Focus Training - Tima Larkina:

"Przemoc rzadko jest rozwiązaniem, ale kiedy jest - jest JEDYNYM rozwiązaniem."

Zarówno to "rzadko", jak i to "jedynym", jawi mi się trochę na wyrost, ale w sumie to b. sensowna (choć mało politycznie poprawna, of course) myśl. Ale już "konieczne" rozwiązanie, całkiem by mi, zamiast "jedynego", tu pasowało. Zgoda?

triarius

P.S. It's not about who's right but who's left. (Ed Parker) 

sobota, kwietnia 05, 2014

Gówna dla Polski (version lite)

Tytułem eksperymentu opublikujemy sobie teraz tutaj wersję light naszego poprzedniego tekstu. Czyli wersję pozbawioną większości co mniej istotnych wtrętów, obcych narzeczy i innego baroku. Mam nadzieję, że w tej wersji mój - genialny, nie oszukujmy się, a także potencjalnie ogromnie ważny dla przyszłości Polski i świata - tekst, zrobi karierę. (Do kogo te słowa są przede wszystkim skierowane, to on chyba sam wie i niech łaskawie wyciągnie wnioski! ;-)

* * *

Opowiadają, że kiedy Kostek Biernacki, jako młody legionista, miał wieszać jakichś dywersantów, wzbraniał się i mocno to przeżywał, na co mu Piłsudski rzekł, cytuję z pamięci: "A gówien to dla Polski wywozić nie łaska?"

Ja, widzicie ludzie, akurat zmierzam do poruszenia kwestii ojrowyborów... No więc, zachowując wszelkie proporcje - dostrzegam pewne analogie pomiędzy tym wieszaniem owych dywersantów i uczestniczeniem w rzeczonych ojrowyborach. Żeby już o wywożeniu gówien nie wspominać, bo tutaj podobieństwo aż bije po oczach.

Głupie to, obiektywnie mało sensowne, no bo w końcu każdy nasz głos to tylko jedna iluśtammilionowa wyniku... A do tego przecie ruskie, i wszelkie inne, serwery... Ale jednak - nie da się namawiać innych, etycznie, samemu nie racząc! A przecie - choć jeden głos, nasz własny znaczy, nic właśnie takiego nie robi... Nie znaczy... To jednak parę tysięcy w jakiś tam sposób już coś takiego robi. Bo widzicie jak to działa...

Ja sam kiedyś, dawno temu, wpadłem na "pomysł", żeby ojrowybory ignorować. Mało oczywiście oryginalna myśl, wielu na to wpadło, i tak samo jak ja wtedy - popełnili błąd. Tylko że ja się z niego szybko, po paru dniach, wycofałem, a większość jednak nie. No bo ludzie sobie wmawiają, nie chcę już tu snuć przemądrych rozważań dlaczego konkretnie, że ci tam ojropejsi dostają orgazmu jak paru ludzi więcej w tych błazeńskich ojrowyborach zagłosuje, a jak będzie kilku mniej, to zaczną rozpaczać. Widzicie, to tak nie działa. Może oni się chwilę trochę ucieszą, alternatywnie chwilę zmartwią, ale to będzie chwila. No, parę dni powiedzmy.

A to, jak w tych wyborach wypadnie ta @#$% zgraja, która Polskę rabuje, sprzedaje i przy której targowica, ta pierwsza, wygląda na miłą gromadkę niegłupich i wyrobionych politycznie patriotów, to sprawa na o wiele dłuższą metę i o wiele ważniejsza. Mówię cholernie serio! Wiem, że niektórzy z mniejszymi oporami powiesiliby paru dywersantów - gdyby to, oczywiście, nie było źle widziane przez Unię i zakazane; inni łatwiej by się do takiego obowiązku przymusili... Albo do dosłownego gówien dla Polski wywożenia... Ale tu nie ma co sobie wmawiać, że "w razie czego ja te gówna gołą ręką i...!"

To zgrywa, to ściema, to oszustwo - a co gorsza, samooszukiwanie! Jeśli platfąsy dostaną w tych ojrowyborach w dupę, to zaczną może wreszcie się rozpadać. W końcu to nie jest partia ideowa, jaką w była choćby KPP, ich pramatka (pomijając, że także paskudna i agenturalna). A jeśli im się nieźle uda, to jedyna prawdziwa "legalna", parlamentarna opozycja dostanie kolejny raz w dupę.

I nic nie da tłumaczenie lemingom, że tu chodzi o Polskę, a nie o to, by się przypodobać tak obrzydliwej zgraji niedouczonych i parszywych na duszach wumli! Dla większości z nich to nie jest żaden - absolutnie żaden - argument! A problem jest przecież spory z wygraniem tego przez PiS... Bo on jest przecież tą jedyną realną "legalną", parlamentarną opozycją - przy wszystkich swoich wadach.

Bowiem, choć do doskonałości PiSowi daleko, to jednak - POZA AGENTURĄ - do PiS raczej z założenia ciągną ludzie, którym na Polsce zależy. Inaczej szliby... Gdzie? Chyba łatwo zgadnąć, prawda? Nie mamy lepszego roboczego kryterium i tego co je mamy musimy się trzymać, a ta "legalna" i parlamentarna opozycja jest, mimo wszystko WAŻNA, a nawet NIEZBĘDNA.

Więc jaki jest ten problem z wygraniem przez PiS i przegraniem przez tych tam... Co mi się już na nich epitety kończą, a wszystkie nieadekwatne i zbyt cienkie... No? Problem jest taki, że zwolennicy Platfąsów raczej Unię kochaj i ich uczestniczenie w tym cyrku nie mierzi, a nas, i ogólnie (mniej lub bardziej entuzjastycznych) zwolenników PiS (patriotów, "prawicę" itd.) raczej tak. Przynajmniej w o wiele większym procencie. Z czego wynika, że oni częściej i chętniej idą w tym cyrku brać udział, a skutek tego taki, że.... No, chyba tego nie muszę tu wyjaśniać, prawda?

Jasne - wszelkie wybory, a co dopiero takie, to ćwiczenie z absurdu, ale też na przykład taki Pascal, człek niegłupi, i nie tylko bardzo religijny, ale nawet poniekąd katolik, rzekł był w końcu "credo quia absurdum est"...  O wierze, która dla niego była naprawdę ważna, nie ma co do tego wątpliwości... Więc z tym absurdem i niechęcią do niego też nie należałoby przesadzać!

Zatem, drogie ludzięta - choć dzielę wasz ból, obrzydzenie, wstyd i wszystkie inne tego typu odczucia - weźcie tym razem... I w następnych, tam gdzie to będzie miało znaczenie, a w wielu będzie...Weźcie, mówię wam, dupy w troki, dywersantów na sznur, gówna na wózek, kartki wyborcze wsadźcie, mimo mdłości, do tych tam unijnych pudeł z dykty... I potem sobie pogratulujcie, mówiąc do siebie: "Zrobiłem to, quia ABSURDUM EST, jestem równy chłop co raczy dla Polski gówna i dywersantów..." Sami wiecie!

A na koniec powiem wam coś poniekąd optymistycznego. Może zresztą aż tak wiele realnego optymizmu z tego się nie da wycisnąć, ale będzie chociaż błyskotliwe. Otóż tak mi przyszło do głowy, że JK wcale nie musi robić głupio, czy "niepolityczne", nie unikając teraz, przed tymi "wyborami", tematu Smoleńska.

 Który tak wkurwia lemingi, a nawet poniekąd zniechęca tę pozostałą, też nie za fajną, ale może raczej po prostu zmęczoną, nieco ogłupiałą, niedożywioną i już także małowiela przestraszoną większość naszego ludu. Wszyscy mówią, że to PiSowi bardzo zaszkodzi, dotychczas faktycznie - mówimy o wyborach i takich innych trywialnych w istocie, ale jednak niepozbawionych, sprawach - szkodziło... Ale w tych ojrowyborach może tak nie musi być, ludkowie moi rostomili.

A nie musi dlatego, że, widzicie ludziątka kochane - leming, (post)komuch, platfąs, ubek, aferzysta, prowokator udający dzień tygodnia... Taki i tak pójdzie i zagłosuje, bo kocha Unię i kocha Tuski tego świata. To chyba oczywiste. A na kogo zagłosuje? Na Tuski tego świata, bo tych Unia kocha i ci ją kochają wzajem. Tak? No dobra... A co z wami? Wy, jak was znam, w ogromnym niestety procencie nie pójdziecie.

Bo się Unią brzydzicie, bo nie wierzycie w skutek, bo nie przepadacie może za demokracją, albo tego co teraz mamy za demokrację nie uważacie... I ja tu nie mogę mieć do was pretensji - mówię o pogladach i odczuciach - bo czuję podobnie. (Choć wstrętu do demokracji jako takiej nie mam, uważając ją tak czy tak za swego rodzaju płaszcz, a liczy się i tak bardziej podszewka... I gronostajowe podbicie. Te sprawy.)

Ale jak się tacy ludzie, co Tuska, co Unii, co ruskich, co tych po drugiej stronie naszych przyjaciół i sponsorów, itd. itp., nie lubią - wkurwią... Tak sobie może JK myśli... Tym Smoleńskiem się wkurwią, tym co te @#$% w tej sprawie wyprawiają... No to może większa ich część powie sobie: "A gówien dla Polski nie łaska?" I doda: "A kim ja, @#$%% w końcu jestem, żeby...?! Zagłosuję na PiS - quia absurdum całe to głosowanie na unijnych... synekurasów est! Niech mają, @#$%% jedne @^$$^!"

I ruskie serwery się przegrzeją. I ruskie serwery się spalą. I zwyciężymy! I hurra! I Polska, Polska, Polska! I gówna będą... Ech! Od was... Chciałem powiedzieć - od nas - to zależy. Czy myślicie, że kiedy się taka królowa Jadwiga, później, jak kojarzę, błogosławiona, musiała obnażyć... Mało? Udostępnić swoje niewieście skarby staremu i mało czarującemu Jagielle... Sapiącemu capowi.

DLA POLSKI! To, myślicie, że jej nie było wstyd? Co najmniej tak samo, jak wam... Jak nam. Kiedy idziemy, w tłumie pokwikujących radośnie lemingów, na rzeź. To znaczy, tym razem akurat nie całkiem na rzeź, tylko na te ojrowybory... Fakt, zgroza, ale naprawdę myślicie, że dla Jadwigi to było jak bułka z masłem? Albo dla Kostka Biernackiego, zanim się wprawił i przyzwyczaił? Gówna dla Polski wywozić - nie łaska? A właśnie że łaska! I wy tego dowiedziecie, prawda? Dzięki i niech wam Bóg błogosławi!

triarius

piątek, kwietnia 04, 2014

Gówna dla Polski (versione barocca)

Opowiadają, że kiedy Kostek Biernacki, późniejszy pogromca opozycji w Berezie Kartuskiej (podejrzewany zresztą w tym kontekcie o niejaki sadyzm, choć oczywiście gdzież mu tam pod tym względem do różnych Berii i innej tego typu swołoczy), jako młody legionista miał wieszać jakichś dywersantów, wzbraniał się i mocno to przeżywał, na co mu Piłsudski rzekł, cytuję z pamięci: "A gówien to dla Polski wywozić nie łaska?" (I pomogło. Brawo Piłsudski! To się nazywa super kołczing motywacyjny!)

Toutes (jak to mawiali nasi co wytworniejsi, i ach - jakże wykształceni, przodkowie) proportions gardées... Bo ja, widzicie ludzie, akurat zmierzam do poruszenia kwestii ojrowyborów... No więc, zachowując wszelkie proporcje (cośmy już sobie przed chwilą powiedzieli, tyle że po francusku, ale też czy oni zasługują?) - dostrzegam pewne analogie pomiędzy tym wieszaniem owych dywersantów i uczestniczeniem w rzeczonych ojrowyborach. Żeby już o wożeniu gówien nie wspominać, bo tutaj podobieństwo aż bije po oczach. (A co dopiero zapach!).

Głupie to, obiektywnie mało sensowne, no bo w końcu każdy nasz głos to tylko jedna iluśtammilionowa wyniku... A do tego przecie ruskie, i wszelkie inne, serwery... Ale jednak - nie da się namawiać innych, etycznie, samemu nie racząc! A przecie - choć jeden głos, nasz własny znaczy, nic właśnie takiego nie robi... Nie znaczy... To jednak parę tysięcy w jakiś tam sposób już coś takiego robi. Bo widzicie jak to działa...

Ja sam kiedyś, dawno temu, wpadłem na "pomysł", żeby ojrowybory ignorować. Mało oczywiście oryginalna myśl, wielu na to wpadło, i tak samo jak ja wtedy - popełnili błąd. Tylko że ja się z z niego szybko, po paru dniach, wycofałem, a większość jednak nie. No bo ludzie sobie wmawiają, nie chcę już tu snuć przemądrych rozważań dlaczego konkretnie, że ci tam ojropejsi dostają orgazmu jak paru ludzi więcej w tych błazeńskich ojrowyborach zagłosuje, a jak będzie kilku mniej, to zaczną rozpaczać. Widzicie, to tak nie działa. Może oni się chwilę trochę ucieszą, alternatywnie chwilę zmartwią, ale to będzie chwila. No, parę dni powiedzmy.

A to, jak w tych wyborach wypadnie ta @#$% zgraja, która Polskę rabuje, sprzedaje i przy której targowica, ta pierwsza, wygląda na miłą gromadkę niegłupich i wyrobionych politycznie patriotów, to sprawa na o wiele dłuższą metę i o wiele ważniejsza. Mówię cholernie serio! Wiem, że niektorzy z mniejszymi oporami powiesiliby paru dywersantów - gdyby to, oczywiście, nie było źle widziane przez Unię i zakazane; inni łatwiej by się do takiego obowiązkzu przymusili... Albo do dosłownego gówien dla Polski wywożenia... Ale tu nie ma co sobie wmawiać, że "w razie czego ja te gówna gołą ręką i...!"

To zgrywa, to ściema, to oszustwo - a co gorsza, samooszukiwanie! (Ardrey, nawiasem, mówi, że "wiele zwierzat potrafi oszukiwać, ale człowiek jest jedynym, który potrafi oszukiwać samego siebie". I z tej specyficznej naszej zdolności wyciąga ogromnie pesymistyczne wnioski. Jakby ktoś nie wiedział.) Jeśli platfąsy dostaną w tych ojrowyborach w dupę, to zaczną może wreszcie się rozpadać. W końcu to nie jest partia ideowa, jaką w była choćby KPP, ich pramatka (pomijając, że także paskudna i agenturalna). A jeśli im się nieźle uda, to jedyna prawdziwa "legalna", parlamentarna opozycja dostanie kolejny raz w dupę.

I nic nie da tłumaczenie lemingom, że tu chodzi o Polskę, a nie o to, by się przypodobać tak obrzydliwej zgraji niedouszonych i parszywych na duszach wumli! Dla większości z nich to nie jest żaden - absolutnie żaden - argument! A problem jest przecież spory z wygraniem tego przez PiS... Bo on jest przecież tą jedyną realną "legalną", parlamentarną opozycją - przy wszystkich swoich wadach. (No dobra - nie aż tak "realną", bardzo łagodną, bardzo w sumie "proojro" i te rzeczy, żaden Tygrysizm... Ale tylko to mamy! W tej dziedzinie znaczy. Nie mówię o umysłach i MMA.)

Bowiem, choć do doskonałości PiSowi daleko, to jednak - POZA AGENTURĄ - do PiS raczej z założenia ciągną ludzie, którym na Polsce zależy. Inaczej szliby... Gdzie? Chyba łatwo zgadnąć, prawda? Nie mamy lepszego roboczego kryterium i tego co je mamy musimy się trzymać, a ta "legalna" i parlamentarna opozycja jest, mimo wszystko (i tu by można tomy pisać) WAŻNA, a nawet NIEZBĘDNA.

Więc jaki jest ten problem z wygraniem przez PiS i przegraniem przez tych tam... Co mi się już na nich epitety kończą, a wszystkie nieadekwatne i zbyt cienkie... No? Problem jest taki, że zwolennicy Platfąsów raczej Unię kochaj i ich uczestniczenie w tym cyrku nie mierzi, a nas, i ogólnie (mniej lub bardziej entuzjastycznych) zwolenników PiS (patriotów, "prawicę" itd.) raczej tak. Przynajmniej w o wiele większym procencie. Z czego wynika, że oni częściej i chętniej idą w tym cyrku brać udział, a skutek tego taki, że.... No, chyba tego nie muszę tu wyjaśniać, prawda?

Jasne - wszelkie wybory, a co dopiero takie, to ćwiczenie z absurdu, ale też na przykład taki Pascal, człek niegłupi, i nie tylko bardzo religijny, ale nawet poniekąd katolik (choć jansenista, widać chciał by od niego wymagano WIĘCEJ, a nie mniej - czytać Spenglera!), rzekł był w końcu "credo quia absurdum est"...  O wierze, która dla niego była naprawdę ważna, nie ma co do tego wątpliwości... Więc z tym absurdem i niechęcią do niego też nie należałoby przesadzać!

Zatem, drogie ludzięta - choć dzielę z wasz ból, obrzydzenie, wstyd i wszystkie inne tego typu odczucia - weźcie tym razem... I w następnych, tam gdzie to będzie miało znaczenie, a w wielu będzie...Weźcie, mówię wam, dupy w troki, dywersantów na sznur, gówna na wózek, kartki wyborcze wsadźcie, mimo mdłości, do tych tam unijnych pudeł z dykty... I potem sobie pogratulujcie, mówiąc do siebie (albo nawet lepiej drug drugu): "Zrobiłem to, quia ABSURDUM EST, jestem równy chłop co raczy dla Polski gówna i dywersantów..." Sami wiecie!

A na koniec powiem wam coś poniekąd optymistycznego. Może zresztą aż tak wiele realnego optymizmu z tego się nie da wycisnąć, ale będzie chociaż błyskotliwe. Otóż tak mi przyszło do głowy, że JK wcale nie musi robić głupio, czy "niepolityczne", nie unikając teraz, przed tymi "wyborami", tematu Smoleńska.

 Który tak wkurwia lemingi, a nawet poniekąd zniechęca tę pozostałą, też nie za fajną, ale może raczej po prostu zmęczoną, nieco ogłupiałą, niedożywioną i już także małowiela przestraszoną większość naszego ludu. Wszyscy mówią, że to PiSowi bardzo zaszkodzi, dotychczas faktycznie - mówimy o wyborach i takich innych trywialnych w istocie, ale jednak niepozbawionych, sprawach - szkodziło... Ale w tych ojrowyborach może tak nie musi być, ludkowie moi rostomili.

A nie musi dlatego, że, widzicie ludziątka kochane - leming, (post)komuch, platfąs, ubek, aferzysta, prowokator udający dzień tygodnia... Taki i tak pójdzie i zagłosuje, bo kocha Unię i kocha Tuski tego świata. To chyba oczywiste. A na kogo zagłosuje? Na Tuski tego świata, bo tych Unia kocha i ci ją kochają wzajem. Tak? No dobra... A co z wami? Wy, jak was znam, w ogromnym niestety procencie nie pójdziecie.

Bo się Unią brzydzicie, bo nie wierzycie w skutek, bo nie przepadacie może za demokracją, albo tego co teraz mamy za demokrację nie uważacie... I ja tu nie mogę mieć do was pretensji - mówię o pogladach i odczuciach - bo czuję podobnie. (Choć wstrętu do demokracji jako takiej nie mam, uważając ją tak czy tak za swego rodzaju płaszcz, a liczy się i tak bardziej podszewka... I gronostajowe podbicie. Te sprawy.)

Ale jak się tacy ludzie, co Tuska, co Unii, co ruskich, co tych po drugiej stronie naszych przyjaciół i sponsorów, itd. itp., nie lubią - wkurwią... Tak sobie może JK myśli... Tym Smoleńskiem się wkurwią, tym co te @#$% w tej (i w innych też) sprawie wyprawiają... No to może większa ich część powie sobie: "A gówien dla Polski nie łaska?" I doda (szeptem): "A kim ja, @#$%% w końcu jestem, żeby...?! Zagłosuję na PiS - quia absurdum całe to głosowanie na unijnych... synekurasów est! Niech mają, @#$%% jedne @^$$^!"

I ruskie serwery się przegrzeją. I ruskie serwery się spalą. A co najmniej stos im się przepełni i padną. I zwyciężymy! I hurra! I Polska, Polska, Polska! I gówna będą... Ech! Od was... Chciałem powiedzieć - od nas - to zależy. Czy myślicie, że kiedy się taka królowa Jadwiga, później, jak kojarzę, błogosławiona, musiała obnażyć... Choć fakt, że oni to w koszulach robili, ale podkasać i tak, albo z dziurą strategicznie umieszczoną... Mało? I udostępnić swone niewieście skarby staremu i mało czarującemu Jagielle... Sapiącemu capowi.

DLA POLSKI! To, myślicie, że jej nie było wstyd? Co najmniej tak samo, jak wam... Jak nam... Kiedy idziemy, w tłumie pokwikujących radośnie lemingów, na rzeź... To znaczy, tym razem akurat nie całkiem na rzeź, tylko na te ojrowybory... Fakt, zgroza, ale naprawdę myślicie, że dla Jadwigi to było jak bułka z masłem? Albo dla Kostka Biernackiego, zanim się wprawił i przyzwyczaił? Gówna dla Polski wywozić - nie łaska? A właśnie że łaska! I wy tego dowiedziecie, prawda? Dzięki i niech wam Bóg błogosławi!

triarius

P.S. Liberalizm to lewactwo sklepikarzy. 

wtorek, stycznia 12, 2010

Prawdziwa Rynkowa Prawica

Kto to jest "Prawdziwa Rynkowa Prawica"?

To jest ktoś, kto nigdy nie daruje Piłsudskiemu rabowania zaborczych konwojów w celach patriotycznych, ale nie zgłasza większych zastrzeżeń do wstępnej kumulacji kapitału opartej na zasadzie "pierwszy milion trzeba ukraść" (w końcu kapitalizm ma swoje prawa!), fortuny zbudowane na zdradzie nazywa Świętym Prawem Własności, a dostrzeganie w nich czegoś nie całkiem cudownego - bolszewizmem.

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

piątek, stycznia 18, 2008

Międzynarodowe spotkanie w mlecznym barze

Jedną z nielicznych sympatycznych stron PRLu były bary mleczne. Dobrze że wróciły! Jako tego PRLu dziecię (ale nie w tym znaczeniu co byście chcieli, Michnik i Ska!) lubię sobie czasem wyskoczyć do takiego baru. Przypomina mi to młodość, a poza tym takie żarcie bywa fajne jako odmiana po tych wszystkich Chataubriandach i Strogonoffach, spłukiwanych powiedzmy St. Emillion Grand Cru rocznik - niech będzie 1980... Albo 1983, którym niektórzy zachwycają się jeszcze bardziej.

No to sobie godzinę temu wyskoczyłem do pobliskiego baru. Nie będę się rozwodził nad menu, ale grochówa była znakomita. Odbierając zaś placek po cygańsku na wynos (na który musiałem nico poczekać, ale chyba nie aż przepisowy kwadrans) ujrzałem, że obok mnie stoi młoda i dość sympatycznie wyglądająca para.

On był ubrany w coś, co jak sądzę, musi być niemiecką wojskową kurtką, tej tam ichniej miłującej pokój i przepadającej jak zwykle za Polakami współczesnej Abwehry czy innego Werhmachtu, z naszywkami na obu rękawach w kolorach niemieckiej flagi. (Bez swastyki jednak, jakiś widać inny model.) Krótko mówiąc facet miał na obu ramionach niemieckie flagi.

Zacząłem mu się uporczywie przyglądać, a że poza tym nic specjalnego nie robiłem, po chwili facet spytał mnie, czy coś mu się odczepiło. Na to ja, swoim słodkim i uprzejmym głosem... A głos mam naprawdę słodki, przynajmniej kiedy kiedy chcę być uprzejmy. Bo jak nie chcę, to jest mniej słodki, a w promieniu kilkuset metrów spadają z gałęzi drobne ptaszki.

No więc ja tym moim słodkim głosem... Dziewczynie od razu zamgliły się oczy i jakoś tak lekko przysiadła, a pierś jej zaczęła falować... Na licach zaś wystąpiły wypieki. Mniejsza jednak o nią, i tak chyba wsłuchując się w przecudny timbre, nie była w stanie pojąć treści słów.

Wracając do głównego wątku, to ja (tym swoim głosem) mówię, że: "Nie, to nie to. Po prostu się zastanawiam jak długo jeszcze będzie można chodzić z niemiecką flagą i nie dostać w jakimś ciemnym kącie po mordzie".

Parka coś tam do siebie zaszeptała, a ja odebrałem swój placek, pożegnałem się z tych placków i innych barowych smakołyków szafarką tym słodziej, że akurat przed chwilą zachowałem się jak gbur... Czy mi wstyd? Nie, ani trochę. Fakt, moja kindersztuba dostała leciutkiego prztyczka, ale w końcu nie kindersztuba jest ważna, gdy płoną lasy, prawda? Szczególnie że to niemieckie słowo w spolszczonej pisowni.

Nie po raz pierwszy poczułem się jak Kostek Biernacki, który jako bardzo jeszcze młody legionista, a do tego subtelny i idealistyczny intelektualista, otrzymał rozkaz powieszenia na gałęzi kilku dywersantów. Niezbyt się do tego gorliwie zabierał, aż mu Piłsudski powiedział te dość słynne (częściowo zresztą już chyba dzięki moim wysiłkom) słowa, cytuję: "A gówien to dla Polski wywozić nie łaska?" Do Kostka wyraźnie to trafiło, co miał zrobić to zrobił. Potem zaś było mu już chyba znacznie łatwiej. Co warto brać w podobnych okolicznościach pod uwagę.

W końcu zadanie tego mojego retorycznego pytania dość mile skądinąd wyglądającej, poza tymi flagami oczywiście, parce o ileż było sensowniejsze, niż bluzganie przewalającym się po Gdańsku, letnią szczególnie porą, wycieczkom dawnych ukochanych SS-manów i zastępowych Hitlerjugend, czego oni i tak przecież nie rozumieją, bo zbyt durni i zbyt gardzący ludzkim (?) otoczeniem... A nie będę przecież do nich nawijał w ich narzeczu, bo to by była woda na ich młyn. A więc, dopóki to się na słowach ma kończyć, naprawdę nie ma na tę zgraję sposobu. Ale pożyjemy, zobaczymy...

Wracając zaś z tego baru do domu zastanawiałem się ilu też ludzi miałoby ochotę pochodzić w polskiej mundurowej kurtce z dużymi i wyraźnymi polskimi flagami na każdym ramieniu... Po jakimkolwiek przedmieściu wielkiego portowego miasta, ciemnym już zimowym wieczorem. W Niemczech. Ile bym im musiał zapłacić, by to zrobili? Bez obstawy, za to z ukochaną dziewczyną przy boku?

Ale co tam w Niemczech! Niech by było i gdzie indziej. Powiedzmy w Szkocji... Gdzie narodowy bohater, Bonnie Prince Charlie był wnukiem (czy może pra, zawsze mi się to myli) Jana III Sobieskiego. Gdzie w czasie ostatniej wojny stacjonowali polscy lotnicy, marynarze... Szkocji, która nie prowadziła z nami, z tego co pamiętam, żadnej wojny.

Albo powiedzmy w... Belgii. Czy Francji. Czy w Irlandii. Czy... gdziekolwiek w "starej Europie". Już nie mówię o Rosji, nie można przesadzać. Gdzie zatem, że spytam, można spotkać młodych ludzi paradujących ciemną nocą po przedmieściach z polską flagą na rękawie? Poza Polską. Choć prawdę mówiąc, to i w Polsce takich młodych ludzi nie widać. Co innego flagi niemieckie oczywiście!

A jeśli nigdzie nikt z polską flagą nie chodzi, to jakim cudem akurat niemieckie flagi są u nas tak popularne? Jakim cudem nikt z tych co ją noszą się nie niepokoi, że wywoła nieprzyjemne skojarzenia? Jakim cudem nie niepokoi się, że dostanie w mordę, albo że dziewczyna usłyszy parę gorzkich słów? Czemu akurat w Polsce? I czemu ta flaga niemal zawsze jest akurat niemiecka?

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

czwartek, listopada 15, 2007

Łapiąc z trudem powietrze między pośladkami stada potworów

Józef Piłsudski (socjalista, wiem! ;-) powiedział kiedyś coś w tym duchu, że "kto mówi, że chce wolnej Polski, ale musi to być Polska bez więzień, bez policji i tajniaków, po prostu nie chce wolnej Polski".

Na dzień dzisiejszy, ta niezwykle sensowna wypowiedź mogłaby moim zdaniem brzmieć tak: "Kto mówi, że chce wolnej Polski, ale musi to być koniecznie polska z marzeń Korwina, czyli bez demokracji, biurokracji i 'rozdawnictwa', po prostu nie chce wolnej Polski."

Oczywiście, demokracja to nie jest coś, na temat czego rozsądny człowiek o nielewicowych poglądach łatwo by dostawał orgazmu. A już tym bardziej to, co z dawniejszej (oczywiście także dalekiej od doskonałości) demokracji pozostało, a co wciąż wciska się naiwnym masom jako "demokrację", zaś wykształciuchom, mrugając przy tym porozumiewawczo okiem, jako "demokrację liberalną" lub ostatnio "demokrację elitarną". Czyli "liberałowie" i lubiani przez władzę, czyli "elita", mają coś tam do powiedzenia, a cała reszta morda w kubeł!

A naprawdę, każdy kto się chwilę zastanowił nad tym, gdzie dzisiaj znajduje się środek ciężkości prawdziwej władzy - i to już praktycznie niezależnie od miejsca na ziemi i tego czy innego państwa - musi stwierdzić, że z pewnością jest on gdzieś pomiędzy wielkim międzynarodowym kapitałem (zasadniczo spekulacyjnym); prawniczymi korporacjami (przede wszystkim wciąż na poziomie poszczególnych państw, ale coraz przecież bardziej się umiędzynarodawiającymi); niekontrolowanymi przez nikogo międzynarodowymi organizacjami w rodzaju Unii Europejskiej; oraz nieformalnymi grupkami, niezależnie czy w fartuszkach i tajnymi, czy też szumnie się wszelkimi dostępnymi środkami reklamującymi i w garniturach.

Dlatego też wygadywanie obelg pod adresem demokracji nie wydaje mi się obecnie specjalnie prawicowe. Takoż sprowadzanie wszystkiego do ekonomii, niczym jakiś Karol Marks i jego zwolennicy. Nie przesadzał bym także z kultem indywidualnej zaradności, oczywiście przede wszystkim ekonomicznej (bo co nam w końcu innego pozostało, niż ciułanie grosza, w tych paskudnych czasach?).

Jeśli komuś, tak jak mnie, ta obecna realna władza - wszechświatowa ale dominująca, nieco może pośrednio, choć coraz mniej pośrednio (a po 13 grudnia znacznie już mniej pośrednio) i w Polsce - się nie podoba, to powinien raczej postawić na to, czego ona tak bardzo nie lubi. A więc na więzi międzyludzkie (rodzinę, naród), na domaganie się realnej demokracji i odrzucanie wszelkich jej "ulepszeń" (przypominam "demokrację ludową", też podobno lepszą),wyzwolenie siebie samego i w miarę możności swego otoczenia z kieratu nienasyconych ekonomicznych potrzeb (które w dużej części wcale nie są potrzebami, tylko zachciankami).

Dobrze by też było dobitnie sobie uświadomić, że NIKT, a na pewno już żadne referendum czy inne głosowanie, nie ma w istocie prawa zrezygnować, w zamierzeniu na całą już wieczność, z polskiej suwerenności. Tym bardziej, że wszyscy wiedzą, jak traktowane są referenda przez obecnie miłościwie nam panujących. I dobrze by było sobie uświadomić, że nikt nas nigdy nawet nie spytał, czy zgadzamy się na "elitarną demokrację" i obowiązywanie "europejskich standardów", oraz na to, by "demokracja" nie miała już nic wspólnego z jakąkolwiek wolą większości. (No bo gdyby miała, to np. mielibyśmy w Polsce cały czas karę śmierci.)

Kto chce kiedyś znowu wolnej Polski, powinien odrzucić utopijne, rzekomo genialne, pomysły i po prostu starać się powrócić do względnej normalności. Rozejrzeć się w wokół i, przezwyciężając naturalne obrzydzenie, zacząć oskrobywać podstawowe sprawy z gnidziej substancji, którą pokryli je lewacy, agenci i wykształciuchy. Ketman czasem z pewnością będzie niezbędny, ale kiedy niezbędny nie jest, nie przyjmujmy po prostu tego, co nam się serwuje za dobrą monetę! Domagajmy się prawdy i takich reguł, jakie powiedzmy obowiązywały na Zachodzie jeszcze kilkadziesiąt lat tamu. Kiedy o politycznej poprawności i wszechogarniającej tolerancji nikomu się nie śniło.

Pisana historia ludzkości ma tysiące lat, nie dajmy sobie wmówić, że to wszystko szajc, bo dopiero w ostatnich dwudziestu latach na różnych "studiach feministycznych", czy "mędzykulturowych", w "europejskich instytutach", oraz w postępowych gazetach w rodzaju "Gazownika Wyborczego", wypracowano jedyny i niepodważalny kodeks moralny obowiązujący każdego przyzwoitego człowieka! Nasza przyzwoitość ma pełne prawo opierać się raczej na tamtych, przez tysiąclecia obowiązujących, zasadach, a ich mamy pełne prawo uważać za amoralnych skurwysynów.

Nie dajmy sobie wmawiać takich lewackich, "europejskich" (od "europejsy") kłamstw! Ale też, nie dajmy sobie wmówić, że walczyć warto tylko o to, na co nas namawia ten czy ów hiper-prawicowy geniusz, a o zwykłe godne i w miarę sensowne życia dla nas i naszych dzieci, oraz o Polskę - po prostu niepodległą - jaką walczyli, dla jakiej ginęli i tracili majątki, nasi przodkowie, to już nie, bo co to niby za atrakcja? Jeśli tak naprawdę to widzimy, to ulegliśmy już chyba propagandzie nie tylko hiper-prawicowych guru, ale przede wszystkim propagandzie naszych po prostu wrogów.

W "Małej Apokalipsie" jest wyrażona nadzieja, iż Polska mimo wszystko przetrwa "w bąblu powietrza między pośladkami potwora". Tamte pośladki w pewnym sensie przetrwała, bo sowieckiej interwencji jednak nie było i nie jesteśmy wszyscy ani w ziemi, ani na Syberii. Jednak obawiam się, że dopiero teraz dostaliśmy się między prawdziwe pośladki, prawdziwego potwora. Albo jeszcze gorzej, bo pomiędzy pośladki całej zgrai potworów. Geopolitycznie, mamy wciąż przecież naszych niezawodnych sąsiadów, którzy sobie, i nam, fundują kolejne Rapalla. Plus nasi odwieczni współlokatorzy, w zasadzie goście, którzy jednak z jakichś powodów uważają nasz kraj za swój, a nas za swoich naturalnych niewolników.

Są też pośladki ideologiczne... Gdyby to tylko jeden, nie byłoby to aż tak straszne imadło, jednak mamy i Unię z "eurostandardami" i innym lewactwem, i owe dziwne, bezkompromisowe standardy, które albo będziemy z pełną siłą realizować, albo robić nic nie warto. Zdaniem niektórych guru oczywiście, bo przecież nie moim. W dodatku, z tego co rozumiem, to Wielki Guru już po zrzeczeniu się suwerenności, to znaczy zrzeczeniu się jej do końca, bo niewiele przecież pozostało, będzie teraz głosił lojalność wobec nowej władzy, czyli właśnie Unii. Bowiem u niego najważniejsze jest "Prawo" (przez duże "P") i to jest jego zdaniem ten prawdziwy konserwatyzm! Pozwolę sobie się nie zgodzić.

A więc - potworów nam teraz nie brakuje, a pośladki mają potężne, że hej! Gorzej z tym nieszczęsnym bąblem powietrza...

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.