Pokazywanie postów oznaczonych etykietą libertarianizm. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą libertarianizm. Pokaż wszystkie posty

niedziela, sierpnia 28, 2022

Podsumujmy w niewielu zdaniach...

... (o ile Bóg na taką zwięzłość pozwoli) to, co mamy do powiedzenia o ¨powszechnym dostępie". Pisaliśmy już o tym kilka razy, były tam całkiem istotne argumenta, było to nawet czytanie i komentowane, ale w sumie samą esencję dałoby się wyrazić w kilku punktach... Więc zróbmy to!

1. Jeśli władza i system polityczny są dobre, to ilość pistoletów na głowę ludności i przepisy dotyczące "dostępu" nie są sprawą polityczną i dla polityki nie mają istotnego znaczenia.

2. Jeśli władza jest zła, obca, opresyjna itd., to dopraszanie się od niej "powszechnego dostępu", który miałby rzekomo istotnie ułatwić jej obalenie, czy choćby utemperowanie, widzi mi się co najmniej dziecinnym. Taką władzę należy po prostu szybko zmienić na dobrą (a w każdym razie lepszą) - i to jest jedyne rozwiązanie, a nie mokre prawicze sny o zabijaniu jednym palcem! (Czyli istotna część programu "Libertarianizm, czyli Anarchizm Dla Głupich Gojów", jeśli mnie spytać.)

3. Pistolety i żadna inna tego typu broń w rękach cywilów, szczególnie takich bez porządnego wojskowego przeszkolenia, nie są w stanie obalić dzisiejszej władzy państwowej - tym bardziej, jeśli jest zła, czyli (dzisiaj) mniej lub bardziej totalitarna. Potrzebna by była masa innych czynników, a co najmniej na początku wojsko. Maniackie gadki o "dostępie" tylko zaciemniają całą sprawę.

4. Tak - historia uczy, że każdy system polityczny, każda władza, każda elita, prędzej czy później się zdegeneruje (o ile wcześniej nie upadnie skutkiem ataku z zewnątrz), tyle że z nie ma to żadnego bezpośredniego związku z ilością broni palnej w cywilnym posiadaniu.

5. W dobrze rządzonym i urządzonym państwie obywatel nie potrzebuje broni palnej na przestępców, w źle - przestępcy bez trudu sobie poradzą i tak.

6. Różne tak sportowe, wychowawcze, męskościowe (słowo wymyśliłem!) aspekty? Zgoda, tyle że: a. nie każda broń musi być palna i odtylcowa; b. co z umiejętnością walki bez broni, a w każdym razie bez broni palnej? To o wiele mocniej wpływa na męskość!

7. Co powiedziawszy, stwierdzam z całym naciskiem, że dzisiaj w takim US of A - gdzie władza jest koszmarna, a "dostęp" od stuleci jednak istnieje, i to "aż" w Konstytucji - należy się go trzymać rękami i nogami! (Mimo, że to, jak wszystko na tym łez padole, ma to także swoje negatywne strony. I mimo tego, że, jak widać, koszmarności władzy nijak przez te stulecia nie zapobiegło.) Jednak ten "dostęp" lekko zwiększa szansę na zmianę i poprawę, a w pakiecie z ew. rozbrojeniem obywateli idą takie sprawy, że włos na plecach się jeży na samą myśl.

triarius

 P.S. Czytać Ardreya do qrwy nędzy!

poniedziałek, lipca 25, 2022

Wszystkim którzy...

... poważnie traktują k*winiczne brednie, że oto "najlepszą obroną przed bezczelną, zamordystyczną waadzą są pistoleciki w rękach brzuchatych i niewyszkolonych cywili", wibrującym z przejęcia głosem zadam pytanie: A GDZIE BYŁY TE PISTOLECIKI PRZEZ OSTATNIE TRZY LATA? Mówię o US of A, gdzie tego jest masa, ale nie brakuje tego przecież także w Kanadzie i Australii. Dlaczego owe dziesiątki milionów sztuk broni palnej nie zapobiegły dotąd niczemu? 

No, chyba że różnym tam "Libertarianom" spod trzepaka podobają się oszukane wybory, godziny policyjne 24/7, planowa ruina gospodarki z wyraźnie już się rysującą wizją GŁODU, przymusowe wstrzykiwanie ludziom trucizn, i zmienianie dzieciom płci z częścią artystyczną w postaci występów brodatych czy na odmianę bezwąsych gburów z makijażem i w kiecce. Ale w takim razie wspomniani P.T. mogliby to głośno nam wszystkim powiedzieć, zgoda?

Żeby nie było - w US of A broniłbym z wszystkich sił tego ich "prawa do posiadania" (trochę już kiedyś wyjaśniałem dlaczego), ale faktem jest, że normalni, przyzwoici ludzie na szeroko pojętym Zachodzie zostali ostatnio zgwałceni, zeszmaceni, odarci z praw i zniewoleni tak, jak nikomu od czasu (bezpaństwowych) Nazistów nie wydawało się (na Zachodzie) możliwym... 

I co? Wcale nie wykluczam, że pistoleciki jeszcze się przydadzą do odkręcania tego koszmaru (faktycznie, jak teraz widzę, puchnącego i nabierającego tężyzny od co najmniej dwustu lat, ale całkiem ostatnio z turbodoładowaniem i niemal już bez maski, za to z kowidową podpaską na pysku Prola!), ale tylko trochę, bo bez prawdziwej armii (w szerokim sensie) się nie obejdzie. Na razie, w każdym razie, tylko całkiem pojedyncze przypadki, że ktoś czymś takim poskromił jakąś Antifę czy inne BLM. Dobra rzecz oczywiście, ale na razie w sumie tylko jako budująca historyjka do poduszki.

W każdym razie to, co dotychczas, sugeruje ostrożność wobec religii "powszechnego dostępu", a przy okazji do wszelkich innych podobnych i/lub z podobnych źródeł, i/lub podobnych tub propagandowych. Ach, te proste a genialne rozwiązania dla wszystkich problemów Ludzkości! Ach, te uniwersalne ideologiczne wytrychy!

Zaś ludzie ceniący sobie poziomy Meta i inne Tygrysiczne wspaniałości, powinni chwilę pomyśleć nad taką oto zagwozdką: Czy fakt, że różni tam dyktatorzy i zamordyści nie lubią, jak im się ludzie bez oficjalnego przyzwolenia nawzajem mordują, naprawdę oznacza, że należy drug druga bez sensu mordować? Że niby od tego mordowania staniemy się wolni, zdrowi i bogaci? 

Niby jak to miałoby działać? Bo że na bezczelną waadzę nijak nie działa, to już chyba widać i do mnie taka logika za chińskiego boga nie trafia. Fakt, że brzydki dyktator czegoś nie lubi, nie musi oznaczać, że to coś jest z gruntu złe. (Chyba że mówimy o Szwabie, Gatesie, Trudeau czy innej Maleszce, albo tej małej mendzie z poprzedniego wpisu.) Jeśli jednak nawet jakiś Gates nie lubi na kanapce strychniny, to ja nie będę mu na złość sypał na swoją podwójnej dawki. Proste?

No a Tygrysiczne Prymusy (fanfary, werble!) niech się zastanowią, czy np. taki K*win - w końcu niezły ponoć szachista, co nie jest byle czym w kategoriach umysłowych możliwości - naprawdę nie dostrzega w takim rozumowaniu logicznego błędu? A może tylko was uważa za durniów, którym takie gówno można na talerz wciskać (niczym "zee bugs" obiecywane nam z gestapowskim akcentem przez Szwaba)?

Dixi!

triarius

P.S. 1 A teraz wychodzimy pojedynczo i uważać na ogony! #ThinkBeforeSharing

P.S. 2 #ThinkBeforeSharing

wtorek, września 28, 2021

DEFINICJE: Libertarianizm

Libertarianizm - żydowski Anarchizm na użytek głupich gojów.

triarius

poniedziałek, września 27, 2021

Drobiazg prawie bez związku z Kowidem

Przeczytałem ci ja przed chwilą bardzo ciekawy artykuł na Air & Space Mag na temat szkolenia amerykańskich strzelców pokładowych w czasie Drugiej Wojny. (Pod koniec podstawówki, zanim na dobre odkryłem kobiety, wódkę i papierosy, okrutnie się podniecałem lotnictwem wojskowym, a szczególnie właśnie tym z tamtego okresu. Potem mi prawie wszystkie z tych rzeczy zresztą dokumentnie przeszły.)

Dobrze napisany tekst, koncentrujący się na symulatorach używany do tych szkoleń. Amerykanie mieli ich dwa rodzaje, składało to się z ekranu, kilku projektorów, udawanego CKMu itd. Skomplikowana i kosztowna zabawka, opinie na jej temat były różne, choć w sumie raczej pozytywne. Warto dodać, że w czasie tej wojny Amerykanie przeszkolili, na 6-tygodniowych kursach itp., całe 300 tys. strzelców pokładowych.

W każdym razie rozbawiła mnie w tym nieco taka drobna historyjka, że kiedy wojna wyraźnie już się kończyła, ktoś spytał instalatorów jednego z tych dwóch producentów dlaczego oni to jeszcze instalują, na co padła odpowiedź, że mają kontrakty na instalowanie i późniejszy demontaż, więc najpierw muszą zainstalować.

Zupełny drobiazg, żaden tam wielki przykład na głupotę i marnotrawstwo - ani biurokracji rządowej jako takiej, ani współpracującego z nią biznesu, ani w ogóle nikogo. Trudno wymyślić, jak to mogłoby być lepiej i taniej... (K*winięta mnie słyszą?! Powiedziałem "taniej"!) zorganizowane, Itd. To jednak trochę też pokazuje, że niesamowita skuteczność organizacji i - nie bójmy się tego słowa! - birokracji też ma swoją cenę, a nawet całkiem zwykły prosty człowiek może to bez trudu dostrzec, choć sam by tego nijak, a już szczególnie w tej skali, lepiej z pewnością nie rozwiązał. Trochę to, po prawdzie przypomina kopanie i zasypywanie dołów wychwalane przez niejakiego Morawieckiego, ale tu trudno się jednak przyczepić.

Co by jednak było, gdybyśmy zmienili scenerię i przemieścili się z tym o drobne 80 lat w nowsze czasy? Wtedy zaiste mogą się nasunąć różne ciekawe koncepcje. Np. taka scenka ciśnie się do wyobraźni: Przesławny ekspert od wirusów, siedzący w kieszeni Big Farmy, jak to oni, przekonuje tego czy owego Premiera łamane przez Prezydenta, że ten straszny Kowid to może jeszcze i tysiąc lat grasować, powodując takie same sterty trupów włóczonych przez bezpańskie psy, jak je codzień oglądamy. Cwanie by więc było okazać się cwańszym od innych Premierów, mówi ten ekspert, i już teraz podpisać kontrakt na dostawę rewelacyjnych hiper-szczepionek na co najmniej tyle lat, bo na razie ceny są ogromnie promocyjne i z rabatem!

Co wtedy zrobi nasz (niestety) Prezydent czy inny Premier? Usłyszę jakieś sugestie?

triarius

P.S. Spyta ktoś, po co ja w ogóle coś tu jeszcze piszę, skoro wszystkich czytelników i komentatorów dawno straciłem, choćby przez to że raz po raz przerywałem pisanie da pół roku albo dłużej. (Plus różne dziwne sprawy w związku z akurat najcenniejszymi z tych ludzi: zbyt seksowna żona, moje śmichy-chichy z "wolnego rynku" podlanego "libertarianizmem"... I jeszcze dziwniejsze sprawy z niektórymi, wielu do dziś nie rozumiem.) 

Bawię się po prostu! Piszę krótkie rzeczy, traktując to jako specjalną formę rozmyślań. A także sprawdzam, czy nie potrafiłbym wejść w tryb pilnego codziennego pisania, co by mi może pozwoliło żyć z pisania jakichś np. poradników, żeby już na tym skończyć, Tyko tyle - nikt nie musi się już tym interesować, zresztą nigdy nie musiał!

wtorek, grudnia 03, 2019

Bonmoty nowe dwa (i jeden stary)

Wdałem się ostatnio w dyskusję z panem Michałem Bąkowskim. Niezby, moim skromnym, wyszła owocna i warta uwiecznienia, ale sam tekst, pod którym się pojawiła, widzi mi się interesującym - oto linek:


W owej dyskusji napisał mi się dość zgrabny bonmocik, który niniejszym uwiecznię dla potomnosci:

Nie jestem dość liberalny, by uwierzyć w sens przekonywania przekonanego liberała.

Zgrabniutkie, prawda? Ładna symetria. No ale to nie wszystko, bo oto, kiedy już rozpocząłem masowanie moich bąmotowych guzów na czaszce, przyszedł mi do głowy kolejny mot... Jednak to wymaga drobnego wstępu... We wspomnianej dyskusji wspomniałem mimochodem kniazia Kropotkina i... Ale ab ovo... Wieki temu TtT wyraził był błyskotliwą myśl, że:

Liberalizm to lewactwo sklepikarzy. (I alibi aferzystów.)

Celne, zgoda? W samo bycze jądro, jeśli mnie spytać. No a teraz ten cudny bonmot uzyskał brata-bliźniaka... Pytanie: no a co to jest LIBERTARIANIZM, tak pilnie stręczony przez różnych mądrych Żydów głupim gojom? Tak radośnie praktykowany przez młodzież gimnazjalną, pędzącą życie raczej pod trzepakami III RP, niż w szkole? Z takim niewymuszonym wdziękiem lansowany przez zwolenników wolnościowego Putina i tej ostoi wszelkich swobód, jaką od wieków stanowi Rosja? Oto definicja:

Libertarianizm to anarchizm sklepikarzy.

Wężykiem! (Zwracam uwagę, że w odróżnieniu od poprzedniego, to ostatnie jest w zasadzie absurdem und oksymoronem - przy prawdziwej bowiem anarchii żadnego sklepikarstwa nie da się kultywować, przy chytrze wymóżdżonej "libertariarnej" też nie, wraz z masą zresztą innych zajęć przez samych libertarianów uznawanych za potrzebne. Ale co to przeszkadza natchnionym prorokom, szczególnie, jeśli i tak długie godziny spędzają na kiblu, więc mogą w tym czasie  dodatkowo z siebie wyemitować i coś innego, jakże dla Ludzkości, ach!, pożytecznego.)

triarius

P.S. Nie czytać tego! Piszę sobie od niechcenia, dla zabawy. Zabawa taka sobie, ale nie każdego stać na konia z rzędem, czy wizytę w dobrym burdelu.

poniedziałek, kwietnia 16, 2018

Skoro tak was to kręci...

... ludkowie moi rostomili, to pogadajmy sobie jeszcze o tym całym "dostępie". Miałbym, tuszę, ważniejsze i ciekawsze tematy do poruszenia, nabrzmiałe, Deo volente, literacką soczystością, ale nie jestem Ziemkiewicz, żeby pisać za darmo. (To był dowcip, i nie byle jaki!)

powszechny dostęp do broni palnej
Zacznijmy jednak, mimo wszystko, literacko, a konkretnie od... Sami zobaczycie. Otóż pewien niegłupi, a także prawicowy, w tym specyficznym amerykańskim sensie, człek, rzekł był raz niegłupio, że: "Każdy skomplikowany problem ma jedno proste rozwiązanie. I rzecz w tym, że owo rozwiązanie jest zawsze i bez wyjątku złe".

Pomyślcie chwilę nad tym stwierdzeniem! Teoretycznie (bo nie mam, niestety wielkich w tym względzie nadziei, za dużo widziałem) mogło by was to skłonić do weryfikacji różnych przekonań, które tak się już z wami zrosły, że nie potraficie sobie nawet wyobrazić, że mogłyby nie być prawdziwe. Oraz, że ktoś mógłby je podważać i nie być przy tym, nie być z tego właśnie powodu, kompletną lewacką zlewaczoną lewizną.

Jakie to poglądy? - pytacie. Rzucę paroma przykładami, pierwszymi z brzegu. Na przykład "wolny rynek". Albo "co tylko robił prlowski komuch, zrobimy odwrotnie i to gwarantuje, że będzie przecudnie". Dzięki temu ostatniemu przekonaniu, mocno zresztą popartemu tym pierwszym, staliśmy się po "upadku komuny" takim właśnie bantustanem, i do tego o wiele, wiele uboższym, niż to było konieczne.

Jeśli ktoś wam, ludkowie, stręczy jakieś proste, szybkie i oczywiście niezawodne rozwiązanie wszystkich problemów społecznych po wieki wieków, z problemem ludzkiego cierpienia na czele, którego jakoś dotąd nikomu się nie udało przezwyciężyć, choć problem ten atakowano od wszelkich możliwych stron, nie szczędząc ofiar i nakładów, to albo (excusez le mot) ruski agent lub inna tego rodzaju menda, albo zwykły idiota. (Ta ostatnia możliwość jest dość nikła w przypadku istot, którym się udało zrobić większą, lub choćby dłuższą, karierę, niż Rysiowi Petru.)

I tak samo jest z "powszechnym dostępem". Które ma być kolejnym rozwiązaniem wszystkich problemów ludzi żyjących na tym łez padole, choć przecie spoozieramy już łakomie i na odległe galaktyki. Po prawdzie to b. mgliście się nam wyjaśnia, jak by to miało działąć, ponieważ w istocie nikt nie wie, lub wie i nie chce głośno powiedzieć, do czego te pistoleciki miałyby KONKRETNIE służyć. W punktach bym prosił, jedna kartka A4 całkiem wystarcza, ale KONKRETNIE!

Jednak (i tu cudnie wracamy do tej fuzji wiszącej na ścianie w pierwszym akcie, prawdziwa wielka literatura, ach!) mamy przecież ów miażdżący argument, że w prlu broni palnej w rękach "obywateli" było b. (ponoć) niewiele, więc teraz na przekór, musi jej być jak najwięcej. Po co jednak komuch pragnął, by "obywatele" nie mieli w rękach (nie mówimy o ubekach i partyjnych bonzach) broni? Bo broń zabezpiecza przed nawróceniem się na "materializm dialektyczny i historyczny"? Bo posiadanie pistolecika w połową magazynka naboi w szafce przy łóżku sprawi, że polityczne dowcipy będzie się opowiadać bez trwożliwego rozglądania się, czy nikt niepowołany nie słucha?

Nie - po prostu dlatego, że komuch był zły i głupi, więc trza robić wszystko odwrotnie, niż to robili władcy prlu, i wtedy będzie cudnie. (Tak cudnie, jak to widzimy dokoła.) Jednak ja twierdzę, że komuch nie bał się tej broni z powyższych względów, tylko dlatego, że chciał mieć spokój i porządek.

Spokój i porządek - powtórzcie sobie i wsmakujcie się w te słowa! Oczywiście komuch był paskudny, mało kto go tak nie znosił, jak wasz oddany, ten porządek był mu w znacznej mierze potrzebny do czynienia różnych brzydkich rzeczy, ale nie wyłącznie brzydkich, bo coś tam, z konieczności, musiał czasem zrobić i na plus (tylko leberały zdają się nie musieć, ze wszystkich dotychczasowych wzgl. stabilnych ustrojów).

Przeciwieństwem porządku jest... No, co? Brawo Napieska! Przeciwieństwem porządku w społeczeństwie jest: burdel i anarchia. (Nawiasem, to dla równouprawnienia i tego tam typu parytetów zamiast Mądrasińskiego będziemy czasem mieć b. ładniutką młodą kobietkę, w dodatku pochodzącą z naprawdę dobrej rodziny hrabiów Napieskich z Napiesia. Mam nadzieję, że to nikogo nie urazi.)

Burdel i anarchia - tego właśnie chcemy w tym naszym (oby kiedyś) wyzwolonym od komuny i lewizny państwie? A może samo mówienie o "państwie" jest paskudne i "nieprawicowe"?! Przecież ci, którzy (z tego co wiem) nagłośniej i najdłużej wołają o "powszechny dostęp", państwa z samej istoty NIENAWIDZĄ i stręczą nam (nam jak nam, ale gimnazjalistom na pewno) różne tam "libertarianizmy", nie będące w istocie niczym innym, niż pradawnym skrajnie lewicowym ANARCHIZMEM, tyle że w wersji tchórzliwie "konserwatywnej".

Na amerykańskim rynku (hłe hłe, "rynek"!) mogę to jeszcze, te striemlienia znaczy, jakoś tam zrozumieć, bo US of A to czysta emanacja Oświecenia, czyli "władzy ludu", "powszechnej wolności", "równości każdego z każdym" itp., a w realu - jak to dziwnie często z liberalizmem (tradycyjna nazwa "socjalradykalizm") bywa - się to wykoleiło i mamy tam niemal czystą, a za to dość bezczelną, OLIGARCHIĘ Z PLUTOKRACJĄ, z którą faktycznie coraz ostrzej walczy prawniczo-urzędnicza mafia, ale tak czy tak prosty człowiek, jeśli nie jest wielbicielem CNNu i Clintonowej, to co on może? Chyba tylko wziąć flintę na plecy i zaszyć się w jakichś niedostępnych lasach.

Tutaj jednak? A skoro już o lasach mowa, to co ma wynikać z mapek ukazujących w dramatycznych barwach takie wołające o pomstę do nieba dzieła Szatana jak np. różnica w nasyceniu bronią palną w tenkraju i w Finlandii? Gdzie niemal każdy mieszka w gęstym lesie i poluje, a na co, że spytam, my mielibyśmy tutaj, w tenkraju, polować? (Nie pytałem "na kogo"! Proszę mnie rano bez sensu nie budzić!)

* * *

No dobra, na razie tyle. Reszta, jeśli nadal będziecie się tym tematem (i moim, pochlebiam sobie, bo inaczej się nie da, pisarstwem) podniecać, ęteraktywnie.

triarius

P.S. Swoją drogą to osły jesteście, żeście nic sensownego nie wymyślil na temat tej tektury! Kończę konkurs i wyjaśniam... Kiedy, po wielu kolejnych wywalaniach dyplomatów, tysiące tych istot zamieszkaja w tekturowych pudłach, a w cieplejszych porach roku, w cieplejszych klimatach, będą spały na tekturze w parkach - to jak to wpłynie na rynkową cenę tektury, że spytam? Coryllusa się widzę nie czytało, ale co gorzej moja tutaj nauka tygrysicznego myślenia okazałą się orką na ugorze. Smucicie mnie, ale też nie będziecie się mogli przed ukochanymi pochwalić żółtymi pasami Tygrysizmu Stosowanego. Tylko tak dalej!

wtorek, października 27, 2015

Proszę wstać, nadchodzi rewolucja!

Gdyby ktoś uważał, że ja się ostatnio niemal tylko wygłupiam i brak tu już niegdysiejszych głębokich und błyskotliwych analiz - proszę sobie rzucić okiem na dorobek intelektualny konkurencji. Na przykład na to:

http://gps65.salon24.pl/676475,mysle-ze-nie-stalo-sie-nic

Musi coś być w powietrzu, albo może od wody w kranie tego dodają. Mnie poprawiło to dzieło i pod nim komęta humor na resztę dnia, a przecie mam jeszcze dziś do zrobienia nudną leberalną robotę i w ogóle. Radość po wyborach też nieco zwietrzała (no bo ile czasu można mieć orgazm), a wkurwienie na ewidentne wyborcze oszustwa tej bandy narasta.

Jednak GPS jest niezawodny i przypomnienie sobie, że kolejny raz taki właśnie "sukces" ta ich metoda na zbawienie świata odniosła, przywraca mi nieco wiarę w bliźniego swego, od czego ponoć wszystko co dobre się zaczyna. Brawo GPS i prosimy o jeszcze! ;-P

Nie chciałbym oczywiście, by to zostało potraktowane jako donos, ale w komętach pod tym genialnym tekstem (mówię o tekście GPSa, nie tym moim) dosłyszałem pomruk nadciągającej rewolucji, ponieważ - jak to zdają się już zauważać sami zainteresowani (w odróżnieniu od nie-zainteresowanego ogółu i Pana Tygrysa mającego z tym super-ubaw) - dotychczasowa metoda wzorowana na metodzie Świadków Jehowy, czyli przekonanie dostatecznej ilości ludzi (w wypadku Świadków jest to ponoć 70%, jak mnie poinformował jeden ich prominent w prywatnej rozmowie) nie wypaliła.

Demokracja zatem się na naszych oczach kończy, bo korwinięta nie będą się już z nami cackać, wygłupiać w jakichś wyborach, gdzie tak czy tak wypada socjaldemokracja, tylko wezmą i uczynią nas wolnymi - nawet wbrew naszej woli! Bosze, Bosze! Jeśli kogoś ta myśl nie raduje, niech pomyśli, jakiego pięknego będzie miał Regenta - w białym mundurze z operetki z masą orderów (o Orderze Lenina nie zapominając), a u jego stóp będzie można podziwiać wdzięcznie przykucniętego Propagandzistę-Cud, o wdzięcznej ksywie GPS. Ach, co za wizja!

Może niepotrzebnie tyle o tym napisałem - sam GPS wystarczyłby za wszelką humorystykę, ale też musiałem jakoś rozładować ten wir uczuć, które we mnie wzbudził. (A właściwie czy ta wolność to taka zła rzecz? Nawet z Regentem Januszem I i jego orderami?)

triarius

P.S. A jeśli komuś naprawdę brakuje głębokich i błyskotliwych analiz - co za sztuka pogrzebać sobie w dawnych treściach tego genialnego blogasa?

piątek, listopada 21, 2014

Takie tam różne

Ludziom się wydaje, że PiS to jest jakiś nasz ochroniarz, który ma możliwość nas bronić i dać w dupę naszym prześladowcom - kiedy w istocie jest to co najwyżej nasz ADWOKAT w tym całym skurwionym do szczętu komuszym sądzie. Domaganie się od PiSu, żeby głośno popierał "protest społeczny" polegający na demonstracji w wykonaniu kilkudziesięciu zawodowców, podczas gdy cały naród milczy i co najwyżej klepie sobie paluszkami po klawiaturach domowych komputerków, to, darujcie, polityczny idiotyzm.

Co do tych "zawodowców", to wcale nie twierdzę, jak niektórzy, że ci każdy z tych ludzi chce się przede wszystkim wylansować. Jednak są to osoby mocno zaangażowane w krajową politykę, nastawione mocno opozycyjnie i mające o wiele większą od średniej krajowej wiedzę o faktach. Nie reprezentują one w związkiu z tym ogółu społeczeństwa, bez którego wszelka myśl o ruszeniu tej @#$% mafii, która nas, z pomocą swych zagranicznych sponsorów, dręczy, jest utopią.

A poza tym, nie da się ukryć, że do tego wczorajszego protestu dołączyło się, w sposób mniej lub bardziej bezpośredni, nieco takich, od których należałoby się trzymać jak najdalej. Przede wszystkim dotyczy to każdego, kto ma cokolwiek wspólnego z Korwinem - złym duchem III RP, oczywiście nie jedynym, ale akurat dzięki niemu przede wszystkim - nie tylko nie ma w Polsce żadnej prawdziwej i sensownej prawicy, ale jeszcze dodatkowo w mózgach wielu na temat samej istoty prawicowości wyhodowano kompletną schizofrenię.

(Co uważam za jeszcze gorsze, bo od mózgu wszystko się zaczyna, nawet w takim boksie, a co dopiero w polityce.) Ruch Narodowy, gdyby był autentyczny i niezdominowany przez dziwnych ludzi i nienasze służby, byłby oczywiście fajną ideą, ale przecież nie ten, który nam stworzono, po to, żeby nie mogło już powstać nic autentycznego na tym motywie. (Podobnie, choć na znacznie mniejszą skalę, jest z zajęciem nazwy "Nowa Prawica" przez utopijną i cholernie podejrzanej proweniencji lewiznę. Szkoda, że ta przyjemna dla ucha nazwa została już na zawsze spalona, choć fakt, że nie czas żałować róż... Itd.)

Tak że PiS niewątpliwie miał rację, odcinając się od takich marnych demonstracji, w których - jak zawsze - jest z pewnością paru porządnych ludzi, ale właśnie tak się prowokacje robi. To nie musiała być koniecznie prowokacja, nawet myślę, że pewnie nie była, ale tak czy tak wobec niesamowitej na razie słabości naszych środków, było to działanie w sumie samobójcze (politycznie) i wynik (zrozumiałej, niestety) histerii. Jak na ulicach będą się spontanicznie pojawiać SETKI TYSIĘCY wkurwionych obywateli (?) PRL bis, sprawa nabierze innego charakteru, ale na to nie ma chyba nawet co liczyć.

W każdym razie, wracając do początku tego wywodu - słowa i działania PiS nijak się przekładają na nastroje, łącznie z "wkurwieniem", przeciętnych obywateli, więc wkładanie przez PiS szyi w tę pętlę byłoby samobójstwem, które nic nikomu z nas by nie dało. PiS - powtarzam - to nie jest nasz ochroniarz, to nie jest żaden nasz, silny jak cholera, starszy brat - to jest nasz ADWOKAT w tym @#$$%% załganym komuszym sądzie. Rola adwokata w czymś takim nie jest specjalnie wzniosła - zgoda - ale zapewniam was, że taki ktoś jest nam, Polakom, ogromnie potrzebny... I oby nie przestał istnieć zbyt wcześnie!

Z konieczności taki adwokat MUSI być w istotnym sensie częścią tego całego (nieciekawego, zgoda) układu. I tak jest właśnie OK. Nie jest to piękne, nie jest to wzniosłe, ale tak się właśnie robi kiełbasę, a już na pewno w kraju tak gruntownie na wszystkie strony wy...nym jak dzisiejsza Polska. Problemem jest natomiast to, że oprócz PiS niewiele u nas jakichkolwiek w miarę ralnych sił, które by miały zdecydowany zamiar ratować Polskę i jej nieszczęsnych mieszkańców.

* * *

Teraz, dla rozluźnienia nastroju, zagadka. (Dedykuję ją najgorszemu chyba propagandziście, jakiego mi się udało ostatnio spotkać - gościowi szalejącemu w sieci pod ksywą GPS. Przydałoby mu się przeszkolenie u Świadków Jehowy, jak mi Bóg miły!) No wiec proszę:

SOCJALDEMOKRACJA ma się tak do KOMUNIZMU, jak X do ANARCHIZMU, gdzie X to:

1. Kościół Zielonoświątkowców? czy może...

2. Libertarianizm? czy może...

3. Wegeterianizm? czy może...

4. Czytelnicy Gazety Wyborczej?

(Niedoinformowanych informuję przy okazji, że Socjaldemokracja, Komunizm i Anarchizm to ideologie par excellence lewicowe, czy nawet gorzej, bo lewackie. Jak więc będzie z naszym X? Zaiste pasjonująca zagwozdka!)

triarius

środa, września 25, 2013

Namacalny dowód na upadek szalomu. (Czystej wody BIĘŻĄCZKA - łał!)

Zobaczcie co dziś na szczycie szalomu. Środa 25 września, godzina nieco po 20:00. Przysięgam, że nic nie wybierałem, niczego nie redagowłem, nie cenzurowałem, a na szalom poszedłem jak każda pierwsza naiwna, a konkretnie żeby zobaczyć co nowego u Koryły.

  • Zatrute słowa - rów psychiatryczny

    Mój przyjaciel, prof.retoryki politycznej i komunikacji społecznej na Georgia State University w Atlancie ostatnio pilnie śledzi, poprzez internet,  pejzaż  polityczny Polski. Trafił także na moją notkę " Czy władza boi się Jarosława Gowina?". ...  
  • Jerzy Jachowicz - Skąd my to znamy?

    Arogancja obecnej władzy przejawia się na różne sposoby i w wielu dziedzinach, na które ma wpływ. Wielka demonstracja „Solidarności” i pozostałych związków zawodowych, jaka odbyła się w połowie września w Warszawie, w głównej mierze była...  
  • Duma z państwa

    Czy obywatel powinien być dumny ze swojego państwa? Czy na tym polega patriotyzm? Państwo tworzy wiele instytucji. Patriota powinien być dumny z nich wszystkich? Czy ze swojej szkoły patriota powinien być dumny? A ze swojego lekarza, swojego szpitala? A ze swojej firmy ubezpieczeń...  
    GPS
    15:46Komentuj
  • Nie chce mi się z tobą gadać...

    W Polsce uwielbiamy kończyć dyskusje... " o czym tu rozmawiać, skoro tak bardzo się różnimy ?” - brzmi jedna z najczęściej powielanych fraz. I z pozoru słusznie, bo niby o czym miałby rozmawiać konserwatysta z "katolikiem otwartym", a ten z kolei z...  
  • Najważniejszy dylemat Gowina

    W notce  pt. „Warunek wolności – destrukcja POPiS” napisałem, że najważniejszym zadaniem politycznym w nadchodzących wyborach jest podejmowanie działań mających na celu destrukcję medialno-ustrojowej dyktatury POPiS–u, która całkowicie deformuje...  
  • Brak woli polit. uzależni Polskę od importu surowców energ.

    Tak w jednym zdaniu podsumować można wnioski z panelu o gazie łupkowym na konferencji Nafta i Gaz 2013. I choć podczas spotkania wciąż podkreślano znaczenie tego surowca oraz potrzebę kontynuacji działań poszukiwawczych, w powietrzu czuć było atmosferę niepewności i pesymizmu....  
  • Smoleńska mgła zasłoniła Hannę Gronkiewicz-Waltz...

    Agnieszka Romaszewska-Guzy, dyrektor Biełsat TV i wiceprezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich uważa, że frontalny atak medialny na parlamentarny zespół Antoniego Macierewicza wynika z próby storpedowania propozycji debaty, zgłoszonej przez szefa PAN, prof. Michała...  
  • NEPAL 2007 (zdjęcia + opowieść).

    W drodze do Katmandu. Brama graniczna w Raxaul przekroczona. Gnieciemy się przeładowanym busem w górę himalajską drogą. Najkrótsza i zapewne najważniejsza droga lądowa łącząca Indie ze stolicą Nepalu, Katmandu. Wąska, kręta, niebezpieczna. Gnamy, kierowca zapewne...  
  • Szpieg w kieszeni

    Sezam otwiera się teraz łatwiej niż za czasów Alibaby, a skarbem dla dzisiejszych “rozbójników” są nasze dane. Pracując w Komisji Prawnej PE nad regulacjami mającymi wprowadzić “ład i bezpieczeństwo” w chmurach obliczeniowych zdałam sobie...  
  • „Zachód 2013” – ćwiczenia z antynatowskiej integracji armii biał

    20–26 września miała miejsce tzw. aktywna (poligonowa) faza ćwiczeń szczebla strategicznego sił zbrojnych Rosji i Białorusi „Zachód 2013”. Jest to największe z dotychczasowych wspólnych przedsięwzięć szkoleniowych obu armii – łącznie na...  
    OSW
    OSW
    17:33Komentuj


Ani jednego sensownego tekstu! Lewizna, platfąsy, jakieś agentury od "dialogu", jeden świr od "wolnego rynku" i "libertarianizmu" (choć, przyznaję, wczoraj wyjątkowo napisał dobry tekst, jadąc Ardreyem), jedna obślizgła siedząca na płocie "dziennikarka" na samym topie...

No dobra, może ten Jachowicz akurat nie jest wprost platfąsem ani folksdojczem, ale też nic specjalnie interesującego tutaj nie pisze. Marny kwiatek do korzucha, jeśli mnie spytać. A ludzie interesujące rzeczy piszący, nie tylko na szczycie, ale często i na SG nie goszczą.

Pamięta ktoś, co pisałem swego czasu o metodzie poskramiania ponoszącego konia, albo nawet (w westernach) całego stada koni? No to jest właśnie to. Do tego właśnie służy szalom. I tylko przykro, że to wciąż jednak najlepsze blogowisko w tym nieszczęsnym kraju. Nawet pod Koryłą, który nigdy prawie na SG nie gości, tylko tutaj dzieją się naprawdę rewelacyjne dyskusje.

(Ostatni tekst Koryły, ten o Bolku i Molnarze, moim zdaniem dość zresztą słaby, choć parę myśli interesujących, ale pod spodem ciekawa jak zawsze dyskusja.)

Tak czy tak, jesteśmy W DUPIE, moi państwo, jeśli to jest najciekawsze w Polszcze blogowisko...

triarius

sobota, marca 16, 2013

Habamus papus

Zacznę od tego, że jakoś tak mam od dłuższego czasu wrażenie, iż blogaskowanie - to "istotne" - bardziej już wpada w oczy, i serca, różnym tam ubecjom, tajnym, widnym, dwupłciowym, jakoż i różnym Mossadom, niż komuś, dla kogo warto by było pisać. Jest to jeden z zasadniczych powodów, dla których nie mam ostatnio zapału do blogaskowania. No, ale poblogaskujmyż jeszcze trochę, skoro paru ludzi (i Łubianka) wciąż nas z jakichś względów odwiedzają... Tak? Czy może jednak już nie?

* * *

Alleluja, dostaliśmy chyba całkiem idealnego papieża! O czym zdaje się także świadczyć ów dziki, nawet jak na tę trzodę, skowyt wszelkiej lewizny - od rozczulającego "to nie jest nasz papież" tego tam płciowo niedookreślonego stwora pt. "Środa", po konsekwentną już międzynarodową kampaniię oskarżania Ojca Świętego o różne brzydkie - w przekonaniu lewizny (zakładając, że lewizna ma tego typu przekonania, a nie tylko "mądrość etapu", co wydaje mi się bardziej jednak prawdopodobne) - uczynki.

Oskarżeniami lewizny oczywiście nie ma się co przejmować, z wielu zresztą powodów o różnej wadze i ogólności. Najogólniejszym i najbardziej "filozoficznym" jest ten, który wynika z pewnej b. mądrej sentencji de La Rochefoucauld. Sentencji, o której warto by było "naszej prawicy" bardziej pamiętać, a już szczególnie, gdy ma do czynienia z lewizną. (Włączając w to oczywiście także leberałów.)

Jaka to sentencja? Nie chce mi się szukać oryginału, by potem dosłownie tłumaczyć, ale sens jest dokładnie taki, że: "Kiedy ktoś ci coś mówi, zastanów się, jaki ma powód, by w ogóle do ciebie mówić, oraz jaki ma powód, by ci powiedzieć prawdę. Uwierz mu jedynie wtedy, kiedy ma dobry powód ci powiedzieć prawdę."

Powie ktoś, że przecież to samo mogłoby dotyczyć prawicy. Ale to nie całkiem tak: po pierwsze, prawica to przecież MY. I to (wbrew różnym mędrkom) przesądza. Po drugie zaś, dla prawicy prawda jest sama w sobie wartością, i to nie byle jaką. Dla lewizny (a mówimy o tej wściekłej lewiźnie, która np. tak fajnie zareagowała na nowego papieża, nie o porządnej lewicy, która od nas różni się w sumie jedynie nieco priorytetami) prawda nie jest żadną istotną wartością - a w każdym razie w porównaniu z "przyszłym szczęściem ludzkości", "nowym człowiekiem" (hodowlanym i mrówczo posłusznym światłemu przywództwu), itd., jest to wartość pomijalnie drobna.

Tak że, jeśli komuś jeszcze trzeba to tłumaczyć, od razu było wiadomo, że jeśli nowy papież nie będzie lewiźnie po myśli, zacznie się opluwanie, szczucie, haki i biały szum informacyjny. Przyznam, że papież Latynos był moim marzeniem (jak nie wiecie czemu, to pytajcie!), choć oczywiście w tym przypadku istniało spore ryzyko, że załapie się jakiś lewak - teologia wyzwolenia, czy inne tego typu sprawy. Tak się mi przynajmniej wtedy wydawało, kardynałowie jednak wykazali się szokującą dla mnie mądrością i troską o dobro Kościoła i wiernych.

Afryka jeszcze zbyt młoda, w sensie katolicyzmu, papież "kolorowy" po Obamie to już by i tak nie było wielkie coś. Trochę "odgrzewany kotlet", co swoją drogą nie brzmi przesadnie subtelnie. Przyjdzie i na to czas (Deo volente), ale nie ma co się na siłę spieszyć. Zresztą "ludy kolorowe" generalnie też trochę jeszcze jakby w tym kontekście "przymłode". Ew. jakiś Filipińczyk mógłby się nadać, jeśli nie Latynos. Ale zrobiono (o ile nas jeszcze coś b. nieprzyjemnego nie zaskoczy, ale wierzę, że nie) najlepiej jak się dało.

Gość nawet włoskojęzyczny z domu ("Od Apeninów do Andów" się przypomina, jedyna fajna książka ulubionego przez Brixena i znienawidzonego od przedszkolnych czasów przeze mnie Amicisa), co w sytuacji, gdy będzie teraz mówił głównie po włosku, daje mu dotatkowy atut elokwencji.

Nie wiem, na ile nowy papież będzie odkręcał Vaticanum Secundum, które usobiście uważam za koszmar i dzieło wyjątkowo pokracznego Belzebuba, ale wygląda na to, że na jakiś czas odsunęła się bezpośrednia groźba, iż KK stanie się jakąś mało istotną filantropijną doczepką do światowego establiszmętu, który nas tak pragnie uszczęśliwić, już nie mówiąc o uszczęśliwieniu naszych ew. wnuków, a na katolików będzie się bezkarnie polować z nagonką i eksponować z dumą ich skalpy.

Zresztą, o ile dobrze zrozumiałem sens jednej z pierwszych wypowiedzi papieża Franciszka... Mniejsza, że to były obce języki, bo na jakiejś obcej telewizji - jeden włoski oryginału, a na to nakładało się jakieś inne, nie pamiętam już jakie, tłumaczenie, no ale przede wszystkim wzruszenie... To rzekł on explicite coś takiego, że "Bez Chrystusa Kościół to byłaby tylko dość marna organizacja charytatywna". Czyli, o ile właściwie zrozumiałem istotę wypowiedzi, dokładnie to, o czym mówiłem.

Może obejdzie się bez "katolickich talibów", co by musieli z establiszmętem nieco konkretniej porozmawiać, może się nie obejdzie, ale jeszcze nie teraz, w każdym razie jest nadzieja, że Kościół przestanie się płaszczyć przed każdym, odnajdować "głęboką prawdę" w najbardziej sprzecznych z jego własną doktryną ideologiach i religiach. No i przede wszystkim - pozostawiać swoich wiernych na pastwę rozpasanych leberałów i ich psychopatycznych hunwejbinów, nadstawiając za każdym razem drugi policzek, tyle, że nie całkiem własny. (Oczywiście, ściśle rzecz biorąc, to nie "Kościół" tak postępował, tylko co najwyżej jego hierarchia. Ale też niespecjalnie mi się to podobało.)

Słowo daję - mógłbym jeszcze sporo na ten temat i co najmniej część z tego nie byłaby pozbawiona sensu i wartości, ale na tym na razie poprzestańmy. Jak coś, to sobie jeszcze kiedyś te kwestie obgadamy. Zresztą nie sądzę, by lewizna tak łatwo dała za wygraną. W końcu ONI NAPRAWDĘ BYLI PEWNI, ŻE, PRZYNAJMNIEJ NA TYM "RELIGIJNYM" ODCINKU FRONTU, BÓJ TO JEST ICH OSTATNI.

I  OSTATNI BÓJ KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO, jeśli to, co się ostatnio działo, w ogóle można "bojem" nazwać. I pewni byli, że nie może być już cienia wątpliwości, kto zwycięzcą, kto zaś pokonanym. A tutaj... Patrz pan, taki okrutny psikus!

* * *

W komęcie pod niedawnym tekstem Sea*** (Seamana? Seawolfa? któregoś z nich) na szalomie, zresztą naprawdę fajnym, ktoś podał takie oto info na temat sprawozdania na żywo z wiadomych wydarzeń na TVN. Cytuję to, co ten ktoś zacytował:
Red. Oliwnik: Jest, jest, biały dym! A zatem habamus papus!
Prof. Szwarcman (nieśmiało): Habemos papes...
(Wytłuszczenia moje.) Przyznam, że  mnie szczególnie zachwyciło to drobne "nieśmiało", w subtelnym nawiasie, choć cała reszta też zwala z nóg. Znajomość łaciny ostatnio nie jest mocną stroną Polaków, bez czego dość chyba trudno w pełni ocenić śmieszność i głupotę powyższych "łacińskich" zwrotów, ale proszę mi uwierzyć na słowo - to jest po prostu obłęd! To coś jeszcze o wiele pięter poniżej wszelkiej "łaciny kuchennej" z dawniejszych czasów. No, ale też - co wtedy były za autorytety?

Jeśli jest w tym cokolwiek z prawdy, to ci ludzie powinni się do końca swego nędznego życia chować w mysiej dziurze i ze wstydu nikomu nie pokazywać. (Fakt, że wielu powinno, a zamiast tego mamy weekendowego samobójcę i radosne autorytety moralne.)

Ani jedno słowo nie jest tu tak, jak powinno, a w końcu to tylko dwa niezbyt trudne słowa, których można się było nauczyć na pamięć, tym bardziej, że miało się komentować wybór papieża. Nie wiem - może gość z tego komentarza przesadził, ale coś chyba musi być na rzeczy. Obłęd!

Cieszmy się (znowu ten mój historiozoficzny pesymizm!) tym, krótkim zapewne, okresem, kiedy oni jeszcze sobie nie zdają sprawy z tego, jakie mało imponujące w nas wzbudzają wrażenia, a już te wrażenia wzbudzają i możemy się, zamiast bać, pośmiać. Jak się w końcu zorientują, jakie z nich "autorytety", to zaczną wsadzać (łagry, psychuszki) i/lub strzelać. Nie będą po prostu mieli innego wyjścia.

No, chyba żeby się to skończyło tak jak w przypadku niezapomnianego Black Addera ("Czarna Żmija" on się chyba nazywał po polsku, co zresztą miało akurat sens), który zorganizował sobie ekipę najgorszych bandziorów, aby zniszczyć swego wroga - wyjątkowego skurwiela i zbrodniarza. Ci dzielni ludzie zadali sobie jednak szybko dość oczywiste pytanie: "A dlaczego mielibyśmy służyć tej łamadze, zamiast facetowi takiemu, jakim sam każdy z nas pragnąłby zostać?" I dali Black Adderowi popalić, nawet dość ostro i w naprawdę wyrafinowany sposób. Oby!

* * *

Byłem sobie na rynku i (oprócz paru pisemek komputerowych) kupiłem sobie dwa, całkiem niedawne, egzemplarze "Najwyższego Czasu!" Przyjemne zaskoczenie. Oczywiście nadal masa o "wolnym rynku", "liberatarianiźmie" i tego typu pierdołach, nadal jest tam (a mieli się pono kłócić, czy nie?) niezawodny Korwin, ale parę rzeczy całkiem interesujących.

Na przykład przegląd najnowszych osiągnięć światowej lewizny. Najbardziej mi się spodobało, jak to w Szwecji ostatnio choremu na raka dwudziestotrzylatkowi urzędasy kazali podać szacunkową datę jego śmierci, stawiając to jako warunek wypłacenia mu zasiłku. Cóż, uszczelniamy system! (Swoją drogą, czy to się liberałom rynkowym nie powinno przypadkiem właśnie podobać?!)

Drugą fajną rzeczą w "NCz!" - i w dodatku cykliczną, obecną chyba w każdym numerze - są korespondencje z Izraela gościa o imieniu (czy też ksywie, nie wiem) Kataw Zar. Są zabawne, przenikliwe, b. złośliwe wobec tego państwa... Po prostu, gdyby to nie był certyfikowany (z całą pewnością) Żyd, to by łowcy anysemitników, hasbary i reszta tej trzody, mieli używanie. A tak to nie mogą, biedaczyny.

Wrzucę tu drobny przykład tego, co ów korespondent "NCz!" z Izraela pisze. Strasznie mi się ten fragmencik spodobał - a ile w nim podtekstów i wieloznaczności!
Religijna prasa pisała po hebrajsku, ale myślała w yidisz, podając, że "premier to i owo obiecał, ale nie zobowiązał się dotrzymać słowa". Trudno tej definicji odmówić uroku, zalatującego atmosferą galutu (rozproszenia).
Owo "rozproszenie", to chyba musi być słynna "diaspora", tylko tym razem nie po grecku, a w jakimś bardziej tubylczym narzeczu. Premier zaś to wcale nie Tusk (choć nie żeby do niego też ładnie nie pasowało), tylko ten tam ich Neta... njahu? Czy jakoś. (Którego Kataw Zar nazywa zresztą Bibijahu, co pewnie ma jakiś powód i coś zabawnego oznacza, ale dla mnie jest niejasne, bo nie w każdym numerze niestety to autor objaśnia, a moja znajomość zarówno yidisz, jak i hebrajskiego, jest niemal zerowa.)

* * *

I to by było na tyle. (Żeby zacytować niezapomnianego Jana Tadeusza Stanisławskiego. Co zresztą każdy robi, ale ja przynajmniej podaję tym razem źródło. Warto czasem takich ludzi przypomnieć.)

triarius

czwartek, września 22, 2011

O libertarianach

Libertarianie to po prostu znani z przeszłości (i absolutnie LEWICOWI) ANARCHIŚCI - tyle, że tacy, którym wrodzony brak odwagi nie pozwala już rzucać bomb, a cała ich rzeczywista wiedza o mechanizmach działania kapitalizmu wystarczyła im akurat do tego, by zauważyć, że na lewicy nie ma już właściwie miejsca dla "nowych" ideologii, więc wyruszyli łowić naiwnych pod fałszywym szyldem prawicowości. 

W dodatku od dawna są oni wykorzystywani przez macherów REALNEGO LIBERALIZMU (który nam miłościwie panuje, bo cóż by innego?) i jego TAJNE SŁUŻBY. I na pewno łatwiej tym służbom z tymi nowymi, płochliwszymi (choć pyskatymi za to po stokroć) anarchistami idzie, niż dawnym służbom, carskim i innym, szło z dawnymi, autentycznymi anarchistami. Którzy jednak coś tam naprawdę robili, bo te bomby naprawdę czasem rzucali, a do dostojników strzelali. Ci zaś dzisiejsi tylko robią zamieszanie i wodę z mózgu ludziom podatnym na tego typu infekcje.


No bo też przy nieco bardziej szczegółowej analizie trzeba tu uwzględnić fakt, że na tyle mózgowo wyrafinowani, by w ogóle tego typu zawikłane sprawy, jak kropotkinowska utopia, opanować, są jedynie nieliczni przywódcy owej sekty, a jej typowy wyznawca to nadęty dureń, reagujący jedynie, niczym pies Pawłowa, na parę, wbitych mu do mózgu metodami behawioralnej tresury, słów kluczowych. (Reagujący głównie, i zgodnie z uświęconą tradycją, ślinieniem, ale ostatnio coraz częściej także pianą na pysku i ujadaniem.)*

----------------------------------

* Niestety istnieją ludzie na tyle zagubieni, że sami, z własnej woli, określają się mianem "libertarian", choć nie są ani idiotami, ani szujami. Zaliczyłbym do nich np. Wyrusa. Szanuję gościa, mimo wszystko, a w dodatku niedawno (a ja przed chwilą przeczytałem) napisał przepiękny i wzruszający tekst o kotach. (Które ja też uwielbiam, choć bydlaki z nich obiektywnie straszne.) Który tutaj: http://tekstowisko.blogspot.com/2011/09/tunia-to-know-her-is-to-love-her.html.

W sumie nie uważam przecież, że wszyscy musimy mieć te same poglądy, a Wyrus jednak nie tylko to i owo kojarzy, ale nawet w sensownym kierunku ewoluuje. Do tego stopnia, że ja bym go może już mianem "libertarianina" nie określił, ale skoro on sam to robi... Jedna rzecz, która mnie na temat Wyrusa wnerwia, to to, że musimy żyć w naprawdę podłych czasach, skoro ktoś taki jak on nie chodzi w szarym czy białym habicie kapturem, i nie spędza czasu na śpiewaniu chorałów, iluminowaniu manuskryptów, oraz wygłaszaniu kazań do ludu. (O modleniu się i studiowaniu Św. Tomasza nie wspominam, bo chyba on to robi.) No i modli się, choć może nie wyłącznie, do Wolnego Rynku. Co za czasy!

Więcej tego przypisu o Wyrusie mi wyszło, niż samej mądrości o libertarianiźmie, ale cóż - takie jest życie! W każdym razie mam nadzieję, że się Wyrus nie obrazi, bo naprawdę nie chciałem tu nic przeciw niemu powiedzieć. (A w dodatku ma dzięki temu wpisowi sporo linków do siebie.)

A w ogóle to do tego wpisu zapłodniła mnie ta oto przezabawna dyskusja Mustruma z jednym z owej nawiedzonej trzódki: http://raj.nowyekran.pl/post/27325,najczarniejszy-scenariusz-wyborczy-zwyciestwo-jarka-k#comment_227533. (Nie mówiąc już o samym, standardowo kretyńskim, jak to u nich, wpisie.)

Idźcie chłopcy dalej tą drogą! Idźcie - Palikot z Dukaczewskim czekają! Już nawet nie bardzo udajecie, do kogo wam najbliżej, poza Korwinem. Dla paru "mędrców" - kniaź Kropotkin (podlany jednak wulgarnością, żeby było "kapitalistycznie" i "skutecznie"), dla całej reszty chłopiąt spod trzepaka - Katzenbrenner. Mimo, że nie nosi muszki, ani nawet krawata - no patrz pan!

( A innym, zdrowym, szczerze polecam zapoznanie się z głosem tego tam Zbawcy Ludzkości Metodą Totalnego Kapitalizmu, co z nim Mustrum polemizuje.)

No dodam też obrazki - u góry więc mamy kniazia K., Ojca Anarchizmu, (porządny człowiek z kościami, ale nieco oderwany od życia i na pewno NIE PRAWICA). A tu poniżej prężą się dwa dorodne jednojajowe bliźnięta - dwie gwiazdy, dwa mesjasze, naszej (?) prawicy (?). Smacznego!



triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?

wtorek, sierpnia 24, 2010

Taka sobie myśl o fetyszach, zdrowiu i komunistycznych świętach

Ludzie zdrowi powinni sobie uświadomić, że ich zdrowie nigdy nie będzie pełne, dopóki nie zaczną traktować rozmów z wszelkiej maści liberałami (jak libertarianie, "kolibry", rynkowi anarchiści, wyznawcy Misesa, itp.) o ich fetyszach (jak "wolny rynek", "parytet złota", "Prawo przez duże P", JOW'y, itd.) tak samo, jak by traktowali rozmowę z komunistą o względnej wyższości 1 Maja nad Rocznicą Rewolucji Październikowej, czy odwrotnie.

triarius
---------------------------------------------------
Teraz, kiedy III RP gładko przeszła spod europejskiego wymienia pod sowiecką racicę - czy i Ty odstawiłeś leminga od piersi?

wtorek, lipca 06, 2010

Człowiek Miarą Wszechrzeczy, czyli Chodzenie do Kibla i Metafizyczne Przerażenie, cz. 1

Dewiza, że "człowiek miarą wszechrzeczy" nie jest chyba ostatnio specjalnie popularna. Ostatni raz coś na jej temat przeczytałem dobrych naście lat temu. O ile dobrze pamiętam, było to w czymś, co ja wtedy uważałem za prawicowe, a co faktycznie usilnie stara się za prawicowe uchodzić... No bo był to chyba "Najwyższy Czas!"

No i było to niezwykle wobec wspomnianej zasady krytyczne - po prostu mieszało ją z błotem i z niej wywodziło cały upadek naszych czasów. Nie tylko zresztą "naszych" w ścisłym sensie, bo, jeśli mnie pamięć nie myli, także wszystko inne od "Rewolucji Antyfrancuskiej" co najmniej.

Kiedy to czytałem, nieco się przejąłem, a w każdym razie zastanowiłem. Teza owa - że "człowiek miarą wszechrzeczy" - była mi jednak całkiem bliska wtedy, a teraz jest mi jeszcze o wiele bliższa. Albo więc autor owej diatryby sprzed lat błądził, albo też ja jestem antyfrancuskim lewakiem - tertium po prostu non datur!

O co chodziło autorowi diatryby? Na ile pamiętam, o to, że miarą ma być Bóg, Prawda Obiektywna... Zapewne też Prawo-Przez-Duże-P, co by tam pasowało, choć co do tego nie mam stuprocentowej pewności... Człowiek czyniący się miarą wszechrzeczy to pycha, lewackie brednie o "suwerenności Ludu", D*kracja... To nie ja oczywiście to mówię, tylko autor diatryby... Powszechna szkoła zapewne też, i to, że rodzice nie mają prawa swoich dzieci zjeść na obiad...

Ach jakież to lewackie! Jakie ohydne! Jakie pyszne! (Kłaniają się chrupki "Lejs".)  I tylko - każdy, komu duszy nie wyjadł do cna robak socjalizmu, to przyzna - Monarchia Z Bożej Łaski, jaką reprezentował znany libertarianin Ludwik XIV, może nas jeszcze uratować! (Fanfary, werble, chóry starców zawodzą.)

Na to ja, że faktycznie owa dewiza - że "człowiek miarą wszechrzeczy" - nie jest przesadnie religijna, ale ma wiele innych zalet, a z tą religijnością sprawa jest nieco bardziej skomplikowana, niż to by wynikało z propagandy poniektórych, pragnących za prawicę uchodzić, ludzi. Po pierwsze - tę religijność, w której "człowiek NIE JEST miarą wszechrzeczy", mamy już dawno za sobą. Ba - sam Ludwik XIV - Król-Libertarianin, który Francję doprowadził do tak niesłychanego ekonomicznego rozkwitu... (To oczywiście ironia, gość doprowadził ją na skraj, jeśli nie dalej, finansowej ruiny, z libertarianizmem miał naprawdę mało wspólnego, a z RZYMSKIM katolicyzmem też nie aż tak wiele, jak się nam wmawia.)


Ja bym tę sprawę ad hoc naszkicował jakoś tak: najpierw "Bóg jest miarą wszechrzeczy", potem "człowiek", a na końcu ani Bóg, ani człowiek, tylko jakiś ponadludzki SYSTEM i/lub (szeroko pojęta MASZYNA. Tutaj świetnie zresztą pasuje Ekonomia marksistów, Wolny Rynek liberałów... Postęp Ludzkości tych świrów, co ich obecnie mamy u żłobu, i które nam z każdym dniem przykręcają śrubę... Te rzeczy. "Człowiek" jako ta miara wszechrzeczy, to naprawdę nie jest taka zła, czy głupia, rzecz!

Tośmy se pofilozofowali w kategoriach niemal historiozoficznych - przejdźmy'ż teraz do konkretów! Cóż w praktyce (intelektualnej, ale jednak praktyce) oznacza, że miałby być "człowiek miarą wszechrzeczy"? Dużo by o tym można, ale najprościej chyba, i najskuteczniej, będzie podać kilka przykładów. Ja sobie w każdym razie tę sprawę tak właśnie w duszy mojej rozstrzygam.

No więc, powiedzmy... Piękny jest brylant... (Ach!) Czy człowiek - niechby i przepiękna kobieta! - może być TAK piękny? No dobra, a co tu ma właściwie znaczyć "TAK piękny"? Co ma znaczyć to "TAK"? I właśnie o to chodzi - w kategoriach piękna właściwych brylantowi, każdy człowiek, każda niewiasta, każda Piękna Helena skrzyżowana z Phryne i podlana sosem z Kleopatry - będzie czymś po prostu ohydnym! Mam rację? W to trza się wczuć, jeśli to, Człeku, do Ciebie nie trafiło, to znaczy, żeś się nie wczuł.

Czy taki brylant, że spytam, CHODZI DO KIBLA? A chodzenie do kibla jest ładne? No to właśnie mamy! Zgodnie z zasadą "brylant miarą wszechrzeczy"... Powie ktoś, że nie dostrzega związku pomiędzy "miarą wszechrzeczy", brylantem i chodzeniem do kibla... No to ja powiem: Człeku, mówimy przecież o DOSKONAŁOŚCI! No bo o czym niby innym mielibyśmy mówić? Przecież nie o tym, że miarą długości ma być łokieć, a nie oparty na geografii metr...

COŚ w tym by wprawdzie było, ale to i tak musiałby być jakiś syntetyczny łokieć, łokieć uśredniony, albo arbitralnie narzucony, bo inaczej... Fakt, odchodząc od łokcia odeszliśmy poniekąd i od "człowieka miary wszechrzeczy", ale to jest dokładnie to, o czym mówiłem wcześniej - odchodzimy od człowieka i idziemy w dużo gorsze bagno, bagno ODCZŁOWIECZONE!

Jednak w istocie tutaj chodzi przecież o DOSKONAŁOŚĆ, a nie cokolwiek innego, Nawet ów niby-prawicowy zarzut przeciw tej pięknej zasadzie opierał się na tym właśnie, że Boga zdjęto z piedestału, na którym stanowił STANDARD DOSKONAŁOŚCI. Nie rozumiem jednak, jak Bóg mógłby funkcjonować jako ten standard W PRAKTYCE, skoro z definicji nikt się z nim porównywać nie może i nie powinien. Nie mówiąc już o tym, że nie widzę, jak jakiś "palec Boży", czy inny łokieć, miałyby się stać realną miarą długości. Ale to na boku i częściowo żartem, bo naprawdę to tutaj chodzi o DOSKONAŁOŚĆ i nic innego.

Wracamy do głównego wątku. Łagodniejszy wariant to by było porównanie Pięknej Heleny z pawiem, łabędziem, antylopą elan, tygrysem (i nie mówię tu o Panu Tygrysie), kotem domowym o imieniu Belinda, misiem koala, świnką pekari, krową rekordzistką... Czyli jakimś doskonałym w swoim rodzaju i pięknym ową doskonałością stworzeniem Bożym. Tutaj także najpiękniejsza nawet kobieta, a to upierzenie ma nie dość gęste i błyszczące, a to skoczność śmiesznie małą, a to mleka daje jak na przysłowiowe lekarstwo, a to nie jest pod ochroną i nie bez powodu.

Weźmy teraz "miarę" w jeszcze ściślejszym sensie. Czy piękne jest DUŻE, jak chce wielu - czy też MAŁE, jak chcą różni ekologiści? Jeśli duże, no to jak tu się i dlaczego niby ograniczać? Piękne są galaktyki, ale jeszcze piękniejsze są galaktyki razy milion... A człowiek? A Piękna Helena? Tfu, pyłek jakiś, a nawet nie pyłek przecież! Nie, wykrzykniemy - to małe jest piękne! Tak? No to też nie ma powodu się ograniczać: piękna jest bakteria... Na pewno piękniejsza od Heleny, no bo mniejsza... Piękniejszy od bakterii jest wirus...

Nic nie bije jednak elektronu, przynajmniej na razie, dopóki czegoś tam mniejszego się nie odkryje, lub nie wymyśli! A człowiek, a Helena... Przecież nawet nie da się już powiedzieć "Piękna", bo to byłby jakiś niemal palikoci dowcip! Ohydna jest ta Helena - po prostu! Każdy por jej skóry tysiąc razy większy od największej (a więc i najbrzydszej) bakterii, co dopiero od wirusa!

c.d.n. (Deo volente)

triarius
---------------------------------------------------  
"Cham" nie obraża, jak się oficjalnie dowiedzieliśmy, Urzędu Prezytenta RP - co z "WSI'owym Bucem"?

wtorek, czerwca 15, 2010

Nocne myśli co mnie naszły, o zdrowych anarchistycznych odruchach i różnych chorych libertarianizmach

Należy przypuszczać, że w stanie źwierzęco-pierwotnym każdy pierwotny źwierz zna swoje miejsce w hierarchii i w sumie się  z nim godzi. Oczywiście, źwierz stara się z reguły swą pozycję poprawić - z tego w końcu cała ta hierarchia się bierze i cała ta dynamika - ale kiedy widzi, że to głową w ścianę, z motyką na słońce i kijem Wisłę, to wtedy źwierz...

Albo więc cieszy się swą pozycją omegi - która w końcu zapewnia mu swego rodzaju immunitet pariasa, w sensie, że je ostatni i wszyscy go popychają, ale jednak nie grozi mu codziennie pojedynek na kły i pazury z alfą, czy aspirującymi betami, przede wszystkim zaś nie ma na głowie odpowiedzialności za swe stado, plemię, czy inną watachę... Kobiety na niego nie lecą, raczej żyje właśnie w celibacie, ale też, dzięki zjawisku psychologicznej kastracji, któremu wszelkie autentyczne omegi z urzędu niejako podlegają, niezbyt go to martwi...

Albo też jest właśnie tą alfą i cieszy się tym najwyższym z możliwych szczęść dostępnych dzikiemu źwierzowi - czyli statusowi alfy, z jego powodzeniem u kobiet, z wynikającą z tego miłego faktu perspektywą, że jego potomstwo będzie jako gwiazdy na niebiesiech, jako piasek w morzu, i posiądzie ziemię... Plus emocjonującym, pełnym przygód życiem... Plus możliwością przykopania każdemu zgodnie z własnym humorem... I tak dalej...

Godząc się i przyjmując, jak to się mówi, z dobrodziejstwem inwentarza fakt, że jest jako ten opisywany przez Frazera Król Lasu znad jeziora Nemi, co to ciągle na czatach, ciągle z mieczem w dłoni, ciągle wypatruje czającego się nań w zaroślach wroga... I wie, że nie dane mu będzie słodko i niewinnie umrzeć po długim i beztroskim życiu na starczy uwiąd i sklerozę, tylko właśnie jakiś nowy kandydat, jakiś kolejny konkurent, jakaś nowa, młodsza alfa... Pozbawi go w sposób gwałtowny i nieprzyjemny życia...

Nie mówiąc już o autentycznej trosce o losy stada czy plemienia, o nieprzespanych z tego powodu nocach, o posiwiałych w końcu, z czasem, z tego powodu włosach, obwisłych policzkach, wyliniałym ogonie... Wszystko ze stresu, ten zaś spowodowany odpowiedzialnością. Jak wykazano swego czasu w (okrutnym, ale chociaż pouczającym) eksperymencie na małpach, taki szympans wrzodów żołądka dostaje nie wtedy, kiedy go po prostu kopią prądem, tylko kiedy wie, że za jego błędy kopią prądem jego szympansich współbraci. I od tego taka alfa po prostu uciec nie może!

Jednak mówiliśmy o stanie naturalnym i źwierzętach - nawet gdyby tymi źwierzętami mieli być ludzie. A jak jest z ludźmi - tymi, którzy się już nieco (albo i wiele) oddalili? Którzy mają tę swoję korę i sobie nią kompinują, nie będąc już, przynajmniej bezpośrednio, poddani wszechwładzy swych biologicznych, naturalnych, źwierzęcych instynktów? Oddalają się - powie każdy wart soli którą zjada Ardreyista-Tygrysista - przywiązani jednak przecież do tych instynktów taką grubą gumą od bungee.

Nie, zgoda! Jednak faktem jest, że się oddalają i sobie kompinują, więc wszystko to robi się o wiele bardziej złożone. TO jest faktem, choć także faktem jest (dla Ardreyisty-Tygrysisty), że bardzo daleko i na bardzo długo od biologii i instynktów nie uciekniemy.

No więc, tak sobie myślę, że dzięki tej korze i oddaleniu się jednak nieco od tych pierwotnych instynktów możliwy jest u człeka m.in. zdrowy odruch anarchizmu. Czyli, że nam się cała ta hierarchia, cała ta piramida, nie widzi i nie podoba, i my ją... Chętnie byśmy roztentego - jednak nie tak, że od razu, w miarę jak my ją roztentegowujemy, wchodzimy w buty tej niewyspanej, siwiejącej z poczucia odpowiedzialności za całość, prześladowanej przez żądze zakochanych i pragnących (choć nieświadomie, tu kłania się samolubny prof. D.!) by ich alfa-potomstwo jako te gwiazdy na niebiesiech, jako ten piasek w morzu, samic...

Nie! Taki anarchista - a mówimy tu w tej chwili o zdrowym odruchowym anarchiźmie, nie o jakichś ideologiach czy Kropotkinach - po prostu sobie całą tę hierarchię swego stada czy plemienia odrzuca. Jemu się ona nie widzi, jemu się ona nie podoba, on się nie poczuwa ani do odpowiedzialności i siwego włosa alfy - groźnej i wspaniałej, ale targanej stresem i skazanej na los Króla Lasu...

Ani też nie chce sobie siedzieć w kącie na tyłku i cieszyć się, że jeszcze żyje i może mieć wszystko w głębokim lekceważeniu... Jak to omega. Czyli jak jakiś pijący denaturat kloszard. Albo oglądająca "Taniec z Gwiazdami" gospodyni (?) domowa.

Wydaje się w końcu dość naturalne, że spora kora (rym zamierzony!) i aktywna sprzyja temu, by sobie świat wyimaginowany mentalnie stwarzać, oraz ze światem faktycznym mentalnie się nie godzić. Lepszy świat mogąc sobie bez trudu, za sprawą i pomocą tej kory właśnie, wyobrazić.

Mamy więc tak, że praktycznie każda młoda i pełna energii, potencjału i ambicji jednostka (z tych obdarzonych grubą i zdolną do kompinowania korą) czuje się, w całkiem naturalny sposób i z naturalnych przyczyn, postawiona ZBYT NISKO w hierarchii (swego stada czy plemienia)... I w sposób naturalny zazdrości alfie jego niezliczonych kobiet, platynowych kart Visa, pokazywania się trzy razy dziennie w telewizji, puszystego ogona, pełnego przygód i niebezpieczeństw życia...

Co jest naturalne, choć, patrząc z meta-poziomu, niezbyt w sumie mądre. (I tu znowu lewak od "samoblubnego genu" wystawia swój paskudny łeb.) No, ale kto na to patrzy z meta-poziomu? (Poza lewizną i nami, znaczy. Zabawne połączenie!) My tutaj, zgoda, ale jaki to ma wpływ na ambicje i odruchy takiego młodego ambitnego, który czuje się w swym stadzie czy plemieniu niesprawiedliwie niedoceniany, więc sobie szybko wymyśla lepsze o niebo stado czy plemię...

I (bo co go to kosztuje) sobie je, mniej czy bardziej realnie, mniej czy bardziej mózgowo i w oderwaniu od rzeczywistości, wprowadza w życie. W przestrzeni między czystymi, platonicznymi marzeniami i realnym działaniem.

Możemy się na to wściekać (my starzy i mądrzy), możemy się z tego wyśmiewać, ale trudno tego w sumie nie zrozumieć. To W TYM sensie należy z pewnością interpretować słynne (i mające wielu autorów) stwierdzenie, sprowadzające się do tego, że w młodości wypada być lewicowcem, ale w wieku dojrzałym już nie. 

Mieliśmy Ardreya, teraz będzie szczypta Spenglera, do kompletu. Tak sobie właśnie myślę, że - spenglerycznie rzecz ujmując - taki, poniekąd naturalny, wynikający z wad i zalet młodości, oraz naszej rozbuchanej i w sumie nie bardzo mającej co z sobą zrobić, więc czas sobie zabijającej (tutaj także "Taniec z Gwiazdami"), mózgowej kory, anarchizm, to może być dość i OK dla Człeka Faktów.

Czyli człeka normalnego, niepozbawionego hormonów i społecznych instynktów, które to nam Mama Natura przez miliony lat wdrukowywała, i całkiem nieźle, wbrew temu, co się nam ostatnio wmawia, jej sie to udało. Mówimy teraz o człeku nie całkiem przez rozszalałą korę zdominowanym. No i taki człek albo się buntuje w ten młodzieżowy sposób, albo się nie buntuje.

A ponieważ społeczeństwo dalekie jest - jak wszystko co ziemskie - od doskonałości (a niektórzy twierdzą nawet, że od pewnego czasu wciąż od niej dalsze), więc i jednostki dojrzałe intelektualnie i emocjonalnie, także mogą się z hierarchią swego (ale właśnie nie do końca swego, w tym rzecz!) stada, plemienia, czy społeczeństwa nie zgadzać.

No i mamy wtedy różnych Diabłów Stadnickich (mój krewny by the way, choć nie przodek), czy innych upiornych warchołów, albo i bez porównania bardziej ideowych i bezinteresownych buntowników. (Bo buntownikiem się albo jest, albo się nie jest. To sprawa taka jak wzrost, czy skłonność do łysienia.)

Ludziom jednak Prawd... Przypominam, że mam na myśli spengleryczne rozróżnienie Prawd od Faktów, oraz ludzi, którzy się jednym czy drugim kierują. Ludziom Prawd zatem - tym (by użyć języka Brantome'a w przekładzie Boya) "mózgowcom", co to im kora bez żadnej kontroli czegokolwiek szaleje, kreując wizje, hiper-logiczne i całkiem oderwane od rzeczywistości (ale za to jakie uwodzicielskie i o ile od rzeczywistości lepsze, ach!) świata interpretacje i modele.. Tym więc... Niech będzie po prostu "ludziom"...

Więc im to po prostu nie wystarcza. W ich oczach taki zwykły odruch anarchii, to goły i trywialny Fakt. Zresztą to samo mamy na przykład z liberalizmem. Dla takich ludzi liberalizm to także goły i trywialny Fakt. Fakt, a więc nic pięknego, nic ważnego, nic wzniosłego... Nic PRAWDZIWEGO w końcu. Jak się takim czymś podniecać?! Jak takie coś miałoby sprowadzać człeka z drogi ku lepszej, PRAWDZIWEJ wreszcie przyszłości, lepszemu i PRAWDZIWEMU wreszcie światu...?

Mamy więc, w miejsce mniej lub bardziej REALNEGO liberalizmu, w miejsce mniej lub bardziej realnego i naturalnego anarchizmu, anarchizmy wyrozumowane różnych szczerych i (ach, jakże!) bezinteresownych kniaziów Kropotkinów... Albo mamy liberalizmy mózgowe, "korowe", niewyrastające z (wulgarnych dla tego typu ludzi) Faktów, nie ograniczone ułomnością i niedoskonałością wszystkiego, co ziemskie... I w ten oto sposób otrzymujemy np. libertarianizm i inne tego typu ideologie.

Swoją drogą, choć to cholernie śliski temat, oraz nie całkiem organicznie się z naszym dotychczasowym wywodem splata, jednak wśród tych moich nocnych myśli była i taka, że jednak może i tutaj toczy się owa podziemno-podskórna, często nieświadoma, podjazdowa walka, która zdaje się splatać w miłosnym-lecz-nie-tylko uścisku naszą faustyczną cywilizację i cywilizację...

No tych... Tych, co to czasem są nami, albo całkiem takimi samymi jak my... A czasem całkiem nie są, bo są lepsi... Albo może (innym razem) niekoniecznie lepsi, ale tacy biedni, tacy biedni, że jak my byśmy mogli im cokolwiek zarzucić? Ale często są lepsi, no bo oni akurat potrafią grać w te klocki, a my nie. Ale w inne klocki grać nielzia - nie mamy prawa nawet o tym pomyśleć!

Jak im akurat wygodnie. Chodzi, jak się już może ktoś domyślił, o (spenglerycznie rzecz biorąc) ten istotny i wciąż aktywny odłam pradawnej Magiańskiej K/C, o którym, z takich czy innych powodów, zawsze głośno. No i w końcu panowie "von" Mises i Rothbart, wynalazcy, jak rozumiem, libertarianizmu i "prawdziwego" - czyli mózgowego i nie liczącego się z wulgarną rzeczywistością, czy ludzkimi instynktami - liberalizmu, to byli właśnie ludzie wyszli tej specyficznej grupy. I zapewne nie oni jedyni.

No i tak sobie myślę, że może w tym jednak jest to, że oni całkiem nie rozumieją i nie potrafią zaakceptować naszego faustycznego państwa i narodu. Bo, jeśli mamy wierzyć Spenglerowi, a ja mu wierzę i bardzo ładnie mi się to właśnie zgadza, to każda K/C ma swoje własne rozumienie takich spraw, a on mają takie, które Spengler nawet b. dokładnie opisał.

Żyjąc wśród nas i w dużej mierze zapewne uważając się za jednych z nas (niby czemu nie?), jeśli jednak coś w ich wychowaniu (bo nie chodzi zapewne o żadne gołe geny), w ich tradycjach, w filozofii, którą mimowiednie nawet nasiąkali, jest coś z tej ichniej pradawnej K/C... No to dla nich rzeczywiście nasze państwo i nasz naród (nie mówię tu o polskim, tylko o wszelkich państwach i narodach rozumianych na sposób "zachodni") muszą być ANATEMĄ!

Ci ludzie, w takim wypadku, co im całkiem chętnie przyznaję, wcale nie muszą być żadnymi oszustami, idiotami, czy zbrodniarzami (Marks i inni tacy też, a nawet być może częściowo i Trocki) - oni właśnie są cholernie wierni własnym przekonaniom i, często, w tym bezinteresowni! Te przekonania są ze swej istoty religijne, lub, ostrożniej, quasi-religijne, a ta bezinteresowność także być może jest bezinteresownością religijnych fanatyków i proroków. (No bo dobre uczynki w sensie inwestycji, żeby potem balować w Raju, to raczej późna, mieszczańska i liberalna idea. Z autentycznymi prorokami ma to raczej mało wspólnego.)

Marks rozwalał państwo, Trocki rozwalał państwo (w odróżnieniu od takiego Stalina czy Putina) - a cóż'że innego czyni "von" Mises czy Rothbart? (Że spytam.) Uważam, że sprowadzanie WSZYSTKIEGO do geszeftu, forsy, oraz brzydkich skłonności odwiecznych handlarzy czy lichwiarzy, jest zarówno naiwne, jak i dość, w sumie, chamskie. Na pewno jest tego sporo, ale tego sporo jest przecież niemal wszędzie. Czy w Polakach na przykład nie?

Oczywiście często chodzi o forsę, ale też forsa - od ponad dwustu lat stanowi o praktycznie wszystkim, z wielką polityką na czele. To się na naszych oczach zdaje kończyć (co genialnie przewidział Spengler), ale wciąż jeszcze trwa i długo jeszcze się definitywnie nie zmieni. A jeśli tak, to cóż się dziwić, że droga do władzy, do Nowego Świata, Nowego Człowieka, Prawdy i Raju Na Ziemi, wiedzie przez zdobycie ogromnego majątku?

Przyznam, że naprawdę wkurza mnie powtarzanie przy każdej okazji, że "jeśli nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze". Jest to dowcipne (jeśli się to słyszy raz, góra dwa razy), jest to w interesujący sposób cyniczne... To z pewnością jakiś pradawny szmonces. Powiedziałem to już kiedyś w jednym tekście, Jarecki cały ten mój tekst opublikował na jakimś lewackim blogowisku, i był niezły ubaw, bo rebe Bratkowski, z wirtualną pianą na pysku, nawymyślał mi (i Jareckiemu chyba też) od "antysemitów". (A skąd on, że spytam, wie, jaki jest mój stosunek do Arabów?! Na przykład Palestyńczyków?)

Wracając do wątku głównego, pragnę zakończyć stwierdzeniem, że moim zdaniem warto analizować opisywane tu zjawiska z opisanego tu punktu widzenia. Na odmianę. Bo niewykluczone, że może to się okazać płodne. I niewykluczone nawet, że właśnie TU leży prawda o tych sprawach. ("Prawda" z małej litery, uwaga!)

triarius
---------------------------------------------------  
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

poniedziałek, lutego 16, 2009

Uzupełnienie do poprzedniego wpisu

(No a takich alzheimeryzmów jak "libertarianizm" nie będę nawet komentował.)

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

piątek, lipca 14, 2006

"Libertarianizm" to anarchizm udający...

"Libertarianizm" to przecież nic innego, jak anarchizm, z jakichś niezrozumiałych powodów udający, że jest "prawicowy". Tak jest, czy już całkiem mi się w mózgu z tej sklerozy pokręciło? Zanim otrzymam autorytatywną odpowiedź, pójdę tym tropem. No więc idę...

Skąd się biorą anarchistyczne skłonności bez trudu rozumiem, każdy zbuntowany nastolatek je ma, a niektórym nie dane jest nigdy wyjść z sieci "genialnych" odkryć, których się w młodości dokonuje. W końcu do tego potrzeba albo realnego kontaktu z realną rzeczywistością - o którą w tych wirtualnych i rozmemłanych czasach coraz trudniej - albo sporo myślenia i studiowania mędrszych od siebie.

Dużo bardziej od tego pytania: "skąd się biorą anarchistyczne dzieci", intryguje mnie kwestia tego taka: PO KIEGO GRZYBA ANARCHISTA KONIECZNIE CHCE SIĘ UWAŻAĆ ZA "PRAWICOWCA"?

Wyjaśnień zapewne jest kilka, albo i sporo, bo dusza ludzka to skomplikowany organ... Ale jako najoczywistsza nasuwa mi się taka oto, że jak z bogatych i konserwatywnych rodzin wychodzą "zbuntowani" anarchiści, tak z biednych i postępowych wychodzą "libertarianie".

Czyli w sumie dokładnie to samo - po prostu zbuntowana młodzież, jaka była zawsze, kiedy życie stawało się względnie lekkie i nie do wytrzymania bezpieczne. Zwykła zbuntowana młodzież, która po latach stanie się zwykłymi przechodzonymi hippisami à la '68, jacy panują nam dziś łaskawie z Brukseli. Tyle że ci są "prawicowi", więc słuszną rzeczą jest, iż mają swoją odrębną nazwę.

Ja większych istotnych różnic nie dostrzegam, a po głowie, nie wiem dlaczego, kołacze mi się coś... takie zdanie, jak ono brzmi... coś o tym, że "po owocach ich poznacie je". Dziwne, prawda? Co to w ogóle ma do rzeczy?

Ale korzystając z okazji proszę pięknie, dygnąłbym nawet gdybym tylko umiał. Niech mi ktoś łaskawie wytłumaczy różnicę między ANARCHIZMEM a LIBERTARIANIZMEM! Błagam, nie chcę już być głupim, nie nie rozumiejącym pseudo-prawicowcem popierającym rabowanie obywatelskich portfeli przez sprośnych i obleśnych urzędników - ja po prostu naprawdę NIE WIEM!