sobota, marca 16, 2013

Habamus papus

Zacznę od tego, że jakoś tak mam od dłuższego czasu wrażenie, iż blogaskowanie - to "istotne" - bardziej już wpada w oczy, i serca, różnym tam ubecjom, tajnym, widnym, dwupłciowym, jakoż i różnym Mossadom, niż komuś, dla kogo warto by było pisać. Jest to jeden z zasadniczych powodów, dla których nie mam ostatnio zapału do blogaskowania. No, ale poblogaskujmyż jeszcze trochę, skoro paru ludzi (i Łubianka) wciąż nas z jakichś względów odwiedzają... Tak? Czy może jednak już nie?

* * *

Alleluja, dostaliśmy chyba całkiem idealnego papieża! O czym zdaje się także świadczyć ów dziki, nawet jak na tę trzodę, skowyt wszelkiej lewizny - od rozczulającego "to nie jest nasz papież" tego tam płciowo niedookreślonego stwora pt. "Środa", po konsekwentną już międzynarodową kampaniię oskarżania Ojca Świętego o różne brzydkie - w przekonaniu lewizny (zakładając, że lewizna ma tego typu przekonania, a nie tylko "mądrość etapu", co wydaje mi się bardziej jednak prawdopodobne) - uczynki.

Oskarżeniami lewizny oczywiście nie ma się co przejmować, z wielu zresztą powodów o różnej wadze i ogólności. Najogólniejszym i najbardziej "filozoficznym" jest ten, który wynika z pewnej b. mądrej sentencji de La Rochefoucauld. Sentencji, o której warto by było "naszej prawicy" bardziej pamiętać, a już szczególnie, gdy ma do czynienia z lewizną. (Włączając w to oczywiście także leberałów.)

Jaka to sentencja? Nie chce mi się szukać oryginału, by potem dosłownie tłumaczyć, ale sens jest dokładnie taki, że: "Kiedy ktoś ci coś mówi, zastanów się, jaki ma powód, by w ogóle do ciebie mówić, oraz jaki ma powód, by ci powiedzieć prawdę. Uwierz mu jedynie wtedy, kiedy ma dobry powód ci powiedzieć prawdę."

Powie ktoś, że przecież to samo mogłoby dotyczyć prawicy. Ale to nie całkiem tak: po pierwsze, prawica to przecież MY. I to (wbrew różnym mędrkom) przesądza. Po drugie zaś, dla prawicy prawda jest sama w sobie wartością, i to nie byle jaką. Dla lewizny (a mówimy o tej wściekłej lewiźnie, która np. tak fajnie zareagowała na nowego papieża, nie o porządnej lewicy, która od nas różni się w sumie jedynie nieco priorytetami) prawda nie jest żadną istotną wartością - a w każdym razie w porównaniu z "przyszłym szczęściem ludzkości", "nowym człowiekiem" (hodowlanym i mrówczo posłusznym światłemu przywództwu), itd., jest to wartość pomijalnie drobna.

Tak że, jeśli komuś jeszcze trzeba to tłumaczyć, od razu było wiadomo, że jeśli nowy papież nie będzie lewiźnie po myśli, zacznie się opluwanie, szczucie, haki i biały szum informacyjny. Przyznam, że papież Latynos był moim marzeniem (jak nie wiecie czemu, to pytajcie!), choć oczywiście w tym przypadku istniało spore ryzyko, że załapie się jakiś lewak - teologia wyzwolenia, czy inne tego typu sprawy. Tak się mi przynajmniej wtedy wydawało, kardynałowie jednak wykazali się szokującą dla mnie mądrością i troską o dobro Kościoła i wiernych.

Afryka jeszcze zbyt młoda, w sensie katolicyzmu, papież "kolorowy" po Obamie to już by i tak nie było wielkie coś. Trochę "odgrzewany kotlet", co swoją drogą nie brzmi przesadnie subtelnie. Przyjdzie i na to czas (Deo volente), ale nie ma co się na siłę spieszyć. Zresztą "ludy kolorowe" generalnie też trochę jeszcze jakby w tym kontekście "przymłode". Ew. jakiś Filipińczyk mógłby się nadać, jeśli nie Latynos. Ale zrobiono (o ile nas jeszcze coś b. nieprzyjemnego nie zaskoczy, ale wierzę, że nie) najlepiej jak się dało.

Gość nawet włoskojęzyczny z domu ("Od Apeninów do Andów" się przypomina, jedyna fajna książka ulubionego przez Brixena i znienawidzonego od przedszkolnych czasów przeze mnie Amicisa), co w sytuacji, gdy będzie teraz mówił głównie po włosku, daje mu dotatkowy atut elokwencji.

Nie wiem, na ile nowy papież będzie odkręcał Vaticanum Secundum, które usobiście uważam za koszmar i dzieło wyjątkowo pokracznego Belzebuba, ale wygląda na to, że na jakiś czas odsunęła się bezpośrednia groźba, iż KK stanie się jakąś mało istotną filantropijną doczepką do światowego establiszmętu, który nas tak pragnie uszczęśliwić, już nie mówiąc o uszczęśliwieniu naszych ew. wnuków, a na katolików będzie się bezkarnie polować z nagonką i eksponować z dumą ich skalpy.

Zresztą, o ile dobrze zrozumiałem sens jednej z pierwszych wypowiedzi papieża Franciszka... Mniejsza, że to były obce języki, bo na jakiejś obcej telewizji - jeden włoski oryginału, a na to nakładało się jakieś inne, nie pamiętam już jakie, tłumaczenie, no ale przede wszystkim wzruszenie... To rzekł on explicite coś takiego, że "Bez Chrystusa Kościół to byłaby tylko dość marna organizacja charytatywna". Czyli, o ile właściwie zrozumiałem istotę wypowiedzi, dokładnie to, o czym mówiłem.

Może obejdzie się bez "katolickich talibów", co by musieli z establiszmętem nieco konkretniej porozmawiać, może się nie obejdzie, ale jeszcze nie teraz, w każdym razie jest nadzieja, że Kościół przestanie się płaszczyć przed każdym, odnajdować "głęboką prawdę" w najbardziej sprzecznych z jego własną doktryną ideologiach i religiach. No i przede wszystkim - pozostawiać swoich wiernych na pastwę rozpasanych leberałów i ich psychopatycznych hunwejbinów, nadstawiając za każdym razem drugi policzek, tyle, że nie całkiem własny. (Oczywiście, ściśle rzecz biorąc, to nie "Kościół" tak postępował, tylko co najwyżej jego hierarchia. Ale też niespecjalnie mi się to podobało.)

Słowo daję - mógłbym jeszcze sporo na ten temat i co najmniej część z tego nie byłaby pozbawiona sensu i wartości, ale na tym na razie poprzestańmy. Jak coś, to sobie jeszcze kiedyś te kwestie obgadamy. Zresztą nie sądzę, by lewizna tak łatwo dała za wygraną. W końcu ONI NAPRAWDĘ BYLI PEWNI, ŻE, PRZYNAJMNIEJ NA TYM "RELIGIJNYM" ODCINKU FRONTU, BÓJ TO JEST ICH OSTATNI.

I  OSTATNI BÓJ KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO, jeśli to, co się ostatnio działo, w ogóle można "bojem" nazwać. I pewni byli, że nie może być już cienia wątpliwości, kto zwycięzcą, kto zaś pokonanym. A tutaj... Patrz pan, taki okrutny psikus!

* * *

W komęcie pod niedawnym tekstem Sea*** (Seamana? Seawolfa? któregoś z nich) na szalomie, zresztą naprawdę fajnym, ktoś podał takie oto info na temat sprawozdania na żywo z wiadomych wydarzeń na TVN. Cytuję to, co ten ktoś zacytował:
Red. Oliwnik: Jest, jest, biały dym! A zatem habamus papus!
Prof. Szwarcman (nieśmiało): Habemos papes...
(Wytłuszczenia moje.) Przyznam, że  mnie szczególnie zachwyciło to drobne "nieśmiało", w subtelnym nawiasie, choć cała reszta też zwala z nóg. Znajomość łaciny ostatnio nie jest mocną stroną Polaków, bez czego dość chyba trudno w pełni ocenić śmieszność i głupotę powyższych "łacińskich" zwrotów, ale proszę mi uwierzyć na słowo - to jest po prostu obłęd! To coś jeszcze o wiele pięter poniżej wszelkiej "łaciny kuchennej" z dawniejszych czasów. No, ale też - co wtedy były za autorytety?

Jeśli jest w tym cokolwiek z prawdy, to ci ludzie powinni się do końca swego nędznego życia chować w mysiej dziurze i ze wstydu nikomu nie pokazywać. (Fakt, że wielu powinno, a zamiast tego mamy weekendowego samobójcę i radosne autorytety moralne.)

Ani jedno słowo nie jest tu tak, jak powinno, a w końcu to tylko dwa niezbyt trudne słowa, których można się było nauczyć na pamięć, tym bardziej, że miało się komentować wybór papieża. Nie wiem - może gość z tego komentarza przesadził, ale coś chyba musi być na rzeczy. Obłęd!

Cieszmy się (znowu ten mój historiozoficzny pesymizm!) tym, krótkim zapewne, okresem, kiedy oni jeszcze sobie nie zdają sprawy z tego, jakie mało imponujące w nas wzbudzają wrażenia, a już te wrażenia wzbudzają i możemy się, zamiast bać, pośmiać. Jak się w końcu zorientują, jakie z nich "autorytety", to zaczną wsadzać (łagry, psychuszki) i/lub strzelać. Nie będą po prostu mieli innego wyjścia.

No, chyba żeby się to skończyło tak jak w przypadku niezapomnianego Black Addera ("Czarna Żmija" on się chyba nazywał po polsku, co zresztą miało akurat sens), który zorganizował sobie ekipę najgorszych bandziorów, aby zniszczyć swego wroga - wyjątkowego skurwiela i zbrodniarza. Ci dzielni ludzie zadali sobie jednak szybko dość oczywiste pytanie: "A dlaczego mielibyśmy służyć tej łamadze, zamiast facetowi takiemu, jakim sam każdy z nas pragnąłby zostać?" I dali Black Adderowi popalić, nawet dość ostro i w naprawdę wyrafinowany sposób. Oby!

* * *

Byłem sobie na rynku i (oprócz paru pisemek komputerowych) kupiłem sobie dwa, całkiem niedawne, egzemplarze "Najwyższego Czasu!" Przyjemne zaskoczenie. Oczywiście nadal masa o "wolnym rynku", "liberatarianiźmie" i tego typu pierdołach, nadal jest tam (a mieli się pono kłócić, czy nie?) niezawodny Korwin, ale parę rzeczy całkiem interesujących.

Na przykład przegląd najnowszych osiągnięć światowej lewizny. Najbardziej mi się spodobało, jak to w Szwecji ostatnio choremu na raka dwudziestotrzylatkowi urzędasy kazali podać szacunkową datę jego śmierci, stawiając to jako warunek wypłacenia mu zasiłku. Cóż, uszczelniamy system! (Swoją drogą, czy to się liberałom rynkowym nie powinno przypadkiem właśnie podobać?!)

Drugą fajną rzeczą w "NCz!" - i w dodatku cykliczną, obecną chyba w każdym numerze - są korespondencje z Izraela gościa o imieniu (czy też ksywie, nie wiem) Kataw Zar. Są zabawne, przenikliwe, b. złośliwe wobec tego państwa... Po prostu, gdyby to nie był certyfikowany (z całą pewnością) Żyd, to by łowcy anysemitników, hasbary i reszta tej trzody, mieli używanie. A tak to nie mogą, biedaczyny.

Wrzucę tu drobny przykład tego, co ów korespondent "NCz!" z Izraela pisze. Strasznie mi się ten fragmencik spodobał - a ile w nim podtekstów i wieloznaczności!
Religijna prasa pisała po hebrajsku, ale myślała w yidisz, podając, że "premier to i owo obiecał, ale nie zobowiązał się dotrzymać słowa". Trudno tej definicji odmówić uroku, zalatującego atmosferą galutu (rozproszenia).
Owo "rozproszenie", to chyba musi być słynna "diaspora", tylko tym razem nie po grecku, a w jakimś bardziej tubylczym narzeczu. Premier zaś to wcale nie Tusk (choć nie żeby do niego też ładnie nie pasowało), tylko ten tam ich Neta... njahu? Czy jakoś. (Którego Kataw Zar nazywa zresztą Bibijahu, co pewnie ma jakiś powód i coś zabawnego oznacza, ale dla mnie jest niejasne, bo nie w każdym numerze niestety to autor objaśnia, a moja znajomość zarówno yidisz, jak i hebrajskiego, jest niemal zerowa.)

* * *

I to by było na tyle. (Żeby zacytować niezapomnianego Jana Tadeusza Stanisławskiego. Co zresztą każdy robi, ale ja przynajmniej podaję tym razem źródło. Warto czasem takich ludzi przypomnieć.)

triarius

33 komentarze:

  1. Posród wierlu zabawnych / ponurych / idiotyzmów powtarzanych przez medialnych, osobliwie zachwycają mnie utyskiwania na Franciszka, że ten nie dokona rewolucji w Kościele.

    To zupełnie tak, jakby tuż po koronacji, królowi wytykać, że nie chce się poddać władzy lichwiarzy, łapsów, skurwysynów i prawników.

    W pierwszym odruchu gniewam się na te uroszczenia lewizny, w drugim się z tego śmieje, ale to niestety przenika do głów niedoważonych.

    Kluczem jest słówko "postęp" głupio oddane przez mądrzejszych we władanie lewackich mend. Doszło do tego, że dwóch brodaczy migdalących się na wersalce to Postęp przez duże "P"
    I tak sobie osiedliśmy wespół zespół na mieliźnie jako wstecznicy. O cholera!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta, fakt. Ta Środa (to?) była zaiste rozczulająca, wygłaszając łzawą tezę, że "To nie jest nasz papież". Ale potem wytoczyli cięższą artylerię, jak to oni. Szczególnie podobała mi się ta "matka z placu jakiegośtam", z tych co tam domagają się sprawiedliwości za swoich synów, ach! (na oko tak z trzydziestoletnia, co trochę mi gwałci chronologię, ale co ja tam wiem), co stwierdziła, że "wprawdzie nie jestem katoliczką, ale bardzo źle wybrali".

      Inne matki jakoś się nawet nie paliły do zabierania głosu w telewizji. A na jakiejść BBC jakiś młody pętak wyraził żal, że wybrali starca. No fakt - bezrobocie wśród młodych w Europie nie byle jakie, a tutaj taka fucha młodemu przepadła i dostała się staremu. Zgroza!

      Pzdrwm

      Usuń
  2. Wyborcza, jak zwykle najmocniej przejęta, nawołuje ustami renegata Bartosia do likwidacji Państwa Watykańskiego, jako warunku uznania przez siebie prawdziwej pokory i ubóstwa Kościoła.
    Eremici z Czerskiej, psia krew!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozczarowali się tym Bergogliowym Franciszkiem okrutnie!

      W dodatku wygląda, że go ta kampania opluwania w związku z juntą nie ugryzła. Będą mieli zagwozdkę, choć oczywiście zawsze może znaleźć się jakiś Ali Agca - choćby bliskiego mi (topograficznie, psia mać) z Królewca. Czy jak go tam kacapy teraz nazywają.

      Pzdrwm

      Usuń
  3. Tygrysie, zapewniam że nie tylko lewizna i ubecja Ciebie czyta, jest spore grono ludzi czekających na Twoje wpisy i czytających Ciebie z przyjemnością (to taki lukr ku pokrzepieniu serca). Był moment że myślałem, iż wzorem Nicka zaniechasz blogowania, ale widzę żeś po prostu tylko trochę przystopował.
    No i pytanie na koniec: czemuż to papież Latynos był tym Twoim wymarzonym?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za dobre słowo!

      Na pytanie o tyle trudno mi odpowiedzieć, że chodzi mi po głowie cały tekst (blogaskowy kawałek, ale jednak więcej niż komęt) na ten temat. Z drugiej strony ostatnio niewiele z takiego chodzenia zazwyczaj wynika. (To znaczy zawsze tak było, ale teraz bardziej.)

      Jak Ci to tutaj powiem, to sobie ten blogaskowy tekst zabiję... Ale komu to w końcu szkodzi? No więc powiem Ci - krótko i bez tych fajnych zawijasów, które tak kochacie (paru moich znajomych zaś ich nienawidzi i ciągle wypomina, więc może Wy też ludzie udajecie?).

      Sprawa sprowadza się do tego, że:

      1. Europa jest od dawna pod wzgl. duchowości trupem - nie oszukujmy się, nawet w nas tutaj nie ma wiele zdrowej naiwności, której potrzebuje autentyczna i żywotna religijność; no a Polacy są w tej kwestii nieprawdopodobnie, kłamliwie i w dużej mierze celowo, przereklamowani... to jest taka sama KONSUMPCJA w ich wykonaniu, czy chodzi o buble z hipermarketu, czy o JP2... Gazownik wie co robi, a kwilenie Środy, choć prześmieszne, też mówi na ten temat prawdę: JP2 był, a przynajmniej dawał się przedstawić jako, ICH, podczas gdy papież, jakiego KK i my wszyscy potrzebujemy, "ich" zdecydowanie nie jest... Smutne to może, dla wielu na pewno nie do przyjęcia, ale dla mnie oczywiste!

      2. Dodawanie świeżych sił do pobitych i zdemoralizowanych oddziałów to jeden z większych (choć nie aż tak oczywistych dla członków np. Gimnazjalnego Kółka Młodych Pacyfistów) błędów, jakie można popełnić na polu bitwy... Historia militaris dobitnie to potwierdza, a Europa jest obecnie w interesującej nas tu kwestii dokładnie w sytuacji pobitych i zdemoralizowanych odzdziałów.

      3. Ameryka Łacińska to dziecię Kościoła od szesnastego wieku i coś jej się już z tego tytułu należy - nie mówię, że dostali papieża w nagrodę, czy coś, ale nie widzę w tym absolutnie nic szokującego... JEŚLI TAM SIĘ KK NIE ODRODZI, TO NA PEWNO NIE ODRODZI SIĘ NIGDZIE INDZIEJ! A jeśli tam się odrodzi, to, Deo volente (a czemu by nie miał chcieć?) rozpali potem się i gdzie indziej.

      No i o to mi w sumie chodziło. Jeśli się nie zgadzasz, albo ktoś, to możemy sobie podyskutować. Ale ostrzegam, że żadnego doktoratu z teologii nie mam, nawet z zaświadczeniem od spowiedzi byłby kłopot.

      No i nie jestem Koryła, żeby wszystko wiedzieć na pewno i inaczej, niż wszyscy. Z całym dlań szacunkiem, bo to jednak (też) geniusz. W każdym razie jak na nasze możliwości - chronologiczne i topograficzne, że tak to wyrażę.

      Pzdrwm

      Usuń
  4. No cóż, poniekąd rozumiem przebijający się z całego Twojego bloga pesymizm- czasy zaczynają być podłe. Cały ten medialny bełkot wokół wyboru papieża zdają się potwierdzać, że wiary w tym nie ma za grosz. No bo któż w tej dyskusji uczestniczy? Środa, Lis, Olejnik, Szostkiewicz, Turnau i cały pomniejszy lewacki płaz. Przy czym zauważ, jaki roszczeniowy i oskarzycielski wręcz ton przewija się przez ekrany i gazety. Tak jak niedawno Zakowski krzyczał "Tusku, musisz", tak teraz ta czerwona hołota poucza Franciszka co POWINIEN zrobić. A ludzie to łykają, czy tego chcą czy nie. To tylko pokazuje, jak cwanym i przebiegłym lisem był i jest michnik, przecież ponad 20 lat temu mógł być wszystkim: premierem, prezydentem czy chuj wie kim jeszcze, a on wziął sobie agorę i ulepia sobie tą Polskę, jak plastelinę.
    Ale to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że jedyną obroną przed tym czerwonym kurestwem jest wiara, ta prawdziwa i prosta, wręcz nawiązująca do źródeł. Dlatego zgodzę się z tym, co napisałeś o Franciszku, on chyba najbardziej wpisuje się w tą teorię, a piana jaka zaczyna się toczyć z ust lewackich "autorytetów" zdaje się to potwierdzać.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cały dramat sytuacji tkwi w tym, że to co kolega Anonimo raczył określić jako „…przebijający się z całego Twojego bloga pesymizm…” niestety żadnym pesymizmem nie jest! To co prezentuje Tygrys, to chłodny i prawdziwy opis rzeczywistości oraz projekcja nadciągających nieuchronnych wydarzeń, których wagi i dramatyzmu, ogłupiała dzięki medialnym hochsztaplerom, tłuszcza nawet w stopniu z lekka zbliżonym do ich katastrofalnej skali, świadomości nie posiada!

      Europ, by użyć tygrysiego języka, to „galwanizowany trup”, USA zaś w całości ufundowane są na tym franc zbolałym „oświeceniu”; i nie da się tam, wśród tych ichniejszych elit, nawet spokojnie splunąć, aby nie ocharkać jakiegoś masona. (Po zdławieniu buntu Południa, w zasadzie się rozpoczęło im odliczanie końcowe.)

      Tak to właśnie jest. Serce Kościoła Rzymskiego bije dzisiaj w Ameryce, nomen omen, Łacińskiej. Okopy Świętej Trójcy kończą się zaś na Filipinach. Takie są fakty. Kościół zawsze zwalczał pychę oświeconych i nieodmiennie, usilnie zwalczał wszystkich próbujących uzależnić symbole wiary od argumentów racjonalnych – religia deistów religią nie jest w ogóle! I wydaje się, że znów wykazał się zdrową intuicją w wyborze Papieża. Nic tak w tym mnie nie upewnia jak ten wiedźmi pisk i jazgot wznoszony pod niebiosa przez tych zasrańców. (Teraz wrzeszczą coś o wydawaniu Juncie lewackich skurwysynów poprzebieranych w sutanny – a niechby ich nawet własnoręcznie powypierdalał z helikoptera!)

      Usuń
    2. @ Amalryk

      To chyba nie całkiem ten typ człowieka, ale fakt - niechby i! (Co zresztą delikatnie und ostrożnie sam już na blogasku wyraziłem.)

      Co do reszty też oczywiście zgoda.

      Pzdrwm

      Usuń
  5. Tygrysie! Ave ave cum ave (certe ēsā, boś przecie drapieżny)!

    Pierwsza rzecz: sam, gdy, młodzieńcem będąc (w sumie wciąż nim jestem), czytywałem NCzas, przepadałem za felietonami Katawa Zara, choć niewiele z nich wtedy (heu!) rozumiałem. Jedną tylko mam uwagę: skąd u Ciebie, ja wiem, tak lekka niechęć do Żydów? Chodzi o kwestię odszkodowań za Szoa?

    Odtemat (tzn. off-topic): Netajahu nazywają "Bibi", bo to jego przezwisko. Znalazłem coś takiego:
    "According to Netanyahu family lore, it stems from childhood confusion with another older Benjamin who was the big BB while the future prime minister was the little Bibi." (źródło: http://www.jweekly.com/article/full/3680/netanyahu-nixes-bibi-but-headlines-scream-for-it/)

    Druga: z papieżem Franciszkiem być może racja. Tym zabawniejsze są psioczenia tradycjonalistów katolickich na papieskie uchybienia (liturgia, buty zwykłe, nie czerwone, skórzane etc) (sam przepadam za "starą Mszą", ale znaj proporcjum!).

    Trzecia qu.: w Ameryce Łacińskiej, głównie w Brazylii, gwałtownie wzrosła liczba protestantów. Kościół z pewnością chce zawalczyć o latynoskie dusze.

    Czwarta: fajne zawijasy są fajne, póki nie zaciemniają zbytnio znaczenia. W tym tekście - bynajmniej tak nie jest.
    Dodać muszę, że bardzo lubię Twoje elipsy, e.g. "moim skromnym". Humorystyczne, tworzy dysonans, a jednocześnie nie komplikuje odbioru.

    Pzdrwm (czyli valle vallo vale, jak to, jakkolwiek bez sensu, z drobną pomocą słownika można sformułować).

    PS "habamus papus"? Lepiej "habamus papamus!", ewentualnie: "habemos papes, novos pastores sajnti eklezji katolici!", bowiem, jak wiadomo. "Małe herby szybko kreśli [los]".

    PPS Oswald Spengler (99) - widzisz to samo co ja, Tygrysie?
    Pora na setny, oswaldowy post!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @ Luca

      Ave!

      Co mam do Żydów? Widzisz... Dávila mówi (i mówi słusznie, choć co ja tam wiem), że: "Cywilizacje bez problemu znoszą zapożyczenia, ale umierają, kiedy ludzie nie rozumiejący ich istoty zaczynają je interpretować". Jakoś tak to szło i taki jest tego sens.

      No i z Żydami (wiesz pewnie, że nie chciałbym się załapać na największego anty i w ogóle, więc ważę słowa) jest właśnie tak, że oni nam tę naszą (mówiąc popularnym językiem) cywilizację bez przerwy interpretują, i to nie jakoś tam sobie na poboczu, tylko właśnie mają tuby, media, szemrane autorytety... Itd., itd. No i to ich interpretowanie staje się w pewnym sensie głównym nurtem, a ten główny nurt to po prostu zaraza, rak, szambo i w ogóle dno.

      Weź takiego Michnika interpretującego (i to od dziesiecioleci, z różnymi wariantami, zakrętami i taktycznymi zagraniami) "polskość" i "patriotyzm (polski)". Jeśli to nie jest... (tutaj sobie wpisz różne tam mocne słowa), to ja już nie wiem co by było. I w takich czasach nei da się żyć, po prostu.

      Oczywiście - i nie mówię tego z jakichś tam ostrożnościowych powodów, choć bym mógł, ale nie - nie chodzi mi o każdego pojedynczego Żyda (pedała, ruska, szkopa), bo z tym jest różnie, jak i z Polakami, za którymi raczej w poszczególnych egzemplażach zdecydowanie z reguły nie przepadam.

      Przeciętny rusek, dopóki mi nie zacznie interpretować historii, albo nie zacznie politykować, statystycznie wkurwiałby mnie chyba znacznie mniej, od przecietnego rodaka. Smutne, ale prawdziwe. I z Żydami dość podobnie.

      Kiedyś się b. podpalałem żydowskim humorem, lubiłem ich muzykę (teraz nie znoszę klezmerskich granek, ale są i inne rzeczy, lepsze), w sumie byłem łagodnym, ale jednak filosemitą. Uleczyła mnie z tego Uppsala, no a potem faktycznie bezczelność różnych tam rabinów Szudrichów, religia holocaustu, Michinik ("za całokształt synu, za całokształt!", choć przecie w młodości go uwielbiałm, idiota!), no i te miliardy, o których wspomniałeś.

      Że u Latynosów protestantyzm szaleje, to ja oczywiście wiem, ale to jednak 300 lat później, niż tutaj, więc o 300 lat jakby mniej. W tym są pieniądze z US of A, lewicowość, błędy KK, no i ogólnie Duch Epoki. Ale tak czy tak jest tam milion razy lepiej niż tu. I tam jeszcze o coś im chodzi, a nie tylko o batoniki, różowe golarki i kino domowe.

      Czerwone buty to był chyba kiedyś przywilej bizantyjskiego cesarza, więc Franciszek może chce się odciąć od bizantynizmu, przeczytawszy naszego Konecznego. Merkela pewnie się z żalu zmoczyła.

      Spengler faktycznie oficjalnie 99 razy wspomniany... Można by zrobić setny, ale raczej trzeba by się nieco sprężyć, bo ja z pisaniem mam coraz wieksze problemy i wychodzi to coraz mniej wiekopomnie.

      Pzdrwm

      Usuń
  6. Tak z grubsza;

    Jak z wolna zaczyna się to nam na naszych oczach urealnić, wzajemne niezrozumienie cywilizacji fustowskiej i magicznej rozmywa się ostatecznie w glajszachtyźmie wszechogarniającego fellachizmu… Można by sparafrazować za pewnym klasykiem; „Fellachowie wszystkich krajów ! Łączcie się!”

    Magianie wyrastają z całkowicie odrębnej i dawno już obumarłej kultury i funkcjonują w całkowicie odrębnym systemie pojęciowym niż Faustianie. I tak np., gdy ci drudzy mają pojęcie narodu (czyli to jak my go postrzegamy) ulokowane w narodzie właściwym, to Magianie w religii etc…

    Żydzi od czasów wygnania przekształcili się z drobnych związków plemiennych w dość liczny naród dzięki jedynej formie podboju jaka pozostaje narodowi bez ziemi (i oczywistej dla religii magicznych) tzn. nawróceniom (Chazarowie).

    Zburzenie Jerozolimy dotyczyło drobnej i mało ważnej cząstki narodu, który od stuleci żył w rozproszeniu z innymi ludami i nie związany z żadnym krajem. Gdy Żydzi stali się już narodem wielkomiejskim i cywilizowanym, to świat Zachodu ciągle żył na pozbawionej miast prowincji w osadach skupionych wokół klasztorów. Obie strony szczerze sobą pogardzały, nie z powodu jakiejś „rasowej odrębności” tylko z braku „kulturowej współczesności”.

    Ale;
    „[…]Wraz z osiemnastowiecznym oświeceniem również kultura zachodnia staje się wielkomiejska i intelektualna, a tym samym dostępna nagle inteligencji konsensusu. To przeniesienie się w sam środek epoki, która dla wewnętrznie dawno obumarłego życiowego nurtu sefardyjskiego judaizmu należy do odległej przeszłości (…) okazało się fatalnie zwodnicze (…) zachwiało nim, rozluźniło jego spoistość i aż do głębi rozsadziło i zatruło. Dla faustowskiego ducha oświecenie było bowiem krokiem naprzód po własnej drodze, oczywiście poprzez rumowiska, ale ostatecznie afirmatywnym. Dla judaizmu oznacza ono wyłącznie destrukcję, demontaż przez coś obcego czego nie pojmują. Od czasów napoleońskich starocywilizacyjny konsensus zmieszał się z niechętnym mu nowocywilizacyjnym zachodnim społeczeństwem miast i wykorzystał jego gospodarcze i naukowe metody z wyższością sędziwego wieku. Dokładnie to samo uczyniło społeczeństwo japońskie (…) kilka pokoleń później, być może z jeszcze większym sukcesem. Inny przykład stanowią Kartagińczycy, maruderzy babilońskiej cywilizacji, którzy (…) zdystansowali Greków i Rzymian w sprawach handlu – dlatego byli właśnie przez nich tak znienawidzeni[…]”
    Cytat wiadomo skąd.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hur star det till?

    Witam, fajnie znowu zagłębić się w głębię interesującej polemiki autora bloga i wiernych komentatorów. Stęskniłem się za nową
    " wiekopomną " notką. Widzę Drogo Trialiusie,że idziesz na jakośćnie kosztem ilości, ale nie ograniczaj się za nad to, gdyż mam niejaką intuicję, że z bagażem doświadczeń i wiedzy na rozmaite tematy, a także poprzez dar trzeźwego osądu, co byś nie skrobnął i tak warte będzie przeczytania i przemyślenia.
    Odnośnie Ojca Świętego to wybór 100/100, reakcja lewizny wystawia najlepszy certyfikat. Skromnie wyznam, że Duch święty także mnie natchnął przeczuciem o Papierzu z wiadomej Ameryki, niestety na tym poprzestał i w lotto poniosłem porażkę, ale walcze dalej, jak coś zwojuję to wesprę tłumaczenie Ardreja ( może wszystkich dzieł )
    Na razie pozdrawiam Ciebie i pozostałych blogowiczów, ze szczególnym uwzględnieniem Amalryka.

    ps. jakby Artur Nicpoń tu zaglądał, to apeluję o reaktywację.

    Jag bekla:gar, men jag maste ga ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hur star det till?

    Witam, fajnie znowu wniknąć się w głębię interesującej polemiki autora bloga i wiernych komentatorów.
    Stęskniłem się za nową " wiekopomną " notką ;)
    Widzę Drogo Trialiusie, że idziesz na jakość, kosztem ilości, ale nie ograniczaj się za nad to, gdyż mam niejaką intuicję, że z bagażem doświadczeń i wiedzy na rozmaite tematy, a także poprzez dar trzeźwego osądu, co byś nie skrobnął i tak warte będzie przeczytania i przemyślenia.
    Odnośnie Ojca Świętego to wybór 100/100, reakcja lewizny wystawia najlepszy certyfikat. Skromnie wyznam, że Duch święty także mnie natchnął przeczuciem o Papierzu z wiadomej Ameryki, niestety na tym poprzestał i w lotto poniosłem porażkę, ale walcze dalej, jak coś zwojuję to wesprę tłumaczenie Ardreja ( wszystkich dzieł i zlecę rozwinięcie teorii )
    Na razie pozdrawiam Ciebie i pozostałych blogowiczów, ze szczególnym uwzględnieniem Amalryka.

    ps. jakby Artur Nicpoń tu zaglądał, to apeluję o reaktywację.
    Piotr ze Zgierza

    Jag bekla:gar, men jag maste ga ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Odpowiedzi
    1. Ja żyję i nie mogę się nadziwić sprawcom zamachów w Bostonie. Bracia Carnajew prosto ze Związku Radzieckiego!

      Co za niespodzianka!

      Usuń
    2. Noooo! A czemu się tak nadziwiasz w szczególności? Ddeklaracjom ideowym Dżochara i Tamerlana (cóż za przepiękne imiona)a zdążyli wygłosić jakieś?, czy też ich przesławnej, korzeniowej ojczyźnie; kraju, tryskającego źródła wszystkich płomiennych idei, matecznika wolności, mądrości, sprawiedliwości i szczęścia ludów Związkowi Socjalistycznych Republik Radzieckich!

      Usuń
    3. Dziwi mnie, że towarzysze radzieccy pojechali tak otwarcie, bez arabskich pośredników tym razem. Czyżby ta zobamiała, zażydzona Ameryka była aż tak zdegenerowana, że nawet nie muszą się za bardzo ukrywać?

      Ciekawe, co Wowa Pucin wyciągnie od Usraelitów przy okazji walki ze wspólnym wrogiem.

      Usuń
    4. O czym ty mówisz? Jacy towarzysze? A ten duet? Toż to klasyczni terroryści czeczeńscy! (A Ameryka w zasadzie od zawsze jest zdegenerowana - no na pewno od wojny secesyjnej.)

      Od Usraelitów, kto wie? Od Izraelitów na pewno gówno.

      Usuń
  10. Do przetłumaczenia, dla frajdy:
    Frans de Waal "Chimpanzee Politics: Power and Sex among Apes"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, to może być ciekawe.

      (Ale "frajda z tłumaczenia"? Musiałoby mieć poniżej ćwierć strony.)

      Pzdrwm

      Usuń
    2. Zdajesz się rachunek z życia przeprowadzać, stąd sugestia :)

      Waal blisko z Ardrey'em w sensie usuwania drabiny - zwykle i nieświadomej - wiatr jeno wszystkim pozostanie :)

      BTW, odniosłeś się kiedyś do "Duch pruski i socjalizm", jeżeli tak to gdzie?

      Usuń
  11. Tygrys! Do kurwy nędzy! Ty jeszcze w ogóle oddychasz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @ Amalryk

      Zaraz, sprawdzę... Chyba trochę dycham. A co?

      A teraz smiertelnie wprost poważnie:

      * bez ęteraktywności to już mi się jakoś zupełnie nie chce pisać;

      * zresztą i tak Koryłą nie zostanę :-(

      * ostatnio mocno czas myślę, jakby się przed nadciągającą katastrofą - ekonomiczną przecie także, jeśli nie przede wszystkim - ochronić, i jakoś, choć żem rasowy welowątkowiec, emocje mi się dzielić jakoś nigdy nie chcą... if you get my drift;

      * pogadalibyście sobie na Tygrysim Forum, tym na niepopkach... a jeśli z jakichś wzgl. b. się nie chcecie na niepopki zapisywać, to można by szybko założyć jakieś forum - tylko by ktoś naprawdę musiał chcieć!

      * CZYTAJCIE MISIA 3 ! ! ! (Ja bym tak pisać nie potrafił - ani quali, ani quanty zresztą. Z bólem to mówię, ale gość jest genialny.)

      To by chyba było na razie tyle, pozdrawiam czule!

      Usuń
  12. @ WSIe

    A z #$%^ Firefoxa nadal nie mogę komętnąć.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  13. Co Ty nam tu bracie, od rzeczy pierdolisz! Ty myślisz , że ja jestem np. jakiś Nicek z plantacjami i hektarami? Wysrałem się na bolszewickie korzenie i zasadniczo całe życie klepię biedę. Też kurwa ledwo wiążę koniec z końcem, a ostatnio nawet nie wiążę - i chuj! (Bo, by byle tylko zdrowie było!)
    Koryła przy Twoich najlepszych tekstach to jest taka, ot, taka malusia pytusia - a ja w ogóle mam w dupie jakieś wodolejstwo; po prostu mówię jak jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro, że jesteś w nędzy, choć miło, że znosisz to niczym nowy Epiktet.

      Forsa jednak to rzecz najważniejsza. Przynajmniej zanim... Sam wiesz. Nie będę się podpierał cytatem, bo, sądząc z dotychczasowych w tej kwestii sukcesów, sam sobie go potrafisz znaleźć dużo łatwiej.

      Co do Koryły i mojego pisania zaś... Miło mi słyszeć to, co tu rzekłeś, ale ja nie mogę tego po prostu pojąć. W pisaniu Koryła, moim skromnym, bije mnie na głowę i jeszcze o kilkanaście długości. Mówię to z przekonaniem i bez cienia kokieterii.

      Po pierwsze (i co jest poniekąd najważniejsze, choć może nie dla każdego i nie dla mojego ego) w aspekcie profesjonalizmu.

      Gość pisze jak maszyna, pisze o tym, o czym zamierzył - nie zaś tak jak ja, że potrafię zacząć z dobrym tematem i zamiarem o nim pisania, a po dwóch zdaniach tworzy mi się tekst o czymś całkiem innym, często nieprzyzwoicie błahym, albo po prostu o niczym, bo akurat bawią mnie jakieś doraźne językowe dowcipasy. Czy tak nie było wiele razy? Czy nie to, między innymi, wywołało Twoją krytykę, że okrutnie obniżam poziom?

      OK, ale to profesjonalizm w sensie wąskim, a mamy jeszcze samą, wydestylowaną jakość. No i ja z przekonaniem uważam, że przy Misiu 2 i 3 to moje pisanie nie jest wiele warte. Żeby nie powiedzieć "nic". Historia zajmuje mnie od ponad pół wieku (z dość krótkimi przerwami), czytałem o tym masę, studiowałem to w Uppsali, a Koryła otwiera mi oczy na różne niesamowicie istotne w tym rzeczy, o których właściwie nie miałem pojęcia.

      Fakt, że pod wzgl. czystego stylu i umiejętności naginania języka do własnych zamiarów, czegoś, co w Ameryce nazywa się "hipnotycznym pisaniem", i paru podobnej wagi drobiazgów, jestem chyba lepszy. ("Znakomite pióro", jak rzekł o mnie św. p. Paweł Paliwoda, a wcale się nie kochaliśmy.) Ale to w sumie drobiazgi, albo w każdym razie narzędzia.

      Fakt, że ja jestem raczej filozof (co pierwsza, poza mną samym, odkryła chyba Iwona Jarecka) - ze specjalnością "historiozofia und psychologia". I to ma pewnie swoją wartość. Ty widać też tego typu sprawy cenisz bardziej, niż np. historiozofię.

      Ja jednak teraz widzę, że moje hiper-syntetyczne spojrzenie ma nie tylko zalety - no bo w stosunku do np. tak nielubianych przez Koryłę oficjalnych historyków-propagandzistów czy naiwniaków, to faktycznie jestem może jakoś lepszy - ale jednak samo omiatanie świata i historii sobie luźno wzrokiem, bez jego ogniskowania, to jednak nie jest wszystko, co się powinno z nimi robić. (I nawet herr S. tego tak do końca nie robi.)

      Poza tym wydaje mi się, że ja swoje już tym blogaskiem właściwie zrobiłem. Co?

      * udowodniłem sobie, że potrafię pisać (nie tak dobrze, pomijając styl, jak Koryła; w małych dawkach; idiosynkratycznie, ale jednak);

      * jakoś tam, na skalę mini-mikro, stałem się znany;

      * wylansowałem S. i Ardreya, a że niewiele z tego wynikło, to już niestety nie ode mnie zależy i niewiele mogę z tym zrobić;

      * załatwiłem na amen ideologię liberalizmu (trochę żartuję, bo jeszcze ona zipie, a "kryzys" mi sporo pomógł, ale jednak taki np. Mises to nie jest taki sam von, jak przedtem);

      * że o K*winie nie wspomnę, ale on sam sobie najwięcej szkody zrobił w wyniku Smoleńska i P*kota.

      I to by chyba było na tyle. (Ale forum naprawdę powinno działać. Zakładając, że wciąż chcecie dostarczać Mąkom i Obamy prowadzącemu świeże info. Pomyślcie o tym!)

      Pzdrwm

      Usuń
  14. ERRATA: "cenisz bardziej niż historiografię".

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja taplam się w nędzy sezonowo! Tylko te sezony ostatnio stają się mi coraz dłuższe. Owszem, trafiały się lata tłuste, ale szczerze, z ręką na sercu, ja, po prostu, nie mam właśnie serca do tych żydowskich spraw...

    Koryła jest grafomanem uzależnionym od pisania ale to nie znaczy, że jest tępy, po prostu, zawodnik nie może być przez 365 dni w roku w szczytowej formie...
    Większości jego blogaskowych tekstów nie potrafię nawet doczytać do końca.
    A czy rewolwerowe koncepcje historycznych zdarzeń sprawczych, podparte selektywnie dobranymi danymi bazowymi, to jest szczyt genialności - to kwestia gustu raczej, niż prawdy.

    Twoja kompozycyjna dezynwoltura, by nie powiedzieć niechlujstwo, to inna para kaloszy. Po prostu brakuje Ci świadomej dyscypliny i jakiegoś takiego podświadomego "szacunku" dla odbiorcy, innymi słowy, piszesz coraz częściej z myślą o sobie, a nie o potencjalnym czytelniku.

    Nic, według mnie, przy porównywalnych potencjałach intelektualnych piszących, nie zastąpi erudycji, to jest zagadnienie nieusuwalne, świat nie zna żadnych "Janków muzykantów" - to pic!
    W ostatecznym rozrachunku piramida naszej wiedzy buduje się zawsze od szerokiej podstawy do szczytu, nigdy na odwrót!

    Ale co będę ględził! Mówisz aby przenieść te dywagacje na forum?

    Może to bardzo dobra myśl!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wetnę się.

      "Historia to polityka opowiedziana w czasie przeszłym", cytat ten z Dukaja wzięty świetnie odnosi się do Misia 2&3.

      Z politycznych powodów taki sposób patrzenia na historię bardzo nieczęsto spotykanym jest.

      Usuń
  16. Jako, że historię (czyli ten zestaw uzgodnionych kłamstw) piszą zwycięscy, więc nie może być mowy o jakimś "nieopowiadaniu polityki". Owszem, czasami niedobitki (czy raczej niedożynki) przegranych, coś tam sobie gdzieś próbują bazgrać na boku, dla swej niedorżniętj niszowej publiki i czasami nawet zarabiać na tym jakieś tam pieniądze.

    OdpowiedzUsuń