czwartek, stycznia 24, 2008

Tusku, Tusku i po Tusku... czyli Otwieram sklepik z blogową galanterią!

A było to tak…
Już dość dawno stwierdziłem, że w tym całym blogowaniu najlepiej wychodzą mi tytuły, zaś dopisywanie pod nimi całej tej treści to męka, wychodzi tak sobie… I w ogóle to średnio bystry szympans by potrafił to zrobić nie gorzej. Szczególnie, że, jak to odkryto w wielkonakładowej prasie, rodzimy inteligent niczego poza tytułami i tak nie czyta.
Jednak problem jest, bo jak tu pisać same tytuły? Siedzi więc człowiek i coś tam smaruje, wychodzi mu ani mądrze, ani zabawnie, jeśli ktoś w ogóle to przeczyta to ten wspaniały tytuł mu z głowy zdąży wywietrzeć. I tak, zamiast być GENIALNYM AUTOREM BLOGYWYCH TYTUŁÓW (fanfary, werble, chóry starców zawodzą), wciąż jestem tylko takim sobie blogerem. I muszę nadrabiać agresywnością, pisać o różnych nieauktualnych, niemodnych i niezrozumiałych ludziach…
Po co mi to? Taki łagodny człowiek, dla którego nie ma nic przyjemniejszego niż ciepła kąpiel z pianką... Kiedyś, dawno temu – przyznaję z pokorą – z gumową kaczuszką, ale teraz już kaczuszkę zastąpiłem gumowym Tubisiem. Czyż może być coś rozkoszniejszego, kiedy zza półotwartych drzwi dobiegają czarowne nuty Chopina i takież gruchanie Naszego Ukochanego Premiera? A pianka... A kaczusz... Chciałem powiedzieć Tubiś... Ach, to jest rozkosz! To jest przecież Druga (a nawet w porywach Trzecia) Irlandia!
A tutaj, na tych blogach, człowiek cały czas się sroży, jeży, marszczy, udaje nienawidzącego Europy i profesora Sadurskiego kaczystę... Żeby na siebie jakoś zwrócić uwagę po prostu!
Poszedłem więc po rozum (co go mam, nie myślcie sobie!) do głowy i znalazłem rozwiązanie. Będę pisał same tytuły! Na sprzedaż. Dla innych. Zdolniejszych. Albo przynajmniej mniej ambitnych.
Niniejszym otwieram sklepik z blogową galanterią. Czyli przede wszystkim tytułami, ale będą i inne rzeczy. W razie popytu. Realnego, jak to się określa w ekonomii. Czyli popartego pieniądzem. Takie rzeczy mogą jeszcze być jak to: imiona bohaterów, wątki, szkice opowiadań... Ale to już potem. Na razie tytuły.
Kto sobie chce zobaczyć galerię moich dotychczasowych tytułów, to najwięcej tego jest na http://bez-owijania.blogspot.com. Żeby jednak nie było, że mam jakieś ograniczenia, to oto próbka biężączkowych (a biężączka to nie była dotychczas moja specjalność!) tytułów dla blogowych tekstów. Nie tylko blogowych zresztą – jeśli się Gazeta Wyborcza zgłosi, to też się jakoś dogadamy. Choć to będzie kosztować. Ale warto, zapewniam! (W końcu rodzimy inteligent, jak ustalono… I te rzeczy.)
Oto więc próbka tego, co jestem w stanie stworzyć – i to praktycznie na poczekaniu!

Blady Szczyt Tuska (i nabiegłe krwią oczy środowisk medycznych)


To już nie jest krach giełdowy - to po prostu Ćwiąknięcie! Do południa WIG20 -18,30%


Przedtem groźne ryki – cienkie Pi tera


W tym jednym Premier nas nie zawiedzie – rude naprawdę są fałszywe


Kopacz z Tuskiem szczytują na biało!


Mało nas, mało nas do kopania rowów… czyli Kopacz ministrem


Tusku, Tusku i po Tusku…


Czy ja powiedziałem “Irlandia”? Miało być “Gabon”

W tych tytułach dwuczęściowych, to zwracam ew. Nabywcom uwagę, że to można wykorzystać na różne sposoby. Na przykład tak, że pierwsza część jest tytułem, druga zaś staje się najbardziej efektowną, najmocniej między oczy (miłością) walącą częścią samego tekstu. Albo powiedzmy podtytułem. Czy jakoś. Możliwości wariowania (od "wariacja") na tych tytularnych motywach są po prostu niezliczone!
I ja zobowiązuję się dostarczać P.T. Klientom różne wersje tego samego tytułu: tak jak jest, rozbity na tytuł główny i podtytuł, rozbity na krótki chwytający za... cośtam tytułek plus między oczy w tekście... To jest naprawdę poważny biznes, nie jakieś tam słowicze wyborcze gruchania!
Co do cen – za prawo do wykorzystania, na wyłączność itd. – ustalenia zostaną podjęte dziś w godzinach wczesnowieczornych.
Na razie proszę o umieszczenie w widocznym miejscu linku z napisem “Sklepik z Blogową Galanterią”. Za część udziału w zyskach. Drobną, ale też te zyski będą z pewnością ogromne, bo mój sklepik zapowiada się jako jedyna zdrowa część rodzimej ekonomii w najlbiższych latach. I jedyna fajna okazja dla drapieżnych inwestorów wypadniętych z giełdy. (O mniej najbliższych latach w ogóle wolałbym się nie wypowiadać, bo mnie przygnębienie ogarnia i nawet kąpiel w piance z Tubisiem przestaje dawać radość.)
triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.