Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tonfa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tonfa. Pokaż wszystkie posty

środa, października 26, 2011

O dłoniach i uczłowieczaniu małpy (część 3)

Czytelnik może o tym jeszcze nie wiedzieć, ale właśnie wdrapaliśmy się razem na pulchniutki wzgórek, z którego roztacza się nam przecudny widok na żyzną równinę. Na której soczysta trawa, szemrzące strumyki i bujne wymiona, kobiety zaś tak słodkie i uległe, że bez chwili zastanowienia spełniają każde męskie życzenie. (Jedynie gdyby im ktoś zaproponował równouprawnienie, o feminiźmie nawet nie wspominając, zamienią się momentalnie w tygrysice, erynie i menady  z tych, które rozszarpały żywcem Orfeusza. I ten drobny grzeszek, o ile to jest grzeszek, chętnie im chyba wybaczymy.)

Zanim powolutku, z godnością, jak ów byk z anegdotki, spuścimy się na ową rozkoszną równinę, by się skąpać w jej bujności, soczystości i wymionach, jeszcze drobnych remanent, żebyśmy mieli wszystkie sprawy, nawet te niezbyt ważne, omówione raz na zawsze i do końca, zanim oddamy się temu, czemu się mamy zamiar oddać.

Te cwane rękawice ze sproszkowanym ołowiem, to one oczywiście nadają się nie tylko - jedne do bicia pięścią, bo boksersku, drugie zaś do walenia kantem. Te pierwsze dają bowiem niezłe możliwości stosowania urakena, czyli backfist'u, czyli uderzenia kostkami pięści z wierzchem dłoni odwróconym w stronę celu. Co wprawdzie z taką rękawicą jest o wiele dla nas bezpieczniejsze i na pewno skuteczniejsze, ale jednak uraken to nie jest coś, czym by sobie należało zbytnio głowę na wstępnym etapie szkolenia zaprzątać.

Zbyt mało skutecznych zastosowań, zbyt mały efekt, plus spore jednak niebezpieczeństwo zrobienia sobie więcej krzywdy, niż wrogowi. Z taką rękawicą jest lepiej, ale i to i tak nie jest coś, na czym by się należało koncentrować. (W każdym razie, gdyby ktoś jednak chciał, to zwracam uwagę, że to jest takie luźne szybkie smagnięcie. Inaczej lepiej walić "kamiennym młotem", czyli tetsui, o czym zaraz.)

Tetsui, czyli bottom fist, czyli uderzenie młotkiem (a nawet "kamiennym młotem", jak chcą Japończycy od karate)... Wielki temat i b. interesująca sprawa! Jeśli nie walniemy wadliwie, a konkretnie kością nadgarstka i w coś naprawdę twardego und masywnego, jak w czachę czy kolano, to krzywdy sobie raczej nie zrobimy, bo uderzamy masą mięcha, które nam się ładnie tam pod tym spodem pięści wybrzusza. Przypominam, że chodzi o uderzenie zaciśniętą pięścią, od strony małego palca, tym tam mięchem. Raczej nie małym palcem, czy jego nasadą, i raczej nie kością przedramienia, chyba że w coś stosunkowo miękkiego i/lub lekkiego - szyja, przedramię, żebra, wtedy to jest nawet super uderzenie!

Taka rękawica, cośmy ją sobie pobieżnie opisali - taka z ołowiem na kancie dłoni, nadaje się przecież także znakomicie do walenia w ten właśnie sposób. A tetsui ma masę słodkich zastosowań, na przykład w brudnym boksie. Dlaczego? Nie mówimy tu o boksie, ale jednak powiem, że np. przyzwoity sierp powinien być zadawany z ramieniem zgiętym w łokciu POD KĄTEM PROSTYM. Ani mniej, ani więcej! Oczywiście pewne drobne tolerancje są dopuszczalne, ale jeśli ten kąt będzie sporo większy, to na gołe pięści (a zapewne nawet w rękawiczkach lub z zmiętym kawałkiem Gazownika) mamy sporą szansę zrobić sobie większą krzywdę, niż wrogowi. Jeśli go palniemy np. w czachę, za uchem, co nie jest wcale w realu trudne.

Można by o tym godzinami, ale tyle musi starczyć, że dłuższy sierp od takiego z kątem prostym w łokciu, to raczej nie sierp, albo też uderzamy palcami lub kciukiem, co jest mało skuteczne, mało przyjemne i raczej ryzykowne. Może to też być swing (zamachowy), albo wyrafinowany "korkociąg" (corkscrew punch), który jest swego rodzaju krzyżówką prostego z sierpem, trudnym i mającym, obok zalet, swoje wady. Swing zaś to nie jest coś, co powinno się stosować na przytomnym przeciwniku. Nawet Dempsey, któren był slugger pierwszej wody, wam to powie! No i rzecz w tym, że wiele sierpów daje się ładnie zastąpić właśnie "młotkami", czyli tetsui. Albo z bliska z boku, albo długi sierp, który w ostatniej chwili przechodzi w tetsui. Wydaje się to trudne, ale w sumie nie jest i b. ładnie wychodzi po paru próbach.

Teraz taka rzecz, że, skoro rękawiczka pomaga i coś ściskane w dłoni też pomaga, to oba z pewnością pomagają jeszcze lepiej. No i to jest oczywiście prawda. Tylko trza się zastanowić, czy to jeszcze ma jakiś większy sens. W końcu, aby aż tak się koncentrować na ciosach pięścią, w stylu bokserskim, choćby i brudnym, to trza naprawdę wierzyć w swoje pięści, a więc mieć o tym pojęcie, potężny cios itd. A to z pewnością dotyczy tylko mniejszości. Po drugie to i tak nie będzie żadna tam bazooka, ani nawet porządny kastet. Istnieje tutaj niejako pewna linia, wyznaczająca skuteczność, oraz druga, wyznaczająca te dodatkowe aspekty, jak łatwość przenoszenia, nierzucanie się w oczy, odporność na rozgrzane sędziny III RP itd.

No i wiadomo, że np. porządny lotniskowiec, albo bomba wodorowa, byłyby skuteczniejsze od większości rzeczy, ale jednak nam problemu nie rozwiązują. Tak? Nas cieszy coś, co można z sobą spokojnie nosić, a najlepiej żeby to było coś, co się daje w każdej niemal chwili znaleźć i zastosować. Nawet z kordelasem czy nabijaną krzemieniami buławą raczej nie będziemy po ulicy chodzić, a w każdym razie to nie jest to, czym my się tu w tej chwili zajmujemy.

Więc, o ile rękawiczka może być miłym dodatkowym usprawnieniem dla naszego ambitnego zamiaru, i tak samo złapanie czegoś w dłoń, to nad jednym i drugim na raz można by się już zastanawiać. Może być OK, a może być zbyt wiele, jak na to, że efekt i tak nie będzie aż tak wielki. Dla wielu ludzi możliwość otwarcia dłoni i np. chwycenia czegoś będzie cenna, a ich bokserskie umiejętności nieprzesadnie wielkie. Więc tyle o tej kombinacji. I tak cholernie wiele, jak na wagę tego konkretnego tematu, choć jako przykład ogólniejszego zjawiska, to może jest i warte omówienia.)

Swoją drogą, skoro już mówiliśmy o pechowych uderzeniach nadgarstkiem, zastanawiam się często, dlaczego tak mało popularne jest opancerzenie sobie zewnętrznej strony przedramienia - tej od strony małego palca. Tak od kości nadgarstka, gdzieś do połowy przedramienia, albo i dalej, ale nie sięgając łokcia. Miałoby to masę zalet: niewidoczne pod ubraniem, nieprzeszkadzające dosłownie w niczym, dałoby się zrobić tanio i prosto, byłoby cholernie skuteczne przy blokach... Akurat na tej dolnej powierzchni przedramienia nie ma żadnych wrażliwych punktów, o ile sobie nie uszkodzimy kości nadgarstka, a na innych są, więc jest to idealna powierzchnia do uderzania i blokowania!

Psy by tego tak łatwo nie wykryły, a jeśli nawet, to niezawisłemu sądowi wstawiło by się gadkę w stylu: "Wysoki sądzie, przecież to tylko do obrony! Do blokowania uderzeń i kopnięć tych niemieckich neohitlerowców, co ich tutaj nasprowadzali na nasze polskie święto odzyskania... Przepraszam, to byli antyfaszyści? Trudno było rozpoznać, daruje wysoki sąd."

Takie coś na przedramię powinno być z jakiejś grubej blachy, albo sztywnego tworzywa - samo nasze przedramię daje sztywność i chodzi głównie o to, żeby się siła rozkładała na całej powierzchni. W środku mogłoby być jakieś miękkie wyłożenie, ale w sumie rzecz cienka, lekka, tania w produkcji. Zapewne trzymana na miejscu jakimiś dwoma czy trzema paskami na rzepy, ale musiałaby być na tyle wyprofilowana, żeby się na przedramieniu nie przekręcać. Oczywiście mogły by być dwa takie, na obu przedramionach.

Jeśli ktoś nie kojarzy radości, jaką by to mogło dać, poza blokowaniem uderzeń i kopnięć w taki sposób, że atakujący na tym cierpi, to niech sobie taki człek wyobrazi mocne uderzenie tak uzbrojonym przedramieniem w szyję (z dowolnej zresztą strony), w mięsień trapezoidalny (między barkiem a szyją, tam są cudne sploty nerwowe!), w obojczyk (nie trzeba nawet specjalnie celować, bo gdzie by się nie trafiło, skutek potężny), w dolne żebra, przez pysk... Itd. itd. Do tego ustawienie tego przedramienia poziomo przed sobą, wsparcie go drugą ręką, i wejście lewakowi w mordę lub szyję, całym szwungiem, całą masą ciała i z fajną kontynuacją. O uderzeniach w jaja i tym podobnież nawet nie wspominam, bo to nawet bez naszego chitynowego pancerzyka nieźle wychodzi, ale tak jest jeszcze fajniej.

Swoją drogą, tonfa, taka jakiej ostatnio używają różne obywatelskie policje, też ma tego typu zastosowanie, że trzyma się ją za tę rączkę i leży wzdłuż przedramienia. Tyle, że jestem niemal pewien, iż tego rodzaju wyrafinowanie nie dociera do tych przemiłych chłopców, którzy w związku z tym mieliby o wiele więcej radości i pożytku ze zwykłej pałki, albo nogi od stołka, niż z tonfy. No, ale na dostarczaniu tonf można oczywiście zrobić większe przekręty!

I tak to spędziliśmy cały odcinek na pobocznych drobiazgach, remanentach, genialnych pomysłach i dygresjach. Sprawy naprawdę najistotniejsze - te które ja uważam za naprawdę dobre rozwiązanie problemu agresywnej lewizny, szkopskich neohitlerowców spod znaku rebe Blumsztajna itp., wciąż jeszcze przed nami. O ile, oczywiście, już nie straciliście cierpliwości. Albo też nie znaleźliście już w tym co było super rozwiązania dla siebie.

triarius