No dobra... Co wynika z tego, że niektóre źwierzęta potrafią liczyć lepiej od niektórych ludzi? (I nie mówimy o upośledzonych na umyśle idiotach, tylko o szczęściarzach nie znających druczków do wypełniania i innych liberalnych wynalazków.) Co wynika z tego, że w pewnych sferach psychiki i, well... umysłowości, wyraźnie się ze źwierzętami zazębiamy?
Tak przy okazji, to ja wiem, że nie powiedziałem na czym polega to liczenie u pawianów, jak się przejawia, ale możecie sobie tego poszukać w tych fragmentach Ardreya, które ja tu dla was pracowicie przetłumaczyłem. Konkretnie w tym spolszczonym fragmencie "African Genesis" to jest, czyli na nasze "Afrykański początek". No ale co z tego wynika, pytacie?
To jest tak, że wy sobie ludzie - jak prawie wszyscy dzisiaj, od Oświecenia, kiedy ono do was dotarło i was przeniknęło na wylot - wyobrażacie, że człowiek to jest racjonalny umysł doczepiony do niemal nieożywionego KLUMPA (szwedzkie słowo, ale b. adekwatnie brzmiące, a oznaczające bezkształtną bryłę). Dla wierzących jest jeszcze "Boża iskra", ale w codziennym, świeckim życiu nie ma ona najmniejszego w sumie znaczenia.
Ten umysł (wiecie to już z lekcji biologii, brawo!) siedzi w korze mózgowej, która u ludzi jest ogromna, a u źwierząt niemal nie istnieje, w związku z czym o wiele bardziej, niż z powodu tej "Bożej iskry", o której co chwilę i tak każdy zapomina, bo takie jest życie, różnimy się diametralnie od naszych braci mniejszych.
I ta kora, ten rzekomo hiper-racjonalny umysł, jest dziwnie podatna na propagandy, na urabianie przez różne tam media i moralne (tfu!) autorytety, podczas gdy KLUMP odpowiada wyłącznie za żarcie, chodzenie do kibla, no i ew. jakieś tam nieudolne rozmnażanie i podrygiwanie w rytmie dysko. Tak? Nawet jeśli się z powyższym formalnie nie zgadzacie, to sorry, ale w sumie tak to właśnie w praktyce widzicie, bo to jest dziś norma i "sama prawda, bez żadnych tam przesądów czy ideologii".
Tak wam powiedziano, tysiące razy, i teraz dla was jest to Ewangelia, albo lepiej. Ardreye zaś, mówiące coś przeciwnego, mianowicie (obok wielu innych rzeczy), iż człowień to też źwierzę, choć oczywiście specjalne... Nawet bardziej specjalne, dziwne i wyjątkowe, mocno różne od pawiana czy kruka... I w sumie funkcjonalnie drapieżnik... Są dziś zamilczane i wyklęte. (Znaczy klęliby na niego i zakazywali, gdyby tak zgrabnie nie udało im się go przemilczeć. Mówimy teraz o Robercie Ardreyu, bo nieco pokrętne to się nam tu zrobiło i ktoś mógłby się zgubić.)
No i my - ja tu i Ardrey - mówimy, że, wbrew temu, co się nam wmawia, wbrew temu, jak się przy naszej naturze (która w ogóle w oczach JaśnieOświeconych praktycznie nie istnieje, bo jesteśmy tabula rasa i tylko czekamy na ukształtowanie dłonią Środy i Michnika, którzy z amorficznych KLUMPÓW łaskawie próbują ulepić wreszcie coś na kształt ludzi) majstruje, że wcale nie!
Jesteśmy także źwierzęta, mamy swoją naturę, nawet drapieżną (co oznacza także większą inteligencję, ciekawość świata i skłonność do zabaw kłębuszkami wełny, niczym rozkoszne kocięta). I jak większość drapieżników, jeśli nie po prostu wszystkie, mamy instynkt terytorialny, więc wtrynianie nam tu różnych szemranych "uchodźców" gwałci nas i głaszcze pod włos...
Mamy też poczucie hierarchii, wrodzone, więc zera w postaci Tusków i Merkeli mogą ew. być akceptowane jako przywódcy stada wśród ludów zdegenerowanych i mających już swe życie za sobą, jak powiedzmy dzisiejsi Niemcy, ale to wszystko!
Najwyższy czas, żebyśmy przestali sami o sobie, i o swoich bliźnich, z dziećmi i kobietami na czele, myśleć w tych załganych - niegdyś może tylko błędnych, ale dziś kto chciał, już dawno wie, że to kłamstwo - kategoriach KLUMPA przyczepionego do racjonalnej kory mózgowej - "racjonalnej" w dodatku, bo czułej na słowicze tryle Śród i Michników, Na tym to przecie polega.
Tutaj także ten Damasio, o którego toczyliśmy swego czasu spory, bo gość zdaje się lewak z przekonania, albo też wie gdzie chleb posmarowany, ale w książce "Błąd Kartezjusza" cudnie rozjeżdża lewacką koncepcję KLUMPA i dodanej doń racjonalonej kory. (Z ew. dodatkiem nic w praktyce nieznaczącej "Bożej iskry", o której sam nie wspomina.)
Tutaj także inny mój dziwny nieco faworyt, mianowicie Alexander Lowen, mówiący w swej ważnej książce "Betrayal of the Body", że "jesteśmy ciałem obdarzonym duchem, a nie wolnym duchem przywiązanym do trupa". Dokładnie to samo, jeśli sobie za "trupa" wstawicie KLUMP, bo to jest dokładnie w tym kontekście tym samym.
I to by było na razie na tyle.
triarius
P.S. Biurokrata - dobry sługa, zły pan.
Bratem mi każda ludzka istota, o ile nie przyłożyła ręki do Postępu i Szczęścia Ludzkości. (Triarius the Tiger)
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Afrykański początek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Afrykański początek. Pokaż wszystkie posty
środa, czerwca 01, 2016
wtorek, września 11, 2012
Ogłoszenia parafialne, babie lato 2012
Uprzejmie Drogim Parafianom donoszę, że ten Ardrey, com go spory kawał przetłumaczył na polski - w wersji .pdf jest jednak stylistycznie bardziej wylizany, są tam pewne uzupełnienia (obrazki, krótka zajawka by myself), a także zawiera malutki kawałek samego tekstu więcej (sam początek kolejnego rozdziału konkretnie, bo chciałem pokazać o czym będzie dalej).
Nie wiem w tej chwili czy i gdzie jest to do ew. ściągnięcia, więc prosiłbym Drogich Parafian o:
1. podawanie w komętach ew. aktualnych linków gdzie tego spolszczonego Ardreya ktoś ew. wysłał i daje się go ściągać;
2. (jeśli ktoś chce dostać ebooka w .pdf emailem i ślubuje czynić z niego dobry użytek) zgłoszenie się (tutaj albo np. na privie w niepopkach albo na blogmedia24.pl), z podaniem swojego adresu email (jest tego Ardreya w tej chwili 12 MB, ale dzisiejsze emaile sobie z tym łatwo radzą).
triarius
Nie wiem w tej chwili czy i gdzie jest to do ew. ściągnięcia, więc prosiłbym Drogich Parafian o:
1. podawanie w komętach ew. aktualnych linków gdzie tego spolszczonego Ardreya ktoś ew. wysłał i daje się go ściągać;
2. (jeśli ktoś chce dostać ebooka w .pdf emailem i ślubuje czynić z niego dobry użytek) zgłoszenie się (tutaj albo np. na privie w niepopkach albo na blogmedia24.pl), z podaniem swojego adresu email (jest tego Ardreya w tej chwili 12 MB, ale dzisiejsze emaile sobie z tym łatwo radzą).
triarius
słowa kluczowe:
African Genesis,
Afrykański początek,
bicz na lewiznę,
download,
Drodzy Parafianie,
ogłoszenia parafialne,
Robert Ardrey
niedziela, września 09, 2012
Zapomniany und zaległy fragment Ardreya (wpis tymczasowy zresztą)
Tutaj, kochane ludzie, macie ten fragment z ostatniego rozdziału naszego ukochanego Ardreya, który przeoczyłem, i który teraz dla was w końcu zrobiłem. Wkleję go oczywiście także i w cały ten trzeci rozdział, ale wklejam i tutaj, żeby, jeśli już ktoś tamto czytał, nie musiał długo szukać, albo koniecznie czytać całości od początku.
CHYBA TEGO JEDNAK NIE USUNĘ, A TO ZE WZGL. NA TE DWA INTERESUJĄCE KOMENTARZE TOWARZYSZA MĄKI.
Mam jeszcze mały fragment następnego rozdziału przetłumaczony, ale trochę za mało tego, by to na razie na bloga wrzucać. Będzie jednak w ebooku, który z całości zrobionego już tłumaczenia wyprodukuję. (Jak coś, to proszę zapytać o linek do ściągnięcia.)
No i to jest wszystko, do czego zrobienia miałem jakikolwiek powód czuć się zobowiązany. Jeśli jeszcze będzie jakiś Ardrey przeze mnie przetłumaczony, to raczej chyba mało i rzadko. (Albo w ogóle, bo jakoś coraz mniej mam zapału do pisania czegokolwiek. Nie że coś. Po prostu krótkość życia itp.) No, chyba żeby ktoś zasponsorował, w dobrym kapitalistycznym duchu. Ardreya znaczy, bo moje ew. blogowe pisanie, dopóki to tylko na blogu, a nie np. w książce, jest wciąż oczywiście za darmo.
To jest, jakby ktoś nie wiedział, z Rozdziału 3 pt. "Zwierzęce społeczeństwo".
* * * * *
---------------------------------------------------------
CHYBA TEGO JEDNAK NIE USUNĘ, A TO ZE WZGL. NA TE DWA INTERESUJĄCE KOMENTARZE TOWARZYSZA MĄKI.
Mam jeszcze mały fragment następnego rozdziału przetłumaczony, ale trochę za mało tego, by to na razie na bloga wrzucać. Będzie jednak w ebooku, który z całości zrobionego już tłumaczenia wyprodukuję. (Jak coś, to proszę zapytać o linek do ściągnięcia.)
No i to jest wszystko, do czego zrobienia miałem jakikolwiek powód czuć się zobowiązany. Jeśli jeszcze będzie jakiś Ardrey przeze mnie przetłumaczony, to raczej chyba mało i rzadko. (Albo w ogóle, bo jakoś coraz mniej mam zapału do pisania czegokolwiek. Nie że coś. Po prostu krótkość życia itp.) No, chyba żeby ktoś zasponsorował, w dobrym kapitalistycznym duchu. Ardreya znaczy, bo moje ew. blogowe pisanie, dopóki to tylko na blogu, a nie np. w książce, jest wciąż oczywiście za darmo.
To jest, jakby ktoś nie wiedział, z Rozdziału 3 pt. "Zwierzęce społeczeństwo".
* * * * *
3
Człowiek jest kręgowcem –
co oznacza, że ma wyposażony w stawy kręgosłup, coś, co w
ewolucyjnym procesie rozwinęło się zbyt późno, by mogło wpłynąć
na tę gałąź, do której należą owady. Pojawiło się także
zbyt późno, by mogło wpłynąć na losy mątwy i ośmiornicy,
kraba i małży. Tak więc możemy mówić, iż zachowanie małży,
dla przykładu, która nie może się poszczycić kręgosłupem, ma
dla człowieka mniejsze znaczenie, niż zachowanie złotej rybki,
która kręgosłup ma. Jeśli zaś znajdujemy jakąś cechę
dominującą wśród wszystkich gałęzi kręgowców, jak na przykład
instynkt utrzymywania i obrony terytorium, musimy stwierdzić, że
instynkt ten jest naprawdę istotny.
Bardziej konkretnie,
człowiek jest ssakiem. Nie składamy jaj, a nasze ciała są ciepłe.
Wiek ssaków można w przybliżeniu określić jako sto milionów
lat, a zachowanie ssaków musi mieć większe znaczenie dla badacza ludzkiej natury od zachowania kręgowców w ogólności. Tak zatem
zachowanie lwa i wilka, antylopy i myszy, musi oświetlać zachowanie
człowieka z większą intensywnością niż zachowanie dorsza.
Człowiek jest jednak przede
wszystkim naczelnym. Z tego powodu ród nadrzewnych istot, które
wyodrębniły się z
obejmującego wszystkie ssaki tła siedemdziesiąt milionów
lat temu, i w którym, od równie długiego czasu, zawiera się cała
nasza ewolucyjna historia, musi nas dotyczyć nas najbardziej. Gdy
przyglądamy się społecznemu zachowaniu małp, spoglądamy na coś
leżącego bardzo blisko domu. Kiedy zaś spojrzymy, jak to uczynimy
w dalszym toku naszej narracji, na zachowanie naczelnego który
poluje – tej drapieżnej podrodziny, której człowiek jest jedynym
żyjącym przedstawicielem – wtedy, z jedną istotną różnicą,
będziemy patrzeć na samego człowieka.
Co to właściwie jest
naczelny? Ze wszystkich zwierząt jest on najtrudniejszy do
zdefiniowania. Na różnych stadiach ewolucji naczelnych różne
gałęzie tej rodziny stawały się najbardziej widoczne. Raz były
to nadrzewne ryjówki, innym razem wyraki albo lemury. Małpy w
różnych okresach stawały się tymi naczelnymi, które najlepiej
oświetlone zostały niezmożonym punktowym reflektorem ewolucji. W
tej zaś chwili, przynajmniej na razie, naczelnym jest człowiek.
Bardziej szczegółowo przyjrzymy się charakterowi i historii
rodziny naczelnych, kiedy zaczniemy się zajmować pojawieniem się
ludzkiego gatunku. Na razie wystarczy stwierdzić, że naczelne
wyróżniają się jako grupa swym brakiem specjalizacji. Tylko jeden
anatomiczny szczegół mają wszystkie one rozwinięty bardziej niż
inne zwierzęta: mózg. Od ryjówki do człowieka, sekretem siły
naczelnych wydaje się połączenie nadzwyczajnego, przerośniętego
mózgu, ze zwyczajnym, nie za wielkich rozmiarów ciałem.
Jest to ciało zdolne do wykonania każdego zadania, nie ograniczane
jednak ani swą masywnością, ani specjalnymi potrzebami – ani
przez kopyta, ani przez rogi, ani przez monstrualny apetyt. Jesteśmy
jednak tak, jako rodzina, niewyspecjalizowani, iż jeśli ktoś chce
znaleźć szybki sposób na odróżnienie małpy wąskonosej od
szerokonoseji,
można tylko stwierdzić, że szerokonosa huśta się na gałęziach,
po których wąskonosa biega, oraz że wąskonose mają ogony, a
szerokonose nie.
Poza powiększonym mózgiem,
my naczelne mamy jeszcze jedną cechę – fizjologiczną – a u
nas powszechną, a wyjątkową w świecie zwierząt. Jest nią nasza
wolność od seksualnych ograniczeń związanych z sezonową rują i
okresem godowym. Periodyczność u samic jest charakterystyczną
cechą wszystkich żyjących gatunków naczelnych, i nie tylko to,
ale cykl menstruacyjny trwa u wszystkich gatunków w przybliżeniu
tyle samo. U szympansów jest to 34-36 dni, u rezusów 28, u pawiana
30-40. I choć, zgodnie z najlepszą ustanowioną przez Du Chailluii
tradycją, uważano, że brutalny, oszalały z żądzy samiec
małpoluda brał swoją samicę nawet w czasie jej menstruacyjnych
okresów tabu, mamy teraz wyższe mniemanie o jego dobrym smakuiii.
Włazi na nią, fakt, ale nie stara się wejść w nią. Jak
Carpenter kiedyś to określił, to jest jedynie przyjacielski gest.
Modne kiedyś było, jak już
to widzieliśmy, sprowadzanie społeczeństwa naczelnych wyłącznie
do unikalnej możliwości uzyskiwania przez cały rok seksualnej
satysfakcji. Jednak inne unikalne czynniki mają porównywalne
znaczenie. Mamy więc powiększony mózg i jego zwiększoną zdolność
uczenia się. Mamy ciało tak w sumie bezbronne wobec drapieżników,
że brak mu nawet pazurów, którymi mogłoby walczyć. No i jest też
instynkt terytorialny, zapewne najistotniejszy z tego wszystkiego.
Każdy gatunek naczelnych, który dotąd badano – ze znaczącym
wyjątkiem goryla – utrzymuje własne terytorium i broni go.
Wszystkie te cztery czynniki
– seks, terytorium, powiększony mózg i bezbronne ciało –
wniosły swój wkład w ewolucję złożonego społeczeństwa
naczelnych. Piątym czynnikiem, dominacją, zajmiemy się w następnym
rozdziale. Ostatnim zaś czynnikiem był oczywiście życie na sposób
drapieżcy – wkład dokonany przez australopiteka. O tym
porozmawiamy w przyszłości.
Możliwość korzystania
przez okrągły rok z żeńskiego towarzystwa przyczyniła się bez
wątpienia do rozwoju u naczelnych trwałej rodziny, tak
charakterystycznej dla małp szerokonosych. Jednak wśród wielu
gatunków ptaków samiec, z niewielką szansą na seksualną
satysfakcję, także bierze sobie towarzyszkę na całe życie.
Samiec lwa cieszy się posiadaniem stałego haremu, ale jego
przyjemności, choć mnogie, są jednak wciąż sezonowe. Inne więc
czynniki niż seksualna satysfakcja muszą więc skłaniać samce
wielu gatunków, zarówno naczelnych, jak i do naczelnych nie
należących, do zaakceptowania seksualnych układów na całe życie.
Wśród małp zaś, wąsko i szerokonosych, te układy są tak różne,
i czasem tak skomplikowane, że nie daje się z przekonaniem
stwierdzić, iż choćby tylko sama trwała rodzina naczelnych, nie
mówiąc już o ich trwałym społeczeństwie, spoczywa wyłącznie
na seksualnym fundamencie.
Gibbon, najaktywniejszy i
najliczniejszy spośród obecnie żyjących małp szerokonosych, żyje
w południowo-wschodniej Azji. Bierze sobie na głowę żonę i na
tym poprzestaje, jest monogamiczny. Mniej wiadomo o zachowaniu jego
indonezyjskiego sąsiada, orangutana. Ten może być monogamiczny,
albo i nie. Inaczej jednak niż gibbon, dostrzega on, jak się
wydaje, niewiele uroku w ryzyku związanym z damskim towarzystwem.
Choć utrzymuje stałą rodzinę, ucieka od niej ile tylko może,
samotnie rozmyślając na jakimś osobnym drzewie. Dwie afrykańskie
małpy szerokonose, szympans i goryl, nie znajdują w monogamii
żadnych zalet. Każda z nich bierze sobie harem tak duży, jakiemu
tylko potrafi podołać, jednak zazwyczaj nie więcej, niż dwie lub
trzy kobiety. Wiosną roku 1960 nasze oceny dotyczące goryla zostały
jednak gwałtownie zweryfikowane w górę. Kilka tygodni przed moim
przybyciem do Ugandy na stokach góry Mahavura zakończył życie
ogromny samiec. Pozostawił po sobie syna-niedorostka i pięć wdów.
Syn wciąż uczepiony był martwego olbrzyma, a dziś znajduje się w
londyńskim zoo. Pięć wdów, porzucając zarówno dziecko, jak i
umierającego partnera, jak jeden mąż wyruszyło na gorączkowe,
trwające dziesięć dni, poszukiwania nowego męża. Znalazły go –
starzejące się stworzenie z jedną samicą i jednym dzieckiem. Tak
więc te wdowy znajdują się dzisiaj gdzieś na stokach wulkanu w
Ugandzie, stanowiąc istotną część sześcioosobowego haremu. Jest
powód by przypuszczać, że w świecie naczelnych rozmiar męskiego
haremu nie zawsze jest zdeterminowany męskim wyborem.
Rodzina naczelnych,
szczególnie wśród małp szerokonosych, może powstać poprzez
trwały seksualny układ pomiędzy samcem i jedną lub większą
ilością samic. Na tym się to jednak nie kończy. Ta grupa
rozszerza się dzięki szczególnej cesze młodych naczelnych –
powolnemu dojrzewaniu. Małpa szerokonosa dojrzewa w tropikach w tym
samym, mniej więcej, tempie, co człowiek. Powolność zaś
fizycznego rozwoju dodatkowo komplikuje inny czynnik, utrzymujący
ich dzieci długo na łonie rodziny. Ich instynkty są słabo
rozwinięte. Muszą się uczyć poprzez doświadczenie.
Marais przeprowadził kiedyś
udany eksperyment, mający przetestować względną siłę instynktów
i doświadczenia u wyższych i niższych zwierząt. Z rodzinnego
gniazda uzyskał malutką wydrę, a z ramion zmarłej matki,
malutkiego pawiana. Wydra, tak jak pies, jest jednym z
najbystrzejszych przedstawicieli zwierzęcego świata poza
naczelnymi. Pawian, największa z małp wąskonosych, jest jedynym
szerokowystępującym naczelnym, który z powodzeniem żyje na ziemi.
Choć fizycznie małpa szerokonosa jest nieco bliżej spokrewniona z
ludzką linią ewolucyjną, to jednak pawian jest najbardziej
znaczącym spośród wszystkich naczelnych. Jego naziemne życie
stwarza mu problemy z przetrwaniem, które bliskie są naszym
własnym.
Maleństwa Maraisa były
nowonarodzone. Wychował je z dala od ich naturalnych środowisk.
Wydra nigdy nie widziała wody, poza wodą do picia. Pawian nigdy nie
widział gór, które były przeznaczonym mu domem. Żadne z nich nie
miało żadnego kontaktu z przedstawicielami własnego gatunku, ani
też nie skosztowało pożywienia, które stanowiłoby część ich
normalnej diety. Po trzech latach Marais przywrócił każde z tych
stworzeń jego naturalnemu środowisku: wydrę uwolnił na brzegu
rzeki, pawiana włączył do stada. I oba zwierzęta były głodne.
Wydra, po raz pierwszy w
życiu została skonfrontowana ze swym naturalnym środowiskiem,
wodą. Zastanawiała się przez może trzydzieści sekund, potem dała
nurka i w ciągu niewielu minut złapała rybę. Instynkt rządził.
Inna była jednak historia biednego pawiana. Pałętał się tu i tam
bez celu. Dla niego zwykłe pozycje z diety pawianów
– korzonki, kolczaste gruszki, kolby
kukurydzy, owoce z sadów – nie znaczyły nic więcej, niż
popękane kamyki albo szczapy drewna. Widok skorpiona – wyjątkowego
przysmaku na stole pawiana – wywołały u niego apetyt wyłącznie
na paniczną ucieczkę. Nieszczęsne głodujące stworzenie, z
beznadziejnym, w wyniku źle spędzonej młodości, życiem,
zakończyło ów smutny eksperyment zjadając trujące jagody,
których normalny pawian by za nic w świecie nie ruszył, i musiało
zostać uratowane przed naturą przez samego przyrodnika.
Sławna historia młodej
lwicy Elsy, tak wspaniale opowiedziana przez Joy Adamson w książce
„Born Free”, jest tu także dobrym przykładem. Zanim Elsa mogła
zostać przywrócona jej naturalnemu buszowi, musiano ją nauczyć
zabijać. Jest to jednak wszystko, czego trzeba nauczyć młodą
lwicę, cała reszta to sprawa instynktu. Stado lwów to polujący
zespół. Starsi biorą na siebie odpowiedzialność za formowanie
zdolności młodych w jedynym społecznym celu całego stada –
zabijaniu. Żadne inne działania nie są podejmowane. W Rezerwacie
Krugera największą przyczyną śmiertelności
lwów jest rywalizacja o pożywienie pomiędzy dojrzałymi i
młodocianymi członkami stada. Od momentu, kiedy przestaje ssać,
lwiątko nie otrzymuje od lwicy żadnej pomocy ani ochrony. Zależy
wyłącznie od siebie i często z tego ginie.
Dla
naczelnych problem ten ma całkiem inną skalę. Elsa miała trzy
lata, kiedy powróciła do dziczy. Szympans, wzrastając w tropikach,
nie dojrzeje zanim nie skończy ośmiu czy dziesięciu lat. I tutaj
powiększony mózg wkracza na scenę naszej społecznej ewolucji.
Choć zapewnia on naczelnym ogromne korzyści z uczenia się, ten sam
mózg osłabia ich instynkty. Młody naczelny nie może być wolno
puszczony w świat, zanim nie zostanie wyedukowany. Tak więc
rodzina, ten podstawowy element konstrukcji społeczeństwa
naczelnych, rozszerzona zostaje o długi szereg młodych, w różnych
rozmiarach i na różnym poziomie głupoty. Samiec orangutana,
rozmyślający na swym osobnym drzewie, być może zaakceptował
stałość związku, odrzucając jednak katastrofalne jego
konsekwencje. Orangutan ma jednak inne przygnębiające powody do
rozmyślań: kurczenie się własnej domeny, która kiedyś
rozciągała się aż do Chin, teraz zaś ogranicza się do kilku
wysp w archipelagu Indonezji; rzadkość występowania swego gatunku
i trudności ze znalezieniem męskiego towarzystwa; stały brak
wystarczającej ilości owoców, by wyżywić własne wątłe ciałko,
z wynikającą z tego koniecznością ciągłych emigracji na stały
ląd, daleko od ulubionych bagnistych brzegów rzek. Nie jest
szczęściem być ewolucyjną porażką, a do tego ojcem!
Jakkolwiek
nie byłby orangutan nastawiony do rodziny, jako instytucji
społecznej, reszta świata naczelnych wita ją z radością. Tak
cenne w niej widzą rozwiązanie swych życiowych problemów, że
niewiele naczelnych zadowala się jedynie towarzystwem własnych
samic i potomstwa. Miast tego rozszerzają tę grupę do hałaśliwej
hordy, stałego i często pomieszanego stowarzyszenia kilku, albo i
wielu, rodzin – prawdziwego społeczeństwa naczelnych.
i Czyli
w oryginale „ape” i „monkey”. (To „ape” nazywa się
także ponoć ostatnio hipernaukowo „małpoludem”, ale to by nam tutaj za
wiele myliło.
ii Paul
Belloni du Chaillu (ur. 31 lipca 1835, zm. 30 kwietnia 1903) -
amerykański podróżnik i antropolog. (Nieco więcej w
Wikipedii, ale raczej nie tej po polsku, bo tam niemal tylko tyle.
Plus portrecik.)
iii
Tego, przyznam, całkiem nie zrozumiałem. Tłumaczę jednak
absolutnie wiernie, bo taka moja rola.
słowa kluczowe:
Afrykański początek,
emigracja,
ewolucyjna porażka,
monogamia,
naczelne,
poligamia,
Robert Ardrey,
rodzina,
społeczeństwo
Subskrybuj:
Posty (Atom)