poniedziałek, czerwca 08, 2009

Wcale nie wyszło aż tak źle...

W ojrowyborach Platforma dostała najwięcej głosów, ale ja bym nie rozpaczał. Fakt, że polityczna głupota, a raczej skurwienie, tego nieszczęsnego narodu przygnębia, ale tym razem daje się do sprawy podejść naukowo i wyniki wcale nie są aż tak straszne. No bo weźmy...

Wzięło udział w tej imprezie z grubsza 25% rodaków. Na różne orjoobrzydliwości głosowała w przybliżeniu połowa. Czyli w sumie z 13% całości narodu dało głos na te różne Platformy, SLD'y i ZSL'e (obecnie chodzące pod ukradzioną nazwą PSL). Wiem, takie argumenty już słyszeliście i wiecie, że prawidłowa i politycznie poprawna odpowiedź na to brzmi: "głosowali ci, którym zależy, ci co nie głosowali nie mają potem prawa narzekać!" O ile z pierwszą częścią daje się w wielu wypadkach zgodzić, to druga jest ewidentnym propagandowym kłamstwem.

Jednak nie o taki argument mi chodzi, a o całkiem inny. Otóż jest tak, i chyba każdy się z tym zgodzi, że każdy dosłownie ojroentuzjasta musiał czuć przemożną chęć zagłosowania w tych wyborach... i zagłosowania słusznie! W końcu ojroentuzjaście te wybory się podobają, bo podoba mu się Unia, podoba mu się ten tam Parlament Ojropejski... Nie ma sposobu, żeby taki ktoś w owym głosowaniu dostrzegał coś głupiego, wrednego, czy - broń Panie Boże i Hansie Potteringu! - parodię demokracji i mamienie ciemnego luda. Po prostu takiego dysonansu poznawczego żadna ludzka, czy nawet leminga, psychika nie strawi.

Całkiem inaczej było z ludźmi, którzy za Unią nie przepadają. Każdy z nich musiał czuć sporą chęć by owe wybory zignorować, by zademonstrować swój sprzeciw, albo po prostu to, że nie jest durnym, ojroentuzjastycznym, zmanipulowanym lemingiem z wielkiego miasta. Każdy z takich ludzi miał w swej duszy, mówiąc językiem fizyki, tego typu składową. Trudno sobie po prostu wyobrazić, by mogło być inaczej. U wielu argumenty za pójściem na wybory przeważyły, ale miały z czym powalczyć.

Wiem o tym, bo sam długo zamierzałem na te ojrowybory nie iść. To samo dotyczy np. Iwony Jareckiej, którą sam długo, po mojej własnej zmianie decyzji, musiałem przekonywać by poszła. O ile pamiętam, Jacek Jarecki też początkowo nie chciał iść, choć sam dość wcześnie zdanie zmienił. Tych przyjaciół pamiętam, ale pamiętam też, że wielu innych ludzi miało podobne dylematy.

Zwróćcie proszę uwagę, że owe przybliżone 13% ojroentuzjastów, którzy w dodatku dostatecznie kochają którąś z tych obrzydliwych partii, by iść i na nią zagłosować, odpowiada dokładnie tej liczbie, która, zgodnie z tym, co dwa miesiące temu podawały media, miała zamiar wziąć udział w tych wyborach. Wygląda to nieco tak, jakby szczerzy ojroentuzjaści od razu wiedzieli, że pójdą na wybory, a nie lubiący Unii musieli się przez te dwa miesiące do tego z trudem przekonywać. Oczywiście z pewnością nie jest to ścisłe, ale w grubym przybliżeniu tak właśnie pewnie było, a liczby pasują do siebie wprost przepięknie.

Cóż więc otrzymujemy z powyższego rozumowania? Że w III RP jest 13% gorliwych orjoentuzjastów jednocześnie kibicujących jednej z ojroentuzjastycznych partii na tyle, by wziąć dupę w troki i na nią zagłosować. Jasne, że i 13% ojroentuzjastów to o 13% za dużo, jednak nie żyjemy w raju, więc z taką ilością daje się jakoś pogodzić.

No a cóż mamy po naszej stronie? Jakieś tam pewnie pod 10% ludzi, którzy przezwyciężyli niechęć do Ojrounii i zagłosowali na PiS. Ci ludzie na pewno nie są ojroentuzjastami, bo w takim przypadku byliby za Platformą (a ich drobna część za jakąś inną ojroentuzjastyczną partią). I ci ludzie, mimo poczucia, że uczestniczą w żałosnej farsie zaaranżowanej przez unijnych macherów, przezwyciężyli obrzydzenie i zagłosowali jak trzeba. Czy to sukces? Well, tak bym nie powiedział, to by była przesada.

Przegrane wybory, choćby miały tylko symboliczne znaczenie, sukcesem nijak być nie mogą. To co Platforma - a raczej jej sponsorzy i mocodawcy za jej pośrednictwem i za jej parawanem - robią z naszym krajem, to koszmar i... (Tutaj proszę sobie wpisać naprawdę mocne słowa, ja nie chcę rzucać miażdżącymi oskarżeniami czy groźbami, nie mająć żadnych możliwości zadziałania w tych sprawach w realu.)

Podsumowując, sukces Platformy i innych ojroobrzydliwców, gotowych Polskę oddać w pacht brukselskim biurokratom i niemieckim imperialistom za poklepanie po plecach, wydaje mi się w sumie mało imponujący. Z naszej więc strony, automatycznie niejako, nie jest to jakaś druzgocąca porażka. Jednak cudownie nie było i tą naszą stroną w aspekcie wczorajszych ojrowyborów chciałbym się - Deo volente (i jeśli mi się będzie chciało) - zająć w ew. następnym tekście.

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.