Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Hitchckock. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Hitchckock. Pokaż wszystkie posty

piątek, sierpnia 31, 2007

W końcu ujawniam tajemnicę mojej intymnej szuflady

Nie da się ukryć - jestem genialny! Obmyśliłem sobie wszystko w najmniejszych szczegółach. Zaplanowałem. Napięcie budowałem od dawna, i to w taki sposób, że każdy Hitchckock mógłby się ode mnie uczyć. "Rozpocząć od trzęsienia ziemi, potem napięcie powinno stopniowo narastać", taka jest ponoć ta reguła. No i ja to właśnie zrobiłem, tyle że do sześcianu. Co najmniej.

Od dłuższego czasu gryzę po łydkach, jednocześnie podgryzając korzonki. Podważam też sojusze. Na przemian z atakowaniem zdrowego jądra. Czyjego zdrowego jądra, spyta ktoś, nie mogąc się już doczekać wyjaśnienia tej enigmy? Jego nie dająca się wprost wytrzymać niecierpliwość stanowi kolejny dowód mojej maestrii w budowaniu napięcia. W skoncentrowaniu uwagi świata na tym, co mam mu do powiedzenia... I teraz, już za chwilę, właśnie to powiem!

Było chwilami ciężko. Nie ukrywam. Niejedną noc przepłakałem, gryząc po kolei każdy z rogów poduszki. Poduszka bowiem nie jest niestety przystosowana do takich emocji. Strzępi się. I to mówiąc eufemistycznie. Po jednej takiej nocy, o jakiej tu mówię, przestaje praktycznie istnieć. Zostajesz człowieku z twarzą pełną pierza. W dodatku mokrego od twoich łez. I bez poduszki. Nie mówiąc już o kosztach, bo w końcu co noc potrzebuje się nową poduszkę. Głównie zresztą by w nią płakać. I ją gryźć w tytanicznej walce z samym sobą.

I wstydziłem się nieraz. Tak, wierzcie mi - los Wallenroda naprawdę nie jest do pozazdroszczenia. Czego to ja nie wygadywałem! Że "liberalizm to lewactwo sklepikarzy". To było chyba w sumie najgorsze... Krótkie, zwięzłe i jakżeż nieskończenie podłe! Więc potem płakałem. Całą noc. I gryzłem poduszkę szlochając. Pierze w ustach, pierze wszędzie. I ten wstyd. I ta upiorna myśl, że jeśli nagle spadnie mi na głowę dachówka, to zostanę już historii jako ten, który... Mówił takie okropne rzeczy. O liberaliźmie znaczy je mówił.

Ale ja przecież tylko udawałem. Byłem Wallenrodem. Budowałem to napięcie. Koncentrowałem uwagę świata, strugi światła ze wszystkich możliwych reflektorów... Na tym momencie, kiedy wreszcie będę mógł to ujawnić. I teraz ujawniam. Dożyłem, doczekałem, świat dowie się, że nie byłem przeniewiercą, nie byłem zdrajcą... Już nie będę budził się z twarzą pełną słonego, wilgotnego pierza. A jeśli będę, to tylko z radości. I całkowicie chyba uprawnionej dumy.

Przyjaciele i w ogóle ludzie oburzeni moim postępowaniem, tym co wygadywałem, mówili mi: "Słuchaj, jeśli ty masz jakiś pozytywny program, to go podaj! A jeśli nie masz, to morda w kubeł, jeśli nie potrafisz nic dobrego o liberaliźmie powiedzieć!" Wiedziałem oczywiście, że mają rację. Ale co mogłem zrobić? Ujawnić przedwcześnie całą prawdę? Zburzyć całą tę misterną intrygę? Ale doczekałem, to jest ważne!

Więc tak, przyjaciele! Tak wy, zwykli uczciwi ludzie, tak słusznie oburzeni moim dotychczasowym postępowaniem, tak - mam pozytywny program! Poświęciłem mu ponad pięć lat i z dumą, a także przekonaniem, mogę powiedzieć, że jest dopracowany w najdrobniejszych szczegółach. I jest pozytywny, nie powiem "do bólu", bo liberalizm z bólem się kojarzyć przecież nie może... Ale jest dopracowany i pozytywny, że aż... Nic takiego jeszcze nigdy nie opracowano, tak powiem bez fałszywej skromności.

Jest to oczywiście Konstytucja, bo nad czym innym mógłby z takim zapałem, z takim poświęceniem, pracować Liberał? Ale Konstytucja nie tylko dla Polski - o nie! Nie byłoby przecież sensu, mając rozpracowane w najdrobniejszych szczegółach przepisy, wedle których wszystko zacznie toczyć się gładko i liberalnie, ograniczać sfery ich zastosowania do jakiegoś arbitralnie wybranego terytorium? Nie ograniczałem więc.

W końcu te hektolitry łez, te setki pogryzionych na strzępy poduszek, te pełne nagany spojrzenia przyzwoitych ludzi... Wszystko to wołało niejako "więcej, więcej, skoro to robisz, to niech przecież cała ludzkość skorzysta!" Cała ludzkość to właściwie też nieco arbitralne ograniczenie, bo stworzona przeze mnie konstytucja z pewnością z równym powodzeniem dała by się zastosować w całym Wszechświecie.

A więc ujawniłem mą wielką tajemnicę. Zrzuciłem z serca ten straszny ciężar. Zrzuciłem z czoła piętno hańby. Kto mógł naprawdę przypuszczać, że mam coś przeciw liberalizmowi? Przecież to absurd! Jednak to ja sam, dobrowolnie, ubrałem maskę i udawałem kogoś... Nie, nie potrafię nawet tego wyrazić. Kogoś, dla kogo nie ma nawet nazwy w języku przyzwoitych ludzi! Ale przecież dla ludzi właśnie, tych przyzwoitych, oddychających liberalizmem, modlących się co dzień o liberalizm dla siebie i wszystkich ludzi na wszystkich kontynentach, gryzłem te poduszki, nosiłem to piętno hańby...

No i pracowałem. Tego też nie można zapomnieć! Stworzenie Liberalnej Wszechświatowej Konstytucji było ogromnym wysiłkiem intelektualnym. Wypadły mi z tego wysiłku wszystkie włosy, wszystkie zęby, mam wrzody żołądka i zostałem impotentem. Ale to przecież nic, kiedy się pracuje dla szczęścia ludzkości. Prawda? Przyzna mi rację każdy prawdziwy liberał. A nieprawdziwych przecież nie chcemy.

Kiedy ujawnię moją Konstytucję? To może zająć jeszcze kilka tygodni. Niestety. Bo widzisz, Czytelniku, w obawie przed siepaczami Millera, Ziobry, al kaidą i paroma innym tego typu ośrodkami, Konstytucja ta jest zaszyfrowana. A raczej nie tyle zaszyfrowana, co zapisana pismem rysunkowym mojego własnego pomysłu. Bardzo trudnym, nie tylko do odszyfrowania przez niepowołane osoby, ale nawet dla mnie samego. Który przecież sam je wymyśliłem. Całe trzy lata z tych pięciu zajęło mi właściwie samo przepisanie tego, co stworzyłem, żeby było tym moim sekretnym pismem. A wszystko, co było napisane normalnie, oczywiście dawno zniszczyłem.

Teraz muszę to z powrotem napisać normalnie, żeby opublikować. Siepaczy, którzy mogli by mi ukraść mój projekt, już się właściwie nie boję, bo wszyscy teraz przecież wiedzą, że ja go mam. I w razie czego zrobi się awantura, a liberałowie z całego kraju, oraz z zagranicy, podniosą raban. Stworzą jakieś miasteczko przed kancelarią premiera, albo coś. Więc się nie boję.

Wszystkich, którzy we mnie, mimo wszystko, wierzyli... I wszystkich, którzy podejrzewali mnie o najgorsze także... Proszę o jeszcze nieco cierpliwości. Potem będziemy mieli nasz Pozytywny Program i będzie można się wziąć do roboty. A więc - Czuj Duch, Pręż Się! Oczywiście liberalnie. A już niedługo... Witaj Jutrzenko (Liberalnej) Swobody!

A dla mnie prywatnie - wreszcie! CO ZA ULGA!


triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.