Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mydlane opery. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mydlane opery. Pokaż wszystkie posty

piątek, września 16, 2016

Wielbłąd, rzeka i my

Końską nogą śmierć fika blada
Dzisiaj biężączka! (Łał!) Więcej niż zwykła biężączka nawet, bo dodatkowo, wybiegniemy sobie też o całe sto lat w przyszłość i to wszystko będzie przecudnie ze sobą splecione. (Znowu łał? Właśnie! I nawet potrójne.) Otóż dzisiaj z zachodniej telewizji dowiedziałem się, że sławny brazylijski gwiazdor mydlanych oper się nam utopił. Tyle to chyba każdy się dowiedział, ale na wszelki słuczaj przypomnę...

Odbyło się to w taki sposób, że w czasie przerwy w kręceniu bractwo poszło się kąpać i naszego aktora prąd zniósł na głęboką wodę. Krzyczał o pomoc, ale licznie tam zgromadzeni ignorowali te rozpaczliwe wołania, sądząc, że to część kręconego filmu. Nie chcieli przeszkadzać, bo to byłaby fopa i obciążono by ich kosztami, a do tego by się wygłupili jak smoki. Tak sam sobie to interpretuję, ale z pewnością się nie mylę.

To by jeszcze nie było nic specjalnie szokującego, zabawnego czy symbolicznego, ale z nieco szerszego omówienia dowiedziałem się, że w dwie godziny po tym, jak się biedak utopił, szukało go pięćdziesiąt osób i dwa helikoptery. Znaleźli w końcu, oczywiście, ale całkiem nieżywe ciało, ileśtam kilometrów w dół rzeki.

No i teraz wyobraźmy sobie historyka za powiedzmy sto lat. Załóżmy, że taka instytucja, historycy znaczy, jeszcze wtedy istnieje. Gość nazywa się Abu Ben... Cośtam, pisze po arabsku, a jego najlepsze dzieło to historyczno-detektywistyczny esej pod tytułem, który na polski tłumaczy się jako "Baśń jak wielbłąd". No i ten zdolny człowiek poszukuje symbolu upadku - jakżesz, patrząc z zewnątrz i nieprzychylnym okiem, żałośnie śmiesznego! - tej poprzedniej cywilizacji, po której sam nastał.

Co wybierze? Niewykluczone, że właśnie te dwa helikoptery i pięćdziesięciu pełnych świętego zapału ludzi, zajadle poszukujących człowieka, który już nie miał prawa od dwóch godzin żyć, a którego wołanie o pomoc, gdy jeszcze pomoc była możliwa, ignorowano w ogólnej wesołości i rozbawieniu.

Nasz zacny Abu mógłby też dodać taką drobną scenkę, która niby nic konkretnie nie oznacza, ale wbiła mi się w pamięć na lata. Otóż, w czasach, gdy miałem jeszcze w kablowym zestawie hiszpańską telewizję... Bo te mendy, chyba o tym sami wiecie, robią tak, że dają ci na dwa dni to, na czym ci zależy, w moim przypadku były to programy hiszpańskie i szwedzkie, a potem to wyłączają, a ty zostajesz z ogromnym comiesięcznym rachunkiem i setką filmowych kanałów dla ludzi gruntownie odmóżdżonych, oraz gdzie tylko jakiś celebryta ma ochotę się prolom pokazać...

Miałem ci ja więc tę hiszpańską telewizję, a tam pewnego razu pokazywali reportaż ze skoków na gumce, "bandżi" jakieś to się nazywa, czy coś. Skakali z takiego mostu wysoko nad wyschniętą rzeką. (No i znowu rzeka!) Skakali, skakali, nic się nie działo, aż wreszcie któryś skoczył, gumka z jakiegoś powodu okazała się przydługa, i gość wyrżnął głową pionowo o podłoże. Wyglądał po tym względnie normalnie, ale życia się w nim, oczywiście, już nic nie tliło, no bo niby jak?

Za to organizator tego całego skakania, właściciel i przedsiębiorca, żywy jak co najmniej pasikonik, zbiegł zaraz do tego tam nieboszczyka z nogami wciąż przywiązanymi do tej gumki i zaczął do niego przemawiać w tym duchu: "No, nie wygłupiaj się! Wszystko w porządku? No chodź, pomogę ci wstać. Ty już może dzisiaj nie skacz, co? Będzie OK, nie martw się!" Nie wiem, ale tak mi się widzi, że nasz Abu mógłby jakoś i tę historyjkę włączyć do swego opisu, czy raczej diagnozy, upadku poprzedniej cywilizacji. Co o tym sądzicie?

triarius