Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pseudomorfoza. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pseudomorfoza. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, lutego 29, 2016

Widać komu skąd nogi wyrastają

Wyciągnąłem ci ja parę dni temu z ogromnego stosu małą pomarańczową książeczkę i zacząłem ją czytać, bo akurat miałem ochotę na tę problematykę. (Którą zresztą ogólnie lubię, choć jej szerszy, żeby to tak określić, kontekst mnie raczej mierzi. Jak i wszelka martyrologia - no, chyba żeby to była martyrologia komucha.)

Książeczka nosi tytuł, który po przetłumaczeniu z francuskiego na nasze brzmi "Sowiecka teraźniejszość i rosyjska przeszłość". Autorem jest znany Alain Besançon, tyle że jeszcze b. młody, bo ta książka została wydana w roku 1976. (Jest jego zdjęcie na tylnej okładce i dałbyś głowę, że lewak. Ale to złudzenie.)

Gościa oczywiście znam od niepamiętnych czasów i trochę go czytałem, bez wstrętu, albo i lepiej, ale jakoś nie pamiętam, bym wprost dostawał orgazmu. Tym razem jednak... Byłem naprawdę blisko. Książeczka to zbiór krótkich artykułów na temat Rosji, Sowietów i związków między nimi, plus, dość krótki, ale jednak, wykład z podstaw sowietologii.

No i jest to naprawdę super. Analizy tak subtelne, ale też nieoderwane od życia, że niemal mógłbym to nazwać Tygrysizmem Stosowanym. Żadnego w sumie ideologicznego odchyłu nie daje się dostrzec, a w jednym miejscu gość nawet wprost cytuje Spenglera definicję "pseudomorfozy" i stosuje pewną wersję tego pojęcia do Rosji. I wcale się na Boskiego Oswalda przy tym oczywiście nie wykrzywia, bo jakby się wykrzywiał, to my byśmy go tutaj przecie nie chwalili.

Jeszcze mi trochę tego wykładu o sowietologii do przeczytania zostało, ale na pewno ta książeczka, oraz jej ew. rodzeństwo i kuzyni, powinna być dostępna po polsku... Itd., itd. Ale ja nie o tym. A o czym, spyta ktoś (i niewykluczone, że będzie to nasz dobry znajomy Niewierny Tomasz, albo może nawet nieco już zapomniany Napierniczak-idiota).

Ja o tym, mianowicie, że wczoraj tam przeczytałem. Opowiada mianowicie nasz drogi Alain jak to Sowieci robią Zachód w ciapka za pomocą "układów", które Sowietów do niczego nie zobowiązują, natomiast ze strony Zachodu jest to za każdym razem uznanie aktualnego status quo, stanowiące platformę do kolejnej fazy natarcia. (Warto się nad tym zastanowić, bo to błyskotliwa i głęboka myśl.)

No i tam jest takie zdanie, które wam tu, ludzie, przetłumaczę absolutnie wiernie. Oto: "Od kilku lat dychotomia socjalizm-kapitalizm, dychotomia nie mająca sensu poza [komunistyczną] ideologią, po trochu zaczyna być nieco akceptowana przez opinię publiczną i prasę europejską."

Autor tej książki nie wspomina nigdzie, przynajmniej na razie nie znalazłem, ani Korwina, ani jego stada przygłupich korwiniątek - a jednak, jeśli ma rację, a sądzę że ma, to jakby nieco było widać ską komu wyrastają nogi i w jakiej glebie ten i ów ma swe korzonki. N'est-ce pas? I to by było na tyle.

triarius

P.S. Lubię was ludzie i nie chcialbym, żeby się wam, w tych podłych (globalnie, bo u nas na razie sama słodycz) i coraz niebezpieczniejszych czasach, stała jakaś krzywda. Zatem jeśli ktoś z was, jakimś cudem, jest w posiadaniu wolnych 20 dolarów, lub równowartości, a do tego kojarzy tę współczesną lingua franca, jaką jest mowa piratów z Wysp Brytyjskich, to polecam to: https://www.secureinfossl.com/affProgram/60-Minute-Self-Defense/92732/bezo001

Ten gość, nazywa się Damian Ross, naprawdę się zna, a ten serwis na temat realnego bicia brzydkich ludzi to mój ulubiony, obok TFT, i chyba w ogóle najbogatszy w treści ze wszystkich tego typu. Ja tam jestem Full Member od wieków, więc nie wduszam wam czegoś na oślep.

wtorek, marca 04, 2014

Nie ma tego złego, czyli Ukraina

Jeśli się ktoś spodziewał niezwykle głębokich analiz na temat ostatnich wydarzeń, to się rozczaruje. Albo przynajmniej będzie musiał nieco przewinąć w dół. Zacznę bowiem od czegoś raczej figlarnego niż głębokiego: od wyrażenia (głosem nabrzmiałym niską satysfakcją) radości faktu, że w wyniku tych wydarzeń może przez jakiś czas mniej pismaków (także tych "prawicowych", bo w innym przypadku skąd bym wiedział?) będzie używało określenia "Żelazna Kanclerz" w odniesieniu do tej tam Merkeli. Szczerze mnie to określenie wkurwiało.

* * *

Tak mi przyszło do głowy, kiedym się, jak tak często niestety, wciąż, czuł zmuszony zastanowić nad Rosją. A konkretnie nad tym, co z nią jest nie tak. Immanentnie. No i przyszła mi do głowy taka szpęgleryczna myśl, że być może spora część tego, co z nią jest nie tak, wynika z faktu, że (szpęglerycznie, a kto nie rozumie, niech wyciągnie wnioski!)... Rosja to PSEUDOMORFOZA sama w sobie. W sensie, że ona ma tę pseudomorfozę wbudowaną w samą swoją naturę.

Poniekąd jest to cecha wszelkich, jak myśmy to sobie tutaj zdefiniowali, Barbarzyńców. Zarówno typu A, czyli NAiwnych, jak i typu B, czyli ZBlazowanych. Czyli by to także, w jakimś stopniu, mogło dotyczyć Chin czy Arabów. (O tych co wiadomo, ale nielzia wspominać, nawet nie wspominając. Of course.) Rosja jednak ma to jakoś inaczej (choć ci ostatni... nieważne!).

Może z tego, że się znajduje na innym etapie cywilizacyjnego rozwoju? Czyli w tej (szpęglerycznie) przedkulturowej fazie? W każdym razie bardzo niesympatycznie to u niej wygląda. Choć przecież... 1. u tych co wiadomo też za fajnie nie wygląda, n'est-ce pas? 2. poszczególni ruscy wcale nie muszą być źli, nawet twarze niektórzych tych tam nieoznakowanych spetnazowców wydają się być całkiem dorzeczne. A jednak, skutek w przypadku Rosji, jest zaiste obrzydliwy.

A może Coryllus ma rację - Iwana IV Anglicy naprawdę podmienili i to by była taka HIPER-PSEUDOMORFOZA...? Co by poniekąd tłumaczyło, dlaczego to jest aż tak... Sami wiecie.

* * *

Znowu wspomniałem Coryllusa. Paranoja - gość nawet mnie nie czyta (choć parę razy zaszczycił mnie rozmową), a ja bez przerwy o nim... Jeśli ktoś z tego wnioskuje, że ja się uważam za odeń gorszego czy mniej wybitnego, to niech lepiej pomyśli raz jeszcze! Albo, alternatywnie, daruje sobie myślenie całkowicie.

Nie da się jednak ukryć, że tutaj, na tym gruncie - publicystycznym niejako - on naprawdę walczy, i to nie byle jak, a ja sobie jednym palcem lewej dłoni manipuluję od niechcenia szpadką, drugą ręką wysyłając esemesy i oglądając gołe baby (poniekąd ulubiony temat także i Coryllusa, choć w inny sposób) w sieci. Trudno więc się porównywać, bo z jednej strony autentyczny (publicystyczno-pisarsko-sieciowy) WOJOWNIK... Czy może raczej ROBOTNIK...

Gość, w każdym razie, który działa jak... Nie wiem co, ale imponujące jak cholera. I z niebylejakim skutkiem. A z drugiej zblazowany (jak Barbarzyńca B) dyletant, który ma to co robi w przysłowiowej dupie. (Swoją drogą, kto tu jest "niepiśmiennym francuskim baronem"? Hłe hłe! Nie żeby to w tym kontekście była akurat wielka zaleta, of course. Albo żeby wielu rozumiało o co chodzi.)

Skoro jednak już żeśmy znowu o Coryllusie napisali, i to, nie oszukujmy się, sporo, to może jeszcze. W kontekście Ukrainy...

* * *

Co do Ukrainy, to moje wrażenie, iż Coryllus mówi rzeczy bardzo interesujące i potencjalnie naprawdę istotne, ale jednak nie domyśla się nawet sedna zagadnienia, czyli w sumie grubo chybia, jeszcze się w ostatnich dniach, i po dwóch następnych jego tekstach, pogłębiło. No bo genetycznie modyfikowana żywność i firma Monsanto (o której, nawiasem, istnieniu dowiedziałem się dopiero z niedawnego tekstu Coryllusa)... Zgoda! Żywność w ogóle, słynne ukraińskie łany zboża... Jasne!

Różne tam inne sprawy geopolityczne... Swoją drogą, wczoraj u Kuraka znalazłem b. ciekawy linek do b. ciekawej analizy geopolitcznej jednego gościa co chodzi w sieci jako Zezorro. Polecam! Chodzi o te wizje i plany Brzezińskiego, który jako "Polak" zapewne psu na buty by się nie zdał, ale jeśli to naprawdę on wymyślił (a kto mógłby inny?), to głupi on jednak nie jest. (Inna sprawa, że Kurak na ten linek od razu się wykrzywił, mówiąc coś o "stręczeniu teorii maskirowski", czy jakoś tak. Paranoja! No a ja całkiem bym się od "teorii maskirowki" nie odcinał. Mimo wsio.)

Wracając do głównego wątku... Zgoda, wszystkie te sprawy (Monsanto, żywność, zachodni geszefciarze itd. itd.) są istotne, a my nie powinniśmy znowu się głupio napalać, podniecać, grzyźć sercem... Do czego mamy taką dziwną skłonność nie od dziś. (Plus grupy rekonstrukcyjne i inna martyrologia.) Jednak to nie zmienia sprawy, że, w moim przynajmniej rozumieniu, bez uwzględnienia - i to raczej jako NAJWAŻNIEJSZEGO - aspektu "wojny cywilizacji" (bez żadnego konkretnie Huntingtona, którego nawet nie czytałem, bo i  po co) się nie da.

Czyli odwiecznej - od czasu co najmniej tego nieszczęsnego Iwana IV zwanego Groźnym... Podmienionego przez Anglików czy też nie - TOTALNEJ WOJNY (nie)wypowiedzianej Zachodowi i wszystkim praktycznie jego wartościom (nie mówię oczywiście o Merkeli, Barrosie i "prawach gejów"!). Przez Rosję.

Totalna wojna od stuleci, totalna nienawiść i, co może najistotniejsze, TOTALNA POGARDA. I założenie, iż "szlachetniość to będzie to, co sami o sobie będziemy opowiadać, kiedy już zdobędziemy świat i nikt nie odważy się pisnąć nic, co by nam nie pasowało". (Może ktoś by chciał ten wątek sobie luźno kiedyś przemyśleć? Zachęcam!)

Monsanto to zapewne wyjątkowe dno, moja młodzieńcza miłość do US of A całkiem już wychudła (co najmniej od czasu Wojny Rozporkowej Clintona), co do dzisiejszej "Europy" i jej (?) Unii to chyba każdy, kto coś tu czytał, wie jakie jest moje na ten temat zdanie...

Ale jednak, o ile bardzo się w tej sprawie nie mylę... (A nie zwykłem się mylić - może dlatego, że tak kategorycznych opinii jak często Coryllus z reguły nie wygłaszam... Co może zresztą mieć tę przyczynę, iż nie mam aż tylu ślepo we mnie wpatrzonych wielbicieli i wyznawców.)

Więc jeśli się nie mylę, to jednak aspekt ten, że oto Rosja (która, nawiasem, jest dokładnie tak samo "lewicowa" czy "prawicowa", jak CCCP od czasów Stalina, to tak dla naszych licznych teoretyków) wyciągnęła kilka sporych kamieni tuż przy samym fundamencie tej, zaiste niezbyt już pięknej, ŚWIECKIEJ KATEDRY, w której cieniu toczy się całe Zachodnie życie. (Choć ta katedra powinna być post-gotycka, a więc raczej z cegieł.)

I oczywiście wszystkie te teksty o tym, jaki to Putin idiota, jak oderwany od rzeczywistości, jak na naszych oczach przegrywa, to albo skrajny idiotyzm, albo też robota ewidentnie agenturalna. (I akurat nie mówimy o CIA, choć właściwie, kto to może wiedzieć? Ale nie głównie o nich tym razem.) Putin rozegrał tę zgraję degeneratów, zwaną "Zachodnimi Elitami" jak chciał. Nie powiem "jak mistrz", bo nawet trudno to ocenić, wobec klasy przeciwników. Ale ograł tych żałosnych pedałów dokumentnie i bez większego wysiłku. Jak szczery profesjonalista.

A że wojny, jak Coryllus głosi, nie będzie...? Zależy jak ktoś definiuje "wojnę". Może być coś wyraźnie od jakiejś tam sobie wojny gorszego, szczególnie tu w Polsce. Zresztą, niezależnie od definicji - pewnie wprost porządnej wojny, światowej i takiej, która by sobie akurat u nas najbardziej, jak to one lubią, pohulała, na razie nie będzie, ale też bym na to miliona juanow przeciw czapce śliwek nie postawił.

Może głupi jestem, pewnie czegoś nie zrozumiałem w tej sfabularyzowanej przez Llosę biografii Casamenta, homoseksualnego konsula, co go potem Anglicy powiesili, a którą nam Coryllus, bardzo zresztą zgrabnie i interesująco, streścił, ale zaprawdę nie rozumiem - SKĄD można mieć tego typu pewności, jak to na przykład, że tam na pewno nie chodzi o ruskich imperialne zapędy i pragnienie wolności Ukraińców (do których mam zresztą swoje rodzinno-prywatne pretensje, a ja łatwo nie zapominam).

I jeśli to naprawdę jednoznacznie wynika z przygód tego nieszczęsnego Casamenta, to, cholera, dlaczego nikt mi tego nie umiał, przez dobrze ponad pół wieku życia i niemal tyle samo lat edukacji, wyjaśnić? Jak to się robi, żeby jedno z drugiego wynikało, i to tak zgrabnie, i to z taką absolutną, stuprocentową pewnością?

* * *

Swoją drogą (choć tego tematu już tu nie będę rozwijał tak, jak on na to, moim skromnym, zasługuje) największym problemem z większością TEORII SPISKOWYCH... Nie żeby teorie spiskowe były złe same w sobie, tego chyba nikt tutaj dotąd nie wyczytał.... Więc największym ich problemem jest zazwyczaj to, że zakładają one o wiele większe UPORZĄDKOWANIE tego świata, niż to w istocie ma miejsce.

Ci spiskowcy w wielu przypadkach musieliby mieć, w trudnych przeważnie warunkach, o wiele większą skuteczność od tego, co się na tym ziemskim padole osiąga. I tak na przykład... (Nie uwolnię się już od Coryllusa!) Kiedy w coryllusowym Misiu czyta się o ogromnych zaiste środkach, jakich wymagał taki marsz dzielnych husytów - z tysiącami wozów, znakomicie wyposażonych itd. - to każdy się zgodzi, że to wymagało sporych inwestycji, które, jak to inwestycje, musiały się jakoś, także w czysto finansowych kategoriach, "próbować" zwrócić. C'est la vie!

Tutaj Coryllus mówi rzeczy OGROMNE i na pewno ma rację. Jednak założenie, że KAŻDA herezja, że każda ludowa rewolucja czy choćby bunt, ma swoje źródło w machinacjach mafijnych finansistów, czy finansowych mafii, to, jak mi się widzi, gruba przesada! Różnica optyki między mną i Coryllusem jest taka, że on widzi historię jako partię rozgrywaną przez nielicznych potężnych (a do tego brutalnych i cynicznych, z czym się bez trudu zgodzę) graczy - NA GŁADKIEJ SZACHOWNICY...

Ja natomiast (ach, jakie to konserwatywne!) widzę raczej kotłującą się lawę, stałe zagrożenie, iż dany porządek szybko stoczy się do poziomu poniżej poziomu zdegenerowanego plemienia ludożerców, a wszelkie bunty, powstania, wojny i rewolucje nawet - mnie wydają się przedziwnie naturalne i oczywiste, i jeśli potrzebują jakichś przyczyn, to raczej nieco nieuwagi policji (tajnych, widnych i dwupłciowych), odrobinę sklerozy władzy (o którą, sklerozę, choć o władzę też zresztą, nie jest aż tak trudno)... I takie sprawy.

W związku z tym, choć szukanie finansowych przyczyn i wielkich, ukrytych za kulisami, graczy, uważam za bardzo celowe, użyteczne i sensowne, to jednak nie ograniczałbym się do tych jedynie przyczyn buntów, wojen czy rewolucji, a często właśnie koncentrowałbym się na tych o wiele "oczywistszych" - choćby nawet akurat były one oczywiste także i dla najnaiwniejszego "prawicowego" leminga.

Ale oczywiście mogę się mylić - co najmniej w rozłożeniu akcentów. Może rzeczywiście nawet i ja jestem bardziej naiwnym "prawicowym" lemingiem, niż mi się wydaje? (Nie spytam "jak sądzicie?", bo i tak żadnej prawie interaktywności tu już nie ma. Ale fakt - chętnie bym się dowiedział.)

triarius

środa, sierpnia 14, 2013

Remanenty lato 2013

Chętnie bym jeszcze dopisał odcinek czy dwa do tego ostatniego cyklu o agresji, i może to jeszcze zrobię, ale na razie różne takie pomniejsze sprawy, które mi chodzą po głowie.

* * *

(Biężaczka, łał!) Indyjski okręt podwodny zatonął właśnie w porcie, wraz z osiemnastoma osobami załogi. Przyczyna kompletnie nieznana. Jest to, jak się dowiadujemy z BBC, tragedia dla indyjskiej marynarki, bo ten okręt właśnie wrócił z Rosji, gdzie był przez całe dwa lata ekwipowany w najnowocześniejszy sprzęt.

I co? I nic. Nawet nie bardzo wiem, dlaczego mi się to wszystko wydaje, na swój ponury sposób, zabawne.

* * *

Stworzyłem kiedyś, a właściwie to chyba należałoby powiedzieć "odkryłem", koncepcję "Barbarzyńców", która rozszerza Spenglera. "Barbarzyńca" to taki Fellach, stanowiący część całej zgraji podobnych mu, ale nie siedzący sobie spokojnie na roli, rozmnażając się i kultywując Drugą Religijność, tylko dość mocno liźniętych dominującą Cywilizacją (czyli mocno poddany Pseudomorfozie) i kierowany przez własną elitę, jeszcze bardziej przez tę dominującą Cywilizację liźniętą i z tą Cywilizacją ostro rywalizującą.

Naprawdę nie wiem, czy to by działało z Kulturą, i czy w ogóle to pojęcie byłoby płodne i sensowne w odniesieniu do przeszłości i innych K/C, ale w stosunku do obecnego świata, z jego dominacją naszej Cywilizacji i robiącymi tej Cywilizacji coraz bardziej wbrew różnymi tam Chinami, Rosjami, Arabami, Niewymawialnymi (Bez Padania Na Twarz)... Wydaje mi się to zarówno sensowne i płodne. (Choć oczywiście tylko wyszkolony szpęglerysta cokolwiek z tego zdoła zrozumieć.)

No i ja tych Barbarzyńców podzieliłem na Barbarzyńców A i Barbarzyńców B. Wiedząc oczywiście, że to nie są bardzo marketingowo nośne nazwy, i że trzeba będzie kiedyś znaleść lepsze. I ta chwila właśnie, ludkowie rostomili, nadeszła! Nadeszła, bo parę dni temu zastanawiałem się nad kwestią Barbarzyńców i sam nie byłem pewien, którzy są którzy.

Tak więc od teraz "Barbarzyńcy A" otrzymują kokieteryjną nazwę "Barbarzyńcy Naiwni", a "Barbarzyńcy B" - "Barbarzyńcy Zblazowani". Oczywiście te dawne literowe nazwy nadal mogą być stosowane, ale ja sam nie gwarantuję, że bez problemów będę od razu wiedział, które jest które.

P.T. Szeroka Publiczność i tak nic z tego nie rozumie, a rasowy szpęglerysta rozumie wszystko bez wyjaśninia. Wyjaśnię jednak ludziom ze strefy pośredniej, jeśli tacy istnieją, że "Barbarzyńca Naiwny", czyli "A", to taki Barbarzyńca, który jeszcze NIE MIAŁ SWOJEJ WŁASNEJ K/C, zaś "Barbarzyńca Zblazowany", to taki, który ją miał i potem został Fellachem, tylko go z tego słodkiego snu (Drugiej Religijności, rozmnażania i pracy na roli) jakieś niespokojne i ambitne elity wybudziły.

Nasz błyskotliwy bonmot w tej nowej szacie będzie brzmiał następująco: "Barbarzyńcy Naiwni to Chór Aleksandrowa, Barbarzyńcy Zblazowani to Opera Pekińska".

* * *

Każdy chyba kojarzy, co to jest "Zasada Pareto". Ktoś nie kojarzy? No to to jest takie coś, że zawsze 20% wysiłku przynosi 80% rezultatu, a pozostałe 80% przynosi 20% rezultatu... I że 20% pracowników robi 80% roboty... Itd., można w nieskończoność wymyślać nowe warianty.

Oczywiście nikt dokładnie tych 80 i 20 procent nie zmierzył, i nie o to tu chodzi. Zasada ta jest niegłupia, nieźle się w realu przeważnie sprawdza, choć oczywiście nie ma tu żadnej wielkiej magii - jest zaś dość zabawne upozowanie sprawy, która, kiedy się chwilę pomyśli, staje się dość oczywista, na "naukowe prawo". Z liczbami i statystyką - łał!

Jest to jednak, jako się rzekło, dość sensowna zasada i lubi się sprawdzać. Dlaczego ja o tym? Bo parę dni temu widziałem gdzieś argument, że znaczna większość muzułmanów sprowadzanych do krajów Zachodu pilnie pracuje i ani o zasiłkach, ani o paleniu samochodów, ani o terroryźmie nie myśli. No i sobie pomyślałem - "i co z tego?" Nawet gdyby to była prawda, w co nieco wątpię, to i tak, zgodnie z Zasadą Pareto, Zachód ma problem. Problem o który sam prosił.

Zasada Pareto nie byłaby sobą, gdyby stosowała się jedynie do muzułmanów i wydajności pracowników. Można ją także bez trudu i z dobrym skutkiem odnieść do nieszczęsnej Polski: być może nawet i 80% platfąsów, w świetle obecnie obowiązującego prawa ("prawo rzymskie", hłe hłe!) nie powinna otrzymać długoletnich wyroków.

Co z tego, skoro pozostałe 20% ostro zapracowuje nie tylko na swoje wyroki, ale także na to, by cała Platforma powinna być uznana za organizację przestępczą? Czego sobie i wszystkim serdecznie życzę, z nadzieją, że na uznaniu się nie skończy.

* * *

A, jeszcze to... Wielki rwetes się zrobił, bo jakaś nastolatka gdzieśtam, pod wpływem jakiegoś Facebooka czy Twittera, popełniła samóbójstwo. Oczywiście te ujadania to, u tych mniejszych propagandzistów, głupota, a u tych większych - perfidna manipulacja.

Gdybyście ludzie wiedzieli, co się działo w moich czasach na przerwach i po lekcjach, to byście zapłakali! Na pewno żaden Facebook z tym się nie może równać - choćby dlatego, że wirtualny, a tam chodziło o walenie po mordach i inne takie. Czy kiedyś nastolatki nie popełniały samóbójstw? Ależ popełniały zawsze i na pewno szybko to się nie zmieni.

Oczywiście, jak zawsze, jak na przykład w przypadku rzekomego polowania na pedofilów (z jednoczesnym lizaniem Cohn-Bendintów i Polańskich po tyłkach), chodzi o inwigilację i totalną kontrolę. Internet im bruździ, ludzie mniej przejmują się gazetami, nawet telewizją też trochę mniej, dowiadują się różnych rzeczy, których waadza, gdyby to od niej zależało, nigdy by im nie powiedziała... Więc każdy pretekst jest dobry, żeby to ukrócić.

A że leberalne media żerują na sensacjach, nieraz własnoręcznie je kreują, oraz że skutecznie już obniżyły - razem z powszechną "edukacją" - poziom swojej publiki, to też fakt.

triarius

P.S. A to tutaj znowu nikogo nie ma powodu interesować, ale ja przeprowadzam esksperyment i potrzebuję linków. Tak więc... Hey, you there! Click to buy Jamorama. Thank you and God bless!

czwartek, maja 03, 2012

Bobry i anakondy

Ten wpis dedykuję jednej mojej znajomej, która od dawna przekonuje mnie, że wrogowie i przyjaciele w polityce się zmieniają, a USA to dokładnie taki sam (jeśli nie gorszy) wróg Polski jak Rosja...

Na co ja odpowiadam, że jednak nie. Że Rosja to coś zupełnie specjalnego, nie mówiąc już o tym, że tuż obok, że ma tu wciąż taką ilość swoich... Od Wajdy z... jak się ten pajac nazywa...? Olbrychski chyba... Od tych, po Jaruzelskich i Komorowskich, z całym WSI na dodatek i nie tylko.

To jednak nie tylko to. USA faktycznie podbija świat i wszystkie te hamburgery, hollywoodzkie filmy i Myszki Miki to dla spenglerysty w sumie takie samo imperium, jak każde inne, ale jednak to działa wolniej od łagrów i kul w potylicę, i jeśli już człowiek musiałby wybierać, to także jest nieco milsze.

Poza tym USA podbija w ten sposób CAŁY świat, a nie akurat jakoś szczególnie Polskę. Gdzie oczywiście mamy problem z bezczelnymi żydowskimi roszczeniami i innymi tego typu sprawami, ale nawet to jednak nie całkiem jest tym samym co wspomniane kule i łagry. 

Rosja jako państwo, jako państwowa idea, jako wizja świata i wizja swojej w nim roli, to absolutny NIHILIZM i pogarda dla wszystkich zachodnich wartości. Im lepsze, większe, ważniejsze - dla nas, ale także, mam nadzieję "obiektywnie" - są te wartości, tym większą nienawiść wzbudzają one w prawdziwym rosyjskim polityku... I co gorsza - także w każdym gorącym rosyjskim patriocie!

Z wyjątkiem oczywiście tych prozachodnich, którzy od stuleci tam istnieją i którym się od stuleci wydaje, że ten liberalny świat, któremu od dawna już Ameryka przewodzi i daje wzorzec, to cel do którego trzeba absolutnie dążyć i w ogóle ziemski raj. Ale ci zawsze jakoś przegrywają z tamtymi - tymi, którzy Zachodu nienawidzą i nim gardzą, Rosję zaś uważają za tym cudowniejszą sprawę, im bardziej obrzydliwą w oczach Zachodu przybiera formę.

Ma to oczywiście jakiś tam pokrętny związek z tym, że Rosja, i jej wciąż niewykluta Kultura (spenglerycznie mówiąc, mówiąc prosto - cywilizacja) od stuleci, a konkretnie od Piotra I, znajduje się w pseudomorfozie, właśnie w stosunku do Zachodu. Ta więc nienawiść daje się w sumie dość łatwo zrozumieć, ale jej konkretniejsze przejawy już nie. Nie człowiekowi Zachodu w każdym razie.

Dla jakichś innych - ani Rosjan, ani ludzi Zachodu - ten nihilizm w stosunku do wartości Zachodu zapewne nie jest aż tak rażący. Nie raz więc może być traktowany jako sprzymierzeniec w walce z Zachodem i narzucanej przez niego całemu praktycznie światu pseudomorfozie (jeśli nie gorzej, bo wiele wskazuje, że te zdominowane cywilizacje już się nigdy nie mają szansy podnieść), innym zaś razem jako coś obcego i nie do wytłumaczenia.

Sporo by można jeszcze na temat tej tajemniczej rosyjskiej duszy - a raczej tajemniczej duszy rosyjskiej polityki i rosyjskiego państwa (jak by się ono aktualnie nie zwało), ale to może innym razem. (Swoją drogą niedawno w Nowym Państwie opublikowano b. interesujący tekst Mariana Zdziechowskiego, sprzed pierwszej wojny światowej jeszcze, właśnie na ten temat. Polecam!)

I co z tego, spyta ktoś, że Rosja nienawidzi, gardząc nimi jednocześnie, zachodnich wartości? A to, odpowiadam, iż w tym sensie to Polska rzeczywiście jest częścią "łacińskiej kultury", że opiera się na zachodnich, w znaczniej mierze w jakimś tam sensie rzeczywiście "łacińskich", wartościach.

W odróżnieniu od wielu piewców różnych sarmatyzmów i słowiańskości, ja skłaniam się do poglądu, że większość z tego, co dobre w naszej historii, a także w naszej teraźniejszości, to jednak ta zachodniość. Czy, jeśli ktoś woli, "łacińska cywilizacja". A w każdym razie sposób, w jaki adaptowaliśmy ją z trudem to tych naszych trudnych peryferyjnych i niebezpiecznych warunków. Reszta to w znaczniej mierze Szela, Komóra i P*kot!

Na zakończenie i w skrócie pojadę Ardreyem i powiem tak: Rosja jest jak drapieżnik, który żadnego mięsa tak bardzo nie lubi, jak polskie, a do tego ma super warunki, żeby właśnie to mięso sobie upolować. Dla Rosji upolowanie Polski to sprawa żywotna i po prostu WAŻNY CEL. (Dla mnie to zresztą raczej nie tygrys czy lew, a coś obrzydliwego, jak np. anakonda, która obślini i będzie połykała przez długi, długi czas.)

Ameryka to oczywiście nie jest żaden chór anielski i swoje także ma za pazurami, ale to raczej coś takiego, przynajmniej w porównaniu z Rosją, jak bobry potrafiące swymi tamami i groblami powodować powodzie. (Czy to prawda z tymi bobrami, czy też nie, nieważne! Zakładamy, że tak jest.)  Pewnie nie ta skala, tylko o wiele większa, ale to jakoś tak. Albo powiedzmy stonka ziemniaczana, czy stado pawianów, niszczące plony.

A Niemcy, spyta ktoś? A Anglia? A jakiś inny muzułmański fundamentalizm? A Unia Europejska wreszcie? Te rzeczy dla mnie są gdzieś POMIĘDZY amerykańskimi bobrami (stonką, pawianami) i rosyjską anakondą uzależnioną od polskiego mięsa. Niemcy stosunkowo (choć z mniej demonicznych powodów) blisko anakondy. Anglia bliżej bobra. Unia anakondy... Itd.

triarius

P.S. Kapitalizm to Socjalizm burżujów.