Pokazywanie postów oznaczonych etykietą agenci. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą agenci. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, czerwca 02, 2008

Zdrajcy wcąż jeszcze za swe zbrodnie nie zapłacili, za to ja mam problem...

W tytule jest, że mam problem. O jaki chodzi? O taki mianowicie, że jak wsadzę adekwatny plakacik czy bannerek na temat przypadającej jutro rocznicy, to będzie to - wraz z całym stadem często tych samych plakacików i bannerków - występować w różnych agregatorach. Wot problema! Ale w sumie nie moja problema.

Cóż, tak czy tak, wypada umieścić, a poza tym one są naprawdę śliczne! Gdyby wszystko tak wychodziło naszej prawicy jak Yarrokowi te obrazki, bylibyśmy wielcy, a zdrajcy przemykaliby się w najlepszym przypadku po kątach, jeśli nie dyndali na gałęziach. Oto w każdym razie jeden z tych słusznych, pięknych i aktualnych obrazków:



Plakat Walesa2


Na pohybel zdrajcom! Zaś więcej podobnie udanych obrazków na ten sam temat tutaj i tutaj.


triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

niedziela, maja 20, 2007

Czy ja wszystko muszę pisać własnoręcznie?

Nie muszę przecież wszystkiego pisać własnoręcznie, prawda? Szczególnie, że inni ludzie ujawniają naprawdę fascynujące sprawy i piszą bardzo interesujące teksty.

Najpierw uczestnik Forum Frondy o pseudonimie smok5 ujawnia, jak działają u nas badania opinii publicznej.


Jak sondownia GFK Polonia przeprowadzila u Smoka wywiad

Zdarzenie mialo miejsce w sobotnie popoludnie. Zadzwonil telefon. Smok podniósl sluchawke i uslyszal panienke o cieplym aksamitnym glosie. Dziewcze przedstawilo sie ,ze dzwoni z GFK Polonia i zapytalo czy moze przepytac smoka na temat "sytacji polityczno spolecznej w kraju". Smok zwierze polityczne -uradowane ,ze po 45 latach zycia ma szanse uczestniczyc w swoim pierwszym sondazu odpowiedzial ochoczo - tak!. Pierwsze pytanie panienki o wyksztalcenie i -smok odpowiada - wyzsze. Panienka notuje. Panienka w drugim zadaje ciezkie pytanie "jakie ugrupowanie pan popiera ?" Smok odpowiada - PIS, po stokroc PIS.:) Panience odebralo mowe. Po chwili odpowiada zmrozonym glosem formulke " a to przepraszam, jest pan w grupie osób na których badania juz nam sie skonczyly" ... i zanim smokowi zdazyla opasc kopara rozlaczyla sie. Smok teraz ma dylemat -czyzby limit wyborców PISu z wyzszym wyksztalceniem sie szybciej wyczerpal niz taka samo wyksztalcona grupa zwolenników np ryzego thuska - i to znaczy nas kaczystów po politechnikach i innych takich jest wiecej niz ich thuskomaniaków? Zostaje jeszcze druga ewentualnosc- wszystkie to sondaze sa manipulowane na kazdym etapie ich sporzadzania. Wniosek jest jeden - smok o sondazach wyrobil sobie zdanie na wieki wieków amen.

Potem smok5 na pytanie innego forumowicza uzupełnia w innym poście:

Pierwsze pytanie o wyksztalcenie, drugie brzmialo chyba "popierane ugrupowanie polityczne , partia" - moze chodzlo o to bym wymienil "ruch NRD"? Po odpowiedzi "PIS" ankieterka niespodziewanie podziekowala. Adreanalina mi tak podskoczyla, że chcialem zadzwonic do tej calej manipulatorowni.


Oryginał tutaj: http://forum.fronda.pl/?akcja=pokaz&id=1052583#p1052626.

I jeszcze bardzo sensowny tekst, który znalazłem na prawica.net:


Janusz Sanocki

Przypadek Kubusia Puchatka

Reporter „Rzeczpospolitej” dziwi się, że katowicka prokuratura, prowadząc kilka lat temu śledztwo w sprawie wręczenia łapówki Barbarze Blidzie przez „Śląską Aleksis” nie wykryła przestępstwa, które było oczywiste.

„Aleksis” czyli Barbara Kmiecik, zajmowała się handlem węglem, Blida mogła załatwić dojścia w kopalniach. Cóż więc dziwnego w tym, że Kmiecik w 1998 r. darowała Blidzie 100 tys. złotych „na remont willi”. Oficjalnie miała w tej willi wynajmować pomieszczenia, ale oczywiście nie wynajmowała.

Śląscy prokuratorzy oczywiście nie dopatrzyli się w tym nic dziwnego. Przecież ludzie dają sobie darowizny tu 100 tys., tam milion. Polska to kraj ludzi dobrego serca gotowych wspierać bliźniego w potrzebie. Masz willę do remontu – na pewno ktoś ze znajomych da ci stówę albo dwie na remont, potrzebujesz nowego auta – już za progiem czeka diler, żeby gratisowo dać ci nowego mercedesa „na jazdy próbne”.

Tak to u nas jest, tylko dziwne, że nikt z nas, zwyczajnych ludzi nie spotyka na swojej drodze takich dobroczyńców, a zawsze zdarza się to ministrom, prezesom państwowych spółek, dyrektorom departamentów. I dziwne, że ci dobroczyńcy, całkowicie bezinteresownie wspierający owych borykających się z materialnymi trudnościami ministrów, prezesów i dyrektorów dostają później dziwnym trafem koncesje, wielomilionowe kontrakty.

Ale wcale nie jest już dziwne, że prokuratura nigdy nie dopatrzy się związku między jednym, a drugim zjawiskiem. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby jakiś poważny przypadek korupcji w Polsce wykryła prokuratura. Jak do tej pory od wykrywania korupcji są dziennikarze.

W przypadku willi Blidy i dotacji (czytaj: łapówki) jaką była minister dostała za usługi, prokuratora sprawę umorzyła. Prokurator Ocieszek, który śledztwo prowadził, jest obecnie wiceszefem ABW i był przed domem Blidy w godzinę po wejściu tam funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

W żaden sposób nie mógł w godzinę dojechać z Warszawy, co znaczy, że to on nadzorował przeszukanie domu Blidów. Dziwnym trafem funkcjonariusze ABW wchodząc do domu Blidów popełnili wiele rażących błędów. Nie odebrali Blidzie pistoletu, nie przeszukali pomieszczeń i samej podejrzanej co w konsekwencji umożliwiło samobójstwo byłej minister. Zniknął niewygodny świadek, który być może wiele mógł powiedzieć na temat „mafii węglowej”. Teraz po śmierci Blidy łatwiej będzie można aferze węglowej ukręcić łeb.

Być może więc prokurator Ocieczek pojawia się w tej sprawie nieprzypadkowo, ale nie to nas tutaj interesuje. Interesuje nas stopień słabości państwa polskiego, czego paraliż prokuratury jest najlepszym przykładem.

Co jest źródłem tej słabości i czy Kaczyńscy są w stanie zbudować IV RP w sytuacji, gdy nic nie działa, a wszystkie instytucje mają swoich Ocieszków?

Tajni współpracownicy SB znaleźli się w Trybunale Konstytucyjnym, TW był doradca ministra Ziobry, a szef stołecznej policji zamieszany był w sprawę zabójstwa działacza opozycji. To tylko przypadki ze świecznika. Gdybyśmy takich donosicieli, uwikłanych we współpracę z SB sędziów, prokuratorów, nauczycieli akademickich, księży, dziennikarzy wyciągnęli na światło dzienne – zaraz w Polsce stałoby się jaśniej.

Jasne stałyby się powiązania, zrozumielibyśmy skąd wzięły się te majątki, nie dziwilibyśmy się dlaczego w jednych sprawach prokuratura umarza, a w innych zawzięcie ściga itd.itp.
Byłby to zapewne wstrząs, ale bez ujawnienia wszystkich tych powiązań nigdy Polska nie będzie państwem prawa i nigdy żadnej gospodarki rynkowej nie zbudujemy.

Tymczasem lustracja utknęła w Trybunale, który sam powinien być zlustrowany. Skala zjawiska okazała się bowiem przekraczać wszystko czego można się było spodziewać. Jest całkiem jak w przypadku Kubusia Puchatka, który zajrzał do swojej teczki w IPN-ie i żali się potem Krzysiowi:

- Że Prosiaczek na mnie donosił, nie dziwię się bo to jednak świnia. Że Kłapouchy też nie, bo to osioł. Tygrys jest lekkomyślny – ale żeby Miodek!?

Oryginał tutaj: http://prawica.net/node/7157.


triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

niedziela, maja 13, 2007

Polskiego piekła nie będzie

Czy ktoś z Państwa zastanawiał się dlaczego te wszystkie zdecydowanie antylustracyjne dotąd siły - do których dołączam także Platformę Cieniasów, mimo wielu jej deklaracji to the contrary - tak skwapliwie godzą się teraz na całkowite (lub niemal całkowite) ujawnienie zasobów?

Kilka przyczyn jest stosunkowo oczywistych: zwłoka, jakiej zrealizowanie tego radykalnego projektu będzie wymagało, wydaje się najoczywistszym. Kiedy toczy się walka, w której idzie nam nie po naszej myśli, zawsze warto grać na czas, przewlekać, czekać na nieoczekiwaną zmianę losu. Porównania z meczem piłkarskim nie są tu oczywiście specjalnie adekwatne - tutaj bowiem żaden sędzia nie gwizdnie na zakończenie meczu po 90 minutach, choćby dodawszy do nich nawet 5 minut za przestoje. W dodatku wiadomo przecież, że obecna koalicja siedzi dość chwiejnie na swej wysokiej gałęzi - po pierwsze atakowana na wszelkie sposoby przez rodzimą opozycję, agentów i całą masę różnych lepiej lub gorzej zakamuflowanych obrońców III RP, po drugie zaś stale narażona działania ze strony "Europy", która, mówiąc oględnie, orgazmu na myśl i Kaczyńskich nie dostaje.

Jest też zapewne przekonanie, że skoro teczki tych NAPRAWDĘ ważnych dotąd się nie ujawnily, w każdym razie nie na tyle kompromitujące (czytaj "pełne"), by kogoś doszczętnie skompromitować, to widocznie jednak ich na terenie Polski nie ma. Są oczywiście w Moskwie i zapewne nie tylko tam, ale zabezpieczenie się przed nimi nie wymaga przecież blokowania lustracji.

Najbardziej interesującym jednak powodem, dla którego ci wszyscy ludzie - umaczani przecież w ogromnym procencie po uszy w komuniźmie z jego zbrodniami, w agenturalności i w aferach - nie oponują przeciw ujawnieniu archiwów ubecji, jest to, że po prostu wiedzą, że bardzo niewiele wyniknie z tego dla nich zagrożeń czy przykrości. Polacy to ludek dobrotliwy, a w każdym razie mający bardzo krótką pamięć i z łatwością dający odwrócić swą uwagę w pożądanym kierunku. Po prostu trzeba mieć dostęp do mediów, a najlepiej pełną nad nimi władzę.

Wtedy, niczym na rodeo, gdzie poprzebierani w pstrokate łachmany klauni odwracają uwagę byka, kiedy kowboj ma jakieś problemy, się ogłosi jakiś sukces Gołoty, jakiś nowy "Taniec z Gwiazdami", dla poważniejszych jakąś nową aferę (czemu nie z udziałem Braci Kaczyńskich i Anety K.?)... I tyle, ludek przestanie się sprawami czyjejś agenturalności zajmować. W końcu, gdyby go to naprawdę interesowało, gdyby był w dodatku zdolny do wzięcia komuny za pyski, to by przecież nie przełknął Okrągłego Stołu, Grubej Kreski, no i nie dałby się tak dziecinnie łatwo przynęcić obiecanym mu przez płatnych i po prostu durnych euroentuzjastów czekającym go w zamian za utratę niepodległości rogiem obfitości.

Zbyt ogólne? Zapewne zgoda. Przydałby się jakiś konkret, jakiś dowód? Fakt, chyba by się przydał. A więc przejdźmyż do konkretów...

Co by Państwa zdaniem się wydarzyło, gdyby się nagle okazało, iż Premier "Jedynego Prawicowego Rządu III RP pomiędzy rokiem 1992 a 2005" był esbeckim agentem? Rozpętałaby się burza, tak? Otóż ja twierdzę, że nie stałoby się ABSOLUTNIE NIC! Głupoty opowiadam, tak? No to proszę słuchać...

Parę lat temu, może ze cztery albo trochę więcej, oglądałem sobie na lokalnej gdańskiej telewizji wywiad z byłym premierem Buzkiem. Niezwykle przymilnie nastawiony do swego rozmówcy dziennikarz (który przeprowadzał także b. czułe wywiady z Lechem Wałęsą, chodząc z nim w tym celu m.in. na ryby) poruszył w pewnej chwili kwestię deklaracji o współpracy z SB, którą były premier podpisał był w tzw. stanie wojennym. Wszystko w jak najuprzejmieszej atmosferze, żeby było jasne. Praktycznie wkładając byłemu premierowi słowa w usta, dziennikarz ten tłumaczył, że prof. Buzek, działając ostro w podziemiu, nagle był zmuszony podpisać zgodę na współpracę z SB, ponieważ jego córka bardzo potrzebowała zagranicznego lekarstwa.

Obaj panowie bez cienia trudności zgodzili się, że było to postępowanie absolutnie naturalne, wytłumaczalne, a jakiekolwiek krytyki byłyby tutaj calkowicie nie na miejscu. Po czym już nie pamiętam, co było - albo najspokojniej w świecie zmienili temat, albo też najspokojniej w świecie program się zakończył.

Ja, jako człek prymitywny i mściwy, rozumiejąc wprawdzie milość do dziecka (w dodatku przyszłej chyba gwiazdy i aktorki grającej nawet u Wajdy, wow!), odczuwałem jednak pewien niedosyt i pewien głód informacyjny. Pewien znakomity, już nieżyjący od dawna zresztą, dzialacz podziemnej Solidarności w tzw. stanie wojennym, powiedział mi kiedyś w rozmowie, że "jeśli tylko nie ścisną mu j.j w szufladą, to na pewno na współpracę nie pójdzie". Ja sam być może złamałbym się jeszcze nieco wcześniej, to kwestia odporności na ból i przywiązania do rodowych klejnotów.

Tym niemniej jednak naprawdę bym nie chciał, by ode mnie w tej sytuacji nie oczekiwano żadnego oporu, bym np. wiedział, że mnie pogłaskają po główce za pójście na współpracę, bo mi zagrożono uderzeniem pałką po plecach. W takiej podziemnej organizacji, sorry, ale nikt by chyba nie chciał działać. Co nawiasem mówiąc sugeruje, do czego ci wszystcy łatwo wybaczający zdradę dążą w sprawach polskiej obronności. Fakt, ze "Europa" nie będzie broniona z ani o włos większym poświęceniem na razie nie jest dla mnie wystarczającą pociechą.

W sprawie byłego premiera jest tak: Dobra, mogę się zgodzić, że podpisał. Jeśli, jak twierdził, naprawdę nie współpracował, to niech mu tam. Choć trochę się tym ubekom dziwię, że załatwili mu ten lek dla córki nie czekając nawet to pierwszego realnego wykazania się nowego współpracownika. Byliżby aż takimi idiotami? Czy był to raczej humanizm? (Warto by było może spytać o opinię red. Maleszkę.)

Podpisał, ale nic dalej nie robił... Nie zawiadomił więc także o fakcie oficjalnej zgody na wspópracę kolegów i współpracowników z podziemia? Dziwne, wydawałoby się, że to absolutnie niezbędny warunek, by człowiek, który podpisał, mógł nada być uważany za porządnego! Plus oczywiście całkowite odsunięcie się od jakiejkolwiek dalszej działalności konspiracyjnej - to się chyba rozumie samo przez się. O tym jednak także żaden z miło konwersujących przed kamerami gdańskiej telewizji panów nie wspomniał. Dziwne... Podpisał, lekarstwo dostał, nikomu z kolegów z konspiracji słowa nie powiedział, nadal brał we wszystkich tych nielegalnych działaniach udział, a SB nie miało z tego cienia korzyści, najmniejszej informacji... Naprawdę są rzeczy na niebie i ziemi, o których się nie śniło nawet filozofom!

No dobra, to by było na tyle. Mógłbym to teraz podsumowywać na setkach stron, ale wszystko w zasadzie jest jasne. Były ("prawicowy") premier przyznał się do - takiej czy innej, trudno nam niestety dokładnie określić jej typ i zakres - współpracy z SB w stanie wojennym. Nie pofatygował się skladać wyjaśnienia, które mogłyby go niemal całkowicie oczyścić. Po co? Nikt inny nie zadał sobie trudu postawienia mu tych pytań. Po co? Tyle jest ważniejszych i bardziej interesujących spraw, prawda? A skoro tak, to dlaczego przypuszczać, że całkowite otwarcie esbeckich archiwów wywoła cokolwiek więcej, niż dwa lub trzy dni mało sensownej, jałowej i nikomu w sumie nic szkodzącej gadaniny?

Nie rzucam żadnych oskarżeń, bo nie wydłubałem znikąd żadnych tajnych materiałów, nie podrzucono mi też żadnej tajnej teczki (jak chyba wygląda ogromna większość "dziennikarstwa śledczego" w naszym kraju). Nie oskarżam byłego premiera, bo być może postąpił zgodnie z zasadami przyzwoitości, tylko mnie to z jakichś niewyjaśnionych przyczyn umknęło. Prędzej już chyba oskażałbym nasze media, a konkretnie dziennikarzy, którzy, o ile wiem, nie pofatygowali się do byłego premiera, aby prosić go pilnie o odpowiedzi na zasygnalizowane tu przeze mnie pytania. Nie ma też oczywiście pretensji to Polaków, że ich te sprawy nie interesują - w końcu nie wypada śmiać się z...

Nie, nie będzie żadnego medycznego epitetu, po prostu przyjmę, że absolutnie nikt nie oglądał tego wywiadu w lokalnej gdańskiej telewizji. Nawet kamerzyści mieli z pewnością korki w uszach, widać taka była wtedy moda w eleganckim świecie. Nurtuje mnie tylko jedno pytanie - skoro absolutnie nikt takich programów nie ogląda, to po co się je za nasze pieniądze produkuje? Żeby sobie jeden redaktor mógł połapać ryby wspólnie z Lechem Wałęsą? A bez kamer i mikrofonów by się nie dało? Ale to tak na marginesie, widać długoletnia lektura "NCz!" zostawiła jednak we mnie jakieś ślady.

A więc Drogi Czytelniku - żeby jeszcze przed końcem wrócić do głównego wątku i sensownie ten długi tekst podsumować - jeśli jesteś jeszcze ze mną, to chyba nie masz już cienia wątpliwości, że ŻADNEGO "POLSKIEGO PIEKŁA" z powodu otwardzia teczek NIE BĘDZIE! A w każdym razie na pewno NIE DLA UBEKóW I ICH AGENTóW. Czemu by więc tow. Olejniczak z herr Tuskiem mieli protestować?

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.
P.S. Przypomniało mi się zbyt późno (taki esprit d'escalier - w końcu nie tylko tow. Geremek zna francuski, choć mnie akurat za naukę nie płaciły komunistyczne służby) więc tu dopiszę w post scriptum. Oczywiście nowonawróceni zwolennicy otwarcia WSZYSTKIEGO dodatkowo nie muszą się niczego bać, bo Trybunał Konstytucyjny już pokazał, że się na nic takiego nie zgodzi. Zaś Cieniasów nikt przecież nie zmusi do przyłożenia ręki do zmiany konstytucji, która by lustrację umożliwiła. Gadać różne rzeczy można, ale dobrowolnie stryczek na szyję?

P.P.S. Jeszcze jedna ważna kwestia pozostaje w zasadniczym watku poruszonym w tym tekście. Otóż Jerzy Buzek, jeśli był umaczany, choćby tylko minimalnie - a do tego przecież się sam publicznie i bez bicia przyznał - nie miał po prostu prawa przyjmować stanowiska premiera. A przyjąl je, nie będąc w dodatku jedynym kandydatem, po prostu ten drugi był "zbyt prawicowy". (Nie był to przypadkiem Wyszkowski? Ktoś na "W" w każdym razie i chyba profesor.)

P.P.P.S Ten wywiad chyba miał miejsce więcej, niż cztery lata temu. Może z sześć.