Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Angela Merkel. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Angela Merkel. Pokaż wszystkie posty

środa, sierpnia 14, 2019

Myślęta (lato 2019)

Bzdurny jest pogląd, że taki ktoś jak Merkela karierę mógłby zrobić dopiero w tej epoce - bowiem w czasach, gdy osmolone rondle szorowano piaskiem, Merkela byłaby bezcennym skarbem w każdej kuchni!

* * *

Teraz coś hiper-aktualnego, ale z ach-jakże-głębokim zagajeniem... Prawica Pospolita Odmiana Ogrodowa nie znosi psychologii i wszystkie działania swoich (a często i naszych przy okazji) wrogów sprowadza do wrednego charakteru i forsy (tzw. "syndrom Nalewek"). Inaczej Tygrysizm, który przypisuje naprawdę znaczną wagę do takiego czegoś w zachowaniach lewizny, z targowicą włącznie, co by można określić jako "psychologiczne poczucie słuszności und szczere oburzenie".

To trochę coś, jak ów aksjomat z NLP, że "każdy postępuje słusznie zgodnie z własnym przekonaniem i własną hierarchią wartości". (Co naszym, tygrysicznym zdaniem jest w 95% prawdą, ale istnieją jednak Maleszki i P*koty tego świata, o czym nie można zapominać. Choć na poziomie meta... Ech, filozofia!)

No więc sprawa tego Neumanna (czy jak on się tam pisze), co on kantował w swoich zeznaniach majątkowych. Ludzie się dziwią... Że oburzają, to zrozumiałe, ale dziwią też, bezczelności Platformy, targowicy i samego Neu... jak mu tam... że tę sprawę lekce-sobie-ważą i próbują ignorować... A przecież nie po to robiło się na każdym kroku oszustwa na miliardy, żeby teraz przywiązywać wagę do takich dupereli, że się komuś np. 30 głupich tysięcy na samochód pojawiło z dnia na dzień!

Prawda ludzie? No to macie tutaj kolejny przykład wyższości Naszej Tygrysicznej Myśli nad... Tym tam smętnym, co wiecie.

* * *

B. głębokie myśli mnie przed chwilą naszły... (U mnie tak to działa.) Wokół tego motywu, że KK skutkiem swego koszmarnego V2 stał się, bo właśnie taki był cel, częścią liberalnego światowego systemu. Czyli z czegoś stojącego jednak (niechby i "akceptując demokrację, ach!" i te rzeczy, tylko co to właściwie dzisiaj znaczy "demokracja", że spytam?) OBOK (choć po prawdzie powinno być PONAD!), wcielił się w samo to post-oświeceniowe, globalistyczne coś, co nas tak skutecznie uszczęśliwia.

No i, nie będę tutaj przedstawiał całego toku myślenia, ale skutek powyższego jest m.in. taki, jak w przypadku owych nauczycieli, którym szczeniaki zakładają na łeb kosze od śmieci i potem rozsyłają takie filmiki po cieci. Czyli psychologia (again!): jesteś niby integralną częścią groźnego i niewzruszonego systemu, ale ewidentnie stanowisz jego słabiutką część, słabszą od zgrai rozwydrzonych i nudzących się, a do całości systemu mających swoje wątpia (choćby dlatego, że system nie dość radykalnie prze do przodu) pętaków...

No i skutek taki, jaki właśnie oglądamy. I oglądać na pewno nie przestaniemy aż do samego końca... Czyjegoś, obawiam się, że wiem czyjego. (Da się to zrozumieć bez wyższych studiów ze Szpęgleryzmu Stosowanego?)

triarius

środa, lipca 10, 2019

Bonmot trywialnie merkeliczny

Że Europą rządzi dziś ktoś taki, jak Merkela, jest dla mieszkańców tej Europy po prostu upokarzające i nawet może wywołać lęki z moczeniem nocnym i jąkaniem (jako SYMPTOM oczywiście przede wszystkim)... Jednak fakt, że taki ktoś rządzi akurat nabardziej w Niemczech, a nie np. nowy avatar tego, no... albo tego drugiego, co to... wiadomo... to dla Polski akurat bardzo korzystne.

(Trywialna w sumie myśl? Ależ absolutna zgoda! Jednak ktoś to w końcu musiał głośno powiedzieć, n'est-ce pas?)

triarius

niedziela, listopada 19, 2017

Z przeproszeniem skunksa

Istnieją powody, by mniemać, że największym osiągnięciem w dziesięcioletniej karierze (?) tego bloga było skłonienie paru ludzi, by się zainteresowali swoim ciałem i/lub biciem nieprzyjemnych osobników. Właśnie jeden taki człek nam o tym napisał - znaczy żeśmy go zainteresowali - skutkiem czego, choć nas pisanie kompletnie niemal przestało bawić i w ogóle nie dostrzegamy w tym sensu...

Przynajmniej na tyle, by ktoś taki jak ja miał na to poświęcać czas i energię, a do tego się wygłupiać nawołując na targowisku o zainteresowanie i próbując przekrzyczeć masę intelektualnych autorytetów i natchnionych literatów spod znaku "byle na chama, byle głośno, byle głupio"...

Skutkiem czego, jako się rzekło, coś teraz napiszemy. Niech się raduje ten, kto zdolny do pojęcia ogromu (ach!) naszych myśli i rozkoszowania się naszą rozkoszną formą. Dixi! A teraz do ad remu...

* * *

Skunks - stworzenie o ileż szlachetniejsze od Naszych Umiłowanych
Ludzi wciąż zdaje się zaskakiwać zachowanie "totalnej opozycji" i różnych tam Tusków, choć mnie to zaskakiwanie, mówiąc szczerze, bardziej chyba zaskakuje, niż ich tamto. (Dało się to zrozumieć? Nie? No to super, służby też nie złapią.) Patrząc z bardzo bliska i w krótkiej perspektywie, jak oni mają nie wpaść w panikę i stosowną furię, skoro w Polsce oto maszeruje 60 tysięcy ludzi z flagami, a ani jedna nie jest flagą unijną? (Zupełnie na marginesie wypada jednak dodać, że 60 tysięcy to nie jest imponujący wynik, a zanim to obliczono, w naszych telewizjach wyraźnie mówili, że liczymy na sto tysięcy. A więc łyżka dziegciu w beczce miodu i bez przesady z tym orgazmem!)

Że się tutaj skoncentruję na czystych emocjach Naszych Umiłowanych Unijnych Przywódców - pozostawiając na boku sprawę, zapewne nawet istotniejszą, i to znacznie, INTERESÓW (choć tak nie lubię tego geszefciarskiego terminu w takim kontekście!) - finansowych i tych bardziej imponderabilnych (które dla mnie są nawet od finansowych ważniejsze, choć mniej, oczywiście, ponderabilne). O samych emocjach Naszych Umiłowanych Unijnych Przywódców ("NUUP", dla krótkości, gdybyśmy mieli to jeszcze tutaj kiedyś wykorzystać) nikt jednak nie mówi, a to nie jest sprawa całkiem bez znaczenia, więc ja o tym wam powiem.

Pozostając na razie przy tej żabiej perspektywie - jak niby NUUP (o, i przydało się!) mają się nie zdenerwować, jak mają nie mieć portek pełnych strachu, pełnych zajęczego zaiste lęku, skoro nagle jawi im się taka wizja, że oto prol, którego tak skutecznie urabiano przez dziesięciolecia, wypluwa wędzidło, zrzuca chomąto, zrywa się ze smyczy... A mury runą runą runą śpiewa - na razie głownie w Katalonii wprawdzie, ale jednak, i to się niesie, a Merkela nie może sformułować rządu... I te rzeczy... A tu idą prole, idą, idą, i żaden nawet nie poczuł się żeby pomachać unijną flagą.

Nawet skunks - stworzenie od NUUP o niebo przecież inteligentniejsze i szlachetniejsze - kiedy ktoś go nagle przestraszy... Wiadomo, nie? No więc co mają zrobić biedne Tuski i cała ta nieszczęsna reszta? Ja naprawdę nie przeczę, że tu są ogromne interesa, że nikt zakładając Unię (która od samego początku, wbrew temu, co nam mówią, także "na prawicy", była projektem ROBACZYWYM), nie spodziewał się, że jakaś pogardzana i słusznie oddana Sowietom (które albo były super, albo akurat w sam raz na takich, jak Polacy), nagle spróbuje, nie bez pewnych początkowych sukcesów, zostać GRACZEM, państwem, a nie tylko KOLONIĄ, REZERWUAREM SIŁY ROBOCZEJ I RYNKIEM ZBYTU, BANTUSTANEM...

No przecie, że to zgroza, gwałt na Prawach Przyrody i każdy, nawet najodważniejszy i najprzyzwoitszy skunks by się przeraził, ze skutkiem wiadomym! Oczywiście skunksa przepraszamy za te, przyznajemy nie-całkiem-przyzwoite i po prostu nie-za-słu-żo-ne porównania. (Tytuł mamy zatem odklepany, gdyby ktoś interesował się moim natchnionym warsztatem pisarskim np.) Żeby zaś nie było, że ja was, ludzie, karmię wyłącznie dowcipasami, rzucę, tym razem z ptasiej na odmianę perspektywy, całą sprawą (sic!) na tło HISTORIOGRAFICZNE. (Ach!)

Otóż jest tak... Trocki, Róża (nie ta z podrabianym tytułem szkopskiej hrabini jednak)... Jak jej tam było... Gramsci, Szkoła Frankfurcka... Oni na samym początku nawet się zapewne nie spodziewali, że tak łatwo będzie zmieniać psychikę, widzenie świata, system wartości i co tam jeszcze... No czyje? PROLA oczywiście - czyje niby? Na początku polegali zapewne głównie na tym, że proli wprawdzie co niemiara, ale są niezorganizowane, głupie, oglądają telewizje, słuchają festiwali na pieśń, chodzą do przedszkoli, wysyłają swoje baby do roboty... A tutaj prawnicy, prawo i co tam jeszcze, z pomocą Hollywoodów, gazet, uniwersytetów, ukształtują im świat tak, że będą po prostu musieli. Co musieli? Przystosować się oczywiście!

Kto nie pasuje, kto się nie wpasował, kto się nie przystosowuje - ten przecie chory, albo i gorzej... Bez swojej własnej wersji SCHIZOFRENII BEZOBJAWOWEJ liberalizm przewraca się nawet jako czysty intelektualny model, a co dopiero w realu! Różnica z tamtym to tylko kwestia terminologii przecie! Zresztą sama ilość depresji w tym naszym (i nie mówię o PiSowskim oczywiście, któren mi się widzi autentyczny, no prawie) RAJU świadczy o tym, że nie-aż-tak-wielu się do tego raju wzgl. bezboleśnie przystosować potrafi. Plus anoreksja z bulimią, kulturystyka, feminizm, samobójstwa i zamachy w formie rozszerzonego samobójstwa, akurat tam, gdzie tego szczęścia najwięcej.

No i tak to sobie szło, aż tu nagle okazało się, że PROL TO ŁYKA jak młody i głodny pelikan ryby. To znaczy, nie tylko nie potrafi się przeciwstawić, nie tylko boi się już swoim dziatkom rzec (dziadków ignorując, subtelna ale brzemienna różnica w pisowni!), że to nie tak, jak go w szkole uczą, że tych tam płci naprawdę jest tylko... Że... Takie tam! Nie - prol w to wszystko zaczął NAPRAWDĘ WIERZYĆ! Było to początkowo zaskoczenie nawet dla NUUP i im podobnych Globalnych Uszczęśliwiaczy Ludzkości, ale szybko zaczęło im się to wydawać jak najbardziej naturalne, oczywiste, zasłużone, no bo przecie tyle cwanych wykonali posunięć...

No i, jak ja to widzę, w takim właśnie błogim stanie samozadowolenia mieliśmy NUUP w ostatnich, powiedzmy kilkunastu latach. Żarło, żarło, aż tu nagle... Coś się, choliwcia, zaczęło psuć. Gwałtownie i szybko. Najpierw te jakieś Węgry, teraz jakaś Polska, miejsce od Boga (?) przeznaczone na Chłopca Do Bicia i Rezerwuar Siły Roboczej... I różne tam wybory, nawet w miejscach Światłych i Cywilizowanych, gdzie Merkele Tego Świata nie mogą sformułować rządu (i moim skromnym nigdy już nie zdołają). Nie mówiąc już o Francji z jej rozlicznymi problemami i całą uroczą specyfiką, o Katalonii...

Jest także Trump. Sprawa w zabawny (i niepokojący zarazem) sposób złożona, bo ten gość, swoim Twitterem, ale nie tylko, co chwilę nasuwa mi na myśl pewną moją ulubioną lekturę z dzieciństwa... Nazywało się to "Król Maciuś Pierwszy". I naprawdę mnie to nie cieszy. Pewnie nie wiecie, o czym to było, może w ogóle nie czytaliście - BŁĄD! Przeczytajcie, to jedna (na ile pamiętam) z najlepszych politycznych książek napisanych po polsku! (Obok np. "Faraona".) A na temat Trumpa, oby to się nie okazało proroctwem, bo my tu wtedy z naszym sąsiadem, na odmianę tym z prawej strony, będziemy w głębokim szambie. Naprawdę niemiła myśl!

Długo by o tym można, ale potem byłby problem z zaśnięciem, więc chwilowo z tej lekcji macie zapamiętać co następuje:

- Król Maciuś Pierwszy i ten drugi tom są do przeczytania!

- Skunks, choć stworzenie szlachetne i bystre, w każdym razie w porównaniu, też by miał pełne spodnie, gdyby: a. je nosił, i b. gdyby mu nagle 60 tysięcy polnych myszek zaczęło machać flagami, a ani jedna nie byłaby z nim, skunksem znaczy, natomiast wszystkie byłyby z myszami. Nie jest to zapewne NAJWAŻNIEJSZY aspekt tej całej sprawy, ale jednak NOWE i ŚWIEŻE spojrzenie, nie całkiem bez sensu, a to też ma swoją wartość.

- To cośmy mówili zawsze: NUUP (i większość innych Umiłowanych Globalnych Nas Uszczęśliwiaczy), na nasze ogromne szczęście (Bóg miałby jednak istnieć?!?) boi się nas wprost mordować, czy choćby ciupasem do łagru. Oni są tacy, jacy są, i nigdy się nie zmienią - chyba że przyjdą nowi - i bez przerwy w tych ich słodkich łebkach tkwi myśl, że przecie Trocki... że przecie Robespierre... 

Skończyli gwałtowną śmiercią, że "Rewolucja zjada własne dzieci". No a teraz jakby już za późno to zmienić, kiedy nagle się wali, kiedy flagi, ale nie takie, kiedy prole z gorszej (o ile!) części Europy (jeśli to w ogóle Europa) chcą tego samego żarcia, kiedy nie chcą utrzymywać mafii, utrzymujących ich, tamtych znaczy, dobrobyt... Chciałoby się użyć radykalnym metod, ale nie ma komu. Nie sądzę, by którykolwiek z nich słyszał coś o Sulli, ale straszna wizja takiego kogoś, kto miałby pogonić NAS, a jakoś się znarowił i zaczął ganiać... Także lub wyłącznie... ICH... Jerum jerum! (Żeby już na tym poprzestać i nie było anty.) Te rzeczy,

(Teraz wychodzimy pojedynczo, nie zwracając na siebie niepotrzebnej uwagi.)

triarius

poniedziałek, listopada 13, 2017

Mandingo, Bundeswera i paski do spodni

Parę dni temu usłyszałem ci ja w jakiejś ("naszej" oczywiście) telewizji, czy może ujrzałem tam na tasiemce, żeśmy się oto stali trzecią armią w Europie - przed Niemcami, a jedynie za Francją i Włochami. Wieść ta natchnęła mnie oczywiście zrozumiałą rozkoszą i dumą, choć z pewną domieszką wątpliwości. Przypomniał mi się Gierek i nasza siódma, na ile pamiętam, światowa pozycja jako ekonomicznej potęgi, a także nasza, całkiem niedawna, piąta pozycja w światowej piłce kopanej (i to męskiej)...

O czym, kiedy Duńczycy gdzieś usłyszeli, zaraz nam dokopali cztery to zera, a i tak niespecjalnie się wysilając. Może z tą piłką zresztą jest gorzej, niż z niezapomnianym tow. Edwardem, bo tę klasyfikację prowadzi tak szemrana instytucja, jak FIFA, która w całkiem ewidentnie korupcyjny sposób (a niech mnie oskarżą i skażą za obrazę majestatu, jeśli chcą mieć Piłkarską-Arabską Wiosnę!) przyznała te najbliższe kopane mistrzostwa globu Rosji, słusznie na wszystkie strony podpadniętej...

A teraz dosłownie każdy pajac w "naszej" telewizji, bez żadnego powodu, musi do każdej dosłownie wzmianki i tych mistrzostwach dodać "w Rosji", i aż mu się japa od tego rozjaśnia. Nie wiem - aż tyle mamy w tenkraju patentowanych ruskich agentów wpływu, czy po prostu głupota. Ta druga opcja jest, mimo wszystko, chyba jednak bardziej optymistyczna, a uprawdopodabniają ją liczne podobne językowe wyczyny, w rodzaju "Generał" o Jaruzelu, "koktalje Mołotowa" o butelkach z benzyną na Tygrysy, "Antifa" o lewackich bojówkach (kiedy nikt o ich konkretną nazwę nie pytał)... I wiele, wiele innych.

Z tą armią, trzecią rzekomo w Europie, żeby to tej sprawy wrócić, jest jednak sporo ciekawych aspektów. Po pierwsze, Turcja, nie mówiąc o Rosji, ma jednak armię z całą pewnością silniejszą. (Może to się w przyszłości, oby, i oby niedalekiej, zmieniło, ale na razie wątpliwości nie mam.) No i leżą sobie one częściowo, chcemy tego czy nie, w Europie. Wielka natomiast Brytania, armię ma niewielką, zgoda, ale nieźle wyszkoloną (do tego jest wyspą, co sporo zmienia, jak uczy tysiąc lat ostatniej historii), no i ma jakieś tam jednak siły jądrowe.

Siły jądrowe to tak jak hetman w szachach - a faktycznie trudno by było samym hetmanem, bez pionkowego mięsa armatniego, zwyciężać w wielu wojnach... Nawet jeśli za dodatkowe gońce uznamy Combatives (które jednak poszło w świat) i szkockie... Powiedziałbym "dudy", bo taka jest właściwa nazwa tego instrumentu, a "kobza" to całkiem co innego, ale jakoś mi to słowo przez gardło przejść nie chce, zaś "dudki" to też nie to samo... W każdym razie dmucha się i się pod pachą tym miechem pompuje...

Ale jednak trudno porównać jabłka z pomarańczami (a niby dlaczego? z parówkami to rozumiem, ale owoce między sobą?) i zdecydowanie orzec, żeśmy od sił zbrojnych J.K. Elżbietańskiej Mości silniejsi. Francja, co to wciąż przed nami - zgoda! Mają swoje jądrowe utensylia, Legię i pełno wojska na ulicach, na razie faktycznie lepiej wojny z nimi nie zaczynajmy. Włochy? Mam dla nich sporo sympatii i szacunku - Monteverdi, z którego powodu nawet się luźno uczę włoskiego - ale jako nowożytna armia jakoś mało kogo przekonują.

Naprawdę nie sądzę, by im coś brakowało (w końcu mafię zrobić potrafili, wcale nie żartuję z tą analogią!), ale tu działa z pewnością to, o czym genialnie (bo inaczej nie potrafił) pisał Spengler w tej książce, co jest po polsku i łatwo ją dostać. "Człowiek i technika" to się zowie, a konkretnie chodzi o tekst "Duch pruski i socjalizm". Gdzie gość pisze, jakże słusznie, że każdy Niemiec, także np. robotnik, czuje się i w sumie jest funkcjonariuszem państwa. ("Urzędnikiem" napisano chyba w polskim przekładzie, mniej mi to pasuje, ale w sumie np. "wyższy urzędnik" to nie jest jakiś skryba, więc i to jakoś tam się zgadza.)

Z czego wynika, choć Spengler tego bezpośrednio nie wiąże, że niemieckie siły zbrojne (jak długo ten stan rzeczy będzie istniał, na szczęście to się właśnie chyba kończy) muszą być cholernie dobre. No i zawsze były. Polacy, a także wspomniani Włosi, mają skrajnie inne podejście do siebie i państwa - dość zresztą łatwe do zrozumienia, jeśli się cokolwiek wie o historii tych narodów (a co dopiero mówić np. o Irlandczykach!) - co wpływa na ich siły zbrojne i w ogóle politykę. Polacy, jak wiadomo, potrafią wspaniale walczyć, ale raczej dopiero w sytuacji mocno podbramkowej. Co ma zalety, ale głównie wady. Podobnie zapewne jest i z Włochami, ale widać podboje w Afryce Północnej za Mussoliniego nie wykrzesały z nich dostatecznej bojowości, by ich rozsławić jako wojowników, a nie przeciwnie.

No dobra, Francję możemy sobie zostawić "na zaś" (jak ponoć mówią w Wielkopolsce, a ojca miałem z Wrześni), zajmijmy się Niemcami. Jeśli naprawdę wyprzedziliśmy już Bundeswerę (czy jak to się pisze, nieważne!), albo wkrótce ją wyprzedzimy, to miód w moje serce i w ogóle. Tym bardziej, że to mi się wydaje sporo bardziej prawdopodobne i łatwiejsze, niż z Turcją, Rosją, czy choćby Francją. Jak nimi obecnie rządzą, to wiadomo. Jeśli ich odwieczny kult własnej władzy trwa, to można nad nimi tylko zapłakać, a jeśli się skończył, to słusznie, ale też a największa siła i najmocniejszy atut Niemiec - poszanowanie hierarchii i władzy, ta "forma" o której Spengler pisze w Magnum Opus - należy już do przeszłości. Alleluja! Czym niby mają to zastąpić, żeby dalej, i w zamierzeniu mocniej, trzymać za pysk Europę, z Polską na czele?

Swoją drogą, patrząc na to wszystko w standardowy sposób, to nasze trzecie miejsce w Europie powinienem był zrozumieć jako trzecie miejsce W UNII. Nie znoszę tego utożsamiania Europy z Unią - sam Unią gardzę, a uważam się za o wiele lepszego Europejczyka od tych wszystkich Tusków, Junckerów i Merkeli. Więcej mam nawet różnistej europejskiej krwi w żyłach, gdyby o to miało chodzić, ale chodzi mi głównie o kulturę (Monteverdy!), języki obce i cudze... Takie sprawy. I to łykanie owej unijnej propagandy, stręczonej nam i sączonej każdego dnia przez ogłupiałych od bezmyślnej pracy, internetu i telewizji proli - tego że "Europa to to samo co Unia Ojro" - jest sprawą z tego samego cyklu, co "koktaile" i "Generał" o ruskiej matrioszce. Wstyd! Poprawcie się! Zacznijcie trochę myśleć! Lewizna może nieco przesadza z tą twórczą rolą języka...

Choć i co do tego można mieć spore wątpliwości, bo politpoprawność jest już w w was, i to ile! Ale my tu, po tej naszej stronie, z pewnością roli języka nie doceniamy i dajemy się robić jak ciapki. Gorzej - sami siebie, o naszych kobietach, dzieciach i zwierzętach domowych nie wspominając, urabiamy się na lewiźnianych niewolników. Słowami właśnie - właśnie tymi "Generałami", "koktailami" i "Europą"!

Komuś, kto sporo zajmował się historią i mocniej siedzi w historii, niż w obecnej biężączce, trudno jest, mimo wszystko, uwierzyć (o happy day!), żeśmy militarnie silniejsi od naszego Przyjaciela i Sponsora Od Zachodu. Jednak pomyślcie! Kogo oni tam mają ministrem Obrony (a co z Atakiem, że spytam? jakiś gabinet cieni się tym zajmuje? chcę go poznać!)? Taką głupiutką, choć faktycznie niezbyt brzydką, blondynkę, zgoda? To już jest pewien znak. No to teraz dobiję tego gwoździa w samą łepetynkę, wykonam zabójczego smecza, i co tam sobie chcecie....

W tej oto formie, że wam powiem, iż czas temu jakiś kupiłem sobie na Allegro pasek do spodni, reklamowany jako "skopiowany z pasków stosowanych przez Bundeswerę" (jak by się to nie pisało). Bundeswera specjalnie mnie nie cieszy, ale pomyślałem sobie, że chyba jednak potrafi sobie zafundować paski, przy których portki im bez przerwy nie opadają, tradycja Moldtkiego i... sami wiecie... zobowiązuje... O - Hugo Bossa też, byłym zapomniał... Więc kupiłem. No i zapięcie jest rzeczywiście pomysłowe, proste, autentyczny patent i w ogóle - tylko że NIE DZIAŁA. Pasek się bez przerwy luzuje i w końcu spodnie zsuwają się z moich szczupłych, jak u brazylijskiego utrzymanka, biódr.

Nie wiem, jak oni mogli coś takiego sobie zafundować - pewnie wielomiliardowa korupcja... Albo też tej niezbyt brzydkiej ministerce coś się pokręciło i zamiast bladych metroseksualnych pacyfistów, oczyma duszy ujrzała dorodnych Mandingo, którym, jak się słyszy, na widok niemieckich turystek (Gambia to ich ulubiony cel wojaży, i nie bez powodu) spodnie, nawet bez patentowanego paska... Rozumiemy się, prawda? (Oczywiście nie ma tu żadnego rasizmu, gdyby jakiś głupek chciał się czepiać. Lubię Murzynów, znałem zresztą jednego Mandingo, z którym pracowałem w Libii, fajny był, nie oceniam ludzi hurtem na podstawie rasy, co innego lewactwo. Jak dorodny był ten Mandingo, co go trochę znałem, nie mam pojęcia, ale wrzućcie sobie "Mandingo" w Gugla i zrozumiecie o co tu chodzi. I co to słowo, słusznie lub nie, oznacza w języku np. LGBT.)

Jaka była przyczyna - Mandingo, zwykłe zaćmienie umysłu, czy też bilionowa korupcja - nie wiem, ale wiem, że Bundeswera musi co chwilę podciągać portki, więc słusznie pozostawiliśmy ją w tyle w tym militarnym rankingu. Wprawdzie portki z jeleniej skóry na szelkach patentowanych pasków "Mandingo" nie potrzebują, ale przemundurowanie Bundeswery (jakby się to nie pisało) na takie coś, to by był faszyzm, i to jeszcze jaki, a w każdym razie, gdyby próbowali, to musimy podnieść tego typu wrzask. My i nasi sojusznicy od morza do morza. Niemiec bez opadających spodni jest ewidentnym zagrożeniem dla Europy i w ogóle świata!

Nie bez powodu Salon Niezależnych śpiewał "jak gonili gestapowca, to mu opadały spodnie"! To właśnie zgubiło Niemca wtedy i, da Bóg, to samo zgubi go teraz! To była nasza Tajna Broń! W ogóle to Merkelę powinno się szybko ubrać w portki, ale nie te z jeleniej skóry na szelkach, nie mówiąc już o jakichś bryczesach od Hugo Bossa, tylko właśnie te od Bundeswery (jakby się to nie pisało)! Od tego należy przyszłość świata i Zbawienie Wieczne!

triarius

P.S. Naprawdę nie musieliście tego czytać. Napisałem to sam dla siebie, dla tzw. jaj. W końcu po tylu latach pisania człek ma pewne dziwne odruchy i musi je co czas pewien odreagować.

środa, sierpnia 02, 2017

Teraz jest parę możliwości... Poczekamy i uwidimy...

Merkela
To co nam dzisiaj ujawniono - na temat tych kremlowskich powiązań niewinnych i człowiekolubnych organizacji walczących w tenkraju o demokrację i powszechną słodycz -  jest po prostu niesamowite. Że wciąż jesteśmy (mimo naprawdę b. ładnych ostatnio zmian) żałosnym i ponurym bantustanem, to dla mnie nie ulegało nigdy wątpliwości. Kiedy Pani Premier mówiła, że "Polska jest wolnym, dumnym krajem", dało się to zrozumieć jedynie jako, b. miłe memu uchu i sensowne, oświadczenie, że "oto Polska będzie się teraz zachowywać jak kraj wolny i dumny, a przynajmniej do tej wolności usilnie dążyć".

Tyle jest chyba oczywiste dla każdego, kto to tutaj w ogóle czyta. Jednak te wszystkie rewelacje... Czy aż rewelacje? W sensie, "czy ktoś mający parę szarych komórek mógł sobie wyobrażać coś całkiem innego?" No, faktycznie aż takiej ostentacji to ja się ze strony kacapskich służb nie spodziewałem, ale poza tym nic mnie tu specjalnie nie zaskakuje... To była dygresja - główna myśl jest taka, że tak to właśnie działa - nie tylko w tenkraju, gdzie to idzie wyjątkowo łatwo, ze znanych i nieznanych względów, ale po prostu wszędzie. WSZĘDZIE powtarzam!

No i teraz, kiedy się to ujawniło, ciekawe będzie ujrzenie dalszego ciągu. Widzę kilka możliwości. Oto jakie:

1. Robi się dzika awantura, różni tam moskiewscy agenci, Timmermansy i może nawet Merkele lecą na pysk, a wkrótce psy żywią się ich padliną... No bo w końcu cudnie się różne przeurocze i dotąd tylko od nielicznych, opętanych ideologiczną wścieklizną und nietolerancją, blogerów podejrzewane, powiązania ujawniły. I to nie jest sprawa czysto polska! Po prawdzie, to mało w takie optymalne rozwiązanie wierzę, ale gdyby akurat to się miało zdarzyć, świadczyło by to jeszcze o pewnej zdolności Zachodu do samoobrony. A z czasem nawet (o święta naiwności!) do jakiegoś może Tygrysicznego Odrodzenia.

2. Nic się nie stanie. Ta opcja wydaje mi się najprawdopodobniejsza.

3. Nastąpi jeszcze dzikszy atak na Polskę i PiS, który "W sposób oczywisty zmanipulował w celu... Zagrażając w ten sposób samym fundamentom... itd. itd.". No i na wszystkie siły sypiące piasek w tryby Postępu i przeszkadzające Ruszaniu Z Posad Bryły Świata. Jerum jerum - kontrrewolucja towarzyszu Szmaciak! Ten zapluty karzeł znów podnosi swój paskudny łeb. (Co to, jak wiadomo, nasila w miarę postępów Postępu. Prawo dialektyki takie.)

Poczekamy, uwidimy... A jakby ktoś chciał zaproponować jakiś zakład, czy coś, tom otwarty.

triarius

wtorek, grudnia 20, 2016

Bieżące aktualności - 002

Trzeba sobie powiedzieć (i to jest cholernie optymistyczne... ktoś tam u góry, mimo wszystko?), że ta zamierzona arabska wiosna mocno nieszczęśliwie (dla niej) wstrzeliła się w łańcuch międzynarodowych wydarzeń.

Gdybyśmy mieli jakiś taki - hipotetyczny i raczej trudny do wyobrażenia w tych ciekawych czasach - okres, że jedyną informacją, którą mogliby tłuc swe ofiary po głowach macherzy od mediów byłaby wizyta księcia Karola w Klubie Wielopłciowych Lesbijek, z dokładnym opisem co tam jadł i jak cudnie prześwietlała jego uszy zorza zachodzącego słońca - no to mielibyśmy tu arabską wiosnę co się zowie, a tak nic z tego (da Bóg!) nie wyszło.

* * *

Naprawdę nie chcę tu siać paniki i sam w żadnej panice w tej akurat chwili (wtorek 20 grudnia,
Baby się biją
godzina 22:33) nie jestem, ale - choć serce moje oczywiście tęskni do wiadomości, że KODeraści i inna targowica dostała po ryjach - to jednak, gdybym był Putinem, to bym tego pragnął, a nawet więcej, dokładnie tam, gdzie podobno, wedle fejzbukowych informacji (być może fałszywych) to się miało zdarzyć. Czyli w Przemyślu.

Gdzie ponoć różne fajne sprawy, ale także Ukraińcy. Do tego dochodzą teraz polscy nacjonaliści. Same te dwa słowa... Płachta na byka, a co dopiero na Ukraińca. Więc to mi aż tak cudnie wcale nie pachnie, choć serce przecie nie sługa. Oby to nic istotnego nie znaczyło, że akurat tam! (Jeśli to w ogóle prawda, choć jeśli nie, to też ktoś kochający spiskowe teorie z udziałem Putina miałby tu używanie.)

* * *

Te moje obrazki bijących się kobiet i innych bezpituli, to nie to, że ja takie publicznie się naparzające ku uciesze gawiedzi baby lubię czy cenię, nie to także, bym uważał że teraz w Polsce mamy mamy dwie strony, w sumie równe, które się jak baby po mordach...

Nie - to po prostu z jednej strony moja prywatna... Nieważne! Z drugiej zainteresowanie różnymi sprawami, jak bicie brzydali, historia, obrazki, stroje, cycki... Z trzeciej zaś to, że kiedyś obrazków bijących się bab, i bab bijących chłopa, szukałem do swego cyklu o Uga Uga, więc teraz mam sporo śliczności, które chciałbym jeszcze w tym życiu wykorzystać. A warto, bo spójrzcie tylko, ile dynamizmu te obrazki dodają - nie mówiąc już o tym, że np. ktoś może stwierdzić, że skoro mogą baby, to może i on... Te rzeczy.

(To było oczywiście niezbędne zjadanie własnego ogona, a mówiąc prozaicznie: sprawy organizacyjne. Odhaczone!)

* * *

Kiedy byłem młodym chłopcem hej, ktoś ze znajomych wyraził pogląd, że dwóch względnie zgranych idiotów jest w stanie bez trudu obrzydzić życie i w sumie mniej lub bardziej ośmieszyć najmądrzejszego człowieka, jeśli będą mieli na to ochotę. Od tego czasu wielokrotnie przekonałem się, że to absolutna prawda. Co więcej, można to odnieść także do leminga, a nawet by było trzeba. Więc informuję:

Nie ma nikogo tak pewnego siebie, tak pełnego pogardy i potencjalnie agresywnego, jak leming w stadzie podobnych sobie lemingów, ani nic tak niepewnego, spłoszonego i potulnego, jak leming wyizolowany ze stada. (Musi sobie tylko zdać z tego sprawę, że jest nagle sam jak palec, a lemingi rzadko bywają bardzo lotne, więc to może potrwać.)

Zapamiętać! Wynika z tego masa spraw jeszcze bardziej skomplikowanych, niż to na pierwszy rzut oka widać, ale i to co widać wystarczy do płodnego rozmyślania. (Rozmyślać!)

* * *

Rozmawialiśmy tu sobie kiedyś o tym, że zapewne przyjdzie taki czas, że ci brzydcy islamiści, Państwo Islamskie (tak oczywiście tylko zwane, i oby tak zostało) i temuż podobnież, znajdą jakieś haki na Naszych Globalnie Umiłowanych, skutkiem czego ze ślepego drug druga okładania - ja cię @#$% zbombarduję dronem, a ty mi TIRem w tłum (z drugiej strony widziane oczywiście odwrotnie: Ty mi TIRem... Itd.), zrobi się jakiś tam, mimo wszystko, "dialog". Kulawa jego forma, bez nadmiaru miłosnego obśliniania, ale jednak dialog.

Na nasze, tygrysiczne znaczy, z Agresji Aspołecznej zrobi się Agresja Społeczna (choć niekoniecznie w naszym polskim stylu z częstochowskimi wierszykami i JP2)... No i nie wiem, czy coś takiego właśnie się nie zaczyna. Wyjaśnię o co mi chodzi tak... Dotąd u naszych Zachodnich Przyjaciół zamachów prawie nie było, prawda? Chyba że jakieś indywidualne afgańskie chłopię siekierką i nożem, sponte sua, w przypływie złego humoru...

No bo byliby durni, ci islamiści znaczy, gdyby w ten sposób, przez zamachy, zwiększali opór miejscowych przeciw przyjmowaniu "uchodźców" milionami i utrudniali Merkeli jej zbożną działalność. To jest chyba dość jasne? Zawsze wiedziałem, że im się tam zamachy w sumie, w tej niemczarni, na razie nie opłacają. Co innego gdzie indziej. Jednak teraz "uchodźców" przybywa tam już zdecydowanie, z tego co słyszę, mniej, więc zapory jakby pękły... No i nie zdziwię się, jeśli teraz zamachy się posypią. Jeśli nie jakieś wyrafinowane i na dużą skalę, to indywidualne i mniej lub bardziej spontaniczne.

Wtedy zaś te ich (i niestety poniekąd także nasze) Merkele zaczną wywęszać skąd wiatr wieje i dojdą, bo aż tak durne, by nie potrafiły to one jednak nie są, że jeśli coś zrobią muślimom, "uchodźcom", i całemu temu kompleksowi wbrew... Lub, od drugiej strony, zrobią na rękę czemuś, co muślima nie lubi, albo za czym muślim nie przepada, to będzie niemiło, a jak Merkela będzie grzeczna, to tylko jakieś takie drobne, dla przypomnienia, że może się zdarzyć, w wykonaniu chłopiąt.

Tak to widzę, jestem pewien, że te tam Merkele błyskawicznie to pojmą i zaczną w to ładnie grać. Czy może raczej tańczyć, a tamci będą przygrywać. I to będzie naprawdę ogromny pierwszy globalno-strategiczny, już nie czysto militarny czy tylko popularność wśród muślimskiego ludu, sukces tych paskudnych Takzwańców.

* * *

Od początku nie miałem wątpliwości, że im głośniej i huczniej zapowiadano to długo wytęsknione wyzwolenie Mosulu, tym mniej ta sprawa dobrze wygląda i tym ciszej będzie, kiedy wszystko okaże się o wiele trudniejsze, niż się naszym światłym wydawało.

No i oczywiście miałem rację! Już na zachodnich telewizjach oficjalnie (choć nie w najlepszym czasie antenowym) mówią, że inwazja stanęła w miejscu, że - o dziwo! - sunnicka ludność zdaje się być dość zdecydowanie za brzydalami z Państwa Tak Zwanego, co dla normalnych ludzi nie powinno być aż tak dziwne, skoro wiedzą, że ta inwazja, poza amerykańskimi nalotami, to niemal wyłącznie siły szyickie i Kurdowie, których sunnici nie lubią i słusznie się boją.

W każdym razie płacze się w tych telewizjach, że tu już nie chodzi o cztery czy pięć (Jezu! tylko tyle ich tam jest, tych brzydali?!) tysięcy paskudników z Tak Zwanego, tylko o dużą część tej tam wypatrującej jutrzenki swobody ludności. Ale jaja, że tak przez trzy podzielę znany bonmot pewnego natchnionego Klasyka-bezpitulka. Ciśnie mi się też na usta pytanie: to za to my tym durniom tyle płacimy?! I nie mówię akurat o islamistach, choć ich też nie lubię.

Zresztą także dotyczy to wojska, które nie potrafi z dowolnego miasta wypędzić pięciu tysięcy lekko uzbrojonych ludzi, a pozwala im się w tym mieście zakorzenić i zaprzyjaźnić z ludnością. Nie, to się po prostu nie da pojąć, kto nami obecnie raczy rządzić i jak skutecznie nam ten świat na ziemskie Paradyzjum przerabia!

 Przypomina to wszystko... Znaczy nie wszystko, bo np. nie ci genialni eksperci i takie sprawy, tylko sama brawurowa inwazja i jej nie mniej brawurowa medialna oprawa, owe słynne, choć chyba mityczne w sumie, chóry z oper, że oto: "biegniemy, biegniemy, już biegniemy, pędźmy, biegnijmy, nie ma chwili do stracenia, biegnijmy...", a cały czas stoją na scenie i śpiewają. Czy to zresztą nie typowe dla tych czasów i dla tej... Ech!

* * *

I to na razie tyle, ale jeśli jeszcze ta aktualność nieco potrwa i my pożyjemy, to mamy sporo innych tego typu fascynujących rzeczy do omówienia, tylko że życie ma swoje prawa.

triarius

czwartek, listopada 17, 2016

Takie sobie dwie krótkie sprawy...

Karmienie piersią
Co, że bez związku? Na pewno jakiś jest! Trzeba tylko
trochę pomyśleć, moje drogie ludzie. (A poza tym po prostu
śliczne i budujące. Szczególnie w takich podłych czasach,
jak te obecne.)
Zdrzemnąłem się. Stary już jestem; pogoda jakaś taka; życie szare i nudne, w odróżnieniu od moich snów (ach, gdybym ja mógł te sny światu pokazać, nawet bez sponsorowania ze strony Sił Postępu zrobiłbym karierę!); w dodatku jakoś nie dopiłem drugiego litra mojej południowej herbaty.

Sny miałem faktycznie obłędne (w każdym znaczeniu), ale na samo zakończenie jakiś głos wypowiedział takie słowa: "Upiorna egzystencja na granicy między życiem i śmiercią, którą liberalni propagandziści i ich zmanipulowane ofiary nazywają po prostu 'życiem'". I się zbudziłem.

Niezłe są te moje bonmoty, które mi ktoś, niewykluczone że Duch Święty, albo jakaś kusa Muza, zsyła we śnie! Większość, gdyby to kogoś interesowało, przychodzi na jawie i jest wyłącznie mojego autorstwa, ale niektóre faktycznie tworzymy sobie we współpracy z innymi znakomitymi twórcami i kiedy ja sobie słodko kimam. (Mój ojciec, całkiem na marginesie, mówił na spanie "trening oka". Fajne, nie?)

Co więcej, ten bonmot natchnął mnie i zapłodnił do głębokich myśli, które może kiedyś. (Albo do znajomej przez telefon, jak to ostatnio z naszymi, znaczy moimi i Ducha Świętego czy może kusej Muzy, błyskotliwościami bywa, albo może i, niewykluczone, na tym tu blogasie. Orate pueri (atque puellae) i nie traćcie nadziei!

* * *

Obama w Niemczech, a na CNN przez połowę relacji z tego wiekopomnego wydarzenia pokazywali, obok Obamy... Naszego ukochanego zdRadka! (O Merkeli też oczywiście nie zapomnieli... Jaki ładny wierszyk! Ale zdRadka było niewiele mniej.) Mówią, że CNN to taki Polsat czy inne podobne coś, ale oni sami się przecie chwalą, że są największym informacyjnym serwisem na świecie. Tak że niezła jest ta nagonka na Polskę, którą spróbuję w jakimś drobniutkim ułamku promila zrównoważyć tym oto...

Kacapy mają tak, że jak im się coś w jakimś zdominowanym kraju nie podoba, to robią bratnią pomoc - tak było za Katarzyny, co najmniej, i tak było za Breżniewa, wątpię, by się coś w tych instynktach, samych w sobie, istotnie zmieniło teraz, albo miało zmienić w przyszłości. Częścią bratniej interwencji jest to, że jakaś menda, formalnie przynależąca do danej nacji, o nią prosi.

Nie jest to oczywiście, w sensie wąsko pojętych technikaliów, kompletnie niezbędne, ale kacapy lubią takie ładnie zakręcone ogonki na swoich świnkach, bo ich cieszy, że ktoś się na to łapie. (A łapią się równie chętnie, jak pelikany na świeże makrele.)

Prośba o tę bratnią pomoc formalnie powinna być wygenerowana PRZED samą bratnią pomocą, ale oczywiście, jak śmy to sobie już ustalili, nie jest to całkiem niezbędne i jeśli się znajdzie takiego proszącego już PO czy W CZASE bratniej pomocy, to też będzie git, a nawet całkiem cudnie.

No i teraz ci "nasi", żeby to tak przewrotnie wyrazić, durnie, ta miejscowa targowica, wyraźnie pomyliła przyczynę ze skutkiem i naprawdę chyba uwierzyła, że to prośba o bratnią pomoc tę bratnią pomoc wywołuje, a nie całkiem odwrotnie. Naiwniaczki nasze kochane!

(Tym razem, choć to niczego istotnego nie zmienia, ten zew jest faktycznie skierowany głównie na Zachód, pewnym może odchyleniem na Południe, choć w sumie raczej po prostu w porywie rozpaczy rzucony w przestrzeń, bez konkretnego adresata, choć nie bez długawej listy przed oczyma adresatów potencjalnych.)

Biedni durnie miotają się, nic nie rozumiejąc, i, zamiast nas zniszczyć, napuszczając na nas wraże siły różnych Merkeli i czego-tam-jeszcze - kompromitują tylko swoich zagranicznych mocodawców, wzmacniając nasze poczucie siły. Co nie może tych mocodawców nastrajać do nich przesadnie przychylnie, a jeśli to jeszcze trochę potrwa, mogą nawet od nich zacząć brać klapsy. Jakiś poważniejszy rozlew krwi mógłby im pomóc, ale jakoś nikt z nich nie pali się do nadstawiania własnego karku, a przekonywanie kolegów wychodzi im marnie. Pierwsi chrześcijanie biją ich w tym na głowę!

Tak że, choć sytuacja nie jest, i nie może być, lekka, łatwa ani przyjemna, to oni już naprawdę gonią w piętkę, co jest miłą informacją. Do tego stopnia gonią w piętkę, że nawet właśnie wskrzesili słynnych Cieniasów. Pewnie wierzą głupki, że to one właśnie kiedyś ponownie dały im władzę, i to na całe osiem lat, z ośmiorniczkami i carpaccio z żubra w pakiecie, a że zagranica na ich syrenio-łabędzie śpiewy jakoś wciąż nie reaguje, więc może to zadziała, skoro nic innego nie chce. Żałośni durnie, krótko mówiąc, i tyle!

triarius

niedziela, marca 13, 2016

Że na odmianę coś napiszę (i po polsku)

Obejrzałem ci ja sobie pierwszy raz w życiu sitcoma pt. "Community". (Po naszemu też się tak wabi, co jest rzadkie i cenne.) Leci to w moim pakiecie od lat, ale jakoś nigdy nie miałem na to ochoty, choć sitcomy pasjami lubię. Jeśli są dobre, oczywiście. Albo przynajmniej średnie, a wtedy sobie czasem gnuśnie, bo mam b. podzielną uwagę.

No i powiem wam ludzie, że to co zobaczyłem było b. fajne. Śmieszne i z pewną głębią, oraz drapieżnością. Powodem, dla którego nie miałem nigdy ochoty tego oglądać jest chyba to, iż tak występuje, jako główna postać, taki stary pierdoła, wieczny student. Bo też to "Community" to taki b. marny prowincjonalny uniwersytet, czy jak to nazwać.

No i ja niespecjalnie, z jakichś nieznanych mi powodów, lubię dowcip polegający na naśmiewaniu się ze starości, a już specjalnie, kiedy taki starzec w dodatku jest student. Tego tam pierdołę gra, nawiasem, niejaki Chevy Chase - znany komediowy aktor, ale w tym stadium swego życia, i być może dzięki cwanej charakteryzacji, wyglądający naprawdę pierdołowato.

Z tym, że w owym odcinku, co ja go widział, nasz pierdoła naprawdę błyszczał. Wygłosił dwie cholernie mało politpoprawne kwestie mianowicie, które mnie szczerze ubawiły i którymi z wami, kochane moje ludziaczki, się zaraz podzielę.

Jedno to było, że golenie u fryzjera to "przyjemność z dawno minionych czasów, kiedy mężczy?ni (jakieś gówno mi się włącza na kąpie i nie mogę normalnie napisać tej litery, co tu powinna być, a w tej chwili w ogóle nie mogę, bo kąp przepracowany) byli mężczyznami, a kobiety praczkami i sprzątaczkami". Niedługo potem stwierdził, że "National Geografic jest fajny, bo tam są cycki nietknięte ręką białego człowieka".

Cholernie mnie to rozbawiło, bo też do tych afrykańskich cycków tęsknię i mógłbym zresztą na ich temat napisać spory esej, oczywiście genialny, bo to co oni tam teraz w tej zleberalizowanej Afryce wyprawiają, a na froncie cycków szczególnie, to obłęd i paranoja! I tak sobie pomyślałem, że gość, ten Chevy Chase, ta pierdoła, natchnął mnie pewną ideą.

Otóż nieco niepokoję się moimi przychodami, kiedy już będę tym zdrowym i jurnym stulatkiem. (Jeśli, oczywiście, to się znacznie wcześniej dokumentnie nie zawali.) I tak sobie pomyślałem, że mógłbym przecie być takim gościem, którego zapraszają (za pieniądze) na różne tam przyjęcia, partaje, wieczory kawalerskie, a ja po prostu sobie lu?no gadam, i to jest odbierane jako niesamowity stand-up występ, gwałcący wszelkie reguły politprawności.

Ci ludzie by się wstrząśli i, zszokowani, że takie coś w ogóle jest możliwe, ubawili by się setnie, a na drugi dzień obudzili by się z potwornym kacem - choć to akurat nie z mojego powodu - i ze swoją codzienną politprawnością, do której by już znowu, na długie lata, lub na całe życie, powrócili, przekonani, że to normalne, że tak musi być, a fakt, że całe to @#$& życie im kurewsko doskwiera i jest nie do zniesienia, wynika z jakichś całkiem innych przyczyn...

Albo w ogóle clubbing, wóda i narkotyki, żeby nic nie czuć, żeby nie myśleć. No więc tak sobie fajnie wymyśliłem i wydaje mi się, że to może działać. Przynajmniej pod warunkiem, że jakimś stuletnim starcom pozwoli się jeszcze w ogóle żyć,

Tyle że, jak to zaobserwowałem przez wszystkie te lata w Szwecji - o ile zwykły, grzeczny i potulny obywatel jest przez waadzę i jej wiernych czynowników bez przerwy tarmoszony (za przysłowiowe pejsy) i pouczany, to jak np. irański emigrant się wkurwił (że za mało zasiłku, co jednak nie oznacza, by K*winy tego świata miały rację!) i pierdolnął maszyną do pisania, to waadza zdębiała i zapomniała języka w gębie, a gość zapewne dostał co chciał i więcej nikt mu nie podskoczył.

Więc może być i tak, że wy, kochane ludzięta, zostaniecie zutylizowani zanim osiągiecie piękny wiek, jaki wasz oddany ma dzisiaj - natomiast wyżej wymieniony dożyje sobie lu?no dwustu lub trzystu lat, występując od czasu do czasu na przyjęciach i wieczorach panieńskich... I wszyscy będą szczęśliwi. (A o politpoprawności TEŻ potrafiłbym napisać esej. Spróbujcie mnie zachęcić, żeby mi się chciało!)

* * *

Nawiązując do starczej pierdołowatości, to to, co się obecnie dzieje w Ameryce na froncie kampanii wyborczej, tej przedwstępnej, zapładnia człowiekowi umysł i w ogóle. Na przykład to, iż faworytem młodzieży jest gość po prostu stary i dość, powiedzmy sobie, na oko pierdołowaty, mniejsza już o to że - nie bójmy się tego słowa - Żyd... (Choć może powinniśmy się bać?) Nie że coś, ale pono Żyda tam dotąd na stolcu prezydenckim nie było. (Co za niezwykły kraj i patrzcie państwo jak się czają!)

Także to jest przedziwne, że podstarzałego kandydata gorąco popierają młode murzynięta. W końcu amerykańscy Murzyni normalnie za Żydami, mówiąc eufemistycznie, nie przepadają. (A kto przepada?) Z drugiej strony, co oni mają do wyboru - ten gość, albo ta koszmarna Clintonowa. No bo przecie mówimy teraz o lewicy, więc na pewno nie Trump.

(Jeszcze nie teraz. Potem się ew. zaczną przestawiać, jak to bywało w historii.) Sam wolałbym tego Bernie Sandersa od Clintonowej, i nie tylko dlatego, że jest stary, co mamy wspólne - bo w końcu on pierdołowaty, a ja nie.

Tyle, że to nie jest tak, iż oni z bólem serca na niego, żeby nie Clintonowa. Tam jest autentyczny entuzjazm i masa bezinteresownego działania dla sukcesu tego Berniego. Że gość niemal komunista? A co to szkodzi młodym lewicującym? Zresztą czym się dziś różni rasowy komuch od autentycznego leberała, że spytam? A jeśli, to na czyją korzyść?

Ta Clintonowa zaś to sama esencja leberalizmu, więc...? Zresztą dzisiejsza sytuacja, z Putinem na czele, jest właśnie taka, że Rosji na rączkę będzie raczej robić "prawica" - ta "zwykła", szemrana, przeżarta agenturą, "pospolita odmiana ogrodowa".

Ta dla bezmyślnych głupków (mięso armatnie) i cwanych cynicznych skurwieli (K*winy tego świata) - nie zaś w miarę uczciwa lewizna. (Jeszcze można wspomnieć o warstwie pośredniej, czyli świrach z przerostem kory, co NIE jest zaletą, i pieprzem w tyłku. Jak np. GPS na szalomie. Sierżanci liberalnego rewizonizmu.) Że komuchowaty Bernie będzie koszmarny w sprawach międzynarodowych, co i w Polskę uderzy?

A można być w tym gorszym od Obamy? (O tym właśnie chciałem w związku z tą giełdą. W szerokim kontekście rozkładu Zachodu itd.) I czy Clintonowa miałaby być od Berniego lepsza? Nie jestem przekonany, a raczej jestem w drugą stronę. Trumpa, mimo wszystko, bym zdecydowanie wolał, jakąś inną ogrodową "prawicę" też, choć z mniejszym zapałem, ale jak mam wybierać między Bernim i tą babą, to jednak wolę Berniego.

Oczywiście mogę co do Berniego nie mieć racji - jak np. pomyliłem się co do Franciszka. Choć co ja o nim wiedziałem w dniu jego wyboru? Wyraziłem wtedy tylko nieśmiałą nadzieję, którą życie, przy pomocy Szatana, w przykry sposób zaraz potem zweryfikowało. Ogólnie przecież TEGO WŁAŚNIE się w historycznej perspektywie spodziewałem, więc summa summarum Tygrysizm Stosowany jak zawsze górą!

* * *

Chciałem wam jeszcze opowiedzieć trochę o giełdzie (nie próbujcie tego w domu!) i fajnie to powiązać z sytuacją w Ameryce, ale to może innym razem. (Czytaj "nigdy", bo tak jest z 99,8% moich błyskotliwych pisarskich pomysłów. I dlaczego miałoby być inaczej?)

* * *

No to tylko na koniec powiem wam, że "Sturęki" Rolex napisał właśnie absolutnie znakomity tekst, któren oto:

http://hekatonchejres.salon24.pl/701373,wilkolaki-sa-na-swiecie

W sumie zawsze dotąd uważałem Rolexa za takiego trochę Toyaha, choć może jeszcze bardziej gładko-profesjonalnego, a mniej gryzącego sercem. Czyli że super pisanie, ale dla mnie nieco jakby zbyt gładkie i...

Nie do końca aż Tygrysiczne (if you know what I mean). A tu paczpan, totalne zaskoczenie! Tekst drapieżny, głęboki i dający do myślenia jak cholera, a do tego jeszcze hiper-profesjonalnie zrobiony. Także w sferze obrazkowej, która jest tam całkiem fas-cy-nu-ją-ca!

Jak już przeczytacie, to można by porozmawiać o tych Prusakach, bo to, wiecie - z jednej strony wróg nasz na wieczne czasy i od zawsze (cholerni zgermanizowani Słowianie, z dodatkiem francuskich hugonotów zresztą), czego nie można ignorować i od czego nie uciekniemy, z drugiej jednak mamy też "Duch pruski i socjalizm", z którym pod wieloma względami trudno się nie zgodzić...

Z tym, że oczywiście taka dyskusja jest ryzykowna z tego powodu, że tam zawsze w tle będzie wystawiał łeb Adolf H. - któren nie tylko nasz wróg i kat, ale na którego wolno tylko pluć, a żadnych trze?wiejszych nieco analiz nielzia! Z z drugiej strony mamy Merkele tego świata, o których raczej tylko dobrze, lub co najwyżej średnio...

Więc dyskusje o Prusach, jeśli miałyby być otwartym tekstem, który rozumie Merkela i te wszystkie super-komputery popodłączane do dronów Obamy, są raczej trudne. A w końcu komputera wygrał właśnie z mistrzem GO, więc naprawdę musimy się wysilić i jeszcze tu podnieść poziom. Nie da się od tego wniosku uciec, więc: Do boju Ludy!

Choć na razie za naśmiewanie się z Merkeli faktycznie o szóstej rano jeszcze nie przychodzą - sam to sprawdziłem i mam zamiar dalej - więc bez paranoi, ale też to się może zmienić. I to by było na tyle, jak mawiał super gość Jan Tadeusz Stanisławski.

triarius

P.S. A teraz wychodzimy pojedynczo. Uważać na ogony i drony!

środa, stycznia 27, 2016

Silvula rerum

(Tytuł nie jest jakimś popisywaniem się moją łaciną, która obecnie nie może raczej nikogo zachwycić - po prostu musiałem jakiś tytuł temu dać, a ten jest w miarę adekwatny. Jak ktoś nie rozumie, też nie będzie tragedii.)

*

Na początek chciałbym, zanim zapomnę, utrwalić na wieki wieków (in saecula saeculorum) amen, tego bąmota, cośmy go sobie wczoraj wsadzili na fronton tego gmachu. W końcu kiedyś znowu (Deo volente) zmienię fronton, a genialny bąmot zniknie, czego nie chcemy. A więc...

Kiedyś depresja była rzadką chorobą duszy, dotykającą emerytowanych alchemików. Dzisiaj Realny Liberalizm uczynił ją powszechną i dostępną każdemu.

* * *

Nie wiem, czy do was też docierają przemądre intelektualne argumenta za przyjmowaniem "uchodźców" z rozwartymi ramionami... (Żeby już nic o rozchylonych pośladkach nie wspomnieć, ani choćby nogach, co w tych czasach można uznać niemal za pruderię.) Ale w zachodnich telewizjach jest tego masa - chodzi o argumenta tego typu, że przecież zachodnie społeczeństwa są tak bogate, że żadna ilość emigrantów im nic nie robi. Itd.

Jest to dokładnie taki argument, nawet przy założeniu maksymalnie dobrej woli mówiącego, oraz absolutnej autentyczności "uchodźców", jak gdyby taki autorytet (z zamkniętego osiedla) wam, ludzie, rzekł: "sąsiadowi zalało mieszkanie, więc przyjmijcie go do swego małżeńskiego łoża - macie przecież pod dostatkiem poduszek i kołder!"

Cała ta przeinteligentna (inaczej) "dyskusja" sprawia mi - gorzką, ale jednak satysfakcję - no bo, gdyby, zgodnie z moimi, tu wyrażanymi od lat, pragnieniami und postulatami, znalazło się teraz w Polszcze z pięciuset ludzi, którzy przestudiowali i zrozumieli owe cztery Ardreya książki, które my, wołając magna voce na puszczy, próbujemy wylansować, to byłyby po naszej stronie jakieś sensowne, a jednocześnie radykalne i nie znoszące sprzeciwu argumenta przeciw szaleństwom Merkeli tego świata (nie swoim oczywiście kosztem, ale oni tak mają).

Terytorialność - moi rostomili ludkowie! Nie tylko to, ale i tego z nawiązką wystarczy na wszystkie te słowicze tryle o "uchodźcach"! Nie dziwię się, że nasz Ardrey jest teraz trudniej dostępny od Adolfa H., a do tego starannie zamilczany, bo to dynamit i więcej, tylko że na razie jeszcze można, a wkrótce, jeśli ten cały @#$%% ma jeszcze zamiar pożyć, a co dopiero nadal porządzić, zamiast....

Zupełnie przeciwnie... to Ardrey będzie raczej musiał zająć miejsce największych paskudników w historii. Itd. Zachęcałbym więc do przeczytania, póki jeszcze to możliwe, a także do ew. powielania, dystrybuowania, polecania, tłumaczenia, cytowania i STOSOWANIA.

* * *

Chodzi mi po głowie myśl, że być może (jeśli Bóg pozwoli) nigdy jeszcze w historii parę milionów ludzi w tak łatwy, prosty i bezpieczny sposób nie zmieniło jej, historii znaczy, biegu. Po prostu idąc na zwyczajne demokratyczno-liberalne, mało w sumie estetyczne, nieco co najmniej oszukane itd., WYBORY i oddając właściwy głos. Chodzi o Polaków, chodzi o wybory cośmy je mieli w zeszłym roku, chodzi o wybranie Dudy, a nie Bula, oraz PiS, a nie czegokolwiek innego, z Platfąsami na czele.

Naprawdę tak to widzę, choć to tylko faktycznie taka intuicja. Jednak jeśli naprawdę, jak mi się to teraz widzi, te tam Merkele postanowiły docisnąć do dechy i za jednym razem dokończyć dzieła... Czyli załatwić chrześcijaństwo i parę innych rzeczy, do których lud wciąż jakoś, mimo tylu lat nad jego rozwojem pracy, nieco przywiązany, przez co stawia opór racjonalnej hodowli...

Z katolicyzmem oczywiście na czele, szczególnie z jakichś powodów znienawidzonym przez to towarzystwo, choć i tak "więzień Watykanu" - będąc od setek lat więźniem właśnie, mając więc swoich strażników i swoją miseczkę zupki co najmniej raz dziennie (chyba że poważnie strażnikowi podpadnie) - wolniej lub szybciej, chętniej lub mniej chętnie (obecnie jednak chyba bardzo, rozczarował mnie ten Franciszek, ale też co on może?)... I tak idzie tam, gdzie oni chcą, katolików za sobą, w nieunikniony sposób (bo katolicyzm jest hierarchiczny z Papieżem na czele!) prowadząc.

Więc tutaj bym większych nadziei nie miał. Przynajmniej, o ile łaskawy Bóg nie zacznie znowu, i to względnie szybko, czynić cudów tak efektownych i tak skutecznych, jakie są do podziwiania w ST. Jedno czy drugie nie-do-końca-udowodnione uzdrowienie jakiegoś przejedzonego z niestrawnością tutaj niestety już nie wystarczy. (Zresztą "efekt placebo" itd.) Co najmniej ogień z nieba, rozstąpienie się morskich wód - takie rzeczy proszę! Na razie czekamy.

Tylko że ja nie o tym. Ja o tym, że te Merkele i Sorosy zagrały gambitowo, sądząc, że wygrają. (Raczej z takiego powodu się z reguły gambitowo grywa, jeśli nie jest się kompletną nogą.) Nasprowadzają, będzie chaos i bordello, oni jako arbiter, wszystkich za mordę, oczywiście islamistów o wiele mniej, bo oni sobie nie dadzą, ale co Merkelom właściwie islamiści szkodzą...

Społeczeństwo stanie się już do końca bagnem behawioralnym pod znakiem multikulti, a jeśli ktoś będzie chciał budować coś nowego - COKOLWIEK - no to ma do dyspozycji praktycznie czystą kartkę papieru, żeby sobie szkicować, robić samolociki, czapeczki, pisać donosy, manifesty, zagrzewające do stachanowskiej wydajności poemata... Żyć nie umierać! Można by o tym więcej, można by o tym lepiej, zgoda, ale chyba da się zrozumieć.

No ale niewykluczone, że Merkele i Sorosy jednak się przeliczyły, i to właśnie z powodu wschodniej Europy, właśnie z powodu Polski, właśnie z powodu tamtych niedawnych, zaskakujących swymi wynikami wyborów! Gdyby wszystko szło grzecznie, czyli mielibyśmy u władzy Platformę lub jakiś jej @$% avatar, to Niemce przebrały by sobie w tych imigrantach, zatrzymały tych użytecznych, a nam, i innym podludziom, oddały resztę.

Czyli islamistów, psychopatów, lub co najmniej ludzi z IQ na poziomie Bula i niezdolnych do żadnej pracy. A tutaj z rozsyłania nici, zaś opór narasta z każdym dniem w całej złączonej w bratnim uścisku Europie. Niemce mają problem - jacyś smętni idioci, jak Szwedzi, którzy się o to proszą od pół wieku co najmniej, też, ale co to komu szkodzi? Chcącemu zresztą z definicji nie dzieje się krzywda.

Spengler patrzy na to wszystko z jakiejś chmurki i na pewno kibicuje nam tutaj - Tygrysistom znaczy - a nie Merkelom, jak i nie kibicował Hitlerowi, choć były propozycje. Polska, względnie jednorodna i ze zdrajcami ładnie się obecnie odklarowującymi (niczym brudna oliwa w szklance czystej wody) od przyzwoitych Polaków, jest w sytuacji względnie (b. względnie, ale i tego trudno się było spodziewać rok temu!) korzystnej, a Niemcom wiatr nagle w oczy.

W długiej perspektywie - jeśli przetrzymamy - to się naprawdę ma szansę szpęglerycznie odwracać...

* * *

Ktoś uważa, że jakiś moralne skrupuły powstrzymywałyby szeroko pojętą Platformę przed stosowaniem płatnych internetowych trolli? Nie? Śmieszne pytanie, prawda? No to może Platforma nie potrafiłaby dostrzec "pożytku" z owych trolli i wolałaby postawić na inne środki - na przykład na dopieszczenie Polaków i dbanie o polski interes? Też nie? No to już nie wiem... Może by im nie starczyło forsy na parę setek tego typu "bezrobotnych magistrów ekonomii" i "kalek z Berlina" na to klepanie głupot w sieci?

A jeśli to by nie musiało być od razu na "Sowę i Przyjaciół"? Ani na policzki cielęce i ośmiorniczki z Biedronki gdziekolwiek? Znalazłyby się jednak jakieś środki, prawda? (Tak przy okazji, to ten "bezrobotny" i ten drugi to akurat prawda. Ilość ewidentnych folksdojczów na takim szalomie jest nieprawdopodobna i woła o pomstę do nieba, poza tym, że o jakieś @#$$% adekwatne działanie. A to, że lewak, obrażając wszystkich, jednocześnie skamle o litość, to takie dla nich typowe.)

Jeśli więc uznajemy, że Platforma na to wpadła, stać ją i nie ma skrupułów, które by ją powstrzymywały... A mówimy o "Platformie" w NAJSZERSZYM rozumieniu... To powiedzcie mi proszę, z jakiego to powodu taka masa prawicowych i patriotycznych ludzi, z pozoru rozsądnych, dyskutuje "kulturalnie" z trollami, którzy, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nie piszą nawet tego, co im naprawdę w duszach śpiewa, tylko powielają, ZA FORSĘ, otrzymane propagandowe kawałki?

Tak mi się to jakoś kojarzy z jedną naszą narodową przypadłością, o której sobie tutaj mówiliśmy, z tym, że to akurat nie chodzi o tę, która dotyka emerytowanych alchemików. O tej drugiej mówiliśmy tu sobie nieco dawniej, ale to były sprawy naprawdę ważne i jako takie zostało to przez całkiem wielu ludzi za ważne, a do tego dość odkrywcze, uznane.

Wiecie o co chodzi? Różne rodzaje... Czegoś tam. No to zastanówcie się łaskawie, czy nie mam racji, a potem jeszcze łaskawiej powiedzcie mnie, i światu, w komęcie, co na ten temat sądzicie. (NIE w prywatnym mailu, do @##$$ nędzy!)

Szczególnie ci, którzy, jako niezłomni patrioci, nie zniżający się do głosowania w bantustanach i woląc zamiast tego masować sobie cnotkę, czekając na białego konia ze Zbawcą na grzbiecie - stracili szansę na zrobienie wbrew Merkelom i Sorosom, teraz mają drobną szansę nieco się zrehabilitować. (A na drugi raz głupio nie mądrować, tylko robić co Pan T. mówi!) Teraz trochę oczywiście żartuję, ale nie do końca, a wy - poprawcie się!

triarius

P.S. I oczywiście zapomniałem o najważniejszym. Mógłby mi ktoś spróbować wytłumaczyć, dlaczego druga część tego kawałka o wiązaniu ogonów jest aż tak dziko popularna? Do popularności Kuraka czy K*wina to się wprawdzie nie zbliża, ale setki wejść przez parę dni, wielokrotnie więcej, niż jakikolwiek mój tekst ostatnio? 794 wejścia na ten jeden tekst 28 stycznia o 17:20. i (jakżesz typowo!) ani jednego komęta.

Dlatego, że wsadziłem tam jeden krótki erotomański wtręt? W sumie żart przecie, choć z drugim dnem? Cieszę się, że wam przypadł do gustu, ale też takie wtręty były już przecież wiele razy i aż takiej sensacji nie robiły.

Zresztą, gdyby mi płacili grosz za każdy erotomański koncept, to byłbym dziś chyba najbogatszym człowiekiem na ziemi, gdyby mi się tylko nie znudziło, bo mógłbym je generować tańcząc na linie na wysokości dwudziestego piętra. (Choć z samym tańczeniem byłoby gorzej.) Więc?

A może chodziło o ujawnienie imienia mojego osobistego kota?!

sobota, stycznia 16, 2016

Nie wiem czy to wprost Merkela robi, ale...

... chyba gdzieś tam zostałem doceniony, bo od jakiegoś czasu mam koszmarne połączenie, choć mój dostawca jest b. znany i płacę za to masę forsy, a w tych ostatnich dniach, od kiedy stałem się taki sławny (hłe hłe!), a atak na Polskę idzie już bez owijania w bawełnę, to już w ogóle tragedia.

Tak że w razie czego wiecie - młodszy braciszek tego drugiego, bardziej znanego, czyli Weekendowy Psuj Internetowy, działa, i to akurat jakby w tę stronę.

Co, o ile to prawda, oczywiście mnie, skromnemu niszowemu blogerowi, ogromnie pochlebia. I tak się przejąłem, że jeśli mi się połączenie szybko nie poprawi, to nikt inny - tylko UNIA BĘDZIE WINNA. Chcecie wojny propagandowej, to ją macie!

triarius

piątek, stycznia 15, 2016

O Merkeli na wesoło (choć przez łzy)

Całkiem bez związku z naszym tematem, albo prawie, rzekę, iż w tygrysach i lwach znalazłem chyba temat, który mógłbym kontynuować do końca moich dni - z przyjemnością, z rozkosznym drżeniem... Pisałbym takie kawałki, a aluzje same by się tam wkładały niczym perły do pucharu Kleopatry...

I w ogóle. Problem jest tylko taki, że albo mam po drodze inne nagłe olśnienia - jak to teraz, albo też, alternatywnie, nie chce mi się w ogóle nic pisać. Jednak dalszy ciąg tego o drapieżnych kotkach jest już w mojej głowie, co oczywiście nie może nikomu poza mną wystarczyć, ale rokuje na przyszłość dość pozytywnie. Dixi!

A teraz od szlachetnych źwierząt wykonamy ogromny skok, i to w przepaść - do tytułowej Merkeli...

Otóż, ze sztuką filmową jestem jak najbardziej na bakier, ale parę niezłych rzeczy w życiu na ekranach widziałem, a komedie, głownie, a ostatnio wyłącznie, w postaci tzw. sitcomów, to nawet b. lubię. No i pamiętam z dzieciństwa film stanowiący zbiór b. wczesnych - z początków niemal filmu jako takiego niemal (nie powiem tu "sztuki filmowej", bo to dęcie brzmi) - kawałków jednego francuskiego komika...

Czy on się nie nazywał Harry Lander? Dziwnie mało to francuskie, ale coś takiego mi się kojarzy. Mógłby być z Alzacji. (W każdym razie nie Landru, bo ten to był inny.) Było to nieprawdopodobnie śmieszne. Jednym z tych kawałków była dość długa, jak na tamte czasy, wersja Trzech Muszkieterów.

Chyba pierwsza ekranizacja tej powieści, tyle że na śmiesznie. (A tak całkiem na marginesie, to może ktoś chciałby wiedzieć, a nie wie, że za scenariusz do innej, bardziej znanej i na poważnie, wersji Trzech Muszkieterów odpowiedzialny jest nasz ukochany Robert Ardrey. Bo Oscara to on chyba dostał za "Ben Hura".)

No i tam był król, który sobie siedział na tronie... Zaraz - a może to był właśnie Richelieu? W każdym razie na tronie, a u jego stóp, na ziemi, siedział taki cherlawy, żałosny człowieczek, całkiem łysy, tylko - przynajmniej na początku - z trzema długimi i naprawdę dorodnymi włosami na tej swojej smętnej główce.

Na samym szczycie. No i zawsze, kiedy ci trzej dzielni muszkieterzy gdzieś tam galopowali, żeby coś zdobyć, żeby czemuś zapobiec, kogoś słusznie ukarać, czy co tam, to ten gość na tym tronie się okrutnie denerwował, więc zagryzał wargi i nerwowo szarpał jeden z włosów tego człowieczka.

Kręci, kręci, szarpie, szarpie, zagryza wargi... Nawija włosa na palec, bo każdy z tych kłaków naprawdę długi i dorodny... Aż na koniec każdej takiej krótkiej sceny człowieczkowi ten prominent z tego jego żałosnego łepka ten włos wyrywał. (Na tyle tajników sztuki filmowej to byście z pewnością sami łatwo wpadli, n'est-ce pas?)

Człowieczek się wtedy krzywił boleśnie, ale nic nie mówił, choćby dlatego, że to był niemy film. (Z powyższego zaś logicznie wynika, że takie sceny były trzy, bo pod koniec ostatniej człowieczek był już kompletnie łysy, i tak być przecie musiało. Inaczej byłby to jawny gwałt na samych zasadach sztuki, Arystoteles by się w grobie przewrócił itd.)

W każdym razie było to tak śmieszne, że pamiętam to przez dobrze ponad pół wieku i cały czas mnie to bawi. No dobra, mam nadzieję, że was ludzie zahipnotyzowałem tą narracją na tyle, że nawet wam do głowy nie przyjdzie spytać "a jaki to ma związek z Merkelą?" Jednak ma i ja sam o tym przypomnę.

Otóż podejrzewam, że jakoś tak jest tam teraz z Tuskiem i Merkelą, a w każdym razie zachęcam was, byście sobie takie coś łaskawie wyobrazili. Co najmniej w sferze symboli i esencji, to na pewno nie będzie żadne odstępstwo od prawdy!

* * *

To było jedno. Teraz wam ludzie powiem, że chodził mi wczoraj po głowie taki oto żarcik, cytuję:
Kommodus i Heliogabal by się zapewne obrazili, ale co powiecie na takie oto zestawienie osobowości?

Kaligula, Neron, Merkela ?
Wydało mi się to dość zabawne i chwilę się tym cieszyłem w duszy mojej, ale potem stwierdziłem, że zbyt uczone, zbyt pedantyczne (no bo kto dziś wie i nie ma w przysłowiowym nosie, kto to był Kommodus?), więc zaniechałem. Tym bardziej, że przypomniałem sobie zaraz, iż o wiele mniej popularny - w sensie odczuwanej doń sympatii - jest dziś pewien inny pan, o wiele nam współcześniejszy...

No i wymyśliłem dla was, kochane ludzie, zagadkę. Która idzie tak:

PYTANIE: Dlaczego Merkela robi to co robi?

myślimy...

myślimy...
myślimy...
myślimy...
myślimy...

ODPOWIEDŹ: Ona to robi w żywotnym interesie Niemiec. Konkretnie po to, żeby Adolf Hitler przestał wreszcie być najmniej lubianą postacią w całej historii.
(A że nieco tego wszystkiego nie przemyślała, to już inna sprawa.)

Ładne? Mówią, że śmiech jest płaczem mędrca, i coś w tym chyba jest z prawdy.

triarius

sobota, listopada 14, 2015

Zagadka (listopad 2015)

Jak się nazywa jedyne zapewne we wszechświecie medium (podaj także adres internetowy), które nie musi się niczego na gwałt uczyć, kiedy coś gdzieś pierdolnie, nie musi nic na gwałt odkrywać, nie musi zmieniać narracji i wycofywać się raczkiem z poprzednich mądrości, które ma tło od lat pięknie w kolorkach namalowane i zagruntowane na kilometry w głąb, a na tym tle z grubsza naszkicowane wszystko, co się może jeszcze wydarzyć? Dla ułatwienia podam, że to blog.

Pokażcie mi co w miarę konkretnego potrafili kiedykolwiek z przyszłości przewidzieć czciciele Konecznego (że o Toynbeem litościwie nie wspomnę), Coryllus (mimo jego ewidentnych zalet) z całą swą wierną trzódką, współczesna prawica (?) w wersji "pospolita odmiana ogrodowa"... Nie mówiąc już o lewiźnie, z agenturą na czele, że już nazwisk nie będę przytaczał. I ktokolwiek inny zresztą. No? Umie ktoś podać jakikolwiek przykład?

Pytanie dodatkowe brzmi tak: w jaki to niezłomny oręż jest to medium, czyli ten blog, skoro już to ujawniliśmy, jest wyposażony, że taki... Well, bezkonkurencyjny - trzeba to chyba określić. No więc? (Chodzi o oręż INTELEKTUALNY, lewizno, donosiciele, służby, hiperkomputery Obamy i cała reszto. To na razie ponoć jeszcze wolno.)

Żal mi oczywiście tych ofiar, wcale nie wydaje mi się to wszystko wesołe, ale intelektualną satysfakcję mam chyba prawo mieć. A jeśli ktoś ma wątpliwości, albo chce się bliżej zapoznać z tym, co tu się przez te lata mówiło (ew. pomijając dowcipasy i natchnioną elokwencję na poboczne tematy, czego też tutaj niemało się znajdzie, mea culpa... a może nie culpa?), to, z całą wrodzoną skromnością, zachęcam do poczytania rzeczy sprzed tygodni, miesięcy i lat. Można też zapolemizować, czemu nie!

triarius

P.S. 1 A przy okazji - żegnaj Merkelo! (Nie żebyś była aż taka ważna, ale od czegoś w końcu musi się zacząć.)

P.S. 2 Chciałem napisać, że Kurak w tej proroczej kategorii nie startuje, więc do niego trudno mieć o brak proroczych talentów pretensję, ale wszedłem właśnie do niego i widzę, że jednak się wysilił i bredzi jak poplątany. Są i "kozie syny" i sugerowanie, że ci ludzie są od nas w jakiś sposób z urodzenia głupsi.

Obawiam się, drogie lemingi, droga "prawico" pospolita odmiana ogrodowa, drogie Kuraki, że oni, przy wszystkich swoich ewidentnych wadach i oczywiście przy tym, że są naszymi - a nie tylko Szczuk i Śród - śmiertelnymi wrogiami, są od obecnych ludzi Zachodu o wiele inteligentniejsi, mają w każdym razie działającą hierarchię intelektualną, dyscyplinę... Że o innych ich zaletach, a naszych wadach, nie wspomnę. No a swoje własne cele to oni realizują jak złoto, w odróżnieniu od nas na przykład. Ktoś ma inne zdanie?

Monteverdi bije - przynajmniej dla nas, i tak musi być - na łeb wszystko co i stworzyli, prawdziwy Katolicyzm (którego już praktycznie nie ma) bije na łeb Islam... To są nasze ziemie i nasza cywilizacja, i powinniśmy ich bronić bez żadnych absolutnie ograniczeń i wiązania sobie rąk... Ale brenzlowanie się łatwym optymizmem, że my cudne ptacy, a oni kozie syny, to idiotyzm i pedalstwo!

To nie nimi, a nami rządzą teraz Tuski, Merkele, Hollandy, Środy i Biedronie, a my to łykamy jak pelikany i prosimy o jeszcze. Oni też nie uparli się, żeby za wszelką cenę żyć wiecznie - mówimy o zwykłym ziemskim życiu, nie o zbawieniu wiecznym - żeby się potem potulnie, w imię szemranego "humanizmu", dawać w szpitalu likwidować zastrzykiem fenolu. I dawać likwidować swoich bliskich. Długo by jeszcze można. Nikt mi nie może zarzucić, że islam mi się podoba - bo choćby same te ich brody są obrzydliwe - ale brenzlować się też warto z sensem!

Więc radziłbym puknąć się w głowę, mocno, a kiedy przestanie boleć, zająć się jakimś czymś, co by mogło nas, i naszą cywilizację, z Polską na czele, obronić. Czyli coś z fizkulturą, kontaktami międzyludzkimi, walką w terenie miejskim... Lub ew. nauczyć się łaciny albo konktrapunktu - to też NASZE i PRZECIW NIM. Co do mnie, wolałbym być synem kozy, niż np. poddanym Tuska czy innej Środy.

Nienawidzisz wroga? Zadbaj o to, byś był w stanie go pokonać! Pokonałeś i nadal nienawidzisz? Zatańcz na jego grobie, przeleć jego żonę, córki i babcię. Ale opluwanie go na blogu, nie robiąc absolutnie nic, co by mogło zwiększyć twoje - nasze - szanse na zwycięstwo, to pedalstwo i tyle!

Zresztą, choć w tych pedalskich czasach mało kto o tym wie, wroga wcale nie trzeba koniecznie nienawidzić - wystarczy go zwalaczać, bo od tego właśnie jest wrogiem. Bez nienawiści i na miazgę. Tak jest najlepiej i najwznioślej. Nienawiść zatruwa, zawsze, podczas gdy walka daje siłę i uszlachetnia.

(A tak przy okazji, to można nie mieć do kogoś żadnych negatywnych uczuć i mimo to nie chcieć go w swoim wyrku, czy w swoim kraju. "Nic do gościa nie mam, życzę mu wszystkiego dobrego, ale z daleka." Oczywiście inaczej jest, jeśli ulegniemy moralnemu terrorowi lewizny, któremu większość ludzi już chyba dawno uległa, sądząc z bełkotu, który się z różnych stron rozlega.)

Choć można i z nienawiścią, skoro inaczej się nie da. W każdym razie generowanie w sobie na siłę pogardy wobec niebezpiecznego wroga jest durne, choćby dlatego, że pogarda ma się tendencję rozlewać na inne sprawy i zaraz zaczyna nam się wydawać, że wróg jest przecie słaby, a zwycięstwo z Boskiego wyroku nasze - ponieważ inaczej być po prostu nie może, więc nie musimy się nawet wysilać.

Podczas gdy naprawdę to byle Tusk, byle Kopacz, byle Merkel, wystarcza, by nas raz za razem upodlać. Itd. Więc wymysły rodem z targowiska, kiedy wróg akurat nie słyszy, i wmawianie sobie, że mamy z góry zwycięstwo, bośmy przecie cudne ptacy, a oni to dno, co widać gołym okiem, w niczym tu nie pomagą, a raczej przeciwnie.

P.S. 3 I oczywiście ŻADNYCH (NOWYCH) MUZUŁMANÓW W POLSCE! Unia niech sobie... Sami wiecie.

P.S. 4 Ale mamy Post Scripta! Chciałem króciutko i w miarę żartobliwie, ale się nie dało. Kurak mnie sprowokował i napisałem cały tekst w postaci Post Scriptów. Nie ma jak wynalazki literackie! (Nobel! Gdzie jest Nobel? Czy Nobel mnie słyszy?!)

czwartek, marca 12, 2015

Jak rozpieprzyć Milościwie Nam Panującą Koalicję (plus Konkurs)

Ludziom się po prostu nie chce! Niektórzy chrzanią, że nie lubią Platfą... formy (całkiem zresztą nie rozumiem dlaczego, przecież jest fajna), ale nawet palcem nie kiwną. I całe szczęście, bo nietrudno by było doprowadzić do podziałów, przez pączkowanie... albo, o zgrozo, jakichś jeszcze gorszych... buldożerów pod, nad i obok dywanu... I innych przerażających rzeczy. Ale nie! - łatwiej siedzieć w domu i oglądać "Czterech pancernych".

Co to byłby w końcu za problem: wziąć kubelek z farbą, gruby pędzel, wyjść parę razy nocą i napisać na paru murach: "TUSKU WRÓĆ!" Ale by się zaczęło kotłować u żło... Na salonach, znaczy! Ale nikomu się nie chce. Fajniej się ogląda pancernego psa i całą resztę, niż awntury na szczytach władzy. Nie mówiąc już o malowaniu. W realu. Bo wychodzenie nocą z domu wymaga przecie ach! jakich poświęceń. Nie to, co dawanie odporu Putinom tego świata, czy innym islamistom.

* * *

A na deser... KONKURS! (Łał!)

Od paru dni pętają mi się po głowie dwie linijki z Gałczyńskiego, nie dostrzegałem powodu, aż wreszcie mnie oświeciło - one, te linijki znaczy, są o naszej ukochanej Merkeli. Tak więc ogłaszam konkurs:

Proszę podać, jaki to fragment z bogatego dorobku Gałczyńskiego mówi o tej słodkiej osobie. Merkeli znaczy. (Chodzi o konkretne dwie linijki.)

Odpowiedzi proszę zgłaszać w komętach. Nagrodą jest odznaka "Certyfikowany Znawca Poezji Merkelicznej", którą można sobie będzie wydrukować (w 3D, jeśli ktoś potrafi), a potem przyszpilić, szpilką, albo nawet agrafką, do garnituru.

Jeśli ktoś znajdzie u Gałczyńskiego inny fragment opiewający słodką M. - nie aż tak celny, ale też niczego sobie - to może, jeśli poprosi, otrzymać (do wydrukowania, ew. w 3D) odznakę: "Też jestem w tym całkiem niezły!" W obu przypadkach dorzucam liście dębowe i diamenty, na koszt obdarowanego, plus oczywiście, jak Bóg przykazał, dochodzi VAT.

Konkretnego ostatecznego terminu nie podaję, ale proszę się pospieszyć, bo niedługo możemy nie mieć głowy do konkursów. Albo coś. Acha, żebym nie zapomniał... Mówię to z całą powagą i stalowym błyskiem w oku: Proszę kontrolować temperament, temperować słownictwo, hamować wybuchy erotycznych zapałów, przystrzyc co ryzykowniejsze metafory - żebyśmy tu znienacka nie mieli bratniej pomocy w postaci enerdowskiej partyzantki!

No i, co by było chyba najsmutniejsze, szczególnie dla naszych milusińskich -  żebyśmy nie stracili kapitana Klossa w telewizji. Mówię serio - ma być kulturalnie! Zresztą na Gałczyńskiego możemy raczej w tym względzie liczyć, więc to będzie w razie czego wasza. ludzie, wina.

triarius

P.S. Środą się nie przejmujcie - mamy przecież dopiero wtorek!

czwartek, stycznia 29, 2015

Lemingi, Merkele i procesy czarownic

Spójrzcie na poczciwe mordki miłościwie nam obecnie panujących! Jak nie przerośnięty prymus z jakiejś marnej szkoły podstawowej; to mało atrakcyjna nudystka, posunięta w latach i stosownie mocniej przygarbiona; jak nie (wprawdzie tylko, z tego co wiem, z wyglądu) dorabiający sobie dopieszczaniem bogatych wdów fryzjerczyk; to w ogóle nie wiadomo co... Mówimy tu tylko o wyglądzie i ogólnym wrażeniu, oczywiście, ale w głębie intelektu, woli i autentycznej charyzmy, wolałbym się tym bardziej nie zapuszczać.

Postawmy naprzeciw tego towarzystwa setki milionów lemingów. Wiadomo kto kim będzie rządził, bo biurokracja to niesamowita potęga, a to doborowe towarzystwo dzisiejszych "polityków" to przecież biurokracja i nic innego; natomiast leming, z definicji, może co najwyżej - jeśli otrzyma odpowiednie transparenty i wsparcie weekendowego samobójcy - sobie podemonstrować.

Wyobraźmy sobie jednak naprzeciw tych naszych (?) polityków kogoś inteligentnego i naprawdę zdeterminowanego. Jaki może być wynik starcia armii złożonej z lemingów, dowodzonej przez Merkele, Hollandy i Obamy, z jakimiś powiedzmy "terrorystami", których sobie tutaj, hipotetycznie, potraktujemy nie jako gromadę durniów w turbanach (nie ma jak bejsbolówka!), którzy bez zasiłku i prowadzenia za rękę przez liberałów własnego tyłka nie zdołaliby znaleźć, tylko facetów, którzy wiedzą czego chcą i potrafią rozpoznać sytuację, że hej!

Oczywiście czysto teoretycznie sobie to rozpatrujemy, a Obama może by się jeszcze wstrzymał z nasyłaniem na mnie drona, bo ja naprawdę wcale nie marzę o życiu w islamskim środowisku, a co dopiero w takim, gdzie oni te sprawy naprawdę poważnie traktują! Jestem katolik - oczywiście PRZEDSOBOROWY, no bo jaki? - i albo ma być przedsoborowy katolicyzm, albo niech się wszyscy najlepiej ode mnie ze swymi religiami łaskawie odwalą! (Łącznie z religią "praw człowieka" zresztą i podobnymi, wymyślonymi przez nie wiadomo kogo - bardzo bym prosił!)

W każdym razie, jeśli się zestawi tych naszych (?) przywódców, oraz ich niezwyciężoną armię lemingów, z jakimś hipotetycznym Alarykiem czy Attilą... Trudno mieć większe wątpliwości co do tego, jak będzie się przedstawiała hipotetyczna mapa zachodnich wpływów na świecie - czyli, innymi słowy, "liberalnej demokracji, państwa prawa i praw człowieka, ach!" za lat... Niechby już nieco optymizmu w szarpane nieuchwytnym niepokojem serduszka lemingów... Powiedzmy pięćdziesiąt.

Natomiast, zakładając, że gdzieś jeszcze wtedy będzie istniał jakiś większy zwarty kawałek tych "praw człowieka, liberalnej, ach, demokracji i państwa prawa (o wolności słowa oczywiście nie zapominając)", nie jest też, jak się chwilę pomyśli (a nie miało się nic do czynienia z min. Hall i temu podobnymi przypadkami), trudno sobie wyobrazić, jaka tam będzie walka o te prawa człowieka, liberalne swobody, oczywiście tolerancję też...

I jakby na takiej mapie ktoś poumieszczał obozy dla tych, którzy śmią wątpić... Albo dla takich, którzy (o zgrozo!) mają czelność pomyśleć o takiej mapie... No to też byłoby interesująco. Ogólne? Mgliste? Pesymistyczne? (?!) Chcecie konkretów? Dobra! Może być o boksie? No więc, jak każdy wie, początkujący bokser ma to do siebie, że się strasznie broni przed lewym prostym... Oczywiście żadna przyjemność dostać takie coś w kinol, zgoda...

Broni się, broni, i zaraz dostaje w mordę o wiele potężniejszym prawym. Albo sierpem. (Oczywiście istnieją bokserzy walczący z "odwrotnej pozycji", wiem, ale każdy wie o co chodzi, albo też nic nigdy nie zrozumie i nadaje się na leminga.) No to weźmy teraz ogromny sukces "koalicji" walczącej z tzw. Państwem Islamskim, czyli zdobycie wreszcie, po czterech miesiącach ciężkich walk, w tym setek nalotów, miasta Kobane.

To, że żadna partyzantka nie będzie bez sensu siedziała pod nalotami, a w starciu z regularną i (wciąż jeszcze) potężną armią Stanów Zjednoczonych AP, rozpłynie się raczej w niebyt, by się pojawić w innym miejscu, chyba wszyscy wiedzą. To są absolutne podstawy. Jeśli przy tym ta partyzantka uzyskała aż tak potężny sukces, jak to, że po zdobyciu tego tam Kobane, Kurdowie, którzy na ziemi mieli w tym niemal wyłączny udział, zhardzieją i będą o wiele bardziej zdecydowanie walczyć o swoje...

Co bezpośrednio uderza w Turcję, która sobie na to nie może pozwolić. Turcja zaś, jak kojarzę, to druga pod względem liczebności i konwencjonalnej siły armia NATO. No to nie wiem, kto w istocie - strategicznie i politycznie - zwyciężył w tej tam walce. A raczej wiem i nie jest to (pro)zachodnia "koalicja". Amerykanie także militarnie zwyciężyli, a w każdym razie mogli zwyciężyć, w Wietnamie, a jednak przegrali. (Że już nie będę wspominał o Korei czy wprost drugiej wojnie światowej.)

Patrząc na to, co ci tam "terroryści" robią, to naprawdę trudno sobie wmawiać (oczywiście, leming potrafi, ten "prawicowy" też), że to jacyś durni kozojebcy w turbanach. Oczywiście - te nasze (?) elity, ci nasi (?) znaczy przywódcy, też nie sroce z pyska, i na przykład to, jak cwanie wykorzystali niedawne zamachy we Francji - do zagonienia lemingów ponownie do zagrody i zamknięcia na czas jakiś twarzy wszystkim nie-do-końca-entuzjastycznie do tego całego ziemskiego raju, który mamy - nastawionych, musi wzbudzić podziw każdego znawcy. Wcale nie żartuję!

Jednak co innego pasienie lemingów, czy trzymanie za mordę nieśmiałych i lękliwych dzisiejszych proli, a co innego powalczyć sobie z Attylą czy Alarykiem. Tutaj sukcesy wydają się naciągane, wirtualne... No, chyba że się od razu przyjmie, że tutaj o wiele ważniejsze jest utrzymanie proli ładnie w zagrodzie i chóralne pochwalne śpiewy leminżerii.

Co by potwierdzały liczne fakty, dochodzące z różnych stron, jak na przykład radośnie w sumie udzielona ludowi informacja, którą dziś usłyszałem na francuskiej TV, że nowa przywódczyni ruchu Pegida w Niemczech - tego przeciw islamizacji - zrezygnowała pod wpływem licznych pogróżek i obawiając się o swoją pracę. Czyli wolność słowa, państwo prawa i ogólnie raj na ziemi, alleluja!

Na te wszystkie egzekucje tych tam dziennikarzy można się oczywiście oburzać - jeśli ktoś się lubi oburzaniem zajmować i nie woli, skoro już, pooburzać się na przykład na temat Jaruzelskiego, co to zdechł był na wolności i został ładnie pochowany - ale z punktu widzenia Alaryka i Attyli, to też wcale nie są głupie działania. To co dzieje się w tej chwili w Jordanii - z tym złapanym przez "Państwo Islamskie" pilotem, który akurat okazuje się być synem ważnego gościa w tamtym klanowym społeczeństwie, więc protesty jak cholera...

Czego oczywiście skutkiem stanie się zaraz odstąpienie Jordanii od tej koalicji, i to z pewnością nie będzie koniec. Japonia też zresztą mięknie. W ogóle to ja od dawna nosiłem się z zamiarem napisania o tym, jak procesy czarownic najpierw się ślicznie rozszerzały, niczym pożar prerii, a potem, "z niewyjaśnionych powodów", zaczynały zanikać. Te "niewyjaśnione powody" ładnie kiedyś rozgryzł pewien historyk, a ja miałem szczęście się o tym dowiedzieć.

Działało to tak, że łapali jedną czarownicę (zresztą głównie protestanci się tym zajmowali, o czym wam, ludzie, jakoś nie lubią mówić), ona sypała inne... Albo jakieś tam kontakty, czarne (albo i nie czarne) koty... (Mówię serio z tymi kotami. Tak to działało i choćby za to bym ich powywieszał na gałęziach.) I to się rozszerzało, a potem nagle zaczynało się rozszczerzać coraz wolniej... Aż nagle oskarżenia zaczynały się okazywać absurdalne itd. I wszystko mijało, jak sen jakiś złoty. (Przy okazji rym do "koty". Trzaby to może kiedyś wierszem.)

No i wyjaśnienie okazało się takie, że one, te procesy, tych czarownic, na ogół zaczynały zanikać, kiedy oskarżenia dochodziły do rodzin ludzi wysoko postawionych. I tak się zastanawiałem nad tym "terroryzmem", co go teraz mamy - czy oni mają szansę na osiągnięcie czegoś takiego, czy też muszą, ze swojego punktu widzenia, koniecznie zdetonować jakąś wielką centralę atomową itd.

Z tymi rodzinami to, jak doszedłem, może być trudno, bo dziś kierownictwo mamy kolegialne i taka Merkel bez trudu zniesie to, że Hollandowi ktoś może ew. utrupić kuzyna. Jednak okazuje się, że naciski ci tam "terroryści" potrafią wywierać i swoje przełożenia mają. Wybory, konkursy na popularność, miłość ludu - na to wszystko nasze (?) elity są łase, i w to "terroryści" mogą skutecznie uderzać, osiągając swoje cele.

Dlaczego "terroryści" w cudzysłowie, spyta ktoś? W sumie bez wielkiego powodu, ale skoro o Alaryku i Attyli nikt nie mówi "terroryści", no to nie dostrzegam powodu, żeby w poważnej analizie - nie jakiejś telewizyjnej propagandzie dla lemingów, choćby nawet "prawicowych", mnożyć byty i powtarzać slogany naszych (?) elit. Terroryści - w sumie zgoda, szczególnie jeśli skoncentrujemy się na metodach walki, ale ja tam wolę szersze spojrzenie, sorry!

Swoją drogą, czy ktoś się kiedyś zastanawiał, o co naprawdę chodzi z tym "fundamentalizmem" i "terroryzmem"? W końcu nawet zabijanie niewinnych cywilów nie jest aż takim ewenementem - vide Hiroszima i Nagasaki; Drezno (nie żebym akurat nad Dreznem płakał); różne tam drony, atakujące co popadnie, bo babci przed ekranem akurat się Coca-Cola na klawiaturę wylała...

W jednym takim nalocie na Tokio zginęło ponad 100 tys. ludzi - cywilów głównie przecie. Pod bombami zapalającymi. Chodzi o to, że islam jest brzydki? Zależy jak się na niego patrzy. Znam parę innych religii, gdzie w świętych księgach można się doczytać strasznych rzeczy, a nikt jakoś tego, z niejasnych dla mnie względów, nie podnosi.

Oczywiście - islam nie jest nasz, mnie to wystarcza. Tym bardziej, że oni naprawdę traktują te swoje przekonania poważnie - niemal tak poważnie jak Środa czy inny Cohn-Bendit. Fakt! Jednak w sumie, z historiozoficznego punktu widzenia, chodzi raczej o to, że ten świat został zorganizowany, poukładany i zdominowany przez Zachód, kiedy ten jeszcze miał siłę, przekonanie o swoich racjach, względnie autentyczne elity, itd. itd. - a teraz, kiedy Zachód już tego nie ma i słabnie dosłownie w oczach - różni tacy, którym ten ich świat ten Zachód zorganizował, chcą sobie go zorganizować po swojemu.

Że bez "praw człowieka"? Fakt. Tylko że żaden dotychczasowy Alaryk z Astolfem, czy Attyla wódz Hunów, nigdy rzymskich autorytetów nie pytał czy mu wolno, więc i tutaj może być podobnie. Jeśli się to Środzie czy Obamie nie podoba, niech zaproponują przywódcom "Państwa Islamskiego" pojedynek, na przykład na kindżały. Lud będzie miał rozrywkę, a tamci, jeśli przegrają, może się na "prawa człowieka" nawrócą. Inaczej marnie to widzę.

Powtarzam - Zachód sparszywiał totalne, co by ktoś o "prawach człowieka", wyprawach na Alfę Centauri i nowych modelach różowych golarek do kuciapy nie sądził, Zachód słabnie w oczach, więc można sobie to, ten "terroryzm" znaczy, widzieć jak kto chce, także na przykład jako robaki wyłażące spod kamieni, ale jojczenie, obelgi i magiczne zaklęcia nic tutaj zmienić nie zdołają.

Z tą obecną "elitą" to się nie ma po prostu jak zmienić, a wiara (jedyna prawdziwa wiara, jaka już została Zachodowi chyba), że  samo nazwanie kogoś "terrorystą", "szaleńcem", czy "zbrodniarzem", choćby i w oglądanej przez miliony lemingów telewizji, jakoś jego nastawienie do Zachodu i zachowanie zmieni, uważam za co najmniej skrajnie naiwne.

Jeśli więc walka z tymi tam, którzy sobie przede wszystkim, ale przy okazji i nam, chcą urządzić życie pod swojemu, ma polegać na wykrzykiwaniu, lub publikowaniu na Facebooku, "Je suis Charlie" - no to łaskawie bawcie się beze mnie! Podobnie z obelgami - szczególnie jeśli ich główną rolą miałoby być wbijanie lemigom do ich durnych łebków, kontrowersyjnego co najmniej, poglądu, że to co teraz mamy, to nie jest wojna, to nie jest także najazd... Niech i będzie - "barbarzyńców"...

Czyli coś, za czego wywołanie, i za którego prowadzenie, do zwycięstwa, ktoś konkretny konkretnie odpowiada - tylko jakieś takie nie-wiadomo-co, jakiś nalot kosmitów, których nie jesteśmy w stanie w ogóle pojąć, więc nie możemy mieć pojęcia co robić... No bez żartów! Oczywiście że lemingi nie wiedzą - bo ostro się na to pracowało, żeby nic nie rozumiały. Oczywiście, że te wszystkie Merkele i Hollandy niewiele też z tego rozumieją - w końcu są dość durne i nie tym się zajmują, bo nie taka ich rola, żeby były mądre.

Ja jednak zgłaszam votum separatum - chcę wiedzieć jak te nasze (?) elity to widzą, jak to zamierzają sprzedać prolom, jak zamierzają walczyć (no bo chyba nie tak jak dotychczas, sądząc po skutkach?), no i, być może przede wszystkim - O CO? Bo jeśli o to, żeby Środy tego świata miały jeszcze więcej wpływu na moje życie, no to serdecznie dziękuję! Od Środy, i całej masy innych tego typu indywidułów, to ja już chyba wolę poczekać na "Państwo Islamskie" i się z nim dogadywać! Żadna tam oczywiście przyjaźń - nawet jakaś "twarda, męska" - ale jednak negocjacje i dbanie o własne, a nie czyjeś tam, interesa.

A swoją drogą - ktoś się chce założyć, że za piętnaście lat "Państwo Islamskie", czy jak ono się będzie wtedy nazywało, będzie szacowne i powszechnie uznawane? A w każdym razie o wiele szacowniejsze i powszechniej uznawane (żeby to eufemistycznie określić) od Polski? 

Ci ludzie wiedzą co robią, absolutnie nie są żadnymi głupcami, a naprzeciw siebie mają te nasze (?) smętne elity i jeszcze smętniejsze tabuny lemingów - więc to w ogóle trudno uznać za wielką walkę. Czyli dokładnie odwrotna sytuacja do tej, którą mamy w naszym nieszczęsnym kraju. Obym się mylił, ale naprawdę nie jestem optymistą.

triarius

środa, września 03, 2014

Pułapki politpoprawności

Wiecie co? Wyznam wam, ludzie, że ja nawet bym i chciał być politpoprawny - tylko po prostu wciąż nie mogę do końca zrozumieć jak to działa. No bo weźmy taki "afro-amerykanin" (z dużej to się w ogóle pisze, czy z małej?). OK - "Murzyn" był be. "Kolorowy" był be. "Czarny" też. Dlaczego jednak jest "afro-amerykanin", a jak tylko zmienimy kontynent to robi się nam "australo-pitek"? Czy "pitek" to jest samo co "Amerykanin"? Gdzie się w takim razie podziewa "australo-amerykanin"? No a "afropitek" - gdzie?

Zresztą jak się chwilę zastanowić, to same niewyjaśnione tajemnice. Dlaczego nic nie słychać o "afrosceptykach"? Dlaczego "euro" to waluta (a przynajmniej próbuje być), a "afro" to tylko fryzura? (Jakie "tylko"? Fryzura jest lepsza!) Ja chcę jednak wiedzieć, domagam się odpowiedzi: jak wygląda fryzura "euro"? Jak u van Rumpuja?

Czy już jak u Tuska? Dopiero od grudnia czy całkiem już? Czy też może każdy kolejny strażnik tego tam mopa narzuca... Czy może raczej "lansuje" - swój własny styl w tym względzie? Tylko skąd prosty człowiek, choćby i starający się nadążać za modą, miałby się tego dowiedzieć?

A może to Merkela i jej fryzura stanowią ten wzorzec? Swoją drogą, gdyby któregoś poranka Merkela zapomniała się ogolić... Nie mówię nic nieprzyzwoitego o naszej europejskiej mamie i królowej! Wypraszam sobie wszelkie tego typu insynuacje! Chodziło mi o górną wargę i absolutnie nic innego!

Więc gdyby się zapomniała ogolić, a do tego jeszcze zamówiła pięć piw... Czy ja mówię, że Merkela ma kaca z przepicia? Do głowy by mi nie przyszło twierdzić, że ona w ogóle pije! Nie ma na to przecież, bidula, czasu, bo bez przerwy stara się nam zrobić dobrze.

Nam, czyli Europejczykom. Choć trochę nijak, że tylko Europejczykom - co z Antaktydą? Tam też są jakieś ekspedycje, a do tego pingwiny... Im się nie należy, żeby im też było dobrze? Więc na pewno Merkela nie pije, ale może się na przykład od czasu do czasu wykąpać w szampanie. Jak dostanie skrzynkę od Hollanda, powiedzmy.

Mogliście nie wiedzieć, ale teraz już będziecie wiedzieć: to też upija. Wiem, bo czytałem bardzo dawno temu o jednej uczennicy, którą zabrała karetka w stanie ciężkiego upojenia, a ona nic nie piła, tylko jej koleżanka polecila nasiadówkę w denaturacie, na pryszcze. Więc proszę mi tu nic, ani Merkeli, nie imputować!

Ale gdyby - ten wąsik i pięć piw... Czy wtedy politpoprawność by się zmieniła w tym akurat kierunku? Wiedzielibyśmy to automatycznie, czy też ktoś by nas o tym musiał poinformować, i dopiero wtedy by to bylo ważne? Pytania, pytania...

Ostatnio usłyszałem od kogoś, całkiem na serio, że "R*mka żebrała z dzieckiem". To teraz mamy śpiewać "Graj piękny R*mie"? (Czemu to ja tak piszę? Zaraz się wyjaśni.) Bo przecież wszystko inne będzie faszyzmem? To może, skoro "R*mie", to "graj" też by należało zmienić? "C*gan", przy wszystkich swoich wadach - na tę opinię ktoś w końcu pracował przez stulecia - był piękny, grał na skrzypcach albo innych cymbałach, wróżył, łatał garnki, kochał na zabój...

I komu to przeszkadzało? Zrobili go "R*mem" - czy po to, żeby się też poczuli do zdobywania Bizancjum i wskrzeszania Rzymskiego Imperium? Skoro Turcy, uznawszy się za dziedziców Rzymu, nazwali się "Rum" - no to, sorry, ale "R*m" jest o wiele bliższy słowu "Roma" i jego pochodnym!

Co to za chytra geopolityczna gra, ja się pytam? Kto za tym stoi i w ogóle jak to się ma do wszystkich tych wzniosłych zasad, które tak kochamy? Może ktoś po prostu czegoś nie dopatrzył, albo zły klawisz nacisnął? To by była opcja najbardziej, jak sądzę, dla wszystkich zadowalająca, ale - jeśli w tym rzeczywiście jest jakiś, brzemienny w globalne (nie bójmy się tego słowa!) zagrożenia błąd, choćby palcówka - no to jednak musi ten ktoś się do błędu przyznać i szybko odkręcić! Inaczej za każdym razem wymawiając słowo "R*m" przybliżasz świat do nuklearnego holocaustu.

A co najmniej już to możesz srodze podpaść paru innym kandydatom o opanowania czarnomorskich cieśnin i odegrania roli Nowego Rzymu. Podczas gdy Cyga... Chciałem powiedzieć Ro... To znaczy... Wiemy o kogo chodzi, i tak na razie chyba aluzji nie podłapali.

Z tymi nazwami różnych ludów, co się okazały niepolityczne i wymyślono, czy wypożyczono, nowe, to jest w ogóle zabawnie. O Eskimosach nie chcę mówić, bo to niebezpieczny temat, szczególnie teraz, z tym Hamasem... I nie chcę denerwować rebe Bratkowskiego, który jest na takie rzeczy okropnie czuły.

Ale weźmy "Samów". To się zawsze nazywało "Lapończycy" i komu to przeszkadzało? Że po szwedzku "lapp" (tam się nazwy narodowości pisze z małej, jakby coś) znaczy "łata"? No to co? "Finne", czyli po naszemu "Fin", to po szwedzku to samo co "wągier".

Gorsze od łaty (a ja akurat wyjątkowo takich skórnych spraw nie lubię), a nie zauważyłem, by jakiś Fin się tym specjalnie przejmował. Paru znałem, mieszkając przez lata w Szwecji. Fakt, jest i określenie "finländare" - czyli "mieszkaniec Finlandii", ale NAWET W SZWECJI, z ich obsesją politpoprawności, nie zauważyłem, żeby to była jakaś istotna sprawa, albo żeby ktoś się o coś tutaj obrażał. Widać Finowie, mimo że ich los mocno doświadczył, tego typu kompleksów nie mają i nikt w ich imieniu walczyć o ich honor nie musi. Albo i nie ma jak.

Skoro już jesteśmy przy Szwecji, to może dokończę tę kwestię, mówiąc wam, że najgorsze anse mają chyba Szwedzi w stosunku do Duńczyków. Nie mówimy tu o imigrantach, bo to całkiem inna sprawa, choć oczywiście dla kogoś komu politpoprawność tak jak nam leży na sercu - okropnie smutna. Jednak z Duńczykami Szwedzi się przez stulecia mordowali, odebrali im w końcu spory kawał ziemi...

I się raczej nie lubią. Mimo to nie pamiętam jakichś obraźliwych określeń związanych z Duńczykami. Jest faktycznie "dansk skalle", czyli to, co potomkowie bitnych MacLeodów i nasi liczni rodacy na zmywaku nazywają "Glasgow kiss" ("pocałunek w stylu Glasgow", dla niegramotnych), czyli walnięcie gościa w ryło naszą własną glową.

Interesująca technika, choć niektórzy, jak choćby wspomiany tu wczoraj Tim Larkin, odradzają. ("O ile nie jesteś z Glasgow.") W każdym razie doradzałbym walić w okolicę oczodołu albo górę nosa, bo waląc w usta mamy sporą szansę na piękną inkrustację naszego czoła połamanymi zębami, albo też bardzo efektowne rozcięcie skóry na czole, z krwią zalewającą nam oczy itd. (Skóra głowy ma b. dużo naczyń krwionośnych i zakończeń nerwowych. Co ma, dla politpoprawności, zarówno zalety jak i wady.)

Jednak ów "dansk skalle" (co na nasze przekłada się jako "duńska czaszka") nie jest specjalnie obraźliwy. Sugeruje twardość czaszki, ale w końcu na te wszystkie wojny to i tak prawie nic. Widać Duńczyków Szwedzi traktują jednak inaczej, niż Cy... Ro... Wiemy o kogo chodzi. Czy innych La... Samisków znaczy. (Myśmy ich tak nazywali w rodzinie, bo ich język nazywa się po szwedzku "samiska" i o tym się słyszało najwięcej.)

Ciekawe dlaczego, i czy to na pewo dość politpoprawne? W każdym razie, choć politpoprawność to oczywiście przepiękna idea i w ogóle cudo, nie jest to sprawa na tyle klarowna, by prosty człowiek, taki jak ja, wszystko w tym potrafił pojąć. Jakieś kursy by się przydały, jakiś kołczing... obowiązkowe ma się rozumieć i opłacane przez Unię.

A dla dzieci to oczywiście od samego początku ostro i bez cackania się. Gdyby ktoś tutaj, już teraz, potrafił mi udzielić odpowiedzi na te moje wątpliwości i rozwiać moją niewiedzę, to bardzo proszę! Obiecuję nie szczędzić już potem nigdy wysiłków na niwie politpoprawności, od czego świat niewątpliwie stanie się nieco lepszy. A o to nam przecież wszystkim - euro, afro, australo itd. chodzi. (Wszystkich nie mogłem wymienić, bo boję się, że zaraz wybuchnie wojna światowa. Ale Samów mogę i ich tutaj serdecznie pozdrawiam!)

triarius

poniedziałek, września 01, 2014

Biężączka o nowym Rumpuju co nim został nasz Tuś, ale nie tylko...

Tusia zrobili nowym Rumpujem (Alleluja!) i ludzie mają różne fajne hipotezy na temat przyczyn tego faktu. (Na temat ew. skutków też zresztą. Jak np. b. szybkie przyjęcie przez ten nasz nieszczęsny kraj waluty ojro.) Podoba mi się hipoteza Toyaha. która nawet, jak widziałem, trafiła na jedynkę SG szalomu. Taka mianowicie, że Unia nie mogła już więcej patrzeć na to co Platforma wyprawia, więc ją rozmontowali, rozpoczynając od głowy i zwornika.

Jest też parę podobnych głosów, przypisujących jednak główną rolę Amerykanom - w końcu ten tam Cameron to raczej ich chłopak, niż Merkeli czy po prostu Unii - do czego wstępem byłyby słynne ośmiorniczkowe taśmy, a niewykluczone, że i parę innych wcześniejszych wydarzeń dałoby się tak interpretować. Jako chęć pozbycia się Tusia znaczy, żeby w końcu rozwalić Platformę. (Po czym PiS "weźmie władzę", skompromituje się w ciągu roku doszczętnie, a lud magna voce zawoła o przyłączenie jako land do Niemiec, albo inne "roztopienie się w Europie".)

Coś w tym może być, a ta perspektywa "władzy" PiS nawet nie wygląda optymistycznie, więc o tej strony nawet trudno mi się czepiać, ale ja mam nieco inną hipotezę, która mi się jednak wydaje bardziej prawdopodobna. Otóż, jak się okazuje Tuś wśród zachodnich lemingów robi za skrajnego rusofoba, wiecie? Ktoś na szalomie zadał sobie trud by wybrać i przetłumaczyć głosy lemingów z jakiegoś popularnego farancuskiego forum, no i rzeczywiście! Przerażeni, że im rusofoba wybrali i co teraz będzie z Unią!?

My jednak, lemingami nie będący, dobrze wiemy, że ta tusiowa rusofobia to tylko pic dla lemingów. Jasne - dawno sobie już ustaliliśmy, że słodkie wargi Merkeli mogą nawet i Tusiowi bardziej smakować, niż kagiebowskie obcasy Putina, ale że Putin ma na Tusia (jak i na Merkelę zresztą) haków skolko ugodno i Tuś mu nigdy naprawdę nie podskoczy, to też wiemy. No więc mi się widzi, że oni wybrali celowo gościa, który robi za hiper-rusofoba i wroga Putina, a jednocześnie jest Putina... Nie powiem "przyjacielem", bo Putin z tego typu indywiduami na pewno się nie przyjaźni, ale jednak jest dla Putina wygodny i nie stwarza mu problemów. (Jeśli nie znacznie więcej.) A do tego pewnie, w wolnych od walki o pokój chwilach, nieźle go bawi.

To by mogło nawet być z Putinem uzgodnione, i nawet jeśli rzeczywiście Cameron miał w tym jakiś większy udział, to przecież on także chce z Putkiem handlować i w ogóle, a jednocześnie nieco mu głupio pokazywać, że w stosunku do Putka on jest tylko robiącym sobie z gęby holewę postpolitykiem, a jego kraj, zrujnowanej podobno i ledwo zipiącej, Rosji nie podskoczy.

* * *

Nazwano mnie kilkukrotnie - oczywiście że w sumie żartem, ale nie bez podstaw, jak sądzę - "Naczelnym Spenglerystą RP"... A ja mam wyznanie do wyznania, istny coming out! Otóż dopiero kilka dni temu zacząłem czytać "Duch pruski i socjalizm", zawarty w wydanym w roku 1990 przez PIW zbiorze pomniejszych pism Spenglera, noszącym tytuł "Historia, kultura, polityka". Inne rzeczy z tej książki czytałem, choć też nie wszystkie, co wkrótce zamierzam naprawić, ale tego jakoś nie mogłem.

W ogóle to moje lektury są bardzo idiosynkratyczne, żeby tak to określić. Jeśli coś mnie odrzuca, to raczej tego nie czytam, choćby mnie ciągnęli zgrają perszeronów. Nie znoszę martyrologii, sadyzmu w rodzaju świdrowania Azji oczu, w dodatku przez "naszego" i z dziką satysfakcją naszych sytych i bezpiecznych mieszczan... Nawet te tam sprawy w "Ojcu chrzestnym" mnie w sumie mierżą. Jedyna martyrologia jaka mnie w sumie cieszy, to kiedy komuch daje w dupę drugiemu komuchowi - wszystkie te żony Slanskiego, "Ciemność w południe", Krawczenko itd.

To było o mnie, ale tym razem nie chodziło o to, żebym nie był lepszy od Ziemkiewicza (a kto to Ziemkiewicz?), tylko żeby wyjaśnić, jak to możliwe, żeby taki jak ja wielbiciel Spenglera i "naczelny", mógł tej dość ważnej, jak mówią, jego pracy, po prostu nie raczyć. Choć samą książkę miał wielokrotnie w rękach i stała przez lata na jego półce. (Nawet chyba w dwóch egzemplarzach, choć jakoś nigdy dwóch na raz nie widziałem.)

Ale jednak jakoś mnie nie ciągnęło do tego socjalizmu z duchem pruskim na dodatek. Zważcie jednak, moi państwo, wcale nie o "socjalizm" chodziło! Przeciwko "socjalizmowi" Spenglera ja nic w sumie nie mam. Wiem, że gość na pewno nie jest marksistą, a "socjalizm" - bez żadnych kwantyfikatorów - to może być masa najróżniejszych rzeczy. Niemal wszystko w sumie - poza oczywiście liberalizmem, ale to mi akurat całkiem nie przeszkadza. Człowiek to w końcu istota społeczna, czyli SOCJALNA. Zgoda?

Nie - mnie od tego tekstu odrzucało... Może nie całkiem odrzucało, ale bałem się, że mnie w nim Spengler rozczaruje i co wtedy będzie?! Więc tym, co mnie powstrzymywało, był ten "duch pruski". Nie przepadam za Niemcami w ogóle, a już prusactwo to całkiem mnie odrzuca. Podczas gdy Spengler był niemieckim patriotą, a do tego uważał się za Prusaka, choć, jak kojarzę, to było takie bismarkowskie prusactwo, bo on z Prus nie pochodził. Trudno mieć do gościa pretensje o jego patriotyzm - tym bardziej, że jednak to nie jest taki sam chory patriotyzm, jaki np. co chwilę widzimy w wykonaniu Rosjan - ale jednak dla Polaka pruski patriotyzm może być trudny do strawienia.

Ja zaś, jak już wspomniałem, jeśli coś znajduję niestrawnym, to nie zmuszam się z reguły do jedzenia. (Zabawne, że miałem nawet dość spore szanse na pisanie doktoratu z historii idei, ale co ze mnie byłby za historyk idei, skoro ja nie potrafię strawić żadnego nudziarza czy idioty, a nawet z uwielbianym Spenglerem mam problem, kiedy gość w samym tytule deklaruje już swoją pruskość! Więc dobrze się stało, że jednak się od tej naukowej kariery powstrzymałem, czując drobne wątpliwości.)

No i dobra... To był długi, rozwlekły wstęp, a teraz samo sedno: "Duch pruski i socjalizm" to fantastyczny tekst, który polecam wszystkim inteligentnym ludziom aspirującym do zrozumienia historii, polityki, liberalizmów, kapitalizmów, marksizmu, Anglii, Niemiec, Rewolucji Francuskiej, katolicyzmu, Tygrysizmu Stosowanego i czego tam jeszcze! Serio!

Poszukajcie sobie wspomnianej książki na jakichś Allegrach, kupcie ją - dopóki jeszcze wolno i nie grozi to łagrem! Odłóżcie na bok narodowe uprzedzenia - wiem, że w pierwszej chwili te różne pochlebne w sumie opinie na temat Prus mogą być dla Polaka trudno strawne, ale przezwyciężcie to, bo tak trzeba... Przeczytajcie raz, dokładnie, bez negatywnego nastawienia i z góry założonych tez... Po tygodniu lub dwóch przeczytajcie ponownie (i jak wyżej)... Po następnym tygodniu lub dwóch - znowu.

Naprawdę, w tym tekście jest taka masa treści i on mi - staremu w końcu aredreyicznemu spengleryście - tyle rzeczy wyjaśnił i naprostował, że to jest absolutnie podstawowa lektura Tygrysizmu. A że akurat rozpoczyna się nowy rok szkolny, więc można zacząć ponownie fałdować korę i wyjaśniać sobie co jest co. Gdyby paru ludzi ten tekst przeczytało, może by się dało wreszcie z sensem podyskutować i jakoś ten Tygrysizm pchnąć do przodu. Jedni mają liberalizm, inni mają Dugina - a my na razie co? Konecznego? Nie wiem - śmiać się czy płakać. Jeśli tak ma nadal być, to sorry, ale ja jadę na pampę!

Przeczytać "Duch pruski i socjalizm"! Inne teksty z tego tomiku też oczywiście należy, prędzej czy później, przeczytać. Tyle razy, ile potrzeba by zrozumieć i przestać reagować głównie na słowa, hasła i cudzy patriotyzm, nawet jeśli jest to patriotyzm kraju, który nigdy nie był i nigdy nie będzie naszym przyjacielem. Ale uczyć się choćby od diabła, a Spengler zresztą diabła - nawet ze swoim pruskim patriotyzmem - raczej nie przypomina.

Tak jak Fryc Wielki walił swych poddanych kijem wrzeszcząc: "Kochać swojego króla, kochać!" - tak ja teraz walę was wirtualnie kijem krzycząc: "Czytać o duchu pruskim i socjaliźmie, czytać!" A teraz odmaszerować!

triarius

P.S. "Trudno o coś bardziej żałosnego od prób jakiegoś tam protestantyzmu, by truchło swe ożywić wcierając w nie bolszewickie łajno", mówi Oswald Spengler w reklamowanym tu przeze mnie tekście. Gorzej, że (czego nawet Spengler nie przewidział) dzisiaj w równym stopniu dotyczy to także katolicyzmu.