niedziela, marca 13, 2016

Że na odmianę coś napiszę (i po polsku)

Obejrzałem ci ja sobie pierwszy raz w życiu sitcoma pt. "Community". (Po naszemu też się tak wabi, co jest rzadkie i cenne.) Leci to w moim pakiecie od lat, ale jakoś nigdy nie miałem na to ochoty, choć sitcomy pasjami lubię. Jeśli są dobre, oczywiście. Albo przynajmniej średnie, a wtedy sobie czasem gnuśnie, bo mam b. podzielną uwagę.

No i powiem wam ludzie, że to co zobaczyłem było b. fajne. Śmieszne i z pewną głębią, oraz drapieżnością. Powodem, dla którego nie miałem nigdy ochoty tego oglądać jest chyba to, iż tak występuje, jako główna postać, taki stary pierdoła, wieczny student. Bo też to "Community" to taki b. marny prowincjonalny uniwersytet, czy jak to nazwać.

No i ja niespecjalnie, z jakichś nieznanych mi powodów, lubię dowcip polegający na naśmiewaniu się ze starości, a już specjalnie, kiedy taki starzec w dodatku jest student. Tego tam pierdołę gra, nawiasem, niejaki Chevy Chase - znany komediowy aktor, ale w tym stadium swego życia, i być może dzięki cwanej charakteryzacji, wyglądający naprawdę pierdołowato.

Z tym, że w owym odcinku, co ja go widział, nasz pierdoła naprawdę błyszczał. Wygłosił dwie cholernie mało politpoprawne kwestie mianowicie, które mnie szczerze ubawiły i którymi z wami, kochane moje ludziaczki, się zaraz podzielę.

Jedno to było, że golenie u fryzjera to "przyjemność z dawno minionych czasów, kiedy mężczy?ni (jakieś gówno mi się włącza na kąpie i nie mogę normalnie napisać tej litery, co tu powinna być, a w tej chwili w ogóle nie mogę, bo kąp przepracowany) byli mężczyznami, a kobiety praczkami i sprzątaczkami". Niedługo potem stwierdził, że "National Geografic jest fajny, bo tam są cycki nietknięte ręką białego człowieka".

Cholernie mnie to rozbawiło, bo też do tych afrykańskich cycków tęsknię i mógłbym zresztą na ich temat napisać spory esej, oczywiście genialny, bo to co oni tam teraz w tej zleberalizowanej Afryce wyprawiają, a na froncie cycków szczególnie, to obłęd i paranoja! I tak sobie pomyślałem, że gość, ten Chevy Chase, ta pierdoła, natchnął mnie pewną ideą.

Otóż nieco niepokoję się moimi przychodami, kiedy już będę tym zdrowym i jurnym stulatkiem. (Jeśli, oczywiście, to się znacznie wcześniej dokumentnie nie zawali.) I tak sobie pomyślałem, że mógłbym przecie być takim gościem, którego zapraszają (za pieniądze) na różne tam przyjęcia, partaje, wieczory kawalerskie, a ja po prostu sobie lu?no gadam, i to jest odbierane jako niesamowity stand-up występ, gwałcący wszelkie reguły politprawności.

Ci ludzie by się wstrząśli i, zszokowani, że takie coś w ogóle jest możliwe, ubawili by się setnie, a na drugi dzień obudzili by się z potwornym kacem - choć to akurat nie z mojego powodu - i ze swoją codzienną politprawnością, do której by już znowu, na długie lata, lub na całe życie, powrócili, przekonani, że to normalne, że tak musi być, a fakt, że całe to @#$& życie im kurewsko doskwiera i jest nie do zniesienia, wynika z jakichś całkiem innych przyczyn...

Albo w ogóle clubbing, wóda i narkotyki, żeby nic nie czuć, żeby nie myśleć. No więc tak sobie fajnie wymyśliłem i wydaje mi się, że to może działać. Przynajmniej pod warunkiem, że jakimś stuletnim starcom pozwoli się jeszcze w ogóle żyć,

Tyle że, jak to zaobserwowałem przez wszystkie te lata w Szwecji - o ile zwykły, grzeczny i potulny obywatel jest przez waadzę i jej wiernych czynowników bez przerwy tarmoszony (za przysłowiowe pejsy) i pouczany, to jak np. irański emigrant się wkurwił (że za mało zasiłku, co jednak nie oznacza, by K*winy tego świata miały rację!) i pierdolnął maszyną do pisania, to waadza zdębiała i zapomniała języka w gębie, a gość zapewne dostał co chciał i więcej nikt mu nie podskoczył.

Więc może być i tak, że wy, kochane ludzięta, zostaniecie zutylizowani zanim osiągiecie piękny wiek, jaki wasz oddany ma dzisiaj - natomiast wyżej wymieniony dożyje sobie lu?no dwustu lub trzystu lat, występując od czasu do czasu na przyjęciach i wieczorach panieńskich... I wszyscy będą szczęśliwi. (A o politpoprawności TEŻ potrafiłbym napisać esej. Spróbujcie mnie zachęcić, żeby mi się chciało!)

* * *

Nawiązując do starczej pierdołowatości, to to, co się obecnie dzieje w Ameryce na froncie kampanii wyborczej, tej przedwstępnej, zapładnia człowiekowi umysł i w ogóle. Na przykład to, iż faworytem młodzieży jest gość po prostu stary i dość, powiedzmy sobie, na oko pierdołowaty, mniejsza już o to że - nie bójmy się tego słowa - Żyd... (Choć może powinniśmy się bać?) Nie że coś, ale pono Żyda tam dotąd na stolcu prezydenckim nie było. (Co za niezwykły kraj i patrzcie państwo jak się czają!)

Także to jest przedziwne, że podstarzałego kandydata gorąco popierają młode murzynięta. W końcu amerykańscy Murzyni normalnie za Żydami, mówiąc eufemistycznie, nie przepadają. (A kto przepada?) Z drugiej strony, co oni mają do wyboru - ten gość, albo ta koszmarna Clintonowa. No bo przecie mówimy teraz o lewicy, więc na pewno nie Trump.

(Jeszcze nie teraz. Potem się ew. zaczną przestawiać, jak to bywało w historii.) Sam wolałbym tego Bernie Sandersa od Clintonowej, i nie tylko dlatego, że jest stary, co mamy wspólne - bo w końcu on pierdołowaty, a ja nie.

Tyle, że to nie jest tak, iż oni z bólem serca na niego, żeby nie Clintonowa. Tam jest autentyczny entuzjazm i masa bezinteresownego działania dla sukcesu tego Berniego. Że gość niemal komunista? A co to szkodzi młodym lewicującym? Zresztą czym się dziś różni rasowy komuch od autentycznego leberała, że spytam? A jeśli, to na czyją korzyść?

Ta Clintonowa zaś to sama esencja leberalizmu, więc...? Zresztą dzisiejsza sytuacja, z Putinem na czele, jest właśnie taka, że Rosji na rączkę będzie raczej robić "prawica" - ta "zwykła", szemrana, przeżarta agenturą, "pospolita odmiana ogrodowa".

Ta dla bezmyślnych głupków (mięso armatnie) i cwanych cynicznych skurwieli (K*winy tego świata) - nie zaś w miarę uczciwa lewizna. (Jeszcze można wspomnieć o warstwie pośredniej, czyli świrach z przerostem kory, co NIE jest zaletą, i pieprzem w tyłku. Jak np. GPS na szalomie. Sierżanci liberalnego rewizonizmu.) Że komuchowaty Bernie będzie koszmarny w sprawach międzynarodowych, co i w Polskę uderzy?

A można być w tym gorszym od Obamy? (O tym właśnie chciałem w związku z tą giełdą. W szerokim kontekście rozkładu Zachodu itd.) I czy Clintonowa miałaby być od Berniego lepsza? Nie jestem przekonany, a raczej jestem w drugą stronę. Trumpa, mimo wszystko, bym zdecydowanie wolał, jakąś inną ogrodową "prawicę" też, choć z mniejszym zapałem, ale jak mam wybierać między Bernim i tą babą, to jednak wolę Berniego.

Oczywiście mogę co do Berniego nie mieć racji - jak np. pomyliłem się co do Franciszka. Choć co ja o nim wiedziałem w dniu jego wyboru? Wyraziłem wtedy tylko nieśmiałą nadzieję, którą życie, przy pomocy Szatana, w przykry sposób zaraz potem zweryfikowało. Ogólnie przecież TEGO WŁAŚNIE się w historycznej perspektywie spodziewałem, więc summa summarum Tygrysizm Stosowany jak zawsze górą!

* * *

Chciałem wam jeszcze opowiedzieć trochę o giełdzie (nie próbujcie tego w domu!) i fajnie to powiązać z sytuacją w Ameryce, ale to może innym razem. (Czytaj "nigdy", bo tak jest z 99,8% moich błyskotliwych pisarskich pomysłów. I dlaczego miałoby być inaczej?)

* * *

No to tylko na koniec powiem wam, że "Sturęki" Rolex napisał właśnie absolutnie znakomity tekst, któren oto:

http://hekatonchejres.salon24.pl/701373,wilkolaki-sa-na-swiecie

W sumie zawsze dotąd uważałem Rolexa za takiego trochę Toyaha, choć może jeszcze bardziej gładko-profesjonalnego, a mniej gryzącego sercem. Czyli że super pisanie, ale dla mnie nieco jakby zbyt gładkie i...

Nie do końca aż Tygrysiczne (if you know what I mean). A tu paczpan, totalne zaskoczenie! Tekst drapieżny, głęboki i dający do myślenia jak cholera, a do tego jeszcze hiper-profesjonalnie zrobiony. Także w sferze obrazkowej, która jest tam całkiem fas-cy-nu-ją-ca!

Jak już przeczytacie, to można by porozmawiać o tych Prusakach, bo to, wiecie - z jednej strony wróg nasz na wieczne czasy i od zawsze (cholerni zgermanizowani Słowianie, z dodatkiem francuskich hugonotów zresztą), czego nie można ignorować i od czego nie uciekniemy, z drugiej jednak mamy też "Duch pruski i socjalizm", z którym pod wieloma względami trudno się nie zgodzić...

Z tym, że oczywiście taka dyskusja jest ryzykowna z tego powodu, że tam zawsze w tle będzie wystawiał łeb Adolf H. - któren nie tylko nasz wróg i kat, ale na którego wolno tylko pluć, a żadnych trze?wiejszych nieco analiz nielzia! Z z drugiej strony mamy Merkele tego świata, o których raczej tylko dobrze, lub co najwyżej średnio...

Więc dyskusje o Prusach, jeśli miałyby być otwartym tekstem, który rozumie Merkela i te wszystkie super-komputery popodłączane do dronów Obamy, są raczej trudne. A w końcu komputera wygrał właśnie z mistrzem GO, więc naprawdę musimy się wysilić i jeszcze tu podnieść poziom. Nie da się od tego wniosku uciec, więc: Do boju Ludy!

Choć na razie za naśmiewanie się z Merkeli faktycznie o szóstej rano jeszcze nie przychodzą - sam to sprawdziłem i mam zamiar dalej - więc bez paranoi, ale też to się może zmienić. I to by było na tyle, jak mawiał super gość Jan Tadeusz Stanisławski.

triarius

P.S. A teraz wychodzimy pojedynczo. Uważać na ogony i drony!

9 komentarzy:

  1. Widzę, że ten Rolex nabiera się na semantyczny trik przeciwstawiania dobrych cywilizowanych Niemców złym i prymitywnym Nazistom... znaczy tym, no, Prusom. Otóż ta dobra i cywilizowana Austria wzięła udział w rozbiorze Polski i jako pierwsza zaczła wynarodowianie Polaków ustawą szkolną. Warto też zapoznać się z pochodzeniem kierownictwa III Rzeszy - zachód albo południe Niemiec. Prusy to zresztą od pewnego momentu właściwie Brandenburgia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, co... Serce mnie boli i naprawdę pragnąłbym brodzić po kolana w krwi wrogów, jak to ładnie wyraża Polonez Kościuszki, ale co ta Austria miała właściwie robić? Opcją było albo zagarnięcie całej Polski przez Rosję. Polski, która, nie oszukujmy się, była wtedy w stanie, który uprawniał kojarzenie jej z preriami, pampasami, czy, co najwyżej jakimiś (całym szacunkiem dla wielkiej K.) ówczesnymi Indiami czy Persją.

      Tak że, o ile w Prusakach to tak czy tak było - i, tak jak z kacapami, bracia Słowianie, wzięci za ryła przez germańską elitę, najbardziej nas nienawidzą, bośmy rozmemłani, ckliwi i w sumie durni, ale jednak właśni... Więc z Prusakami naprawdę nie ma się co pieścić, ale Austria, choć przysięgam, że za rozbiory bym się mścił z rozkoszą jeszcze przez 200 lat - co ona właściwie miała w tej sytuacji zrobić? Prusy też, ale oni mają agresję, poniekąd imperialną, choć spsó?znioną (kurwa, ten syf znowu!) - z czego się zresztą biorą niemal wszystkie europejskie i ich własne dramaty ostatnich dwustu lat. Anglicy ze swym podbojem i propagandą liberalną wszystkich wyprzedzili na tyle, że mamy to co mamy.

      Od Prus, od Austrii i od Rosji toże oczywiście, należy żądać nie tylko odszkodowania za okupację i komunizm, ale także za rozbiory! I tak to w końcu zrobimy, tylko że za tę forsę wybudujemy... Coś wielkiego i wspólnego, żeby nam się nasi Spartiaci nie roztentego z luksusu, lenistwa i liberalizmu. Tak mi dopomóż Bóg.

      Oczywiście nasz ukochany Koryła ma to inaczej - Austria najgorsza, za to Francja niewinna lelija i w ogóle cudo - tyle, że ja np. we francuskiej historii siedzę od pół wieku i dobrze znam język, a on, jak to szczery literat (tu przy okazji pozdrawiam Jareckiego), najpierw sobie wymyślił konflikt i protagonistów - w czarnych i białych kapeluszach - a potem do tego dopasowuje swą uwodzicielską narrację i wizję świata.

      Nazwij to "świecką teodyceą", jeśli chcesz, właśnie to określenie wynalazłem. Tak że żadnej miłości do zaborców u mnie niet' - uwierz - ale z tą Austrią bym nie przesadzał, Rosja to wiadomo co jest, Prusy to samo państwo, które się na pampasy nie załapało, więc agresywne wobec rozmemłanych i anarchicznych sąsiadów z samej natury, ale Austria w sumie robiła to, czego tak czy tak nie dałoby się uniknąć. Nie sądzę, by odczuwała przy tym jakiś wielki orgazm - oni po prostu uprawiali swoje "tu, Felix Austria, nube!"

      Imperia w dużym stopniu powstają same z siebie, a myśmy byli idealną zwierzyną do podboju - nie da się ukryć. Tak to widzę, choć specem od rodzimej historii faktycznie nie jestem i może się gdzieś mylę.

      Pzdrwm

      Usuń
    2. Nie chodzi tylko o Austrię, ale ogólnie o - nazwijmy to - Niemcy w części niesłowiańskiej. Takież to samo gniazdo barbarii, co Brandenburgia zwana pod nazwą Prus.

      Jak już o imperializmach mówimy, to według mnie Austriacy przegonili Prusy, robiąc to swoje więzienie narodów, systematycznie szczując jedne na drugie, inne, jak Ukraińców czy Bośniaków (Ślązaków też próbowali, ale na szczęście nie wyszło) wymyślając, futrując, a potem szczując. Padli w końcu, bo mimo zaangażowania różnych Makłowiczów, stańczyków i "krakowskich konserwatystów", których marzeniem była penetracja przez Najjaśniejszego Pana, wielonarodowe twory okazały się sztuczne i nie do utrzymania przez szwabów, pomimo ich prób lansowania nowoczesnego C.K. patriotyzmu.

      Racje zaborców, to ja wiem jakie są, ale już mi od tej powszechnej mody na niuansowanie, odbrązawianie i walkę z "egoizmami narodowymi", jak to ostatnio nazwał papa Franciszek, zbiera się na womit. Chciałbym żeby wreszcie kogoś interesowały polskie racje.

      Podsumowując: szwab jest szwab, co oczywiście nie znaczy że nie ma pola do rozegrania regionalnych antagonizmów, i taka rolexowa narracja o złych Prusakach byłaby tutaj bardzo użyteczna. Gdyby tylko Bawarii udało się uniezależnić, cieszyłbym się jak leming po wyborach w 2007. Jeszcze Nadrednia i mamy enerdówek, który może nam skoczyć.

      Ale dla nas taka narracja użyteczna nie jest, bo to metoda dobrego i złego gliny.

      A swoją drogą, czy to nie urocze, że separatystyczne trendy, jak te szkockie, katalońskie, padańskie referenda, RAŚie i Korwiny od "Polski tysiąca Liechtensteinów", występują wszędzie, tylko nie w Niemczech?

      Usuń
    3. @ tj

      Austria faktycznie była więzieniem narodów, ale na moje dopiero w XIX w., kiedy zaczęły ją rozkładać nacjonalizmy. (Nie oceniam tutaj, tylko stwierdzam.) Przedtem, jak mi się widzi, wbrew Koryle, było to w sumie dość normalne na tamte czasy pod wzgl. zdrowia i etyki, imperium.

      Bo też nie oszukumny się - na pomysł "praw człowieka" nikt przez jakimś XVIII w. nawet nie wpadł. Wszystkie ruchy biedoty były przecie religijne. Od wczesnych chrześcijan, po Wata Tylera i wojny chłopskie w Niemczech, i dalej. Życie było twarde, władza była konkretna i na wierzchu, nędzarz był nędzarzem, a grupa etniczna, której się nie udało zostawała niewolnikami lub nawozem. Teraz wszystko jest oczywiście tak samo, tylko że nikt tego nie mówi, a my już naprawdę wierzymy, że jest inaczej i tak będzie.

      Imperia, jak mi się widzi, powstają głównie dlatego, że gdzie indziej jest pustka. W sensie stepy, pampy, prerie, lub też anarchia i poezja makaroniczna. To jest po prostu zasysanie i nie da się tego uniknąć. Jeśli unikniesz, zrobi to sąsiad, przyłażąc ci pod sam bok i stając się dwa razy silniejszy.

      Prusy? Naprawdę ich nie kocham, z ręką na sercu, ale czytałeś "Duch pruski i socjalizm"? Jest po polsku, daje się łatwo dostać. To naprawdę nie jest takie głupie! Oczywiście jest tam jeden krótki fragment b. dla Polaka nieprzyjemny, ale życie to nie piękna bajka.

      Co do niesłowiańskich Niemców, to ja się akurat zgadzam z Rolexem, że to nie żadna barbaria, tylko właśnie sama esencja Europy. Oczywiście wolę Francję, nasiąkłem jej kulturą, choć w sumie z daleka, znam język (poniekąd mój pierwszy, w taki sposób, jak łacina dla Montaigne'a poniekąd), ale jednak Niemcy, te niesłowiańskie, to sama esencja Fausta i wielki Prusak na S. ma z tym rację.

      Natomiast Niemcy słowiańskie... "Pochodzimy ze wschodniej Europy, więc jesteśmy gamoniowaci i z trudem się rozmnażamy", jak powiedziano w Doug Carey show. I coś w tym, #$%^# jest. Jedni ruscy podbijają świat, ale też każdy z tych podbijających jest niewolnikiem, a system jest hybrydą-bękartem, stworzonym przez Szwedów, Tatarów, Niemców i całą masę różnych przybłędów. Plus, niestety, i Polaków. Nie zawsze z wielką chęcią.

      Co do szkockiego nacjonalizmu... Zapiminasz, że mówisz do potomka wielkiego klanu MacLeod? ;-)

      Ale masz sporo racji z tym niemieckim, tyle, że to może leżeć... Wróć jak przeczytasz Duch pruski, OK? ;-)

      Pzdrwm

      Usuń
    4. A co do krakowskich... Wiesz, niedawno, pierwszy raz w życiu i z jak najgorszymi oczekiwaniami, zacząłem czytać Szujskiego. I co? Gorący patriota, głęboko wierzący katolik, piszący b. sensowne rzeczy. Jedno co mnie czasem nieco razi - jak i u nich wszystkich w tamtych czasach - to słownictwo, czasem brzmiące trochę pokracznie i nieudolnie. If you get my drift. To samo bywa i np. u Konecznego.

      Tak że trochę zacząłem weryfikować te obiegowo-korylliczne teorie na temat Krakowa. Szujski to naprawdę żaden Korwin, a tego się w sumie spodziewałem, bo tak ich przecie wszędzie opisywano.

      Zgodzę się jednak w jakimś stopniu co do atmosfery w Krakowie od czasów CK, być może i po dzisiaj (mieszkałem tam, ale to było do IV klasy podstawówki), i może też coś jest na rzeczy ze Stańczykami... A może właśnie nic? Tyle, że na tle Korwina Szujski jest tak słodki, że mógłbym z nim iść do łóżka. Zaprawdę wam powiem - jesteśmy OSZUKIWANI, i to przez o wiele szersze kręgi, liczniejsze siły itd., niż nam się wydaje! Może niektórzy robią to nieświadomie, albo dla artystycznego efektu, ale pieprzenia jest na tym łez padole masa, a co dopiero w tym nieszczęsnym i ogłupiałym z trwającego setki lat szczęścia kraju.

      Tak to widzę, mogę się mylić.

      Pzdrwm

      Usuń
    5. Te ruchy biedoty były religijne, ale ja myślę że dlatego że religia to był jedyny żywy czynnik w sferze publicznej, według którego ludzie mogli się wówczas, aż do oświecenia, grupować. Trochę tak jak w Rzymie, gdzie frakcje woźniców w cyrku odpowiadały stronnictwom politycznym.

      Państwo niemieckie powstało tak jak opisujesz powstawanie imperiów, jako ekspansję w próżni. Prusy podbiły resztę mentalnie odpolitycznionych państewek niemieckich, w których kategorami ekspansji nie myślano, tak jak dziś nie myśli się w Szwajcarii, więc nie było konfliktu tożsamości. To tak jak w tych państewkach greckich, które przyjęły rzymską tożsamość pozostając greckimi językowo i produkując takich Plutarchów.

      “Ducha pruskiego” nie czytałem, Szujskiego też nie i zaskakuje mnie co o nim mówisz. Niby mógłbym się spodziewać okłamywania, ale wszystkich źródeł osobiście sprawdzić się nie da (jak zakłamana i zagibbonowana była do niedawna historia Bizancjum, albo jak szechterówka mogła Herberta stawiać obok Szymborskiej?), więc michniki tego świata mają bardzo ułatwione zadanie. Nadrobiłbym z chęcią, gdyby mnie liberalizm nie dopadał.

      Usuń
    6. 1. Zgoda - wszystko powyżej kastrowania świń i łatania butów było w sumie religijne. (Albo i nawet to, nie wiem, nie byłem średniowiecznym świniopasem. ani łataczem butów.) Przed Boskim Oswaldem, z tego co rozumiem, wciąż się bronisz, ale on ładnie wyjaśnia, jak to matematyka, muzyka, fizyka i astronomia w sumie są, w tamtych zdrowych wczesnych czasach, religijne w swej istocie.

      2. Prusy, moim skromnym, są z samej natury agresywne, głównie dlatego, że przecie powstały z idei "zagospodarowania" (nie wyłącznie w ekonomicznym sensie, oczywiście) "dzikich, marnie rządzonych i niedorozwiniętych" ziem, z których większość należała (w jakiś tam sposób, choć co to za "należenie", jeśli nie umiesz tego obronić?) właśnie do Polski.

      Z ich pkt. widzenia, z ich ideą państwa i społecznego porządku ("socjalizm" Spenglera, nie mający oczywiście nic wspólnego z Marksem) byliśmy dla nich całkiem bez obłudy, po prostu padliną do pożarcia. Na podobnej zasadzie US of A powstało z czystego Oświecenia i wizji podboju "niezaludnionych" prerii. No i takie pierwsze impulsy dziwnie mocno zawsze, jak widzimy, pozostają w genach. Ciekawa sprawa. (Że już o Narodzie Wybranym nie wspomnę.)

      Przykre, ale tak to widzę, wchodząc na chwilę w ich skórę. Co oczywiście nie zmienia faktu, że Krzyżacy uśmiercili Danuśkę, oślepili Juranda, a ogólnie Niemce raczej się, nawet na tle tamtych czasów, wyróżniali brutalnością (nasi chyba zresztą też aniołkami bywali rzadziej, niż nam to wmawiają, vide "Niemce jako cielce, a niemkinie jako świnie..."

      3. Gibbon wcale nie jest taki zły! Pisałem tu o nim nieco swego czasu, od pół wieku posiadam, w oryginale, jednotomowy skrót, a parę lat temu nabyłem i z przyjemnością przeczytałem ostatni, piąty tom, ten o Bizancjum właśnie. Zaczyna się dość oświeceniowo-retorycznie, zgoda, ale potem robi się ciekawie.

      Wcale nie odniosłem wrażenia, że facet za upadek wini chrześcijaństwo jako takie - dla mnie on wini sekciarstwo, ikonoklazm i te rzeczy, co wydaje mi się w sumie słuszne (choć oczywiście szpęglerysta powie, że i tak nie mieli szansy na wieczne życie, bo tak wygląda ten świat).

      4. "Duch pruski" to dość krótki tekst, więc nawet liberalizm nie powinien być przeszkodą.

      5. Szymborska to faktycznie dno. Dla mnie taka gładka zręczność, jak u niej, to właśnie sama esencja grafomanii - wcale nie ksiądz Baka i inni tego typu wierszokleci. Ja akurat jestem chyba jedynym Polakiem, którego absolutnie nie zaskoczyło włażenie przez Osiecką Kiszczakowi, a nawet go to nieco ucieszyło i rozbawiło. Bo to druga upiorna grafomanka, choć nieco mniej wylizana i gładka. (Swoją drogą Broniewskiego też nie znoszę, choć jest inny. To taki Hemingway dla ubogich, jakby oryginał nie był dość obrzydliwy. Nie mogę np. zrozumieć jak Iwona Jarecka może go kochać.)

      Pzdrwm

      Usuń
  2. Prusy to bardzo ciekawy przypadek. Nawet nazwę zawdzięczają wynarodowionym Bałtom, a całą ich potęgę zbudowali a jakże… Polacy. Po trzecim rozbiorze, gdy Kowno i Grodno stały się miastami granicznymi, a pruskimi stał się Kalisz, Łódź, Piotrków Tryb., Siewierz, Białystok i oczywiście Warszawa ( gdzie w 1798r. gdy Fryderyk Wilhelm III raczył wizytować Zamek Królewski „…po wschodach, na których we dwa rzędy stały młode mieszczanki, ubrane biało, ścielące przeyście różami i wołające – Niech żyie nasz król”. Władca, jak podała „Gazeta Warszawska”, podobno był nader skromny, „daleki od wszelkich nieufności względem nowych prowincyi”…) A więc Polaków miał ów skromny władca we władaniu więcej niż jakichkolwiek innych nacji (bo na przyłączonym w 1745 Śląsku polski był ciągle językiem powszechnym). Doszło do takich paranoi, że w największej bitwie tzw. Deutscher Krieg (ha, ha!)pod Sadową lali się między sobą najliczniej, Polacy pruscy z Polakami austryjackimi.

    „Prusacy” szybko udowodnili iż ich metoda postępowania z ludami wcielonymi (gospodarczo działać - proszę bardzo ale politycznie i językowo, o to za mordę ) okazała się wielokrotnie skuteczniejsza niż te wszystkie austryjackie pierdu, pierdu (czy jak to mówią w Krakowie „austryjackie gadanie”).

    Bardzo interesujący materiał do przemyśleń daje współczesna genetyka, a zwłaszcza śledzenie dystrybucji haplogrupy chromosomu Y. Okazuje się że Niemcy to istna mieszanka ras, a haplogrupa R1a1 występująca w 18% ludności Indii ale za to w 78% najwyższej kasty braminów (czyli jak najbardziej „aryjska”) jest najpowszechniej występującą u …Słowian ;najliczniej u potomków Serbołużyczan 63% (a w zasadzie to u mężczyzn na polskim Spiszu 73% ), Polaków 57%, Rosjan 50%, Ukraińców i Białorusinów 45% Kirgizów i Tdżyków ok 60% (a co super ciekawe podobno także u Kuriaszytów!).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fęks za ten wkład w rozpracowanie pruskiego problemu!

      Pzdrwm

      Usuń