Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Komóra. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Komóra. Pokaż wszystkie posty

niedziela, września 16, 2012

Jak to zatem jest z tym socjalizmem?

U Nicka niesamowita pyskówa und dyskusja się ostatnio zrobiła, ze sporą niestety dozą smrodu, a to z powodu odejścia czy wyrzucenia Coryllusa. Któren zdaniem niektórych nie tak się zachował, podczas gdy zdaniem innych on po prostu taki jest i walczy na trudnej niwie (wydawanie własnym sumptem własnych książek dla chleba w głębokiej III RP), więc nerwowy.

Smrodu właściwie u samego Nicka nie ma, bo tam, ci co pozostali, dyskutują sobie w sumie kulturalnie, ale pomiędzy blogaskami, w sieci, powietrzu, warstwie ozonowej, eterze kosmicznym i gdzie tam jeszcze, zapaszek nieco kontrowersyjnej urody jednak się unosi. Dobra, to było z kronikarskiego obowiązku i jako zajawka. Rzecz w tym, iż padło tam do mnie pytanie, czy zgadzam się z tezą, że: "Kto w młodości nie był socjalistą..."? Itd. Każdy to przecież zna.

No to mi przyszło do głowy, żeby tę sprawę raz na zawsze (da Bóg!) pryncypialnie wyjaśnić. I to nie tak wyjaśnić, jak już to wielokrotnie robiłem, czyli wywodząc, że właściwie nie wiadomo co to ten "socjalizm", jeśli on bezprzymiotnikowy, a człowień to w końcu źwierzę społeczne, czyli "socjalne" właśnie.

I jeśli ten "socjalizm", to ma być to, że my nie mamy nic przeciw tej człowienia "socjalności", czyli odrzucamy wszelkie utopijne, oświeceniowe "mądrości" o tym, jak to będzie cudownie, jeśli ludzie tę swoją "socjalność" odrzucą i ODDADZĄ SIĘ CALI, bez reszty i bez wątpliwości, "WOLNEMU RYNKOWI", no to ja oczywiście wybieram "socjalizm".

Mieliśmy tego już nie powtarzać, aleśmy sobie znowu, innymi oczywiście słowy, powiedzieli - i dobrze! To zawsze warto przypomnieć, a że innymi słowy, to może akurat w tej werbalnej szacie do kogoś trafi, do kogo przedtem nie trafiało.

Jednak dzisiaj faktycznie chcieliśmy rzec coś nowego. Bez przesady nowego (niestety), ale jednak. Co najmniej ubrać to w całkiem nowe szatki. No więc mówimy...

Jeśli "socjalizm" miałby oznaczać wiarę w to, iż ZLIKWIDOWANIE PRYWATNEJ WŁASNOŚCI stworzy "ludzkości" jakiegoś rodzaju raj na ziemi, to ja oczywiście takie coś odrzucam, wyśmiewam i się brzydzę. Jest to równie durne - o ile nie durniejsze! - od wiary w to, że oddanie się w całości i bez zastrzeżeń "wolnemu rynkowi" zapewni ludzkości świetlaną przyszłość, bez konfliktów, lęku i braków w wyżywieniu.

Jednak, jeśli popatrzymy sobie na te dwa bieguny, czyli, z jednej strony RAJ DZIĘKI LIKWIDACJI PRYWATNEJ WŁASNOŚCI, z drugiej zaś RAJ DZIĘKI TOTALNEMU (!) ODDANIU SIĘ "WOLNEMU RYNKOWI" (żeby poprzestać na tym rynku, choć przecie w tej oświeceniowej ideologii, czy raczej niemal religii, jest jeszcze nieco innych perełek), to widzimy, że pomiędzy nimi jest jeszcze masa miejsca. Prawda?

Miejsca, gdzie, jak mi się widzi, przyzwoity i niegłupi człowiek może sobie urządzić mieszkanko. No bo, jeśli komuś się wydaje, iż moje pryncypialne odrzucanie liberalnej ideologii polega na tym, że ja marzę i skrycie planuję stworzenie takiego "raju", gdzie prywatny człowiek nie będzie miał żadnych możliwości działania na niwie ekonomii - to ten ktoś jest, sorry, buc i gada głupoty.

Oczywiście że wolność jest cenna, także ekonomiczna, a siły tego typu, i tej, określmy to tak sobie figlarnie, wielkości, co np. państwo, nie powinny się bez wyraźnego celu do różnych tam drobiazgów mieszać. I już prędzej "wolny rynek" nas zbawi - choć naprawdę nie sądzę, by to mógł, lub chciał, uczynić - niż likwidacja prywatnej własności!

Co jednak nie znaczy, by prywatna własność była jakimś genialnym uniwersalnym rozwiązaniem dla obolałej Ludzkości. Może dla angielskiej klasy średniej pod koniec XVII w. to było genialne rozwiązanie, nawet prawdopodobne, ale jaki jest DZIŚ powód, by, nie tylko wciąż z zachwytem czytać tych tam Locke'ów, ale jeszcze uważać ich nadal za proroków i Prometeuszy?

Żeby tu jeszcze wsadzić na zakończenie nieco konkretnego mięsa, powiem, że moim zdaniem tak by to należało zdefiniować: "Socjalizm to programowy antyliberalizm"... I wtedy dla mnie wszystko jest OK, mogę sobie być "socjalistą". No a czym byłby wtedy faszyzm, który, jak niektórzy pamiętają, dotąd właśnie tak definiowałem? Byłby zapewne: "Programowym antyliberalizmem z zębami i pazurami, naprawdę biorącym się do roboty i rządzenia".

Zejście ze sfery ideałów i marzeń do sfery faktów i polityki odziera wszystko z owej cudnej pazłotki, którą tak wszyscy kochamy, ale cóż. Ktoś może takie coś chcieć, ktoś inny może nie chcieć, jeszcze inny może się nie spodziewać, że aż tak brzydko to wypadnie...

Ale "Nie ma czegoś takiego, jak darmowy obiad". Powie wam to każdy liberał, i w tym przypadku będzie miał sporo racji.

Oczywiście, jeśli ktoś powie: "Po kiego grzyba definiować takie coś, jak socjalizm - w końcu to tylko definicja", to ja się częściowo będę musiał zgodzić. A zaraz potem będę się musiał znowu gęsto tłumaczyć, czy jestem czy nie jestem socjalistą, czy zgadzam się, iż "kto za młodu nie był..." Itd. No to ja mówię, że jeśli miałbym wierzyć w jakieś cudowne skutki likwidacji własności prywatnej jako takiej - to ja aż takim ponurym idiotą nie jestem!

Jeśli jednak ma chodzić o to, że kiedy mnie jakieś kopnięte korwiniątko oskarży o "socjalizm", bo ja nie biję czołem pięć razy dziennie przed ołtarzykiem "wolnego rynku" - to ja mam to, anatomicznie rzecz ujmując, w dupie! Niech sobie będę w oczach korwiniątka "socjalistą". Tym bardziej, że w tych podłych czasach to ja bym raczej wolał się przyjrzeć temu, co nawet taki Marks mówi o WALCE KLASOWEJ i uciśnionym proletariacie (TAK KOCHANE PROLE!), niż temu, co mówi natchniony Mises (won czy nie von) na temat "wolnego rynku". Znacznie więcej sensu i ew. zastosowania!

Tak samo jak lata mi, przynajmniej dopóki oznacza to jedynie wygadywanie głupot w internecie, kiedy jakiś kopnięty lewak nazwie mnie "faszystą", a jakiś inny (albo i ten sam) "bolszewikiem". Dla tej lewizny nie ma oczywiście nic straszniejszego niż wizja SKUTECZNEJ PRAWICY, a tego typu epitety - a zarazem, co najmniej potencjalnie, DONOSY - stanowią jedną z ich linii obrony.

Tak że, podsumowując - nie ogłaszam się na serio i oficjalnie "socjalistą", ale też nie zamierzam się kulić i piszczeć niczym Mały Głód z reklamy, jeśli mnie tak jakiś świr nazwie. I podobnie się rzeczy mają z epitetami w rodzaju "faszysty" czy "bolszewika", choć tutaj oczywiście za pyskującym w sieci hunwejbinem stoi wąsaty Komóra ze swoimi chłopcami.

triarius

P.S. A tak przy okazji, skoro o socjaliźmie sobie rozmawialiśmy, przypominam, że: "Kapitalizm to Socjalizm burżujów". Rzecze Pan Tygrys, parafrazując oczywiście i odwracając tezę Spenglera. Co było pomyślane w sumie jako jedynie zabawny paradoks, ale, jak się zastanowić, jest w tym całkiem sporo głębokiego sensu.