niedziela, września 16, 2012

Jak to zatem jest z tym socjalizmem?

U Nicka niesamowita pyskówa und dyskusja się ostatnio zrobiła, ze sporą niestety dozą smrodu, a to z powodu odejścia czy wyrzucenia Coryllusa. Któren zdaniem niektórych nie tak się zachował, podczas gdy zdaniem innych on po prostu taki jest i walczy na trudnej niwie (wydawanie własnym sumptem własnych książek dla chleba w głębokiej III RP), więc nerwowy.

Smrodu właściwie u samego Nicka nie ma, bo tam, ci co pozostali, dyskutują sobie w sumie kulturalnie, ale pomiędzy blogaskami, w sieci, powietrzu, warstwie ozonowej, eterze kosmicznym i gdzie tam jeszcze, zapaszek nieco kontrowersyjnej urody jednak się unosi. Dobra, to było z kronikarskiego obowiązku i jako zajawka. Rzecz w tym, iż padło tam do mnie pytanie, czy zgadzam się z tezą, że: "Kto w młodości nie był socjalistą..."? Itd. Każdy to przecież zna.

No to mi przyszło do głowy, żeby tę sprawę raz na zawsze (da Bóg!) pryncypialnie wyjaśnić. I to nie tak wyjaśnić, jak już to wielokrotnie robiłem, czyli wywodząc, że właściwie nie wiadomo co to ten "socjalizm", jeśli on bezprzymiotnikowy, a człowień to w końcu źwierzę społeczne, czyli "socjalne" właśnie.

I jeśli ten "socjalizm", to ma być to, że my nie mamy nic przeciw tej człowienia "socjalności", czyli odrzucamy wszelkie utopijne, oświeceniowe "mądrości" o tym, jak to będzie cudownie, jeśli ludzie tę swoją "socjalność" odrzucą i ODDADZĄ SIĘ CALI, bez reszty i bez wątpliwości, "WOLNEMU RYNKOWI", no to ja oczywiście wybieram "socjalizm".

Mieliśmy tego już nie powtarzać, aleśmy sobie znowu, innymi oczywiście słowy, powiedzieli - i dobrze! To zawsze warto przypomnieć, a że innymi słowy, to może akurat w tej werbalnej szacie do kogoś trafi, do kogo przedtem nie trafiało.

Jednak dzisiaj faktycznie chcieliśmy rzec coś nowego. Bez przesady nowego (niestety), ale jednak. Co najmniej ubrać to w całkiem nowe szatki. No więc mówimy...

Jeśli "socjalizm" miałby oznaczać wiarę w to, iż ZLIKWIDOWANIE PRYWATNEJ WŁASNOŚCI stworzy "ludzkości" jakiegoś rodzaju raj na ziemi, to ja oczywiście takie coś odrzucam, wyśmiewam i się brzydzę. Jest to równie durne - o ile nie durniejsze! - od wiary w to, że oddanie się w całości i bez zastrzeżeń "wolnemu rynkowi" zapewni ludzkości świetlaną przyszłość, bez konfliktów, lęku i braków w wyżywieniu.

Jednak, jeśli popatrzymy sobie na te dwa bieguny, czyli, z jednej strony RAJ DZIĘKI LIKWIDACJI PRYWATNEJ WŁASNOŚCI, z drugiej zaś RAJ DZIĘKI TOTALNEMU (!) ODDANIU SIĘ "WOLNEMU RYNKOWI" (żeby poprzestać na tym rynku, choć przecie w tej oświeceniowej ideologii, czy raczej niemal religii, jest jeszcze nieco innych perełek), to widzimy, że pomiędzy nimi jest jeszcze masa miejsca. Prawda?

Miejsca, gdzie, jak mi się widzi, przyzwoity i niegłupi człowiek może sobie urządzić mieszkanko. No bo, jeśli komuś się wydaje, iż moje pryncypialne odrzucanie liberalnej ideologii polega na tym, że ja marzę i skrycie planuję stworzenie takiego "raju", gdzie prywatny człowiek nie będzie miał żadnych możliwości działania na niwie ekonomii - to ten ktoś jest, sorry, buc i gada głupoty.

Oczywiście że wolność jest cenna, także ekonomiczna, a siły tego typu, i tej, określmy to tak sobie figlarnie, wielkości, co np. państwo, nie powinny się bez wyraźnego celu do różnych tam drobiazgów mieszać. I już prędzej "wolny rynek" nas zbawi - choć naprawdę nie sądzę, by to mógł, lub chciał, uczynić - niż likwidacja prywatnej własności!

Co jednak nie znaczy, by prywatna własność była jakimś genialnym uniwersalnym rozwiązaniem dla obolałej Ludzkości. Może dla angielskiej klasy średniej pod koniec XVII w. to było genialne rozwiązanie, nawet prawdopodobne, ale jaki jest DZIŚ powód, by, nie tylko wciąż z zachwytem czytać tych tam Locke'ów, ale jeszcze uważać ich nadal za proroków i Prometeuszy?

Żeby tu jeszcze wsadzić na zakończenie nieco konkretnego mięsa, powiem, że moim zdaniem tak by to należało zdefiniować: "Socjalizm to programowy antyliberalizm"... I wtedy dla mnie wszystko jest OK, mogę sobie być "socjalistą". No a czym byłby wtedy faszyzm, który, jak niektórzy pamiętają, dotąd właśnie tak definiowałem? Byłby zapewne: "Programowym antyliberalizmem z zębami i pazurami, naprawdę biorącym się do roboty i rządzenia".

Zejście ze sfery ideałów i marzeń do sfery faktów i polityki odziera wszystko z owej cudnej pazłotki, którą tak wszyscy kochamy, ale cóż. Ktoś może takie coś chcieć, ktoś inny może nie chcieć, jeszcze inny może się nie spodziewać, że aż tak brzydko to wypadnie...

Ale "Nie ma czegoś takiego, jak darmowy obiad". Powie wam to każdy liberał, i w tym przypadku będzie miał sporo racji.

Oczywiście, jeśli ktoś powie: "Po kiego grzyba definiować takie coś, jak socjalizm - w końcu to tylko definicja", to ja się częściowo będę musiał zgodzić. A zaraz potem będę się musiał znowu gęsto tłumaczyć, czy jestem czy nie jestem socjalistą, czy zgadzam się, iż "kto za młodu nie był..." Itd. No to ja mówię, że jeśli miałbym wierzyć w jakieś cudowne skutki likwidacji własności prywatnej jako takiej - to ja aż takim ponurym idiotą nie jestem!

Jeśli jednak ma chodzić o to, że kiedy mnie jakieś kopnięte korwiniątko oskarży o "socjalizm", bo ja nie biję czołem pięć razy dziennie przed ołtarzykiem "wolnego rynku" - to ja mam to, anatomicznie rzecz ujmując, w dupie! Niech sobie będę w oczach korwiniątka "socjalistą". Tym bardziej, że w tych podłych czasach to ja bym raczej wolał się przyjrzeć temu, co nawet taki Marks mówi o WALCE KLASOWEJ i uciśnionym proletariacie (TAK KOCHANE PROLE!), niż temu, co mówi natchniony Mises (won czy nie von) na temat "wolnego rynku". Znacznie więcej sensu i ew. zastosowania!

Tak samo jak lata mi, przynajmniej dopóki oznacza to jedynie wygadywanie głupot w internecie, kiedy jakiś kopnięty lewak nazwie mnie "faszystą", a jakiś inny (albo i ten sam) "bolszewikiem". Dla tej lewizny nie ma oczywiście nic straszniejszego niż wizja SKUTECZNEJ PRAWICY, a tego typu epitety - a zarazem, co najmniej potencjalnie, DONOSY - stanowią jedną z ich linii obrony.

Tak że, podsumowując - nie ogłaszam się na serio i oficjalnie "socjalistą", ale też nie zamierzam się kulić i piszczeć niczym Mały Głód z reklamy, jeśli mnie tak jakiś świr nazwie. I podobnie się rzeczy mają z epitetami w rodzaju "faszysty" czy "bolszewika", choć tutaj oczywiście za pyskującym w sieci hunwejbinem stoi wąsaty Komóra ze swoimi chłopcami.

triarius

P.S. A tak przy okazji, skoro o socjaliźmie sobie rozmawialiśmy, przypominam, że: "Kapitalizm to Socjalizm burżujów". Rzecze Pan Tygrys, parafrazując oczywiście i odwracając tezę Spenglera. Co było pomyślane w sumie jako jedynie zabawny paradoks, ale, jak się zastanowić, jest w tym całkiem sporo głębokiego sensu.

14 komentarzy:

  1. Dzięki Tygrysie za nazwanie rzeczy po imieniu. Prole. Właśnie nimi jesteśmy. Do tego marzący o niebieskich migdałach a więc skazani na to by prolami pozostać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ponizej UAKTUALNIONY Ardrey na Chomiku-wersja lite,dodatkowe kilkanascie stron,wersja full bez zmian.Wiec jak ktos sciagnal poprzednio lite to moze sciagnac jeszcze raz.

    http://tiny.pl/hp64v


    Piotr34

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedyś, jako kpinę z tęskniących do państwa opiekuńczego popełniłem wpis na salonie - Tęsknota do paleolitu. Tak mi bowiem jakoś wychodzi, że ten dobry socjalizm w sumie istniał, ale z uwagi na egalitaryzm oznaczał wieczne trwanie w paleolitycznym zastoju.
    Co się zaś tyczy liberalizmu, to nie odnotowano jego istnienia nigdy i nigdzie, dlatego o ile socjaluch infantylnie pragnie powrotu do dzieciństwa, o tyle marzeniem liberalucha jest humbug.

    OdpowiedzUsuń
  4. @ djans

    Zgoda. I da się chyba jeszcze uzupełnić.

    Jeśli odrzucimy ten "prawdziwy" socjalizm, o którym gdzieś "z tyłu głowy" każdy myśli, wymyślając np. wątpiącym w cudowność liberalizmu od "socjalistów", to, jak mi się zdaje, widzimy, że takiego jakiegoś sensownego "socjalizmu" istotne problemy są w sumie techniczne i zależą od dostępu do zasobów.

    Nie wydaje mi się, by nie dało się z sensem i etycznie skomponować systemu, gdzie np. każdy obywatel (i to bez zgrai niewolników i metojków nawet w naszych czasach) miałby zapewnione pewne minimum ekonomiczne godnego życia.

    W zamian, powiedzmy, za jakieś nieprzesadnie dotkliwe obywatelskie obowiązki, jak w Atenach swego czasu, w rodzaju czytania Misia 2, trenowania grapplingu, hodowania dzieci i ew. gotowości obrony ojczyzny.

    Kiedy Spengler pisze o pruskim socjaliźmie, to wynika z tego pisania, że ten pruski system to jest właśnie jakiś rodzaj socjalizmu, i te Prusaki taki właśnie system kochają i jest on dla nich naturalny. Więc jak tu się czepiać?

    A że to jest w ich przypadku, i ogólnie zdaje się bywać, agresywne? Weźmy Związek Delijski, jako drugą niejako stronę fajnego życia w Atenach klasycznego okresu. Cóż, skoro to w sumie techniczna sprawa zasobów, to choćby to przesądza, że GDZIEŚ te napięcia i ta walka o te zasoby być jednak musi.

    Nie podnieca mnie specjalnie wizja agresywnych państw dążących do podbojów i wykorzystujących cynicznie oraz brutalnie dobrowolne pakty ze słabszymi, ale też oczywiste jest, iż wizja powszechnego pokoju i miłości, już nawet nie "między narodami", bo raczej "między grupami folklorystycznymi", to bzdura, kłamstwo i ktoś z tego w cyniczny, a czasem i b. brutalny, sposób korzysta.

    Zawsze.

    Ten mój tekścik jest dość nieskładny i niezbyt mnie samemu się podoba, ale jednak chyba trzeba było powiedzieć, bo tutaj, jak w wielu innych sytuacjach, działa ta, odkryta przeze mnie, "zasada pudełka do pizzy".

    (Czyli trafiają cię góra kaczym śrutem, a propaganda głosi, że dostałeś a Grubej Berty. Jeśli to się dało zrozumieć.)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Jacek

    Jasne - prol. To jest podstawowy problem i z tym się trzeba wziąć za bary.

    Udawanie zgrai Cecilów Rhodesów czy innych Fuggerów nic nam nie da, bo to idiotyzm.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  6. @ Anonimowy = Piotr34

    Dzięki, ale słuchaj - wklej mi ten sam komęt także pod tym ogłoszeniem parafialnym, bo tam go mogą szukać. OK?

    Ja, jak będę coś pisał, to wkleję te Twoje linki do samego tekstu.

    A chyba będę musiał napisać... Już nawet nie to, że uczestniczyłem ostatnio w fajnym treningowym mordobiciu, o czym by było warto naszej prawicy... (Nie zapominając o Monteverdim of course!)

    Ale po prostu ja chciałbym zrobić więcej tego Ardreya, a po prostu nie mogę, bo nikt mi nie płaci na czas i w ogóle zaczynają się schody. Więc w końcu - czy ja jestem jakaś gorsza rasa od Coryllusa (z całym szacunkiem), i mam rypać za darmo?

    Trochę mi głupio, ale chyba będzie trza to powiedzieć. Choć przecież mało z nas w ostatnich czasach się bogaci, więc tym głupiej.

    A ten trening, a właściwie sześciogodzinne seminarium, było super!

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  7. @ djans

    Przez "prawdziwy socjalizm" rozumiałem w tym komęcie (tam na początku to było) brednie o tym, że likwidacja własności prywatnej doprowadzi do szczęścia ludzkości.

    Nie ma oczywiście realnie żadnego "świętego prawa własności", ale istnieje jak najbardziej INSTYNKT własności, z którym pryncypialna walka jest przejawem skrajnie totalitarnych skłonności.

    Nikt zdrowy oczywiście tego głosić czy robić nie będzie, choć z drugiej strony modlenie się bez przerwy akurat do własności prywatnej też nie jest zdrowe.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  8. 2INSTYNKT owszem, ale myślę, że w pewnych warunkach* może on być skutecznie wytłumiany.

    "Cóż, skoro to w sumie techniczna sprawa zasobów, to choćby to przesądza, że GDZIEŚ te napięcia i ta walka o te zasoby być jednak musi."

    Otóż właśnie, socjalizm jako endoenergetyczny inkubator - dzisiaj.
    W czasach wspólnoty pierwotnej, gdy warunki nie wymuszały konieczności rozwijania kultury, w'ogle jakiejś systematycznej konkurencji wewnątrzgatunkowej, co samo w sobie było inkubatorem - takoż.

    *-w warunkach komuny plemiennej

    OdpowiedzUsuń
  9. @ djans

    No a jeśli inkubator - to co może być bardziej prawicowego?

    (Pytanie w sam raz dla Nicka.)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  10. @ Tygrys

    Dorzucę parę zdań wiadomego autorstwa;

    "[...]Przyjrzyjmy się raz jeszcze socjalizmowi - niezależnie od noszącego to samo miano nurtu ekonomicznego - jako faustowskiemu przykładowi etyki cywilizacyjnej. To co mówią o nim jego przyjaciele i wrogowie że jest formą przyszłościową albo też oznaką upadku, wydaje się równie słuszne. Wszyscy jesteśmy socjalistami, czy tego świadomie chcemy czy też nie.(...)

    Socjalizm - w sym najwyższym, nie zaś brukowym sensie - jest jak wszystkie elementy faustowskie ideałem ekskluzywnym. Swą popularność zawdzięcza on tylko całkowitemu niezrozumieniu(...)przedstawiany jako ogół praw nie zaś obowiązków, jako zniesienie, nie zaś obostrzenie kantowskiego imperatywu(...) Owa trywialna powierzchowna tendencja do dobrobytu, "wolności", humanitarności, szczęścia większości, stanowi tylko negatyw etyki faustowskiej(...)
    Wszyscy Starożytni późnego okresu byli z równą wewnętrzną koniecznością stoikami, wcale o tym nie wiedząc.(...)

    Etyczny socjalizm nie jest - mimo stwarzanych na zewnątrz iluzji - systemem współczucia, humanitarności, pokoju i opiekuńczości, lecz systemem woli mocy. Stoik dostosowywuje się, socjalista nakazuje.(...)

    Socjalista - umierający Faust z drugiej części dramatu - jest człowiekiem historycznej troski, tego co przyszłe; odczuwa to jako swe zadanie i cel(...) I tu socjalizm - w przeciwieństwie do stoicyzmu i buddyzmu - staje się tragiczny.[...]"

    To że bolszewicy, wyczuwając wiatr, zawiesili socjalizm na swoich sztandarach nie ma żadnego znaczenia, oni na nich zawieszą wszystko co uznają za przydatne...

    To że pruski socjalizm, po szybkim zbilansowaniu dostępności dóbr do realizacj celu, zaistniał w narodowym socjaliźmie - to temat na odrębną opowieść... Ale nie ma większej, kłamliwej bredni niż demokratyczny liberalizm!

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetne teksty tu wypisujecie, naprawdę pogłębiające to powierzchowne ślizganie się po temacie.
    Poszerzam horyzonty po lekturze tego bloga :)
    Figura retoryczna opisująca faszyzm jako programowy antyliberalizm z zębami i pazurami, na kształt naszych przodków z instynktem własności bardzo do mnie przemawia.

    Szkoda Triarius, że zamierzasz przystopować z przekładaniem Ardreya, ale od jakiegoś czasu już to zapowiadałeś więc się nie dziwię i rozumiem, bo za darmochę nikt pracować na dłuższą metę by nie chciał, a nawet jakby chciał to by nie dał rady bo jeść trzeba.
    Dzięki wielkie za to co zamieściłeś do tej pory, fajnie się to czyta, wciąga i daje materiał do przemyśleń.

    Jeszcze chciałem nawiązać do Afery z Coryllusem, bywam na blogu Nicka regularnie więc jestem na bieżąco, przeczytałem chyba wszystko dotyczące sprawy od Nicka, poprzez Wyrusa, na Coryllusie kończąc i doszedłem do takiej oto konkluzji.
    Najbardziej przekonującym do swoich racji jest dla mnie Coryllus, może ma ego wielkości Ewerestu ale jest zajebisty i jest nasz. Wyrus się delikatnie mówiąc przypierdalał co wzbudziło moją irytację, choć stwarzał pozory dotarcia do nagich faktów, odniosłem wrażenie, że złapał przyczółek w temacie niejakiego Piątkowskiego i stosując metodę zdartej płyty wyprowadził adwersarza z równowagi. Swoją drogą Coryllus słabo, wręcz beznadziejnie uchylał się od udzielenia odpowiedzi, bo mógł przyznać,że Toyach mu tak powiedział, a on mu uwierzył bo trzymają sztamę, korona by mu z głowy w moich oczach nie spadła, ale mleko się rozlało. Rozbudziły się niezdrowe emocje Na co Nicek, którego jak resztę tego prawicowego towarzystwa wysoce cenię stanął jednoznacznie po stronie Wyrusa, czym uraził Coryllusa(rym niezamierzony) :)
    Szkoda, bo zamiast skupiać się na rzeczach istotnych panowie trwonią energię na pierdoły. Clou tekstu Coryllusa nie obracał się wokół żony Wyrusa, trafił ją odłamek sarkazmu, bo gdzie prawdę rąbią w oczy, tam wióry gorzkiej ironii lecą. Rzeczywiście to napisałem? Jednak czytanie tych perełek człowieka rozwija ;)
    Triarius, wyczuwam,że masz racjonalny stosunek to tej sprawy, może byś trochę z zacnymi blogerami po mediował, autorytet myślę posiadasz wystarczający w środowisku blogosfery, a i na argumentach Ci nie zbywa, trzymam kciuki i pozdrawiam.

    ps. klikam na link Amarlyka, a tam pustka, chętnie bym zapoznał się z Twoimi poglądami, bo analiza socjalizmu bardzo mi się w Twoim wydaniu podoba.

    Piotr Alarmista ze Zgierza.

    OdpowiedzUsuń
  12. @PP
    Bracie drogi! Bardzo mi pochlebia Twoje przekonanie o moim autorstwie rzeczonej „analizy socjalizmu”, ale najwyraźniej nie zwróciłeś uwagi na cudzysłów – to są słowa jednego z najbardziej konsekwentnie zamilczanych myślicieli naszej cywilizacji, zresztą bez wątpienia, również największego jej znawcy, Oswalda Spenglera.

    Sytuacja z rzeczonym Oswaldem jest o tyle ciekawa, że gdy w ubiegłym stuleciu (a w zasadzie jego pierwszej połowie) był myślicielem z niezwykłą pasją przez „zawodowych filozofów” (cokolwiek to określenie ma znaczyć) krytykowany i zasadniczo zwalczany, to obecnie (gdy oszałamiający stan naszej cywilizacji, nawet głuchoniemym ślepcom zaczyna się objawiać w swej całej, najwyraźniej już nieprzemijającej, krasie) po prostu gdzieś… wyparował!

    Jeżeli zaś chodzi o samo dzieło Spengler,a to było ono już gotowe przed wybuchem wojny (tzn. 1-szej ma się rozumieć) fakt że jego książka ukazała się dopiero w roku 1918 był tylko niezwykłym, acz jak znaczącym, zbiegiem okoliczności…

    I jeszcze jedno; w roku 1918 Woodrow Wilson, George Clemenceau i Lloyd George rządzili całym światem! Z rozmachem, w Paryżu, wykreślali granice, powoływali do bytu nieistniejące twory państwowe wg własnego widzi mi się, ustalali składy ich rządów, decydowali o ewentualnej interwencji w Rosji (lub, w celach badawczych, dopuszczeniu do zaistnienia „nowatorskiego” eksperymentu bolszewików) bez zbędnych ceregieli dzielili Chiny…. a dzisiaj? Sapienti sat!

    A tak,na marginesie, powiadasz, że ta cała maglowa afera z Coryllusem, to za sprawą niejakiego Piątkowskiego jest?
    No,no! Ciekawe, ciekawe!

    OdpowiedzUsuń
  13. @ Amalryk

    Szanowny kolego, zdaję sobie sprawę, że na Coryllusa narzekano od jakiegoś czasu (niemal od początku, od kiedy zaistniał na blogu Nicka ) paru osobą podpadł z powodu swojej specyficznej obcesowości, tępi jednak lewactwo w swojej publicystyce z takim wdziękiem, że nie wnikam w wycieczki personalne. Zapewne, gdyby z jakichś powodów, jego krytyka, w zjadliwy sposób uderzyła we mnie bezpośrednio, to miałbym prawo do podobnych odczuć i dałbym odpór, ale mam ten komfort, że ten problem jest mi obcy. Moim zdaniem Coryllus za negatywny opis katowickich targów nie zasłużył na tak stanowczą krytykę ze strony Wyrusa i pośrednio Nicka. Ale nie chcę już tego roztrząsać, trzeba działać konsyliacyjnie do czego tutaj nawołuję jak na puszczy.
    A co do Piątkowskiego, to jak zwykle zbieżność nazwisk przypadkowa. Ostatnio zasłyszałem, że jakiś piątkowski ( celowo z małej litery )był wrednym funkcjonariuszem UB tępiącym patriotów, dzisiaj chętnie przedsięwziął bym stosowne działania odwetowe, gdyż pacyfizm, po Analizie tekstów Ardreya nie leży w mojej naturze.
    Co do Splenglera to muszę się zabrać, pozdrawiam.

    Piotr Alarmista ze zgierza

    OdpowiedzUsuń
  14. @ Piotr Alarmista

    No to w/s Coryllusa jesteśmy zgodni!

    Naturalnie nie wątpię , że odnośnie Twojego nazwiska doskonale wiesz iż miał to być taki (niewinny) żart (choć to często bywa dość śliskie podłoże, gdyż ludzie zasadniczo nie lubią takich odniesień, w jakimkolwiek kontekscie, do swych nazwisk).

    UB-cja powiadasz; aby nie było chowania się po kątach, rodzony brat mego dziadka (po kądzieli) był z-cą dyr. dep. (bodajże VI-tego) naturalnie w stopniu ppłk. tej zajebiaszczej formacji - ale żeby dopełnić czary goryczy; trzech najbliższych mi w dzieciństwie mężczyzn to członkowie: "korpusu osobowego oficerów bezpieczeństwa i prewencji wojskowej..." (jeden z nich zakończył karierę jako zastępca szefa zarządu), czyli zasadniczo znam "te klimaty" a do wspólnoty, jak można się domyślić, się nie poczuwam.


    Spengler to autor trudny; ale wart włożonego weń wysiłku - proponuję czytać go "drobnymi kroczkami" i bez koniecznośći zachowywania zaproponowanej kolejności - zacznij od czytania tego co Cię interesuje najbardziej.

    OdpowiedzUsuń