Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sitcomy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sitcomy. Pokaż wszystkie posty

wtorek, września 28, 2021

O miłości do silnych kobiet

W sitcomach (z których pochodzi połowa mojej znajomości psychologii) do stałych grepsów należą takie oto sytuacje:

- Przecież nie jestem niesympatyczny!
- Jesteś!
- Ale przyznasz, że dość przystojny ze mnie facet?
- Wcale nie! Jesteś paskudny!
- Robię dużo w domu, pomagam ci, jestem dobrym ojcem...
- Nieprawda, wszystko kłamstwo!
- A ty mnie całkiem przecież nie kochasz.
- I znowu łżesz jak pies! Kocham!

Wicie rozumicie, Moi Nieprzeliczeni, o co nam tu chodzi? O to (gdyby ktoś jeszcze nie zajarzył), że jak się nastawimy na negowanie dosłownie wszystkiego, to możemy zostać chytrze wykiwani, jak w powyższym dialogu. (Nie jest to sitcomowego dialogu arcydzieło, ale jak na szybki przykład ujdzie.)

I po co ja wam to mówię, drodzy ludkowie? Po to, że podobne sytuacje występują i w poważnych kontekstach, potrafią prowadzić do poważnych skutków, pozostają jednak nierozpoznanymi od szerokiej publiczności, bo dopiero Tygrysizm Stosowany potrafił tu dostrzec i przystępnie ujawnić metodę, strukturę i istotę sprawy. (Trzykrotne hip-hip hurra? Fakt, byłoby na miejscu!)

Jakie to mogą być przykłady, pytacie wielogłosowym chórem? A na przykład... Ktoś nam zarzuca, żeśmy mordowali Żydów, że te wszystkie Auschwitze to nie Niemce, tylko my... Plus tysiąc podobnych zarzutów. Skutek tego zaś potrafi być taki - a w naszym polskim przypadku to jest po prostu gwarantowane - że z całych sił zaczynamy siebie i drugich przekonywać, że Żydów uwielbiamy, mamy to wyssane z mlekiem matki, do głowy by nam nawet nie przyszło pomyśleć bez gorącej sympatii o jakimś starszym bracie... "Pejsy? Ależ są przecudne! Sam bym chciał! Kilka razy próbowałem sobie je wyhodować - niestety u mnie rosną one jakoś krzywo, widać mam za mało prawidłowych genów. Boleję nad tym, zastanawiam się nad jakąś operacją, ale na razie to jest tak."

I dawajże z całych sił udowadniać, że nikt jak my, że tylko u nas mogą się poczuć jak u siebie, tylko lepiej... Na tym poprzestaniemy dalej rozwijać ów przykład, ale to chyba przy pewnym wgryzieniu się w temat musi się wydać prawdą. Tak to po prostu działa. A oni w końcu gotowi w to uwierzyć i do nas masowo na przykład przyjechać, po  czym będzie: "Mówiłeś, że nas uwielbiasz, a teraz co, kłamco jeden? Udowodnij skurwysynu, że nas ordynarnie nie oszukałeś!" Itd. itp. Dalszy przebieg wydarzeń można znaleźć w mojej sławnej nowelce/scenariuszu o Icku, Tzipie i Zacnym Doktorze Mengelmanie.

Jednak my dzisiaj nie o tym, po prostu bardzo podobny mechanizm dostrzegam w kwestii miłości do "silnych kobiet". Femnistki, a któraż dzisiejsza tzw. "kobieta" nie jest już przez feminizm całkiem potężnie ukształtowana? Wie o tym i się z tego cieszy, czy też całkiem nieświadomie. Żeby tylko "kobiety"! Gorzej, że większość tzw. "mężczyzn" nie pozostaje tutaj daleko w tyle! I my właśnie o tym. Tak się energicznie staracie wybronisz przed zarzutem, żeście "szowinistyczne męskie świnie", że aż się, ludkowie moi, sami skutecznie kastrujecie! No bo przecież ciągle wam mówią, że to oznaka słabości, być kimś takim znaczy, a nikt wam nigdy nie rzekł na ten temat nic przeciwnego? Cóż z tego, że to akurat mechanizm funkcjonowania psychiki pospolitego leminga, bez przerwy tresowanego propagandą i zawsze skutecznie!

Standardowy tekst w takich razach brzmi: "Bo ty, jak każdy słaby facet, boisz się silnych kobiet!" I co na to odpowiedzieć?! Tygrysiczna odpowiedź, zakładając, że jeszcze mielibyśmy ochotę ciągnąć wymianę zdań z tą osobą, byłaby w stylu: "Nie boję się, co za durny pomysł! Po prostu zupełnie mnie nie kręcą." Ew., gdyby rozmów... czyni (?) była w miarę z wyglądu atrakcyjna i rokowała naprostowanie swej zwichniętej jaźni, można dodać: "Nie jestem, słodka mordko, twoim wiernym wibratorem i wciąż pokornie dopraszam się prawa wyboru w kwestii kogo, kiedy i jak będę pożądał! Da to się zrozumieć?"

Teraz słyszę protest z tylnego rzędu, że dlaczego Pan T. zabrania kobietom być silnymi i od kiedy to Tygrysizm potępia siłę? No więc, siła u kobiet... Za i przeciw, taka co ją lubimy, i taka, która co najmniej nas erotycznie, matrymonialnie i ew. także towarzysko całkiem nie podnieca. Matka trojga małych dzieci, która w czasie jakiejś wojny, okupacji, po stracie męża, utrzymuje siebie i dziatki przy życiu, per fas et nefas nawet, czy jest silna? 

Dla mnie jest, jak najbardziej, no i kapelusz z głowy, pełen jestem szacunku! Tyle że to nie jest sytuacja erotyczna, czy nawet towarzyska, w której to facet potrzebuje czuć się (najlepiej słusznie i bez picu!) silny, właśnie na tle swojej partnerki. Tak to po prostu działa! To może być nawet świetny materiał na żonę, i takie małżeństwo może się kochać do grobowej deski, tyle że jako dwoje partnerów w walce ramię w ramię z wrogim światem, a nie jako, powiedzmy, Rycerz i Księżniczka (w tle stadko Jednorożców). Żartuję z Księżniczką i Jednorożcami, ale tuszę, że pojmujecie o co mi chodzi.

Oczywiście - są faceci, których kręcą silne i okrutne kobiety z batem i w futrze na gołe ciało! Dosłownie parę dni temu dla zabawy przeczytałem ponownie "Wenus w futrze" krajana mojej św.p. Matki - Sacher-Masocha. Zabawne to było, ale właśnie dlatego, że to nie o mnie, czy choćby o w miarę normalnych facetach i w miarę zdrowych sytuacjach.

Zakonnica mimo tortur trwająca w wierze i niezłomna, także jest silna i zasługuje na podziw. Ta siła nawet jest jakby bardziej właśnie kobieca ze swej natury. Jednak to nie jest sytuacja erotyczna i to nie jest ta siła w taką dumę wprawiająca pyskato-agresywne korporacyjne szczurki z korą zrytą feministyczną propagandą. I bez nadziei na faceta, który nie byłby co najmniej socjaldemokratą lub liberałem. (Niezależnie nawet od tego, czy głosował na PiS. Różnica żadna! Maski spadły wraz z pojawieniem się podpasek na gębę, moje drogie ludzie! A one przeważnie nawet nie wiedzą, lub nie wierzą, że jacyś inni faceci mogą w ogóle istnieć - w każdym razie poza więzieniem czy domem wariatów.)

Danuśka z "Krzyżaków", Nel z "W pustyni i w puszczy", i Krzysia z "Pana Wołodyjowskiego" to już może lekka przesada, a w każdym razie lukier na tym ciastku, ale sienkiewiczowska Jagienka dla faceta z gonadami i nie do końca ogłupionego jest fajna właśnie dlatego, że mimo tej jej siły i chłopakowatości, w końcu się ją... Sami wiecie. W końcu okazuje się normalną dziewczyną, Zbyszko i tak jest od niej znacznie silniejszy (sok wyciska z gałęzi), a ona i wstyda się jak każda gąska, o ile nie jest całkiem ciemno, i kocha tak samo, i te same ma te swoje różne dziewczyńskie... Ach! Jak co do czego, to jak one wszystkie - nagie, bezbronne, zakochane dziewczątko. Zgadza się?

No jeszcze ktoś może nam tu zaprotestować, że przecież kulturystki czy karacistki... Te to nawet w pornografii (i to tej dobrej) stanowią pewną niepozbawioną atrakcyjności niszę, więc to jak z nimi? Ja się z tym zgodzę, że nisza i to może kogoś nawet i normalnego kręcić, ale zaraz dodam, że to dokładnie tak jak z przed chwilą wspomnianą Jagienką! Zresztą ten wzgl. zdrowy facet, który w realu chodzi z kulturystką czy bokserką, to niemal zawsze także kulturysta czy bokser. Od swojej ukochanej o wiele silniejszy, bardziej umięśniony, i/lub mający lepszy cios z prawej - zależnie od konkretnej obsesji. Jeśli jest inaczej, to sorry, ale wracamy do "Wenus w futrze"! Ciekawa sprawa ta Wenus, zgoda, przynajmniej dla mnie (i paru innych Tygrysistów może też), ale to już psychopatologia życia seksualnego, a nie zdrowa erotyka, jaką mielibyśmy powód w naszym cnotliwym Ludzie (ach!) szczepić.

Teraz zaś nadeszła w końcu chwila, by chórem spytać: "Co na jutro?" Tak? No to pytajcie, a ja odpowiem,  że na jutro macie powyższe dokładnie ze trzy razy przeczytać ze zrozumieniem, a potem się zastanowić. Nad czym zastanowić? Nie udawaj głupka Mądrasiński, bo cię Napieska porzuci dla kogoś nie zadającego tak głupich pytań! Nad samą opisaną tu metodą, macie się, ludkowie rostomili, zastanowić! No i też nad kwestią silnych bab - argumenta za i przeciw, kiedy tak, kiedy nie. Oraz jak sobie z tym radzić. Szczególnie sporo oczekiwałbym tutaj od panny Napieskiej, która jako białogłowa, jest w to zaangażowana chyba najmocniej i od tej drugiej strony. Prosiłbym szczerze, osobiście i bez niepotrzebnych zahamowań - robisz to dziecino dla Ludzkości! Żartuję, ale dla Braci w Tygrysiźmie na pewno, więc twoje zrozumiałe dziewczyńskie zawstydzenia złóż proszę na ołtarzu... Te rzeczy!

triarius

P.S. A teraz przekażcie sobie pocałunek pokoju... Bez macania koleżanek po schabach, Mądrasiński! To możesz za pół godziny w jakimś parku, jak już się bezpiecznie rozejdziecie! Pojedynczo proszę, góra parami, jak zawsze - proszę uważać na możliwe ogony!

niedziela, marca 13, 2016

Że na odmianę coś napiszę (i po polsku)

Obejrzałem ci ja sobie pierwszy raz w życiu sitcoma pt. "Community". (Po naszemu też się tak wabi, co jest rzadkie i cenne.) Leci to w moim pakiecie od lat, ale jakoś nigdy nie miałem na to ochoty, choć sitcomy pasjami lubię. Jeśli są dobre, oczywiście. Albo przynajmniej średnie, a wtedy sobie czasem gnuśnie, bo mam b. podzielną uwagę.

No i powiem wam ludzie, że to co zobaczyłem było b. fajne. Śmieszne i z pewną głębią, oraz drapieżnością. Powodem, dla którego nie miałem nigdy ochoty tego oglądać jest chyba to, iż tak występuje, jako główna postać, taki stary pierdoła, wieczny student. Bo też to "Community" to taki b. marny prowincjonalny uniwersytet, czy jak to nazwać.

No i ja niespecjalnie, z jakichś nieznanych mi powodów, lubię dowcip polegający na naśmiewaniu się ze starości, a już specjalnie, kiedy taki starzec w dodatku jest student. Tego tam pierdołę gra, nawiasem, niejaki Chevy Chase - znany komediowy aktor, ale w tym stadium swego życia, i być może dzięki cwanej charakteryzacji, wyglądający naprawdę pierdołowato.

Z tym, że w owym odcinku, co ja go widział, nasz pierdoła naprawdę błyszczał. Wygłosił dwie cholernie mało politpoprawne kwestie mianowicie, które mnie szczerze ubawiły i którymi z wami, kochane moje ludziaczki, się zaraz podzielę.

Jedno to było, że golenie u fryzjera to "przyjemność z dawno minionych czasów, kiedy mężczy?ni (jakieś gówno mi się włącza na kąpie i nie mogę normalnie napisać tej litery, co tu powinna być, a w tej chwili w ogóle nie mogę, bo kąp przepracowany) byli mężczyznami, a kobiety praczkami i sprzątaczkami". Niedługo potem stwierdził, że "National Geografic jest fajny, bo tam są cycki nietknięte ręką białego człowieka".

Cholernie mnie to rozbawiło, bo też do tych afrykańskich cycków tęsknię i mógłbym zresztą na ich temat napisać spory esej, oczywiście genialny, bo to co oni tam teraz w tej zleberalizowanej Afryce wyprawiają, a na froncie cycków szczególnie, to obłęd i paranoja! I tak sobie pomyślałem, że gość, ten Chevy Chase, ta pierdoła, natchnął mnie pewną ideą.

Otóż nieco niepokoję się moimi przychodami, kiedy już będę tym zdrowym i jurnym stulatkiem. (Jeśli, oczywiście, to się znacznie wcześniej dokumentnie nie zawali.) I tak sobie pomyślałem, że mógłbym przecie być takim gościem, którego zapraszają (za pieniądze) na różne tam przyjęcia, partaje, wieczory kawalerskie, a ja po prostu sobie lu?no gadam, i to jest odbierane jako niesamowity stand-up występ, gwałcący wszelkie reguły politprawności.

Ci ludzie by się wstrząśli i, zszokowani, że takie coś w ogóle jest możliwe, ubawili by się setnie, a na drugi dzień obudzili by się z potwornym kacem - choć to akurat nie z mojego powodu - i ze swoją codzienną politprawnością, do której by już znowu, na długie lata, lub na całe życie, powrócili, przekonani, że to normalne, że tak musi być, a fakt, że całe to @#$& życie im kurewsko doskwiera i jest nie do zniesienia, wynika z jakichś całkiem innych przyczyn...

Albo w ogóle clubbing, wóda i narkotyki, żeby nic nie czuć, żeby nie myśleć. No więc tak sobie fajnie wymyśliłem i wydaje mi się, że to może działać. Przynajmniej pod warunkiem, że jakimś stuletnim starcom pozwoli się jeszcze w ogóle żyć,

Tyle że, jak to zaobserwowałem przez wszystkie te lata w Szwecji - o ile zwykły, grzeczny i potulny obywatel jest przez waadzę i jej wiernych czynowników bez przerwy tarmoszony (za przysłowiowe pejsy) i pouczany, to jak np. irański emigrant się wkurwił (że za mało zasiłku, co jednak nie oznacza, by K*winy tego świata miały rację!) i pierdolnął maszyną do pisania, to waadza zdębiała i zapomniała języka w gębie, a gość zapewne dostał co chciał i więcej nikt mu nie podskoczył.

Więc może być i tak, że wy, kochane ludzięta, zostaniecie zutylizowani zanim osiągiecie piękny wiek, jaki wasz oddany ma dzisiaj - natomiast wyżej wymieniony dożyje sobie lu?no dwustu lub trzystu lat, występując od czasu do czasu na przyjęciach i wieczorach panieńskich... I wszyscy będą szczęśliwi. (A o politpoprawności TEŻ potrafiłbym napisać esej. Spróbujcie mnie zachęcić, żeby mi się chciało!)

* * *

Nawiązując do starczej pierdołowatości, to to, co się obecnie dzieje w Ameryce na froncie kampanii wyborczej, tej przedwstępnej, zapładnia człowiekowi umysł i w ogóle. Na przykład to, iż faworytem młodzieży jest gość po prostu stary i dość, powiedzmy sobie, na oko pierdołowaty, mniejsza już o to że - nie bójmy się tego słowa - Żyd... (Choć może powinniśmy się bać?) Nie że coś, ale pono Żyda tam dotąd na stolcu prezydenckim nie było. (Co za niezwykły kraj i patrzcie państwo jak się czają!)

Także to jest przedziwne, że podstarzałego kandydata gorąco popierają młode murzynięta. W końcu amerykańscy Murzyni normalnie za Żydami, mówiąc eufemistycznie, nie przepadają. (A kto przepada?) Z drugiej strony, co oni mają do wyboru - ten gość, albo ta koszmarna Clintonowa. No bo przecie mówimy teraz o lewicy, więc na pewno nie Trump.

(Jeszcze nie teraz. Potem się ew. zaczną przestawiać, jak to bywało w historii.) Sam wolałbym tego Bernie Sandersa od Clintonowej, i nie tylko dlatego, że jest stary, co mamy wspólne - bo w końcu on pierdołowaty, a ja nie.

Tyle, że to nie jest tak, iż oni z bólem serca na niego, żeby nie Clintonowa. Tam jest autentyczny entuzjazm i masa bezinteresownego działania dla sukcesu tego Berniego. Że gość niemal komunista? A co to szkodzi młodym lewicującym? Zresztą czym się dziś różni rasowy komuch od autentycznego leberała, że spytam? A jeśli, to na czyją korzyść?

Ta Clintonowa zaś to sama esencja leberalizmu, więc...? Zresztą dzisiejsza sytuacja, z Putinem na czele, jest właśnie taka, że Rosji na rączkę będzie raczej robić "prawica" - ta "zwykła", szemrana, przeżarta agenturą, "pospolita odmiana ogrodowa".

Ta dla bezmyślnych głupków (mięso armatnie) i cwanych cynicznych skurwieli (K*winy tego świata) - nie zaś w miarę uczciwa lewizna. (Jeszcze można wspomnieć o warstwie pośredniej, czyli świrach z przerostem kory, co NIE jest zaletą, i pieprzem w tyłku. Jak np. GPS na szalomie. Sierżanci liberalnego rewizonizmu.) Że komuchowaty Bernie będzie koszmarny w sprawach międzynarodowych, co i w Polskę uderzy?

A można być w tym gorszym od Obamy? (O tym właśnie chciałem w związku z tą giełdą. W szerokim kontekście rozkładu Zachodu itd.) I czy Clintonowa miałaby być od Berniego lepsza? Nie jestem przekonany, a raczej jestem w drugą stronę. Trumpa, mimo wszystko, bym zdecydowanie wolał, jakąś inną ogrodową "prawicę" też, choć z mniejszym zapałem, ale jak mam wybierać między Bernim i tą babą, to jednak wolę Berniego.

Oczywiście mogę co do Berniego nie mieć racji - jak np. pomyliłem się co do Franciszka. Choć co ja o nim wiedziałem w dniu jego wyboru? Wyraziłem wtedy tylko nieśmiałą nadzieję, którą życie, przy pomocy Szatana, w przykry sposób zaraz potem zweryfikowało. Ogólnie przecież TEGO WŁAŚNIE się w historycznej perspektywie spodziewałem, więc summa summarum Tygrysizm Stosowany jak zawsze górą!

* * *

Chciałem wam jeszcze opowiedzieć trochę o giełdzie (nie próbujcie tego w domu!) i fajnie to powiązać z sytuacją w Ameryce, ale to może innym razem. (Czytaj "nigdy", bo tak jest z 99,8% moich błyskotliwych pisarskich pomysłów. I dlaczego miałoby być inaczej?)

* * *

No to tylko na koniec powiem wam, że "Sturęki" Rolex napisał właśnie absolutnie znakomity tekst, któren oto:

http://hekatonchejres.salon24.pl/701373,wilkolaki-sa-na-swiecie

W sumie zawsze dotąd uważałem Rolexa za takiego trochę Toyaha, choć może jeszcze bardziej gładko-profesjonalnego, a mniej gryzącego sercem. Czyli że super pisanie, ale dla mnie nieco jakby zbyt gładkie i...

Nie do końca aż Tygrysiczne (if you know what I mean). A tu paczpan, totalne zaskoczenie! Tekst drapieżny, głęboki i dający do myślenia jak cholera, a do tego jeszcze hiper-profesjonalnie zrobiony. Także w sferze obrazkowej, która jest tam całkiem fas-cy-nu-ją-ca!

Jak już przeczytacie, to można by porozmawiać o tych Prusakach, bo to, wiecie - z jednej strony wróg nasz na wieczne czasy i od zawsze (cholerni zgermanizowani Słowianie, z dodatkiem francuskich hugonotów zresztą), czego nie można ignorować i od czego nie uciekniemy, z drugiej jednak mamy też "Duch pruski i socjalizm", z którym pod wieloma względami trudno się nie zgodzić...

Z tym, że oczywiście taka dyskusja jest ryzykowna z tego powodu, że tam zawsze w tle będzie wystawiał łeb Adolf H. - któren nie tylko nasz wróg i kat, ale na którego wolno tylko pluć, a żadnych trze?wiejszych nieco analiz nielzia! Z z drugiej strony mamy Merkele tego świata, o których raczej tylko dobrze, lub co najwyżej średnio...

Więc dyskusje o Prusach, jeśli miałyby być otwartym tekstem, który rozumie Merkela i te wszystkie super-komputery popodłączane do dronów Obamy, są raczej trudne. A w końcu komputera wygrał właśnie z mistrzem GO, więc naprawdę musimy się wysilić i jeszcze tu podnieść poziom. Nie da się od tego wniosku uciec, więc: Do boju Ludy!

Choć na razie za naśmiewanie się z Merkeli faktycznie o szóstej rano jeszcze nie przychodzą - sam to sprawdziłem i mam zamiar dalej - więc bez paranoi, ale też to się może zmienić. I to by było na tyle, jak mawiał super gość Jan Tadeusz Stanisławski.

triarius

P.S. A teraz wychodzimy pojedynczo. Uważać na ogony i drony!