Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wyższe wykształcenie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wyższe wykształcenie. Pokaż wszystkie posty

wtorek, lutego 13, 2018

Zabawna przygoda filosemity część 1

Miałem ci ja kiedyś znajomego. Bardzo bliski znajomy, nie uwierzylibyście jak bliski. (Tylko bez żadnych świńskich podejrzeń proszę!) Ten znajomy opowiedział mi kiedyś ze szczegółami jedną swoją przygodę. Z jednej strony niezwykle wprost ucieszną, z drugiej mającej jednak spory wpływ na drugą połowę życia tego mojego znajomka, na jego życie zawodowe, rodzinne, finanse i co tam jeszcze.

Od czego by tu zacząć... No więc niech będzie tak... Ten mój kumpel znalazł się tak gdzieś w połowie lat '80 ubiegłego już wieku na obczyźnie. "Solidarność", brak przekonania do Najlepszego Ustroju... Takie tam. Kiedy go już po roku oczekiwania zaakceptowano jako imigranta, dano mu listę, na której było chyba ze trzech tłumaczy, a on miał z niej wybrać, który dostanie do przetłumaczenia jego dyplom wyższej, jak to się określa, uczelni.

Uczelnia z Platońską Akademią czy innym Harvardem nie mogła się równać, ale była to jedna z lepszych szkół w PRL, a nasz bohater po jej ukończeniu miał prawo dumnie określać się mianem "mgr. inż.". W naprawdę nie byle jakiej dziedzinie zresztą, choć on do tej uczelni i dziedziny miał, z jakichś powodów, stosunek dziwnie, mówiąc eufemistycznie, mieszany. Mieszany czy nie - tytuł miał, a także kilka lat pracy na stanowisku o naprawdę dumnie (jak na te czasy i ten kontekst) brzmiącym tytule zawodowym. W dość imponująco (j.w.) brzmiącej instytucji.

Wszystko to pięknie, ale nasz znajomy miał także jedną dziwną i rzadką przypadłość... Był mianowicie filosemitą. Łagodnym jak letni wietrzyk, ale niewątpliwym. Zanim rzucicie kamieniem, pozwólcie sobie parę rzeczy wyjaśnić. Wiem, że będzie trudno, ale spróbuję. Zrobię to tak pokrótce, jak to tylko możliwe, bo mi to całkiem rozwala narrację, ale po prostu bez tego się nie da. Kiedyś może powiem o tym więcej, bo sprawa nie jest nieinteresująca. (Zwracam uwagę - podwójna negacja! Do szkoły chodzili, prawda?)

c.d., Deo et Publico volente, n.


triarius

piątek, listopada 10, 2006

"Wykształceni popierają Platformę i III RP?" Oto może być jedna z przyczyn

Mój poprzedni tekścik był o dzisiejszym polskim wyższym wykształceniu, tutaj zaś coś na ten sam temat, co dzisiaj znalazłem na forum onetu. Za pośrednictwem Forum Frondy, bo na forum onetu bez wyraźnej potrzeby nie chodzę. Tym razem jednak było warto.

Bardzo to moim zdaniem ciekawy tekścik, w dodatku zawierający konkretne a mało znane fakty. I wyjaśniający chyba nieco kwestie zawarte w tytule tego postu.

Wkleiłem tu jego najsmakowitszy, początkowy fragment, z zachowaniem oryginalnej interpunkcji i wszystkiego. A więc kurtyna w górę, na scenę wchodzi Szkolnictwo Wyższe III RP...



"Tragarz indeksów , czyli boom edukacyjny w Polsce.

Szkoly wyzsze mnoza sie w Polsce szybciej niz króliki w kapeluszu iluzjonistów !! . Dzieki temu , mój znajomy , absolwent jednej z tych szkól , otrzymal w innej , posade .... tragarza indeksów ( czy moze lepiej : wozacego indeksy ) . Jego praca polega na wozeniu w walizce , studenckich indeksów , do domów przeróznych profesorów , po to by ci dokonali w nich odpowiednich wpisów . Profesorowie formalnie zatrudnieni sa na uczelni , jednak na uczelnie nie przyjezdzaja . To uczelnie ( w osobach " tragarzy " ) przyjezdzaja do profesorów . Tak jest sprawniej i wygodniej dla wszystkich !! . Taka rewolucyjna reforme niepublicznego szkolnictwa wyzszego , wymusila Ustawa o Szkolnictwie Wyzszym . Zgodnie z nia , kazda wyzsza szkola niepubliczna ( czyli tak zwana " soltysówka " ) , musi zatrudniac okreslona liczbe profesorów . Tych jest jednak w Polsce , okreslona , stosunkowo niewielka ilosc , i w zaden sposób , nie moga oni byc równoczesnie w 100 czy 200 wyzszych szkolach biznesu !! . Ale sto , czy dwiescie uczelni , reprezentowanych przez " tragarzy " , moze bez trudu zjawic sie u kazdego z nich , z walizka indeksów do podpisania . Czyz nie genialne rozwiazania problemu , braku profesorskiej kadry dydaktycznej ??? . Jak zwykle , Polak potrafi ! .

Opowiadal mi mój kolezka , ze jadac z walizka pelna indeksów , do takiego , czy innego profesora , czesto nie zastaje go w domu . Czasami profesor spi i rodzina nie pozwala go obudzic , inny znów nie kontaktuje, gdyz z powodu bez mala 100 lat zycia , odplynal myslami w nieznanym kierunku . Wówczas indeksy podpisuje zona profesora , czasami gosposia lub inny z domowników , jesli nie ma chwilowo nic innego do roboty . Kolega zdradzil mi sekret , ze czesto sam podpisuje indeksy , jesli nie ma innego wyjscia . ( ".. A co ?????? , mam sie tluc pociagiem przez pól Polski , dwa razy do tego samego pierdziucha , który ciagle spi , a jego zona , ani nie chce go obudzic , ani podpisywac za niego ??? ... " - cytuje wyjasnienie " tragarza " ) .

Przedstawiony model funkcjonowania niepublicznego szkolnictwa wyzszego w Polsce , paradoksalnie doprowadzil do podniesienia poziomu ksztalcenia , co przyznaja nawet kierownicy hipermarketów , zatrudniajacy absolwentów " soltysówek " do obslugi kas fiskalnych , za 500 zlotych miesiecznie . Paradoks ten latwo wyjasnic . W tradycyjnym modelu ksztalcenia , obowiazkiem profesorów bylo prowadzic wyklady , cwiczenia , seminaria , itp. W modelu obecnym , nie maja oni na to czasu ! . " Czarna " robote odwalaja za nich inni , zazwyczaj akademicy po licencjatach , wydanych im przez jakas " soltysówke ", nieco wczesniej . I chwala im za to !!! .

Całość tutaj: http://wiadomosci.onet.pl/1,15,11,24615393,68398984,2621568,0,forum.html

(Nie ma żadnej gwarancji, że to z forum onetu nie zniknie, ale jak się zorientuję, to umieszczę tu cały ten tekst. Reszta też jest ciekawa, choć sam "tragarz" wydaje mi się najsmakowitszy.)