Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rozbiory. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rozbiory. Pokaż wszystkie posty

czwartek, września 30, 2021

O pokrzepianiu serc... czyli Kurak, Sienkiewicz, Konopnicka

Wczoraj Kurak porównał się był do Sienkiewicza... Ale spokojnie! Nie było w tym żadnej megalomanii, chodziło wyłącznie o "pokrzepianie serc", a co to tego, że i Kurak i nasz "pierwszorzędny pisarz drugorzędny" (jak go chyba "Cat" Mackiewicz nazwał) się tym pilnie zajmują, nie może raczej być wątpliwości. (Linek do tekstu i videja, gdzie to jest mówione w moim wczorajszym.) O Konopnickiej Kurak nic nie mówi, to ja sam z siebie ją tu wpakowałem, bo w kontekście tego, o czym chcę wam, ludzie, dzisiaj, bez niej nijak.

Naprawdę nie mam żadnych zastrzeżeń do tego się przez Kuraka, ani jego działalności na niwie optymizmu, nie  zgadzam się tylko z dwoma aspektami tej sprawy:

1. "Pokrzepianie serc" i tamtych dwojga (a z pewnością nie byli w tym jedyni) widzi mi się czymś istotnie różnym od tego, co robi Kurak, no i...

2. Skala, rola i znaczenie tego dzisiejszego "pokrzepiania" na blogasie i na YT widzi mi się nie-aż-warta-takiego-zadęcia, żeby tak to określić. Tamto było ważne jak cholera i przyniosło ogromne skutki, blogaskowanie - nawet kogoś, kogo Pan T. codziennie czyta, choć bez padania na twarz - nie jest i nie przyniesie. Nie to medium, nie te czasy, nie te same problemy! Tu nie chodzi nawet o to kto jest większy i bardziej zasługuje na Nobla!

Zanim dokładniej wyjaśnię, o co mi chodzi, przyznam jednak Kurakowi rację w jednej bardzo istotnej kwestii... Kurak ma rację, że wszystkie te lokalne kacyki dręczące nas "pandemią", czy nawet takie "szychy", jak Niedzielski i Ska., nie mają stałego połączenia, jakiejś gorącej linii, czy czego tam, z tym głównym Rockefellerem, czy choćby Gatesem. 

Nie otrzymują z dnia na dzień konkretnych rozkazów, informacji niedostępnych nikomu, żaden globalista z najwęższego kręgu ich kijem i marchewką bez przerwy nie tresuje. Bo to całkiem nie tak działa! Może w zamierzeniu, za 30 lat, z siecią 27G furczącą całą naprzód na każdym dachu, z butami tylko dla najściślejszej Nomenklatury (no bo po co "obywatel" miałby z domu wychodzić, skoro ma telewizor?), to tak właśnie  ma działać, ale na pewno dzisiaj jeszcze nie.

Te miejscowe %^&* oczywiście robią to wszystko tak, żeby to im się opłaciło, nie po to by uszczęśliwić Gatesa czy inną Merkelę, więc tutaj opór itd. ma sens... Tylko na jak długo? Jaka może być skala tych naszych, obiecywanych przez Kuraka "gigantycznych sukcesów", uzyskanych dzięki śmianiu się z głupoty i hucpy Niedzielskich tego świata, ujawnianie przekłamań w oficjalnych statystykach, czy "niewierzeniu nikomu, nie wierzeniu w nic"?

Nawet jeśli pod naporem tych brawurowych działań nasi mali lokalni oprawcy (w końcu i Morawiecki to w sumie nikt, zarówno w oczach ludzi na poziomie, jak i satanistycznej globalnej elity!) mieliiby sie na moment zatrzymać, albo i pół kroku cofnąć, to globalne... Coś, hodujące "Nowego Człowieka", czyli ludzką mrówkę... Itd. itd., na pewno nie odpuści, bo i nie ma żadnego powodu, Ich nasze przezabawne memy w ogóle nie ruszają! Oni mają czas i zacierają tylko łapki z radości, że my, Prole, nie z nimi walczymy, tylko z ich parobkami, i przy pomocy memów!

Zgadzam się z Kurakiem, że trzeba się bronić przed depresją, którą - jak kiedyś Urban! - oni nas celowo niszczą, ale to też ma swoje koszty... Każda kpina z kretyńskiego zagrania tej, rzekomo polskiej, waadzy (sic!), to krok bliżej do totalnego już olania samej idei polskiego suwerennego państwa. A europejskie lub globalne ober-państwo tylko czeka, by nas pochłonąć... Fakt, ma konkurencję w postaci dwóch lub trzech innych państw i narodów, które chętnie nas zagospodarują, przedtem zapewne dzieląc i części oddając kumplom, ale żadna z tych opcji nie oznacza wolnej Polski, nawet w postaci tak obrzydliwego bantustanu, jak obecnie.

Kurak walczy z naszą niedzielską depresją i fajnie, ale niech nam nie wmawia, że tu tylko małe, brudne interesiki lokalnych kacyków są rozgrywane, bo to co najmniej chciejstwo, jeżeli nie kłamstwo! Ta "pademia" się nie skończy, choćby wszystkie Prole na ziemi "olewały" (już widzę to "olewanie", kiedy np. zaczną zabierać forsę na życie z kont, wywalać z pracy i odbierać dziatki!) wszystkich swoich Niedzielskich i Morawieckich w rozmowach szeptem i w, co chwilę niszczonych, kanałach na YT!

No dobra - Kurak się stara, byśmy nie wpadli w depresję, on wierzy w wartość optymizmu (zawsze wiedziałem, że to szczery lewicowiec, z całym szacunkiem) - a co w takim razie robili Sienkiewicz z Konopnicką, co by miało być czymś całkiem innym i bez porównania ważniejszym? Oni, moi ludkowie, sprawili, że mimo tego, że na zdrowy rozum naprawdę należało o jakiejkolwiek polskości zapomnieć i z nieoskrobanego podludzia stać się całą gębą obywatelem silnego, prężnego nowoczesnego państwa i częścią takiego właśnie narodu... Dla siebie, dla dzieci, dla wnuków... Jednak sporo ludzi CHCIAŁO pozostać Polakami, a nawet tę polskość pogłębić.

Konopnicka jest ważna, bo to dzięki niej (nie mówię że tylko) polskie dzieci zaczynały kochać mowę przodków. Na powaby niemczyzny zdecydowanie to człeka np. uodparnia, i to nie było wtedy byle co! To mogło być jeszcze ważniejsze od radości z tego, że Wołodyjowski pokonał Szweda, a Zbyszko Krzyżaka. A jaka była presja, żeby jednak wnuki wykierować na porządnych carskich, pruskich, czy austriackich poddanych, można sobie wyobrazić...

Kacapy wzięły cię Polaku w kamasze. Zgrzytasz zębami, 30 lat upodlenia i męki u wroga... Wysyłają cię na Kaukaz, tam zza głazu wyskakuje Czeczeniec lub inny Czerkies i tylko przytomność umysłu twojego kacapskiego towarzysza broni ratuje ci życie. Kilka razy coś takiego i coś się zaczyna w twojej psychice zmieniać. No a jeśli się np. uwzględni, że w takiej bitwie pod Sadową po obu stronach przeważali Polacy, i austriacki Polak do ciebie celował, a tylko przytomność umysłu i dobrej jakości pruski karabin w rękach jakiegoś Helmuta uratowały ci życie... Pomyśl o tych sytuacjach, bo one z pewnością występowały w realu! 

Pomyśl też o tym, jak wielkie znaczenie miało wobec tego tamto, dawne "pokrzepianie serc", jak znakomicie się to tamtym pisarzom udało (całe 20 lat wolnej Polski, łał!) Nie, bez żadnej ironii się udało, bo wielu jednak CHCIAŁO być Polakami, i to bardzo, a że nie potrafili pokonać przeciwności na drodze do wolnej Polski, to już inna sprawa. Podtrzymywanie na duchu przez memiarzy i blogerów, koszulkowy sceptycyzm... To jednak nie ta sama liga. (Nie mówiąc już o tym, że gwałt na jednym z aksjomatów Tygrysizmu.)

triarius

poniedziałek, marca 09, 2015

To byłby całkiem szatański plan, ale niestety...

Po kilku dniach przerwy od różnych tam blogów, wszedłem na szalom i przeczytałem Coryllusa...

* * *

Tu czuję się zmuszony rzec kilka słów na temat tego autora. Tak mało jak to będzie możliwe, ale parę słów muszę. Otóż faceta uważam, niezmiennie, za wybitny talent, czy nawet geniusza. (Spokojnie! Siebie też za geniusza uważam, choć od Coryllusa-Maciejewskiego różni mnie m.in. to, że on naprawdę jest tym pisarzem i publicystą, a ja czasem tylko dzielę się jakąś, napisaną lewą ręką, własną myślą. Poza tym, oczywiście, różnimy się diametralnie zainteresowaniami, typem intelektu, życiowymi doświadczeniami i ich brakiem, itd.)

Jest to samorodny talent wielkiej klasy, a z drugiej strony, w moich oczach, smutny przykład na, nieuniknione poniekąd, wypaczanie diamentowych talentów w kraju, gdzie jedynym w miarę sensownym uniwersytetem okazuje się prasa kobieca, a wszystkie eksponowane miejsca są dawno, i na wieki, zajęte przez tzw. "resortowe dzieci" i ich pociotków. Jednak Coryllus znakomicie (i chyba coraz zgrabniej) pisze, a poza tym, co dla mnie jest chyba jego największą wartością - miewa wprost fantastyczne INTUICJE.

* * *

No i właśnie! W tekście o którym mówię, mianowicie tym oto:

http://coryllus.salon24.pl/635803,o-propagandowym-znaczeniu-slowa-ludobojstwo

gość szkicuje coś (zakładając że to zrozumiałem, ale tak sądzę), co jednocześnie byłoby wprost niesamowitą intrygą wymierzoną w Polaków, i jak na taką intrygę, wydaje się całkiem prawdopodobne. Kto by to miał realizować? A choćby Putin, któremu i cynizmu, i szachowego myślenia, i możliwości nie brakuje.

Tu zawsze są i inne opcje możliwe, choć ja wprost Anglików za każdym dosłownie świństwem dokonanym w ostatnim tysiącleciu w dowolnym punkcie globu, z Sowietami na czele, nie dostrzegam. W odróżnieniu od Coryllusa. Co nie znaczy, że moja sympatia do Anglików miałaby być przeogromna.

Zresztą także w znacznej mierze pod wpływem Coryllusa spojrzałem na Anglię jako na o wiele poważniejszego gracza, niż dotychczas (mówimy o czasach wzgl. obecnych, nie o XIX w.), choć dla mnie i teraz więcej w tych wszystkich szemranych sprawach jest "Liberalizmu", niż "Anglii" jako takiej. Choć fakt, że teraz już Anglii też ani nie lekceważę, ani nie mam do niej wiele sympatii.

No dobra, naszym odwiecznym zwyczajem zrobiliśmy sobie długaśny wstęp - wyjaśniający wszystko ab ovo i z licznymi dygresjami - a teraz do ad remu...

* * *

Na czym by miała mianowicie, spyta ten i ów, polegać owa "szatańska intryga"? Tak to by wyglądało: nagle zaczyna się w Polsce, czy raczej w nieszczęsnej III RP, nakręcać kult "żołnierzy wyklętych"... Tak? To raz. Do tego rośnie w siłę ruch kibicowski - pełen patriotyzmu, bojowy, nasza jedyna (ach!) nadzieja na wypadek np. bratniej pomoc... Tak? To dwa.

Można tutaj dodać Korwina i jego trzódkę - niby nic to sobą realnie nie przedstawia, ale krzykliwe i da się poprowadzić w całkiem dowolnym kierunku, kiedy tylko przyjdzie odpowiedni prikaz. Tak? No to dwa i pół. Do tego, jak wszyscy wiedzą, mamy, i to nie od dzisiaj, te niezliczone "ruchy autonomii": śląskiej, kaszubskiej, białoruskiej...  Zgoda? O tej ostatniej właśnie traktuje zalinkowany tekst. Coś na pewno jeszcze pominąłem, ale i tego starczy.

"Komu starczy?", pytacie... Putinowi na przykład. (Czy innej tam Merkeli, zakładając, że to jest byt autentyczny, nie zaś smętna hipostaza.) A są jeszcze i inni. Jednak Putin tutaj pasuje nam najbardziej i na razie nam wystarczy. (Nawet bez stojących w cieniu i pociągających za sznurki Anglików.)

Jak by to ten Putin miał rozegrać? Niczego tu nie odkryłem - po prostu streszczam (??) myśl, którą wyczytałem u Coryllusa, w zalinkowanym tekście, a którą uważam za niezwykle ważną, niezwykle odkrywczą, a do tego szczerze przerażającą! Myśl jest taka: tacy różni, z tych miniejszości, wspierani przez niezliczone agentury i inną swołocz, o prostych idiotach nie zapominając, zaczynają coraz głośniej "dopominać się o swoje", przy okazji plując na naszych bohaterów, w tym na "żołnierzy wyklętych".

Możliwe? Jak najbardziej przecież, zresztą to się już dzieje. Nie od dzisiaj. Jak by wynikało z artykułu Coryllusa, to się nawet nasila, a w każdym razie nasila się, i to ostro, na froncie białoruskim. Co nie jest bez znaczenia, że akurat, w tej chwili, na tym. No bo ci nasi (albo i nie całkiem nasi) kibole, oburzeni pluciem na naszych "wyklętych" i innych bohaterów - dają w dupę tym mniejszościom.

A przy okazji oni, albo ktoś w ich imieniu, dewastuje jakieś cmentarze, zabytki, świątynie... Da się to zrobić? Ależ oczywiście - nie takie rzeczy dzieją się w III RP! To z kolei oburza tamtych - te mniejszości znaczy i te ruchy separatystyczne - reagują, spirala wrogości i robienia wbrew się nakręca... Putin, żeby już przy nim pozostać, reaguje! Broniąc na przykład "braci Białorusinów" przed "poską przemocą". W sumie tak samo, jak Rosja robiła od wieków, jak czyniła jeszcze chyba intensywniej pod szyldem ZSRR, i jak Putin czyni ostatnio, na naszych oczach.

Jeśli ktoś, na przykład Putin, potrzebowałby dobrego pretekstu do interwencji - no to ci "wyklęci", plus kibole, plus agentury i paliezni idioci (od Korwina, na primier), plus oczywiście odpowiednia mniejszość i jej ruch autonomii, mu tę sprawę załatwią. Powie ktoś: "a po co Putinowi miałby być pretekst? Przecież on i bez pretekstu potrafi!" Zgoda, coś w tym jest, ale preteksty, z wielu względów, się przydają. Jak to czynią, to temat na osobny wykład, ale naprawdę dobry pretekst to nie w kij dmuchał, proszę mi wierzyć!

A jeśli ktoś ma z uwierzeniem problemy i koniecznie potrzebuje przykładów, no to powiem: na przyklad gdyby chodziło o kolejny rozbiór, z udziałem także i (choć niekoniecznie wyłącznie) naszego zachodniego przyjaciela i sponsora w Unii. Oni na przykład pasjami lubią preteksty - i to takie nieco solidniejsze od tych, które cieszą społeczeństwo Kraju Rad. No więc choćby to!

Jeśli ktoś coś zrozumiał z tego pokrętnego i długiego tekstu, to zachęcam do przemyślenia zawartej tu tezy! Która to teza, powtarzam, absolutnie nie jest mojego autorstwa, bo wyczytałem ją w zalinkowanym tekście Coryllusa, jednak uznałem, że jest to tak ważne, iż warto by dotarło także do tych Tygrysistów (ach, jakże licznych!) i ludzi jakimś dziwnym trafem mój blog odwiedziwszych, a którzy z samego źródła Corrylizmu pijać dotąd nie zwykli, więc mogą pozostać nieświadomi.

Proszę to przemyśleć! Ew. polemiki czy protesty dziwnie mile widziane, serio! Ale, jeśli my tu (raz działamy równolegle, choć całkiem niezależnie i inaczej) mamy z Coryllusem rację, to sprawa wygląda WYJĄTKOWO PONURO, a ktoś nam szykuje paskudne, cuchnące siarczanymi babelkami bagno! Obyśmy się nie dali w to wciągnąć, amen!

triarius

poniedziałek, sierpnia 10, 2009

Bonmoty sierpień 2009

Na czele Polski stoją dzisiaj tacy ludzie, że gdyby im w odpowiednio ogólnych słowach opisać Konfederację Targowicką i rozbiory, wykrzyknęliby, że to jest dokładnie to, czego Polska potrzebuje, i że oni to właśnie realizują!

W tej drugiej kwestii mieliby zresztą całkowitą rację.

* * * * *

Bóg nie istnieje, skoro pozwolił na Vaticanum Secundum.

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

czwartek, sierpnia 14, 2008

Polska, Żydzi, historia - spojrzenie z zewnątrz

Jedną z książek które bardzo cenię (i w dodatku szczęśliwie posiadam) jest "The Evolution of Man and Society" ("Ewolucja człowieka i społeczeństwa"), napisana przez brytyjskiego profesora biologii (botanika i genetyka, ale tacy ludzie naprawdę kiedyś miewali znakomite ogólne wykształcenie!) C.D. Darlingtona i wydana w roku 1969. (A więc w latach '60, tak jak książki Ardreya. Potem już widać nastąpiła totalna kontrofensywa leberalnej "nauki" i totalna kampania przemilczania. Nie da się ukryć, że był to sukces.) Wbrew temu, co może sugerować tytuł, nie jest to rzecz o powstaniu naszego gatunku, a w każdym razie w naprawdę niewielkim stopniu. Jest to książka o historii, pisana z bardzo niezwykłej biologicznej perspektywy.

Nie, nie ma tu niczego, co by można uczciwie określić mianem "rasizmu" - raczej wprost przeciwnie. Tylko trzeba coś w ogóle kojarzyć i wykazać minimum intelektualnej przyzwoitości, bo reagując po prostu na słowa kluczowe, łatwo daje się wszędzie wyczytać cokolwiek. Oczywiście lewizna "rasistę" potrafi zrobić z każdego, kogo nie lubi, podobnie jak "faszystę". I tak "skrajnie rasistowskie poglądy" ma Spengler - facet, który do rasy w powszechnie rozumianym znaczeniu przywiązuje znaczenie mniejsze od niemal każdego, z pewnością także np. od Michnika.

No, tośmy już swoje postępowe sumienie uspokoili, teraz jedziemy dalej... Przedstawiałem już chyba na tym blogu krótki fragment omawianej tu książki Darlingtona - ten, w którym błyskotliwie na dwóch stronach tekstu przedstawia on genezę amerykańsko-sycylijskiej mafii. Udowadniając przy tym, że i tu ma znaczenie biologia i kwestie "rasy" - tyle że nie rasy w obiegowym znaczeniu, a "mikro ras", o których traktuje książka. Można sobie tego poszukać, powinno gdzieś tu być, choć może jeszcze nie miało tagów, więc znaleźć będzie trudniej.

No i chyba przedstawiłem kiedyś, cholernie dawno temu, tę sprawę mafii w "Najwyższym Czasie!", choć tego nie jestem już teraz całkiem pewien. Teraz mi się zresztą przypomniało, że kiedyś streściłem w niewielu słowach także wywody Darlingtona na temat roli eunuchów w historii. A także chyba o roli kazirodztwa. To naprawdę fascynująca książka, mówię to całkowicie serio!

Ponieważ dobrze jest czasem spojrzeć na siebie oczyma obcych. I to nawet jeśli informacje autora na nasz temat są, jak nierzadko, niepełne i miejscami wprost fałszywe. Z drugiej strony, nie ma niestety pewności, że wszystko co my wiemy o naszej przeszłości, jest całkowicie prawdziwe, sporo jest w tym także naszej nacjonalistycznej propagandy i pokrzepiania serc.. Co może jest niezbędne dla ludu, ale dla jego potencjalnej elity już niekoniecznie.

W każdym razie przetłumaczę tu teraz krótki fragment z książki Darlingtona traktujący o historii Polski i aszkenazyjskich Żydach. Rozbiłem to na krótsze akapity (dla czytelności na ekranie), oraz dodałem własne przypisy.
Oto ten fragment:


Żydzi którzy zostali wypędzeni z Anglii, Francji i Zachodniej Europy w trzynastym wieku, skorzystali z ówczesnych nieszczęść Wschodniej Europy. W środku wieku tatarscy najeźdźcy spustoszyli i spalili drewniane osady i miasta Polski. Rycerze teutońscy* przywrócili chrześcijańską i stabilną władzę, ale między niepiśmiennymi, mówiącymi po słowiańsku chłopami, oraz równie niepiśmiennymi mówiącymi po niemiecku władcami i protektorami, nie istniały zadowalające środki komunikacji.

Nie istniała klasa profesjonalistów, ludzi piśmiennych czy znających się na technice, która by organizowała, administrowała i ogólne dbała o całość. Zaproszono zachodnich mieszkańców miast jako kolonistów, by przybyli i wypełnili luki, by wybudowali miasta z cegły w miejscu poprzednich drewnianych osad. Do samego tylko Krakowa przybył strumień Niemców i Holendrów, Flamandów i Walonów, "Gallów" i Włochów, Węgrów i Morawian, a także kilku Szkotów. Z nimi zaś przybyli Żydzi. Najpierw byli to uciekinierzy z portów Adriatyku.

W sto lat później Kazimierz Wielki (który sam wziął sobie, kochał i być może nawrócił żydowską kochankę) udzielił królewskich gwarancji Żydom, ci zaś przybyli w większej ilości. Nazywali oni siebie Aszkenazim, co po hebrajsku oznacza Niemców.

Rzadko od czasów Aleksandra istniała taka wyraźna formacja, w której miejski lud jednej rasy byłby umieszczony w wiejskich obszarach zamieszkanych przez inną rasę, oraz rządzony przez kastę wojskową trzeciej rasy.** Każda z tych ras mówiła innym językiem. Gdzie indziej Żydzi mówili językiem klasy rządzącej, tutaj jednak germańscy władcy byli w ogromnej mniejszości wobec mówiących językiem słowiańskich pańszczyźnianych chłopów***.

Stworzyli więc nowy język, który nazywali, i który my nazywmy, jiddisz. Był to dialekt dolnoniemiecki z Doliny Renu, przyprawiony aramejskim z Talmudu rabinów, oraz tu i ówdzie polskim, gdzie było to konieczne. Był jednak niepisany - język niepiśmiennego ludu, którego językiem nauki był hebrajski. Dopiero po roku 1792 ten lud pomyślał o zapisaniu swej literatury. Wraz z podziałem królestwa polskiego pomiędzy Prusy, Austrię i Rosję, dawna polityczna struktura, na której budowali mówiący jiddisz Żydzi, znikła.

Żydzi, z których brała się większość klas profesjonalistów w Polsce, znaleźli się, zamiast wobec swych polskich patronów lub przyjaciół, twarzą w twarz z nieznanymi i wrogimi rządami. Rząd austriacki mógł jeszcze do roku 1907 rozwiązać małżeństwa pomiędzy chrześcijanami a żydami****, jako nielegalne. Rząd rosyjski, w niestałym sojuszu z ortodoksyjnym kościołem, znajdował niemal jedyne pole porozumienia ze swoim ludem właśnie w traktowaniu Żydów. Zamykał*****, dręczył, wypędzał i masakrował żydowską ludność na zaanektowanych terytoriach podczas i po podziale Polski.

Skutkiem tych nowych prześladowań była emigracja Żydów z Polski - najpierw na południe na Węgry i do Rumunii, potem zaś na zachód do Niemiec, Anglii czy Stanów Zjednoczonych. Najowocniejszą z tych nowych emigracji była ta, która ich zawiodła do Holandii.


* * * * *


* Czytaj "krzyżacy".

** Wkurza mnie to potężnie, bo ten pogląd zdaje się być przyjmowany całkiem powszechnie przez zachodnich historyków - nawet tak jednoznacznie historyków i tak znaczących jak np. William McNeill. Ze wszystkiego co wiem, Polska nie była nigdy rządzona przez jakąś kastę rycerzy pochodzenia germańskiego czy skandynawskiego. Co innego mieszczaństwo, ale to całkiem inna rzecz. A jednak zachód zdaje się uważac coś całkiem przeciwnego.

Chyba, że mnie ktoś naprawdę potężnie oszukał i, mimo zainteresowania historią przez większą część stulecia, nie zorientowałem się jeszcze w tym oszustwie. Ale wątpię, szczerze. Po prostu, jak mi się zdaje, ci autorzy wyolbrzymiają i mieszają jakieś mgliste przypuszczenia na temat początku państwa Polskiego - wyobrażając sobie, że musiało tu nastąpić coś w rodzaju założenia państwa przez Szwedów na Rusi, tylko my byliśmy zbyt barbarzyńscy, by to zapamiętać czy zapisać - plus informacje na temat państwa krzyżackiego.

Cóż, musimy sobie opisane tu zjawisko uświadomić, a potem ew. zastanowić się co z tym zrobić.
Jednak nie chciałbym stworzyć wrażenia, że Darlington (czy McNeill zresztą) po prostu bredzą na wszelkie tematy. Wręcz przeciwnie!

*** Jak w pysk strzelił: serfs. Nie da się tego inaczej przetłumaczyć.

**** W oryginale oba te słowa: "chrześcijanie" i "żydzi" są pisane z dużej. Ale tutaj chodzi o religię, więc napisałem zgodnie z utartą konwencją "żydzi" z małej, jako że wyraźnie chodzi o religię.

***** W gettach - z całą pewnością o to chodzi.



triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.