Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ziemski raj. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ziemski raj. Pokaż wszystkie posty

czwartek, listopada 11, 2021

O blogaskowych komętach i karach doczesnych - odcinek 1

Jak zacząć, jak zacząć...?! Może tak... 

Rozmawiałem do was ostatnio, moi P.T. Niezliczeni Czytelnicy-łamane-przez-Komenatorzy o baronach. Tych prawdziwych, feudalnych. Że mi cholernie imponują tym, co w %^&* Liberaliźmie byłoby anatemą, a właściwie czymś całkiem nie do pomyślenia - tym mianowicie, że mogli nie odczuwać najmniejszej potrzeby, by się komukolwiek podobać, a już na pewno nie wszystkim, jak my dziś, ku memu obrzydzeniu, mamy.

 *

DYGRESJA: 

W kontekście baronów można by tu mimochodem wspomnieć Coryllusa, który, nawiasem, w końcu znowu mnie zablokował za krytyczne uwagi... I fajnie! Nie mam pretensji, rozumiem. Jak się blogaskuje, żeby sprzedawać własne książki, to pewnie tak trzeba. A że w ten sposób, z obiektywnych przyczyn, powstaje sekta - czyj to w końcu problem? Na pewno nie mój!
 
(Tak samo, jak dla naprzykładu to, że kapitalizm, z całkiem obiektywnych przyczyn i nawet bez niczyjej złej woli, zawsze, prędzej czy później, będzie piramidą finansową na galaktyczną skalę.) U Kuraka też w końcu od lat jestem zabanowany za kpiny z jego krucjaty przeciw Kurwizji, w czym akurat Kurak okazał się w końcu mieć rację... A i tak Kurak to jedyne medium. które codziennie odwiedzam.

Pozdrowiłbym tu Coryllusa za tych baronów i tego bana, ale i tak nie przeczyta. W każdym razie stwierdził on kiedyś na samym początku swego spotkania autorskiego we Wrzeszczu, że najbardziej mu imponują tacy, o których mędrcy od historii z lekceważeniem mówią "niepiśmienni francuscy baronowie". Nie dowiedziałem się nigdy dokładnie co w nich jego zdaniem było takiego super, ale dla mnie właśnie (poza odwagą) to, o czym wspomniałem.
 
KONIEC DYGRESJI

*

Zresztą przecież nie tylko baronowie posiadali tę bezcenną cechę! Każdy gospodarz, w sensie chłop z gospodarstwem, jakimś tam koniem, krową i babą, miał w sumie, przynajmniej na codzień, czyli pewnie 98,7% swojego dorosłego, gospodarskiego życia, tak samo. I to nie skończyło sie w dodatku w jakimś XIII wieku, jak u barona, tyko trwało jeszcze setki lat dłużej, choć w różnych miejscach różnie z tym było.

Każdy taki gospodarz, to był automatycznie (na codzień) przywódca jakiegoś stad(k)a, czyli samiec alfa - jak by go nie widzieli panowie ślachta czy chcący się elitom przypodobać pisarczykowie... (I znowu ta PanaTygrysiczna kwestia się podobania! To wraca jak wyjątkowo nachalny bumerang!)

Już samo mieszkanie w mieście stwarza tę potrzebę się podobania, choć oczywiście patrycjat czy arystokracja, w swoich hôtels particuliers i poruszajaca się karetami, mogła mieć to w nosie, choć raczej rzadko chciała, bo podobanie się zaczęło nieść z sobą wiele nowych, atrakcyjnych korzyści. Do kariery Medyceuszy włącznie, no a w przypadku takiej np. późnej arystokracji skoszarowanej w jakimś Wersalu, to podstawienie Królowi żony czy córki było stało się o wiele łatwiejsze i częstsze, zaś zaszczyt podania Monarsze nocnika mógł spotkać niemal każdego dworaka, który tylko zdołał za bardzo nie podpaść.

Po co ja to wszystko mówię? A nie mam bladego pojęcia! Ideą und genezą tego tekstu było to, że zerwała mi się struna, więc, nie mając ochoty szukać nowej, zacząłem w myślach przeżuwać nasze ostatnie polemiki z p. Bąkowskim. Który to pan mi zarzuca, że nie znoszę Rosji, bo jestem, jak rozumiem, z natury pełen uprzedzeń. 

No i w odpowiedzi na stwierdzenie, iż "w carskiej Rosji było mniej egzekucji, niż na zachodzie Europy", przyszła mi do głowy zgrabna... O - "riposta" to się wabi! No więc, że "nie musieli kary śmierci, bo już samo życie w Rosji było wystarczającą karą za grzech pierworodny i wszystkie inne ew. prywatne grzechy". 

A potem naszła mnie myśl, że to wcale nie taki sobie byle - zgrabny choć mało słuszny - paradoks, bo że tak naprawdę było, sugeruje fakt, iż dokładnie to samo mamy w naszym obecnym Ziemskim Raju, czyli Liberaliźmie, Zjednoczonej Europie... 

Czy jak ten %^&*( nazwać! Ci też nie muszą (oficjalnie) stosować kary śmierci, bo piekło skutecznie i z niezmożonym zapałem urządzają nam już za życia. Oczywiście powszechna "eutanazja" (liznąłem grekę, stąd cudzysłów) jest w planach - najpierw pewnie od osiemdziesiątki, potem stopniowo w dół... Czterdziestka? Trzydzieści pięć? Ale to nie to samo, bo jak niby? Za jakieś straszne zbrodnie, a nawet (o zgrozo!) bez nich, waadza ma wyzwalać winowajcę z koszmaru? Ma to cień sensu?!

To tyle tego, a że napisaliśmy w tytule "odcinek 1", to sobie jeszcze kiedyś, Deo volente, porozmawiamy o uprzedzeniach, zoologicznych awersjach, i innych takich brzydkich, zdaniem niektórych, cechach. W końcu jeśli Edmund Burke i Pan T... Zgoda?

triarius

P.S. A teraz wychodzimy pojedynczo i uważać na %^&*( ogony!

wtorek, stycznia 26, 2016

Rozmyślania nad czaszką słonia (1)

Moje #$%^ życie to już taki @#$%^ mess (po polsku "burdel"), że najchętniej bym z tym wszystkim po prostu skończył... Czyli ze sobą... Tylko, @#$#% mać, co będzie, jeśli naprawdę tam zaraz jakiś @#$% diabeł wbije mi widły w dupę? Bo do kotła z wrzącą smołą, to mi się, @#$%^, mimo wszystko nie spieszy!
To nie ja mówię (nie ciesz się lewizno!), tylko młody i nie potrafiący odnaleźć swej drogi książę, będący głównym bohaterem pewnej bardzo znanej sztuki. Mówił to, trzymając w dłoni zbielałą czaszkę, podobno swego dawnego znajomka, a z zawodu błazna (pacz pan, już wtedy!) Yorricka.

Nie są to zresztą dokładne jego słowa, bowiem w tamtych czasach panowała dęto-pokrętna konwencja, i tego typu sceniczne gadki musiały, zgodnie z nią, być dęto-pokrętne. Taki jest jednak sens owego monologu. (Zresztą jak możliwości na Autora owej sztuki, ten akurat fragment był całkiem krótki i zrozumiały.)

Od czasu pierwszego wystawienia owego dramatu, ów neurotyczno-asteniczny  królewicz o przedziwnym imieniu "Przysiółek" (i to po angielsku, bo z duńskim to to już całkiem nie ma nic wspólnego; ciekawe o co Autorowi tutaj chodziło?) stał się ważnym elementem pejzażu kulturowego (jak to cudnie brzmi, prawda?) Zachodu, choć o co w sumie chodzi w owym dramacie mało kto umiałby dokładniej opowiedzieć.

Jest to od stuleci przede wszystkim wdzięczny motyw dla karykaturzystów i stand-up komediantów, bo i cóż może być wdzięczniejszego, niż facet z fryzurą na pazia i w obcisłych rajtuzach, przemawiającego do trzymanej w dłoni czaszki? Czaszka tego Yorricka, tak czy tak, jest zapewne najważniejszą czaszką w mentalnym świecie kulturalnych ludzi. (Ludzi Zachodu oczywiście, bo też innych kulturalnych ludzi już dawno nie ma. Dla mnie mogliby oczywiście być, ale nie ma i tyle.)

Są jednak w tym świecie, i inne czaszki. Albo przynajmniej były. Na przykład ludzka czaszka stanowiła przecież, wraz z kilkoma innymi, starannie dobranymi rekwizytami, główny atrybut melancholii - tej rzadkiej, i przez to fascynującej, co najmniej artystów, choroby duszy, atakującej emerytowanych alchemików.

Siedzi taki alchemik przy stole, poradlone czoło oparł na dłoni, przed nim wielka księga, klepsydra, gdzieś tam z boku na szafie sowa... No i na poczesnym miejscu oczywiście bielutka, sardonicznie wyszczerzona, ludzka czaszka... Wtedy, w tamtych ponurych czasach, to było naprawdę rzadkie i rozkosznie przerażające.

Potem liberalizm zbudował nam raj na ziemi i melancholia, zwana także depresją, stała się dostępna praktycznie wszystkim, a lobotomie, elektrowstrząsy i Prozac to od dawna dynamicznie się rozwijające gałęzie gospodarki.

(Dobra - żeby nie było, że uprawiam propagandę, przyznam, że lobotomia i elektrowstrząsy to raczej kiedyś, a Prozac i podobne środki dziś, tyle że nikt nie wie, kiedy i tamte mogą w chwale powrócić... W ramach np. udoskonalania ziemskiego raju. Czy czego tam.)

Coś jeszcze dałoby się tu dodać, na temat kulturowej roli czaszek? Oczywiście, jeśli cofniemy się do prehistorii, albo do japońskich Ajnów, no to mamy tego jeszcze sporo. Z czaszkami niedźwiedzi poniekąd na czele, choć i ludzkich by się sporo znalazło.

Poza tym oczywiście mamy też grzechotki różnych "tubylców" (fajna nazwa na "tambylców"!) zrobione z  małpich czaszek. No jasne - Attyla i jego puchar z oprawionej w srebro czaszki jakiegoś jego wroga... Czy to może nie był Attyla? Bywały w każdym razie takie puchary i jest o tym sporo w historii.

Ja, po tym ogólnym kulturowym wstępie (który po prawdzie do mojego poważnego tematu ma się nijak, jak to u nas bywa, albo prawie, bo tam jednak też ma być o czaszce, ale nie mogłem sobie napisania tego tutaj błyskotliwego szkicu odmówić, bo w końcu ktoś musi mieć z tego jakąś przyjemność, a skoro nikt ani mi nie płaci, nie klepie po plecach, nie umawia ze swoją siostrą... itd.) zrobimy sobie krótką (lub długą, wedle woli Boskiej) przerwę...

A potem opowiem wam, ludkowie rostomili (b. lubię to określenie, chyba spod Góry Kalwarii, i was do niego mam zamiar przekonać, tak mi dopomóż Bóg!) o jeszcze jednej całkiem już zbielałej i martwej czaszce, która do mojego mentalnego świata całkiem ostatnio dotarła, a która władna jest zainspirować bardzo interesujące i głębokie rozważania. O czym? A o życiu, ludkowie moi, o życiu!

triarius