Pokazywanie postów oznaczonych etykietą prostytucja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą prostytucja. Pokaż wszystkie posty

wtorek, maja 24, 2022

O certyfikowanych mędrkach, kijach i kamieniach

Pewien Certyfikowany Mędrek, jak każdy z pewnością słyszał (bo na tym to właśnie polega), stwierdził był, że: "Nie wie, jakimi środkami będzie prowadzona Trzecia Wojna Światowa, ale z całą pewnością Czwarta za pomocą  kijów i kamieni". Człek się rozgląda dokoła, widzi jak dziś wygląda Pokój, więc to sobie czasem przypomina i wzdycha: "Ach, gdybyż naprawdę to mogło być aż  tak proste! Gdybyż aż tak łatwo dało się ten @#$% Postęp cofnąć!" Człek wie jednak, co sądzić o Certyfikowanych Mędrkach, nie ulega więc tak prymitywnej propagandzie, otrząsa się z takich jałowych marzeń... Wraca do wypełniania druczków, co najwyżej mrucząc pod nosem znaną (niektórym) i jakże prawdziwą sentencję z Jungera.

* * *

Jak już kiedyś sobie rozmawialiśmy, żydowska inteligencja kształtowała się przez stulecia w tych tam chaderach, gdzie młódź musiała talmudycznie wyinterpretowywać (podobieństwo do "wyszczepiać" i "wypłaszczać" nieprzypadkowe!) historyjki w rodzaju tej, jak to patriarcha Abraham prostytuował był swoją żonę (i Matkę Narodu, o dziwo nie egipskiego!) w Egipcie tak, żeby to było wzniosłe i niewinne. (Niebylejaka sztuka, szapoba!)

No i tak mnie przed chwilą przyszło do głowy, że chyba wracamy w te same koleiny, tym razem przymusowo wszyscy, bo na przykład trzeba dziś talmudycznie tłumaczyć maluczkim (będąc nauczycielem czy "rodzicem"), jakim to cudem "they" czy "them", czyli liczba mnoga, może, a nawet musi, się magicznym sposobem odnosić do pojedynczej osoby. O czym nawiasem mówiąc, żadnemu z wielkich anglojęzycznych pisarzy nawet się nie śniło, a drobne 20 lat temu nie śniło się po prostu nikomu.

triarius

środa, listopada 27, 2019

Pełnia człowieczeństwa

Pisać nic od siebie nie mam ochoty, ale kolejny linek mogę wam jednak polecić. Rzecz jest równie słodka, jak ta poprzednia, tylko wymaga mocniejszego żołądka - to stanowczo nic dla ministrantów i cnotliwych dziewic, ostrzegam!

Z drugiej strony dotyczy to jednak kogoś, kogo wielu głosi "najwybitniejszym polskim pisarzem zeszłego stulecia", a nawet mnie, choć nic nadzwyczjnego w facecie nigdy nie dostrzegłem, bawią niektóre jego sformułowania, a bywa i że całe fragmenty. Kto ma dość mocny żołądek i stalowe nerwy, niech jednak zobaczy "skąd przyszliśmy" i jakie przeraźliwe szmbo nas od niepamiętnych czasów zalewa...


To była zasadnicza część naszej  akademii, teraz jeszcze część artystyczna... Otóż uważam, że Rojt w sumie wykonuje b, dobrą robotę, nikt jednak nie jest, widać, idealny... I np. wypuszczając się na odmęty cukrzanej socjologii, gość zdaje się nie mieć najmniejszego pojęcia o tym, jaki los spotykał znaczną część owych wymarzonych przez lud białych kryształków. Chodzi mi o tę Rojta "demaskację":


Ja, który, wraz z kobietą, w "stanie wojennym" wymieniałem cały przynależny nam wtedy cukier na masło (które namiętnie kocham do dziś, by the way), akurat wiem, co ci znajomi z cukru uzyskiwali. A przecież żaden ze mnie socjolog, czy ekspert od prlowskich ekonomicznych... Jak to tam można nazwać. Widać Rojt miał innych znajomych - bogatszych, więc nie muszących się trudnić chałupnictwem? Albo może wprost abstynentów?

triarius

środa, września 12, 2018

Bonmot europejski o wartościach

Prostytutki
To prostytucja, a więc zawód i mogłoby być gorzej.
Niedługo nie da się już wklejać linków, kombinować memów i co tam jeszcze, więc człek musi zacząć sam sobie różne takie rzeczy tworzyć... No więc stworzyłem dla was, ludkowie, nowego bonmota, oto on:

Prostytutka to zawód - Unia Europejska to charakter. (Lub, jak chcą jej mniej lub bardziej bezinteresowni wielbiciele, "pakiet" czy może "bukiet Wartości", ach!)

triarius

wtorek, maja 15, 2018

Że sobie coś luźno...

zaloty
(Co sobie luźno? Popiszemy, Mądrasiński, popiszemy. Sobie. Luźno. Kompletnie nie wiem po co, ale powiedzmy, że to będzie czysta ekspresja.)

No więc, gdybym chciał dawać światu biężączkę, to bym mógł, bo mamy akurat sporo odpowiednich wydarzeń, a ja przecież zdolny nie do takich rzeczy. Na przykład mógłym ci ja P.T. Publiczność poczęstować rubasznością à la Brantôme, a to w związku z tą panią, co to prowadziła działalność gastronomiczną, do której biedaczka dopłacała, więc przestała i się przerzuciła na kurwienie się po Bożemu...

Potrzebowałbym chyba doszkalania ze strony jakichś k*winiątek, bo nijak nie mogę zrozumieć, jak można lepiej zarabiać na działalności, którą co druga, lekko licząc, rodaczka potrafi bez problemu chętnym udzielić, niż na "gastronomii", czyli, bo cóż to by mogło być innego, (excusez le mot) łykaniu, które (o ile nie z czystej tkliwej miłości od course, a nie o tym mówimy) stanowi usługę dla VIPów - ekskluzywną i w normalnej ekonomii dość drogą. (Zaraz... A może to była taka platformiana odpowiedź na 500+??)

* * *

Przechodząc na poziom wyższy, bardziej, jak my to tu mówimy, "meta", oraz mniej rubaszny, moglibyśmy przeanalizować strategię naszej kochanej targowicy, bo wyraźnie, choć ogromna większość jej członków to błazeńscy idioci, ktoś jednak tym dość zgrabnie steruje, tylko mu to wojsko nie staje na przysłowiowej wysokości zadania. Dlaczego tak sądzę? A dlatego, panno Napieska, że na ten przykład widać, jak te platfąsy cwanie zawsze atakują - choćby i na oślep, byle ostro - kiedy coś im, w propagandzie, no bo w czym innym by mogło, chwilowo nie wyjdzie.

Weźmy ten ich "Marsz Wolności". Mocno żałosne przedstawienie, choć dla leminga, także tego "prawicowego", zapewne widoczny gołym okiem wysiłek i (trza przyznać) pewien "profesjonalizm" tego happeningu były argumentami ZA, a nie PRZECIW, jak być powinno. Argumentem ZA, prawdziwym, byłaby właśnie SPONTANICZNOŚĆ, której tam nie dało się znaleźć za grosz. Ale kto to zrozumie, szczególnie w tenkraju?

W każdym razie nadzwyczajnie nie wyszło, ale zawsze da się o tym pogadać w telewizjach, także oczywiście tych "naszych", co to nie mają nic lepszego do roboty, niż w ramach "pluralizmu", dawać głos targowicy i innym obcym agenturom. Jednak tu ich zaskoczono tym tam Gawłowskim, co to miał u siebie autentyczne BORDELLO ("choć nie agencję", hłe hłe!).

Nawiasem, to nie uważam, żeby w tym najgorszą rzeczą i czymś, na co należałoby kłaść, z naszej strony, największy nacisk, były sprawy czysto obyczajowe. Choćby i płatna "miłość". Naprawdę istotne wydaje mi się to kompletne poczucie BEZKARNOŚĆI, ze strony tego @$%^ bydła. Każdy z nas (tak samo jak w przypadku np. Polańskiego czy innego Cohn-Bendita) zgniłby po takim czymś w pierdlu, ale im nigdy nic nie grozi i za parę dodatkowych łatwych tysięcy zrobią wszystko. Wolno im, a poczucie, że tylko im, jeszcze temu dodaje pikanterii. I za to właśnie... Ech!

W każdym razie ta @#$% "opozycja" natychmiast przeszła do wściekłego kontrataku, a "nasi", biedacy, męczą się teraz, żeby samych siebie i drug druga przekonać, że to jednak my mamy rację. Nie-sa-mo-wi-te! Nawet w dzisiejszych spedalonych "normalnych demokratycznych krajach", takie coś wykatapultowałoby daną partię na margines, a tutaj mamy spór jak równy z równym, niemal jak "Polak z Polakiem"... I ci biedni, słabi na umyśle, "nasi" sądzą z pewnością, że tamci nie wiedzą, iż brzydko zrobili, ale dadzą się w końcu przekonać...

Podczas gdy w realu tamci mają rację i prawdę w dupie, tylko jeszcze głębiej, a jedynie podszczuwają swoich najwierniejszych, najgłupszych i z najbardziej ubeckich rodzin, w nadziei, wcale nie takiej płonnej, że w końcu któryś się wystarczająco wkurwi i załatwi tego cholernego Kaczora... Albo ktoś z naszych coś jakiemuś lemingowi czy prawdziwej targowickiej szui coś zrobi i będzie można... I się zacznie! Jednak nasi intelektualiści oraz czarodzieje od mediów nigdy na takie coś nie wpadną i będą nas nadal karmić ckliwymi pierdołami. Dlaczego? Bo to przecież Polska - tu nie może być inaczej!

* * *

Przyjechał Orban i m.in. rzekł to, co Pan T., w opozycji do K*winów tego świata, mówi od lat. Czyli że to nie demokracja jest problemem, tylko właśnie liberalizm! "Demokracja" to ogromnie pojemne pojęcie, to takie przeogromne majtasy, w które można włożyć masę całkiem różnych rzeczy i dowolnie to ukształtować, choć idea "woli ludu", "dobra ludu", "suwerenności", jest tam jak najbardziej zawarta, jeśli to ma być coś autentycznego, demokracja znaczy, a nie takie kłamstwo (liberalne właśnie!), jak nam ostatnio @#$%$ elity stręczą.

I nie ma co się zgrywać na taniego arystokratę z sygnetem z sopockiego Podjazdu! "Senatus Populusque Romanus", na przykład, to wyraz "suwerenności ludu", obok suwerenności Senatu oczywiście, a twarda rzeczywistość była taka, że rządziła ścisła oligarchia, tyle że (do czasu) szczerze wierząca, iż realizuje Ludu (ach!) dobro i Ludu (ach!) szczere wartości. Więc proszę mi tu nie stręczyć bredni, że wznioślej być "poddanym", niż "obywatelem", bo ja tam niczyim "poddanym" nie jestem i być nie zamierzam, a już na pewno nikogo takiego jak rodzina obecnie tam w UK miłościwie panująca, o Regentach Januszach I K*winach nawet nie wspominając!

W feudaliźmie taki wasal dobrowolnie (przynajmniej formalnie tak to rozumiano) składał suzerenowi hołd i mógł w różnych przypadkach, zarówno liczyć na jego pomoc, jak i wypowiedzieć mu ową podległość.

W każdym razie, tak sobie dziś myślałem, że, czego chyba Spengler nie przewidział (albo się mylę, Amalryk pomóż!), mamy teraz taką sytuację, że jedni są za LIBERALIZMEM - który wcale nie polega na tym, że "jest wolność", tylko stanowi on całkiem spójny, żeby nie rzec "totalny", splot poglądów, odziedziczonych po Oświeceniu, który do rzeczywistości ma się słabo, do wolności, jak się to z każdym dniem mocniej okazuje, nijak, i który jest raczej - jak to także Orban właśnie oznajmił, zapewne nie po raz pierwszy - największym dzisiaj wrogiem demokracji.

No i jedni są za tym, a drudzy za tamtym. W Grecji w wieku VI i V przed Chrystusem demokracje zaczęły emitować z siebie "silnych ludzi", czyli w sumie dyktatorów. Grecy nazywali ich "tyranami", ale po grecku nie ma w tym określeniu nic specjalnie negatywnego - po prostu "basielus" to był taki król bardziej sakralny, od tych Heraklesów, co ich po jakimś czasie baby składały w ofierze, o czym sobie już (choć nigdy tego dość!) pisaliśmy. Grecy nazywali później rzymskich cesarzy "basileus", czyli "król", a w Rzymie stoicy nie stosowali tego określenia, widać zbyt religijnie naładowanego, tylko pluli na "tyranów", i tak zostało.

W każdym razie dzisiaj LIBERALIZM to już wprost dążenie do globalnej wszechwładzy nielicznej "oświeconej elity". Rzecz totalnie wroga nie tylko wszelkiej autentycznej demokracji, ale nawet - jak to Pan T. wielokrotnie próbował wam tłumaczyć - nawet samej ludzkiej naturze, którą te @#$% wyewoluowują, całkiem niestety skutecznie, w jakieś kastrowane prawcowite i podskakujące do rytmu mrówki.

Po drugiej stronie są ci, którzy liberalizm ze wstrętem odrzucają, tysiące razy woląc jakąś tam formę DEMOKRACJI, choćby z udziałem tych (greckich i bez głupiego wartościowania) "tyranów". No i tak to się teraz dzieje, a dla Szpęglerysty byłoby oczywiście interesującym jakoś to przeanalizować w szpęglerycznych kategoriach, z fajnymi historycznymi paralelami...

Jedak ŻYCIE, jednak HISTORIA, są ważniejsze i bardziej pierwotne od najmędrszej nawet książki, więc to będzie tylko intelektualne ćwiczenie dla nałogowych szpęglerystów, bo przede wszystkim jednak powinniśmy się skoncentrować na nich, i na samej tej walce. Ze wszystkim, co z tego wynika, lub raczej - żeby to bojowe wezwanie dostosować do możliwości współczesnych - zastanówcie się może łaskawie, ludkowie rostomili, i zdecydujcie: jak chcecie, żeby (o ile w ogóle) żyły wasze ew. przyszłe prawnuki. Dixi!

triarius

P.S. Bonmota nawet dzisiaj dla was, ludzie, wymyśliłem: "Polityka HISTERYCZNA? Nie, serdeczne dzięki, ale nie!"

wtorek, marca 31, 2015

Coś na ząb dla feministek wszystkich płci (tych bardziej i tych mniej oficjalnych)

Taka myśl mnie właśnie przed chwilą naszła...

Jeśli wiadomo co jest "nastarszym zawodem świata" - to czy nie po prostu dlatego, że to nie jest żaden "zawód", tylko naturalny stan rzeczy? Może nawet nie jedyny możliwy, zgoda, ale absolutnie naturalny.

I czy (wychodząc tu poniekąd na poziom meta) traktowanie wszystkiego w liberalno-marksistowskich kategoriach "zawodów" to nie jest aby lekkie zboczenie?

triarius

P.S. Kiedy facetowi brakuje pięciu centymetrów, kupuje sobie czerwone Ferrari. Kiedy mu brakuje piętnastu, zostaje feministką. (Stare, nasze własne, ale wciąż genialne. ;-)

piątek, października 03, 2014

Znowu o schyłku Zachodu, ale na odmianę lekko i figlarnie

Alistair Crowley wynajął kiedyś dla siebie i swojej trzódki dom w jakiejś zabitej deskami szkockiej wsi. Szybko zaczął się tam jednak nudzić... (Widocznie nawet analny seks ku czci Belzebuba może się przejeść, jeśli ciągle ogląda się te same gęby. You live and learn!) Żeby się rozerwać pisał więc listy do prasy, a w każdym skarżył się na "dokuczliwy problem prostytucji". Że niby w tym właśnie, odludnym miejscu.

Brać dziennikarska oczywiście nie mogła sobie za bardzo wyobrazić tej masowej i ostentacyjnej prostytucji w sielskim i znanym z kalwińskiej moralności regionie i w końcu postanowiono to sprawdzić naocznie. Do wiochy oddelegowano reportera. Prostytutek nie znalazł, a kiedy zgłosił pretensję do autora owych listów, otrzymał odpowiedź, że "prostytucja w tej miejscowości jak najbardziej jest problemem - przez swoje nieistnienie".

Historyjka dość zabawna, ale też bez przesady. Sam Crowley to dość ciekawy gość, a kiedy niedawno Adaś ujrzał w książce jego zdjęcie, nie mógł uwierzyć, że to nie mnie widzi. Z czego wynika, że gość był męski, przystojny, a jego twarz tryskała inteligencją. Mógłbym wiec tę anekdotkę przytoczyć tylko po to, by was o moich zaletach w subtelnej formie poinformować... Jednak to nie to!

O co więc chodzi? Chodzi o to, że ta historyjka przyda nam się, żeby w lekkiej, anegdotycznej formie napisać sobie coś o tym nowym stadium upadku Zachodu, którym jest tzw. "Państwo Islamskie" i co z tego wynika. Dlaczego mielibyśmy o czymś takim pisać lekko i w anegdotycznej formie? A dlatego choćby, że ja już oczy niemal wypłakałem nad tym, że miliony oszalałych lemingów, szczutych przez gromadę degeneratów, ciągną nas wszystkich w przepaść, i zdaje się na to nie być ratunku.

Płakałem, płakałem, aż sobie wreszcie przypomniałem sentencję, że "śmiech jest płaczem mędrca". I postanowiłem o tym, a szczególnie o jednej związanej z tym sprawie, która ostatnio wydała mi się niezwykle wprost ważna, napisać. Mamy więc to państwo islamskie. Jako państwo, zgoda, in statu nascendi, ale jako problem - absolutny gigant. Robi się na nie naloty, a tu się własnie okazuje, że mimo nalotów ich siła militarna się nie zmniejszyła, i że oni potrafią skutecznie dostosować swoją taktykę do zmieniającej się sytuacji.

Słyszałem to przed chwilą od militarnego eksperta na francuskiej telewizji. No a już od jakiegoś czasu na tych różnych amerykańskich telewizjach, oraz na BBC, słyszę, że to jest sprawa na lata. Sam Obama w swoim niedawnym przemówieniu to też stwierdził. Mówimy w tej chwili o tamtych regionach tzw. Syrii, tzw. Iraku, wkrótce tzw. Libanu... Itd.

A przecież, w dłuższej skali czasowej - gdzie naprawdę jest zasadniczy problem Zachodu związany z całą tą sprawą? Oczywiście w tym, że na Zachodzie - przede wszystkim zaś w Europie - są już miliony muzułmanów. Tak? Jasne, sporo z nich, zapewne większość - DZISIAJ - to spokojni ludzie, akceptujący miejscowe obyczaje i prawa.

Jednak tacy np. Amerykanie w czasie drugiej wojny światowej po prostu internowali swoich obywateli pochodzenia japońskiego - chyba nie wszystkich, ale przynajmniej w Kaliforni, gdzie mieszkali we względnie sporym zagęszczeniu. Potem się tego wstydzili, bo np. dziewczynie nie dano skończyć studiów, więc jej w czterdzieści lat później dali dyplom honorowy... Typowy cyrk w amerykańskim stylu, ale to nie zmienia faktu, że problem jest poważny.

Zarówno, zgoda, moralny problem traktowania własnych obywateli, którzy nic złego nie zrobili, jak i problem taki, że ci Japończycy, mogliby jednak, niektórzy, poczuć się do solidarności ze swoją poprzednią ojczyzną. Czemu, z jednej strony, trudno się aż tak dziwić, a z drugiej mogłoby to stworzyć spore problemy dla Amerykanów.

No i my teraz mamy te miliony... (Nie Polska na razie, ale, z tego co słyszę, chcą nam ich tutaj też wpakować. Myśmy ich nie podbijali, nie kolonizowali, nam też oni nie rozkręcali powojennego boomu - ale teraz wszyscy musimy być oczywiście solidarni... Nóż się w kieszeni otwiera! A co tu gadać o islamskiej młodzieży w slumsach Tuluzy czy innego Brighton?)

Mamy więc te miliony, mamy tę młodzież, która już - o ile się ogromnie nie mylę na temat przyszłości "kapitalizmu" - nigdy żadnego prawdziwego boomu nie doświadczy, której narzuca się przemocą (choć nie tak silnie jak nam, zgoda) różne obłędne żędery, "równouprawnienia" i "tolerancje"...

No i, jeśli TO nie jest bomba z (nieco tylko) opóźnionym zapłonem, której coraz bardziej intensywna inwigilacja (wszystkich przecież, nie tylko islamistów) na pewno nie zatrzyma - to ja się zupełnie na niczym nie znam! Mógłbym ten temat jeszcze rozwijać do rozmiarów książki, ale każdy sam powinien łatwo dojść, jakie są te przyszłe zagrożenia i jak ta cała ponura sprawa wygląda, a my tu mamy jeszcze to zgrabnie zakończyć, powrając do naszej początkowej historyjki o słynnym sataniście.

Otóż, z mrowia wydarzeń i wypowiedzi związanych z "Państwem Islamskim" (żeby już Putina zostawić na boku, choć to też tu przecież swoje robi), najbardziej wryło mi się w pamięć jedno... Którego właściwie wcale nie było. Całkiem jak prostytutek w tamtej wiosce u Crowleya. I właśnie dlatego wydało mi się to aż tak ważne. Paradoks godny Cycerona - "milczą, ale przez to tym bardziej krzyczą, ach!"

Otóż jakiś tydzień temu jakiś ważny paryski muzułmański duchowny - szef najważniejszego meczetu we Francji, jak kojarzę - wezwał muzułmanów do demonstracji przed tym meczetem, przeciw "Państwu Muzułmańskiemu", i w ogóle tym tam brzydkim przejawom islamu. (Czy też tego, jak głoszą niektórzy, co nam się jako islam wciska, choć nim wcale nie jest, bo naprawdę do religia pokoju itd. Ach!)

Trąbiono o tej demonstracji - że ma być znaczy - sporo, a potem okazało się, że zebrało się, wedle OFICJALNYCH INFORMACJI tych telewizji, które nawoływały i które nam o tej religii pokoju pilnie opowiadają, KILKASET osób, i to, jak te telewizje podały, "nie tylko muzułmanów".

Pokazywano też przez parę godzin w dziennikach migawki z tej demonstracji, i proszę mi wierzyć, że tak żałosnego "robienia tłumu", z tak żałosnym w dodatku skutkiem, nie ogląda się nawet w telewizjach PRL bis. (W każdym razie nie oglądało się AŻ tak żałosnych parę lat temu, bo teraz już i tak bym nie wiedział, jako że nie oglądam takich telewizji.) Na moje oko tam nie bylo nawet tych kilkuset ludzi, a zresztą, co to za różnica?

Demonstracje w sprawach ekonomicznych czy socjalnych, albo przeciw pedalskim "ślubom", potrafią zgromadzić pół miliona uczestników. A tutaj? Zpośród milionów francuskich muzułmanów, w dość w końcu naturalny sposób przez ludzi łączonych - w końcu życie to nie piękna bajka i tak to działa - z obcinaniem głów i całą resztą... Kilkuset. Góra. Reszta, której nie chciało się - z jakichś powodów, można by długo próbować je rozgryźć - się odciąć...

Tak więc czysty taniec na wulkanie, jeśli mnie spytać. Z tymi muzułmanami na Zachodzie, co to rzekomo... Dla mnie to właśnie najważniejsze polityczne wydarzenie ostatnich dwóch tygodni, co najmniej. Wydarzenie, o którym z pewnością nikt z was nawet nie słyszał. A czy o owych ruralnych szkockich prostytutkach z listów Crowleya do prasy ktoś słyszał? No to właśnie! Udało nam się więc napisać lekki i zwiewny tekst na poważny temat? Jeśli tak, to jeszcze Zachód nie zginął - tylko przeniósł się do Polski! I tak trzymać!

triarius

P.S. A teraz, żeby ten efekt podtrzymać, idźcie sobie na YouTube'a i posłuchajcie sobie Koronacji Poppei (Incoronazione di Poppea) i/lub Orfeo. Niejakiego Monteverdiego. To nie jest jedyny "nasz" kompozytor, ale z nim zawsze dobrze traficie, więc na razie on wam wystarczy.

niedziela, lutego 14, 2010

Szalom spacyfikowany? (i inne takie)

(Nie cieszcie się antysemici, to nie o to chodzi! W każdym razie nie całkiem o to. ;-)

Przyznaję, że do niedawna, mimo dość ambiwalentnego doń mego stosunku, z zainteresowaniem czytywałem teksty publikowane na blogowisku szalom24. (Oficjanie salon24.pl, gdyby to komuś było do czegoś potrzebne.) Masa porządnych, dobrze i sensownie piszących ludzi została stamtąd wykurzona, ale długo jeszcze była tam do czytania największa ilość interesujących tekstów zebranych w jednym miejscu, z całej rodzimej sieci.

W końcu coś się jednak chyba zmieniło... Bo i zmienić się po prostu musiało - to była tylko kwestia czasu. Sam tekstów lewizny i różnych lewackich (są inni?) hunwejbinów, obcych agentów, najemnych propagandzistów z czterech stron świata i folksdojczów na etacie nie czytałem... Starcza mi rzut okiem na ich komentarze pod tym, co piszą inni. Jednak, mimo świadomości tej mojej "zwichrowanej optyki", trudno było uniknąć wrażenia, że na szalomie - mimo wieloletnich zabiegów właścicieli i zarządzających - wciąż szeroko pojęta IV RP (żeby tak to umownie nazwać), patriotyzm, prawicowość i poparcie dla PiS dominowało. Wystarczyło uświadomić sobie różnice w ilości i poziomie komentarzy z obu stron barykady.

I to oczywiście było solą  oku, cierniem w boku, złotym kolcem w pysku świni, dla obecnie nami rządzących (cieciów u bauera i chłopców na zagraniczne posyłki). Obecnie na SG szalomu dzieje się niewiele, te same teksty pozostają tam całymi dniami, w dodatku większość z nich mało interesująca...

Powiadam, z jednej strony ogromna szkoda - no ale czego mogliśmy się niby innego spodziewać? Z drugiej strony rodzaj satysfakcji, bo za upadkiem poziomu szalomu musi przecież przyjść jego porażka czysto komercjalna. (I spadek prestiżu dla jego właścicieli.) A oni przecież sami tego chcieli, łasząc się do bauerskich cieciów i podwórzowych piłkarzyków. (O produktach żywnościowych pierwszej potrzeby nie wspominając.)

Poszedłem sobie na szalom tej nocy (przed chwilą byłem tam znowu, przyznaję, zbierając twarde fakty do tej notki) no i naprawdę ogarnął mnie smutek. Wziąłem sobie potem i poszukałem w ichniej wewnętrznej wyszukiwarce paru znajomych blogerów, których jeszcze o pisanie w szalomie podejrzewam... No i znalazłem naprawdę znakomity tekst!

Tyle że... Wiecie, gadkę o tym, że "wyjątek potwierdza regułę", słyszy się na każdym kroku, i przeważnie mówiący używają tego ryzykownego zwrotu całkiem bez sensu. Tym razem jednak TO CHYBA JEST TO!

Znalazłem tam tekst mojego wirtualnego znajomka (z którymśmy nieco ostatnio jakby mniej wzajemnego iskania i pocierania nosami, ale nadal z kurtuazją i szacunkiem drug do druga). Tekst moim zdaniem znakomity. Tekst świadczący moim skromnym o prawdziwym talencie w dziedzinie intelektualno-humorystycznego pisania z głębią.

Co ja będę zresztą nawijał - oto linek: http://hrponimirski.salon24.pl/151730,historia-pewnej-ustawy-czyli-deliryczny-sen-mira. No i ten tekst - tutaj właśnie stosuje się gadka o wyjątku potwierdzającym regułę - napisany trzy tygodnie temu, ma do obecnej chwili JEDEN krótki (choć entuzjastyczny) koment. Widać nie zagościł zbyt długo w żadnym prominentnym miejscu na SG szalomu. Jeśli w ogóle.

Przy takim podejściu, przy takim ocenianiu wzajemnej wartości tekstów i autorów, trudno się dziwić, że szalom utonie. Trudno się także tym przesadnie martwić, choć z drugiej strony bardzo brzydkim ludziom bardzo na tym od bardzo dawna zależało. Więc jednak trochę szkoda. Tyle że... Czegośmy się ludzie właściwie po szalomie spodziewali?

Zabawne przy tym wszystkim jest to, że wraz z większością fajnych prawicowych czy patriotycznych blogerów, z szalomu jakoś dziwnie znikła - a w każdym razie znikła z SG, co niemal na jedno wychodzi - większość profesjonalnej czy semi-profesjonalnej ohydy: różnych Barburów, Sadurskich, foksdojczów w rodzaju Amsterna... Ja przynajmniej tego towarzycha tam tyle co kiedyś nie dostrzegam. Widać już nie warto im tam pisać, pewnie to już nie jest takie miejsce, gdzie by było warto. (Ciekawe, swoją drogą, gdzie się przeniosą? Gdzie będzie teraz warto?)

Nawet tego przedziwnego psychiatrycznego curiosum, jaki stanowiła namiętna (żeby to łagodnie określić) zwolenniczka Platformy, niejaka RRK, też tam ostatnio nie oglądam. Powie ktoś "Rycho, Zbycho... Zdzicho... Donaldo... no i Rosół..." No dobra, ale przecież Platformie rośnie! A tej pani nie takie platformy problemy nie spędzały snu z powiek i nie zmniejszały jej platformianej namiętności! Naprawdę są rzeczy na niebie i ziemi, o których się nie śniło!

* * * * *

"Konserwatywny liberał" to zabawny jegomość, który będzie was z emfazą przekonywał, że bez całkiem swobodnego obrotu uranem, plutonem, heroiną, crackiem, oraz prawnej ważności kontraktów zaprzedania się w dożywotnią niewolę, wszyscy jesteśmy niewolnikami totalitarnego państwa, a jednocześnie domaga się magna voce prohibicji na komercyjne wykorzystanie własnego tyłka.

* * * * *

Jeśli ktoś jest odporny na leberalne, a nawet czasem lewackie, w(s)tręty, to szczerze polecam książkę niejakiego I. F. Stone'a "Sprawa Sokratesa". Tych w(s)trętów jest tam sporo, ja na nie wyraźnie mało odporny, ale ta książka jest na tyle interesująca, że mimo w(s)trętów naprawdę warto ją przeczytać. Oraz przemyśleć i, da Bóg, przedyskutować z kumplami. (Kuman, to do Ciebie!)

Zostało to po polsku wydane w roku 2003 przez firmę Zysk & Ska. (Oryginał wyszedł w roku 1988.)

Jest tam sporo nie tylko o historii starożytnej, ale także materiał do przemyśleń na temat polityki, państwa, ludzkiej natury, filozofowania... Naprawdę niezła rzecz, mimo, czasami denerwującego, lewicowego leberalizmu autora, którego on bynajmniej swym czytelnikom nie oszczędza. Gość jednak jest intelektualnie, mimo wszystko, uczciwy i niegłupi.

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

wtorek, sierpnia 18, 2009

Nie uiścił... Nie uiścił...

Poniższą piosneczkę dedykuję min. Gradowi i całej wesołej gromadce premiera Tuska:




triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

poniedziałek, listopada 19, 2007

Nie zapominajmy o Biłgoraju!

Będzie o tym całym Biłgoraju, nie bujta się ludzie, ale będzie i o innych sprawach. Nawet przed Biłgorajem. Jeśli komuś na Biłgoraju akurat najbardziej zależy (ma tam babcię? a gdzie to w ogóle jest?), to całą resztę może sobie potraktować jako bonus.

A więc - pajechali riebiata! Wpieriod!


* * *

Kiedy tylko pomyślę o polskiej polityce zagranicznej pod władzą Platformy "Obywatelskiej", zawsze mi się przypomina pewien rysunek Andrzeja Mleczki, którym widział kilkanaście lat temu, zaraz po powrocie z wychodźctwa, kiedym jeszcze z tej transformacji i w ogóle III RP niewiele rozumiał. Na rysunku była "Szkoła Wdzięku". Nie wiem, czy dużo takich istniało w III RP w tamtych czasach, jeśli tak, to chyba większość poznikała. (Ale np. w Rosji tego rodzaju przedsiębiorczość, z tego com słyszał, cały czas kwitnie.) No więc stoi sobie na tym rysunku stadko młodych i atrakcyjnych kobietek, a prowadzący zajęcia mówi do nich z katedry: "Na raz, uśmiechamy się. Na dwa, zdejmujemy majtki."

Ten dowcip Mleczki jest dla mnie wciąż nieprawdopodobnie śmieszny, ale jego ścisły związek z obecną sytuacją mojego kraju już znacznie mniej. No, ale przecież Polska jest brzydką panną, więc... Więc co właściwie? Chyba to, że samo zdjęcie majtek sprawy może nie załatwić. Trzeba będzie jeszcze dopłacić.


* * *


Niedawno opinię publiczną poruszyła sprawa miasta Pułtuska, które, zdaniem wielu, powinno zostać awansowane na Całytusk, albo może po prostu na Tusk (fanfary, werble, chóry starców zawodzą). No nie wiem! Czy Pułtusk sobie na taki awans zasłużył? Kto tam w ogóle rządzi? Jak tam głosują? Ile procent dostało wszelkie oszołomstwo i eurosceptycy? Pułtusk, takie jest moje zdanie, musi sobie najpierw na taki awans zasłużyć. W końcu być połową Premiera to też nie w kij dmuchał, prawda? Więc nie oczekujcie cudów, mieszkańcy i kibice Pułtuska - weźcie się zamiast tego lepiej sami do roboty i zróbcie tam u siebie porządek! Wtedy się zobaczy.

No dobra, Pułtusk mamy na razie z głowy, ale ja nie o tym właściwie. Ja bowiem odkryłem inną sytuację, poniekąd podobną, a jednak całkiem inną. Odkryłem miasto, i to nie jakieś całkiem nieznane miasto, mające płodną w rozliczne wspaniałe możliwości nazwę, ale także, z drugiej patrząc strony, nazwę, która po prostu taka jak jest zostać nie może! Każdy dzień z tą nazwą oddala nas, zamiast przybliżać, od europejskich standardów, drugiej Irlandii, i wszystkiego, co nam bliskie!

No bo proszę się wsłuchać w brzmienie takiego oto słowa... Biłgoraj. Jeszcze raz? Biłgoraj. Powtarzam: BiłGoRaj. Bił - go - Raj, przecież! Jeszcze nic? Nie wierzę! Ktoś kogoś tutaj bił. Wprawdzie "go", a nie "ją", bo by było jeszcze znacznie poważniejszą sprawą ("bo zupa była zbyt słona"), ale i tak bicie - "jej" czy "go" - mamy już dawno za sobą... A przynajmniej od 21 października. I nie ma doń powrotu!

Poza biciem, co my tu jeszcze mamy? Ano mamy coś, co się może kojarzyć i z cudem, i z drugą Irlandią, i z wejściem Polski do Unii Europejskiej. Prawda? Jakie to proste, jak ktoś już pokaże. Ale samemu aż tak łatwo zauważyć to nie jest. Od tego właśnie są autorytety i dziennikarze. Zapamiętać!

No więc należy szybko sprawdzić, kto rządzi w tym całym - ostatni raz wymówię to słowo, i, jak za każdym razem, z należytym wstrętem - Biłgoraju. Czy aby koalicja PO-LiD. I jak tam traktują oszołomstwo. Jeśli wszystko jest w porządku, to ten cały... Raj, powinien już od jutra, najdalej zaś od nowego tygodnia, stać się Tuskorajem. (Czy tak trudno było na to wpaść? Teraz już nie, prawda? No to teraz do roboty i szukać nowych miejscowości do słusznego przerabiania!)

* * *

Załapali się nasi chłopcy do tych tam Mistrzostw Europy w Kopaniu Piłki. I dobrze. Ale w samych tych mistrzostwach będzie zapewne tak, jak przeważnie bywało. Czyli że nasi chłopcy dostaną "z honorem" w dupę od Niemców, z czego ludzie odpowiednio światli będą się cieszyć podwójnie - bo to i "z honorem" (a tutaj to ryzykowne słowo daje się jeszcze czasem zastosować bez zmarszczenia postępowych brwi) i jednak znamy swoje miejsce, bo Naszemu Wielkiemu Przyjacielowi jednak nie podskoczyliśmy.

Istnieje jednak ryzyko, że nasi chłopcy dostaną w dupę od jakiejś innej drużyny, nie takiej ze "starej Europy", tylko jakichś tam Czechów (jeśli ci się załapali, ale chodzi tylko o przykład), czy innych takich nie-całkiem-cywilizowanych. To by nie było idealną sprawą, w końcu mamy teraz rządy jak trzeba i lepiej, by z takim byle kim nasi chłopcy wygrywali. Prawda?

No więc, rozwiązaniem które mogłoby być może zmaksymalizować naszą szansę na to, że z kim trzeba wygrać wygramy, a z kim trzeba "z honorem", ale jednak przegrać - przegramy - byłoby przyjęcie przez naszą drużynę nowej wersji godła państwowego. Takiego mianowicie, jakie zaprojektował mój gdański rodak Lach+ kulturowy rębajło urzędujący w salonie24. Oto jakiego:



(Tam też sporo innych fajnych obrazków na czasie.) Prawda że cudo? I optymistyczne. I wesołe. I nieprzesadnie nabrzmiałe jakimś takim całkiem serio patriotyzmem, nie mówiąc już jakąś - tfu! - ksenofobią. Oczywiście dwanaście gwiazdek też by się przydało na tych koszulkach naszych chłopców gdzieś umieścić. TO by ich dopiero zmobilizowało! Ale z drugiej strony, nie zapomnieli by, że są brzydką panną. I Europejczykami - prawie-Irlandczykami. A to też przecież jeszcze ważniejsze od jakichś tam zwycięstw!

I to by było na razie na tyle.

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.