Wbrew temu, co głoszą niemal wszyscy szemrani mędrcy i co się nam od niepamiętnych czasów wmawia, z "kapitalizmem" nie wszystko jest całkiem tak znowu cudnie. Oczywiście, przyrost bogactwa w krajach "rozwiniętego kapitalizmu", mierzony kursami giełdowymi, jak wynika z oglądu sięgających wiele lat wstecz wykresów, jest około dwukrotnie większy, niż gdzie indziej.
To jednak nie jest całkiem tak proste do interpretacji, jakby się na pierwszy rzut oka wydawało. Z jednej strony - fakt, nawet te mniej rozwinięte części świata, te gdzie "kapitalizm" (dotychczas?) nie rozkwitł, także są pod jego wpływem. Ten wpływ zapewne ma swoją składową pozytywną, czyli że "kapitalizm" gdzie indziej dodatnio dodatnio wpływa na rozwój gospodarczy tych mniej "skapitalizowanych" regionów...
Ale, kiedy się nad tym chwile pomyśli, zdaje się także mieć znaczącą składową negatywną. Czyli - jak bardzo by to różnym rynkowym liberałom nie zalatywało marksizmem - jednak wyzysk, jednak spychanie całych krajów i całych regionów do roli jedynie dostawcy surowców, taniej siły roboczej, plus roli rynku zbytu. Przykładów na to jest multum, także z rodzimego podwórka i z ostatnich lat. (Np. zamordowanie polskich stoczni, przy podtrzymywaniu przez państwo stoczni w silniejszych krajach.) Tak że tutaj trudno coś ocenić i ta ocena będzie z pewnością zależna głównie od temperamentu i ideologicznych przekonań.
Co do kursów giełdowych, które, z tego co wiem, stanowią najwygodniejszy i chyba najczęściej stosowany miernik długoterminowego rozwoju tych państw, w których giełdy działają, to tam też jest nieco ciekawych aspektów. Na przykład zawsze mnie śmieszy fakt, że w tego typu wykresach, jak i w wynikających z tego wnioskach, nigdy niemal nie uwzględnia się inflacji.
W tzw. "analizie technicznej" (czyli przewidywaniu przyszłego ruchu kursów giełdowych na podstawie danych z przeszłości) tego się z reguły nie robi, ponieważ teoria głosi, że to całkiem niepotrzebne komplikowanie sprawy. I w porządku! My jednak nie mówimy o analizie technicznej, tylko o tym, czy ktoś, kto np. kupił sobie akcje IBM ćwierć wieku temu, albo powiedzmy komplet akcji z WIG20, i potem sobie je sobie po prostu trzyma, rzeczywiście zarobi przez ten czas tyle, żeby było o czym pisać do domu z kolonii. No i okazuje się, że często nie byłoby o czym pisać, a po uwzględnieniu inflacji, to już zupełnie.
W ogóle - choć ja tym razem nie o tym, bo temat jest ogromny, a cierpliwość bloga i moja własna ograniczone - dałoby się z sensem argumentować, że bez podbijania nowych rynków (w sensie choćby czysto ekonomicznym, choć to w praktyce wcale nie jest w takim podbijaniu wszystko)... Bez narzucania słabym, czyli przeważnie nowym adeptom kapitalistycznej und rynkowej gospodarki, własnych reguł gry, które dla nich są o wiele kosztowniejsze i w praktyce zmuszają ich do finansowania bogatych...
Bez pauperyzowania mas nawet i własnych społeczeństw (co do społecznej świadomości przedostaje się stosunkowo słabo, a to skutkiem takiej a nie innej sytuacji w mediach i gdzie tam jeszcze)... Bez wojen, które likwidują stare, pozwalają "zaczynać od nowa" i ogromnie sprzyjają postępowi technicznemu (a w ostatnim stuleciu także "Postępowi" w ogóle, z "równouprawnieniem" na czele)... Itd., itd., z tym cudownym wpływem "kapitalizmu", choćby tylko na rozwój gospodarczy, może nie być całkiem aż tak cudownie, jak się wydaje.
Nie mówiąc już oczywiście o imponderabiliach - sprawach mniej łatwych do analizy, mniej rzucających się w oczy, niż wykresy giełdowych kursów i liczby PKB. Całkiem nie potrafiłbym odrzucić tezy, że "kapitalizm" ma zgubny wpływ na praktycznie wszystko co wzniosłe - od smaku i stylu, po odwagę i przedsiębiorczość (!). Że promuje, na nieco dłuższą metę, wulgarność, konformizm, obłudę.
Nie to, żebym był jakimś wprost wrogiem "kapitalizmu". Nie jestem nim, tak samo zresztą, jak nie jestem wrogiem ząbkowania, pokwitania, czy przekwitania. Cieszę się nawet, że ząbkowanie i pokwitanie mam za sobą, a przekwitania spróbuję uniknąć i chyba mi wolno. Nieco podobnie z "kapitalizmem". Totalna władza WIELKIEGO kapitału (bo przecież trza być idiotą, żeby widzieć w tym władzę drobnych przedsiębiorczych!) ma swoje zalety i wady. Jak wszystko. I oznacza m.in., że akurat nie ma władzy czegoś innego, np. gołej przemocy.
Władzy czegoś, co mogłoby być lepsze, albo gorsze. Tyle że tej fazy i tak nie udałoby się naszej zachodniej cywilizacji (która dziś praktycznie ogarnęła cały świat) uniknąć, więc o czym tu gadać. Z drugiej strony, ogarnęła, ale i przeminie. Co wcale nie musi być powodem do radości, a może być nawet bardzo smutne. Swoją drogą, jeśli w "kapitaliźmie" rzeczywiście jest sporo z finansowej piramidki - to czy coś w tym dziwnego, że weselej jest, kiedy ta piramidka się jeszcze kręci, niż kiedy już padła i większość uczestników wyje z żałości?
W końcu przekupywanie mas - choćby na ich własny koszt i przy intensywnym (również na ich koszt zresztą) ich ogłupianiu - bez trudu można uznać za rzecz jednak milszą od otwartego i brutalnego totalitaryzmu. A takie coś, jak mi się zdaje, czeka za progiem, podczas kiedy "kapitalizm" na naszych oczach wydaje przedostatnie tchnienia.
Odetchnęliśmy sobie, a przynajmniej chciałbym tak to widzieć, przez chwilę od plucia na "kapitalizm", ale jeszcze powinniśmy wspomnieć tu jedną jego istotną wadę. Którą już w przekicie wspomnieliśmy: Otóż "kapitalizm" to (o czym przed chwilą sobie pokrótce wspomnieliśmy), z definicji niemal, ekonomiczna PIRAMIDA.
I tutaj mamy różności - od "dyskontowania przyszłości" rynków finansowych (b. w istocie zbliżonego, gdy spojrzeć na nieco wyższym meta-poziomie, do istoty REALIZMU SOCJALISTYCZNEGO!); po reklamę, gdzie człek kupuje niemożliwe do zrealizowania marzenia, żeby dostać kolejny gadget, kolejną różową golarkę do części intymnych... Która w żaden sposób go nie uszczęśliwia, więc rozgląda się za nową reklamą, gwarantująca mu tym razem pełnię szczęścia... Itd.
No i kredyt. Tylko że śmieszne jest plucie na kredyt, jego powszechność, jego skalę... Skoro to właśnie jest motorem całej tej gospodarki, którą tak wychwalają ci sami ludzie, którzy chcieliby kredyt i wirtualny pieniądz zastąpić takim czy innym żelastwem. Choćby było żółte i się nazywało "złoto". Nawoływanie, by odstąpiono od "wirtualnego pieniądza" to, w skali krajów, coś takiego, jak nawoływanie, żeby nie dawać się nabrać na "spirale kredytowania" i "bańki spekulacyjne".
Sorry, ale to tak niestety nie działa! Jeśli mam małe przedsiębiorstwo i b. napięty budżet, ale za to sporą konkurencję, to nie mogę sobie pozwolić na dużo więcej ostrożności w kwestii kredytów i ryzyka "bańki", niż moi konkurenci! Zgoda - oni się na tym przewiozą za lat 5, 10 lub 15. Ja jednak, starając się być cwańszy, przewiozę się na tym o wiele wcześniej. Bo, po prostu nie wytrzymam konkurencji.
Tośmy sobie zrobili panoramiczny przegląd, praktycznie nie dochodząc nawet do istoty tego, o czym chciałem dziś pisać. A pisać chciałem o złocie. Które dla korwinicznych chłopiąt spod trzepaka stanowi jedyną słuszną walutę, a powrót do niej uleczyłby wszystkie problemy świata.
Ktoś kiedyś mądrze rzekł, że: "Każdy skomplikowany problem ma jedno proste rozwiązanie, i to rozwiązanie jest zawsze, bez wyjątku złe". (A Pan Tygrys dodaje, że: "W przypadku korwiniąt i innych świrów jest także po prostu błazeńsko idiotyczne".) I tak właśnie tu mamy. Sporo by można, i sporo by należało, pisać o tym, ILE w istocie warte jest złoto, z czego wynika jego wartość, i jak to się ma do, powiedzmy, bogactwa poszczególnych krajów.
Wspomnielibyśmy sobie przy tym Johna Law, faceta który kręcił francuską ekonomią na początku wieku XVIII... Co się zakończyło efektowną katastrofą... I w dodatku zgodzę się, że spowodowaną w znaczniej mierze głupimi "ingerencjami państwa". (TAKI jestem wolnorynkowy!) Co nie zmienia faktu, że Law był genialny, że od jego odkryć nie można było po prostu nijak uciec, więc dzisiaj jesteśmy w nich zanurzeni po uszy, choć to już się właśnie kończy. No a główną, jak ja to widzę, przyczyną upadku "Systemu" pana L. była immanentna ułomność natury ludzkiej i wszystkiego, co człek stworzy.
Dobra, teraz szybko do ad remu. Mamy więc złoto... Które nie jest zapewne idealnym materiałem na walutę, jak sobie niektórzy wmawiają... Od wirtualnej waluty po prostu nie uciekniemy i to się będzie pogłębiać tak długo, jak w ogóle waluta stanowić będzie globalnego Króla i Cara! (Czytać Spenglera, który to sto lat temu przewidział!)
Jednak złoto od niepamiętnych czasów stanowiło ostateczną rezerwę kapitału, zapas bogactwa, zapas środków finansowych i czego tam jeszcze, na najczarniejszą godzinę. I tak jest do dziś, a nawet dziś bardziej. O wiele bardziej! "Sprzedaj wszystko, kupuj złoto" - słyszymy te mądre rady na każdym kroku. W końcu mamy kryzys, światowy, końca nie widać, a nawet wygląda, że to się nawet porządnie jeszcze nie zaczęło.
I widać, że ludzie tych rad słuchają. Cena złota na rynkach surowców w ciągu ostatnich 20 lat wzrosła sześciokrotnie. Jednocześnie w tym samym czasie "spożycie" złota do produkcji biżuterii zmniejszyło się w świecie o 18%. Plomb do zębów ze złota już się chyba masowo nie robi, złote zęby nie są już tak modne jak kiedyś, nawet chyba i w Rosji... Po co więc ludziom to całe złoto?
A że im potrzebne, to nie ulega wątpliwości. W niektórych krajach otwarto swego rodzaju bankomaty, w których ludzie kupują złoto na gramy. Niektórzy, jak Donald (nomen omen) Trump, sprzedają nieruchomości za złote sztabki.
I po co oni to robią? No przecież, że aby się zabezpieczyć przed kryzysem! "Bo złoto nigdy nie traci wartości, a kiedy wszystko się wali, to nawet zyskuje." Naprawdę? Kiedy wszystko padnie, kiedy będzie armageddon, głód, rzeź, zarazy - wtedy wszystko będzie można kupić za złote sztabki?
Więcej, niż za cudownie odnalezioną puszkę fasoli z boczkiem? Za wciąż dziwnie tłustego pudelka? Za żonę o rozłożystych biodrach, wciąż w sumie na chodzie? Za solidną i jakby stworzoną do obrony (o ataku nie zapominając) siekierę? Za pół pudełka pełnopłaszczowej amunicji Luger 9 mm? Wątpię!
Myślę, że jednak to te rzeczy będą miały wielką wartość, a nie złoto. Złoto miało być ostatnim ratunkiem przed wirtualnością i ekonomiczną fikcją, ostatnią przystanią na morzu wariackich spekulacji i spekulacyjnych baniek... A stało się, niezauważenie, całkiem tak samo spekulacyjnym towarem, jak wszystkie inne w tych dziwnych czasach. Jeśli ktoś w tej chwili nie kupuje złota, znaczy to, że nie ma za co. Innego racjonalnego wytłumaczenia być nie może. Ewentualnie idiota.
A przecież, kiedy się na sprawę spojrzy w miarę obiektywniej, widać, że ten pęd do kupowania złota to po prostu kolejna spekulacyjna bańka. Takie bańki, co wie każdy, kto interesował się nieco rynkami finansowymi, są bliskie pęknięcia, kiedy każdy chce tylko kupować... Akcje znaczy. Albo inne "wartościowe papiery".
Kiedy każdy windziarz i sprzątaczka w hotelu chcą dyskutować z nami giełdowe kursy i na czym najszybciej można zarobić - wtedy, jak uczy doświadczenie, jest czas, by zamknąć pozycję! I...? Kupić złoto, tak? No bo chyba nie walutę ojro, czy jakieś inne dolary? To nie te czasy, te walory nie są już tak pewne, jak kiedyś, a nawet po prostu nie są pewne.
Kupić złoto, by uniknąć spekulacyjnej bańki i krachu... Tyle że, zapewne po raz pierwszy w historii, na tym złocie mamy dokładnie taką samą bańkę, jak na tamtych wszystkich innych walorach, które już krachowi uległy i od dawna lecą na mordę! Pierwsza taka bańka na złocie - ale może także i ostatnia?
Patrząc historiozoficznie, krach bańki spekulacyjnej na złocie - akurat na tym "konkrecie", "ostatniej bezpiecznej przystani", "fundamencie zdrowej rynkowej ekonomii", i czym tam jeszcze - będzie symbolem nie-byle-jakiej wagi. Może to nie będzie jeszcze radykalny koniec "kapitalizmu" i całej tej epoki wszechwładzy pieniądza, w której przyszło nam żyć, ale z pewnością kamień milowy na drodze do tego upadku. Nie mówiąc już o drodze do armageddonu.
Mimo że złoto - ten rzekomy "konkret", to materialne, namacalne, obiektywnie mierzalne "dobro" - stanowi w istotnym sensie zaprzeczenie całej tej "kapitalistycznej" gospodarki. Kiedy jednak okaże się, że nawet złoto nie ratuje przed ruiną i krachem - co ludziom wciąż wierzącym w "kapitalizm" pozostanie? Co zostanie dzisiejszym bogaczom, macherom, szemranym przywódcom, moralnym autorytetom? To będzie koniec świata, jaki znamy.
triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?
Widzę, że znów napisałeś zbyt mądrego i filozoficznego teksta...ale no cóż dodać?
OdpowiedzUsuń@ Iwona Jarecka
OdpowiedzUsuńA gdzie tu filozofia? Eko-jedyni-nomia i tyle.
Dzięki za komęta! Ktoś mnie jednak komętem zaszczycił.
Tekst? Masa mądrości, zgoda... Ale chyba przegadany. Ja tak mam, że zamiast napisać krótko i jędrnie, że jest spekulacyjna bubla na złocie i coś z tego może wyniknąć, to ja... A niby co w tym dziwnego, że staram się naszkicować tło i uporządkować konteksty?
Masz więc rację!
A "kapitalizm" to wyjątkowo pokrętne pojęcie - nigdy nie wiadomo, czy mówimy Leninem, Marksem, Korwinem, Breżniewem, Reaganem, czy kim tam jeszcze. Dlatego konsekwentnie występuje w cudzysłowie.
Całuję czule
A co tu komentowac jesli to w 99.9% sama prawda?
OdpowiedzUsuńJedyne z czym moge sie nie zgodzic(to owe 0.1%)to DOMYSLNIE wysuniete twierdzenie iz kapitalizm upadnie KOMPLETNIE.Mimo wszystkich swoich wad jest to system najwydajniejszy(ze wszystkich znanych)w alokowaniu srodkow wiec choc sie przepoczwarzy to NIE upadnie.Bardzo slusznie @triarus zauwaza(wielu mi znanych madrych ludzi tego nie widzi)ze kredyt oraz pewna wirtualizacja pieniadza sa potrzebne rzecz tylko w tym aby owa wirtualizacja nie poszla za daleko(bo obecnie globalna REALNA gospodarka to jakies 50 bilionow dolarow rocznie a w papierze jest okolo 900 bilionow).Co mnie prowadzi do wniosku koncowego krancowo roznego od triarusowego(ciekawe ze niemal caly tok myslenia ten sam a wnioski wrecz przeciwnie)-otoz na CZYMS REALNYM trzeba te kreacje waluty oprzec(nawet jesli ja zwirtualizujemy)-tym czyms moga byc tylko surowce-jedne bo potrzebne a inne bo TRADYCJA ludziom mowi ze sa cenne(tak jest ze zlotem i srebrem-niewazne ze malo potrzebne,wazne ze pare tysiecy lat tradycji robi swoje).Oczywiscie zloto nie osiagnie jakis kosmicznych cen ale jego kompletny upadek jest wielce watpliwy(w koncu nie upadlo przez pare tysiecy lat).No chyba zebysmy rzeczywiscie wrocili do jaskin-wtedy faktycznie baby z rozlozystymi biodrami beda cenniejsze od zlota-ale to watpliwe-nawet jak Zachod zbiednieje o 50%(malo prawdopodobne-w Wielkim Kryzysie bylo -40% a po upadku komuny podobnie)to i tak bedzie bogatszy od obecnego PLu-a to znaczy ze obecny system choc mocno zubozony ale utrzyma strukture.Moim zdaniem metale szlachetne maja cene docelowa podobna do obecnej(czyli zloto gdzies okolo 2 tysiace dolarow a srebro okolo 40 za uncje)-wielkich wzrostw juz nie bedzie ale upadku tez nie(powtarzam-fakt ich przydatnosci nie ma nic do rzeczy,liczy sie dla ludzi pare tysiecy lat tradycji na CALYM swiecie).
Ponizej bardzo ciekawa dyskusja na podobny temat(w komentarzach-stanowisko @HansKlosa jest mi bliskie))
http://tiny.pl/h19vt
@ piotr34
OdpowiedzUsuńBaby o rozłożystych biodrach to była sprawa nie na jakieś tam lekkie przyhamowanie kapitalizmu, tylko wprost na KATASTROFĘ. To jednak inna sprawa, zgoda?
Był w tym cynizm, i pewnie nawet coś więcej, niż zwykła dwuznaczność, ale o to mi chodziło - nie o to, że w przewidywalnym czasie "wrócimy do jaskini", czyli że cała ta niesamowicie skomplikowana "nadbudowa", cała w sumie CYWILIZACJA, padnie.
Co do krachu na złocie, to oczywiście nie będzie od razu coup de grace w gospodarkę pieniężną i "kapitalizm", ale jednak bogaci, ci co to złoto mają i w nie inwestują, by się zabezpieczyć, nagle odkryją, że bezpiecznej przystani po prostu NIE MA. A że bogaci i potężni sporo mogą, więc zaczną się psy NAD dywanem itd.
Co do kapitalizmu "jako takiego" zaś... Widzisz, dla mnie kompinujesz b. sensownie, ale jednak wciąż niejako "małosygnałowo". If you get my drift. To pojęcie z teorii sygnałów, o którym kiedyś pisałem w tego typu właśnie nietechnologicznych kontekstach. Można to odszukać i zobaczyć o co chodzi. To b. użyteczne pojęcie i mało stosowane, o dziwo.
Ja widzę - pomiędzy dzisiejszym "kapitalizmem" i powrotem do jaskini (choć zapewne nastąpi to skutkiem albo zlodowacenia, rychłego pewnie, albo katastrofy termojądrowej, więc gwałtownie, i może nie bardzo być komu wracać) fazę taką, jak (w końcu'm spenglerysta) cesarstwo za Dioklecjana.
Kiedy za takiego Cycerona wszystko niemal kręciło się wokół forsy, a więc jednak gospodarki (choć o tym mniej czytamy, teraz są inne czasy), to za Dioklecjana już zdecydowanie gospodarka, forsa, kapitał przestały światem rządzić. Rządziła "polityka" w sensie przemocy, groźby, trzymania w rękach wszystkich istotnych sznurków...
c.d.n. bo tu są ograniczenia i nie chcę ryzykować
@ piotr34 c.d.
OdpowiedzUsuńBo nam się niemal wszystkim wydaje, że ekonomia jest najważniejsza, a skoro ekonomia kapitalistyczna jest najefektywniejsza, to przecież itd.
Ale to chyba nie tak. Ekonomia jest takim samym narzędziem, jak każde inne narzędzie. Mówimy w końcu o najsilniejszych "graczach" - ludziach, instytucjach, państwach, organizacjach, służbach i czym tam jeszcze.
Dla niech, daruj, ale śmierć miliona ludzi z głodu to nie jest jakiś "ostateczna katastrofa i ostateczna klęska, po której już nic, koniec gry itd." Dla nich to jest taki sam przypadek, albo nawet ruch na "szachownicy", ja masa innych. Np. tłumy wiwatujące na cześć.
W ekonomii - widzianej z tej perspektywy - nie ma absolutnie nic "absolutnego"! Rząd się wyżywi - niemal zawsze się wyżywi, i to jest zdanko, nad którym każdy... Wiesz kto... Powinien się co najmniej raz dziennie zastanowić. Bo to jest WIELKA PRAWDA, niestety!
Efektywność nie ma nic do rzeczy, albo prawie nic. Ilość wyprodukowanych różowych golarek do pizdy ma znaczenie jedynie w b. specyficznych okolicznościach, które może teraz mamy, ale których wkrótce nie będzie.
Już, na naszych oczach, ogranicza się wolność rynków finansowych - paradoksalnie głównie poprzez finansowe właśnie decyzje, ale właśnie NIE "rynkowe", tyko narzucone siłą... To jest najprostsza i najłatwiejsza droga do zaatakowanego organizmu, dlatego logiczna i oczywista, ale to tylko początek.
Polityka, siła lub groźba jej użycia zawsze, jak sądzę, wygrywa z ekonomią, "prawem", moralnością... Jeśli jest gdzieś "wolny rynek" i "kapitalizm", to b. sensownie, jak sądzę, byłoby traktować je jako swego rodzaju NEP.
No bo przecież "rynek" w żaden absolutnie sposób nie jest się w stanie obronić! Jeśli "Państwo" to suwerenność, to nie ma sposobu, by wyrzucić państwo z gospodarki! To taki sam gracz, jak każdy inny, gracz wolnego rynku, tyle, że ma jeszcze dodatkowy atut - b. grubą pałę, kajdany i bronie od A do Z.
Dlatego ja nie zwalczam "wolności ekonomicznej", ale zwalczam religię takiej wolności. A co do kapitalizmu, to nie o to chodzi, że mi się on nie podoba, tylko o to, że nie ma nic, co by go czyniło jakiś ostatecznym, absolutnym rozwiązaniem i faworytem Mamy Natury, która przecież tym wszystkim (z pewnej może oddali w tej chwili, ale to tylko moment w historii) rządzi.
To dokładnie coś takiego by było, jak "koniec historii" Fukuyamy!
Na razie tyle, chętnie bym jeszcze podyskutował, ale na razie kończę, bo zatracamy ęteraktwność. ;-)
Pzdrwm
@triarus
OdpowiedzUsuń1.No coz-zauwaz iz nikt rozsadny nie trzyma wszystkiego w kruszcach-madrzy ludzie mowia ze trzeba tam miec okolo 10-15% kapitalu co w razie W ratuje kapital ale w razie nieW nie przysparza specjalnych strat.Nikt rozsadny nie laduje wszystkiego w zloto ,tak jak nikt rozsadny nie laduje wszystkiego w akcje czy obligacje(inne nadmuchane banki-tak przy okazji).
2.OCZYWISCIE ze wchodzimy w okres Dioklecjanski(tak mi sie przynajmniej zdaje)ale to by jeszcze byl pewien optymizm-bo obecnie Dioklecjan bedzie zbiorowy,nie calkiem jawny i z tajnych sluzb-a te sluzby(w przeciwienstwie do armii z jej resztkami starych cnot)pelne sa szubrawcow wiec to bedzie i owszem dominat ale w WYPACZONEJ I zwulgaryzowanej wersji(no chyba ze "nickowe"-w sensie globalnym-legiony przewroca caly system ale to malo pradopodobne).Tak czy owak-pamietaj ze ONI(czy "zbiorowy Dioklecjan" czy "nickowe" legiony)beda robic reformy gospodarcze(zupelnie jak prawdziwy Dioklecjan)-sam mowisz ze JUZ ograniczja rynki finansowe(ich slusznie zreszta bo te rynki to juz Moloch i religia dla wielu-tu sie zgadzam)-jak myslisz na czym opra nowa walute?-ci ludzie sa w sumie cwansi niz banksterzy-wykorzystaja owa liczaca pare tysiecy lat tradycje i uzyja kruszcow(a wielu zmeczonych tymi bankami na derywatach im przyklasnie).Oczywiscie nie dzis i nie tak prosto jak to sobie korwinoidy wyobrazja ale kruszce(czyli ogolnie surowce)beda podstawa(po prostu latwiej nad nimi zapanowac i latwiej KONTROLOWAC niz rozbuchany rynek papierowego pieniadza nad ktorym jak pokazuje obecny kryzys kontrola byla zludna).
3.O tej malosygnalowosci to musze poczytac.
@ piotr34
OdpowiedzUsuń1. Mówimy o zwykłej codziennej dywersyfikacji, czy o zabezpieczaniu się na okoliczność nadciągającej katastrofy? Ja mówię o tym drugim i sądzę, że gdyby nie problem dostępu do tego kruszcu, czyli mądrze mówiąc "płynności tego rynku", to byłoby to na ogół znacznie więcej, niż 15%. W takich przypadkach.
No i teraz wyobraź sobie, że jest katastrofa na skalę globalną, najbogatsi (i np. państwa choć pewnie nie tyle) mają po 50% złota w swych zasobach, a to złoto leci im na mordę powiedzmy o 85% w ciągu dwóch tygodni, a w ostrych przypadkach puszki fasoli, albo pocałunku biedrzastej kobiety nie dostaniesz nawet za pół tony złota. Zaczną się nieco denerwować i wykonywać stosownie nerwowe ruchy, tak sądzę.
2. Wiesz, kiedyś zarówno z globalizacją (choćby śródziemnomorską), jak i z władzą, było o wiele trudniej. Na razie, dopóki NAPRAWDĘ się nie rozpieprzy, mamy zdalne połączenia, drony, rakiety, samoloty, podsłuchy i bazy danych. Czysto spenglerycznie to dopiero jakiś August, ale te czynniki mogą sprawić, że będzie przyspieszony Dioklecjan-monstre.
No i kiedyś jednak nie było wszystko wirtualnie, na kredyt, przyszłość nie była całkowicie i do kwadratu zdyskontowana - co sprawia, że zarówno o wiele szybciej urosło, jak i że w końcu (real ma swoje prawa) załamie się o wiele efektowniej i definitywniej.
Bez rozpasanego kredytu, bez dyskontowania przyszłości na każdym kroku (rozumiesz o czym mówię?), po prostu nie ma kapitalizmu, ani nawet naprawdę wiernej sobie i żywotnej zachodniej C. Po prostu - od tego nie uciekniemy, bo to jest nasza natura, na dobre i złe.
Złoto - w którego przyszłą rolę zresztą całkowicie nie wierzę, jak i w żadne inne namacalne nośniki ekonomicznych wartości - byłoby traktowane całkiem tak samo, jak całkiem abstrakcyjne nośniki (inflacja, bańki spekulacyjne, sztuczne kursy, alchemia ;-) - poz tym, że to po prostu niemożliwe, bo całkiem sprzeczne z "duchem" tej (dziś w praktyce globalnej) cywilizacji i "kapitalizmu" też.
Twierdzę, że "kapitalizm" załamie się na tyle gwałtownie i definitywnie, że silni i brutalni (choć dla mnie i chyba dla Ciebie antypatyczni i mało godni szacunku) znajdą sobie po prostu inne od różowych golarek metody sprawowania władzy i przyjemności, nie wymagające rozbuchanego "kapitalizmu". Dla mnie ta myśl jest tak logiczna i oczywista, że aż mi trudno zrozumieć ludzi, którym "kapitalizm" wydaje się jakimś ostatecznym punktem rozwoju Wszechświata. Toż to niemal czysty Hegel! ;-)
Sprawa Lawa jest fascynująca. Przeważnie słyszy się o obyczajowych anegdotkach z tego okresu, ale to jednak było genialne odkrycie, genialny facet, nieunikniony krok w nieuniknionym kierunku, i to wielki... I nieunikniona "wspaniała" katastrofa. Drobny przedsmak tej, którą teraz wieszczę i którą widzę, jako ostateczną (choć mogą tu jeszcze oczywiście być przedśmiertne drgawki i nawroty lepszego samopoczucia).
3. Model małosygnałowy to interesująca koncepcja, polecam. Prosta w sumie, przynajmniej dla inżyniera od takich tam komunikacyjnych spraw, ale do zastosowania w wielu miejscach. I, z tego co wiem, mało stosowana. Nie miałbyś z tym żadnych problemów, żeby zrozumieć, po prostu trza wiedzieć, że to się w technice stosuje i działa. A potem trochę pomyśleć, jak to może działać poza wąsko pojętą techniką.
Pzdrwm
@ piotr34
OdpowiedzUsuńA poza tym, opowiadając tyle o władcach, zapomniałem o najważniejszym. A właściwie wspomniałem, ale nie dość explicite.
Otóż "kapitalizm" wymaga, jak głęboko wierzę, b. określonego stanu ducha u mas "obywateli".
Czyli wiary w przyszłość (to to dyskontowanie, co będzie, kiedy nagle zmieni się ono z dodatniego, na ujemne?).
Czyli zamiłowania do konsumpcji - i to do tego stopnia, że człek się cieszy kiedy mu wynajdują nowe i całkiem dotąd nieoczekiwane "potrzeby".
Czyli, wiara, że jeśli dziś do Sopot, to za 10 lat najdalej Majorka. Jeśli dziś maluch z piątej ręki, to za 35 lat Porsche z trzeciej. Itd.
Czyli obiektywne bezpieczeństwo (niemal nikt nagle nie rozstaje się z życiem, niemal nikt nie umiera z głodu, nikt nie musi sprzedawać dzieci ani żony, chyba że chce na luksusy. Itd.) i ZAMIŁOWANIE do tego bezpieczeństwa, a nawet to, że ludzie je widzą jako swoją największą i najważniejszą potrzebę, ba - swoje PRAWO!
A to, jak uczy np. Ardrey, wcale nie tak zawsze musi wyglądać. I u tych, co przeżyją, raczej nie będzie.
Także spory stopień zaufania pomiędzy rządzonymi i rządzącymi. Wszystkie te farsy wyborcze, które jednak ludek ochoczo łyka, bo i nie ma wielkiego wyboru.
No i globalizm, czyli łatwe i słodkie połączenia - dla kapitału przede wszystkim, plus dla info, plus dla ludzi (i stworzeń człekopodobnych) na wielkich obszarach. Bez tego, jeśli to padnie szybko, będzie głód, a na pewno nie rozpasana konsumpcja niezbędna dla "kapitalizmu".
No i Waaadza (żeby pojechać Rakowskim) musi uważać, że nie ma milszej, pewniejszej i łatwiejszej metody trzymania ludu za mordę, niż różowe golarki. Bo nie mówimy przecie o armatach - to już nie będzie żaden "kapitalizm", jeśli armaty zajmą miejsce golarek... A w każdym razie to będzie spory krok NA ZEWNĄTRZ, a po nim przyjdą nieuniknione następne.
Itd. W sumie straszny ze mnie "idealista" (jak i Spengler zresztą), bo cholernie wierzę w rolę tego typu rzeczy. A nawet bardziej, bo cholernie wierzę w sprawy tego typu, jak np. "duch zachodniej cywilizacji". Co jednak nie ma nic wspólnego z metafizyką czy nawet religią - to czysta cybernetyka! (Miast prymitywnie mechanistycznego obrazu świata, który nam, za Oświeceniem, serwują wszelkie michniczęta i halloidy.)
Pzdrwm
1.10-15% to tak ZAWSZE-zeby w razie BLISKIEGO zdarzenia W miec punkt startu.Bo start od zera to zly pomysl.A jesli ewentualnie po drodze zloto bedzie warte zero-coz strace 10% moich aktywow-przezyje to(tym bardziej ze i tak bede trzymal-ladnie beda wygladac i blyszczec na kominku a zmiana wartosci moze nastapic).
OdpowiedzUsuń2.Oczywiscie iz sa malo godni szacunku i oczywiscie iz znajda sobie inne metody na zarzadzanie tym calym bajzlem.Czy lepsze to nie wiem ale lepiej pasujace do ich mentalnosci(tu sie calkowicie zgadzam).Pewnie beda to te slawetne chipy,kamery na kazdym kroku,drony szpiegowskie itp-tylko widzisz to nie znaczy ze oni CALKOWICIE zrezygnuja z ekonomicznego czy medialnego aspektu kontroli spoleczenstwa-mimo trzymania spoleczenstwa za pysk dosc wyrafinowana ale jednak sila,zloty talar czy propaganda w TVNie bedzie mial swoje miejsce(poslednie jak sadze-tu zgoda-ale jednak bedzie-po coz pozbawiac sie kolejnego narzedzia kontroli?).Jak sadze oni beda uzywac WSZYSTKICH nam znanych metod kontroli spoleczenstwa(i paru dotychczas nieznanych)w tym i wspomnianych przez ciebie rozowych golarek-oni "tylko" inaczej rozloza akcenty-teraz NAJPIERW sa golarki a dla nieposlusznych kop w zeby a w nowym systemie bedzie w sumie dokladnie odwrotnie-najpierw w zeby a potem ewentualnie dla wybrancow rozowe golarki,zlote talary itp.
3.O malosygnalowosci poczytam bo naprawde mnie zainteresowales.
4.Okres historyczny-no wlasnie czasami sam sie zastanawiam-czy to dopiero gdzies tak August czy jednak juz Dioklecjan-przyznam sie szczerze ze tu mam argumenty za obu tezami.Sadzisz ze wlasnie technologia jest odpowiedzialna za ta niejasnosc?-ciekawa teza.Jakbys mogl to poprosze kiedys o wpis na ten temat-obiecuje iz bede ostro komentowal;)
5.Ale przyznaje iz nieco sie Twoim glebokim zrozumieniem ekonomii zaskoczylem;)Myslalem iz jako spenglerysta(humanista)bedziesz wiedzial nieco mniej-oj chyba nie moje progi(ale staram sie staram;)Moze rzeczywiscie powinnienes korwinoidy nawracac(ich przewaga nad lemingami jest taka iz widza ze jest zle co swiadczy iz w przeciwienstwie do lemingow nie sa kompletnymi debilami i MOZE jest jeszcze dla nich nadzieja?)
Oczywiscie zgadzam sie z Toba iz kapitalizm czy demokracja wymagaja okreslonego "ducha"(jak i kazdy inny system).Oni pewne elementy kapitalizmu zachowaja jako przydatne(zawsze to lepiej robic lepsze czolgi i wiecej niz potencjalny adwersarz).Po prostu ekonomia w nowym systemie nie bedzie priorytetem a tylko narzedziem(tu sie zgadzamy).Zauwaz iz podobny system zreszta juz istnieje-te wszystkie wielkie rody "kapitalistyczne"(Rotschildy itp)-jedni nazywja to korporacjonizmem inni kapitalizmem panstwowym itp ale ja sadze iz PRAWDZIWY kapitalizm panstwowy wlasnie dopiero nadejdzie w owej nowej epoce-scentralizowane molochy i kartele w ktorych nie bedzie juz(od strony mentalnej a pewnie i formalnej)menagerow a po prostu URZEDNICY kartelu,zrzeszenia czy jak to nazwa(w sumie chyba troche to bedzie podobne do gospodarki poznego Cesarstwa Rzymskiego wlasnie).To bedzie troche jak bo ja wiem-Rzym epoki Sewerow?
OdpowiedzUsuńCzy zachowaja pewne elementy demokracji to nie wiem-byc moze pojda w faszyzm?(to by lepiej do nich pasowalo-i duchem i struktura ktora narzuca).
OdpowiedzUsuń@ piotr34
OdpowiedzUsuńAleż ja wcale nie krytykuję tego typu inwestycji! Nie o to mi chodziło i uważam, że to jedna z mądrzejszych rzeczy, jakie można zrobić.
Nawet wyraźnie więcej niż 15%, jeśli katastrofa zdaje się bliska i ma się gdzie to bezpiecznie zadołować.
(Choć o biodrach, fasoli i amunicji Luger 9 mm też bym nie zapominał. ;-)
2. Nie, jasne, niby dlaczego by nie mieli próbować? Ale ja jednak widzę ten cały "kapitalizm" jako skomplikowany (cybernetyczny), system, którego nie da się tak po prostu zmniejszyć w skali powiedzmy 1:10, bo to już nie będzie to samo.
"Ilość przechodzi w jakość", jak uczono na WUML'ach. Za Heglem chyba, ale to wcale nie jest głupie, jeśli się to właściwie pojmie.
I np. całkiem możliwe, że złoto odzyska na jakiś, może długi, czas swoją znaczną rolę w ekonomii. Tyle, że to nie będzie już ten "nasz" kapitalizm, po prostu. To będzie jakaś o wiele prostsza ekonomia, która wyrośnie z kompletnego załamania się i zaniku "kapitalizmu".
Swoją drogą nie wspomniałem o przedsiębiorcach, którzy może są najważniejsi. No bo przecie muszą być ludzie podejmujący ryzyko i harujący od świtu do nocy, a do tego muszą mieć właściwe (w jakimś tam dopuszczalnym zakresie) warunki. Stabilne i niezbyt opresyjne prawo, zaufanie w sumie wszystkich do wszystkich, lub niemal... I kiedyś to zniknie, nie ma się co łudzić, że nie.
Jeszcze co do złota - co by w sumie wynikało z tego, że oficjalnie byłoby ogłoszone jedyną słuszną walutą? Albo wkrótce obrośnie instrumentami pochodnymi i resztą zabawek, albo to już, z jakiegoś powodu, nie będzie ten "kapitalizm"! Zapewne powodem będzie ingerencja "państwa", czy raczej Władzy, bo państwa też zanikają i trza by ich szukać (jak tego złota) w jakichś regionach fuzzy logic.
3. W sumie sprawa jest prosta, ale rasowy humanista na to chyba sam nie wpadnie. ZA to wykorzystać pewnie by potrafił. No, może jakiś szkopski filozof, ale czy to humanista?
4. Dzięks! Na razie powiem, że niedawno gdzieś trafiłem na ciekawą i wielce szpęgleryczną myśl, że 9/11 to zupełnie to samo, co Las Teutoburski A.D. 9. W każdym razie w Afganistanie już nasz Rzym sobie nie radzi, a z czasem będzie to przychodzić coraz bliżej. Więc to by się nieźle zgadzało.
Z drugiej strony, na ile znam oryginalny Szpęgleryzm, to C. nie ma aż tak ścisłej chronologii, jak K. Więc tu jest sporo luzu. Ten paralelizm dla różnych C. wydaje się być naprawdę b. luźny, raczej tylko wiadomo, że wielkiej sztuki nie budiet, że wielkie miasta... Takie tam.
5. Wiesz, zaliczyłem kurs historii ekonomicznej w Uppsali na maksa, nawet się zastanawiałem, czy się tym nie zająć. (Bo konkret, a nie wodolejstwo i mgliste przypuszczenia.) Wcale nie jestem durny z ekonomii, po prostu ona mnie aż tak nie podnieca. Większość korwiniąt, jeśli nie wszystkie, biję w tym, skromnie powiem, moim zdaniem na głowę. W końcu mówimy o makroekonomii, a nie o wypełnianiu blankietów VAT, które niektórzy umieją lepiej.
Co do otwierania oczu korwiniętom... Ależ paru mi się już udało, i to nie byle jakich! Zresztą może akurat dlatego, że nie byli byle, mi się udało. Nie podaję kogo, bo chopaki przeważnie nie lubią się do przeszłych błędów przyznawać, a przynajmniej wolą wierzyć, że to całkiem z siebie się wyleczyli. Ale paru się naprawdę udało.
c.d.n.
@ piotr34 c.d.
OdpowiedzUsuńCo do humanistyki, to Szpęgleryzm wcale nie jest taką zupełną "humanistyką"! Nie w takim negatywnym znaczeniu. Dla mnie to raczej "Cybernetics in Motion". (Od "Poetry in Motion", albo "Poguetry in Motion" mojego ulubionego punkowego zespołu.)
Choć oczywiście oficjalnie wtedy jeszcze cybernetyki nie było. Szkopy miały jednak tego typu intuicję co najmniej od początku Romantyzmu. Wiem, bo nawet pisałem kiedyś w Uppsali krótką pracę na temat "Herdera, ojca cybernetyki".
Spengler zresztą rozumie matematykę i fizykę zupełnie fantastycznie, co pokazuje choćby na samym początku (niemal) Magnum Opus.
Co do nadziei, to na pewno u niektórych jest, choć znacznie mniej tego widzę po 10 kwietnia 2011. Jeśli ktoś jeszcze na oczy nie przejrzał, no to chyba po nim. Chyba, że mówimy o jedynie ekonomicznej i "wolnościowej" stronie, a nie o antypolskości itp.
Jednak, szczerze, więcej nadziei miałbym na odzyskanie niektórych lewicowców (choć z kolei niektórych nie trzeba, bo są OK, w sumie), a nawet swego rodzaju lewaków, a konkretnie anarchistów (zdrowy objaw u młodych, szczególnie w tych syfiastych czasach!), czy jakichś antyglobalistów.
Pzdrwm
@ piotr34
OdpowiedzUsuńOK, kapitalizm państwowy. Ale jednak to nie to samo i można by przewidywać, że dynamikę to będzie miało taką, że od tego dzisiejszego "kapitalizmu" z demokracją i liberalizmem (choćby jako hasłem i oficjalną doktryną) będzie odchodzone.
Jeśli będą armaty, zamiast golarek, to jednak kiedyś ktoś będzie chciał ich użyć. I z pewnością użyje. Jak nie ten, to inny. Tak jak z nazizmem w końcu. Czy to był ten sam "kapitalizm"? Sądzę że nie, bo dynamikę miał całkowicie inną.
Faszyzmu bym jednak z kolei do tego nie mieszał - do tych antypatycznych pedofilów, którzy nami łaskawie rządzą i dalej będą próbować, a nawet mocniej - to nie jest coś dla tego typu istot. Oni nie są raczej warci, by ich takim słowem traktować, ani też ich syfiaste, totalitarne twory. Zupełnie niepotrzebnie dajemy się lewiźnie podpuszczać do plucia na "niepozbawioną zębów prawicowość" - (definicja Pana T.) bo o cóż innego tutaj w sumie chodzi?
W ich wykonaniu będzie to z pewnością - jeśli im się uda zachować władzę i ktoś to w ogóle przeżyje - z pewnością totalitaryzm, a jeśli tak, to najważniejsza, kosmiczna po prostu sprawa... Czyli?
HODOWANIE UDOMOWIONEGO CZŁOWIEKA - bo o to tu przecież chodzi, co najmniej od czasu, gdy Darwin (przyzwoity uczony skądinąd) opublikował swoje Magnum Opus.
To jest całkiem kosmiczna walka i są tu tylko 3 możliwe rozwiązania. (Kapitalizm do nich nie należy! ;-)
1. Im się uda (co oznacza, że cała przeszłość ludzkości, z nami włącznie, to tylko mierzwa i pokraczne przedludzkie wybryki) i ci obecni pedofile, a raczej ich prawnuki, będą traktować nasze ew. prawnuki jak bydło (rzeźne, mleczne, hodowane na wełnę, czy do zabawy), bo idea Trockiego, że "ludzie wkrótce będę wyżsi, piękniejsi, obdarzeni bardziej melodyjnym głosem" okazała się jednak zbyt naiwna i ewoluować mamy my, a oni są już (jako w końcu żydowscy pedofile) doskonali;
2. Nam się uda (jakimś cudem), co oznacza... Wiadomo, a potem życie ciężkie, często bolesne i tragiczne, ale ludzkie i w sumie godne;
3. Ludzkość wyginie (a), a co najmniej (b) wróci do stadium sporo sprzed wszelkiej cywilizacji (zlodowacenie powinno niedługo nadejść, albo też wojna A... Z, czy coś).
Oczywiście stan pośredni pomiędzy 1 i 2 może jeszcze całkiem długo potrwać, ale raczej nie aż tak długo. Wyraźnie nadchodzi moment prawdy i to chyba w skali jednego życia może się rozstrzygnąć. Albo i szybciej.
Zresztą, że wrócę do złota, załamania się kursu złota ja też wcale nie przewiduję na najbliższe miesiące, a zapewne i lata! Złoto pewnie naprawdę będzie ostatnią pękniętą spekulacyjną bańką.
Ale kiedyś i to nadejdzie, powodując fajne walki buldogów i dając potężnego kopa paradygmatowi "kapitalizmu" i ekonomii jaką znamy.
Pzdrwm
@Triarus
OdpowiedzUsuńWiedzialem ze w koncu wspomnisz antyglobalistow czy anarchistow tylko nie chcialem sie wyrywac;)-ale fakt ze tam jeszcze zdrowe(antysystemowe)odruchy bywaja.
Spengler to faktyczie nie jest "czysty" humanista i na dobre mu to wychodzi(fakt-w ksiazce to widac).
Ja nazywam ten przyszly system kapitalizmem ale ja sobie zdaje sprawe ze to bedzie cos innego-tylko najbardziej podobnego do kapitalizmu panstwowego ale pewnie ze to bedzie cos nowego o nieznanej nam obecnie dynamice.
Zloto-och peknie ostatnie ale zgodze sie ze kiedys peknie-ale to na dzisiaj temat poboczny w sumie.
IM sie NIE uda Tygrysie-o ile traktowac te walke kosmicznie(ja sklaniam sie ku temu choc jeszcze pewnosci nie mam-to tak apropo wspomnianych prze Towarzysza Make nieludzkich architektow systemu)to wowczas "bram jego sily piekielne nie przemoga..." itp.Nie wiem czy to w sumie sluszna postawa ale coz mi pozostaje-tak bez niczego sie podlozyc?-NIC z tego.
Off topic.
OdpowiedzUsuńOj Tygrysie, zapewne wytarty masz już alfabet na swoim kibordzie od tych łomotów jakie serwujesz korwniętom, a tu masz... ten przeciwnik okazuje się pionkiem w porównaniu z tym co właśnie wyskoczyło zza kszaka!
Ale to chyba musi być jakiś żart... Na jednego korwinka 10 palikociąt...??? W co jak co, ale w taką statystykę, to ja się tak łatwo nie dam nabrać.
@ Tygrys
OdpowiedzUsuńJa też off topic.
Właśniem gmerał, w ęternacie i zaspostrzegłem iż się Waść strasznie poważnie chcesz szkolić w posługiwaniu bronią palną krótką (znaczy się na niepopkach zaspostrzegłem).
I tu parę uwag. Tygrys! Ubecy w większości wypadków strzelali beznadziejnie! To były cwane lenie i opoje, takie typki o mentalności peerelowskiego taksówkarza! A ci z samej góry mieli to w dupie, od tego mieli wyszkolonych ludzi. Mój stary to inna epoka, wyszedł ze szkoły podoficerskiej prowadzonej przez przedwojennych zupaków i po prostu lubił strzelać, a po przepiciu wypłaty w czasach stalinowskich dziarskim oficerom informacji poza bilardem (nigdy z nim w to nie wygrałem) i strzelnicą nie pozostawało za wiele rozrywek (zresztą chyba by Cię zastrzelił gdybyś nazwał go ubekiem).
A jeżeli tak Ci zależy na tym sprawnym strzelaniu.To po pierwsze olej tych cwanych ubeckich naciągaczy! Cztery stówy! Kurwa, za co? Masz pneumatyka? Wystarczy! Jeżeli wytrenujesz podstawowe elementy precyzyjnego strzelania na pneumatyku, będziesz na 100% dobrze strzelał z palnej bojowej.
Również prawie w 100% potwierdzoną (z nielicznymi wyjątkami) regułą jest, że ten co dobrze strzela precyzyjnie również świetnie strzela sytuacyjnie (nie mówię tu o koordynacji i szybkości wrodzonej, bo nie każdy wszak rodzi się Boltem).
@ Amalryk (a WSIe w mieście słuchać!)
OdpowiedzUsuńDzięki za ęfo, ale to było naprawdę b. dobre szkolenie. Począwszy od teorii (np. słodkie rzeczy na temat ran postrzałowych), po praktykę.
Strzelanie niemal całkiem taktyczne: 4 pozycje (z leżącą na plecach) z ich zmianą, nieco chodzący, dwa dystanse, dwa rodzaje broni (w tym automat, a konkretnie "najlepsza broń strzelecka Układu Warszawskiego", plus dwa warianty jednej z nich), nowoczesny pistolet...
W dodatku znowu się okazało (po KBKS i wiatrówkach głównie), że strzelam naprawdę dobrze. Z tamtej stawki byłem wyraźnie najlepszy.
Co do pneumatyka, to mam, nawet dwa. (W tym fajną kopię Makarowa ze spustem tak twardym, że używam tego tylko po anabolach, jako treningu siłowego.) Mało je w sumie używam, bo samemu to niemal tak samo nudno, jak samotne szachy, ale ostatnio sobie pewne rzeczy trenuję na sucho.
Co jeszcze...? Ci instruktorzy byli całkiem fajni, żadne ubeki i nawet pewnie nie z ubeckich rodzin. (Nie że coś. Żartuję!)
W sumie naprawdę jestem z tego zadowolony i było warto. P-99 noża wprawdzie nie zastąpi, shuto w tchawicę też nie, ale wszystkiego trzeba w życiu spróbować, poza kazirodztwem i tańcem ludowym (jak mawiał pewien mądry Szkot). To nie moje, ale fajne.
Całuję czule
@ Tygrys
OdpowiedzUsuńAha! No to spróbowałeś i upewniłeś się o tym co i tak było jasne jak słońce.Przecież doskonale wiesz ,że po jednej zabawowej strzelance i tak gówno umiesz (jeżeli wcześniej nie umiałeś) jak byś się tam nie starał, a mistrz-nuczyciel nie czarowł.
Utrwalenie w pamięci ruchowej to są setki, a tam, tysiące powtórzeń określonej sekwencji ruchów. (Z resztą o to w tym całym interesie chodzi, wytrenowany odruch bez względu na uwarunkowania zewnętrzne i bez czasu na refleksję.)
Takie tam zabawy w bieganie kulanie przewracanie, to sobie możesz robić sam. A dla oswojenia z hukiem i zapachem prochu to: dowolna strzelnica, dwie paczki naboi i łotać do znudzenia. Taniej i efektywniej.
@ Amalryk
OdpowiedzUsuńPrzesadzasz!
Po pierwsze całkiem sporo umiałem. Mam nie byle jaką ilość materiałów i te sprawy mnie dość kręcą od zawsze.
Rozumiem kulanie się samemu, choć akurat mnie bardziej podnieca kulanie się grapplingowe, ale kontakt z realem jednak jest niezbędny. Raz na jakiś czas, już nie mówiąc raz kiedyś.
Jestem akurat gorącym zwolennikiem wizualizacji sporo dzięki niej osiągnąłem w życiu (w sporcie głównie), ale to nie działa bez otarcia się co pewien czas o absolutny real.
Możesz sobie świetnie doskonalić technikę rzutu (judo), albo jakąś kombinację (boks), w samej wyobraźni, ale jednak, jeśli raz na jakiś czas nie poczujesz miłego ucisku stukilogramowego cielska na klatce (kiedy w dodatku ledwo już łapiesz oddech, a gość ci w dodatku coś wykręca i jednocześnie zasłania rękawem pysk), kiedy nie poczujesz co pewien czas uderzenia rękawicą w nos czy w żebra...
To wszystko zaczyna się dziwnie szybko odrywać od realu, i kiedy jesteś w realu, wygląd to całkiem nie taki cała twoja wizualizacja psu na budę.
Naprawdę było warto, uwierz! Ja akurat też dziecię PRL, a konkretnie LWP, ale jakoś wiele z tą oćca TT do czynienia nie miałem. A to inwazja na Czechosłowację, a to coś innego...
Całkiem inne wrażenie jest z wiatrówą, całkiem inaczej się podchodzi do realnie zabójczej broni (o nieco większej "samodzielności", niż nóż), a w każdym razie to jest coś, co po prostu TRZEBA przejść i tyle. Mam zamiar, Deo volente, przeżyć więcej i na wyższym poziomie.
Samo to, że z tego RAK'a miałem wszystkie w tarczy, choć nie bardzo zdołałem obniżyć mordę do tej tam pseudo-kolby i celowałem na wyczucie, też ma swój czar.
Wszystkim polecam! (Ew. ci, których oćce mieli spluwy w domu i strzelanie z nich jako jedyną rozrywkę, mogą występować o dyspensę. Może być? ;-)
Pzdrwm
@ Tygrys
OdpowiedzUsuńZ RAK-a? No bez żartów,(a nie z krócicy?)! Chyba z Glauberytu, no bo ten RAK to już zupełna prehistoria, z tym podwójnym spustem, i na nabój Makarowa...(A PM 98L - ten z przedłużoną lufą to zupełnie niezły i celny jest, owszem.)
@ Amalryk
OdpowiedzUsuńZ RAK'a, z RAK'a! Oni też się z tego śmiali, że "najlepszy w Układzie", ale zawszeć to automat i coś innego niż Walther P-99.
Naboje Makarowa faktycznie do tego były, ale żadnego podwójnego spustu nie pamiętam. Ostatni raz takie coś widziałem chyba z bliska w dubeltówce pół wieku temu.
Ten RAK miał, z tego co rozumiem, taką wadę, że się sam przeładowywał, np. przy skakaniu z ciężarówki (jak w zamachu na Sadata. Co z początku było pomyślane jako wielka jego zaleta i odkrycie stulecia.
Zawszeć to automat. Wprawdzie strzelałem ogniem pojedynczym, ale tylko z powodu wrodzonego talentu, bo dwa strzały jednak mi poszły same z siebie, więc to nie było zablokowane.
Rozumiem Cię trochę, skoroś Ty się ze służbową tetetką wychował, ale nie wszyscy tak mają i jednak czasem trza zasmakować realu, na tyle ile to możliwe. Inaczej to tak samo, jak np. dziabanie nożem przy pomocy atrapy - też można, też w sumie niemal zawsze wystarczy, a jednak nie całkiem to samo.
Albo np. jak granie w szachy z komputerem. Marzyłem o takimi kompie kiedyś po nocach, kochając szachowe walki, a kiedy moja Amiga umożliwiła mi takie granie, a nieco później także malutki specjalny aparacik, to całkiem mi szachy przeszły.
Może Ty już nie musisz, może nawet z tego spania z TT pod poduszką stałeś się pacyfistą, ale zwykły chłopak czasem musi. I naprawdę to nie było złe. Dobrze by ludziom coś takiego zrobiło.
A że 4 stówy? Za kiełbaski, wielogodzinne szkolenie i tyle wystrzelanej amunicji, co typowy pies przez 15 lat?! (Poważnie, oni mają ustawowo wystrzelać min. 10 naboi na rok.)
Pzdrwm
"[...]Naboje Makarowa faktycznie do tego były, ale żadnego podwójnego spustu nie pamiętam. Ostatni raz takie coś widziałem chyba z bliska w dubeltówce pół wieku temu.[...]" - Jaja sobie ze mnie robisz? Dubeltówka to ma dwa języki spustowe, a RAK jeden ale tzw. "dwuchodowy"; krótkie ściągnięcie spustu - strzał pojedynczy, ściągnięcie do oporu - ogień ciągły!(Rozwiązanie "klasyczne" to przełącznik rodzaju ognia na korpusie broni np; z,p,c (zabezpieczony, pojedynczy, ciągły),a taki HK MP5 ma jeszcze warianty z dodatkowum przełącznikiem "krótkiej serii" najczęściej 3-ch strzałow).
OdpowiedzUsuńZresztą te wynalazki: spust dwuchodowy i możliwość przeładowania jedną ręką, okazały się największymi wadami tej broni (jak i ten dość gówniany nabój Makarowa), ale w latach 60-tych w demoludach to był hicior! (Zresztą, poza pomacaniem, nigdy z tego nie miałem okazji strzelać, więc za wiele się na jego temat nie pomondrzę.)
Z żadną tetetką nigdy nie spałem! I za nią nie przepadałem. (Z resztą to gówniany pistolet strzelający za to mocnym nabojem, zerżniętym z 7,63 Mauser.)Nawet nie mam prywatnej broni! A aż takim wielkim pacyfistą to jeszcze nie jestem, te parę stów naboi rocznie to jednak, od czsu do czasu, sobie wywalę...
I skąd Ci przyszło do głowy, iż mym celem jest obrzydzenie Ci twego militarnego zapału? Tylko wydawało mi się to nieco drogo.Ale z drugiej strony, gdy policzymy średnio po 1zł/szt. naboju 9mm PARA, to reszta jest prosta do oszacowania (skoro tyle jej tam im wyładowałeś...Co prawda do porównań przyjąłeś sobie wyjątkowo niewyśrubowaną "normę". Swoją drogą, jeżeli takie zajebiaszcze limity mają pały, to ciekawe jak z tym jest w tej naszej superprofesjonalnej armii? Trzy strzały na rok??? W tym dwa z łuku...).
@ Amalryk
OdpowiedzUsuńTośmy się nie zrozumieli z tym podwójnym. Ale jeśli to takie coś, na dwa tempa, to przecież istnieje także np. wersja Walthera P-99, która się wabi AntiShock, i ona ma dokładnie to samo! Strzelałem z obu (ta druga to QuickAction i tam luz spustu jest właśnie b. mikry).
No i przyznaję, że mi się to AS b. nie podobało, choć to mogła być jedynie kwestia przyzwyczajenia. Ale ciągnę, ciągnę, nic... Myślę sobie "zacięcie", potem sobie przypominam, że to AS, ciągnę dalej, strzał i kobietka trzymana w żelaznym uścisku przez chudego terrorystę dostaje w głowę.
Co do TT to chyba rzeczywiście była gówniana broń. Oni też to zresztą mówili. Ale nie udawaj, że nie miałeś jej w dzieciństwie zamiast smoczka! Może zapomniałeś, bo to zbyt dawno było?
Co do moich militarnych obsesji... Bez przesady! Po prostu podniecam się historią, gdzie doceniam aspekty militarne. Z powodów w dużym stopniu psychologicznych (John Keegan w "The Face of Battle" fajnie o tym mówi, polecam!).
Ostatnio była na blogowiszczkach wielka dyskusja (jeszcze przed tym strzelaniem), gdzie przekonywałem, iż pistolet to wcale nie jest aż takie cudo, i że "prawo do broni" też nie jest. I rzeczywiście, gdybym miał wybierać, w większości przypadków wybrałbym nóż. Jako realną broń znaczy.
Ale wszystkiego trzeba w życiu spróbować (poza głosowaniem na Tuska i nuceniem sobie przy goleniu "Ody do Radości"), a strzelanie z broni krótkiej to też w końcu pewna umiejętność, która nie tylko może się przydać (kiedy niby?), ale także człek robi się po prostu doroślejszy w dobrym znaczeniu.
Gdybym koniecznie miał wybierać to bicie (brzydkich) ludzi manu propria wybrałbym za każdym razem, ale na szczęście nie muszę.
Pies rzeczywiście dziwnie mało strzela, to zupełna paranoja. Jednak z tym łukiem to chyba Ty z kolei przekompinowałeś - łuk wymaga sporych umiejętności, więc to jest góra rzucanie frisbee.
Norma faktycznie niewyśrubowana, ale tym śmieszniej. Akurat tego się dowiedziałem, to i wiem.
Sądzę poza tym, że każdy REAL jest cenny, każde oderwanie się od kąpa. A tam było, ze mną, aż trzech moherowych wsteczników. Albo i czterech licząc skrajnie małomównego licealistę, syna tej kobiety, co z nią pojechałem - ucznia Liceum Wojskowego (nawet nie wiedziałem, że istnieje), Amerykanina i przyszłego, jak sobie marzy, Marine. (Mąka, cieszy cię to info?)
Nie uważasz? A gdyby dało się zorganizować bicie manu propria - jakieś TFT, czy coś - byłbym jeszcze bardziej zadowolony.
Co do 4 stów... Cóż, są, a potem tak czy tak ich nie ma. Nie jest to AŻ taka suma, żebym za nią płakał potem miesiącami, o latach nie wspominając. W sumie WARTO BYŁO! (No, chyba że ktoś ssał TT zamiast smoczka. ;-)
Pzdrwm
@ Tygrys
OdpowiedzUsuń"[...]istnieje także np. wersja Walthera P-99, która się wabi AntiShock, i ona ma dokładnie to samo![...]" - Nie to samo, nie to samo! Żaden Walther P-99, o ile mi wiadomo, konstrukcyjnie do strzelania seriami przystosowany nie jest (ale tetetkom ze zdupconym przerywaczem walnięcie całego magazynka serią się owszem trafiało). Zaś długi chód , przy pierwszym strzale, (co to niby ma zabezpieczać przed stresowym ściągnięciem spustu) to jednak co innego.
A co do tego... Nie wiem czy strzelałeś kiedyś z jakiegoś rewolweru. I to raz z samonapinania, a potem zaraz z odciągniętego kurka - to tak jak strzelanie z dwóch różnych broni.
Cóż pistolet. Broń jak broń, groźna w rękach tego co umie się nią posługiwać. Ale przy dystansie zerowym i takimż czasie na reakcję, nic jednak nie zastąpi soczystej piąchy w ryj.
@ Amalryk
OdpowiedzUsuńNie, seriami to oczywiście P-99 nie strzela. Zresztą, tak na pierwszy rzut oka, ta podwójna wędrówka spustu przy broni automatycznej nie wydaje mi się taka głupia. Może to lepsze, niż ogień automatyczny wynikający jedynie z ułamek sekundy dłuższego trzymania spustu? Z wystrzelaniem całego magazynku w ciągu paru sekund i Panu Bogu w okno?
Co ja tam zresztą wiem.
Z rewolweru chyba w realu jeszcze nie strzelałem, ale właśnie sobie myślę, żeby następne strzelanie - takie tarczowe, bo niestety tu blisko (i "tanio") nic innego nie ma - zrobić z rewolweru.
Jednak to, o czym mówisz, to Single Action i Double Action, i to występuje także w pistoletach. Nawet czasem pono daje się łatwo przełączać.
Nie wiem jak tam w prawdziwym Makarowie, ale moja pneumatyczna kopia ma zdaje się taki przełącznik. No i przy DA spust jest tak nieprawdopodobnie twardy, że niemal nie ma mowy o strzelaniu. Co zresztą, z tego co słyszę, jest regułą - DA wymaga coś 3 x tyle nacisku na spust, co SA.
Co do walenia w mordę - kojarzysz może Target Focus Training?
Pzdrwm
@ Tygrys
OdpowiedzUsuń"[...]No i przy DA spust jest tak nieprawdopodobnie twardy, że niemal nie ma mowy o strzelaniu.[...]" - Eee, to ktoś coś chyba przekombinował, w oryginalnym z samonapinania strzelić się da (siła coś ok 50N). Ale faktem jest, że pistolety do strzelania precyzyjnego mają bardzo delikatny spust.
"[...]kojarzysz może Target Focus Training?[...]" - Nie! A powinienem?
@ Amalryk
OdpowiedzUsuńKopia też jest ruska.
TFT - raczej tak, powinieneś. B. awangardowy i przemyślany sposób walenia w mordę i nie tylko.
Ew. mogę Ci służyć, tylko trza by to jakoś.
Pzdrwm
@Tygrys
OdpowiedzUsuń"[...]Kopia też jest ruska.[...]" - To pewnie z oryginału. Ale w takim wypadku powinieneś zobaczyć jak "działało" samonapinanie w naszym P-64. Tu to dopiero trzeba było mieć imadło w paluszkach!
"[...]Ew. mogę Ci służyć,[...]" - Że co? Że kulega chciałby mi ew. przypierdolić?
@ Amalryk
OdpowiedzUsuńJa tam po paru przeładowaniach tego P-99 miałem zdartą skórę i musiałem sobie okleić plastrem. Fakt, że potem to już szło.
Ale za to rozkładanie go - tragedia! Tam jest takie coś do chwycenia i ciągnięcia w dół, i tylko dwa razy mi się to udało. ;-)
Co do TFT, to wręcz przeciwnie. Mógłbym to podesłać na jakiś serwer GDYBY BYŁO SPORE ZAINTERESOWANIE. Bo tego jest naprawdę dużo.
Pzdrwm
@ Tygrys
OdpowiedzUsuńEjże! Palce pianisty? Owszem,gdy przeładowuję CZ-75 ,to zawsze (ze względu na "płytki" płaszcz zamka) mam wrażenie jakbym szarpał nienaoliwionym, zastanym gratem, bo odruchowo przykrywam łapą i ciągnę równocześnie za korpus. Ale P-99? I chwyt demontażowy zatrzasku zamka dość wygodny - nie to co w Glock'u, wystające po bokach pierdolniki wielkości trzech główek od szpilki.
TFT powiadasz! A tak w kilku zdaniach, w czem tkwi tam pies pogrzebany?
@ Amalryk
OdpowiedzUsuńHund begraben? W w tym, poza masą b. fajnych spraw czysto technologicznych, że rozróżniamy agresję społeczną i aspołeczną. Ta pierwsza to przepychanki o miejsce na parkingu albo o dupę na dysko, a ta druga to polowanie na mamuty, albo rasowy psychopata.
No i tu nie chodzi o jakąś walkę, ino o uszkodzenie faceta, a potem dalsze jego uszkadzanie, aż do skutku, o który nam chodzi. Czyli w tym przypadku, przynajmniej w takim normalnym życiu, abyśmy mogli się spokojnie odwrócić i sobie pójść. (A facet rzęzi nic nie może.)
No i on także ślicznie, na podst. uczonych raportów itd., mają ocenione skutku różnych działań, w sensie uszkodzeń, wraz z konkretną reakcją NA POZIOMIE RDZENIOWYM. Znając tę reakcję, można sobie faceta, po tym pierwszym go potraktowaniu, spokojnie dalej obrabiać.
I tak dalej. Mieliście szansę to dostać za darmo, może nie wszystko, ale sporo, ale teraz już koniec - zapisałem się na partnera i jak ktoś chce, to niech się zgłosi po linka!
Ale zresztą macie tu linka, co mi tam: https://m260.infusionsoft.com/go/TFT/triarius/
Pzdrwm
@ Amalryk
OdpowiedzUsuńHund jest jeszcze w tym begraben, że założenie jest takie, iż zawsze masz coś do uszkodzenia dostępne w wolnej walce.
Co w zasadzie rozwiązuje cały problem.
Jest tam jeszcze masą bardziej technicznych szczególików, także b. inteligentnie pomyślanych i na podst. solidnych naukowych danych, jak też b. specjalna metodyka.
Słodka sprawa i nawet jeśli nie wprost kamień filozoficzny bicia ludzi, to całkiem blisko.
To trochę taki Młody Spengleryzm Bicia Brzydkich Ludzi. ;-)
Pzdrwm
@ Amalryk
OdpowiedzUsuńMetodyka ćwiczenia i uczenia się tego, znaczy.
Pzdrwm