Pokazywanie postów oznaczonych etykietą perfumy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą perfumy. Pokaż wszystkie posty

środa, lipca 27, 2011

Zaczynając od pasa, jedziemy w dół, a potem się zobaczy... Może dojdziemy aż do astrologii, kto wie?

Na początek sobie zacytujmy, po prostu z marszu:
Niezwykle atrakcyjna dama w średnim wieku i ja, skarżyliśmy się na tych, którzy perfumują się na poważne testowanie win. Ujrzałem to w nieco innym świetle, kiedy rzekła: "Nigdy nie mam z tym problemu, ponieważ nigdy nie nakładam perfum powyżej pasa.
To było z jednej z tych książek, com je sobie ostatnio kupił, i o których tyle opowiadam (żeby was ludzie kłuć w oczy!). Konkretnie "Scents & Sensuality", autor Max Lake. ("Zapachy i zmysłowość", gdyby ktoś potrzebował tłumaczenia.) Traktująca o zapachach, smakach, winach, feromonach i erotyce. Już ją zresztą kiedyś wspomniałem w związku z osłem i wypadkami lotniczymi.

Jaki to ma związek z CZYMKOLWIEK, spyta ktoś? Z czymkolwiek to akurat ma - na przykład z moimi zainteresowaniami. Których imię jest legion. Że to nie o polityce? I tak, i nie. (Niezależnie od tego, jak należałoby interpretować "tak", a jak "nie". Tutaj to akurat bez znaczenia, bo wyczerpujemy obie alternatywy.)

Z jednej strony, kto powiedział, że to musi być o polityce? To mój prywatny blogasek i ja tu sobie piszę, albo i nie, o czym mi w duszy śpiewa. ("Drzwi od wychodka" akurat w tym kontekście nie będę przypominał i PROSZĘ SZYBKO O NICH ZAPOMNIEĆ!) Jednocześnie tusząc (ach, jak ja lubię takie starożytne słowa!), że ew. Czytelnik uzna cokolwiek co mnie kręci, i o czym ja tu napiszę, za jakoś tam interesujące. "Piękny umysł" i te rzeczy. (Nie tylko zresztą umysł, pochlebiam sobie.)

Z drugiej strony - to JEST polityczne! W tym sensie, że my tu mamy swego rodzaju ośrodek neostoicyzmu, a to nie jest nie-polityczne. Na pewno nie całkiem. Co to jest ten neostoicyzm, spyta ktoś? (I "to jest bardzo dobre pytanie!" Jako rzecze Klasyk.) Neostoicyzm to jest postawa, wyrażająca się w haśle "(Nie być) ani lemingiem, ani treserem lemingów!"

W sumie, na głębszym niejako poziomie (historyczne paralelizmy itd.), jest to dokładnie to samo, co uprawiali różne tam Seneki starsze i młodsze, Cycerony - o Epiktetach, które w dodatku były niewolnikami, nawet nie wspominając. Na poziomie nieco płytszym, jednak tamci to byli przeważnie dęci nudziarze, a my nie! (Poza akurat Epiktetem. No i poza tymi, którzy katrupili co paskudniejszych cezarów, albo przynajmniej ostro przeciw nim knuli. Ale sza, bo to się nie może wydać! Dlatego zresztą mamy to w nawiasie.)

Nasz neostoicyzm (który w wielu kontekstach możemy sobie nazywać po prostu "stoicyzmem") jest (choć to subiektywna opinia i mogę się mylić) o wiele fajniejszy, mądrzejszy, a także, da Bóg, skuteczniejszy. Co najmniej w prywatnym wymiarze, jeśli już nie w innych. Częściowo zresztą dzięki cudom zachodniej cywilizacji, jak to: internet, blogowanko... I co tam jeszcze. Których negować mimo wszystko nie można, choć to się na naszych oczach kończy i w dodatku b. nieładnie przy tym wygląda.

No i jesteśmy oparci na Spenglerze - ale sza, nie wspomnę nawet o tym, bo może odwiedzi nas jakiś Nicek i dostanie biedak wylewu. Choć, po prawdzie, to bez pana S. nawet byśmy nie wiedzieli, że to stoicyzm, prawda? Więc cicho sza, na ucho, ale my swoje jednak wiemy.

No, tośmy powyższym światu pokazali, że nie poczuwamy się do zajmowania wyłącznie polityką, pokazaliśmy też naszą indywidualną wolność, pisząc o... O tym, co było na początku. A co mnie, mówiąc zupełnie szczerze, nieźle zaintrygowało i sprawiło, że w tej obskurnej burej szarości realnego liberalizmu, przy nadciągającym mroku jeszcze, jak podejrzewam, obskurniejszego totalitaryzmu...

Zapewne, prędzej czy później, rozświetlonego jedną czy drugą łuną i ożywionego jedną czy drugą krwawą plamą - w tej właśnie, niezbyt mi do estetycznego zmysłu przemawiającej rzeczywistości, jakoś to mi się wydało radykalnie inne... Jakoś bardziej w moim guście.

Gdyby jednak był tu z nami ktoś, dla którego takie rzeczy nie są interesujące - jakiś na przykład pasjonat (o gościach nie będziemy przecież mówić "świr"!) wolnego rynku... Albo w ogóle ktoś, kogo interesuje tylko polityka, choćby szeroko pojęta, jak to zazwyczaj na tym blogu - to ja jednak o niego też zadbam. Fajnie by było pokazać światu, i sobie, że naprawdę jestem całkiem wolny i mogę sobie o czym chcę... Ale któż tak naprawdę jest wolny?

Czy możliwa w ogóle jest taka wolność, żeby ignorować oczekiwania potencjalnego klienta i nie wyjść na tym marnie? A jeśli nie, czy to skutek panującego nam miłościwie leberalizmu? Czy też kondycja ludzka po prostu? Ach, ach i jeszcze raz ach! Tyle pytań, tyle pytań!

Jednak teraz będzie, mimo wszystko, o ekonomii. Czyli o szeroko pojętej polityce. Nie zaniedbując wolnego rynku. Pewnie to by niejednego zaskoczyło (nie zaskoczy, bo ci to mnie z pewnością nie czytają, jeśli nawet kiedyś czytali), ale Pan Tygrys wie o ekonomii niejedno. Zapewne więcej, niż spora część wolnorynkowców spod podwórzowego trzepaka, tak aktywnych w sieci!

No i wśród tych książek, com je sobie ostatnio kupił, i którymi tak ludzi kłuję (jak to się @#$% pisze, bo mi to gugiel podkreśla?) i budzę zawiść, jest też parę o ekonomii. I nawet tytuły mają zabójcze. Jedna to wydana w 2003 książeczka autorstwa pana Charlesa Gave, której tytuł na polski (oryginał jest po francusku) brzmi: "Lwy prowadzone przez osły: Esej o ekonomicznym krachu (który nadejdzie, ale bardzo łatwym do uniknięcia) Eurolandu w ogólności, a Francji szczególnie)".

Bardzo rynkowa książeczka zresztą, z mottem z Friedmana na tyle okładki i w ogóle, ale bez obsesji czy zacietrzewienia. Pokazująca na masie wykresów, że dzisiejsza Europa jest ekonomicznym potworkiem i nieudacznikiem, a jak się pogorszy koniunktura na świecie, to ekonomicznie padnie. Pisane, jako się rzekło, niemal dziesięć lat temu.

Druga, to spora kniga autorstwa Paula Ormeroda, któren, jak wynika z tego, co tu o nim piszą, jest autentyczny ekspert i niegłupi gość, zresztą sława. I ona ma tytuł (też sobie od razu przetłumaczymy na nasz, choć to jest po angielsku): "Dlaczego większość rzeczy się nie udaje? Ewolucja, Wymieranie i Ekonomia"

Facet fajnie analizuje różne ciekawe sprawy, związane oczywiście z ekonomią, ale dość szeroko pojętą. Jak to padanie firm. Okazuje się bowiem, że w kapitaliźmie firmy naprawdę ostro padają, jakby to nawet lubiły. (Nie, żeby gospodarka planowa miała być lepsza, tego on oczywiście nie mówi, ale amicus Plato itd.) I cała masa innych ciekawych spraw. Zacytujemy sobie coś, coś krótkiego, ale żeby było o wolnym rynku. (Dlaczego akurat o nim? To bardzo dobre pytanie!)
Na ile teoria wolnorynkowa rozważa pojęcie równości, koncentruje się na tak zwanej zasadzie Pareto (Pareto concept). Odnosi się ona do stanu rzeczy, w którym nikt nie będzie miał lepiej, nie sprawiając jednocześnie, by ktoś inny miał gorzej. Ogromny intelektualny wysiłek został włożony w ustalenie teoretycznych warunków w których tak zwane optimum Pareto możliwe jest do uzyskania.

Jednak w kontekście większości dyskusji o nierówności, sama ta koncepcja wydaje się dość dziwaczna. Na przykład niemal każdy się zgodzi, że gdyby Adolf Hitler został zamordowany w roku 1933, tuż zanim doszedł do władzy w Niemczech, świat byłby o wiele lepszym miejscem. Moglibyśmy oszczędzić sobie zarówno drugiej wojny światowej, jak i masowych eksterminacji dokonanych przez nazistów.

Jednak, zgodnie z zasadą Pareto dotyczącą równości, to by wcale nie była dobra rzecz, ponieważ co najmniej jedna osoba, w tym przypadku zamordowany Adolf Hitler, wyszedłby na tym gorzej. Fakt, że wiele milionów wyszłoby lepiej nie ma, zgodnie z zasadą Pareto, żadnego znaczenia.
(Rozbiłem to na mniejsze akapity, poza tym jest wiernie, jakby to tłumaczyła Penelopa!)

I tu można by się diabolicznie zaśmiać, można by powiedzieć fanatykom wolnego rynku "zyg zyg marchewka!", można by ich poprosić o rozwiązanie tego dylematu. Różne rzeczy można by zrobić, ze stwierdzeniem (bardzo w stylu Pana Tygrysa), że między ekonomią i resztą nie ma żadnych ostrych granic, że jedni (obsesjonaci wolnego rynku na przykład) dokonują od strony ekonomii agresji na tę całą resztę, inni zaś (słusznie lub nie, i mniej lub bardziej skutecznie) ingerują ze strony tej reszty w ekonomię. Albo też starają się ograniczać jej, mniej lub bardziej, pozaekonomiczne, mniej lub bardziej uboczne, skutki. W imię jakichś tam innych, ich zdaniem (moim często też) wyższych, wartości.

Jednak to pozostawię moim ew. Czytelnikom do poprzeżuwania, zastanowienia się i ew. przedyskutowania (na przykład tutaj!), zakończę zaś pierwszym mottem, witającym nas na kartach tej francuskiej książeczki - tej o lwach, osłach, Europejskiej Unii i jej przyszłym krachu (który się po paru latach ładnie spełnia, na naszych oczach zresztą). Oto to motto (co za cudowny rymowany zwrot!): "Ekonomiści zostali stworzeni po to, żeby astrolodzy zaczęli wyglądać poważnie".

(A najśmieszniejsze, że to wymyślił jakiś anonim. Ciekaw jestem, czy to jeden z naszych licznych genialnych blogowo-komętowych Anonimów!?)

Swoją drogą, wiem że tytuł jest kretyński. Tej mojej gawędy znaczy, którą szczęśliwie kończysz czytać. No i postmodernistyczny w dodatku - jakbym pracował na nagrodę Nike, czy coś. Jak wymyślę coś lepszego... O wiele lepszego znaczy... To może jeszcze zmienię. Kto mi zabroni? Teraz, kiedy już nigdzie się nie agreguję? Ach, wolność, wolność! Teraz to se mogę na przykład cyzelować do upojenia.

triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?