Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Magdalena Środa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Magdalena Środa. Pokaż wszystkie posty

środa, czerwca 01, 2016

O liczeniu do czterech, szortach i naturze ludzkiej (2)

No dobra... Co wynika z tego, że niektóre źwierzęta potrafią liczyć lepiej od niektórych ludzi? (I nie mówimy o upośledzonych na umyśle idiotach, tylko o szczęściarzach nie znających druczków do wypełniania i innych liberalnych wynalazków.) Co wynika z tego, że w pewnych sferach psychiki i, well... umysłowości, wyraźnie się ze źwierzętami zazębiamy?

Tak przy okazji, to ja wiem, że nie powiedziałem na czym polega to liczenie u pawianów, jak się przejawia, ale możecie sobie tego poszukać w tych fragmentach Ardreya, które ja tu dla was pracowicie przetłumaczyłem. Konkretnie w tym spolszczonym fragmencie "African Genesis" to jest, czyli na nasze "Afrykański początek". No ale co z tego wynika, pytacie?

To jest tak, że wy sobie ludzie - jak prawie wszyscy dzisiaj, od Oświecenia, kiedy ono do was dotarło i was przeniknęło na wylot - wyobrażacie, że człowiek to jest racjonalny umysł doczepiony do niemal nieożywionego KLUMPA (szwedzkie słowo, ale b. adekwatnie brzmiące, a oznaczające bezkształtną bryłę). Dla wierzących jest jeszcze "Boża iskra", ale w codziennym, świeckim życiu nie ma ona najmniejszego w sumie znaczenia.

Ten umysł (wiecie to już z lekcji biologii, brawo!) siedzi w korze mózgowej, która u ludzi jest ogromna, a u źwierząt niemal nie istnieje, w związku z czym o wiele bardziej, niż z powodu tej "Bożej iskry", o której co chwilę i tak każdy zapomina, bo takie jest życie, różnimy się diametralnie od naszych braci mniejszych.

I ta kora, ten rzekomo hiper-racjonalny umysł, jest dziwnie podatna na propagandy, na urabianie przez różne tam media i moralne (tfu!) autorytety, podczas gdy KLUMP odpowiada wyłącznie za żarcie, chodzenie do kibla, no i ew. jakieś tam nieudolne rozmnażanie i podrygiwanie w rytmie dysko. Tak? Nawet jeśli się z powyższym formalnie nie zgadzacie, to sorry, ale w sumie tak to właśnie w praktyce widzicie, bo to jest dziś norma i "sama prawda, bez żadnych tam przesądów czy ideologii".

Tak wam powiedziano, tysiące razy, i teraz dla was jest to Ewangelia, albo lepiej. Ardreye zaś, mówiące coś przeciwnego, mianowicie (obok wielu innych rzeczy), iż człowień to też źwierzę, choć oczywiście specjalne... Nawet bardziej specjalne, dziwne i wyjątkowe, mocno różne od pawiana czy kruka... I w sumie funkcjonalnie drapieżnik... Są dziś zamilczane i wyklęte. (Znaczy klęliby na niego i zakazywali, gdyby tak zgrabnie nie udało im się go przemilczeć. Mówimy teraz o Robercie Ardreyu, bo nieco pokrętne to się nam tu zrobiło i ktoś mógłby się zgubić.)

No i my - ja tu i Ardrey - mówimy, że, wbrew temu, co się nam wmawia, wbrew temu, jak się przy naszej naturze (która w ogóle w oczach JaśnieOświeconych praktycznie nie istnieje, bo jesteśmy tabula rasa i tylko czekamy na ukształtowanie dłonią Środy i Michnika, którzy z amorficznych KLUMPÓW łaskawie próbują ulepić wreszcie coś na kształt ludzi) majstruje, że wcale nie!

Jesteśmy także źwierzęta, mamy swoją naturę, nawet drapieżną (co oznacza także większą inteligencję, ciekawość świata i skłonność do zabaw kłębuszkami wełny, niczym rozkoszne kocięta). I jak większość drapieżników, jeśli nie po prostu wszystkie, mamy instynkt terytorialny, więc wtrynianie nam tu różnych szemranych "uchodźców" gwałci nas i głaszcze pod włos...

Mamy też poczucie hierarchii, wrodzone, więc zera w postaci Tusków i Merkeli mogą ew. być akceptowane jako przywódcy stada wśród ludów zdegenerowanych i mających już swe życie za sobą, jak powiedzmy dzisiejsi Niemcy, ale to wszystko!

Najwyższy czas, żebyśmy przestali sami o sobie, i o swoich bliźnich, z dziećmi i kobietami na czele, myśleć w tych załganych - niegdyś może tylko błędnych, ale dziś kto chciał, już dawno wie, że to kłamstwo - kategoriach KLUMPA przyczepionego do racjonalnej kory mózgowej - "racjonalnej" w dodatku, bo czułej na słowicze tryle Śród i Michników, Na tym to przecie polega.

Tutaj także ten Damasio, o którego toczyliśmy swego czasu spory, bo gość zdaje się lewak z przekonania, albo też wie gdzie chleb posmarowany, ale w książce "Błąd Kartezjusza" cudnie rozjeżdża lewacką koncepcję KLUMPA i dodanej doń racjonalonej kory. (Z ew. dodatkiem nic w praktyce nieznaczącej "Bożej iskry", o której sam nie wspomina.)

Tutaj także inny mój dziwny nieco faworyt, mianowicie Alexander Lowen, mówiący w swej ważnej książce "Betrayal of the Body", że "jesteśmy ciałem obdarzonym duchem, a nie wolnym duchem przywiązanym do trupa". Dokładnie to samo, jeśli sobie za "trupa" wstawicie KLUMP, bo to jest dokładnie w tym kontekście tym samym.

I to by było na razie na tyle.

triarius

P.S. Biurokrata - dobry sługa, zły pan.

sobota, stycznia 09, 2016

A co z resztą tych panów, że spytam?

Kiedy już niemieckie media zostały złapane na politpoprawnym przemilczaniu przez pięć dni tego, co zaszło w Kolonii w noc sylwestrową, nastąpiła dymisja głównego policmajstra i zewsząd słyszymy nieskrępowane, jak by się mogło zdawać, informacje na ten temat.

Nawet tak bezkompromisowe, że np. "spośród 32 dotychczas zidentyfikowanych sprawców, 18 okazało się być azylantami" (czy jakoś tak). I leming, także ten "prawicowy", czuje się chyba wreszcie usatysfakcjonowany - ja w każdym razie, nie tylko w telewizjach, głównie zachodnich, ale nawet na "prawicowych" rodzimych blogach, marudzenia na cytowane tu stwierdzenie nie dostrzegam. A jednak...

Jeśli 18 spośród tych panów było azylantami z tej ostatniej fali "uchodźców", co ją Merkela Niemcom zafundowała - to CO Z RESZTĄ? Mamy jakieś poszlaki, może nawet dowody, że to były zwykłe miejscowe, blade i z islamem nic nie mające wspólnego szkopy - czy też nie? Albo może ktoś sądzi, że gdyby Niemce i muzułmanie znaleźli się tam w podobnych ilościach, to zajmowaliby się rabowaniem komórek i macaniem kobiet, zamiast spoglądać na siebie podejrzliwie i drug z drugiem polemizować? Dream on!

Krótko mówiąc, ja mam ci takie podejrzenie, graniczące z pewnością, że, nawet jeśli to o liczbie azylantów wynoszącej z grubsza połowę złapanej dotychczas próbki jest prawdą, na co nie ma gwarancji, to resztę stanowili także muzułmańscy imigranci, co najwyżej nieco dawniejszego chowu. Zresztą co do tej złapanej próbki też można by mieć przeróżne wątpliwości, a że niemieckie władze już zaufanie do siebie mocno już podważyły, więc...

Jakoś nie widzę możliwości by bladzi, ewidentnie nie-muzułmańscy Europejczycy bez znajomości orientalnych języków bez problemu wmieszali się w tłum "uchodźców" i kogo tam jeszcze. To raz. Dwa jest takie, że tego typu wydarzenia miały, o czym się rzadko mówi, miejsce także w kilku innych miastach Niemiec, a także w Szwajcarii i Austrii, a w Finlandii (jak słyszałem wczoraj na BBC) też w stronę czegoś takiego zmierzało, choć policja zdaje się stanęła na wysokości i przeszkodziła.

Refleksja na tym właśnie BBC była taka, że to ewidentnie była zorganizowana akcja - ci ludzie byli umówieni i zwołani w to miejsce, w takim właśnie celu. Powidział to szef helsińskiej policji, z którym to był wywiad, a wyglądał sensownie i raczej wiedział co mówi.

No i jakoś słabo widzę to zwoływanie na oczach służb, niezależnie od tego czy byłoby to telefonicznie (przy tej skali służby by się zainteresowały), czy na mediach społecznościowych, w taki sposób, by zwołali się po prostu napaleni i głodni cudzej własności faceci - niezależnie od tego czy "uchodźcy", czy muzułmanie, czy rdzenni tubylcy o czysto niemieckich korzeniach.

Co innego jeśli, jak podejrzewam, i byłbym na to gotów postawić sporą sumę, ta reszta, ci którzy nie byli "uchodźcami", to też muzułmanie, dłużej lub krócej już osiadli w Niemczech. Wtedy fakt, mogłoby im się udać skrzyknąć under the radar ("pod radarem" dla niedouczków out there). Poza tym jest jeszcze taki drobiazg, że te kobiety stwierdziły, przynajmniej niektóre, że nikt z tych napalonych nie mówił po niemiecku.

Oczywiście przyczyna tego, że nam, i nikomu, media i władze nie mówią, iż ta reszta to też imigranci i/lub dzieci imigrantów, oficjalnie może być taka, że po prostu tego typu informacji - o pochodzeniu etnicznym itd. - podejrzanch o przestępstwa się z zasady nie podaje. (A nawet więcej, bo albo jest na wczesnym etapie z zapisów usuwana, albo nawet po prostu tego się nie rejestruje.)

Dla tych policji i reszty to może być wystarczająca obrona przed zarzutami ("ja tylko wykonywałem rozkazy"), ale też jeśli skutki są właśnie takie, a są...Czyli kompletne załganie całej sytuacji, a Merkela wciąż uśmiechnięta, choć "jest krytykowana nawet we własnej partii".

Uśmiecha się nieco jakby przepraszająco, jeśli mnie wzrok nie myli, ale może mylić, bo to nie jest tak czy tak miły widok ta Merkela. Jezu! Po czymś takim ona jest tylko "krytykowana"!? W każdym normalnym społeczeństwie psy by już dawno włóczyły... Jej portrety, bo co innego?

Więc jeśli jest to skutek (a oczywiście jest) odgórnie narzuconej politpoprawności, no to trza wypieprzyć całą @#$% politpoprawność i tyle. Jednak dziennikarze - z tego co do mnie doszło - a także nawet te prawicowe "lemingi", na razie ani sobie pytania o tych pozostałych nie zadają, ani też żadnych dalej idących wniosków nie próbują wyciągać. Czyli jak na razie bez zmian.

W końcu genialne stwierdzenie genialnej Środy, że (z pamięci): "wszyscy mówią że to byli imigranci, a przecież to przede wszystkim byli mężczyźni, i to wszyscy", to jej zwykły poziom, choć faktycznie nie co dzień one są aż tak udane. Zresztą tym razem miała łatwo, bo przepięknie jej tę piłkę nagrali.

Chodzi o to, że babsko w swoim genialnym bonmocie bazuje na naszym apriorycznym założeniu, że cała reszta tych tam napalonych to były zwykłe (i do tego nawet pewnie ochrzczone, bo czemu nie?) Hansy i Helmuty. Tak nas te @#$%^ na spółkę robią w ciapka!

triarius

P.S. Zaplątałem się w tych wszystkich nawiasach i oczywiście zapomniałem o najważniejszym. (Napisałbym "o poincie", gdybym miał pojęcie, jak to się pisze.) Otóż, jeśli tam byli zwołani i zorganizowani ZARÓWNO ci nowi "uchodźcy, jak i dawniej już osiedleni muzułmanie, no to Niemce są w głębszej dupie, niż dotąd mogło się wydawać! 

Oznaczałoby to, że jest tam już między nimi realna więź, a nawet swego rodzaju wspólna organizacja, i nawet ci dawni współwibrują mentalnie z tymi nowymi... Tak że jest tam teraz tego mocno egzotycznego i zdolnego do (jakby nie było) czynu bractwa o wiele więcej, niż sami azylanci - także tam, gdzie dotąd się Niemce nie spodziewały. 

W dodatku sugerowałoby to, i to zdecydowanie, że nastroje wśród od dawna osiedlonych w Europie muzułmanów też nie są aż takie super odległe od islamizmu, czy może raczej od podbijania spedalonych ras i zagospodarowywania ich kobiet, jak to się raczyło różnym autorytetom wydawać.

piątek, października 24, 2014

Gawęda jak borsuk (tom 1)

Parę dni temu zepsuł mi się telewizor, więc, figlarnie ale nie całkiem od rzeczy, mógłbym stwierdzić, żem teraz człowiek wolny - jedyną wolnością o jakiej można jeszcze dzisiaj marzyć. Do telewizji mi się chwilowo nie spieszy, ale kiedy wspominam minione czasy, widzę, że jednak, inteligentnie i tygrysicznie z tego kontrowersyjnego dobra korzystając, coś tam jednak z niego miałem.

Bo to i Falvetti ze swoim Potopem, i Christina Pluhar z Zagubionymi Ptakami, ale także rzeczy z założenia mniej przyjemne, a jednak w jakiś sposób tygrysistę zapładniające. No a poza tym ja po prostu nie bardzo wiem, co się w świecie dzieje.

Myślałem, naiwny, że blogasy na szalomie mnie o tych sprawach wystarczająco poinformują, ale okazuje się, że tam biężączka chodzi stadami i w tej chwili takie np. Państwo Islamskie czy podboje Putina nikogo nie interesują, bo mają Sikorskiego Radka z jego żoną i dziwnymi wypowiedziami.

Nie mam więc pojęcia, czy Putin już przeprosił, oddał Krym i przyznał Biedroniowi order Lenina z diamentami, za "propagowanie tolerancji", czy też jeszcze nie. W końcu potraktowano go brutalnie, z tego co pamiętam - sankcje i dyplomatycznym półgłosem wypowiedziane "fi donc!" (co się na polski przekłada jako "Fifi, nie rusz!")...

No a Państwo Islamskie - czy oni już przeprosili i obiecali poprawę? A ogłosili Środę dniem świętym, zamiast Piątku? (No bo kto to w ogóle jest ten Piątek?) I zaczęli się do niej modlić? Naprawdę nic teraz nie wiem, na razie to jakoś znoszę, ale za jakiś czas będę albo musiał naprawić telewizor, albo zacząć szperać po zagranicznej prasie online. Kto by to pomyślał? Chyba że się na ten brak wiedzy o aktualnych wydarzeniach z czasem uodpornię - no bo w końcu co aż tak ważnego może się jeszcze wydarzyć?

Z tych rzeczy, które widziałem ostatnio w telewizji, był na przykład wywiad z Karolem Habsburgiem, wnukiem ostatniego cysorza. Na BBC. Gość był dla mnie z wyglądu i manier mniej wiecej równie arystokratyczny, co typowy sklepikarz, za to nawijał postępowo i "proeuropejsko" jak cholera. Rzekł nam m.in., że "po okropnościach wojny światowej zrozumiano, że tylko zjednoczona Europa może zapobiec nowej wojnie". Itd.

Czego ja kompletnie nie rozumiem. Albo raczej uważam to za wierutne kłamstwo. Jeśli bowiem w Europie są antagonizmy, wrogiści, konflikty, nienawiści - to pozbawienie wszystkich ich własnego państwa... A właściwie przecież nie "wszystkich", przynajmniej na razie, tylko mniej wartościowych...

W każdym razie zrobienie jakiegoś urzędniczego imperium, w którym ludzie nie będą mieli nic do powiedzenia o polityce (ani o niczym innym w sumie, ale na razie interesuje nas polityka), wzięcie wszystkich za mordę - w żaden sposób konfliktów nie wyeliminuje. No bo niby jak?

Jeśli "wychowaniem", no to po prostu znaczy, że tych ludzi będzie się - przymusowo, albo może bardziej za pomocą jakichś manipulacji - indoktrynować. Ale to oczywiście nie wystarczy, wie o tym każdy światły "Europejczyk", więc bez brania za mordę się nie da. Możemy to sobie nazwać "pokojem i miłością między"... Nie "narodami" chyba...

Między czymśtam... Ale w każdym razie, narody czy coś innego, to jest dokładnie to samo, co rządząca dzisiejszą amerykańską polityką reguła: "my nigdy nie ponosimy porażki, po prostu redefiniujemy sukces". (Swoją drogą, to musi być jakiś duch czasów, że oni tak wszyscy na raz. Spengler akhbar!)

Nie będzie może wojen takich, jak te dwie światowe, skoro narody nie będą miały własnych państw (z prawdziwego zdarzenia), a w związku z tym własnych armii... Ale ew. niechęci, nienawiści i konflikty oczywiście nie znikną, bo niby dlaczego by miały znikać? Będą istnieć nadal, po prostu jako konflikty klasowe, rozruchy, terroryzm, sankcje gospodarcze, bratnia pomoc, wychowywanie społeczeństwa ku czemuśtam... Tę listę można sobie wydłużać niemal w nieskończoność. (Oczywiście myśmy tego tu nie odkryli, bo to podstawy szpęgleryzmu.)

Jasne jest, że media (ach, stale jednak wracamy do tego mojego zepsutego telewizora!) ew. Wielkiej Wojny jak ta pierwsza światowa, na pewno nie przeoczą (z takich czy innych względów), podczas gdy te wszystkie konflikty w znacznej mierze tak. Już nawet rzeczy efektownie wypadające na ekranach są nam oszczędzane.

Jak rozruchy z paleniem samochodów i milionowe demonstracje (oczywiście te niesłuszne), a co dopiero samobójstwa ludzi zrujnowanych czy mających dość tego całego szczęścia z miłością na dodatek. Czy powiedzmy nienawiść między grupami społecznymi lub narodowościami, która wcale zdaje się nie niknąć, jeśli nie wprost przeciwnie.

(Swoją drogą, Polska powinna natychmiast przeprosić za tego Aarona, co to rozpruwał biedne londyńskie prostytutki! Wydało się, że to był nasz rodak, więc MSZ, Michnik, cała reszta - do roboty!)

O ile nie jest trudno zrozumieć, że po Wielkiej Wojnie (pierwszej światowej), w której działy się naprawdę rzeczy przeraźliwe... W ostatnich godzinach życia mojego telewizora widziałem akurat na BBC znakomity reportaż o nieznanych aspektach óczesnych walk w okopach. Na przykład o kunsztownych podkopach i ogromnych minach wysadzanych pod niemieckimi umocnieniami przez Anglików.

To była naprawdę rzeźnia, i nie dziwię się, że jej skutkiem stał się ten ogromny wzrost pacyfizmu. Pacyfizm to oczywście rozwiązanie fałszywe, chore i histeryczne - ale jednak w takiej sytuacji jak tamta, psychologicznie "naturalne". Natomiast pozbawianie ludzi ich własnego państwa, możliwości jakiegoś w miarę autentycznego uczestniczenia w życiu politycznym?

Jasne, że to zawsze było dalekie od ideału (coś w tym dziwnego dla prawicowca?), ale przecież to "europejskie" rozwiązanie z ideałem ma jeszcze o wiele mniej wspólnego. Chyba że przez "ideał" mamy rozumieć "coś oderwanego od życia, nierealnego i trzymanego przy życiu (?) jedynie kłamstwem i groźbą przemocy"...

No więc branie wszystkich za ryło "w interesie pokoju" nie jest moim skromnym żadnym rozwiązaniem problemu ludzkiej agresji i wojen - ani odruchowym i psychologicznie naturalnym, ani skutecznym i sensownym. Jednak oczywiście gdyby ten Habsburg gadał podobne rzeczy jak ja teraz, to by mu żadne BBC nie kadziły na temat jego "błękitnej krwi", i nie robiły z nim wywiadów w dobrym czasie antenowym.

To powyższe można sobie potraktować jako długi i niepozbawiony zalet wstęp do czegoś, o czym przede wszystkim chciałem dziś rozmawiać, tylko nie wiem, czy nie lepiej to odłożyć do drugiego tomu, albo na Św. Nigdy. Chodziło mi mianowicie o ten terroryzm, o którym nieco ostatnio pisałem, ale, jak mi się wydaje, niestety dość chaotycznie i trudno dla wielu zrozumiale.

Mam ostatnio z tym problemy - jednej strony całkiem sporo nieźle sprecyzowanych myśli w głowie, sercu, jaźni (czy gdzie tam), a z drugiej strony poczucie, że w książce to by może nieźle wypadło, ale na bloga to zbyt długie i zbyt złożone, a właściwie to po co, skoro ani z tego forsy, ani realnego wpływu na cokolwiek. Co najwyżej przyszłe nieprzyjemności, a to mi jakoś nie wystarcza. Nie wiem dlaczego. (To było, obowiązkowe zgodnie z odkryciami tygrysicznej nauki, zjadanie własnego ogona.)

Nie - faktycznie, chciałem pisać o terroryźmie, "terroryźmie", wojnie i tej całej kręcącej sie wokół owych tematów załganej i oglupiającej propagandzie, ale chyba napisało nam się coś w miarę z sensem, co stanowi pewną całość, przynajmniej jak na blogaskowy standard, więc tamto zostawmy sobie na ew., Deo volente, następny tom. Tak będzie składniej i sensowniej.

triarius

P.S. Rozum oczywiście NIE JEST "jedyną bronią człowieka", ale w czasach takich jak te, od niego musi się wszystko zacząć. (Jeśli w ogóle miałoby się zacząć.)

wtorek, września 09, 2014

Czy AKowcy byli terrorystami? (2)

Dlaczego rozróżnienie wojny i terroryzmu miałoby być ważne? A dlatego, że gdyby się okazało, że ktoś nam jedno wdusza jako drugie, to automatycznie narzuca się pytanie po co to robi - po co uprawia tę propagandę, czy może po prostu oszustwo? I co my na to? Byłoby to w końcu coś jak sprzedawanie nam agrestu z porannym zarostem jako winogron, zgoda?

Od razu możemy stwierdzić, że "terroryzm" to słowo nie tylko naładowane emocjami - w końcu "wojna" też jest - ale jednoznacznie wartościujące, które wywołuje od razu negatywne emocje. Z takimi zaś słowami ZAWSZE trzeba uważać! Przyznam, że ja nie lubię i nawet się poniekąd obawiam wywoływania emocji - które nie bardzo wiadomo do czego mają doprowadzić, do jakich działań (a że emocje nieprowadzące do działań to z założenia gwarantowana choroba duszy, to chyba już wiemy?) - nawet gdy chodzi o nasze, polskie patriotyczne emocje.

Prowadziliśmy na ten temat ostre spory z niezapomnianym Nickiem, który sądził, iż niemal każda patriotyczna emocja jest bezcenna, a Polakom do szczęścia i do wyzwolenia Ojczyzny potrzeba po prostu, i jedynie, odpowiednio te swoje emocje rozbuchać - mniejsza już o jakie konkretnie emocje chodzi, byle patriotyczne!

Ja się z tym kompletnie nie zgadzam, a tutaj w dodatku mamy nie nasze patriotyczne emocje, tylko, jakby nie było, obce i skierowane przede wszystkim do rasowych lemingów. Tak że sam fakt, iż jakieś słowo jest ogromnie naładowane emocjami i odmieniane przez wszystkie możliwe przypadki w mediach, powinien nam zapalić choćby małą ostrzegawczą lampkę.

A jak jest z "wojną"? Wojna oczywiście może być "sprawiedliwa" (może być, zgoda, ten cydzysłów nie dlatego, żeby nie mogła), może być także wielką okazją dla rządzących do zjednoczenia poddanych pod swoją władzą... W końcu pamiętamy, co mówi Ardrey o spójności wewnętrznej każdej grupy, jako funkcji zewnętrznej agresji, prawda?

Wtedy oczywiście sztandary, werble, trąby, pióropusze, a starcy zawodzą i biało ubrane dziewczątka sypią płatki kwiecia. Jednak, przynajmniej w tych czasach, ktoś taki jak laureat Pokojowej Nagrody Nobla ("na zachętę") specjalnie się ze swoimi wojnami obnosić nie będzie. No, chyba że to "wojna z terroryzmem". Wtedy mamy szansę na najlepsze z obu światów - jesteśmy super słodcy, pacyfistyczni i człowiekolubni, a starcy mogą zawodzic i trąby grzmieć.

Fajnie, tylko pytanie jaki w tym DLA NAS interes? Choć, po prawdzie, nieprzesadnie lubię mówić w międzynarodowym kontekście o "interesach", bo to mi się kojarzy z geszeftem. Fakt - wielu tak właśnie traktuje politykę, ale mnie się wydaje, że coś jeszcze obok, zamiast, czy ponad to powinno w polskiej (ewentualnej niestety, dzisiaj oczywiście jest inaczej) polityce istnieć.

Zgoda? W każdym razie, jeśli "wojna" to są dwie strony, każda ma jakieś w miarę konkretne cele... A jeśli ten paskudny "terroryzm", to mamy coś takiego jak epidemię eboli, plagę szarańczy, lub wściekłe psy szalejące po ulicach... Albo i gorzej, bo te wszystkie zjawiska nie mają, w końcu sumienia, a człowiek ma...

I my - wszyscy, "wszyscy ludzie dobrej woli", chciałoby się rzec - MUSIMY po prostu kipieć z oburzenia i zrobić wszystko, żeby tę epodemię, tę plagę, tę wścieklicę wyplenić. O nic oczywiście nie pytając, oddając wszystkie swoje siły w zarząd temu biedakowi, którego owe plagi najbardziej doświadczyły... Bo to nasz ludzki obowiązek, po prostu!

Wszelkie pytania o to, czy w tym, powiedzmy, Iraku, koniecznie musi być za parę lat za proroka i autorytet pan Biedroń z panią Środą - no bo przecież tego się domagają owe "prawa człowieka", których tak nie znoszą ci "terroryści", a które my, wraz z całym światem, w kontraście do tych terrorystów i żeby po prostu nie być jak oni, musimy wielbić!

Wielbić i walczyć o nie. Jeśli trzeba, to dla nich ginąć. Nie zadając wulgarnych pytań, o co właściwie walczymy poza ew. tym, żeby amerykańskim dziennikarzom, którzy się tam zaplątali, nie obcinano głów. Do Unii też wstępowaliśmy i miało być cudnie - nic nam ta Unia nie miała zakazywać, nieba za to przychylać każdego dnia...

A teraz, przy wszystkich tych przezabawnych sankcjach, coraz bardziej wydaje się prawdopodobne, że Unia odda nas (temu czy następnemu) Putinowi - żeby ochronić świat przed atomową zagładą oczywiście. Jednak oszołomem trzeba być i złym człowiekiem, żeby w ogóle mówić o "oddaniu Polski", skoro to przecie za parę lat nie będzie żadna "Polska", tylko wschodnie połacie Unii. Więc co to za demagogia? Część tubylców pojedzie zarabiać krocie do jakichś fajnych krajów, część odkryje w sobie krew niemiecką, część jakąś inną... Zresztą Izrael trzeba będzie wkrótce gdzieś przenieść.

Więc wstępowaliśmy my na przykład do tej Unii (nie ja oczywiście) cali w skowronkach, a okazało się co się okazało. Może ci tam "terroryści" też się czegoś takiego boją? Mieliśmy tu kiedyś taki fajny cytat z Gibbona, wklejmyż go sobie ponownie (Chodzi o regenta i coś w stylu faktycznego cesarza Zimiscesa, który zmarł w roku 976, przedtem 12 lat rządził, Tłumaczenie moje własne.)
Największa część jego panowania została spędzona w obozie i w polu: jego osobista odwaga i aktywność objawiły się na Dunajem i Tygrysem, dawnych granicach rzymskiego świata, a dzięki podwójnemu triumfowi nad Rosjanami i Saracenami zasłużył sobie na tytuł zbawcy imperium i zdobywcy Wschodu. Za swym ostatnim powrotem z Syrii, zaobserwował, że najżyźniejsze ziemie jego nowych prowincji są w posiadaniu eunuchów. "I to dla nich", wykrzyknął ze szczerym oburzeniem, "walczyliśmy i zwyciężaliśmy? To dla nich przelewaliśmy naszą krew i opróżnialiśmy skarbce naszego ludu?" Ta skarga została powtórzona echem w pałacu i śmierć Zimiscesa jest silnie naznaczona podejrzeniem otrucia.
Podstawmy sobie pod "eunuchów" panią Środę, panów Biedronia i Sierakowskiego... Czy to nie nabiera aktualności? No to właśnie! Do końca naszych rozważań jeszcze daleko, ale na razie zrobimy sobie przerwę, może nie na wieki wieków.

c.d. Deo volente et Obama drona nie spuściwszy n.

triarius

środa, listopada 27, 2013

O szczęściu - część 3

Powie ktoś, że nie dostrzega żadnego "satanistycznego potencjału" w pojęciu "szczęście", a w ogóle to nie bardzo wie o jaki "satanistyczny potencjał" może chodzić. Na co ja, że ten satanizm, o którym tu mówię, jest rzeczywiście czymś b. szerokim, "satanistycznym" w sensie ogólnym i poniekąd metaforycznym... Za to czymś nawet dla całkiem niewierzących.

Czymś takim, o czym często mówi Coryllus, a Pan Tygrys dotąd raczej mówił o tym jako o post-oświeceniowych miazmatach, liberalnych kłamstwach, agresywnej lewiźnie z jej mrówczo-totalitarnymi dążeniami, czy (pseudo) świeckiej gnozie. Ponieważ głównym wrogiem tego wszystkiego jest, w pewnym istotnym sensie, Kościół Katolicki, więc z takiego katolickiego punktu widzenia rzeczywiście jest to satanizm. (Niestety ten Kościół jest obecnie nieprawdopodobnie słaby, a do tego trudno być całkiem ufnym co do jego planów, zamiarów i woli walki.)

Mógłbym dodać jeszcze kilka tego typu synonimów dla określenia "satanizm", ale to by były takie, o których sam piszę raczej rzadko, a w dodatku nie marzę, by mnie posądzano o np. obsesję masonerii i innych iluminatów, albo obrzucano standardowym określeniem na "a".

"No dobra, niech będzie", powie ów nasz niedowiarek - "jednak dlaczego w pojęciu szczęścia miałby zawarty być taki właśnie satanistyczny (w mniej lub bardziej dosłownym sensie) potencjał?" Że odpowiem na to nie wprost, tylko atakiem oskrzydlającym: A czyż w, niewinnym przecież, pojęciu "wolność" nie ma takiego właśnie potencjału?

Pomyśl chwilę, drogi Adasiu, a uświadomisz sobie, co z tym pojęciem, co z tym słowem, zrobiła owa agresywna, totalitarna lewizna - ci, których, jeśli chcemy zachować bardzo katolicką terminologię (a czemu niby nie?) można z pełnym przekonaniem nazwać "sługami szatana", czyli "satanistami".

Czy pojęcie "wolność" samo w sobie jest złe? Czy zawiera ono - samo z siebie, bez komentarzy "moralnych autorytetów", bez szemranej dydaktyki, szemranej rozrywki uczącej "jak żyją inni ludzie", szemranej "sztuki", uczącej "co jest wzniosłe", bez etyków na każdy dzień tygodnia... Czy zawiera ono coś, co by zdrowemu, przyzwoitemu człowiekowi nie pasowało?

Oczywiście że nie! Wolność jako przeciwieństwo niewolnictwa jest ideałem wzniosłym i tygrysicznym. Wolność Ojczyzny to zachodni ideał do dziś inspirujący się Termopilami i Maratonem (i nie mówimy o idiotycznych "Igrzyskach Olimpijskich", ani oczywiście o tym, by to była ta sama cywilizacja), a to były rzeczy bez wątpienia wzniosłe i słuszne.

Że tym samym inspirowali się różni radykałowie, na przykład w czasie Rewolucji Francuskiej? Naiwni byli, nieokrzesani, czasem zmanipulowani przez cwańszych i cyniczniejszych, ale ja nic aż tak zdrożnego w tych ich dążeniach do wolności nie dostrzegam.

Ancien Régime nie był ani tak cudny, jak nam się to czasem wmawia, ani w dodatku tak zdrowy, jak sobie różni "monarchiści" dziś wyobrażają. Co innego, że nam się każe chłeptać tamte naiwne brednie wciąż, po ponad dwustu latach, a one w dodatku w coraz mniejszym z roku na rok stopniu głoszą - w ustach tych obecnych autorytetów i nauczycieli - wolność, w coraz większym zaś coś skrajnie do niej przeciwnego.

Ta dzisiejsza "wolność", którą nam się wmawia i wdrukowuje, to nie SUWERENNOŚĆ własnego narodu... Wręcz przeciwnie! (O ile ktoś oczywiście nie jest narodem niemieckim, żydowskim, czy innym z tej najściślejszej czołówki.) To jest "wolność jednostki", która to jednostka z samego założenia stanowi sztuczny twór, wyprodukowany przez owe "autorytety", "filozofów", "mędrców" i co tam jeszcze,

Stworzenie, jakie w przyrodzie nie istnieje i istnieć by nie mogło, którego wszelkie związki z innymi istotami własnego gatunku zostały przefiltrowane, ocenzurowane i arbitralnie (ale z absolutnie jednoznacznym i ściśle realizowanym zamiarem) narzucone przez owych macherów (środy, bałmany i inne tego typu skurwielstwo).

Nie trzeba być Panem Tygrysem, nie trzeba nawet być najskromniejszym początkującym adeptem Tygrysizmu, żeby wiedzieć, iż jest to robione po to, by bezbronna, naga i niesuwerenna jednostka - każdy z nas, i w przyszłości, na wieczne czasy, wszystkie nasze ewentualne dzieci i wnuki - stała samotnie wobec wszechmocnej machiny, której owe "autorytety", bałmany i środy służą, którą wspierają, i którą po prostu, wraz z innymi tego i innego rodzaju indywiduami, tworzą.

Każdy to wie, bo to przecież całkiem powszechna wiedza. (Oczywiście poza lewizną i liberałami, ale ich umysły, dusze i przekonania to temat na całkiem inną okazję.) No i każdy zdrowy, normalny człowiek, słysząc słowo "wolność", musi nabrać czujności, a kiedy usłyszy je powiedzmy trzykrotnie w ciągu kilku minut rozmowy, stanowczo może odbezpieczać Grubą Bertę. Czy to jednak oznacza, że słowo "wolność" - samo w sobie - jest złe? Fałszywe? Totalitarne? To samo z pojęciem...

Nic złego w nim oczywiście nie ma, dla mnie jest to na przykład jedna z najpiękniejszych i najwznioślejszych spraw na tym świecie. A jednak z tym słowem na ustach ludzie z radosnym uśmiechem przyjmują na kark kolejne chomąta, dają sobie zakładać kółka do nosa, i to nie dla ozdoby, a do przywiązania grubego sznura, za który można ich będzie prowadzić do rzeźni, dają się kastrować, kwicząc z radości na samą myśl o jeszcze głębszym zniewoleniu...

Podczas gdy ludzie nieco - a właściwie to znacznie, choć jeszcze nie dość - mądrzejsi i przyzwoitsi mają do "wolności", jako etycznego ideału, stosunek dwuznaczny lub wprost niechętny, uważając go za z samej natury sprzeczny z konserwatyzmem, i tak dalej. Co z kolei cudownie robi na rączkę środom i bałmanom tego świata.

I tak samo, albo jeszcze gorzej, jest ze SZCZĘŚCIEM. Ale o tym już, Deo volente, następnym razem.

triarius

sobota, października 01, 2011

Myśli o etyce i hodowli (bo czy Środa musi mieć monopol na jedno, a ZSL na drugie?)

Naczelną etyczną wartością, dewizą, słowem kluczowym, i czym tam jeszcze, uczciwej i porządnej Lewicy wydaje mi się "Dobroć" - w sensie łagodność, altruizm i te rzeczy.

Naczelną etyczną wartością, dewizą, słowem kluczowym, i czym tam jeszcze, PRAWICY byłaby "Szlachetność" - połączenie siły (każdego rodzaju), osobistej wolności, odwagi, z poczuciem własnej wartości, przynależności do elity (takiej czy innej, ale właśnie tej istotnej) - z drugiej zaś strony, z poczuciem obowiązku stałego zasługiwania sobie na wysoką ocenę, choćby była to ocena jedynie we własnych oczach.

Tutaj także honor (co się akurat wiąże ściśle z tą samooceną i zasługiwaniem na nią), lojalność wobec wszystkich (ludzi i spraw), które w naszej ocenie mają prawo od nas lojalności oczekiwać. Szlachetność w tym rozumieniu to starożytne καλὸς κἀγαθός - "piękny i zacny". (Najczęściej spotykane tłumaczenie słowa γαθός - jako "dobry" czy "cnotliwy" - wydają mi się, przy ich dzisiejszych konotacjach, bardzo mylące.)

No dobra, to było o etyce - autentycznej, takiej, jak ją rozumieją moralnie zdrowi, normalni ludzie, należący do zachodniej cywilizacji. (Wcale nie twierdzę, że należący do innych cywilizacji na pewno nie - po prostu nie wydaję tutaj na ten temat opinii.) Ale może warto by sobie także uwzględnić Lewactwo - to obrzydliwe, dla którego dobro jest jedynie śmieszne w swej naiwności, a szlachetności nie potrafiłaby zauważyć, nawet gdyby walnęła je w nos w zimny grudniowy poranek.

Jaka jest naczelna quasi-etyczna wartość, dewiza i słowo kluczowe Lewackości - tej programowo wrogiej wszelkim etycznym wartościom, a już z całą pewnością wartościom cywilizacji Zachodu, Lewizny? W odróżnieniu od porządnej Lewicy - choćby nawet była skrajnie naiwna, dziecinna i po prostu głupia - totalitarnej, choćby miała usta pełne "wolności" i "praw jednostki"?

Dygresja... Aż mi głupio, że omawiam tę ponurą sprawę razem ze sprawą etycznych wartości porządnych ludzi, ale jest to tak ważna rzecz, że warto to, moim zdaniem, mówić przy każdej okazji. Bo to w sumie, na tym łez padole, ważniejsze od tamtych. Przykre, ale prawdziwe.

Gdyby ktoś to dokładnie przemyślał, dokładnie zrozumiał, może mielibyśmy początek jakiejś spójnej i funkcjonującej ideologii, a przynajmniej coś, co mogłoby zadziałać propagandowo na całkiem wielu moralnie zdrowych ludzi. Choćby dotąd się całkiem "polityką" nie interesowali i wobec tej Kosmicznej Walki, która się toczy na naszych oczach, a jednak przez nikogo niemal nie dostrzegana, był całkiem obojętny.

No więc jak jest z tą kurewską Lewizną? Otóż jej "genialnym pomysłem", jej "naukową podstawą", jej celem i planem jest WYHODOWANIE CZŁOWIEKA UDOMOWIONEGO. Ani mniej, ani więcej! Jeśli dla kogoś jestem jakimkolwiek intelektualnym autorytetem, to bardzo bym prosił o wgryzienie się w tę myśl, przemyślenie jej, wczucie się... I może wtedy świat zacznie wyglądać całkiem inaczej. A przynajmniej cała ta obrzydliwość świata, której ostatnio coraz więcej, i która nas już niemal zalewa po czubek głowy.

(Swoją drogą - wiecie komu pono Marks chciał zadedykować swój Das Kapital? Darwinowi. Darwin dedykacji jednak nie przyjął. Drobiażdżek, oczywiście, zgoda, ale jednak ładnie potwierdza to, co chciałem dzisiaj powiedzieć.)

triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?