Pokazywanie postów oznaczonych etykietą prowokatorzy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą prowokatorzy. Pokaż wszystkie posty

piątek, marca 11, 2016

A nie mówiłem...?

... że mam już tu wszystko z góry opisane na każdą okazję? No bo i proszę:

http://bez-owijania.blogspot.com/2014/07/wolny-rynek-towarzyszu-muszka.html

Gratulacje, batony Snickers, salwy armatnie i ładniutkie babcie proszę kierować na adres:

http://bez-owijania.blogspot.com/

triarius

wtorek, lipca 22, 2014

O armiach, cywilach i słowiczych trylach prowokatorów

Korwin na fali, trzódka jego pryszczatych wielbicieli szaleje na blogach i forach, a ja, korzystając z okazji, staram się im sprzedać nieco tego towaru, który mi się przez te wszystkie lata w związku z "wolnym rynkiem", liberalizmem i samym Korwinem naprodukowały.

Tak więc ja im na przykład staram się wytłumaczyć, że wizja jednej zbratanej w uścisku Ludzkości, zajmującej się - bez żadnych tam konfliktów, wojen czy państwowej przemocy - produkcją i wymianą dóbr, plus wynalazkami, mającymi szczęście owej Ludzkości jeszcze dodaktowo zwiększyć, to wizja do szpiku kości lewicowa.

Całkiem niezależnie od tego, jak ktoś takie wizje maluczkim stręczący, sam to nazywa, czy od tego, jakie tam "hiper-prawicowe" dodatki, niczym spleśniałe rodzynki do zakalcowatego ciasta, powpycha. Nie dostrzegam zresztą nic aż tak immanentnie prawicowego w publicznej chłoście i innych tego typu pomysłach.

Jeśli taka rozmowa z pryszczatym nieco potrwa, przeważnie słyszę jak to Korwin wzmocnił polską armię - "więc jak on może być globalny, antynarodowy i w ogóle nie-patriota?!" Albo też to ja mówię, że z umiarkowanego, ale jednak zwolennika Korwina, głównie jako publicysty na ostatnią stronę - z założenia dziko kontrowersyjnego i bez większej odpowiedzialności za słowo - to właśnie ta jego "w pełni zawodowa armia" przestawiła mnie na jego zdecydownego wroga. Potem już poszło naprawdę gładko!

Dlaczego? Dlatego, przede wszystkim, że dla mnie, w odróżnieniu od różnych tam liberałów i innych naprawiaczy świata, armia (w tym flota, lotnictwo itd. oczywiście) służy nie zmniejszaniu bezrobocia, nie promowaniu równouprawnienia, nie zarabianiu nawet na eksporcie broni - tylko niemal wyłącznie, a w każdym razie przede wszystkim - to celów militarnych.

Co, w przypadku Polski, płaskiej jak stół i leżącej tam, gdzie leży - oznacza przede wszystkim OBRONĘ własnego terytorium i państwa. Po prostu! Zresztą, jak się zostawi na chwilę na boku ideologiczne mrzonki i pacyfizmy liberałów - widać, że nawet takie kraje, które natura sama stworzyła dla "w pełni zawodowej armii"...

Jak to: Wielka Brytania (będąca, jakby ktoś nie wiedział, wyspą, którą ostatni raz z sukcesem najechano w roku 1066), czy US of A (będący połową kontynentu, graniczącą z dwoma o wiele mniej ludnymi i słabszymi, co tu dużo gadać, sąsiadami) - kiedy sprawa była napawdę poważna, stosowały pobór na ogromną skalę, na swą "w pełni zawodową armię" jakoś za bardzo nie licząc.

(Szwajcaria, tak przy okazji, też ma nieco inną topografię i geopolityczną sytuację od Polski.) Konkrety? Pierwsza i druga wojna światowa, wojna koreańska, wojna w Wietnamie... Starczy? I, powtarzam - to nie są kraje leżące w takim miejscu, przez które nawet bizony i mamuty z epoki zlodowceń obowiązkowo przechodziły dwa razy do roku, w ramach swej naturalnej, instynktownej transhumancji!

Powie ktoś, że przecież obywatele mają być uzbrojeni, więc każdy potencjalny wróg napotka... I te rzeczy, każdy chyba te dyrdymały wielokrotnie już słyszał. Tym razem nie chcę się nawet znęcać nad poglądem, że na te wszystkie drony, czołgi, odrzutowce, rakiety takie i inne, Spetznazy, Gestapo, piąte kolumny, quislingów i targowice, miałaby wystarczyć zgraja niewyszkolonych cywilów z prywatnymi pistolecikami. ("Zaraz, zaraz, a z której strony to właściwie strzela? Dlaczego to nie pasuje? Przecież mówiłem 9 mm i tu na pudełku stoi 9 mm...?")

Wyobraźmy sobie jednak te tłumy na drogach, które tej mitycznej "w pełni zawodowej armii" plączą się pod nogami, wyjadają dostępne żarcie, blokują drogi... I tak dalej. Gość zmobilizowany, nawet gdyby mu kazali siedzieć w domu, będzie w tym domu (dopóki całe państwo całkiem się już nie zawali) siedzieć. Nie będzie się platał i przeszkadzał. To już coś.

Długi, suchy wykład... Czy jak to nazwać... Pamflet? Teraz będzie human touch. Miałem dziadka, niestety zmarł na pół roku przed moim urodzeniem, więc go osobiście nie znałem, ale był b. interesującym człowiekem. (O którym np. teraz pono książkę gość pisze, itd. I nie tylko to, serio!)

I ten dziadek był przed wojną b. dobrze prosperującym przedsiębiorcą budowlanym w Gdyni. (Coś dla liberałów rynkowych, jak sądzę.) W pamiętnym roku 1939 powołano go i wysłano na Hel. Jako inżyniera od umocnień. Kiedy Hel się poddawał, mój dziadek był jedynym tam cywilem i szkopy by go natychmiast - w świetle nawet poniekąd międzynarodowego prawa - rozwaliły.

Tak samo, jak to uczyniły np. z obrońcami Poczty Gdańskiej przecież, tak? Dziadek, na jego szczęście, w ostatniej chwili dostał od kogoś mundur, po czym całą wojnę przetrwał w oficerskim obozie jenieckim. Musiało to być dość mocne przeżycie, zapewne każdy dzień był emocjonujący, bo cały czas groziło mu wykrycie i cała reszta.

Co chciałem przez ten osobisty wtręt uzyskać, spyta ktoś? A to chciałem uzyskać, że jeśli ktoś nam stręczy propagandę taką, że my tu - banda, jakby nie była, cywili, w razie napaści na nasz kraj, będziemy sobie, cywilnie, do tych najeźdźców i okupantów strzelać - jako partyzantka - no to ten ktoś ewidentnie Polakom dobrze nie życzy.

Można nawet sądzić, że, z głupoty albo wrednego charakteru i mętnych powiązań, pragnie, by ewentualny najeźdźca czy okupant wymordował sporo Polaków, nie gwałcąc przy okazji jakichś tam Porozumień Genewskich. Jasne - niby są potem trybunały za ludobójstwo, ale po pierwsze - trochę później, a po drugie - nikt przytomny sobie tam chyba nie wyobraża np. Rosji, np. Niemiec, czy np...

Sami wiecie o kim myślę... W roli oskarżonych. Prawda? W drugiej wojnie światowej Niemcy jednak nie zdecydowały się na użycie broni chemicznej, na parę innych radykalnych posunięć tego typu też nie, a z rozwalaniem "polskich bandytów" czy obrońców Poczty skrupułów nie mieli.

Więc jednak jest pewna różnica nawet dla tak bezwzględnych okupantów, a status "zielonego ludzika" też nie w każdych okolicznościach działa tak pięknie i gładko, jak to widzimy w tej chwili w telewizjach. W wykonaniu Polaków, zapewniam, działać to zbyt skutecznie nie będzie!

Tak więc, jeśli się nie jest Rosją, Izraelem, czy powiedzmy Ameryką, to albo należy być oficjalnie żołnierzem i po ew. wzięciu do niewoli być traktowanym jako kombatant, zgodnie z konwencjami, albo nie należy na najeźdźcę/okupanta, jako cywil, ręki podnosić - o ile człek nie ma ogromnego zaiste upodobania do ryzyka. W skali całego narodu raczej takiego upodobania mieć nie należy.

Nie każdy będzie miał tyle szczęścia, żeby w ostatniej chwili dostać mundur, i żeby - to są nowe czasy, wedle wielu lepsze - ów okupant w bazie danych, takiej czy innej, nie wykrył, że to jednak zwykły cywil, więc można go na łono Abrahama bez problemów.

Nie chcę tu się bez wielkiej potrzeby podpierać cytatami z narodowych bohaterów, ale w czasach zamętu - a obecny z całą pewnością taki jest, choćby na razie był to zamęt głównie umysłowy - naprawdę przede wszystkim należy się wystrzegać prowokatorów i ich slowiczych tryli.

(Słowo "prowokator" podoba mi się jakoś bardziej niż "agent wpływu", może dlatego, że jestem stary, a może dlatego, że z francuskiego, a to drugie chyba z terminologii jakiegoś NKWD. Dlatego mówię chętniej o "prowokatorach" - można sobie jednak tam wstawić "agenci wpływu" i też będzie z sensem.)

Tak więc - jak będzie z tymi prowokatorami (agentami wpływu)? Jak będzie z ich słowiczym śpiewem? Jak będzie z tą "w pełni zawodową armią" i, przy okazji, resztą podobnie obłędnych teorii? Jak będzie z wizją Jednej Ludzkości Złączonej w Bratnim Uścisku Bez Granic Bez Władzy Państwowej - Konsumującej, Produkującej i Wymieniającej Się Dobrami Pod Dobrotliwym Okiem Łowcy Socjalizmów Wszelakich...? Hę?

triarius

P.S. A teraz wychodzimy pojedynczo. I uważać na ogony!

czwartek, lutego 28, 2013

Przyszłość będzie w tygrysie pręgi...

... albo też wcale jej nie będzie. Przynajmniej dla nas.

* * * * *

Liczne i mądre rzeczy zawiera w sobie Tygrysizm, liczne i piękne rzeczy zostały wypowiedziane na tym blogasku. (Choć, po prawdzie, blogaskowa forma, która niedawno jeszcze zdawała się mi zostawiać tyle radosnej swobody, co obszerne i odpowiednie do oberka portki, dusi mnie od jakiegoś czasu i więzi, niczym fin-de-siècle'owy gorset z fiszbinami dorodną i lubiącą zjeść dziewczynę z ludu w jedenastym miesiącu ciąży, spowodowanej krótką acz intensywną znajomością z paniczem ze dworu.)

Nie najmniej ważną i nie najmniej mądrą z tych rzeczy jest to, com wam ludzie mówił o klasowym podejściu, prolach i, niezliczonych niestety, interpetujących nam bez proszenia "prawicowość" kacapskich prowokatorach. Kto wie, niech sobie przypomni, kto nie wie, niech się wreszcie dowie! Nie będziemy tego tu przypominać, bo dziś mamy, interesujący i być może brzemienny znaczeniami, drobiazg - jak na nas niemal biężączkę! (Fanfary, werble, chóry starców.)

Otóż oglądałem ja całkiem niedawno na francuskiej (i pro-"europejskiej" oczywiście jak cholera) telewizji debatę na temat "populizmu w Europie". Ewidentnie, i nawet dość explicite, spowodową sukcesem wyborczym tego tam Beppo we Włoszech.

Udział w tym brali: obiektywnie pro-"europejska", że już trudno bardziej, dziennikarka... Poseł do francuskiego parlamentu, z listy "prawicowej" partii, który się w tym parlamencie zajmuje ekonomią... Młody, z bródką, i ewidentnie wiedzący (do czasu przynajmniej, do czego dojdziemy) gdzie chleb posmarowany, politolog...

Plus były kandydat z tego tam pięciogwiazdkowego ruchu owego Beppo - intelektualny młodzieniec, wyglądający sensownie i nawet niebrzydko... Oraz działaczka francuskiego Frontu Lewicy - słuchajcie, słuchajcie! - młoda, całkiem atrakcyjna dziewoja, która przez cały czas trwania tej debaty nie rzekła absolutnie nic głupiego czy wrednego, natomiast całkiem sporo rzeczy wyraźnie dorzecznych, a nawet nieco jakby z letka pobrzmiewających Tygrysizmem.

Co konkretnie takiego mówiła - spytacie? No to najpierw bardzo krótko zarysuję wam tu nastrój, jaki tam na tej debacie panował. Strona oficjalna i nieoszołomska, kochająca oczywiście "Europę" jak siebie samego (i nie bez powodu), zdawała się być w lekkiej panice. Z powodu Beppa znaczy. I ta panika zdawała się w miarę upływu czasu narastać.

Do tego stopnia, że nawet jakieś drobne wątpliwości się zaczęły jakby pojawiać - przynajmniej u dziennikarki i politologa - pan poseł miał minę zbitego spaniela, ale płaczliwym głosem do końca mówił w sumie to, co na początku. (Co mówił? Korwinizm dla ubogich, podlany "europejską" gadką o potrzebie samoograniczania i świeckiej grzeszności życia nad stan. Na co tamtych dwoje wytknęło mu 10 tys. ojro miesięcznie i kumulację dwóch mandatów.)

Jednak najciekawsza była ta dziewczyna (no i jeszcze coś, albo może ktoś, ale o tym na razie sza!). Nie tylko dlatego, że Pan Tygrys ładne dziewczny pasjami lubi, ale głównie dlatego, ze wyraziła kilka, jak żeśmy sobie to już powiedzieli, ciekawych myśli. Ten Front Lewicy to oczywiście "partia skrajna i populistyczna", jak nam to prowadząca i jej pomagierzy bez przerwy przypominali. Nie tak okropna, oczywiście, jak Front Narodowy, ale też "populizm".

No i ta dziewczyna, reprezentantka tego Frontu, "populizmu" i "skrajności", tylko raz zdawkowo wspomniała, że "my oczywiście Frontu Narodowego nie popieramy". (A jaka to partia głośno i oficjalnie popiera w ogólności drugą partię?) Poza tym broniła go, i swojej partii też oczywiście, argumentując np., że "to granda, iż partie reprezentujące tak wielką część obywateli mają tak mało przedstawicieli w parlamencie". (Front Lewicy 10, jak pamiętam, Front Narodowy dwóch.)

Odrzucała też w całości określenie "partie skrajne", "partie populistyczne", a nawet "partia skrajnej prawicy" w odniesieniu do FN. I do samego końca się nie dała zakrzyczeć, a raczej przeciwnie - zmiękczyła dwoje z trojga swych oponentów, trzeciego zaś niemal doprowadziła do płaczu.

Nie obyło się też bez humorystycznej pointy na zakończenie. Otóż - zapewne jako miażdżący w zamiarze argument, kiedy już się nie dało owych dwojga młodych zakrzyczeć - pokazano nam krótki clip z Barroso. Barroso, który harcował na drewnianym koniku, wymachując plastikową szabelką i pokrzykując buńczucznie - że on się Beppem nie przejmuje i inni mają się nie przejmować, że: "Europa, Europa, Europa, i Europa będzie nadal robić to co robi, bo tak jest fajnie, a inaczej się nie da..." I takie tam.

(Uświadomiłem sobie, że powyższe daje się zrozumieć dosłownie. Otóż nie - to była metafora. W rzeczywistości facio jedynie ględził. To zresztą jedyne co on potrafi.)

To jest typ człowieka, i nie tylko on, bo takich jest przecież sporo, którego absolutnie nie mam ochoty porównywać do markizy de Lamballe (z powodów zresztą bardziej pochlebnych dla markizy, niż dla niego), ale nie ulega mojej wątpliwości, że tego typu ludzie nie przejrzą na oczy, nawet na ułamek sekudny zanim (Deo volente) zamachają nogami trzy metry powyżej wiwatującego z tej podniosłej okazji tłumu.

I to by było na tyle. W sumie całkiem tygrysicznie sie zaczyna dziać w tej naszej (?) Europie, n'est-ce pas?

triarius