środa, sierpnia 27, 2008

CUI PRODEST - czyli jak stworzyć teorię spiskową co ma ręce i nogi

Większość spiskowych teorii ma to do siebie, że wymaga przyjęcia masy korzystnych dla spiskujących splotów okoliczności, plus - co jeszcze bardziej mnie do nich z reguły zraża - o wiele precyzyjniejszych działań, niż to się w realnym świecie zwykło zdarzać. Żeby na przykład opróżnić gmach WTC ze wszystkich Żydów a potem trzepnąć w niego liniowym odrzutowcem trzeba by mieć więcej kontroli nad rzeczywistością, niż można o to podejrzewać nawet Mossad, i to nawet na tak pobłażliwym, jakby można sądzić, dlań gruncie, jak Nowy Jork.

Nie jest jednak tak, bym sądził, że nikt żadnych spisków nigdy tworzyć nie próbuje. Albo że nic takiego nigdy się nie udaje. Tak samo jest dla mnie oczywistą "spiskowa teoria" mówiąca, iż każdy większy wybuch "społecznego niezadowolenia" w PRL - od Poznania '56 po strajki przed Okrągłym Stołem - była sprowokowana, a bez wewnątrzpartyjnych dintojr i ubeckich prowokatorów nigdy by nie nastąpiły. Jak i "spiskowa teoria" tłumacząca dekomunizację w całym Obozie Postępu na przełomie lat '80 i '90 przegrupowywaniem się sił totalitarnej władzy. To dla mnie absolutna oczywistość, że tak właśnie było.

Nikt dobrowolnie władzy nie oddaje, lud mógł wtedy, jak i zawsze, władzuni co najwyżej skoczyć na warsztat... Czego dowodem jest choćby to, co się teraz dzieje w Gruzji, oraz to, co się od 19 lat dzieje w Polsce. Co niby tutaj lud może? Że spytam. Nawiasem mówiąc moim własnym wkładem w tę teorię jest teza, iż "pieriestrojka" oraz "dekomunizacja" były komuchom potrzebne głównie być może dlatego, że potrzebowali komputeryzacji. Więc zrobili NEP i się skomputeryzowali. Nie tylko zresztą, były i inne korzyści, które można uznać za dodatkowe bonusy.

A dlaczego potrzebowali komputeryzacji? - spyta ktoś. A Pan Tygrys odpowiada: "Totalitaryzm bez komputerów to tylko wstępna gra miłosna. I w związku z tym za parę lat zobaczymy taki totalitaryzm, o jakim nam się nie śniło. Nie tylko w Rosji zresztą, o nie! Jak najbardziej w Europie." Tako rzecze Pan Tygrys i ja mu raczej wierzę, choć mnie to nie cieszy.

No i fajnie. Teraz do ad remu... Przed chwilą włączyłem sobie otóż na chwilę TVN24 i od razu narodziła się nowa teoria spiskowa. Mająca w mojej opinii wszelkie zalety dobrej, realistycznej teorii spiskowej, bez żadnych, typowych dla wielu z nich, wad. A było to tak... Na TVN24 nawijał taki facet, nazwisko miał Pomianowski, a wyglądał i przemawiał do nas tak, jak krawiec z przedwojennych Nalewek próbujący nam za wygórowaną cenę sprzedać przenicowaną i wyłysiałą marynarkę.

Cóż ten Pomianowski mówił? Ano tłumaczył nam, że tylko jedność Unii Europejskiej może nas obronić przed Rosją, w związku z czym on, Pomianowski, ma niepłonną nadzieję, iż "pan prezydent" (uprzejmie powiedział, ale mnie jakoś przypomniał się "pan papież" pewnego rabina, nie mam pojęcia dlaczego) odblokuje zablokowane podpisanie traktatu lizbońskiego. No i mnie oświeciło!

Cui prodest? Czyli, po naszemu, "komu się opłaca"? Mówimy oczywiście o rosyjskiej awanturze w Gruzji. Ano, ukryć się nie da, że opłaca się Rosji, to raz, a po drugie zwolennikom "pogłębiania integracji europejskiej". Czyli lesbijskiego traktatu na najbliższą metę. Czyli niewątpliwie Niemcom, którym się traktat lesbijski i "dalsza integracja" bardzo podoba. Jak zresztą podobała im się integracja europejska w swych poprzednich wydaniach, tylko im ją niecnie np. w '45 pokrzyżowano.

No więc nie da się ukryć, że prodest tutaj mamy takie, że należałoby sobie wyobrazić brukselskich eurokratów i Berlin dogadujące się z Moskwą, by utarła amerykańcom nosa w Gruzji, załatwiając sobie przy tym różne swoje (brudne, ale komu to szkodzi) interesy... A przy okazji napędziła stracha różnym krajom i różnym ludziom w Europie, ze szczególnym naciskiem na tych, którzy Rosji jakoś nie lubią i jakoś się boją. Żeby nie blokowali, żeby się skwapliwie zintegrowali i pospieszyli pod skrzydełka mamy kwoki.

Prawda że to zabójczo logiczne, piękne w swej prostocie i w ogóle nie ma tu słabych punktów? Chyba, oczywiście, że przyjmie się jakąś wrodzoną szlachetność europejskich, niemieckich i rosyjskich polityków... Ale przecież o rosyjskich jeszcze miesiąc temu także wielu rozsądnych ludzi miało niezłe zdanie, a teraz jakby wszystko to się posypało.

Wielu publicystów, w tym wasz oddany, snuło już przypuszczenia, iż kiedy w Europie pojawi się jakiś naprawdę poważny kryzys, europejsy mogą go jeszcze zaostrzyć - co nie byłoby dla nich bynajmniej trudne, skoro mają kontrolę nad całą praktycznie ekonomią, a żadne państwo nie jest już tu naprawdę ekonomicznie samowystarczalne. Po co? Oczywiście po to, by głodny i przerażony lud zawołał magna voce: "Chcemy dalszej integracji! Chcemy mocniejszej europejskiej waaaadzy!"

Na razie ten lud aż takiego kryzysu nie dostrzega, zgoda, ale europejska biurokracja i Berlin, po odrzuceniu przez Irlandczyków lesbijskiego traktatu - jak najbardziej! No więc postępują zgodnie ze scenariuszem, który paru niegłupich ludzi (p. Michalkiewicz między innymi, choć mi ostatnio potężnie podpadł pisząc głupoty o Rosji i Gruzji) już naszkicowało. A że Rosja wraz z Gruzją daleko od Irlandii i postraszyć nimi można raczej Polaków i Czechów? Cóż, nie zawsze ma się wszystko co się lubi. Jak Berlin i Bruksela miały podpisać ten nowy traktat Ribbentropp-Mołotow? Na Hebrydach nie ma jeszcze, na szczęście, postsowieckiego imperializmu. (Choć to może tylko kwestia paru lat.)

Jednak postraszy się Polaków, Czechów, Ukraińców i Bałtów... Polski prezydent przestanie blokować. Irlandczycy zobaczą iż są całkiem izolowani, hordy przerażonych i oburzonych Polaków (którzy tam już przecież są, budując III Irlandię dla Tuska), będą ich na kolanach błagać... "Nie blokujcie... Nie blokujcie..." No to co zrobią Irlandczycy? A jeśli nie, to się im da w dupę przy aplauzie całego europejskiego ludu, szczególnie zaś tych co to Rosji jakoś nie lubią i mają do niej anse.

Kiedy i jak mógłby się dokonać ten nowy pakt Ribbentropp-Mołotow? Całkiem możliwe, że już oderwanie Kosowa od Serbii, mówię o tym niedawnym uznaniu jego "niepodległości", stanowiło część tego planu. Byłby to naprawdę wyrafinowany sposób dania Rosji pomysłu ataku na Gruzję w b. podobnej sprawie, a jednocześnie sygnał, że "cóż, my będziemy musieli na to przymknąć oczy". Ruscy takie rzeczy potrafią zrozumieć, choćby dlatego że są na nie wyczuleni i myślą o tych sprawach 24/7, w dnie powszednie i w święta.

Wojna z Serbią o Kosowo sprzed kilku lat, czy raczej ordynarna napaść na Serbię, to w mojej opinii, ze strony USA przede wszystkim próba zatuszowania afery rozporkowej Clintona, a ze strony Unii, czyli Niemiec... To co zawsze u nich. Wtedy może nawet chciano Rosji nieco utrzeć nosa, żeby miała większy szacunek. Teraz jednak przeciwnie - nie robi się wiele, by tego szacunku nabrała. Możliwe, że tak to właśnie ma być.

Fajna teoria? Trzyma się przysłowiowej kupy? Brakuje jej czegokolwiek? No to na przyszłość widzicie ludzie - w takich przypadkach zawsze należy rozpoczynać od pytania "CUI PRODEST?"! Już Rzymianie o tym świetnie wiedzieli. A swoją drogą, dzięki ci Pomianowski! Dzięki ci TVN24! Bez was nie wpadłbym pewnie przez dobrych parę dni na to co naprawdę oznacza neosowiecka agresja na Gruzję!

Cui prodest, kochane ludzie, cui prodest! I wszystko od razu jasne.

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.