Pokazywanie postów oznaczonych etykietą traktat reformujący. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą traktat reformujący. Pokaż wszystkie posty

czwartek, listopada 27, 2008

Gra do jednej bramki czyli Ojropa

Całkiem niedługo wielkie wydarzenia sportowe będą prawdopodobnie wyglądać jakoś tak. Do miasteczka przyjeżdża aktualny mistrz świata w piłce nożnej, wzmocniony jeszcze paroma najlepszymi graczami Polonii Golina i sklonowanym Pelé z najlepszych lat, by stoczyć mecz z miejscowym zespołem Tusk FC (dawniej Szmacianka). Tłumy rozentuzjazmowanych kibiców, pomalowane gęby, histeryczni sprawozdawcy, telewizje widne, tajne i dwópłciowe (a nawet więcej).

Zaczyna się mecz. Wszystko fajnie, mistrzowie pokazują sztuczki, miejscowi się pocą... Jednak wynik do przerwy, o dziwo, zero zero. Po przerwie też, a aż do dziewięćdziesiątej drugiej minuty, kiedy to wprowadzony przez chwilą defensywny (lewy) pomocnik Tusk FC (dawniej Szmacianka) mija dyskutujących o czymś z zapałem i żywą gestykulacją obrońców gości, i dalekim kopem lobuje leżącego kawałek obok bramki i zainteresowaniem przeglądającego wyjęte z kieszeni spodenek pisemko soft-porno bramkarza.

Szał na trybunach, meksykańska fala... Na drugi dzień media mają wreszcie o czym pisać: mistrzowie świata grali jak patałachy, górą nasi z Tusk FC (dawniej Szmacianka)! Nieprawdopodobne? Ależ wcale nie, po prostu niewielka zmiana przepisów!

Albo boks. Niechby zresztą i walka w klatce - co mi tam! Z kopaniem po jądrach i wydłubywaniem oczu, jak najbardziej. Przyjeżdża taka krzyżówka Bas Ruttena z Ronnym Coutourem (chociaż widziałem jak ten niedawno przegrał przez nokaut) i jeszcze paroma, a miejscowy gieroj wali go jak chce. A tamten całkiem nic. Dlaczego? No bo mu zabroniono - ot dlaczego! "Nam strzelać nie kazano!" A bardziej wprost - "Nam Ojropa zakazała strzelać bramek". Proste! To samo z waleniem w pysk, w przypadku boksu czy innego walę tudo.

Jaki to ma związek z czymkolwiek? A taki mianowicie, że to jest dokładnie sytuacja zbliżającego się (co do tego nigdy nie miałem cienia wątpliwości) ponownego referendum w Irlandii. Plus wszystkich ojropejskich referendów, które, jeśli odpowiednim ludziom (czytaj ojropejsom) zależy, będą zawsze powtarzane tyle razy, aż skutek okaże się... Już tak przecież bywało, gdzieśtam w sprawie waluty ojro. I tak się to będzie zawsze robić długo, aż mistrz świata, nie mając po co naprawdę grać, się rozmarzy na temat piersi (ach!) swojej dalekiej w tej chwili i pewnie już śpiącej smacznie narzeczonej... Zapominając o meczu... Albo cała drużyna z nudów pójdzie na wódkę...

Pozwalając chłopcom z Tusk FC (dawniej Szmacianka) strzelić tę jedną jedyną bramkę, która zapisze ich imiona w historii. Albo kopnąć mistrza klatkowego valetudo tyle razy w kostkę, aż zawyje z bólu i odklepie.

Od razu oczywiście wiedziałem, że powtarzanie referendów w ciągu krótkiego czasu - a czas uczciwy to by było tak z co najmniej 10 latek, jak sądzę - jest świństwem i oszustwem. Jednak akurat przed chwilą uświadomiłem sobie dokładnie na czym to polega. I udało mi się to wyrazić w języku, który, teoretycznie, powinien być zrozumiały nawet dla co bystrzejszego leminga co się podnieca sportowym kibicowaniem.

No bo po prostu tak jest! W tym najistotniejszym dzisiaj i najbliższym nam ponownym referendum, jedna strona nie ma już absolutnie NIC do wygrania - bo przecież JUŻ wygrała co do wygrania było. Druga zaś, z samej natury tej gry, z natury jej zabawnych ojro-zmodyfikowanych przepisów, nie jest już absolutnie niczym zagrożona: jeśli przegra, to ze stuprocentową pewnością otrzyma następną szansę... i następną... i następną... (Chyba że cała Unia jak wielka purchawa gruchnie i rozpadnie się wydając z siebie smród bijący pod niebiosa. Ale to już inna historia.)

Jedna więc strona nie może przegrać i W KOŃCU musi kiedyś wygrać, podczas gdy druga wygrać nijak i absolutnie NIE może i wie, że w końcu przegra... Fajne, prawda? To się nazywa DEMOKRACJA, gdyby ktoś jeszcze nie wiedział. Demokracja - w odróżnieniu od populizmu, czyli "władzy ludu". Ale to jest tak cudowna rzecz, a prawdziwa demokracja, że naprawdę powinniśmy wedle jej zasad zorganizować o wiele więcej dziedzin naszego życia. Na przykład sport, w końcu to takie dzisiaj cholernie ważne!

No więc ja to niniejszym oficjalnie przedstawiłem, a teraz oficjalnie postuluję, żeby to, najlepiej od nowego roku, wprowadzić. A wszelkich innych rodzajów sportu - jako wstecznych, oszołomskich, fanatycznych, populistycznych, rasistowskie... (Kto pilnie czyta Gazetnik Wyborczy ten sobie sam dopisze tutaj dowolną ilość epitetów.) Zakazać i ścigać za każde o nich wspomnienie!

Barroso! Borrell! Kohn-Bendit! Tusk! Schetyna! I cała smętna reszto ojro-szuj, ojro-świrów i ojro-kanciarzy. Do was mówię! Zreformujcie nam ten sport co żywo, żeby wreszcie było demokratycznie, postępowo i po europejsku! Z góry dziękuję.

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

P.S. Wcześniej tego tu nie umieściłem, bo niewiele ostatnio piszę i uznałem, że i tak mało kto to ujrzy. Ale skoro już napisałem, to umieszczam. Na razie tutaj, bo to szybsze i chyba skuteczniejsze, potem to ew. przeniosę na boczek. To naprawdę piękna akcja i prosiłbym o jej wsparcie.

Mikolaj.png

środa, sierpnia 27, 2008

CUI PRODEST - czyli jak stworzyć teorię spiskową co ma ręce i nogi

Większość spiskowych teorii ma to do siebie, że wymaga przyjęcia masy korzystnych dla spiskujących splotów okoliczności, plus - co jeszcze bardziej mnie do nich z reguły zraża - o wiele precyzyjniejszych działań, niż to się w realnym świecie zwykło zdarzać. Żeby na przykład opróżnić gmach WTC ze wszystkich Żydów a potem trzepnąć w niego liniowym odrzutowcem trzeba by mieć więcej kontroli nad rzeczywistością, niż można o to podejrzewać nawet Mossad, i to nawet na tak pobłażliwym, jakby można sądzić, dlań gruncie, jak Nowy Jork.

Nie jest jednak tak, bym sądził, że nikt żadnych spisków nigdy tworzyć nie próbuje. Albo że nic takiego nigdy się nie udaje. Tak samo jest dla mnie oczywistą "spiskowa teoria" mówiąca, iż każdy większy wybuch "społecznego niezadowolenia" w PRL - od Poznania '56 po strajki przed Okrągłym Stołem - była sprowokowana, a bez wewnątrzpartyjnych dintojr i ubeckich prowokatorów nigdy by nie nastąpiły. Jak i "spiskowa teoria" tłumacząca dekomunizację w całym Obozie Postępu na przełomie lat '80 i '90 przegrupowywaniem się sił totalitarnej władzy. To dla mnie absolutna oczywistość, że tak właśnie było.

Nikt dobrowolnie władzy nie oddaje, lud mógł wtedy, jak i zawsze, władzuni co najwyżej skoczyć na warsztat... Czego dowodem jest choćby to, co się teraz dzieje w Gruzji, oraz to, co się od 19 lat dzieje w Polsce. Co niby tutaj lud może? Że spytam. Nawiasem mówiąc moim własnym wkładem w tę teorię jest teza, iż "pieriestrojka" oraz "dekomunizacja" były komuchom potrzebne głównie być może dlatego, że potrzebowali komputeryzacji. Więc zrobili NEP i się skomputeryzowali. Nie tylko zresztą, były i inne korzyści, które można uznać za dodatkowe bonusy.

A dlaczego potrzebowali komputeryzacji? - spyta ktoś. A Pan Tygrys odpowiada: "Totalitaryzm bez komputerów to tylko wstępna gra miłosna. I w związku z tym za parę lat zobaczymy taki totalitaryzm, o jakim nam się nie śniło. Nie tylko w Rosji zresztą, o nie! Jak najbardziej w Europie." Tako rzecze Pan Tygrys i ja mu raczej wierzę, choć mnie to nie cieszy.

No i fajnie. Teraz do ad remu... Przed chwilą włączyłem sobie otóż na chwilę TVN24 i od razu narodziła się nowa teoria spiskowa. Mająca w mojej opinii wszelkie zalety dobrej, realistycznej teorii spiskowej, bez żadnych, typowych dla wielu z nich, wad. A było to tak... Na TVN24 nawijał taki facet, nazwisko miał Pomianowski, a wyglądał i przemawiał do nas tak, jak krawiec z przedwojennych Nalewek próbujący nam za wygórowaną cenę sprzedać przenicowaną i wyłysiałą marynarkę.

Cóż ten Pomianowski mówił? Ano tłumaczył nam, że tylko jedność Unii Europejskiej może nas obronić przed Rosją, w związku z czym on, Pomianowski, ma niepłonną nadzieję, iż "pan prezydent" (uprzejmie powiedział, ale mnie jakoś przypomniał się "pan papież" pewnego rabina, nie mam pojęcia dlaczego) odblokuje zablokowane podpisanie traktatu lizbońskiego. No i mnie oświeciło!

Cui prodest? Czyli, po naszemu, "komu się opłaca"? Mówimy oczywiście o rosyjskiej awanturze w Gruzji. Ano, ukryć się nie da, że opłaca się Rosji, to raz, a po drugie zwolennikom "pogłębiania integracji europejskiej". Czyli lesbijskiego traktatu na najbliższą metę. Czyli niewątpliwie Niemcom, którym się traktat lesbijski i "dalsza integracja" bardzo podoba. Jak zresztą podobała im się integracja europejska w swych poprzednich wydaniach, tylko im ją niecnie np. w '45 pokrzyżowano.

No więc nie da się ukryć, że prodest tutaj mamy takie, że należałoby sobie wyobrazić brukselskich eurokratów i Berlin dogadujące się z Moskwą, by utarła amerykańcom nosa w Gruzji, załatwiając sobie przy tym różne swoje (brudne, ale komu to szkodzi) interesy... A przy okazji napędziła stracha różnym krajom i różnym ludziom w Europie, ze szczególnym naciskiem na tych, którzy Rosji jakoś nie lubią i jakoś się boją. Żeby nie blokowali, żeby się skwapliwie zintegrowali i pospieszyli pod skrzydełka mamy kwoki.

Prawda że to zabójczo logiczne, piękne w swej prostocie i w ogóle nie ma tu słabych punktów? Chyba, oczywiście, że przyjmie się jakąś wrodzoną szlachetność europejskich, niemieckich i rosyjskich polityków... Ale przecież o rosyjskich jeszcze miesiąc temu także wielu rozsądnych ludzi miało niezłe zdanie, a teraz jakby wszystko to się posypało.

Wielu publicystów, w tym wasz oddany, snuło już przypuszczenia, iż kiedy w Europie pojawi się jakiś naprawdę poważny kryzys, europejsy mogą go jeszcze zaostrzyć - co nie byłoby dla nich bynajmniej trudne, skoro mają kontrolę nad całą praktycznie ekonomią, a żadne państwo nie jest już tu naprawdę ekonomicznie samowystarczalne. Po co? Oczywiście po to, by głodny i przerażony lud zawołał magna voce: "Chcemy dalszej integracji! Chcemy mocniejszej europejskiej waaaadzy!"

Na razie ten lud aż takiego kryzysu nie dostrzega, zgoda, ale europejska biurokracja i Berlin, po odrzuceniu przez Irlandczyków lesbijskiego traktatu - jak najbardziej! No więc postępują zgodnie ze scenariuszem, który paru niegłupich ludzi (p. Michalkiewicz między innymi, choć mi ostatnio potężnie podpadł pisząc głupoty o Rosji i Gruzji) już naszkicowało. A że Rosja wraz z Gruzją daleko od Irlandii i postraszyć nimi można raczej Polaków i Czechów? Cóż, nie zawsze ma się wszystko co się lubi. Jak Berlin i Bruksela miały podpisać ten nowy traktat Ribbentropp-Mołotow? Na Hebrydach nie ma jeszcze, na szczęście, postsowieckiego imperializmu. (Choć to może tylko kwestia paru lat.)

Jednak postraszy się Polaków, Czechów, Ukraińców i Bałtów... Polski prezydent przestanie blokować. Irlandczycy zobaczą iż są całkiem izolowani, hordy przerażonych i oburzonych Polaków (którzy tam już przecież są, budując III Irlandię dla Tuska), będą ich na kolanach błagać... "Nie blokujcie... Nie blokujcie..." No to co zrobią Irlandczycy? A jeśli nie, to się im da w dupę przy aplauzie całego europejskiego ludu, szczególnie zaś tych co to Rosji jakoś nie lubią i mają do niej anse.

Kiedy i jak mógłby się dokonać ten nowy pakt Ribbentropp-Mołotow? Całkiem możliwe, że już oderwanie Kosowa od Serbii, mówię o tym niedawnym uznaniu jego "niepodległości", stanowiło część tego planu. Byłby to naprawdę wyrafinowany sposób dania Rosji pomysłu ataku na Gruzję w b. podobnej sprawie, a jednocześnie sygnał, że "cóż, my będziemy musieli na to przymknąć oczy". Ruscy takie rzeczy potrafią zrozumieć, choćby dlatego że są na nie wyczuleni i myślą o tych sprawach 24/7, w dnie powszednie i w święta.

Wojna z Serbią o Kosowo sprzed kilku lat, czy raczej ordynarna napaść na Serbię, to w mojej opinii, ze strony USA przede wszystkim próba zatuszowania afery rozporkowej Clintona, a ze strony Unii, czyli Niemiec... To co zawsze u nich. Wtedy może nawet chciano Rosji nieco utrzeć nosa, żeby miała większy szacunek. Teraz jednak przeciwnie - nie robi się wiele, by tego szacunku nabrała. Możliwe, że tak to właśnie ma być.

Fajna teoria? Trzyma się przysłowiowej kupy? Brakuje jej czegokolwiek? No to na przyszłość widzicie ludzie - w takich przypadkach zawsze należy rozpoczynać od pytania "CUI PRODEST?"! Już Rzymianie o tym świetnie wiedzieli. A swoją drogą, dzięki ci Pomianowski! Dzięki ci TVN24! Bez was nie wpadłbym pewnie przez dobrych parę dni na to co naprawdę oznacza neosowiecka agresja na Gruzję!

Cui prodest, kochane ludzie, cui prodest! I wszystko od razu jasne.

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

środa, czerwca 18, 2008

Ciemność w południe - odsłona druga

Połowa irlandzkich rustykałów, plus jeszcze paru, nie zrozumiało dziejowej konieczności, i już mamy powtórkę z historii ostatniego półwiecza. Historii intelektualnej w każdym razie - i na razie: z przesubtelną dialektyką, wiatrem historii, dziejową koniecznością... Aż ciekawość bierze, czy tym razem też będziemy mieli szczęście oglądać pokajania niektórych z tych ludzi, którzy w młodości dali się uwieść "pięknej idei", czy może ukąsić, jeśli nie akurat Heglowi, to jakiemuś Schumanowi czy Adenauerowi. Nic nowego pod słońcem.

Owe ukąszenia, owe wiatry historii mają różne warianty i różne, chciałoby się powiedzieć, stopnie wtajemniczenia. Przedwczoraj słyszałem na WSI24 prof. Staniszkis. Ta kobieta już dawno odpłynęła w dal i z normalnymi ludźmi, oraz z realnym światem, łączy ją ew. tylko to, że czasem chadza do totalety. Choć i to nie jest dla mnie już tak pewne, bo pani profesor wygląda na doszczętnie i bez nadziei na ratunek przeanieloną i ukąszoną naprawdę nieludzko wiatropędną dialektyką.

Opowiadała ona w tym programie rzeczy nad wyraz przedziwne, co u niej normalne, ale najbardziej mnie zachwyciło, gdy tłumaczyła, że (cytuję z pamięci): "Traktat Lizboński jest wspaniały, bo wzmacnia państwa narodowe (wbrew zarzutom oszołomów), ustanawiając jednocześnie dla nich wspólne kierownictwo, wyznaczające im cele". W zrozumiałym i mniej pokrętnym języku musi to oznaczać, że: "Traktat Lizboński jest wspaniały, bo ustanawia władzę Brukseli (czy innego Berlina lub Jerozolimy, która tę Brukselę ew. opanuje), pozbawiając jej jednocześnie wszelkiej odpowiedzialności, która spada na państwa narodowe". Czyli wymarzone rozwiązanie dla wszelkich totalitarystów, zgodnie z zasadą "Car super, tylko urzędnicy świnie".

Powiem szczerze, że kiedyś, we wczesnych latach tzw. stanu wojennego, ceniłem panią profesor (wówczas docent). Mówiła z niezłym sensem i ostro krytykowała komuszą władzę. Teraz nawet nie muszę się zastanawiać, dlaczego krytykowała. Po prostu jej pozwalano. Dlaczego jej pozwalano? Też nie za bardzo muszę się zastanawiać. W każdym razie widzę, jak naiwny był człowiek, bo kiedy gdzieś w połowie lat '80 czytałem w Szwecji Aleksandra Zinowiewa, jego teza, iż każdy opozycjonista był jednocześnie ubekiem, a każdy ubek opozycjonistą, wydawała mi się ukłonem autora w stronę groteski i odejściem od obiektywnego opisu sowieckiej (oraz prlowskiej) rzeczywistości.

Jakiż głupi był do niedawna człowiek! A przecież ja miałem akurat wyjątkowo mało złudzeń co do istoty komunizmu i naszej z nim walki. Zawsze mówiłem kumplom z podziemia, że to "rewolucja much w butelce", i że tylko od czyjejś niemal losowej decyzji zależy, żeby nas wszystkich wymordowali. Na szczęście, jak to celnie ostatnio zauważył Andrzej Gwiazda, Bolek był agentem, więc nie musieli. Słaba pociecha, ale jednak.

Argumentacja pani profesor była z kategorii ukąszeń dialektycznych i o wiele ponad poziomem typowego niedokształciucha, robiącego w Unii i III RP za inteligencję. Tutaj pani profesor nawet niespecjalnie się kompromitowała, bo i przed kim? Jednak i ona musiała powtórzyć brawurowy argument wszystkich proojro-niedokształciuchów, ten mianowicie, że "sto tysięcy Irlandczyków zablokowało". Nie sto, kochane niedokształciuszki, bo mnie żeście przecież o zdanie nie pytali, prawda? A więc co najmniej sto tysięcy i jeden!

To, że wszystkie te dyżurne niedokształciuchy tak się chętnie kompromitują, nieco mnie niepokoi. Oznacza to bowiem - używając słów red. Michalkiewicza - iż "siekiera do pnia już przyłożona". Niedokształciuchy po prostu muszą i nie mają wyjścia, albo też wiedzą, że opinia motłochu, choćby myślącego, nie ma już żadnego znaczenia. Wobec historycznej konieczności i wiatru od zadu wielkiej idei... I tak dalej.

Niedokształciuchy pomniejszego płazu, jak to premier Tusk (jak by nie było absolwent gdańskiego U., marnego, ale jednak U.), całkiem już nie owijają w bawełnę. Przyjechała doń wczoraj (i do nas też, do Gdańska znaczy) kanclerz Merkel... Nie wiadomo nawet czy po to, by premiera Tuska hamować - bo krwiożerczy on przecież strasznie i sędziów piłkarskich by mordował jak muchy... Czy też żeby go właśnie zagrzać do boju. Czyli do pyskowania. W każdym razie Tusk, nasz premier kochany, powiedział Irlandczykom, że się na nich nie obraził. Czyli dał tej irlandzkiej hołocie do zrozumienia, nie będzie sankcji - po prostu władze Unii będą miały wynik ich demokratycznego referendum głęboko w dupie. I niech się Ajrisze cieszą, bo mogłoby być gorzej!

Do tego zgodnego chóru przyłączył się nawet Prezydent. Nie jestem całkiem pewien, czy mu tego nie wyrwano z kontekstu, ale nie oszukujmy się - Prezydent to nie prawica, tylko centrum, i wielkiej niechęci do Unii nie odczuwa. Zresztą i tak by to go od razu przekreśliło w tym wszawym kraju jako siłę polityczną, więc choćby był, nie mógłby tego po sobie dać poznać. W każdym razie powiedział, że "musimy Irlandczyków spytać, co im się w traktacie nie podobało". Powiedziałbym, że mnie się to kojarzy z sytuacją z cyklu: "lampką w oczki i co wam się obywatelu we władzy ludowej nie podoba?" Chodzi jednak o Prezydenta, więc tego nie powiem.

W podsumowaniu powiem za to, iż cała ta sytuacja zaczyna mi bardzo zalatywać tą opisaną w sławnej powieści Koestlera "Ciemność w południe". Ludzie, których nie zachwyca cokolwiek z tego co robi Unia, są w tej samej dokładnie sytuacji, co bohater tamtego utworu. W końcu nikt prawie nie jest przeciw Unii jako takiej, prawda? Poza nielicznymi oszołomami, całkowitym marginesem. Jeśli zaś akceptuje się Unię, to akceptuje się ją w całości. Inaczej to nie jest żadna akceptacja Unii. Unia zaś ma swoje cele, choć zdradza je maluczkim po kropelce, kiedy przychodzi na to pora... Unia ma też swoją dynamikę. "Nie podoba wam się obywatelu DYNAMIKA Unii? Odrzucacie historyczną konieczność pogłębiania europejskiej integracji?!"

Jak więc można mieć wobec Unii jakiekolwiek zastrzeżenia, że spytam? Jeśli się ją z zasady akceptuje, a ona ma taką właśnie dynamikę... Czyż dynamika właśnie nie jest tym, co najważniejsze? Bo cóż może być ważniejsze od dynamiki? Stan obecny, chwilowy? To jedynie pozór, Maja, fatamorgana! Przeszłość? Żarty robicie sobie obywatelu? Wybraliśmy przecież PRZYSZŁOŚĆ, prawda? Wszyscy, wsie w mieście, demokratycznie! Nie znacie towarzyszu zasad realizmu socjalistycznego? Hę?

Przewiduję więc w najbliższym czasie "cięcie po skrzydłach" polegające na tym, że zostaną zaatakowani ci - nieliczni, zgoda - oszołomowie, którzy Unię po prostu w całości odrzucają. W sensie, że dla nich nie ma w niej wiele dobrego i cała Unia może sobie swobodnie na drzewo. Nie sądzę, by ich od razu rozstrzeliwano, chyba żeby stawiali ostry opór. W każdym razie nie od razu. Ale propaganda, łagodniejsze środki przymusu, naciski ekonomiczne, odbieranie dzieci... Jak najbardziej. Z całą resztą Unia sobie bez trudu poradzi - oni są już złapani w dialektyczną pułapkę bez wyjścia. Gdyby ktoś jeszcze nie wierzył, albo nie wiedział o jakiej pułapce mówię, niech sobie (znowu) przeczyta "Ciemność w południe"!

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.
P.S. Zapomniałem obrazka, który zamierzałem tu wkleić. Jest cholernie pouczający, choć błyskotliwie prosty, kiedy już się wpadnie na pomysł. Oto on:

sobota, czerwca 14, 2008

Koniec planów IV Rzeszy - czy raczej koniec demokracji w Europie?

Lesbijski traktat dostał od ludu Zielonej Wyspy kopa. I bardzo miło, jednak nie przywiązywałbym do tego dużo większej wagi, niż do innych przyjemnych a zaskakujących wydarzeń, w rodzaju zwycięstwa Chorwacji nad Niemcami w kopanych mistrzostwach Ojropy. (W końcu nie "Europy" bo, co wtedy by tam robił Izrael, który brał przecież udział w eliminacjach i mógłby się załapać. Znowu.)

Spodziewać się, iż klęska w Irlandii powstrzyma tę ojrobiurokrację przed tym co robić zamierzała, wydaje mi się skrajnie naiwne. Tutaj nawet ekonomiczne argumenty lewactwa spod znaku leberalizmu i korwinizmu wystarczą - nikt nie rozkręca tak ogromnego i tak zyskownego biznesu jakim jest Ojrounia po to, by go zwijać, kiedy jego tytularni beneficjenci wyrażą lekkie niezadowolenie. To się musi dalej kręcić i kręcić się dalej będzie!

Ma więc to wydarzenie i ta data - piątek 13 czerwca 2008 - jakiekolwiek historyczne znaczenie? Moim zdaniem ma, i to niemałe. Albo mniej filozoficznie, bardziej konkretnie i przyziemnie - czy ten wynik referendum cokolwiek w świecie realnych faktów zmienia? Trochę faktycznie może zmienić. Oczywiście nie to i nie tak, jak sobie różne naiwne ludzie wyobrażają. Cóż więc może w realu zrobić ten wynik referendum - tak nieprzyjemny i zaskakujący dla fanatyków "europejskiej integracji" i żerujących na niej cwaniaków?

Zrobić może, i zrobi po prostu, to że ci fanatycy i cwaniacy jeszcze wyraźniej niż dotąd odrzucą maskę demokratów. Ta maska ich od dawna uwiera, jednak nie mają dotychczas nic lepszego, co by ich władzę jakoś uprawomocniło. Nie żeby to uprawomocnienie było aż tak konieczne - w końcu lud tak bierny i tak łatwy do manipulacji, tak obojętny wobec haseł i wartości, które rozpalały jeszcze nawet pokolenie jego dziadów... Że rządzić tym bydłem można i bez szczytnych haseł. Jednak mieć szczytne hasła stanowczo lepiej, i to z kilku istotnych powodów. (O których może innym razem.)

To odchodzenie od haseł demokracji odbywa się już od dawna i sam o tym pisałem. Jednak dotychczas były to "mądre i światłe" wypowiedzi wieczorową porą w nudnych publicystycznych programach. Wypowiedzi ludzi w rodzaju towarzyszy Wołka czy Śpiewaka. Wypowiedzi o "demokracji elitarnej" i takich tam rzeczach. Nazwy były różne, ale w sumie chodziło o to, że wola ludu to bzdura i rządzić mają elity - to dopiero PRAWDZIWA DEMOKRACJA! ("Demokracja ludowa", chciałoby się powiedzieć. Ale tym razem prawdziwa.)

Co w praktyce wynika z tego, że Unia Ojro i ogólnie panująca nam miłościwie masońsko-lewacko-kapitałowa międzynarodówka odrzuca w coraz szybszym tempie pozory demokracji? "Na dwoje babka wróżyła", chciałoby się powiedzieć. Byłaby w tym bowiem pewna szansa dla ludzi, którym te wszystkie międzynarodówkowe ruszania z posad nie odpowiadają. Mogliby ci ludzie budzić w masach opór, uświadamiając im, iż są traktowane jak bydło, nie zaś jak... Mniejsza już o "suwerenny lud", ale po prostu jak ludzie.

Jednak moja opinia o dzisiejszym europejskim (i w ogóle zachodnim) ludzie jest tak mało pochlebna, iż taka szansa i taka perspektywa wydaje mi się bardzo, ale to bardzo, mało realna. Znacznie bardziej realne wydaje mi się to, iż tego ludu ciemiężcy - cały ten ojrointeres z przyległościami - bardzo szybko przekonają się, iż bez krępujących ich dotąd "demokratycznych" pozorów mają o wiele większą swobodę działania, a więc także skuteczność i siłę.

Lud zaś, który w swych zdrowszych częściach, jak np. w sielskich dystryktach prowincjonalnej Irlandii, potrafi jeszcze powiedzieć "NIE" w referendum, nie jest już zdolny do powiedzenia NIE jeśli nikt mu tego referendum nie zorganizuje. Ani "NIE", ani oczywiście tym bardziej "WON!" To już nie ten lud, to już nie te czasy.

Czy jest jeszcze jakaś nadzieja dla Europy? Dla Polski? Dla nas osobiście, czyli dla ludzi w rodzaju tych, którzy to piszą i czytają? Jedyną nadzieją jest brak nadziei. W końcu na rolę pędzonego do rzeźni bydła, człowiek mający do siebie szacunek zgodzić się po prostu nie może. Fakt, że przy tym radośnie nie pokwikuje, jak wielu innych, nie stanowi tutaj aż tak ogromnej różnicy.

Czy ojropejsom i ich poputczikom - zarówno tym cwanym, jak i tym durnym - może się udać? Zależy o jakie zamiary ich podejrzewamy. Jeśli chodzi im o kontynuację "rewolucji '68", to oczywiście im się udaje i dalej będzie udawać. Jeśli chodzi o wprowadzenie w Europie - na razie - totalitarnego społeczeństwa mrówek, to pewnie im się w końcu nie uda, jednak zniszczą po drodze wszystko, co dla nas, normalnych ludzi, stanowi o wartości ludzkiego życia.

Czy sama idea Unii Europejskiej jest zła i należy ją odrzucić? Jako spenglerysta powiem, że dla mnie Europa od dawna jest tylko wymakijażowaną mumią i nic dobrego już jej w mojej opinii nie czeka. Tak czy tak będzie zamordyzm - kwestia jedynie w tym, czy będzie on próbował bronić i podtrzymywać wartości tej naszej, niegdyś wielkiej cywilizacji, czy też je właśnie jak najszybciej zniszczyć.

Gdybym się jednak, jakimś cudem, w tej mojej opinii, iż Europa nie ma już przed sobą żadnej przyszłości, okazał zbyt pesymistyczny? Wtedy jakaś forma europejskiej integracji byłaby naturalna i potrzebna, jednak z pewnością nie mogło to by mieć wiele wspólnego z obecną tzw, "Unią Europejską". Ta jest doszczętnie zakażona lewackim wirusem, masońską pogardą dla normalnego człowieka i jego wartości, cynizmem i chciwością bizantyjskiej, przez nikogo niekontrolowanej biurokracji...

I jak zarażoną rakiem tkankę, Unia Europejska musiałaby być całkowicie wyeliminowana. Ze sporym marginesem, jak w przypadku wycinania każdej tkanki rakowej.

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

środa, marca 19, 2008

Kto ma uwalić bubla, czyli szczurołapstwo fujarkowe

Największym osiągnięciem Jarosława Kaczyńskiego będzie w mojej opinii, jeśli ten cały ojrotraktat zostanie w końcu w Polsce jakoś tam przepchnięty, ale za to pod wpływem całej tej przepychanki obudzą się w Europie siły, które go uwalą. I tym uwaleniem dadzą całemu temu paskudnemu lewacko-biurokratycznemu molochowi, który bubla stworzył, takiego kopa, że już nigdy nie odzyska sił, będzie groggy i coraz bardziej bezzębny... Aż do wyniesienia go z ringu na noszach i starannego ułożenia w chłodku na prosektoryjnym marmurze.

Oczywiście, wolałbym, żebyśmy to my go uwalili. Ale to raczej z emocjonalnych i estetycznych względów. Ach, jak bym chciał wtedy zobaczyć buziunie Tuska, Komorowskiego, zdRadka, Niesiołka-Wesołka... Fakt, to by było przeurocze! Jednak trzymajmy się trzeźwo kwestii polskich interesów, a wtedy nie jest to aż tak ważne kto tego ojrobubla uwali.

Oczywiście, jeśli nie będziemy to my, rozlegnie się wtedy piekielny klangor wszystich "nieprzejednanych" wrogów eurokouchozu, że "Kaczyński zdradził, jak zawsze socjaliści". I inne podobne brednie. W nieprzepartym wstręcie i wrogości do Ojrounii ci sekciarze zapewne mnie nie biją, mamy na ten temat podobne zdanie... Jeśli oczywiście można im wierzyć, co nie jest dla mnie do końca pewne. W każdym razie, nawet im wierząc, trzeba stwierdzić, że na tym wstręcie do Ojropy niemal się kończą moje z nimi podobieństwa i punkty styczne.

Daleki jestem od idealizowania PiS - można sobie sprawdzić, co o nim pisywałem choćby na tym blogu, nie wszystko to zresztą okazało się słuszne. Śmieszy mnie wymyślanie im od "socjalistów", na podstawie dość umiarkowanego entuzjazmu dla "wolnego rynku", ale na tej zasadzie to i ja mógłbym być "socjalistą". Mam im do zarzucenia inne rzeczy, a w każdym razie jest niemiało takich, w których się z nimi nie zgadzam. Jedną z nich, zapewne najważniejszą, jest b. umiarkowany w sumie ojrosceptycyzm.

Co jednak nie zmienia faktu, że PiS gromadzi, z założenia, ludzi nastawionych patriotycznie, którym zależy na dobru Polski. Nie powinno być to żadną wielką rewelacjią, ale niestety w naszym nieszczęsnym kraju jest. Po prostu nie ma drugiej znaczącej siły politycznej w Polsce, o której by się to samo dało powiedzieć. Nie mówię o sektach czy kanapach, tylko o siłach, w dodatku politycznych. Proszę to łaskawie zauważyć!

Po drugie - w odróżnieniu od niektórych wrzaskliwych ideologów, czyniących happeningi i świetnie rzekomo wypadających w różnych przeuciesznych spotkaniach tête-à-tête z Jerzym Urbanem (swym alter ego z lewa, choć w sumie nie bardzo wiem dlaczego akurat "z lewa", pewnie dlatego że obaj panowie tak sami twierdzą), które dla swej doborowej publiki co pewien czas urządzają superstacje w rodzaju TVN24 - przywódca PiS i były premier jest autentycznym politykiem. Który nie tylko coś mówi - z sensem zresztą, co nawiasem trochę mu szkodzi u potencjalnych wyborców, wychowanych na rozmowach panów w rodzaju przed chwilą wspomnianych, "Szkłach Kontaktowych" i "Tańcach z Gwiazdami" - ale także robi.

A przynajmniej się stara. Stara się robić to, co mówi, a także z pewnością wiele rzeczy, których, z takich czy innych względów, nie mówi. Bo np. nie może, jako że by to zaszkodziło jemu, jego partii, Polsce. Co nie jest chyba aż tak trudne do zrozumienia w świetle tego, jaką nieprawdopodobnie wielką kampanię załganej i nieprzebierającej w środkach propagandy daje się jego - i naszym - wrogom rozpętać, kiedy mają w tym interes. Po co im dawać dodatkową broń do ręki?

Aż mnie trochę żenuje, iż takie proste rzeczy mówię na swym, z założenia intelektualnym, blogu. Ale niestety - pomiędzy ludźmi chowanymi na "Szkle Kontaktowym", a ludźmi chowanymi na oglądaniu jedzenia PIT'ów i słuchaniu wypowiedzi o przekazach podkorowych nie pozwalających "realnej partii" dojść do władzy (i wprowadzić liberalizmu żelazną ręką) - nawet najprostsze i najoczywistsze rzeczy trzeba mówić, i co gorsza często powtarzać.

No więc mówię raz jeszcze: jeśli nawet nasz (?) sejm (czy inny podobnie szacowny organ III RP) zatwierdzi tego totalitarnego gniota, który brukselsko-berlińska biurokratyczna międzynarodówka psim swędem próbuje narzucić ogłupiałym z przeżarcia i kretyńskiej rozrywki "Europejczykom", ale ktoś inny potem to odrzuci - będę to uważał za ogromny sukces panów Kaczyńskich, PiS'u i oczywiście Polski. Mimo potępieńczych wrzasków ludzi zawsze skłonnych do walenia na oślep cepem "socjalizmu" i "zdrady", a nie mający cienia pojęcia o prawdziwej polityce. I niech mi nie próbują wmawiać braku idealizmu, czy patriotyzmu, ci obrońcy nienaruszalności ubeckich emerytur, głoszący iż lepsze były dla Polski rządy Hitlera niż np. działania Piłsudskiego. Chcecie mówić o patriotyźmie i niezależności? To rozliczcie swego guru z opowiadania takich żałośnie-obrzydliwych kawałków!

Co będzie jednak, jeśli PiS'owi się nie uda zablokować ojrogniota, a żaden inny naród nie znajdzie w sobie dość przyzwoitości i rozumu, by to za nas zrobić? Cóż, będzie to oczywiście ogromna porażka dla Polski, a także niewątpliwa porażka Jarosława Kaczynskiego. Jednak "trudno krzesać iskry z materii miękkiej i podatnej", więc i Jarosław Kaczyński niezbyt ma mocne karty. Na pewno nie jego winą jest to, to, że ludek wybrał ostatnio do władzy tego, kogo wybrał. Może nie tyle "do władzy", co do wykonywania rozkazów, ale jednak wybrał. Ani to, że ludek kocha Unię, "Szkło Kontaktowe" i "Gazetę Wyborczą". Zaś cała masa potencjalnie sensownych ludzi z nienawiści do tych spraw wpada w chytrze zastawione sidła różnych "hiper-prawicowych" szczurołapów... Którzy nawet nie bardzo umieją grać na fujarce.

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.