Pokazywanie postów oznaczonych etykietą terror. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą terror. Pokaż wszystkie posty

środa, listopada 24, 2021

Ależ wy ludzie naiwne!

Czy te tzw. "szczepionki" naprawdę mają wybić swoje ofiary i/lub uczynić je bezpłodnymi - i CZY TO MAJĄ UCZYNIĆ JUŻ TERAZ, bo może to się dopiero zacznie od 23. "dawki przypominającej" (która przyjdzie, nie łudźcie się, chyba że wcześniej planetoida rozwali ten cały syf!) - to pozostaje jeszcze do ustalenia... To może być też tak, że te wszystkie smętne skutki wyszczepków, to naprawdę skutki uboczne, tyle że nikt się tym za badzo nie martwi, bo cel tej całej imprezy jest przecież całkiem inny od medycznego.

Nie wstyd wam, ludzie, żeście jeszcze tej oczywistości nie pojęli?! Zbrodnią ludzi, co się nie dali potraktować szemranym zajzajerem, stręczonym przez takich, którym nikt przytomny dwóch złotych by nie dał do potrzymania, nie jest to, że "rozsiewają", "zarażają", "zajmują bezcenne respiratory (tak przecież potrzebne Łowcom Skór wszelkich rodzajów)", tylko...

Tylko co, Napieska? Tylko co, Mądrasiński? No właśnie, moje dziatki - to i tylko to, że NIE UFAJĄ LIBERALNEJ WAADZY! Waadzy, która przecież zawsze chce dobrze i zawsze wie najlepiej, a ci, ci, ci... Znacie już te wszystkie hiper-elokwentne "zaplute karły" i "roznoszących wszawicę semitów" współczesności, prawda?

Ludzie genialni potrafią (niczym mityczna Kassandra) różne rzeczy przewidywać (i wychodzą na tym przeważnie tak samo, jak ona), a czy Aleksander Zinowiew w "Przepastnych wyżynach" nie ironizował gorzko, że: "Celem eksperymentu jest zidentyfikowanie jego przeciwników i wyciągnięcie wobec nich odpowiednich konsekwencji"? Czy to nie dokładnie to, co teraz mamy?

A czy Pan T. - tak, ten wasz ukochany sensei i guru! - nie mówił już wam tutaj raz czy dwa razy, że tuż przed początkiem "pandemii", przypadkiem włączył się na jakimś CNN na rozpaczliwe płacze, iż oto: "we wszystkich praktycznie krajach Zachodu około 40 procent ludności za ch... chińskiego boga nie ufa waadzy i oficjalnym mediom"?

No to macie główną, a w każdym razie jedną z najgłówniejszych przyczyn tego, co teraz mamy! Myśleć ludzie, myśleć! A co najmniej pilnie czytać tych nielicznych, co kojarzą, a potem pamiętać co się przeczytało! Tak moje dzieci?

Swoją drogą Kurak, z tym swoim kowidowym optymizmem zarówno ma rację, jak i wali kulą w płot aż huczy! Zgoda - PiS się trochę boi naszych ludowych nastrojów, ale czymże na globalnej warcabnicy jest PiS, czymże jest Polska, i czymże, w Nowej Rzeczywistości są jacyś, anachroniczni w naszych cudownych nowych czasach, "wyborcy"?! Kurak, przy wszystkich swych wdziękach i zaletach, myśli że wygrywa wojnę, bo może i wygrał przepychankę w bramie z pijanym menelem, ale prawdziwy wróg to nie ten menel, i nie to chce wygrać, tylko całą wojnę, to zaś jak dotąd nie napotyka żadnych praktycznie przeszkód. 

Jasne - w Austrii i gdzieś "wprowadzają zamordyzm, bo już skończyły im się argumenty". A po co argumenty, że spytam? Co one realne znaczą ? Czy Stalin, Hitler czy Pol Pot zaczynali od argumentów, żeby przejść do przemocy, kiedy te im się skończyły? Czy też argumenty od początku mieli gdzieś, bo mieli siłę i swój wszawy cel? Ludzie nie potrafią zrozumieć, że kowidowa "pandemia" to nie cel sam w sobie, a tyko drobna część ogromnego planu. Zamordyzmu wprowadzoneggo w ostatnich dwóch latach nikt już nie zamierza odkręcać, zresztą naprawdę trzeba by niezwykłych okoliczności, żeby to się w ogóle dało zrobić.

Tak jak wojny światowe i wynikające z nich masowe zatrudnienie kobiet przenicowały rodzinę, rynek pracy... Stworzyły Feminizm, Sowiety z ich niezliczonymi sługusami, stworzyły i LGBTXYZ... Praktycznie wszystko zmieniły w tym świecie, który jeszcze nie tak dawno dawał się nazwać "naszym". Także przecież i "obronność", czy jak tę dzisiejszą kpinę z naiwnych podatników nazwać. Tylko skala, moi ludkowie, była bez porównania mniejsza, niż tego teraz! Ale i tak wystarczyło, prawda? No więc macie! Optymizm naprawdę bywa tchórzostwem, a już na pewno ten wasz dzisiejszy

Pisaliśmy też wielokrotnie, my tu, i w różnych komętach, że ta nowa waadza o globalno-totalitarnych ambicjach nie jest aż tak inna od wszystkich poprzednich totalitarnych waadz, by Proli, z jakichś subiektywno-humanitarnych względów nie mordować. Nie - jeśli ich coś powstrzymywało, to raz: fakt, że Prol był tak niesamowicie uległy, dawał się mamić słodkimi słówki, tyrał, pozwalał sobie buntować i indoktrynować dzieci, kastrować się psychicznie itd. itd. I dwa: że waadza bała się na swoje własne indywidualne łby losu Robespierre'a, Jeżowa z Jagodą  i Berią, wraz tyloma innymi zamordystami, którym powinęła się noga i koleżkowie ich wykończyli. 

"Rewolucja zjada swoje dzieci", słyszymy przecież bez przerwy, jak sami siebie w swym rewolucyjnym zapale hamują, nasi umiłowani... Wiadomo jednak było od zawsze, przynajmniej niektórym, że kiedy wadza opracuje w końcu system, pozwalający masowo likwidować Prole w taki sposób, który jej nie będzie po prostu dotyczył, a do tego jeszcze Prol zacznie w końcu stawiać opór - np. z głodu - to i ta waadza mordować zacznie jak tamci, tylko na nieco większą skalę, godną trzeciego tysiąclecia. Totalitaryzm ma swoje prawa, tego się nie zmieni, a to dokoła to jest przecież Totalitaryzm jak w pysk strzelił!

triarius

P.S. A tym, którzy wierzą, że deklarowane człowiekolubstwo i inne tam "prawa człowieka" naprawdę coś znaczą w realnym zachowaniu totalitarystów, zwracam uwagę, że wspomniany tu Robespierre w młodości namiętnie i aktywnie zajmował się zwalczaniem kary śmierci - wręczył np. królowi memoriał w tej sprawie, kiedy ten przejeżdżał przez jego miasto itd. Historia naprawdę Nauczycielką - szkoda tylko, że dla tak nielicznych!

środa, marca 23, 2016

O kozich synach, kurduplach i innych wyrafinowanych przyjemnościach

Mam dla was ludzie ważną wiadomość do oznajmienia, która was powinna ucieszyć. Otóż, wbrew temu co mogłoby się poniektórym wydawać, ja naprawdę nie mam do nikogo większych pretensji, jeśli sobie prywatnie nazywa powiedzmy "kozimi synami"... Kogo właściwie? Islamskich bojowników? Islamistów, choćby nawet (na razie) z terrorem nic wspólnego nie mieli? Muzułmanów ogółem? Całą ludność Bliskiego Wschodu? Egzotycznych imigrantów, skądkolwiek by nie przybywali? No i dlaczego w takim razie nie np. "wielbłądzie syny", skoro już faktycznie "lisy pustyni" zajęte?

Przyznam, że naprawdę nie mam pojęcia. Nie kojarzę co to miano konkretnie oznacza i z czego się wzięło, choć z pewnością mógłbym to dość łatwo ustalić, gdyby mi na tym bardzo zależało. Daruję to sobie jednak, a wy mi wybaczycie, bo w sumie to nie o to nam teraz chodzi. (Swoją drogą dzisiaj na CNN widziałem eksperta od terroryzmu, którego broda była o wiele bardziej "kozia" od bród tych islamistów. Jakkolwiek paskudne by one nie były. Bo to chyba o brody chodzi?)

W każdym razie powtórzę, że ani mi ci ludzie bracia, ani swaty ("swacia" by się ładnie rymowało, ale cóż!) - bojownicy chcący nam tu wprowadzić różne tam szariaty i zagnać nas, wraz z naszymi ew. kobietami, do haremów, choć nie wszystkich w tej samej roli, wyjątkowo mało mi pasują, a potem już stopniowo niechęci do poszczególnych wymienionych tu kategorii czuję mniej i mniej, choć islam ogólnie mnie nie zachwyca, nawet wtedy, kiedy czułe słówka wygłasza o nim któryś z kolejnych katolickich (ponoć) Papieży. Z czego też wynika, że gorliwi islamiści, różni tam wahhabici i temuż podobnież, pasują mi znacznie mniej, od jakichś nikomu nie wadzących, spokojnie sobie żyjących, muzułmanów.

Tyle, że tak czy tak ich w Polsce nie chcę. (Mówię o nowych, nie o naszych odwiecznych Tatarach.) Przyczyna nie jest taka, że jakoś nimi pogardzam, tylko po prostu tu jest NASZ (@#$%^) kraj, innego nie mamy, człowiek to istota terytorialna i społeczna, więc rozbijanie społecznej struktury i zajmowanie mi mojego terytorium naprawdę cholernie mi nie pasuje. Może trochę jakichś egzotycznych chrześcijan by się tu nawet przydało - gadki-szmatki różnych Obamów i Clintonowych, że to "dzielenie ludzi ze wzgl. na religię to podłość", uważam za podłość właśnie i kłamstwo...

Bowiem to, czego oni, te Obamy i Clintonowe, chcą, to żeby religia nie miała dla nas żadnego istotnego znaczenia, podczas gdy ja chcę dokładnie inaczej. MA mieć znaczenie! Nieagresywny, tolerujący katolicyzm ateista, jak ja sam zresztą, jest raczej całkiem OK, ale narzucony przez Merkele i Sorosy muzułmanin - NIE jest i tyle! Te lewackie mendy chciałyby, żeby po "antysemityźmie", pojęcie "rasizmu" i "faszyzmu" rozszerzyło się na zwracanie uwagi na czyjąś religię - nasza, nie nasza, a może po prostu naszej jednoznacznie wroga? nieważne! - oraz niechęć do dzielenia z kimś całkiem obcym łóżka i żony. Niedoczekanie! Na drzewo lewizno!

Tośmy sobie to wyjaśnili - ważna sprawa, choć właściwie nie to jest naszym tu zasadniczym tematem... A więc, wracają do głównego wątku, wymyślajcie sobie Państwu Islamskiemu, Al Kaidzie i komu tam do woli, jeśli poprawia wam to humor... Jeśli dobrze wpływa to na wasze trawienie... Popęd seksualny... Chęć płacenia alimentów... Instynkt macierzyński... Produkcję mleka... Śmietany... Masła... Mięsa, wełny i otrąb jęczmiennych. Dixi!

Lub też jeśli zwiększa to na przykład waszą kreatywność przy wycinaniu kogutków z papieru. W długie zimowe wieczory. Lub hołubców. W remizie. W każdy sobotni wieczór. To wasza prywatna przyjemność (ach jakże wzniosła!). Nie będę was jej przecie pozbawiał. Ale nawet gdybyśmy mieli cieszyć się tym wszyscy, co do jednego, gdyby te wszystkie "kozie syny" miały być chóralnie przez wszystkich bez wyjątku Polaków wyśpiewywane 24/7... Gdyby miało to wyglądać i brzmieć tak, jak u lemurów z Madagaskaru w bezchmurną noc z piękną pełnią księżyca.

(Te lemury, swoją drogą, to są b. interesujące stworzonka i bliskie nam, bo nasz ukochany Ardrey głosi, że właśnie od czegoś takiego pochodzimy. Z karłowatym szympansem Bonobo mamy wprawdzie te same niemal garniturki, ale nasz przodek, to żadna tam "małpa", ino lemur właśnie. Pra-lemur, żeby być super-ścisłym, ale chyba niewiele się różnił. Nie to co my!)

Więc choćbyśmy wszyscy sobie... Prywatnie... Jako te lemury, tymi "kozimi synami" i czym tam jeszcze mieli rzucać, to i tak nie będzie to żadna "walka" z agresywnym islamem; nie będzie to żadne rozwiązywanie naszych, ach jakże licznych, problemów; nie będzie to absolutnie nic sensownego - a tylko zbiorowe bicie piany, tym gorsze, że zbiorowe; zbiorowe się brenzlowanie, tym gorsze od autentycznego, że z tego opluwania...

Naszego, zgoda, wroga, choć jeszcze na szczęście nie aż tak na dziś, choć na pewno na bliższą lub dalszą przyszłość - żadnej formy autentycznego, przez Bozię i Naturę Matkę zgodnie dla nas przewidzianego, spełnienia nie potrafię dostrzec. Tylko to nasze (!@#$ odwieczne, niestety) zakompleksione "wyśmiewanie się" z oprawcy, który nas oprawia, robienie głupich min za plecami zbira, który nas katuje, a akurat się odwrócił, wątlutkie "kpiny" z mendy, która nas poniża i szykuje nasze ew. wnuki na swoich niewolników. (Teraz konkretnie o komuchach mówiłem, i różnych tam .Nowoczesnych agenturach.)

Podobnie z "kurduplami". Putin mnie zdecydowanie nie zachwyca, ale zwalczanie go na różnych Fejsbukach i blogaskach za pomocą epitetów w rodzaju "kurdupla", wydaje mi się wyjątkowo wprost żałosne. Albo trza to zrobić porządnie, to zwalczanie znaczy - albo, moim skromnym, wypadałoby się jednak nieco hamować.

Dałoby się jeszcze sporo, nawet czasem zabawnych, rzeczy o Putinie powiedzieć, o Rosji jeszcze więcej, a nawet to i owo o zaletach niewielkiego wzrostu, tylko że to kiedyś, ewentualnie, innym razem. (Sam mam 185 cm, więc proszę mnie nie podejrzewać o ew. w tym temacie kompleksy.) I jeszcze mamy to robić zbiorowo, wmawiając sobie, że w ten sposób bronimy Polski, bronimy chrześcijaństwa, bronimy "cywilizacji łacińskiej". Czy może być coś żałośniejszego? (I akurat nie o tę wmawianą sobie bez sensu "łacińskość" mi tu chodzi.)

W każdym razie te wszystkie "kozie syny" i "kurduple", jak również radosne pokazywanie w sieci jak to muzułmański imigrant wywraca się na schodach ruchomych, których wyraźnie wcześniej nie widział i nie zdołał rozgryźć, jest, w moich modrych oczach, żałosne. Może faktycznie jakiś przygłup - u nas takich brak? Może naćpany, albo coś. Może bomba, którą niósł pod pachą, była za ciężka?

Oni naprawdę nie są wszyscy tacy durni, jak sobie chcecie wmawiać! Widać to gołym okiem, a kto nie widzi, musi być poważnie wzrokowo upośledzony, albo może siedzi gdzieś od pół wieku w jakimś lesie i nic nie wie. Kiedy się taki gość wypróżnia na peronie w Sztokholmie, to jednak co innego, bo to ostentacyjne, choć paskudne, zgoda, zachowanie w kraju okupowanym. Zapewniam, że u siebie oni tego nie robią. My też, jeśli kiedyś Bóg da nam zająć np. Berlin, nie będziemy się przesadnie wysilać z elegancją, choć jednak wolałbym, byśmy się aż do tego nie posuwali.

Lekceważenie wroga - choćby i przyszłego, ale za to GWARANTOWANEGO w przyszłości - to nie jest mądra strategia. "Optymizm jest tchórzostwem", jak mawiał pewien niegłupi gość, a trudno znaleźć jaskrawszy na to przykład, niż pocieszanie się... No bo chyba w niczyich oczach nie jest to coś, co by, nawet przy najlepszej woli, dało się nazwać "zwalczaniem", prawda? Na pewno nie jest to zwalczanie, jest natomiast wzbudzanie w sobie całkiem nieuzasadnionego poczucia wyższości... Z czego, spytam, ta wyższość?

Z tego, że wciąż rządzi nami Merkela? Że Putin robi z tą "naszą cywilizacją", z tą "naszą Europą", niemal co zechce? (I podobnie owi brzydcy chuligani od "Allach akhbar!" i całej reszty, nic oczywiście z prawdziwym islamem, którego Prorokiem i Jedynym Uprawnionym Interpretatorem jest niejaki Hollande, wspólnego nie mający.)

Oczywiście - coś się (w tej nieszczęsnej) Polsce ostatnio zmieniło, i to na plusa (dodatniego). Jednak, nie oszukujmy się, na razie to dopiero malutki kawałek pierwszego kroku, nasza w tym zasługa była naprawdę niewielka (zasługa Merkeli i "uchodźców" znacznie większa!)... Fakt, że Adaś i reszta ludzi sprawdzających wybory uniemożliwiła tym razem taki szwindel, jak już bywało, a, jak oglądałem to na własne oczy, Adaś tyrał przy tym jak szalony i chudzieńki był już tak, że go prawie nie było widać - ale też jaki to jest procent nas wszystkich?

Tak że zalecałbym nieco więcej POWAGI, godności też, sporo więcej pomyślunku, zaczęcie od siebie i własnych niedoskonałości, przypomnienie sobie (kto już zna) lub przeczytanie (reszta) tego, co na tym blogu Pan T. mówi o rodzajach agresji i "naszym narodowym kalectwie"... Bowiem cały czas kręcimy się wokół TYCH SAMYCH narodowych, czy jakichś może innych, ale paskudnie nam szkodzących, wad. I nie są to bynajmniej te wady, o których się stale słyszy!

Dałoby się, tuszę, dzięki tamu uzyskać pewien całościowy obraz i zacząć cokolwiek z tego co się wokół dzieje rozumieć. I może znaleźć dzięki temu dla siebie jakieś sensowniejsze zajęcie od powielania i wskrzeszania wzniosłej idei NAJWESELSZEGO BARACZKU. Co wy na to?

triarius

niedziela, stycznia 04, 2015

Marzenia w końcu spełnione i inne hiper-aktualne sprawy

W dniu 11 bieżącego miesiąca, jak nas informują zachodnie telewizje, zostanie wykonana eutanazja na jednym gwałcicielu. Nie żaden tam "wyrok", tylko "eutanazja" właśnie, bo on sam o to był poprosił. Siedząc, jak rozumiem, w więzieniu, a nie żeby popijał margaritę z parasolikiem gdzieś na Karaibach, śmiejąc się z jałowych wysiłków Interpoli tego świata.

Fajnie? Będzie jednego brzydkiego gwałciciela mniej, więc chyba fajnie? Z tym, że, jeśli by się ktoś koniecznie chciał czepiać, to jakoś w taki sposób... Ktoś sobie mógłby postawić następujące pytanie. Czy ja sam, gdyby mi ktoś postawił takie zadanie, coś za to obiecał, - potrafiłbym w krótkim czasie skłonić każdego - mając go w pierdlu czy innym powiedzmy szpitalu - do podpisania całkiem dowolnego dokumentu, a już na pewno prośby o dokonanie na nim eutanazji?

Jeśli nie, w moim konkretnym przypadku, to chyba jedynie dlatego, że jestem niepoprawny moherowy faszysta i skrajna prawica. Nieco więcej humanizmu, nieco więcej wiary w Człowieka - i z całą pewnością po dwóch tygodniach taki więzień, albo inny pacjent, błaga o eutanazję! (A jeśli nawet i nie, to od czego fałszowanie podpisów? Zresztą w przypadku nienarodzonych niemowląt nawet żaden podpis nie jest wymagany, prawda?)

Tak więc, należy tę sprawę, ten precedens, widzieć jako karę śmierci powracającą tylnymi drzwiami - na razie bez wielkich fanfar, bez masowego spędzania dziatwy szkolnej i delagacji zakładów pracy. Nie da się tego chyba inaczej zinterpretować.

Nawet motyw zdrowotny chyba odpada, bo, po pierwsze by nam o tym z pewnością powiedzieli, że gwałciciel ma np. raka, a po drugie, gwałciciele są przeważnie w miarę na chodzie, skoro potrafią zgwałcić. To się zresztą potwierdza: w sieci piszą, że on biedny, bo nie byl leczony na "gwałtowne seksualne impulsy". Nic o żadnym raku. A zresztą - czy pierdel to jest pensjonant, żeby tam spełniać wszelkie życzenia klientów?!

A więc ciesz się "prawico", bo od zawsze marzyłaś, żeby kara śmierci wróciła. Nie potrafiąc w swym kretyńskim zadufaniu pojąć, że to na was, durnie, będzie ona stosowana - no bo przecież nie na Kiszczakach, Jaruzelskich, czy powiedzmy Polańskich tego świata! Nie potrafiąc pojąć, że, jakbyście sobie nie wmawiali pokrewieństwa z absolutystycznymi monarchami - jesteście PROLE i nic was tego statusu nie pozbawi, poza ewentualną, b. mało prawdopodobną zresztą, globalną rewolucją.

I nie potrafiąc pojąć, że kiedy się te obecne - i na długo jeszcze, zapewniam! - elity oswoją z myślą o utrupianiu proli, z czym na razie mają pewne psychiczne problemy, dzięki którym my tu sobie w miarę bezpiecznie różne rzeczy piszemy i w ogóle (choć to trudno nazwać "życiem") żyjemy... To zacznie się to kręcić i nabierać obrotów. Gwarantuję!

Lubicie powtarzać mądrość o tym, że "rewolucja zjada własne dzieci" (i dlatego ma być z założenia be, choć po prawdzie nikt nam słowa "rewolucja" zdefiniować nigdy nie raczył, poza oczywiście Marksami tego świata), ale gdybyście się chwilę zastanowili nad mechanizmem tego zjawiska, odkrylibyście właśnie m.in. to, że ci od których takie sprawy zależały, oswajali się po prostu z myślą o katrupieniu bliźnich, więc szło im to coraz lepiej.

(Nie jest to jedyną przyczyną "zjadania swoich dzieci", ale na pewno jedną z głównych przyczyn takich spraw jak np. "Terror roku II".) Tak że dla mnie wasze idiotyczne, masochistyczne, histeryczne, pedalskie i samobójcze płacze, żeby sobie kochana władza przywróciła prawo do utrupiania proli (w tym w razie potrzeby i was, gdybyście się kiedyś NAPRAWDĘ mieli zbuntować, a nie tylko robić za "konstruktywną opozycję"), zostały wysłuchane. Na razie mamy tylko skromny początek, ale, jeśli się ogromnie nie mylę, będzie i ciąg dalszy. Że aż się zdziwicie!

I tutaj na koniec chciałbym dodać mały historiozoficzny akcencik. Otóż kiedyś b. mnie pasjonowała sprawa walk gladiatorów, a starożytną historią zajmowałem się wtedy dość aktywnie i w miarę fachowo. (Nie powiem, żeby i dziś mnie to nie pasjonowało, po prostu nie robię już w tej kwestii wiele, chyba że mówimy o przerzuceniu sobie od czasu do czasu przypisów do "Mitów greckich" Gravesa. Wbrew pozorom, to ma jak najbardziej związek.)

Czytałem więc ci ja na temat tych gladiatorów różne uczone dziela, a w jednym z nich znalazłem taką tezę, że walki gladiatorów wcale nie zanikły z powodu nacisków Kościoła, ponieważ już wcześniej straciły w dość niewytłumaczalny sposób popularność na rzecz wyścigów rydwanów i PUBLICZNYCH EGZEKUCJI.

I wczoraj właśnie przyszła mi do głowy taka szpęgleryczna myśl (choć te informacje całkiem NIE od Spenglera!), że być może teraz - kiedy modły "prawicy" zostały wysluchane i tama pękła - MMA i temu podobne sprawy, które faktycznie szybko ostatnio próbowały się upodobnić do dawnych walk gladiatorów (na ile to możliwe w tak spedalonej i w sumie pacyfistycznej cywilizacji różowych golarek, jak ta obecna) zaczną szybko tracić popularność, na rzecz jakiejś Formuły 1 i...

Tradycyjnie - PUBLICZNYCH EGZEKUCJI. No bo czego by innego? Transmisje w telewizji, klipy w internecie, ach! Piękna myśl? Nie wiem co na to by rzekła nasza "prawica", ale ta "wolnorynkowa" lewizna udająca hiper-prawicę chyba by się z radości ocieliła.

* * *

Grupa hackerów właśnie precyzyjnie podrobiła odcisk palca niemieckiej ministry obrony, na podstawie wyłącznie ZDJĘCIA, na którym było widać jej kciuk. Tym samym owa grupa udowodniła, że takie coś jest jak najbardziej do zrobienia. Jakie będą tego skutki? Nie wiem jakie konkretnie, ale z pewnością bardzo poważne i dalekosiężne. Sprawa jest jak najbardziej rozwojowa!

A tak zupełnie przy okazji, to gdyby Zachód traktował jeszcze się poważnie i troszczył się nieco o przyszłość swych dzieci i ew. wnuków, to na pewno ministrów obrony z cyckami by nie było. W skrajnych przypadkach może jakiś pojedynczy cycek - jak w przypadku królowej Hippolity - ale dwóch na pewno nikt by nigdy nie przełknął. Jednak Zachód ma ewidetnie inne cele, niż przyszłość swych ew. wnuków, więc cycków na takich stolcach dostatek.

* * *

Ubawiłem się dzisiaj, bo w jednej zachodniej telewizji był wywiad z ekspertem, który na pytanie o "nową taktykę przemytników uchodźców", z cwaną minką, jaką kiedyś określało się mianem "zcichapęk", odparł był, że "nie możemy na razie być pewni, że to nowa taktyka".

Mnie tam nikt za ekspertyzy nie płaci, nie studiuję tych spraw, nikt mnie nie zaprasza do telewizji, ale mogę pana eksperta niniejszym poinformować, że to NA PEWNO jest nowa taktyka! Nie wie ktoś, na czym ona miałaby polegać? A na tym, że wyładowuje się statek do pełna uchodźcami, z odpowiednią proporcją kobiet i dzieci, a potem puszcza go się z samopas, bez załogi, za to całą naprzód, tuż poza włoskimi wodami terytorialnymi, w stronę Italii.

Jak to może nie działać? Przy tych wszystkich ojroprzepisach, przy tych wszystkich organizacjach od "praw człowieka", przy tej całej drugiej religijności (w której się tak ładnie odnalazł, do niedawna wsteczny i nierozumiejący mądrości etapu, "Kościół Katolicki")? Jasne że to działa jak złoto i będzie powtarzane że hej!

Mówią nam, że zysk z jednej takiej operacji to ponad milion ojro dla tych przemytników - może to tylko przychód, bo przecież koszty też jakieś tam są, ale i tak. "Obóz świętych" jak w mordę strzelił, a ja mam satysfakcję, że o tej książce jakieś pół roku temu sam z siebie w podobnym kontekście napisałem.

* * *

W sprawie mojego ostatniego tekstu - tego o "Intelektualnej historii Zachodu" (ludzie, nie wygłupiajcie się z bezsensownymi uwagami, bo ten tytuł jest oczywiście żartobliwy!) i ludziach przerabianych na owady - dostałem od znajomej osoby dość obszernego komęta... (Swoją drogą to paranoja, że znajomi mi komentują prywatnie, a tutaj mało kto raczy. Ten blogas dawno by pewnie zdechł, gdyby nie Amalryk i ostatnio Iwona, a wy przecież udajecie, że wam na nim zależy!)

Dostałem więc komęta, dość mocno krytycznego, w którym bylo m.in., że "te owady może wcale nie są takie głupie jak myślimy", że "to wcale nie musi być taki zły pomysł", i że jestem "strasznie despotyczny w tych poglądach". (O nadmiernym krytycyźmie wobec Putina akurat tym razem nic nie było.) No to ja mojej znajomej powiem, że taka postawa, jak moja, ma nawet swoją fachową nazwę. To się nazywa: NIE BYĆ KOMUNISTĄ.

triarius

sobota, września 28, 2013

Dożynanie watah... (Spokojnie, na razie nie tutaj.)

Zajrzałem na szalom, zajrzałem na Facebooka, i jakoś nigdzie nie rzuciły mi się w oczy informacje czy komentarze na temat tego, że w Grecji aresztowano całą czołówkę trzeciej parlamentarnej partii w tym kraju, w tym coś ze trzech parlamentarzystów.

Pretekst oczywiście taki, że kilka dni temu jakiś ponoć członek owej partii utrupił nożem lewaka. Po czym w Grecji lewizna przez wiele dni biła się z policją, paląc wszystko co się dało, domagając się delegalizacji owej, "neonazistowskiej" pono, partii.

Znając retorykę lewizny, serdecznie wątpię, by owa partia miała dużo wspólnego akurat z nazizmem, tym bardziej, że nazizm jednak wciąż wielu się kojarzy z Niemcami, a ci chyba specjalnie popularni w Grecji nie są, i to z paru powodów.

W każdym razie postępowe i "proeuropejskie" telewizje, na przykład francuski kanał dla zagranicy, radośnie pokazywały owe lewiźniane bitwy z policją i palenie czego się dało, ale w komentarzu nie było najmniejszego nawet oburzenia, natomiast pełne zrozumienie dla postulatu delegalizacji "neonazistów".

Nie muszę chyba nikomu przypominać, co się w naszym kraju działo, kiedy zwolennik, a być może po prostu członek, Miłościwie Nam Panującej Platformy zarżnął pisowca i pokaleczył drugiego. Tak więc w jakiś automatyzm delegalizowania w Unii Europejskiej partii z powodu wybryków ich wielbicieli nie za bardzo wierzę.

 Wiem chyba za to, dlaczego Tusk i reszta gromadki tacy stosunkowo spokojni i pogodni. Szykuje się nam, i z pewnością nie tylko nam tutaj w tym nieszczęsnym kraju, niezły atak na "faszystów", "nacjonalistów" prawdziwych i rzekomych, czyli w sumie na wszelką realną opozycję wobec tego raju, który mamy, i który nam szykują, na wszelką w miarę realną prawicę, wszelkich patriotów swoich krajów, niewątpliwie też na katolicyzm (w jego nieskurwionej dotąd wersji)...

Będzie naprawdę wesoło, i to już wkrótce. Tym bardziej, że z różnych źródeł, których tutaj nie chcę konkretnie wymieniać, słyszy się o prowokacji szykowanej na 11. listopada. Chodzi zaś o niebylejakie źródła. Co jest przecież tylko potwierdzeniem, bo i bez tego chyba sprawa jest jasna. Optymistyczne byłoby w tym wszystkim raczej to, że mielibyśmy jeszcze sześć tygodni czasu, czego jakoś ja nie jestem niestety całkiem pewien.

W każdym razie wydaje się, że oni sobie tak fajnie to wszystko podzielili, że nikt się nie wzruszy w  jednym "europejskim" kraju, gdy w innym "europejskim" kraju będą wsadzać do pierdla, albo i gorzej, opozycję. I o to przecież chodziło! Całkiem możliwe, że od razu "Ojcom Założycielom". A durna "prawica" dała się kolejny raz nabrać lewiźnie niczym stado upośledzonych na umyśle ciapków.

triarius

sobota, września 06, 2008

Jeśli komuś się coś kojarzy... cóż, nie moja wina

Jeśli ten blog ma jakieś ogólne i ważne przesłanie (a ma!) to brzmi ono jakoś tak: "wypnijcie się na prasę, media, nie przesadzajcie z czytaniem blogów - czytajcie książki!" Oczywiście nie wszystkie, nie laureatów nagrody Nike i takie tam, chodzi o książki mające imprimatur Pana Tygrysa. Całkiem sporo już takich było, gdyby komuś chciało się po tym blogu zaposzukać. Równie ważny, a może nawet ważniejszy, jest real, ale to już wyższa szkoła jazdy, o tym nawet mówić nie bardzo jest po co, bo do tego nigdy chyba nie dojdziemy.

No dobra, więc wszystkim ew. zainteresowanym donoszę, iż w tej chwili czytam sobie "Paris in the Terror" Stanleya Loomisa (obok dwudziestu innych, jak to u mnie) i bardzo mi się ta książka podoba. Jest nadzwyczaj lekko napisana, a z drugiej strony żadnych w niej odchyłów w stronę popularyzacji - autentyczna historia. Czyli, nie to, co się wielu dziś z historią kojarzy - jakieś mętne statystyki i kolekcje nikomu niepotrzebnych fakcików, tylko coś co można traktować jako naukowy esej czy opartą na historycznych źródłach publicystykę. Bo tak zawsze wyglądały naprawdę znaczące dzieła historyczne!

W książce o której teraz mówię jest masa smakowitych kawałków, które warto by było ludziom ukazać... Choć zasadniczo powinni sami to czytać. A bogacze entre nous powinni postarać się, by takie książki dały się czytać także przez tych, którzy języków nie posiedli. To by się mogło im, tym bogaczom, nawet z czasem ładnie zwrócić, w sensie finansów. Ale cóż, jesteśmy polską prawicą, więc zapewne musimy "być gamoniowaci i z trudem się rozmnażać" (by użyć stwierdzenia z "Drew Carey Show" na temat mieszkańców Europy Wschodniej).

Przed chwilą, by zakończyć ten dłuuugi wstęp, znalazłem naprawdę smakowity niewielki fragment, który tu przedstawię. Dla mnie jest niesamowicie ucieszny, choć dotyczy spraw całkiem poważnych, bo za taką należy przecież uznać powstanie osławionego Trybunału Rewolucyjnego - tego od gilotyny i naprawdę potężnego terroru w czasach dyktatury Robespierre'a. Oto ten fragment, a to co mnie najbardziej rozbawiło, to nawte wziąłem i wytłuściłem:


Ale narodził się potwór. Szybko i skutecznie używał udzielonej sobie władzy, by zdobyć więcej władzy. Podczas krótkiego przewodnictwa Dantona, ograniczał się mniej więcej do konstytucyjnie wyznaczonych wymiarów, jednak po lipcu, kiedy w Komietecie Dantona zastąpił Robespierre, od Konwencji* wyłudzone lub wymuszona została władza dyktatorska. Zasada, że członkostwo w Komitecie musi być zatwierdzane co miesiąc** została wkrótce zapomniana, a już we wrześniu, zaledwie w pięć miesięcy po utworzeniu Komitetu, złożono w Konwencji złowieszczy projekt ustawy, iż każdy kto kwestionuje działania Komitetu Bezpieczeństwa Publicznego, ma być uznany za dążącego do siania niezgody - i jako taki "podejrzany". Za takimi propozycjami czaił się groźny kształt Trybunału Rewolucyjnego i gilotyny.

Ucieczka Dumourieza*** stała się iskrą zapalającą wszystkie te uczucia, które się nagromacziły, niczym wiązki chrustu wokół katowskiego stosu - Żyrondyści byli teraz otoczeni. Był to sygnał do otwartego ataku na nich ze strony każdej frakcji. Wśród pierwszych aktów dokonanych przez Komitet Bezpieczeństwa Publicznego był nakaz, by zająć dokumenty pary Rolland****. Złożono im nocą wizytę i bez ceremonii zarekwirowano dokumenty. Ponieważ nie znaleziono w nich nic, co można by uznać za zdradziecką działalność, Jakobini posłużyli się ulubionym środkiem: wymyślonymi zarzutami. Ich kalumnie ukazały się w pamflecie zatytułowanym "Historia Brisotynów", w którym Żyrondystów oskarżano, między innymi, o intrygowanie z Anglikami i Diukiem Orleańskim. Treść tych zarzutów prezentowano jako "opartych na dokumentach zajętych w mieszkaniu państwa Rolland". Autorem był Camille Desmoulins. Jego atak był zjadliwie osobisty, a jednocześnie cynicznie ogólnikow. Jeden krótki fragment ukazuje całą ideę. Zawsze literat, Desmoulins godził Rollandów w miejsce, gdzie, jak wiedział, najbardziej zaboli: "Rolland", oświadczył, "był tak marnym pisarzem, że kiedy był członkiem Komitetu d/s Korespondencji, nigdy nie napisał znośnego listu. Zawsze trzeba było poprawiać jego listy w wielu miejscach, zarówno z powodu ubóstwa idei w nich zawartych, jak z powodu wulgarności ich stylu..."

--------------------------------------------

* W sumie to był parlament.

** Przez Konwencję.

*** Był to głównodowodzący w obronie Francji przed zagraniczną inwazją i zajęciem Belgii, stronnik i główny atut partii Żyrondystów (Brisotynów), kóry wobec intryg lewicy, godzących zarówno w wysiłek wojenny, jak i jego własne bezpieczeństwo, w końcu uciekł do wroga (Austriaków). Stało się to ostatecznym gwoździem do trumny Żyrondystów, tej zabawnej skądinąd partii, która zaczęła jako lewica, by skończyć jako prawica (dość typowe w rewolucjach, ale mi to przypomina i inne sprawy), a poza tym cechującej się - przy niezaprzeczonej wzniosłości, o jakiej my dzisiaj możemy tylko śnić - skrajnym doktrynerstwem, brakiem politycznego wyczucia i gadatliwością. Innymi słowy typowa partia burżuazyjna, choć okoliczności nie były typowe.

**** Małżeństwo Rolland było ścisłym przywództwem Żyrondystów - w tym sensie, że on był figurantem i piastował stanowiska, zaś mózgiem i prawdziwą siła byłą jego żona, słynna Madame Rolland. Która też zresztą piastowała w końcu stanowisko swego rodzaju ministra propagandy. Pan Rolland, choć niezbyt wielki polityk i niezbyt samodzielny, był jednak, w odróżnieniu od wielu innych ówczesnych prominentów, niezłomnie uczciwy i nienaganny w rachunkach, więc to co się tutaj działo ma swoją specyficzną wymowę.


triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

czwartek, grudnia 06, 2007

Totalitaryzm bez huku wystrzałów

Czemu "upadł" w Rosji komunizm? Bo Rosja, i jej imperium, bez zmiany skóry nie potrafiły się dość szybko skomputeryzować. Zaraz po zmianie tej skóry Rosja się komputeryzuje, większość zaś jej innych istotnych cech pozostaje taka sama, albo szybko wraca do poprzedniego stanu.

Oczywiście rzeczy powierzchownie i pozbawione istotnego znaczenia muszą być na tyle inne, by stada użytecznych idiotów, płatnych agentów i etatowych propagandzistów mogły głośno podkreślać różnice, na użytek wielomilionowej bezmózgiej, pilnie czytającej gazety i równie pilnie oglądającej TV, publiczności.
Od dawna już twierdzę, że wszystkie dotychczasowe totalitaryzmy to była jedynie niewinna wstępna gra, ponieważ do prawdziwego totalitaryzmu niezbędna jest komputeryzacja.

Czego mamy naoczny dowód w "integrującej się" obecnie, z całkowitym lekceważeniem głośno wciąż deklarowanych zasad demokracji i woli ludu, Europie. Czy może raczej tym w żałosnym trupie tego, co niegdyś było Europą. W tym poruszanym gazami trawiennymi, ku uciesze ogłupiałej gawiedzi, zawsze chętnej, by w takt szmirowatej "Ody do Radości" wykrzykiwać "żyje, żyje nasza Europa! odradza się!"
"Żaden totalitaryzm, bo przecież niemal nikogo się nie skazuje, nie ma zsyłek, rozstrzeliwań, obozów koncentracyjnych", powie ktoś. Zapewne powie tak dlatego, że mu za to płacą, w taki czy inny sposób.

Na przykład dając mu tytuł "europejskiego profesora". Ponieważ jednak bezinteresownych idiotów też nie brakuje, ten ktoś może w to nawet głęboko wierzyć. A co ma totalitaryzm do zsyłek i rozstrzeliwań, że spytam? A o Blitzkiregu słyszał? Jeśli nie ma niemal aktywnego oporu, to po co kogoś rozstrzeliwać? I jak rozróżnić tych, których w końcu trzeba będzie jakoś wyeliminować, od całej reszty, która w końcu jest potrzebna by tyrała na swych panów?


Jak się ujawnią, to się to zrobi, spokojna głowa! Na razie zadanie realizuje się posuwając się szybkimi kolumnami w głąb terytorium wroga i paraliżując kolejne jego potencjalne punkty oporu, oraz ośrodki dyspozycyjne. Terror nie polega w końcu na konieczności mordowania wielu ludzi, tylko na narzuceniu ofierze przekonania, że nie ma żadnych szans i jedyną szansą jest bezwarunkowa kapitulacja. A co się teraz z nami innego robi? Czym jest to narzucanie tych wszystkich Absolutnych i Niepodważalnych Etycznych Zasad, o których ludzkość, której pisana historia liczy już 5 tys. lat, dowiedziała się nie wcześniej, niż w roku 1968?

Narzucanie, zwracam uwagę, coraz częściej obwarowane naprawdę poważnymi groźbami i sankcjami, na przykład więzieniem. Czym jest wprowadzanie tych wszystkich cudownych z założenia "ulepszeń", z którymi nie zgodziłby się niemal nikt z naprawdę wielkich, choć budzą tak wielki entuzjazm u brukselskich urzędników. Na których twarze warto jest czasem uważniej spotkać, bo tak będzie z pewnością wyglądał Nowy Człowiek.

Taki, któremu za niesłuszne poglądy nie będzie praktycznie groziło więzienie, bo nie będzie miał w mózgu chipu do niepoprawnych poglądów... No, chyba że akurat wpadnie w tryby jakichś czystek wewnątrz elity - jakichś nowych Procesów Moskiewskich czy może dintojry jak wewnątrz PZPR w roku '68.
Tak jak celem wojny nie jest wcale, by kogokolwiek koniecznie zabijać, a to, by przeciwnika zmusić do uległości, tak samo celem totalitaryzmu nie jest wsadzanie ludzi do łagrów, czy strzelanie im w tył głowy w piwnicach Łubianki.

To zawsze można będzie jeszcze zrobić, jeśli zajdzie taka potrzeba. Na tym właśnie polega totalna władza. A na razie, "tiszie jediesz, dalszie budiesz", jak mówią nasi, już skomputeryzowani i odzyskujący siły, sąsiedzi zza miedzy. A na razie jak najpełniejsza kontrola wszystkich i wszystkiego. Oraz uzależniać, uzależniać towarzysze - wszystko i wszystkich!

Całkiem cicho się tego nowego europejskiego totalitaryzmu wprowadzić nie da, ale daje się w każdym razie bez huku wystrzałów, a to całkowicie wystarcza. Słodkie kląskanie różnych europejskich profesorów, antyfoniczne odpowiedzi usłużnych dziennikarzy, oraz co pewien czas głośne, starannie zaaranżowane ochy zachwytu szeregowych euroentuzjastów - z "Odą do Radości" w tle, ma się rozumieć - na tle tej ciszy bez huku wystrzałów bardzo ślicznie brzmią i wyraźnie uspokajają ofiary.

I tak trzymać, tawariszczi! Postrzelać se zawsze jeszcze zdążymy!

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

poniedziałek, czerwca 26, 2006

Prawdziwy sens lewicowego eksperymentu?

(wersja 0.2 - 27-06-2006)

Mówi się dość powszechnie, że "wprawdzie realne skutki komunizmu i nazizmu były takie same, ale ten pierwszy był realizacją odwiecznych marzeń ludzkości, podczas gdy drugi - tylko czymś zbrodniczym i bezsensownym".

Na pierwszy rzut oka faktycznie może się tak wydawać, ale nie jest to jedyny sposób możliwego spojrzenia na tę sprawę. W książce Aleksandra Zinowiewa "Przepastne wyżyny" (po polsku chyba nigdy nie wydanej, ja ją czytałem po angielsku) znalazłem takie dowcipne stwierdzenie:

"Celem eksperymentu jest zidentyfikowanie jego przeciwników i wyciągnięcie stosownych konsekwencji".

Oczywiście, jest to błyskotliwy i nieprawdopodobnie śmieszny żart na temat wyimaginowanego "naukowego" eksperymentu w sławnym "naukowym" instytucie w wyimaginowanym mieście Ibańsk. Ale nie tylko... Jeśli się chwilę nad tym nieco głębiej zastanowić, to czy nie jest to aby PRAWDZIWA ZASADA I PRAWDZIWY SENS wszelkich działań nawiedzonej lewicy?

("Nawiedzonej", ponieważ nie chodzi mi o lewicę względnie normalną, walczącą w realnym świecie walkę o realne poprawienie doli swojej i podobnych do siebie, ani nawet walczącą o władzę, jeśli jest ta walka jest pozbawiona silnych utopistycznych i gnostycznych aspektów określających lewackość.)

Dla mnie ten żarcik Zinowiewa mówi o agresywnym współczesnym lewactwie praktycznie wszystko co istotne - i to wcale nie jest żaden żart.

Mówi praktycznie wszystko o podstarzałych "bojownikach" z paryskich barykad roku '68 rządzących dziś w Brukseli, o szwedzkich socjaldemokratach, o organizacjach homoseksualnych, feministkach, rodzimych postkomunistach, amerykańskich "liberałach", latynoskich Che... Jest tego naprawdę sporo, coś ich chyba łączy, ale co właściwie?

Daliśmy sobie wmówić, że w każdym z tych eksperymentów chodzi o to, co eksperymentator podaje nam do wierzenia. Czy musi to być prawda? Wcale nie musi, bardzo możliwe, że celem ich wszystkich jest właśnie ZIDENTYFIKOWANIE PRZECIWNIKÓW I WYCIĄGNIĘCIE STOSOWNYCH KONSEKWENCJI. Albo w pełni świadomie, i tak jest zapewne najczęściej, albo mniej świadome... I co miałoby to zmieniać? Czyli SPROWOKOWANIE OPORU W CELU JEGO PÓŹNIEJSZEGO ZWALCZANIA.

Powiedzmy sobie wreszcie, że to właśnie jest celem tych wszystkich "wzniosłych humanistów", tych wszystkich "współczujących", tych wszystkich "światłych", "postępowych", "otwartych na ludzi", "tolerancyjnych". I zacznijmy stosownie reagować. Nie ma bowiem żadnego przekonującego dowodu, że jest odwrotnie - czyli, że to nie o zwalczanie naszego oporu im chodzi, a o to, co sami mówią!

A zresztą, jeśli np. zbrodnarz naprawdę wierzy, iż jest dobroczyńcą ludzkości, czy zmienia to w czymś istotę jego działań? Czy reakcja ofiar miałaby z tego powodu być inna? (Zgoda, po unieszkodliwieniu można go nie wieszać, tylko zamknąć np. w pokoju bez klamek, ale przecież nie przed!)

Naprawdę NIE MUSIMY przyjmować za dobrą monetę wszystkiego, co nam mówią nasi wrogowie! Zacznijmy ich działania interpretować po naszemu - nie wyłącznie zgodnie z ich własnymi deklaracjami. Z pewnością będzie to nie tylko skuteczniejsze, ale i znacznie sprawiedliwsze!

Jeśli rządza mordu ujawniła się w naziźmie, a poza tym ujawnia się (choć w mniejszym, choćby z praktycznych względów, nasileniu) w całej historii i prehistorii ludzkości, to i wcale nie jest nie do pomyślenia, iż lewica także kieruje się żądzą mordu, nie tylko na wartościach i strukturach społecznych, ale i na ludziach. Zaś wszelkie "gumanisticzieskije" deklaracje to tylko dymna zasłona.

Proponuję to wstępnie przyjąć jako roboczą hipotezę, a po drugie zastanowić się nad tym i podyskutować.