Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ośmiorniczki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ośmiorniczki. Pokaż wszystkie posty

czwartek, listopada 04, 2021

Kowidową maseczkę, anybody?

Może Kurak, to mogę chyba i ja?! Ja nawet tym bardziej, bo Kurak (ani chyba nikt inny) nie odgrywał całe życie Pasikonika z LaFontaine'a, żeby potem na starość musieć przymilać się do Wolnego Rynku z Liberalizmem. Z "kowidową maseczką" to jednak raczej żart, choć faktycznie mam tam takie kominy na pysio, mogące pewnie w czasach mniejszego terroru służyć za "maseczkę", a we wszystkich czasach przydać się do np. rabowania banków czy różnych tam pokojowych demonstracji.

Plus koszulki (wiem że zima!), bluzy z kapturem, skarpetki, niewieście obcisłe kalesony (w sam raz do reklam!), pancerne osłony do iPhona, kubki, naklejki... Torby, plecaczki, kapelusiki... I jeszcze sporo innych rzeczy, a wszytko z naszym przesławnym logo "Ośmiorniczki WON!" lub z Naszym Ukochanym Niebieskim Tygrysem, co tu u góry po prawej. Na razie te dwa projekty, ale już sobie wymyśliłem Boskiego Oswalda z tekstem - tym razem po angielsku, w każdym razie też - w rodzaju "Był największy i każdy kolejny dzień w tej rajskiej rzeczywistości to potwierdza!... Plus Ardrey, muszę jakoś połączyć wszystkie jego okładki w jednym obrazku, z napisem w rodzaju: "Czytaj Ardreya - dopóki jeszcze za to nie grozi obóz pracy!"

Mówię teraz o angielskim, ale gdyby ktoś chciał coś podobnego po polsku, to niech powie, to nie będzie wielki problem stworzyć i krajową wersję. Na razie rynek jest w sumie zachodni, a to dlatego, że rodzimy serwis tego typu zdaje się jeszcze w ogóle nie działać, choć niby istnieje. Jeśli ktoś mieszka na Zachodzie, przebywa tam, ma znajomych... To prosiłbym co najmniej się zastanowić, bo i tak na byle co wydacie tyle samo, a radości o wiele mniej. Na gwiazdkę można przysłać krewnym i/lub znajomym (Królika), albo jakimś Lemingom, którym wypada dać prezent, ale nie chcemy ich w tej Lemingozie padcziorkiwat'. Mnie by to pomogło na przeżycie, a  chyba i parę innych pożytecznych rzeczy by zrobiło. Oto linek:


I zachęcam kliknięcia, a potem do zajrzenia tam za czas jakiś, najlepiej szybko, i czemu nie - często!

triarius

P.S. Ogólnie to raczej nie lubię koszulek z przekazem, bo to mi zalatuje Lemingozą, ale w tych czasach każda okazja jest cenna do pokazania, co jest co itd. Zgoda? Ardrey, Spengler, Pan Tygrys czy, z drugiej strony, Ośmiorniczki, to jednak inna sprawa, niż jakiś Einstein czy nawet Zweinstein!

A jakby ktoś miał fajny pomysł na cosik, co by albo zareklamowało wartościową sprawę, albo spodobało się szerokiej publiczności i coś zarobiło, to proszę mi tu o tym bez skrępowania komętać! O, sam na coś wpadłem! Zaraz wykorzystam ten obrazek o foliarzach i szurach, co go wczoraj wrzuciłem!

niedziela, maja 07, 2017

Ośmiorniczko wróć! (czyli "Z Olgą Tokarczuk na podbój świata")

- Mamo, tak strasznie lubię ośmiorniczki - czemu ten pan nam ich nie dozwala?

- No właśnie. Ja też ośmiorniczki uwielbiam. Mogłabym je jeść trzy razy dziennie. Chodźmy mu to powiedzieć!

Serce mam wielkie jak dzwon, nie przymierząjąc, Zygmunta, więc za darmo oddaję ten, praktycznie gotowy, scenariusz Totalnej Opozycji na nowy polityczny spot. Nie mogę zagwarantować, że na pewno będzie skuteczniejszy od tego co sami wymyślili, ale gorzej chyba być nie może, a o ile sensowniej! No i zabawniej oczywiście.

Teraz sobie na warsztat weźmiemy inny wyczyn naszej (?) totalnej opozycji. W zasadzie przebiegająca bez żadnych burzliwych wydarzeń - choćby i czegoś smętnego, w rodzaju podpalenia, czy raczej samozapłonu, Budki Borysa - piętnastotysięczna demonstracja dwóch partii liczących, jak słyszę, po 30 i 140 tysięcy, plus całej reszty niezadowolonych z obecnej władzy, to nie jest coś, o czym by można poważnie rozmawiać...

Ale też ja wcale poważnie o tym rozmawiać nie chcę! Nie jest przecie AŻ tak dobrze, jak by się na podstawie tej żałosnej demonstracji mogło wydawać, no bo jeszcze "Europa" jakoś tam trwa, rzęzi i plwa, ale też na miejscu liderów tej "opozycji" zacząłbym się naprawdę rozpaczliwie martwić. Na szczęście nie muszę.

Wydano też na to podobno dwa melony, a na ile wiem coś o Nalewkach z przyległościami, to ta suma musi być mocno zaniżona. Ale i tak wystarczy na taką demonstrację. To niemal coś takiego jak owe tysiące za porcję robactwa z Biedronki w wytwornym otoczeniu nagrywających mikrofonów. Arystokracja, psia mać! Mają gest!

Co mi się, skoro już się tym zabawiamy, najbardziej na owej prześmiesznej demonstracji podobało? Trudno wybrać, bo praktycznie wszystko. Ale że od czegoś trzeba zacząć, więc zacznę od tego kogoś, kto na pierwszym planie większości telewizyjnych obrazów (a najfajniej mi się to oglądało na Polsacie, którego nie oglądałem od lat, dzięki mordeczki!) wymachiwał wielkim sztandarem z napisem "Młodzi Demokraci".

Jest to, gdyby ktoś nie wiedział, młodzieżówka Platformy, a wielki sztandar i pierwszy plan to naprawdę, muszę to z bólem przyznać, nie było złe posunięcie ze strony... Wiadomo kogo. Dlaczego? - spyta ktoś. No to odpowiem, że dzięki temu udało się zwrócić uwagę publiczności na kogoś, kto, w odróżnieniu od większości młodych wykształconych z dużych miast, mógł jeszcze nie mieć pięćdziesiątki, a pampersy nosi (tylko zgaduję, ale nie wykluczam), wyłącznie do oglądania "Szkła kontaktowego".

Drugim prześmiesznym w tym przezabawnym dniu były występy choreograficzne, lekko już wprawdzie osłabionych głodem, ubeków pod melodię "Katiuszy". A co innego mieli wybrać, że spytam? Nawet oni zorientowali się, widać, że nie mamy akurat żadnego fajnego święta, kiedy to możnaby się radośnie łamać jajeczkiem pod "Podmoskowskije wiecziera". No to krasnoarmieskaja, stalinowskaja "Katiusza" - logiczne!

Teoretycznie mogłoby być coś bardziej unijnego, zachodniego, coś od naszych najszczerszych przyjaciół... Coś jak "Horst Wessel Lied" naprimier,.. Co, że nie wypada? Gorzej? Propagowanie? Wizyta o szóstej rano? Sorry, ale czym się w istocie różni od tego "Katiusza"? Putin miałby niby być lepszy od Mamy Merkeli?!

Zresztą może po prostu bez krasnoarmiejstwa nie udałoby się ściągnąć na demonstrację Olbrychskiego? Bo on, powiedzmy, tamtego nie zna. A przecież lubimy melodie, które znamy, jak uczy reklama banku Millenium. W filmie nie grał, w szkole nie uczyli. "Horst Wessel" znaczy. (Mnie też zresztą nie. I też zresztą nie znam, poza tytułem.)

W sumie było to naprawdę prześmieszne wydarzenie, ta demonstracja wszystkich niezadowolonych z obecnej władzy, ale wszystkiego i tak wam nie pokażę, więc musicie trochę sami, a ja mam jeszcze jeden istotny temat do omówienia. Z przyległościami. Otóż dotychczas przeważnie płakać mi się chciało, gdy myślałem o "naszych", mimo że pilnie ich jak mogę unikam.

Wszystkie te stare - bardziej "wyjedzone" i "przejedzone", niż "wyjadacze"... Często po prostu żałosne to do potęgi i trudno mi zaakceptować, że w tej "nowej Polsce" nadal brylują oślizgłe, średnio zdolne, od lat siedzące na płocie... Jak ich by tu nazwać... Geniusze - niech będzie. Krótko i celnie!

Aż tu ostatnio... Filmik z uczynionych przez same lemingi nagranek z ciamajdanu... Cztery pytania do platfusów... Spocik na ten sam temat... To już sporo, jeśli się porówna z tym co było, ale chyba teraz nagle jest jeszcze lepiej. Otóż znajoma mówi mi dziś, ubolewając, że Gadowski (ten superman, wiecie) płakał, publicznie, jak to supermeni, że na jakieś tam targi książki do Londynu (czy gdzieś) wysłano niejaką Tokarczuk. Jak dobrze pamiętam, to (nomen omen) Olgę.

Owa Tokarczuk pluje bowiem na Polskę... (Tak mnie poinformowano, bo babusa nie znam, tylko mam słuchową pamięć, stąd jest faktycznie pewna szansa, że to Olga.) Pluje, żeśmy, Polacy znaczy, kolonizowali Białoruś i inne takie okropne rzeczy. Na co ja wpadłem w radosną ekstazę i pobiegłem do świnki, żeby sprawdzić czy starczy mi na metrową świecę, grubą jak ramię dorosłego blogera, prawicowego ma się rozumieć, do najbliższego kościoła. W podzięce Bogu, za Jego hojne dary.

Do ociekających testosteronem prawdziwych mężczyzn, choćbym i chciał, z obiektywnych przyczyn odruchowej wrogości odczuwać po prostu nie mogę... No, chyba że do jakichś innych, nie do siebie. Ale przyznam, że zawsze staram się takiego sobie obejrzeć najpierw pod światło, nadgryźć zębem... I tak od razu w orgazm na ich temat nie wpadam.

Do Gadowskiego nic właściwie nie mam - więcej powiem, przypomina mi takiego jednego adoratora mojej matki z czasów bardzo już zamierzchłych. Który to adorator był supersamiec, miał b. ciekawą biografię, rysował jak anioł, wspinał się na pionowe skały, tudzież posiadał Lambrettę. (Wtedy jeszcze nikt nie używał kasku, więc nie był to żałosny obciach, a całkiem przeciwnie.)

Tak że do Gadowskiego (choć mnie kiedyś zablokował na Fejzbuku, długo by było opowiadać, gołe zdjęcia tej tam tenisistki, co to niby taka nasza, się z tym wiążą), jeśli jestem uprzedzony, to raczej na plus, choćby właśnie z powodu Pana Władka.

I rozumiem, że jego zdaniem Polska, zamiast lansować w Londynie tę Tokarczuk, powinna postawić na wylansowanie naszego własnego Bonda - o ileż od pierwowzoru lepszego, a w dodatku prawdziwego! - którym to Bondem (lepszym i prawdziwszym) zgodzi się ewentualnie, z braku alternatyw, zostać sam Gadowski.

Tyle, że te, jak ich nazwać... Super samce (poza waszym, ma się rozumieć, oddanym) często nie błyszczą wyrafinowaną przebiegłością. Wszystko by chcieli bicepami i te rzeczy.

W każdym razie on białą łapkę z nadzieją w oku wystawia do podkucia, a tu mu jakaś Tokarczuk z naszym niegdysiejszym dręczeniem Białorusinów wchodzi w paradę. Fopa! Jednak ja to widzę inaczej - sorry Bond! Anglicy przez setki lat kolonizowali i podbijali innych, aniołkami też nie zawsze byli, tak? Oni to wiedzą - spokojna głowa! Więcej - są z tego dziko dumni. Choć to przecie przeszłość, a teraz za to "przez nos" (żeby użyć kalki z ich narzecza) płacą. Tyle, że w większości zbyt głupi, by to pojąć, więc dumni i bladzi. (Zresztą nie tyle ZA TO płacą, co raczej za swoje obecne, a trwające już od dziesięcioleci, spedalenie. Uleganie syrenim śpiewom liberałów i innej lewizny. Te sprawy.)

 A my? Etatowi i wieczni chłopcy do bicia. Czyż nie? Ludziom się wydaje, że my się tego uczymy od Żydów i że to nieludzko cwane. Od Żydów, którzy cudnie na każdym kroku wygrywają i zarabiają prezentując sińce, odleżyny i kikuty To jednak, niestety, moje drogie naiwniaczki, nie tak! Oni przetrwali cztery tysiące lat, mimo że absolutnie nikt ich nigdy nie lubił, a niektórzy naprawdę starali się dać im w kość. No i (choć się Adam Michnik z Bratem z pewnością nie zgodzą) mimo tego, dziś jednak pewne znaczenie w świecie mają.

Do tego sobie ostatnio, ci Żydzi znaczy, dołożyli to skamlenie i siniaki, zgoda, tyle że - nie oszukujmy się! - ze stalowym błyskiem w oku. Ktoś tego błysku nie dostrzega? No a my co? Że zacznę od innej strony... Czy świat może się obyć bez etatowych chłopców do bicia? Może ze mnie stary cynik, ale twierdzę, że nie. I nigdy nie będzie mógł.

Czy jest zatem na to zaszczytne stanowisko wielu stałych, wiecznych i chętnych jak cholera kandydatów? Nie ma! Raz jakiś afrykański szczep dostanie w kość od innego, drugim razem gdzieś wojna, trzęsienie albo powódź - ale to się szybko zmienia, pada to na kogoś innego...

A na stałe, to tylko, sorry, Polacy. I nikt inny. Nie żadni "Irokezi", jak chciał Fryc (i chce Michalkiewicz) bo Irokezi to był bitny lud, który, gdyby nawet usłyszał o JP2, to by się, mówiąc b. już łagodnie, co najwyżej lekceważąco skrzywił. Inaczej Polacy! Prawda? No więc, teraz nagle, wbrew ubolewaniom różnych tam in spe Bondów w krakusce i z husarskimi skrzydłami, okazuje się, że potrafimy jednak kogoś skolonizować...

Że tylko (z całym szacunkiem, to nie jest wyraz lekceważenia) Białorusinów, lud chłopski i niezbyt dotąd znany z państwotwórczych instynktów? Cóż, ale jednak, w końcu od kogoś trzeba zacząć. Raczej blisko, bo nie trzeba wydawać na bilet itd. Niemcy od stuleci przekonują świat - w końcu nas samych przekonali - że jesteśmy całkiem niezdolni do kolonizowania, do budowania państwa, lub choćby utrzymania go, gdyby psim swędem lub w prezencie... Zgoda? Oni to konsekwentnie, jak to potrafią, robią od stuleci, świat uwierzył, my sami też...

Aż tu nagle polski rząd wypuszcza na szerokie wody Olgę Tokarczuk, która cały ten propagandowy antypolski syf jednym machnięciem pióra zmiata z powierzchni ziemi. Mam nieodparte wrażenie, ze jeszcze rok temu posłalibyśmy do tego Londynu Gretkowską, żeby przekonywała Świat, że w Polsce nie dzieje się żadna krzywda kobietom (?) z dwiema łechtaczkami.

(Co za obrzydliwa wizja! Zresztą samo to słowo jest paskudne, choć sam organ i jego łacińską nazwę da się zaakceptować. W końcuśmy nie muślimy.) Żeby nas źle nie sądzili, żeby pamiętali o drzewkach gdzieś tam w tropikach... Jak zawsze. Przy czym oczywiście skutek byłby wprost przeciwny, bo i babus bo pracowicie dowodził czegoś dokładnie przeciwnego, a my byśmy się zaklinali, bili w piersi...

Ale coś się nagle zmieniło, coś pękło, coś... Ach! I choć ani Pan T., ani żaden z paru jego faworytów (czysto profesjonalnie i merytorycznie rzecz biorąc, nie zawsze obecnych osobistych przyjaciół) nadal się do żadnego Trustu Mózgów nie załapał, choć Burze Mózgów robią nam nadal Warzechy z Ziemkiewiczami, to jednak nie mam już prawa się zapluwać krytyką nieudolności i głupoty "naszych" - samo to genialne posunięcie z tą tam Olgą Tokarczuk wyrównuje większość idiotyzmów i samobójów w naszej historii. Tak z grubsza licząc od testamentu Krzywoustego.

A zatem wykrzyknijmy jednym wielkim głosem i niech nas świat usłyszy:


Niech żyje Olga Tokarczuk - Ambasador Dobrej Zmiany!


triarius

P.S. A jeśli ktoś jeszcze czuje niedosyt? Jeśli ktoś JESZCZE czuje niedosyt, brakuje mu w powyższym wizji, optymizmu i takich tam - to tutaj ma wizję, optymizm, proroctwo, plus zawoalowane wyjaśnienie, po co ja w ogóle te perły... Skoro przecie niedźwiednikiem nie jestem, prawda? (Bez urazy!) Oto i:

https://bez-owijania.blogspot.com/2011/11/dzien-jaguara-wstepny-szkic-ew.html

czwartek, grudnia 31, 2015

Refleksje na koniec roku (mam nadzieję, że nieco mniej banalne od większości tego typu elukubracji)

Kończy się właśnie rok, który, po krótkim lecz dogłębnym zważeniu tej kwestii, muszę uznać za najlepszy dla Polski od roku 1918, czy może 1920. W każdym razie druga połowa tego roku jest zdecydowanie na plusa, a dynamika też (odpukać) rysuje się, jak na to co mamy na świecie, pozytywnie. Z tej tezy wynika kilka innych interesujących wniosków, z których niektóre pokrótce zasygnalizuję.

Po pierwsze, Tygrysizm Stosowany znowu wygrał z różnymi takimi podejściami, które - jak szczerze patriotyczne by w zamiarach nie były i jak znaczącymi by się nie podpierały autorytetami (choć dla mnie Józef Mackiewicz na przykład to żaden autorytet w sowietologii i podobnych sprawach, czy zresztą czymkolwiek; niech mu ziemia lekką itd., ale nie), jedynie gryzą sercem, masują sobie te ślicznie, mimo lat komuny i III RP, zachowane cnotki, i czekają na gen. Andersa na białym koniu.

Kto wie do kogo piję, ten wie, inni mogą się łaskawie domyślać, jeśli łaskawie zechcą. III RP może być równie, lub niemal tak samo, obrzydliwa jak PRL, ale jednak działało to całkiem inaczej. W tym na pewno inaczej działały i w innym miejscu tego systemu były umiejscowione wybory.

Gadki-szmatki na przykład, że to niby głosowanie w III RP (niech szczeźnie, tutaj całkowita zgoda!) jest całkiem tym samym wygłupem bez najmniejszego przełożenia na rzeczywistość, co w PRL, zawsze były (sorry, jeśli komuś kaleczę nabrzmiałe ego!) głupie; najczęściej, jak podejrzewam, zdradzały lenistwo umysłowe i wygodnictwo w realu; a to co się w roku 2015 stało wykazało ten fakt tak dobitnie, że uciekanie od tej prawdy odbiera chyba po prostu prawo nazywania się polskim patriotą i człowiekiem myślącym.

Wyrażę tę myśl raz jeszcze, w cholernie przystępnej i jasnej formie: O ile w PRL wybory faktycznie były żałosną farsą bez znaczenia i udzial w nich zawsze był jakąś formą osobistego upokorzenia, to w PRL bis, inaczej zwanej III RP, (która wciąż jeszcze nam niestety panuje, choć już nieco mniej) jedynym mądrym i (jednocześnie) przyzwoitym zachowaniem jest jednak głosowanie, a przez ostatnich z grubsza 10 lat - głosowanie na PiS.

Oczywiście jeden głos o niczym nie może przesądzić itd., zgoda, ale tę kwestię sobie już tu kiedyś dyskutowaliśmy. Pascal rzekł credo quiam absurdum est, no to wy możecie sobie rzec eligo quia absurdum est i jazda na wybory! Takie to proste - żeby każde patriotyczne działanie zawsze było tak proste, oczywiste i w dodatku bezpieczne!

Co powiedziawszy, dodać jednak muszę, że porównanie roku 2015 - dla Polski, bo nie dla Francji i USA przecież, ale też Polska nas najbardziej przecie obchodzi - do lat 1918 i 1920 jest jednak jakoś kulawe i, jak się głęboko zamyślić, nieco przygnębiające. No bo wtedy - wiadomo: niepodległość, która zaraz się sprawdziła i potwierdziła w starciach z agresorami, skuteczne, jakby nie było, zjednoczenie rozbitych społeczeństw z trzech zaborów itd.

Teraz zaś po prostu do władzy - tej dzisiejszej, "demokratycznej" (jak to się oficjalnie wabi, choć jakakolwiek realna demokracja to dziś przecie "populizm", młodszy brat terroryzmu), w kraju zniszczonym, lekceważonym i semi-kolonialnym, gdzie władza w związku z tym wszystkim b. niewiele może... no chyba, żeby z czasem zmieniła różne sytuacje i móc zaczęła... - doszła ekipa mająca, na odmianę, dobro Polski na względzie...

Nie mówię, że jest jakaś gwarancja, że ci ludzie zawsze będą mieli rację, a nawet na pewno zawsze jej nie mają, ale jednak w porównaniu z platfąsami od ośmiorniczek i poklepywania się z Merkelą to jest niebo a ziemia... A więc dobro Polski, to raz, plus dwa, czyli to, że na razie - o dziwo i Deo gratias! - zdają się postępować nieoczekiwanie sprawnie i sensownie.

No i jeszcze trzy, czyli to, że ta ekipa ma już całkiem niemałe poparcie w naszym dzielnym ludzie, a jeśli jeszcze to się trochę pokręci, to ten lud - jak doszczętnie nie byłby chwilowo rozbrojony, pozbawiony wpływu na cokolwiek, zatomizowany i poznawczo/intelektualnie zagubiony - nie da już tego po prostu gładko odkręcić.

"Arabska Wiosna" w Polsce to nie jest jakaś przeurocza perspektywa dla polskiego patrioty, w tym oczywiście dla Stosowanego Tygrysisty, ale ona nie jest urocza także dla naszych ukochanych sąsiadów, przyjaciół, sponsorów i całej tej @#$%^ reszty, która kręci tym nieszczęsnym bantustanem z krzywdą dla tubylców i innych głowonogów. Nieco się jednak zastanowią, zanim zagrają z nami naprawdę ostro - i tym bardziej będą mieli powód się zastanawiać, im dłużej PiS będzie tak fajnie sobie radził, jak to czyni na razie.

Natomiast granie nieostro jakoś im wyraźnie słabo wychodzi - trybuni ludu żałośni nie do uwierzenia, lemingi w demonstracjach antyrządowych gonią w piętkę machając narodowymi flagami i wznosząc patriotyczne na odmianę (!) hasła, ale to są dowcipasy dobre na jakieś lewackie forum, bo, nawet sądząc po różnych szalomach (których linia partyjna, nawiasem, wydaje się ostatnio dość paskudna i targowicka), gdzie patrioci z lewizną bez sensu (chyba głównie dla ilości wejść) gadają, widać, że to nikogo naprawdę nie rusza. A jeśli nie rusza na szalomie, to już nie wiem gdzie by mogło.

I znowu mi wyszło optymistycznie, co za checa! Jednak to, co chciałem na zakończenie rzec, miało być bardziej szpęglerystycznie pesymistyczne. Mianowicie, że o ile kiedyś, te sto lat temu, niecałe, sukces oznaczał, że naprawdę sobie mogliśmy (czas jakiś) robić tak, jak chcieliśmy - mimo wszystkich wrogów i wszystkich dobrze-nam-życzących - to teraz samo w sobie dojście PiS do "władzy" nie oznacza jeszcze prawie nic.

Państwa narodowe nadal zanikają w oczach; globalna biurokracja o jednoznacznie mrówczo-totalitarnych zamiarach, choć ostatnio napotkała pewien opór (sapienti sat), nadal się wzmacnia; przyjaciele i sponsorzy, mimo miliona potencjalnych terrorystów i ich płodnych rodziców w niedalekiej przyszłości, na razie jeszcze zipią; leming nadal jest lemingiem, Obama Obamą, za drzwiami czeka Clintonowa (no bo Trump przecież się nie załapie, choć były milion razy lepszy)... W sumie ten sukces, który z roku Pańskiego 2015 uczynił najlepszy dla Polski i każdego polskiego patrioty od... 95 lat co najmniej, to prawie nic.

Tym niemniej - albo my coś chcemy robić dla TEGO KRAJU (nie do końca rozumiem histerię na temat tego określenia, przyznam), naszego kraju, Polski - albo nie chcemy, kładziemy na wszystko i mamy w dupie. Jeśli to drugie, to nie ma o czym rozmawiać. Dla Tygrysisty może dałoby się znaleźć jakąś inną drogę - od razu jechać globalnie itd., ale bez żartów - to by było jeszcze mniej pewne, jeszcze o wiele trudniejsze... Ktoś to niby realizuje? Wątpię!

A jeśli lagi nie kładziemy i na Polsce (tenkraju) nam zależy - no to sorry, ale ktoś już zrobił jeden mały, jednak zdecydowany i w dobrym kierunku, krok, a my, jeżeli nam zależy - jeżeli tacy z nas junacy, husarze, bataliony Zośka itd. - możemy to pociągnąć dalej. I raczej po prostu powinniśmy.

Zamiast przeżuwać kolejną klęskę swej ukochane wizji świata, i wizji ukochanego patriotyzmu (cnotka, masaż, biały koń, choć istnieją i inne, równie, jeśli nie bardziej absurdalne i szkodliwe) i wymyślać alibi mające kogoś przekonać, że "jednak mieliśmy i tym razem rację, tylko trzeba na to spojrzeć dialektycznie..."

W sumie, żeby ładnie to podsumować, ponownie zakrzyknę (a echo mi zawtóruje): to był bardzo dobry rok, a w dodatku NIEOCZEKIWANIE I W SPOSÓB GWAŁCĄCY RACHUNEK PRAWDOPODOBIEŃSTWA dobry rok. Może jednak Bóg istnieje i w dodatku naprawdę da Polsce jeszcze jakąś szansę? Nie wiem dlaczego miałby być aż tak cierpliwy, ale może ktoś to wymodlił, albo... Co ja o tym mogę wiedzieć.

triarius

P.S. A tak zupełnie bez związku z czymkolwiek, to znalazłem w jednym kursie bicia brzydkich ludzi fajne stwierdzenie. W swobodnym tłumaczeniu brzmi to tak, że "Jeśli gość jest uzbrojony, to na pewno zostaniesz zraniony, ale uwierz, że zupełnie inaczej odczuwa się postrzał czy ranę od noża jeśli to ty go zabijasz, a inaczej jeśli jesteś sam zabijany". Bez związku z naszym dzisiejszym tematem, ale daje do myślenia, i w dodatku chyba warto.

poniedziałek, grudnia 21, 2015

Na koszulki...

... i/lub inne takie. Jakoż to: na transparenty, grafitti, tatuaże; wzory na firaneczkach, na sukieneczkach, na majteczkach, śliniaczkach, papeteriach, czołgach itp. Nie zapominając o obrusach, oczywiście (szczególnie restauracyjnych), bombach i rakietach (termojądrowych też, czemu niby nie?) i kaftanach bezpieczeństwa.

A że CO2 w jonosferze szaleje, lodowce topnieją, zima rozkosznie ciepła - więc to nawet nie jest aż takie bardzo przyszłościowe z tymi koszulkami. Które jednak są najprostszą i najszybszą opcją.

Szczerze mówiąc myślałem raczej o ośmiornicy z widelcem wbitym w grzbiet, ale artysta miał nieco inną wizję. Tak chyba też jest nieźle. Może nawet jest bardziej czytelne, bo to przekreślenie by nam obraz nieszczęsnego stworzenia zasłaniało und zaciemniało.

ośmiorniczki na prorządowe koszulki
Mam jeszcze parę niezłych, jak sądzę, pomysłów na tego typu obrazki, więc proszę trzymać ogień pod kotłem pras drukarskich i popracować nad formą fizyczną, żeby w w pełni koszulkowego sezonu, z tak ślicznym obrazkiem na piersi (czy gdzieś) - za to bez bufek, falbanek, watowanych ramion, tupecików (skoro nawet Trump okazał się być autentykiem, to nie ma rady!), implantów łydek, wstrzykiwania tłuszczu w zadek i zabierania go z ust pąkowia, makijażu, kamuflażu - przez kontrast nie wyglądać jak lewacka dupa zza krzaka. OK?

A jeśli ktoś z przekonaniem uważa, że widelec w grzbiecie gada (cicho! wiem że głowonóg) byłby lepszy, to albo niech mi powie, a ja się postaram ten pierwotny pomysł zrealizować, albo niech sobie sam zrealizuje. Nie zapominając jednak o blogasku https://bez-owijania,blogspot.com i Panu Tygrysie, któremu świat ten szatański/szampański pomysł zawdzięcza, o czym warto by było nieświadomych informować. I te rzeczy.

triarius
 

środa, lipca 09, 2014

Nowa tajna broń w walce z kelnerską mafią

III RP przechodzi do kontrataku! Nareszcie!

To co widzicie Państwo poniżej, to zrobione najnowszej generacji teleobiektywnem zdjęcie nowej tajnej broni, którą służby min. Sienkiewicza (jr.) mają od jutra stosować wobec wszystkich wrogów Państwa - szczególnie zaś tych najbardziej niebezpiecznych, jak kelnerzy warszawskich restauracji serwujących ośmiorniczki z Biedronki po wygórowanych cenach.

Ni mniej, ni więcej, tylko... (Fanfary, werble!): AGENCI POD PRZYKRYCIEM.

Wdzięczni obywatele chórem wołają BRAWO, dorzucają HIP HIP HURRA, i pokornie proszą o więcej takiej dbałości o nasze wspólne Państwo.




triarius