Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Arabia Saudyjska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Arabia Saudyjska. Pokaż wszystkie posty

niedziela, stycznia 03, 2016

Ze świata zachodnich mediów

W Arabii Saudyjskiej, wczoraj czy przedwczoraj (na Nowy Rok?) jednego dnia stracono 47 osób. Oficjalnie "terrorystów" (no bo kogo?), ale co najmniej nie wszyscy daliby się tak na serio, przy najlepszych nawet chęciach, zakwalifikować. Co najmniej część to byli elokwentni opozycjoniści, słowem zwalczający sudyjski reżim i dynastię stojącą na jego czele.

Dynastię i reżim, nawiasem, mające tak niewiele wspólnego ze stręczoną nam dzień w dzień politpoprawnością i liberalną "demokracją", jak to tylko możliwe, ale to akurat postępowcom nie bardzo przeszkadza - i jak by mogło, skoro Ameryce i jej Wielkiemu Bratu akurat one pasują?

Jednym ze straconych był szyicki kleryk, a teraz w całym już niemal islamskim świecie rozpętuje się dzika awantura, z zaostrzonym jeszcze bardziej niż dotychczas konfliktem między sunnitami i szyitami. Szyitów jest ogólnie mniej, ale to i tak setki milionów, a jak dojdzie do wojny między Iranem, wraz z wszystkimi szyitami, a Arabią Saudyjską wspieraną przez sunnicką większość, to będzie ubaw!

Do tego nieco zamachów bombowych tu i tam. To tam miasto Ramadi (chyba tak się wabi) - niedawno przy ryku trąb i zawodzeniach starców "odbite" z rąk Państwa Islamskiego - jest, jak się dzisiaj dowiedziałem z zachodnich telewizji, przez to państwo zajadle atakowane. A czego się Szan. Państwo spodziewali? Że oni tam będą siedzieć pod amerykańskimi bombami, czy że po prostu odpuszczą, pozwalając demokracji i politpoprawnemu szczęściu Ludzkości tam sobie luźno rozkwitnąć?

Do tego zamordowany w Meksyku w dzień po objęciu władzy burmistrz... Do tego parę fajnych wyroków za różne ciekawe sprawy tu i ówdzie na całym ziemskim globie... Oczywiście taki drobiazg, jak to, że huczne uroczystości noworoczne spod znaku chleba i igrzysk (lub bagietki i tańca z gwiazdami, czy jak tam sobie lubią), w wielu miejscach, albo się nie odbyły, albo zostały doszczętnie skastrowane...

Niemal tak skastrowane, jak to oficjalne wydanie Magnum Opus Spenglera, które wam Ludzie ta zgraja oszustów stręczy jako res vera (że już nie będę się tu bawił w łacińskie przypadki, bo i tak nie znacie) - z powodu terroryzmu oczywiście - to już oczywiście wszyscy taktownie zapomnieli, z dziennikarzami na czele. (Inaczej byłoby to z pewnością "robienie terrorystom na rękę". Nie ma jak talmudyczne myślenie!)

No - byłbym zapomniał! We francuskiej postępowej ojro-telewizji na zagranicę wczoraj czy przedwczoraj przeszła sobie na tasiemce informacja, że oto tym razem z okazji nowego roku spalono we Francji 804 samochody, co oznacza spadek o 14,5 procenta w stosunku do roku ubiegłego. Mówię serio, naprawdę nie żartuję! (Wybiłem to nawet wizualnie dla waszych słodkich oczu, bo to jest akurat najsłodsza i najzabawniejsza rzecz w całym tym moim tekście. Choć zasługa oczywiście nie jest tu moja.)

Jako że niemal wszystkie inne wiadomości na tej tasiemce były o przemądrych i nabrzmiałych historycznym znaczeniem wypowiedziach Hollande'a i różnych ichnich ministrów, więc z tego kontekstu trudno mieć wątpliwości, że te zaledwie 804 samochody (z pewnością same wraki z połowy ubiegłego wieku zresztą, choć tego wprost nie powiedzieli, musi z braku miejsca i nawału innych pilnych informacji), mamy rozumieć jako ogromny sukces i to sukces przede wszystkim właśnie światłej tamtejszej władzy. (Choć, co nieco dziwne, widziałem to w jednym dzienniku ze dwa razy, a potem już wzięło i znikło.)

Do tego jakieś awantury, z zabitymi oczywiście, i to wojskowymi przeważnie, w Indiach, akurat na granicy z Pakistanem. No dobra - przecież chyba nikt tu nie sądzi, że ja urządzam na serio prasówkę, prawda? Od tego są o wiele lepsi, którym się o wiele bardziej chce, którzy pilniej oglądają i czytają gazety. (Przy okazji pozdrawiam Marylę z http://blogmedia24.pl, która to np. ładnie robi.) Tyle że to był tylko (dłuuugi) wstęp, bo ja mam pointę (czy jak to się, @#$^%, oficjalnie po polsku teraz pisze), która jest naprawdę istotna. Otóż... A co mi tam - nawet zagadkę wam Ludzie zrobię!

No więc zgadnijcie, Ludkowie rostomili, jaką przed chwilą ujrzałem ABSOLUTNIE PIERWSZĄ W KOLEJNOŚCI informację w rozpoczynającym się właśnie dzienniku telewizyjnym na tym wspomnianym francuskim ojro-kanale dla obcokrajowców? Zamknijcie oczy i pomyślcie, a potem głośno to powiedzcie, OK? Trochę odbijemy, żeby odpowiedź nie przyszła niechcący sama z siebie, zbyt szybko... Była to więc informacja, że...?

.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.

... że posiedzenie na temat sytuacji na froncie swobód demokratycznych w Polsce odbędzie się jakimś tam unijnym czymś (powiedzieli jakie, ale mnie to lata i nie raczę ich rozróżniać) 13. stycznia. Zgadliście? Gratuluję, ale bez przesady, bo każdy by zgadł. Każdy w miarę przytomny. Następnym razem wymyślę coś trudniejszego.


triarius
 

sobota, grudnia 21, 2013

Clito, mały braciszek ubeka

Na Facebooku ostatnio ktoś związany z rodzimymi tzw. katolickimi mediami podniósł straszny krzyk, że "150 tysiącom kobiet w Afryce dzieje się krzywda, bo im różne tam rzeczy obcinają, czego one oczywiście okropnie nie lubią..." Nie dosłownie tymi słowami, oczywiście, bo słowa były odpowiednio namaszczone i tchnące humanizmem, ale treść była właśnie taka. Chodzi, jeśli ktoś z mojego ezopowego języka nie zrozumiał, o sprawę tzw. "kobiecego obrzezania".

No i ja z przekonaniem uważam podnoszenie takiego krzyku przez te tzw. katolickie media za coś skrajnie dennego. Cóż bowiem może być bardziej pokracznego od zachowań w zamiarze cwanych jak cholera, makiawelicznych po prostu, które jednak, o dziwo, szkodzą bardziej samemu cwaniakowi, niż reszcie świata? Historia zna wiele przypadków, kiedy ktoś był "zbyt cwany dla własnego dobra", czy "głupio mądry"... I to jest, moim zdaniem, kolejny na to przykład.

Zanim (Deo volente) zagłębimy się razem w subtelną analizę tej konkretnej sprawy i obszernej problematyki, którą ona jest wyrazem - coś na przystawkę. Dla co mniej filozoficznie nastawionych czytelników, szczególnie tych z dysleksją (jak choćby Adaś, o mnie samym uprzejmie zapominając), to powinno właściwie wystarczyć. Choć to wcale nie byłby mój główny argument przeciw tym, jak ja to widzę, szkodliwym bredniom wygłaszanym przez tzw. "katolickie" media. (Jakby dzisiaj coś mogło jeszcze być tak po prostu "katolickie". Po V2 i w atmosferze lewackiego totalitarnego terroru rosnącego z każdym dniem.)

Dwa pytania zatem:

1. Dlaczego ten czuły na kobiecą krzywdę mówi o Afryce, nie wspominając, że w wielu innych krajach w Afryce nie leżacych, robi się to samo, albo coś w sumie całkiem podobnego? Przeciw czemu, z jakichś dziwnych względów, nikt nie protestuje. O czym konkretnie mówię? A na przykład o Arabii Saudyjskiej. Gdzie wystarczy, że nieobrzezana kobieta znajdzie się w szpitalu, żeby jej (kulturalnie i pod znieczuleniem) przymusowo i znienacka różne te tam szczególiki poobcinali.

Bywały takie przypadki, nawet chyba dość mnogie. Oczywiście trudno mi zrozumieć te zachodnie kobiety, które wychodzą za ichnich obywateli, przechodzą na islam i tam się osiedlają... Ale my nie o tym. My o protestach i podnoszeniu dzikiego rabanu z powodu takich praktyk. Faktycznie dość odległych od praktyk w każdym sensie "katolickich", a także od praktyk które my tu, w zachodnim (w szerokim pojęciu) świecie uznalibyśmy za normalne.

Ale raban dotyczy Afryki, a nie wielu innych krajów, które się "oszczędza". Z tchórzostwa i/lub z cwanego "politycznego" powodu, że to niby "sojusznik w walce z laicyzacją". Nie twierdzę tu, że na pewno nie sojusznik w tej walce - po prostu zauważam pewien brak konsekwencji.

2. Kiedy sprawa dotyczy kobiet i dziewcząt, oraz czarnej Afryki, jest dla naszych humanizmem przepełnionych uszczęśliwiaczy ludzkości jasna i jednoznaczna. Co jednak mówią oni o obcinaniu różnych podobnego typu szczególików niemowlętom płci męskiej? Proszę teraz o zupełną ciszę, nadsłuchujemy... Słuchamy, słuchamy... I nic nie słyszymy, prawda? Trochę to dziwne.

Pomyśli ktoś, że ja jestem jakimś obrońcą tego typu praktyk i chciałbym, żeby Kościół Katolicki je zaakceptował. I może jeszcze przyjął je jako swoje. Co za bzdura! Kompletnie nie o to chodzi. Chodzi mi o obrzydliwą obłudę, która w dodatku wcale nie sprzyja interesom obłudnika, tylko wali go w tę cwaną mordę niczym nadepnięte odpowiednio grabie.

Zgodzę się, że w wielu przypadkach - szczególnie u ludzi do których te słowicze apele "katolickich" mediów i innych naprawiaczy świata dotarły i roznieciły im w sercach pożar świętego oburzenia i potop wspólczucia dla bliźniego swego - to nie jest głupie cwaniactwo, tylko szczere przekonanie, mające dobro brata... Siostry raczej w tym przypadku, na względzie.

Ale i tak opiera się to na umysłowej płyciźnie i musi wynikać w znacznej mierze z tego, co z ludzi umysłami robią współczesne tzw. edukacja. I oczywiście współczesne media. I w co Kościół, niestety, dość gładko się w tych czasach wpisuje.

Można protestować przeciw obrzezaniu kobiet? Można być gorąco i zdecydowanie przeciw takim obyczajom? Można. Oczywiście że można - chodzi jednak o to, z jakich pozycji. I o to, że jeśli się mówi A, to należy być także przygotowanym na powiedzenie B. Jeśli zaś ma się zamiar powiedzieć B, to raczej powiedzenia A się nie uniknie. W sensie oczywiście metaforycznym, ale każdy powinien chyba zrozumieć o co chodzi.

Jeśli uważamy, że mamy prawo zwalczać takie pradawne zwyczaje, jak obrzezanie kobiet w Afryce, to po pierwsze - powinniśmy je zwalczać także gdzie indziej. Po prostu wszędzie. Albo (zaiste program minimum!) przynajmniej o nich otwarcie mówić. Jeśli obrzezanie kobiet jest be, a obrzezanie męskich niemowląt jest cacy, no to chyba wypadałoby powiedzieć ludziom DLACZEGO? To może mieć jakieś fajne wyjaśnienie, ale ja np. go nie znam i chętnie bym je poznał.

Jeśli już spełnimy te wstępne warunki, to możemy, jak ja to widzę, zwalczać obrzezanie kobiet w takich oto przypadkach:

1. Jeśli uważamy, że wszyscy ludzie na świecie powinni być katolikami. W znacznie (ale to znacznie) skromniejszej wersji - wszyscy ludzie na świecie powinni się stosować do katolickich norm społecznych i katolickiej moralności. Uważano tak kiedyś i postępowano zgodnie z tym przekonaniem - krucjaty, konkwista... Językiem bardziej... well, marksistowskim, będzie to niewątpliwie "katolicki imperializm kulturowy". I albo nam on pasuje, albo nam on nie pasuje. Ze wszystkiego co widzę i słyszę, posoborowy Kościół jest od takiego  imperializmu jak najdalszy. Ja, przyznaję, nie rozumiem tego, ale tak właśnie chyba jest.

2. Jeśli uważamy, że wszyscy ludzie na świecie muszą sie stosować do tego, co obecnie głoszone jest jako "uniwersalna moralność" i (nie bójmy się tego słowa!) "PRAWA CZŁOWIEKA". To absolutnie nie jest to samo co w punkcie 1! "Prawa człowieka" nie dość, że z choćby z tym, co się określa jako "moralność dekalogu", związek mają taki sobie, to jeszcze wciąż "ewoluują" i wyraźnie są dyktowane przez, trudne wprawdzie do precyzyjnego umiejscowienia, ale jednak całkiem konkretne siły.

Siły nie będące bynajmniej Kościołem Katolickim, a nawet w istocie Kościołowi Katolickiemu zdecydowanie wrogie. Wpisywanie się w kampanie podboju świata przez te siły - a czymże innym jest ów przejmujący zew, o którym sobie tutaj rozmawiamy? - jest to coś takiego, jak swego czasu pewna ulubiona rozrywka dziatwy z ubeckich rodzin...

Czyli zaczepianie starszych chłopaków przez ubecką dziatwę, a potem bieganie z krzykiem do braciszka ubeka albo ubeka tatusia. (Dzisiaj robi się to w garniturach marki Armani, choć oczywiście takie obyczaje trwają przez stulecia i przeżyją nas ze szczętem. Jak i obrzezanie kobiet zresztą.) Dla ułatwienia, tego cwanego braciszka nazwiemy sobie... Niech będzie na przykład... "Clito". W końcu musi mieć jakieś imię, więc czemu nie to właśnie? Zostawmy jednak Clita i wróćmy do naszych mutonów.

Tak samo jak w przypadku hipotetycznego "imperializmu katolickiego" - będzie to ewidentny przykład imperializmu. Tym razem "zachodniego", W dodatku całkiem już nie hipotetyczny. Nie mówię, że ten imperializm jest koniecznie złą rzeczą, ale jednak słabo on przystaje do wielu innych haseł, którymi się nas bez przerwy częstuje. Nie mówiąc już o praktykach, stosowanych stale i których skutki my, zwykli normalni nielewaccy ludzie, musimy łykać na codzień.

3. Jeśli jesteśmy autentycznie częścią którejś z tamtych kultur, które te rzeczy praktykują. I nie chodzi tu o takie bycie częścią, jak np. częścią polskiego narodu jest Adam Michnik, tylko naprawdę. Czyli musi być tak, że my jesteśmy tym przesiąknięci, a oni nas jako swoich bez zastrzeżeń akceptują. (Czyli "może być Żyd, byle chodził w krakusce", jak to błyskotliwie wyraziła niedawno Krytyka Polityczna. Brawo!)

Ten ostatni przypadek jest oczywiście czysto abstrakcyjny i nie ma powodu nas dzisiaj zaprzątać. Przypadkiem pokrewnym jest korumpowanie i przewerbowywanie elit innych kultur i cywilizacji - np. afrykańskich (ale także przecież w nieszczęsnej Polsce, może nawet w większym stopniu). Nie ma tutaj, i nie będzie nigdy ścisłych, jednoznacznych kryteriów, które by pozwalały na algorytmiczną ocenę etyczności działań. Takie coś to jednynie odwieczne marzenie świrów i fanatyków.

W sumie to by było jądro mojego wywodu. Na zakończenie chciałbym rzucić jeszcze dwoma drobiazgami. (Drobiazgami? Zależy od optyki!) Otóż twierdzenia, że te tam kobiety i dziewczęta, w tej Afryce znaczy, tak potwornie się tego boją i tak tego nienawidzą, są, z tego co kojarzę, prostą naiwną i głupią projekcja ludzi, którzy nic o tym naprawdę nie wiedzą. "Tak przecież po prostu musi być!" myślą sobie. No i rzeczywiście - gdyby ich samych tak nagle złapali i chcieli im coś obciąć... Jerum, jerum!

Ale to nie tak działa. Ten lewak, który domaga się odszkodowania za ostatnie namaszczenie w szpitalu, nie da oczywiście naszym humanistycznie nastawionym katolikom do myślenia, ale powinien. Dla jednych pierwsza komunia to gwałt na ciele i duszy - dla innych przejście w dorosłość i stanie się kobietą to powód do dumy i sprawa radosna.

Dotyczy to nie tylko obrzezania i wąsko pojetego seksu - jest masa innych "pierwotnych" społeczności, gdzie wyczynia się z ciałem najdziwniejsze rzeczy. Przeważnie właśnie, albo przynajmnej często, oznaczające dojście do pełni dorosłości.

Można sobie tego poszukać: spiłowywanie zębów kamykiem (cholernie bolesne!), zniekształcanie głowy, wyciąganie szyi, rozcinanie penisa żeby się sikało w poprzek (Australia, to faktycznie seksualne, ale tak słodkie, że nie można pominąć), robienie blizn, tatuaży, praktyki opisywane choćby w książce Mały Bizon (wcale nie wyssane z palca jednak)...

Jest tego ogromna masa, a w zachodnim świecie też, jeśli spojrzeć na sprawę antropologicznie, dałoby się takie rzeczy do niedawna znaleźć. Może nawet i dziś by się dało, tylko że to już skrajna degeneracja zdrowej antropologii, i np. aby w składaniu CV dostrzec krewniaka spiłowywania zębów, trzeba nieco więcej intelektu, niż pozwolono zachować przeciętnemu człowiekowi.

Z tego co widziałem, to większość tych dziewczyn przed taką operacją, o jakich sobie tu luźno rozmawiamy, a także po niej, była szczęśliwa jak stado skowronków. Dałoby się to chyba porównać z radością i dumą z powodu pierwszej komunii. (Mam nadzieję, że to nikogo nie obrazi, bo nie to było moim zamiarem i nie widzę do obrazy powodu.) Co jest logiczne i sensowne.

Oczywiście - w samym trakcie mogły być mniej tym wszystkim zachwycone. No i mamy tu odwieczną sprawę narzucania przez Zachód swoich kryteriów i przewerbowywanie - zarówno elit, jak i młodzieży. Nie mówię teraz, że to jest koniecznie złe, ale trzeba się w końcu zdecydować jakie to jest. Bo na razie rządząca światem (zgoda że w sposób dość "fraktalny", ale jednak) klika, robi dokładnie to, co jej pasuje, o żadną konsekwencję, o moralności nawet nie wspominajmy, nie dbając.

Albo przyjmujemy, że zachodnie normy są jedyne i najlepsze, a potem narzucamy je światu, albo każda kultura jest fajna, każda religia też, ekumenizm itd., a wtedy nic nam do tego, jak ci Murzyni w Afryce się zabawiają! Oczywiście pozostanie jeszcze istotna jak cholera kwestia - CO to są te "zachodnie normy". Bo to co teraz się nam "z Zachodu" serwuje, ewoluuje i zdaje sie nie mieć nic wspólnego z tym, o co choćby walczyli nasi zachodni przodkowie przez stulecia. Choćby jeszcze 50 lat temu, a nawet, z rzadka, później.

No i jeszcze, skoro wspomnieliśmy iż świat jest obecnie ("fraktalnie" poniekąd) rządzony przez zgraję degeneratów, to przypomnijmy może od czego zaczął się ruch Mau Mau... Od którego z kolei rozpoczęło się wywalanie Zachodu z Afryki, ze wszystkimi tego skutkami, nierzadko, jakby na nie nie patrzyć, niezbyt budującymi. Otóż zaczęło się właśnie od tego, że Anglicy chcieli zabronić owych praktyk, o których my tu sobie luźno rozmawialiśmy. Tak one tam tego nienawidziły, że aż... Jest to drobne ostrzeżenie dla nas na przyszłość. Już parę takich szpasów nam te obecne szemrane "elity" wycięły.

Swoją drogą, czy w społeczeństwach nie mających telewizorów i nie czytających tygodników (a takie przecież były te afrykańskie w czasach przed Mau Mau), w ogóle możliwe jest, by jakieś praktyki dotyczące kobiet trwały przez długi czas, gdyby matki - zarówno dziewcząt, jak i chłopiąt przecie - były mu jednoznacznie przeciwne?

No bo przecież je to też spotkało, prawda? I to nie mężczyźni się tym zajmują, tylko właśnie te kobiety. Więc z tą ich nieszczęśliwością, nie jest raczej tak prosto, jak sie naszym posoborowym wrażliwym duszyczkom wydaje. Reszta zaś też tego całego rozumowania, jak mam nadzieję wykazałem, wali sie w pył.

Naprawdę nie chodzi mi o to, że te praktyki koniecznie są super i muszą być stosowane. No i na pewno nie chcę, żeby były stosowane u nas i na nas. (Chyba że ktoś akurat prywatnie lubi.) Mam nadzieję, że nikt tego tak nie odczytał. Naprawdę nie wiem nawet, czy Zachód powinien narzucać swoją moralność światu. Jednak nie będąc nawet małym braciszkiem ubeka dawać się wciągać w jego zabawy, to moim skromnym skrajna głupota, i wcale nie tak jednoznacznie moralna, jak się niektórym wydaje.

triarius