Pokazywanie postów oznaczonych etykietą islamiści. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą islamiści. Pokaż wszystkie posty

czwartek, kwietnia 18, 2019

Jak będzie

Uwielbiam ekonomię. Przyznaję to bez wykręcania członka. Sił i środków, ma się rozumieć. Maksimum efektu przy minimum wysiłku - krótko mówiąc. Judo w najogólniejszej, filozoficznej postaci. Meta, krótko mówiąc. W tym widzę esencję wdzięku i smaku. No więc podziwiajcie, ludkowie moi rostomili, ten oto piękny przykład: utworek, który napisałem dość już dawno temu, a nabierający aktualności i sensu z każdym niemal dniem. Naprawdę dziwię się, że to arcydziełko nie uzyskało dotąd większej popularności - i to mimo tak genialnego, na Gugle tego świata obliczonego, tytułu...



triarius

środa, marca 23, 2016

O kozich synach, kurduplach i innych wyrafinowanych przyjemnościach

Mam dla was ludzie ważną wiadomość do oznajmienia, która was powinna ucieszyć. Otóż, wbrew temu co mogłoby się poniektórym wydawać, ja naprawdę nie mam do nikogo większych pretensji, jeśli sobie prywatnie nazywa powiedzmy "kozimi synami"... Kogo właściwie? Islamskich bojowników? Islamistów, choćby nawet (na razie) z terrorem nic wspólnego nie mieli? Muzułmanów ogółem? Całą ludność Bliskiego Wschodu? Egzotycznych imigrantów, skądkolwiek by nie przybywali? No i dlaczego w takim razie nie np. "wielbłądzie syny", skoro już faktycznie "lisy pustyni" zajęte?

Przyznam, że naprawdę nie mam pojęcia. Nie kojarzę co to miano konkretnie oznacza i z czego się wzięło, choć z pewnością mógłbym to dość łatwo ustalić, gdyby mi na tym bardzo zależało. Daruję to sobie jednak, a wy mi wybaczycie, bo w sumie to nie o to nam teraz chodzi. (Swoją drogą dzisiaj na CNN widziałem eksperta od terroryzmu, którego broda była o wiele bardziej "kozia" od bród tych islamistów. Jakkolwiek paskudne by one nie były. Bo to chyba o brody chodzi?)

W każdym razie powtórzę, że ani mi ci ludzie bracia, ani swaty ("swacia" by się ładnie rymowało, ale cóż!) - bojownicy chcący nam tu wprowadzić różne tam szariaty i zagnać nas, wraz z naszymi ew. kobietami, do haremów, choć nie wszystkich w tej samej roli, wyjątkowo mało mi pasują, a potem już stopniowo niechęci do poszczególnych wymienionych tu kategorii czuję mniej i mniej, choć islam ogólnie mnie nie zachwyca, nawet wtedy, kiedy czułe słówka wygłasza o nim któryś z kolejnych katolickich (ponoć) Papieży. Z czego też wynika, że gorliwi islamiści, różni tam wahhabici i temuż podobnież, pasują mi znacznie mniej, od jakichś nikomu nie wadzących, spokojnie sobie żyjących, muzułmanów.

Tyle, że tak czy tak ich w Polsce nie chcę. (Mówię o nowych, nie o naszych odwiecznych Tatarach.) Przyczyna nie jest taka, że jakoś nimi pogardzam, tylko po prostu tu jest NASZ (@#$%^) kraj, innego nie mamy, człowiek to istota terytorialna i społeczna, więc rozbijanie społecznej struktury i zajmowanie mi mojego terytorium naprawdę cholernie mi nie pasuje. Może trochę jakichś egzotycznych chrześcijan by się tu nawet przydało - gadki-szmatki różnych Obamów i Clintonowych, że to "dzielenie ludzi ze wzgl. na religię to podłość", uważam za podłość właśnie i kłamstwo...

Bowiem to, czego oni, te Obamy i Clintonowe, chcą, to żeby religia nie miała dla nas żadnego istotnego znaczenia, podczas gdy ja chcę dokładnie inaczej. MA mieć znaczenie! Nieagresywny, tolerujący katolicyzm ateista, jak ja sam zresztą, jest raczej całkiem OK, ale narzucony przez Merkele i Sorosy muzułmanin - NIE jest i tyle! Te lewackie mendy chciałyby, żeby po "antysemityźmie", pojęcie "rasizmu" i "faszyzmu" rozszerzyło się na zwracanie uwagi na czyjąś religię - nasza, nie nasza, a może po prostu naszej jednoznacznie wroga? nieważne! - oraz niechęć do dzielenia z kimś całkiem obcym łóżka i żony. Niedoczekanie! Na drzewo lewizno!

Tośmy sobie to wyjaśnili - ważna sprawa, choć właściwie nie to jest naszym tu zasadniczym tematem... A więc, wracają do głównego wątku, wymyślajcie sobie Państwu Islamskiemu, Al Kaidzie i komu tam do woli, jeśli poprawia wam to humor... Jeśli dobrze wpływa to na wasze trawienie... Popęd seksualny... Chęć płacenia alimentów... Instynkt macierzyński... Produkcję mleka... Śmietany... Masła... Mięsa, wełny i otrąb jęczmiennych. Dixi!

Lub też jeśli zwiększa to na przykład waszą kreatywność przy wycinaniu kogutków z papieru. W długie zimowe wieczory. Lub hołubców. W remizie. W każdy sobotni wieczór. To wasza prywatna przyjemność (ach jakże wzniosła!). Nie będę was jej przecie pozbawiał. Ale nawet gdybyśmy mieli cieszyć się tym wszyscy, co do jednego, gdyby te wszystkie "kozie syny" miały być chóralnie przez wszystkich bez wyjątku Polaków wyśpiewywane 24/7... Gdyby miało to wyglądać i brzmieć tak, jak u lemurów z Madagaskaru w bezchmurną noc z piękną pełnią księżyca.

(Te lemury, swoją drogą, to są b. interesujące stworzonka i bliskie nam, bo nasz ukochany Ardrey głosi, że właśnie od czegoś takiego pochodzimy. Z karłowatym szympansem Bonobo mamy wprawdzie te same niemal garniturki, ale nasz przodek, to żadna tam "małpa", ino lemur właśnie. Pra-lemur, żeby być super-ścisłym, ale chyba niewiele się różnił. Nie to co my!)

Więc choćbyśmy wszyscy sobie... Prywatnie... Jako te lemury, tymi "kozimi synami" i czym tam jeszcze mieli rzucać, to i tak nie będzie to żadna "walka" z agresywnym islamem; nie będzie to żadne rozwiązywanie naszych, ach jakże licznych, problemów; nie będzie to absolutnie nic sensownego - a tylko zbiorowe bicie piany, tym gorsze, że zbiorowe; zbiorowe się brenzlowanie, tym gorsze od autentycznego, że z tego opluwania...

Naszego, zgoda, wroga, choć jeszcze na szczęście nie aż tak na dziś, choć na pewno na bliższą lub dalszą przyszłość - żadnej formy autentycznego, przez Bozię i Naturę Matkę zgodnie dla nas przewidzianego, spełnienia nie potrafię dostrzec. Tylko to nasze (!@#$ odwieczne, niestety) zakompleksione "wyśmiewanie się" z oprawcy, który nas oprawia, robienie głupich min za plecami zbira, który nas katuje, a akurat się odwrócił, wątlutkie "kpiny" z mendy, która nas poniża i szykuje nasze ew. wnuki na swoich niewolników. (Teraz konkretnie o komuchach mówiłem, i różnych tam .Nowoczesnych agenturach.)

Podobnie z "kurduplami". Putin mnie zdecydowanie nie zachwyca, ale zwalczanie go na różnych Fejsbukach i blogaskach za pomocą epitetów w rodzaju "kurdupla", wydaje mi się wyjątkowo wprost żałosne. Albo trza to zrobić porządnie, to zwalczanie znaczy - albo, moim skromnym, wypadałoby się jednak nieco hamować.

Dałoby się jeszcze sporo, nawet czasem zabawnych, rzeczy o Putinie powiedzieć, o Rosji jeszcze więcej, a nawet to i owo o zaletach niewielkiego wzrostu, tylko że to kiedyś, ewentualnie, innym razem. (Sam mam 185 cm, więc proszę mnie nie podejrzewać o ew. w tym temacie kompleksy.) I jeszcze mamy to robić zbiorowo, wmawiając sobie, że w ten sposób bronimy Polski, bronimy chrześcijaństwa, bronimy "cywilizacji łacińskiej". Czy może być coś żałośniejszego? (I akurat nie o tę wmawianą sobie bez sensu "łacińskość" mi tu chodzi.)

W każdym razie te wszystkie "kozie syny" i "kurduple", jak również radosne pokazywanie w sieci jak to muzułmański imigrant wywraca się na schodach ruchomych, których wyraźnie wcześniej nie widział i nie zdołał rozgryźć, jest, w moich modrych oczach, żałosne. Może faktycznie jakiś przygłup - u nas takich brak? Może naćpany, albo coś. Może bomba, którą niósł pod pachą, była za ciężka?

Oni naprawdę nie są wszyscy tacy durni, jak sobie chcecie wmawiać! Widać to gołym okiem, a kto nie widzi, musi być poważnie wzrokowo upośledzony, albo może siedzi gdzieś od pół wieku w jakimś lesie i nic nie wie. Kiedy się taki gość wypróżnia na peronie w Sztokholmie, to jednak co innego, bo to ostentacyjne, choć paskudne, zgoda, zachowanie w kraju okupowanym. Zapewniam, że u siebie oni tego nie robią. My też, jeśli kiedyś Bóg da nam zająć np. Berlin, nie będziemy się przesadnie wysilać z elegancją, choć jednak wolałbym, byśmy się aż do tego nie posuwali.

Lekceważenie wroga - choćby i przyszłego, ale za to GWARANTOWANEGO w przyszłości - to nie jest mądra strategia. "Optymizm jest tchórzostwem", jak mawiał pewien niegłupi gość, a trudno znaleźć jaskrawszy na to przykład, niż pocieszanie się... No bo chyba w niczyich oczach nie jest to coś, co by, nawet przy najlepszej woli, dało się nazwać "zwalczaniem", prawda? Na pewno nie jest to zwalczanie, jest natomiast wzbudzanie w sobie całkiem nieuzasadnionego poczucia wyższości... Z czego, spytam, ta wyższość?

Z tego, że wciąż rządzi nami Merkela? Że Putin robi z tą "naszą cywilizacją", z tą "naszą Europą", niemal co zechce? (I podobnie owi brzydcy chuligani od "Allach akhbar!" i całej reszty, nic oczywiście z prawdziwym islamem, którego Prorokiem i Jedynym Uprawnionym Interpretatorem jest niejaki Hollande, wspólnego nie mający.)

Oczywiście - coś się (w tej nieszczęsnej) Polsce ostatnio zmieniło, i to na plusa (dodatniego). Jednak, nie oszukujmy się, na razie to dopiero malutki kawałek pierwszego kroku, nasza w tym zasługa była naprawdę niewielka (zasługa Merkeli i "uchodźców" znacznie większa!)... Fakt, że Adaś i reszta ludzi sprawdzających wybory uniemożliwiła tym razem taki szwindel, jak już bywało, a, jak oglądałem to na własne oczy, Adaś tyrał przy tym jak szalony i chudzieńki był już tak, że go prawie nie było widać - ale też jaki to jest procent nas wszystkich?

Tak że zalecałbym nieco więcej POWAGI, godności też, sporo więcej pomyślunku, zaczęcie od siebie i własnych niedoskonałości, przypomnienie sobie (kto już zna) lub przeczytanie (reszta) tego, co na tym blogu Pan T. mówi o rodzajach agresji i "naszym narodowym kalectwie"... Bowiem cały czas kręcimy się wokół TYCH SAMYCH narodowych, czy jakichś może innych, ale paskudnie nam szkodzących, wad. I nie są to bynajmniej te wady, o których się stale słyszy!

Dałoby się, tuszę, dzięki tamu uzyskać pewien całościowy obraz i zacząć cokolwiek z tego co się wokół dzieje rozumieć. I może znaleźć dzięki temu dla siebie jakieś sensowniejsze zajęcie od powielania i wskrzeszania wzniosłej idei NAJWESELSZEGO BARACZKU. Co wy na to?

triarius

środa, stycznia 27, 2016

Silvula rerum

(Tytuł nie jest jakimś popisywaniem się moją łaciną, która obecnie nie może raczej nikogo zachwycić - po prostu musiałem jakiś tytuł temu dać, a ten jest w miarę adekwatny. Jak ktoś nie rozumie, też nie będzie tragedii.)

*

Na początek chciałbym, zanim zapomnę, utrwalić na wieki wieków (in saecula saeculorum) amen, tego bąmota, cośmy go sobie wczoraj wsadzili na fronton tego gmachu. W końcu kiedyś znowu (Deo volente) zmienię fronton, a genialny bąmot zniknie, czego nie chcemy. A więc...

Kiedyś depresja była rzadką chorobą duszy, dotykającą emerytowanych alchemików. Dzisiaj Realny Liberalizm uczynił ją powszechną i dostępną każdemu.

* * *

Nie wiem, czy do was też docierają przemądre intelektualne argumenta za przyjmowaniem "uchodźców" z rozwartymi ramionami... (Żeby już nic o rozchylonych pośladkach nie wspomnieć, ani choćby nogach, co w tych czasach można uznać niemal za pruderię.) Ale w zachodnich telewizjach jest tego masa - chodzi o argumenta tego typu, że przecież zachodnie społeczeństwa są tak bogate, że żadna ilość emigrantów im nic nie robi. Itd.

Jest to dokładnie taki argument, nawet przy założeniu maksymalnie dobrej woli mówiącego, oraz absolutnej autentyczności "uchodźców", jak gdyby taki autorytet (z zamkniętego osiedla) wam, ludzie, rzekł: "sąsiadowi zalało mieszkanie, więc przyjmijcie go do swego małżeńskiego łoża - macie przecież pod dostatkiem poduszek i kołder!"

Cała ta przeinteligentna (inaczej) "dyskusja" sprawia mi - gorzką, ale jednak satysfakcję - no bo, gdyby, zgodnie z moimi, tu wyrażanymi od lat, pragnieniami und postulatami, znalazło się teraz w Polszcze z pięciuset ludzi, którzy przestudiowali i zrozumieli owe cztery Ardreya książki, które my, wołając magna voce na puszczy, próbujemy wylansować, to byłyby po naszej stronie jakieś sensowne, a jednocześnie radykalne i nie znoszące sprzeciwu argumenta przeciw szaleństwom Merkeli tego świata (nie swoim oczywiście kosztem, ale oni tak mają).

Terytorialność - moi rostomili ludkowie! Nie tylko to, ale i tego z nawiązką wystarczy na wszystkie te słowicze tryle o "uchodźcach"! Nie dziwię się, że nasz Ardrey jest teraz trudniej dostępny od Adolfa H., a do tego starannie zamilczany, bo to dynamit i więcej, tylko że na razie jeszcze można, a wkrótce, jeśli ten cały @#$%% ma jeszcze zamiar pożyć, a co dopiero nadal porządzić, zamiast....

Zupełnie przeciwnie... to Ardrey będzie raczej musiał zająć miejsce największych paskudników w historii. Itd. Zachęcałbym więc do przeczytania, póki jeszcze to możliwe, a także do ew. powielania, dystrybuowania, polecania, tłumaczenia, cytowania i STOSOWANIA.

* * *

Chodzi mi po głowie myśl, że być może (jeśli Bóg pozwoli) nigdy jeszcze w historii parę milionów ludzi w tak łatwy, prosty i bezpieczny sposób nie zmieniło jej, historii znaczy, biegu. Po prostu idąc na zwyczajne demokratyczno-liberalne, mało w sumie estetyczne, nieco co najmniej oszukane itd., WYBORY i oddając właściwy głos. Chodzi o Polaków, chodzi o wybory cośmy je mieli w zeszłym roku, chodzi o wybranie Dudy, a nie Bula, oraz PiS, a nie czegokolwiek innego, z Platfąsami na czele.

Naprawdę tak to widzę, choć to tylko faktycznie taka intuicja. Jednak jeśli naprawdę, jak mi się to teraz widzi, te tam Merkele postanowiły docisnąć do dechy i za jednym razem dokończyć dzieła... Czyli załatwić chrześcijaństwo i parę innych rzeczy, do których lud wciąż jakoś, mimo tylu lat nad jego rozwojem pracy, nieco przywiązany, przez co stawia opór racjonalnej hodowli...

Z katolicyzmem oczywiście na czele, szczególnie z jakichś powodów znienawidzonym przez to towarzystwo, choć i tak "więzień Watykanu" - będąc od setek lat więźniem właśnie, mając więc swoich strażników i swoją miseczkę zupki co najmniej raz dziennie (chyba że poważnie strażnikowi podpadnie) - wolniej lub szybciej, chętniej lub mniej chętnie (obecnie jednak chyba bardzo, rozczarował mnie ten Franciszek, ale też co on może?)... I tak idzie tam, gdzie oni chcą, katolików za sobą, w nieunikniony sposób (bo katolicyzm jest hierarchiczny z Papieżem na czele!) prowadząc.

Więc tutaj bym większych nadziei nie miał. Przynajmniej, o ile łaskawy Bóg nie zacznie znowu, i to względnie szybko, czynić cudów tak efektownych i tak skutecznych, jakie są do podziwiania w ST. Jedno czy drugie nie-do-końca-udowodnione uzdrowienie jakiegoś przejedzonego z niestrawnością tutaj niestety już nie wystarczy. (Zresztą "efekt placebo" itd.) Co najmniej ogień z nieba, rozstąpienie się morskich wód - takie rzeczy proszę! Na razie czekamy.

Tylko że ja nie o tym. Ja o tym, że te Merkele i Sorosy zagrały gambitowo, sądząc, że wygrają. (Raczej z takiego powodu się z reguły gambitowo grywa, jeśli nie jest się kompletną nogą.) Nasprowadzają, będzie chaos i bordello, oni jako arbiter, wszystkich za mordę, oczywiście islamistów o wiele mniej, bo oni sobie nie dadzą, ale co Merkelom właściwie islamiści szkodzą...

Społeczeństwo stanie się już do końca bagnem behawioralnym pod znakiem multikulti, a jeśli ktoś będzie chciał budować coś nowego - COKOLWIEK - no to ma do dyspozycji praktycznie czystą kartkę papieru, żeby sobie szkicować, robić samolociki, czapeczki, pisać donosy, manifesty, zagrzewające do stachanowskiej wydajności poemata... Żyć nie umierać! Można by o tym więcej, można by o tym lepiej, zgoda, ale chyba da się zrozumieć.

No ale niewykluczone, że Merkele i Sorosy jednak się przeliczyły, i to właśnie z powodu wschodniej Europy, właśnie z powodu Polski, właśnie z powodu tamtych niedawnych, zaskakujących swymi wynikami wyborów! Gdyby wszystko szło grzecznie, czyli mielibyśmy u władzy Platformę lub jakiś jej @$% avatar, to Niemce przebrały by sobie w tych imigrantach, zatrzymały tych użytecznych, a nam, i innym podludziom, oddały resztę.

Czyli islamistów, psychopatów, lub co najmniej ludzi z IQ na poziomie Bula i niezdolnych do żadnej pracy. A tutaj z rozsyłania nici, zaś opór narasta z każdym dniem w całej złączonej w bratnim uścisku Europie. Niemce mają problem - jacyś smętni idioci, jak Szwedzi, którzy się o to proszą od pół wieku co najmniej, też, ale co to komu szkodzi? Chcącemu zresztą z definicji nie dzieje się krzywda.

Spengler patrzy na to wszystko z jakiejś chmurki i na pewno kibicuje nam tutaj - Tygrysistom znaczy - a nie Merkelom, jak i nie kibicował Hitlerowi, choć były propozycje. Polska, względnie jednorodna i ze zdrajcami ładnie się obecnie odklarowującymi (niczym brudna oliwa w szklance czystej wody) od przyzwoitych Polaków, jest w sytuacji względnie (b. względnie, ale i tego trudno się było spodziewać rok temu!) korzystnej, a Niemcom wiatr nagle w oczy.

W długiej perspektywie - jeśli przetrzymamy - to się naprawdę ma szansę szpęglerycznie odwracać...

* * *

Ktoś uważa, że jakiś moralne skrupuły powstrzymywałyby szeroko pojętą Platformę przed stosowaniem płatnych internetowych trolli? Nie? Śmieszne pytanie, prawda? No to może Platforma nie potrafiłaby dostrzec "pożytku" z owych trolli i wolałaby postawić na inne środki - na przykład na dopieszczenie Polaków i dbanie o polski interes? Też nie? No to już nie wiem... Może by im nie starczyło forsy na parę setek tego typu "bezrobotnych magistrów ekonomii" i "kalek z Berlina" na to klepanie głupot w sieci?

A jeśli to by nie musiało być od razu na "Sowę i Przyjaciół"? Ani na policzki cielęce i ośmiorniczki z Biedronki gdziekolwiek? Znalazłyby się jednak jakieś środki, prawda? (Tak przy okazji, to ten "bezrobotny" i ten drugi to akurat prawda. Ilość ewidentnych folksdojczów na takim szalomie jest nieprawdopodobna i woła o pomstę do nieba, poza tym, że o jakieś @#$$% adekwatne działanie. A to, że lewak, obrażając wszystkich, jednocześnie skamle o litość, to takie dla nich typowe.)

Jeśli więc uznajemy, że Platforma na to wpadła, stać ją i nie ma skrupułów, które by ją powstrzymywały... A mówimy o "Platformie" w NAJSZERSZYM rozumieniu... To powiedzcie mi proszę, z jakiego to powodu taka masa prawicowych i patriotycznych ludzi, z pozoru rozsądnych, dyskutuje "kulturalnie" z trollami, którzy, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nie piszą nawet tego, co im naprawdę w duszach śpiewa, tylko powielają, ZA FORSĘ, otrzymane propagandowe kawałki?

Tak mi się to jakoś kojarzy z jedną naszą narodową przypadłością, o której sobie tutaj mówiliśmy, z tym, że to akurat nie chodzi o tę, która dotyka emerytowanych alchemików. O tej drugiej mówiliśmy tu sobie nieco dawniej, ale to były sprawy naprawdę ważne i jako takie zostało to przez całkiem wielu ludzi za ważne, a do tego dość odkrywcze, uznane.

Wiecie o co chodzi? Różne rodzaje... Czegoś tam. No to zastanówcie się łaskawie, czy nie mam racji, a potem jeszcze łaskawiej powiedzcie mnie, i światu, w komęcie, co na ten temat sądzicie. (NIE w prywatnym mailu, do @##$$ nędzy!)

Szczególnie ci, którzy, jako niezłomni patrioci, nie zniżający się do głosowania w bantustanach i woląc zamiast tego masować sobie cnotkę, czekając na białego konia ze Zbawcą na grzbiecie - stracili szansę na zrobienie wbrew Merkelom i Sorosom, teraz mają drobną szansę nieco się zrehabilitować. (A na drugi raz głupio nie mądrować, tylko robić co Pan T. mówi!) Teraz trochę oczywiście żartuję, ale nie do końca, a wy - poprawcie się!

triarius

P.S. I oczywiście zapomniałem o najważniejszym. Mógłby mi ktoś spróbować wytłumaczyć, dlaczego druga część tego kawałka o wiązaniu ogonów jest aż tak dziko popularna? Do popularności Kuraka czy K*wina to się wprawdzie nie zbliża, ale setki wejść przez parę dni, wielokrotnie więcej, niż jakikolwiek mój tekst ostatnio? 794 wejścia na ten jeden tekst 28 stycznia o 17:20. i (jakżesz typowo!) ani jednego komęta.

Dlatego, że wsadziłem tam jeden krótki erotomański wtręt? W sumie żart przecie, choć z drugim dnem? Cieszę się, że wam przypadł do gustu, ale też takie wtręty były już przecież wiele razy i aż takiej sensacji nie robiły.

Zresztą, gdyby mi płacili grosz za każdy erotomański koncept, to byłbym dziś chyba najbogatszym człowiekiem na ziemi, gdyby mi się tylko nie znudziło, bo mógłbym je generować tańcząc na linie na wysokości dwudziestego piętra. (Choć z samym tańczeniem byłoby gorzej.) Więc?

A może chodziło o ujawnienie imienia mojego osobistego kota?!

piątek, października 30, 2015

Ja też mogę o imigrantach?

Do Europy codziennie wali tyle egzotycznego luda, że ponoć w rok będzie ich trzy miliony. Potencjalnych chętnych jest tak z 4 - 5 miliardów. Jest to więc zjawisko historyczne - "historiozoficzne" powiedziałbym nawet - o ogromnym znaczeniu i nic już nie będzie takie, jak przedtem. Przyczyna? Jakaś próba interpretacji? Widzę trzy główne możliwości, albo, inaczej na to patrząc - dwie główne, z których jedna też się z kolei rozszczepia na dwie.

* * *

1. Tak się po prostu stało, a Nasi Ukochani Przywódcy, Nasze Merkele Umiłowane, nie potrafią sobie z tym poradzić, choć się starają.

(Czyli coś jak "Obóz świętych" J. Raspailla.) Wydaje mi się to dość mało prawdopodobne. No bo:

a. ktoś tę Arabską Wiosnę przecież niedawno pracowicie rozkręcał, prawda?

(W odróżnieniu od Amerykanów, którzy do Iraku i Afganistanu wpakowali się z czystej buty i złego rozpoznania realiów, jak to u nich, inaczej mówiąc z braku Tygrysizmu Stosowanego, tutaj jednak było inaczej, a my się na tym blogu lata temu przecież zastanawialiśmy "kto za tym stoi, komu to służy". Można sprawdzić. No to i mamy! A nawet jeśli by przyjąć, że w tej wiośnie było sporo spontaniczności, to jednak głównie Zachód robił naloty na i później mordował Kadafiego, prawda? Choć z góry było z grubsza wiadomo, co z tego wyniknąć musi.)

b. innym swego rodzaju argumentem przeciw tej tezie jest to, że media - przynajmniej te, które ja oglądam, czyli CNN, BBC, francuska TV24, francuskojęzyczna TV Monde (jest jeszcze Bloomberg, skoncentrowany na ekonomii, który trzyma się od tych spraw na uboczu), stworzyły jeden front i zgodnie częstują odbiorcę rozkosznymi dzieciaczkami imigrantów, ładnymi dziewczynami, emigranckim nieszczęściem, a do tego plują na wszystkich, którzy nie dostają orgazmu na myśl o zetknięciu się z tymi egzotycznymi gośćmi blisko i już na zawsze.

Sporo ludzi, nawet durnych lemingów, musi być przerażonych, lub co najmniej niechętnych, a słyszą oni o sobie jakimi to są "rasistami", jakie to mają "irracjonalne lęki", oraz że są "ofiarami populistycznej propagandy". (Całkiem co innego bezdennie ufać Merkelom tego świata!) Tak że tu nie chodzi o przypodobanie się odbiorcom, tylko ktoś stara się coś przy pomocy owych mediów osiągnąć i to musiało być jakoś zaaranżowane i zorganizowane sporo czasu temu. A jeśli w mediach są już sami lewacy, no to też komuś było to do czegoś potrzebne i musiało być robione od dawna, a co dopiero postanowione!

Tak że ta akurat możliwość wydaje nam się najmniej ze wszystkich prawdopodobna. Przyjrzyjmy się pozostałym.

* * *

2. Ktoś to robi celowo. Po co? Dlaczego? I tutaj widzę dwie zasadnicze opcje:

a. Miłościwie Nam Panujący* stwierdzili, że opór "materii" (czyli nas) jest już dostatecznie słaby, by móc dokonać finalnego aktu. Jakiego aktu? - spyta ktoś. Aktu rozwalenia struktury społecznej i stworzenia nowego społeczeństwa. Po co? - dopytuje się dalej nasz ciekawski. A po to, by stworzyć Nowego Człowieka, o zaletach mrówki skrzyżowanej z pszczołą i termitem, uspołecznionego jak cholera, ale też w całkiem nowym sensie...

Jak mrówka, termit i pszczoła...** Który będzie grzecznie stał na sztorc, zajmując malutką powierznię, żeby ludziom na drugim końcu globu czegoś tam niepotrzebnie nie utrudniać, czy nie generować, oraz żeby Merkelom Tego Świata prowadzenia Ludzkości do Ziemskiego Raju nie daj (świecki) boże nie komplikować... No i oczywiście będzie tyrać jak stachanowiec, nie oglądając się na wulgarne sprawy w rodzaju tej, że co "mi właściwie z tego?" Nowy człowiek, który grzecznie, nawet jeśli nie od razu z entuzjazmem, podda się aborcji i eutanazji... Te rzeczy. Genialny nowy model (a w tle Oda do Radości).

"No a jakie jest kryterium tego, czy oni już mogą?", spyta ktoś. Właśnie takie - czy już mogą. Czyli czy wtedy prole się zbuntują i wy... powiedzmy... ślą Umiłowanych w kosmos, czy też grzecznie się podporządkują i pomaszerują do klatek. Proste, ale to jest jedno z absolutnie najażniejszych pytań w całej ludzkiej historii.

W tym celu Umiłowani muszą zniszczyć w ludziach, w prolach znaczy, ale proli jest w końcu chyba ponad 99 procent gatunku homo, wszelką indywidualność - indywidualne wady i zalety, etykę, CAŁĄ... Żeby się chamom przestało @#$% mać wydawać, że coś od ich gównianego sumienia i gównianych prywatnych przekonań może zależeć... Mrówka ma być, termit ma być! Ew. pszczoła, ale to melodia przyszłości. Czemu? Bo może nie do końca się udać i wyjdzie osa. Agresywna i niepozbawiona. Np. charakteru. (Tylko... Zaraz! Czy to nie jest przypadkiem to, co właśnie w telewizjach oglądamy?)

Początkiem czego musiało oczywiście być praktycznie już dokonane (w ziemskich przynajmniej kategoriach, jeśli ktoś taki cholernie teologicznie zasadniczy) zniszczenie Katolicyzmu, czyli jedynej religii mającej na Zachodzie istotny wpływ na ludzkie sumienia i przekonania, mającej także strukturę i hierarchę. (Ta hierarchiczność zresztą, co pośrednio przewidział już choćby Machiavelli, np. analizyjąc klęskę Persji w starciu z Aleksandrem, w końcu musiała się dla katolicyzmu okazać zgubna. Choć to raczej po prostu entropia i ułomność ludzkich tworów, bo brak tej hierarchii uśmierciłby zapewne Katolicyzm wieki wcześniej.)

Katolicyzm i rodzina to były, i są, najwięksi wrogowie tego Nowego Ładu, tej nowej Utopii. Z tym, że rodzina w bardzo szerokim rozumieniu, bo trzeba tu uwzględnić także sprawy tak podstawowe, w samej biologii osadzone, jak płeć. Walka z tym mogłaby się wydawać o wiele trudniejsza, niż walka z samym Katolicyzmem, ale jednak "sukcesy" na tym polu, od czasu pierwszych sufrażystek, okazały się nieprawdopodobne. (Co też poniekąd Machiavelli, w pewnym stopniu, potrafiłby wyjaśnić. Tam ścisła hierarchia, jak w Persji, tutaj z kolei anarchia, jak w klasycznej Grecji.)

Nie chciałbym się koncentrować na równouprawnieniu jako takim, ale fakt, że wszyscy już bez mrugnięcia okiem łykają rzeczy, które naszym dziadom (i babkom) nawet by się w koszmarym śnie nie pokazały, świadczy do jakiego stopnia oni, ze swoimi metodami, są silni, a jak my, bez żadnych metod, słabi.

No więc, hipoteza jest taka, że oni w końcu, po długotrwałym przygotowaniu ogniowym i wojnie podjazdowej, postanowili przejść do ostatecznego szturmu, rozwalić "wszystko co stare", stworzyć nie tyle "nowe" - nie od razu w każdym razie - ale burdel i wojnę każdego z każdym, w którym oni będą sobie spokojnie rządzić, no bo, nie oszukujmy się, takie wielomilionowe społeczeństwa w wielomilionowych miastach bez biurokracji żyć nie potrafi (obiektywnie, a jeszcze bardziej subiektywnie, bo tak zostały te społeczeństwa wychowane, i nie bez przyczyny), więc biurokracja, ta mniej lub bardziej globalna, a o to tu przecie chodzi, będzie sobie rządziła niemal do woli, co najwyżej napuszczając jednych (islamistów) na drugich (biedne post-chrześcijańskie prole, w większości białe, ale tu nie o kolor chodzi).

A te biurokracje to wszystkie te Sorosy, Merkele, Obamy... Z tego co widać, bo nieco z tyłu jest tego jeszcze sporo, narybku, resortowych dzieci różnych fajnych resortów, i po prostu agentów paru specjalnych państw.

*

b. Ktoś to robi celowo, ale wcale nie dlatego, że postanowił sprawę (budowania Nowego Ładu i WYEWOLUOWYWANIE Nowego Człowieka) szybko, wedle własnych pragnień, zakończyć, tylko wręcz przeciwnie - dlatego, że mu się ten projekt zaczął nagle sypać i, nie mając niejako wiele do stracenia, zagrał va banque, gambitowo. Bardzo by to było optymistyczne przypuszczenie, a my tu raczej z optymizmem staramy się nie przesadzać, z założenia, ale teoretycznie nie jest to całkiem niemożliwe, że...

Lud się budzi i otwiera oczy, w których maluje się przerażenie i/lub obrzydzenie, nie-takie partie zdobywają coraz większą popularność, że fakt upadania "kapitalizmu" dotarł nawet do co mniej durnych wśród Miłościwie Nam Panującej Elity, w związku z tym wpadli oni, że dalsze przekupywanie leminga za jego własne (?) ciężko zarobione, może napotykać trudności... Więc, jak się rzekło, zagrali gambitowo, robiąc burdel i (obiecywany już wielokrotnie na tym blogu) Armageddon - wiedząc, że jeśli ktoś, to RZĄD SIĘ WYŻYWI, a na pewno nie nieszczęsne prole. Głodne i bez przerwy w śmiertelnym uścisku z islamistami.

Zresztą nawet przy założeniu - absurdalnym - że wśród tych imigrantów - nie ma ani jednego islamisty (i jeszcze absurdalniejszym), że takich nie będzie w następnych pokoleniach, to same konflikty kulturowe tego "multi-kulti" wygenerują taki burdel, taki syf, że Kochana Elita na pewno będzie robić za stado aniołów, tu przykladając kompresy, tu pouczając, tu łagodnie karcąc... Czasem ktoś bez śladu zniknie, czasem ktoś bez pozostawienia listu skończy z sobą w piątkowy wieczór. Plus oczywiście hunwejbiny - lewaccy harcownicy, bez których żadna totalitarna władza się nie obejdzie.

W każdym razie dla Elity, dla Władzy Naszej Ukochanej, byłaby w tym jakaś nadzieja, a nawet sporo - w porównaniu z sytuacją, ogromnie oczywiście hipotetyczną, że nagle oto Leming przejrzał na oczy i zapałał do Władzy Naszej Ukochanej i ogólnie do Postępu z wizją Ziemskiego Raju niechęcią.


Przedstawiłem wszystkie hipotezy, jakie mi przychodzą w tej chwili do głowy, a gdyby mnie ktoś naciskał, to powiem, że najbardziej prawdopodobna wydaje mi się hipoteza 2a. Najbardziej ponura, najbardziej pesymistyczna, ale takie właśnie jest życie. Mogę się oczywiście w tej kwestii mylić, a jeśli prawdziwą okazałaby się hipoteza 2b, no to mamy jeszcze szansę. Nie wiem czy na pewno Zachodnia Europa, ale Polska. I to się liczy! Tyle że szansę Polska ma jedynie przy absolutnie znakomitym rozgrywaniu tych spraw. (Nic w tym nadzwyczajnego, bo tak jest przeważnie, ale u nas zdarza się to dobre rozgrywanie ostatnio niezwykle rzadko.)

-----------------------------------------
* Swoją drogą, to klasowe podejście wszechobecne  na tym blogu - takie nieprawicowe, prawda? Miłościwie Nam Panujący z jednej strony - Prole, czyli my, z drugiej. Co innego Miliony Rąk, Miliony Serc, Budujących Świetlaną Wolnorynkową Przyszłość, ach!

** Czytać Ardreya, do kurwy nędzy!

triarius

P.S. A tak na boku, to, gdyby Nasi Umiłowani rzeczywiście mieli zawracać tych wszystkich młodych byczków o ewidentnie ekonomicznych motywach do ich domowych pieleszy (w co serdecznie wątpię, bo to by wymagalo m.in. jaj) - do kogo by te byczki wtedy poszły po tym powrocie po pociechę? Uwzględniając ich piekące uczucie zawodu i krzywdy (jak by irrracjonalne poniekąd nie było, bo to nigdy nie ma znaczenia), oraz fakt, że posprzedawali dobytek, zmarnowali masę forsy i przeżyli sporo ciężkich chwil, żeby do tego Raju Mamy Merkeli dotrzeć.

(Amalryk ma oczywiście rację, że partyzantka, niemal z definicji, niemal nigdy nie może CZYSTO MILITARNIE, zwyciężyć regularnej armii, która już zdołała przecież opanować jej kraj itd. - ale z uwzgędnieniem takich właśnie różnych poza-militarnych spraw, to jak najbardziej może, i wiele razy już to mieliśmy w historii.)

sobota, maja 23, 2015

Dzięki bogu za gejowskie małżeństwa!

- Słuchajcie Wiadernik! Dostaniecie nie jedną, ale dwie... Albo trzy, niech będzie! Łyżki drzemu - jeśli mi szybko znajdziecie i przyślecie do mnie Klumppa. Ale w try miga!
- Tak jest, towarzyszu pierw... Chciałem powiedzieć towarzyszu komisarzu. Ciągle mi się myli.
- Zamknijcie pysk i jazda, Wiadernik!

 "Co ja mam z tym kretynem", pomyślał. Ale już tylko tacy zostali, poza Klumppem oczywiście. Oficjalnie to baron Alfons von Klumppendumpf und Dumpfenklumpp. He he! Od jakiegoś czasu, czyli od ostatniej masowej nobilitacji dokonanej przez Unię. (Może były jakieś nowe, ale on o tym nic nie wiedział, bo nie miał jak.) Tutaj od lat żelazną ręką pełniący funkcję Yurfriendlipolisfirera. Przedtem podobno jego zawodem było jego imię, ale chyba nie chodziło o kobiety, bo Klumpp kobiet nie znosi.

Tylko Klumpp mógł sobie poradzić z tym zadaniem, jeśli w ogóle ktoś. Reszta... Jaka reszta? Jest Wiadernik, idiota ciągle napity, nawet w tych czasach, kiedy już nawet o w miarę normalny bimber trudno. Kiedyś pędziło się z cukru, to pamiętał, ale cukru od dawna już nikt tu nie oglądał. Trudno uwierzyć, że tego człek doczekał! Żeby tylko prole, to można zrozumieć - ale Europejska Elita!? Ciekawe z czego oni to dzisiaj pędzą, że Wiadernik i jemu podobni wciąż spici? Ze wszy? Może raczej z pluskiew. To by nawet miało tradycję, he he!

Spróbował się uśmiechnąć, bo żart mu się spodobał, ale nie wyszło. Westchnął więc, podrapał się po brodzie i spojrzał przez niesamowicie brudne okno na szary mur tuż za nim. Spojrzał dlatego, że z tamtej strony rozległy się strzały z broni maszynowej. Całkiem chyba niedaleko. Nic aż tak niezwykłego w tych czasach, oczywiście, ale wciąż miał taki odruch, że jak strzelali to spoglądał. Szczególnie oczywiście, jak jakaś porządna bomba i w pokoju dzwonią te nieludzko zapaćkane szyby. Bomb dzisiaj jeszcze nie było, więc to chyba islamiści kłócą się między sobą, na małą skalę znaczy. Chyba że... Wolał nie myśleć o innych możliwościach.

W ogóle to czuł się fatalnie. Niewyspany, to raz. Było paskudnie gorąco i jeszcze bardziej duszno, a wentylator oczywiście nie działa. Bo jak miał działać, skoro od czwartku prądu nie było nawet przez chwilę. Twarz, ogolona trzy dni temu cudem gdzieś znalezioną tępą żyletką, swędziała potwornie.  Nie mógł się zdecydować na brodę. Drapała (dzisiaj brzmi to cholernie ironicznie), a w dodatku ta plaga wszy. Choć niewykluczone, że za parę dni, za parę tygodni, wszyscy będą mieli brody. Z takiego czy innego powodu.

Znowu zaczynał go boleć łeb, jak zawsze nad lewym okiem. Tak się to zawsze zaczynało. W dodatku od wielu dni dręczyła go nadkwasota. Nadgniła cebula, którą próbował ostatnio zapełnić nieszczęsny żołądek, też w tym nie pomagała. Czuł to wyraźnie.

Z pomocników został tylko Klumpp, który i tak na pewno ćwiczy już pięć razy dziennie bicie czołem w kierunku Mekki... Oczywiście za bardzo mu nie ufa. Nikomu zresztą. Ale ten chociaż potrafiłby na przykład określić, w którą stronę jest ta Mekka. Reszta, Wiadernik i ci dwaj pozostali degeneraci... "Pozostali" w sensie jak najbardziej dosłownym, bo reszta gdzieś poznikała, od kiedy Góra przestała przysyłać żarcie, bimber i co tam jeszcze... Mało i marne jak cholera, ale zawsze. Od kiedy po żarcie trzeba było wychodzić za mur, zrobiło się naprawdę ciężko. Klumpp czasem jednak wychodził i nawet potrafił z czymś wrócić.

Świetnie w sumie (choć oczywiście tak myśleć nie wolno, i aż się zaśmiał), że prole spaliły mu ten posterunek. Musiał się tutaj wprowadzić. Teraz jest jakby moim podwładnym i w sumie tylko on. No i ja oczywiście. Jakoś to trzymamy. Jak długo jeszcze? Wolał nie myśleć - nigdy, a co dopiero teraz, kiedy łeb go bolał, morda swędziała, a w dłoni trzymał ten kurewski, kurewski, kurewski świstek.

Miesiąc, dwa temu, nie byłoby problemu. Zresztą nie było go i trzy tygodnie temu, kiedy taka sama rzecz się przecież udała. Ale są rzeczy, które mogą się udawać za każdym razem, kiedy sie chce, i są też takie... (O kurwa, mój łeb!) Są też takie, które mogą się udać tylko raz. Albo raz na jakiś czas. Lata czy coś. A tutaj... Jasna cholera - żądają tych cholernych pedałów, wysyłasz patrol żeby ich nałapać, odstawiasz gdzie trzeba, na jakiś czas odsuwasz widmo szturmu islamistów na osiedle... Potem niemal cała podległa ci policja...

Nie używał w swych prywatnych soliloquiach politpoprawnego określenia "Yurfriendlipolis", ani skrótu YFP. Kiedyś może by się tym niepokoił, ale teraz już nie. Unijna policja myśli nie zdążyła się rozwinąć zanim wszystko zdechło. Myśli były wciąż w sumie prywatne. A tak się przecież starali! Klumpp w sumie miał to i tak gdzieś, zajęty swymi dziwnymi interesami.

A reszta była daleko. Reszta ludzi z jakimś mózgiem, znaczy, bo Wiadernik i jego koledzy to co innego. Za to islamiści byli blisko, i, jak się okazywało, szybko mogli się znaleźć jeszcze bliżej. I prole. Taki wściekły głodny prol w amoku, szczególnie w większej ilości, to też... W końcu ten tam patrol to chyba nawet nie islamiści unicestwili, tylko, sądząc z przesłanek, właśnie prole. Jakąś by ekspedycję karną... E tam, nie ma się nawet co nakręcać!

Ten tytuł Klumppa to ciekawa sprawa. Lubił czasem o tym myśleć, bo go to bawiło, a mało miał teraz powodów do radości. Od kiedy euro-pieniądze straciły wszelką wartość, a cebuli, buraków i nafty, którymi przez czas jakiś opłacano, nagradzano i kupowano ludzi, zabrakło, Unia zaczęła masowo nadawać tytuły. Sam miał zostać hrabią, ale dokumenty gdzieś ponoć zaginęły. I nawet fajny sobie wymyślił herb. Wysłał oficjalną prośbę z opisem. Tak to miało wyglądać: "Stworzenie podobne do Angeli Merkel, Matki Nas Wszystkich, przebija Św. Jerzego kopią. (Aureola, na koszulce z przodu napis JERZY.) W naturalnych kolorach, w polu azur". Dookoła oczywiście gwiazdy w or, ale to wiadomo.

Posmarował też łapę komu trzeba, a właściwie to załatwił pewien kontakt. Śliska i niebezpieczna sprawa, więc sza! Jednak nic z tego nie wyszło. Szkoda! Ten herb to była genialna rzecz! No bo nawet jeśli, jakimś cudem, modły różnych tam Amalryków i to ich masowanie cnotki (własnej, bo i czyjej niby?)... Jakby to była zaczarowana lampa z Tysiąca i Jednej Nocy... He he! O tego tam Godfryda skądśtam na białym koniu...  Te naiwne brednie!  Gdyby więc to jakimś cudem, zadziałało, to dość łatwo byłoby odwrócić sytuację. Św. Jerzy przebija kopią smoka! Komuś tam się pokręciło, co za idioci w tej Brukseli! I git! Na cztery łapy, jak zawsze dotąd. Tylko, kurwa mać, ta dzisiejsza sprawa!

Klumpp (swoją drogą jemu dali herb z przydziału: cebula, w polu sable, pod nią napis GMO, argent. I oczywiście gwiazdy or, bo to ma każdy nowy arystokrata.) No więc Klumpp... He he, arystokrata, pęknę ze śmiechu! Za dwadzieścia pokoleń, jak się ucukruje! Ale nie zdąży! No to co robimy z tymi... Niech im będzie - "gejami"? Za pierwszym razem, kiedy ta ichnia organizacja przysłała brodacza i zażądała ich wydania - "wszystkich obrażających Allacha swoją chucią" i te rzeczy - nie było to aż tak trudne. Archiwa, choć komputery od dawna nie działały, zostały szczęśliwie zachowane w wydrukach. Ktoś miał przeczucie.

Poszli chłopcy, trochę popytali... Klumpp... Baron von Klumpp, z imienia i zawodu Alfons... Więc on, to mu trzeba przyznać, wie komu dać pół słoika dżemu, żeby śpiewał gdzie ukrywa się jakieś "gejowskie małżeństwo". Albo po prostu pedał. Za łyżkę dżemu z buraków prol więcej zrobi, niż tylko wyda sąsiada! Tym bardziej, że tych pedałów nienawidzą teraz oni wszyscy gorzej chyba niż w najgorszym średniowieczu. Bo to niby pupilki znienawidzonej Unii. Klumpp wiedział też oczywiście kogo warto po prostu ścisnąć za jaja. Po co bez sensu karmić prole łakociami? Tańsze, równie skuteczne. Dżem z buraków też przecież na drzewach nie rośnie!

Czy co tam ma taki prol, jeśli nie akurat jaja. Śpiewali jak w operze i większość pedałów udało się szybko wyłapać. Paru się nie udało, fakt. I ci się teraz mogą przydać. Jeśli się dadzą złowić, co nie jest proste. Oczywiście nikt nie sprawdzał, czy wszyscy ci wydani islamistom to naprawdę peda... geje. Klumpp z pewnością ułatwił sobie robotę, dobierając z porządnych. Ale co tam, gdzie drwa rąbią! Nie czas żałować... Proli, no bo czego innego? Snu mi to na pewno nie odbierze. To bydło i tyle!

Ale teraz? Pojawiła się ta nowa grupa islamistów, jakieś walki między nimi, jak słyszał... I też zażądali "grzeszników", żeby ich "przykładnie ukarać". Nie byłoby problemu, w końcu to tylko prole, ale skąd ich wziąć? Nabiorą się ci nowi na samych porządnych, normalnych, heteroseksualnych? Nie ma gwarancji! Zasięgną języka, tu ścisną, tu pół słoika dżemu... Pokażą zdjęcie gołej baby, albo jakiegoś szpetnego pedalstwa, i... Zresztą, jeśli ktoś w tych podłych czasach ma dżem, to właśnie tacy. Więc z tym nie będą mieli problemu. I jak się wyda? Zemszczą się. Koszmar!

A tu dookoła sami idioci i nikomu zaufać. Klumpp na pewno już myśli o przejściu na ich stronę, ale ta reszta też by chciała, tylko, po pierwsze nie wie, gdzie ta Mekka... Więc albo szukają, albo zwyczajowo biją czołem w kierunku Moskwy... A jeśli spróbują spełnić inne wymagania Proroka, to będzie rzeźnia! Aż się uśmiechnął na tę myśl. Z Klumppem byłoby co innego, ale on, na swoje szczęście, już nie musi.

O kurwa, co za cholerny problem! Co za chujowe życie! Mógłby się na to wypiąć i czekać co będzie, ale skąd by wtedy brał margarynę i cebulę? Które teraz robiły mu wprawdzie katastrofę w trzewiach, ale przecież bez żarcia się nie da! A poza mur nikt już dobrowolnie nie wyjdzie, góra Klumpp z kilkoma swoimi i bronią, i to kiedy akurat z islamistami zawarliśmy swego rodzaju chwilowy rozejm. Tylko, że teraz wygląda, że mamy tu w dzielnicy dwie grupy, więc jak się mam tą cholerną dupą do tego cholernego, cholernego wiatru ustawić?

Znowu spojrzał w okno. Tam za murem już nic się chyba nie działo. Tylko w oddali, z innej strony, słychać było pojedyncze strzały, ale jedynie z pistoletu. Podrapał się po swędzącym jak diabli policzku, westchnął i postanowił jednak tę sprawę jeszcze dzisiaj jakoś rozwiązać. Potem niech się dzieje co chce! I tak nie ma na to wpływu. Jest jakiś pozytyw w tej całej koszmarnej sytuacji. "A co by było", na głos sam zobie zadał to pytanie: "Gdyby nie było tych gejowskich małżeństw?! I, he he, ci islamiści, jeśli nadal by chcieli karać rozpustę, musieli by mieć ich łapanych pojedynczo - bez żadnej oficjalnej, urzędowej rejestracji?!

"Zgroza! Tak mamy za jednym połowem od razu dwóch pe... gejów. I od razu wiemy gdzie powinni siedzieć. Choć w tych czasach nikt się meldunkiem nie przejmuje, ale jednak. Mogli by być niezarejestrowani, mogli by żyć pojedynczo... I, o zgrozo, islamiści mogliby mieć jakąś inną obsesję - na przykład cebulę, albo powiedzmy słoninę. Nie, słoninę to nie! Ale niech będzie... Nafta! Albo coś. Ale niby skąd wziąć? Może "grzesznych unijnych urzędników"? Wzdrygnął się na tę myśl i zaczął z całej siły trzeć szyję i policzki.

Na razie musimy jednak tylko nałapać im tych tam gejów, skoro oni ich tak pragną do tych swoich... Jest z tym robota, tym razem to nawet cholerny problem, ale dotąd jakoś się kręciło. Dzięki bogu za te całe gejowskie małżeństwa!"

Całkiem blisko tym razem rozległ się potężny huk. Wszystko się zatrzęsło i z sufitu posypał się tynk.

triarius