Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Boska Merkela. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Boska Merkela. Pokaż wszystkie posty

środa, lipca 10, 2019

Bonmot trywialnie merkeliczny

Że Europą rządzi dziś ktoś taki, jak Merkela, jest dla mieszkańców tej Europy po prostu upokarzające i nawet może wywołać lęki z moczeniem nocnym i jąkaniem (jako SYMPTOM oczywiście przede wszystkim)... Jednak fakt, że taki ktoś rządzi akurat nabardziej w Niemczech, a nie np. nowy avatar tego, no... albo tego drugiego, co to... wiadomo... to dla Polski akurat bardzo korzystne.

(Trywialna w sumie myśl? Ależ absolutna zgoda! Jednak ktoś to w końcu musiał głośno powiedzieć, n'est-ce pas?)

triarius

czwartek, listopada 17, 2016

Takie sobie dwie krótkie sprawy...

Karmienie piersią
Co, że bez związku? Na pewno jakiś jest! Trzeba tylko
trochę pomyśleć, moje drogie ludzie. (A poza tym po prostu
śliczne i budujące. Szczególnie w takich podłych czasach,
jak te obecne.)
Zdrzemnąłem się. Stary już jestem; pogoda jakaś taka; życie szare i nudne, w odróżnieniu od moich snów (ach, gdybym ja mógł te sny światu pokazać, nawet bez sponsorowania ze strony Sił Postępu zrobiłbym karierę!); w dodatku jakoś nie dopiłem drugiego litra mojej południowej herbaty.

Sny miałem faktycznie obłędne (w każdym znaczeniu), ale na samo zakończenie jakiś głos wypowiedział takie słowa: "Upiorna egzystencja na granicy między życiem i śmiercią, którą liberalni propagandziści i ich zmanipulowane ofiary nazywają po prostu 'życiem'". I się zbudziłem.

Niezłe są te moje bonmoty, które mi ktoś, niewykluczone że Duch Święty, albo jakaś kusa Muza, zsyła we śnie! Większość, gdyby to kogoś interesowało, przychodzi na jawie i jest wyłącznie mojego autorstwa, ale niektóre faktycznie tworzymy sobie we współpracy z innymi znakomitymi twórcami i kiedy ja sobie słodko kimam. (Mój ojciec, całkiem na marginesie, mówił na spanie "trening oka". Fajne, nie?)

Co więcej, ten bonmot natchnął mnie i zapłodnił do głębokich myśli, które może kiedyś. (Albo do znajomej przez telefon, jak to ostatnio z naszymi, znaczy moimi i Ducha Świętego czy może kusej Muzy, błyskotliwościami bywa, albo może i, niewykluczone, na tym tu blogasie. Orate pueri (atque puellae) i nie traćcie nadziei!

* * *

Obama w Niemczech, a na CNN przez połowę relacji z tego wiekopomnego wydarzenia pokazywali, obok Obamy... Naszego ukochanego zdRadka! (O Merkeli też oczywiście nie zapomnieli... Jaki ładny wierszyk! Ale zdRadka było niewiele mniej.) Mówią, że CNN to taki Polsat czy inne podobne coś, ale oni sami się przecie chwalą, że są największym informacyjnym serwisem na świecie. Tak że niezła jest ta nagonka na Polskę, którą spróbuję w jakimś drobniutkim ułamku promila zrównoważyć tym oto...

Kacapy mają tak, że jak im się coś w jakimś zdominowanym kraju nie podoba, to robią bratnią pomoc - tak było za Katarzyny, co najmniej, i tak było za Breżniewa, wątpię, by się coś w tych instynktach, samych w sobie, istotnie zmieniło teraz, albo miało zmienić w przyszłości. Częścią bratniej interwencji jest to, że jakaś menda, formalnie przynależąca do danej nacji, o nią prosi.

Nie jest to oczywiście, w sensie wąsko pojętych technikaliów, kompletnie niezbędne, ale kacapy lubią takie ładnie zakręcone ogonki na swoich świnkach, bo ich cieszy, że ktoś się na to łapie. (A łapią się równie chętnie, jak pelikany na świeże makrele.)

Prośba o tę bratnią pomoc formalnie powinna być wygenerowana PRZED samą bratnią pomocą, ale oczywiście, jak śmy to sobie już ustalili, nie jest to całkiem niezbędne i jeśli się znajdzie takiego proszącego już PO czy W CZASE bratniej pomocy, to też będzie git, a nawet całkiem cudnie.

No i teraz ci "nasi", żeby to tak przewrotnie wyrazić, durnie, ta miejscowa targowica, wyraźnie pomyliła przyczynę ze skutkiem i naprawdę chyba uwierzyła, że to prośba o bratnią pomoc tę bratnią pomoc wywołuje, a nie całkiem odwrotnie. Naiwniaczki nasze kochane!

(Tym razem, choć to niczego istotnego nie zmienia, ten zew jest faktycznie skierowany głównie na Zachód, pewnym może odchyleniem na Południe, choć w sumie raczej po prostu w porywie rozpaczy rzucony w przestrzeń, bez konkretnego adresata, choć nie bez długawej listy przed oczyma adresatów potencjalnych.)

Biedni durnie miotają się, nic nie rozumiejąc, i, zamiast nas zniszczyć, napuszczając na nas wraże siły różnych Merkeli i czego-tam-jeszcze - kompromitują tylko swoich zagranicznych mocodawców, wzmacniając nasze poczucie siły. Co nie może tych mocodawców nastrajać do nich przesadnie przychylnie, a jeśli to jeszcze trochę potrwa, mogą nawet od nich zacząć brać klapsy. Jakiś poważniejszy rozlew krwi mógłby im pomóc, ale jakoś nikt z nich nie pali się do nadstawiania własnego karku, a przekonywanie kolegów wychodzi im marnie. Pierwsi chrześcijanie biją ich w tym na głowę!

Tak że, choć sytuacja nie jest, i nie może być, lekka, łatwa ani przyjemna, to oni już naprawdę gonią w piętkę, co jest miłą informacją. Do tego stopnia gonią w piętkę, że nawet właśnie wskrzesili słynnych Cieniasów. Pewnie wierzą głupki, że to one właśnie kiedyś ponownie dały im władzę, i to na całe osiem lat, z ośmiorniczkami i carpaccio z żubra w pakiecie, a że zagranica na ich syrenio-łabędzie śpiewy jakoś wciąż nie reaguje, więc może to zadziała, skoro nic innego nie chce. Żałośni durnie, krótko mówiąc, i tyle!

triarius

wtorek, listopada 08, 2011

Powiesz mi co on o mnie powiedział, czy ja mam ci powiedzieć co on powiedział o tobie?

Wiele spośród mózgowych idiotyzmów - jak na przykład pseudo-religia "wolnego rynku" - bierze się z hipostazowania, albo z tego, że ludzie biorą czysto umowne granice za rzeczywistość, ignorując przy okazji ewentualne granice rzeczywiste. Hipostazowanie (w największym skrócie, żeby nam tu nie robić wykładu z propedeutyki filozofii) to uznawanie bytów wyimaginowanych, albo w jakiś sposób "pochodnych", za rzeczywiste.

Przykładem są "prawa człowieka". OK, jeśli ktoś ma tego typu POSTULAT, czyli uważa, że jest taka lista "praw", których należy przestrzegać, to ja mogę się z nim zgodzić, albo i  nie, ale zasadniczego błędu w myśleniu tu nie dostrzegam. Jednak rzecz w tym, że nikt tego, przynajmniej dzisiaj, w taki, stosunkowo zdrowy sposób nie traktuje.

Za to, korzystając z dwuznaczności słowa "prawo" - bo mamy przecież "prawo przyrody", które jest z definicji prawdziwe zawsze i niezależnie od niczyjej woli; oraz "prawo" w sensie wydanej przez kogoś ustawy (zakazu, nakazu i czego tam jeszcze), w którym to przypadku, aby nie było po prostu przez ludzi (bo tylko do ludzi się takie coś odnosi) ignorowane, musi za nim stać realna siła, groźba realnej siły, albo też ostra (i wsparta oczywiście realną siłą lub jej groźbą) indoktrynacja.

"Prawa człowieka" to jest, jak nam próbują zasugerować jego propagatorzy, choć wprost tego oczywiście nie mówią, to coś, co panuje nam obiektywnie i niezmiennie - jak prawo przyrody - choć jednak w oczywisty sposób nie, bo można ich nie przestrzegać.... Tyle, że wtedy na arenę wkracza jakaś stosowna "społeczność narodowa", albo "międzynarodowy trybunał praw człowieka", i daje zbrodniarzowi w dupę. Oczywiście wszystko absolutnie bezinteresownie, a same te "prawa człowieka", w szczegółach, spływają na owych jego stróżów i sędziów owych trybunałów z nieba, w postaci białej gołębicy... Jakoś tak.

W każdym razie nie to, że ktoś sobie to, wedle własnego gustu, czy (apage Satanas!) interesu, wymyśla. Bo wszystko tam jest, trzeba wam ludzie wiedzieć, absolutnie jednoznaczne, absolutnie prawdziwe, nikt poza kompletnym potworem nie mógłby tam w jedną literę wątpić... No bo jak można wątpić np. w święte prawo grawitacji? A to całkiem takie samo coś! Te prawa są odkrywane stopniowo, jak prawa przyrody, ale jednak w każdej chwili są ostateczne i absolutnie prawdziwe... Po prostu Święta Księga. I bez oświeceniowego deizmu wszystko to po nie ma krzty sensu.

I w sumie bardzo podobnie jest z "wolnym rynkiem", któren sobie oczywiście istnieje - jako czysto intelektualny model - ale nikt nigdy nie jest w stanie jednoznacznie i obiektywnie określić co w danej konkretnej realnej sytuacji jest "wolnym rynkiem", a co nim nie jest. Bowiem w realu wszystko się w sumie ze wszystkim wiąże, a "wolny rynek" zajmuje się tylko b. wąskim wycinkiem tego wszystkiego. Itd., bo ja w sumie nie o tym dzisiaj.

Hipostazy albo wadliwe ustalenie granic, tak sobie powiedzieliśmy na początku. No i to z "wolnym rynkiem" zawiera także tę sprawę z granicami, ale są i piękniejsze przykłady. Na przykład wojna. Spengler w swoim Magnum Opus stwierdza, że wszelkie długie okresy pokoju okazują się złudzeniem, jeśli uwzględnimy wojny domowe, ludowe bunty, walki klasowe... Jakoś tak, podaję to z pamięci.

Do tego oczywiście dyplomację, która potrafi być tak brutalna, jak ta, która doprowadziła do rozbiorów Polski. Do tego to, co mamy dzisiaj, choć w istocie istniało niemal zawsze, tyle że dopóki sprawa nie zostanie nazwana przez autorytety i pod tą nazwą roztrąbiona przez media, nie istnieje, przynajmniej w tych czasach. Mówię oczywiście o terroryźmie.

W którym oczywiście my, zwykli szarzy ludzie, nie mamy prawa dostrzegać wojny - a co dopiero wojny obronnej - bo to ma dla nas być "po prostu zbrodnia i tyle" (przeciw ludzkości w dodatku). Z masą rzeczy, które z tego wynikają, ale o których, Deo volente, jakimś innym razem.

No a jak sobie człowiek wyobrazi ten "pokój" w jakimś związku kochających inaczej... Te spojrzenia, te intonacje, te gotowe do ataku pazurki, te drgające opięte porciętami tyłeczki, ach! Albo powiedzmy wśród... No i właśnie, zaraz będzie właśnie o tym.

Cały ten wywód wziął mi się z bardzo konkretnego powodu, a nawet z całkiem aktualnej biężączki. Ktoś by po prostu napisał tę biężączkę i byłoby bardzo fajnie, ale ja chciałem przed tym napisać parę zdań filozoficznego wstępu, żeby to miało pewną głębię, no i oczywiście wyszedł wykład. Ale owa biężączka będzie u nas na deser. Dobre i to!

Otóż przed chwilą przejechałem sobie po kanałach TV, no i na francuskim kanale dla zagranicy (bardzo oczywiście "proeuropejskim" i w ogóle dla młodych wykształconych) było o tym, że dziennikarze podsłuchali w czasie tego ostatniego szczytowania... (Kiedy to punkt G Boskiej Merkeli był obrabiany przez elity w imieniu nas wszystkich, stąd nazwa "Szczyt G20", ale to już mój własny domysł.) Więc podsłuchali oni tam, że Sarkozy z Obamą bardzo nieładnie wyrażają się o szefie Izraela (co on się chyba Netaniahu nazywa, czy jakoś tak).

Chodziło o to, że poproszono ponoć dziennikarzy, by już nie dziennikarzowali, i zaczęto sobie rozmawiać prywatnie. Sarkozy z Obamą znaczy. No i Sarkozy mówi coś takiego, że już całkiem ma dość tego kłamcy Neta... Jakoś tam. (On wiedział, wam musi tyle starczyć. Sprawdźcie se sami, jeśli wam to potrzebne.) A na to Obama, że "a co ja mam powiedzieć, skoro ja się z nim muszę spotykać codziennie?" No i to po paru dniach wyciekło.

Izraelskie media podobno huczą. (Ale kiedy one nie huczą? Dobrze że raz nie na temat Polski.) No i oni tam, na tym francuskim kanale, co jest tak pro-ojro i w ogóle, zacytowali też blogasa jakiegoś ważnego gościa, z Francji, któren stwierdza, że rozmowy wśród europejskich elit rozpoczynają się teraz rutynowo od słów: "Powiesz mi co on o mnie powiedział, czy ja mam ci powiedzieć co on powiedział o tobie?"

Oczywiście nie jest to całkiem to samo co totalna wojna - w sensie bomby, rakiety, samoloty, czołgi i talibany - ale tak całkiem na pokój też to raczej chyba nie wygląda. Spengler, jak zawsze, ma genialną rację, ale cóż w tym nowego dla odwiedzających tego bloga? W każdym razie, jeśli oni tak się mało lubią, to i chyba łatwiej będzie im (a przy okazji nam) przejść z tych oplotkowywań za plecami do prawdziwych działań wojennych, niż to się może wielu ludziom wydawać...

Co może też dla nas stanowić pewien promyk nadziei, jeśli oni tam się naprawdę ostro pożrą, a zwykli ludzie nie aż tak. No a po drugie, trza skonstatować - z podziwem mieszanym z przerażeniem - co to za obłudna zgraja, ci "europejscy" przywódcy, skoro na wizji tak się zawsze do siebie mizdrzą, a w realu najchętniej to by sztylet w plecy albo i gorzej! (Czyli w sumie całkiem jak u Biedronia, czemu się zresztą dziwić?)

Swoją drogą, skoro oni tak się między sobą opyskowują i tak mało mają drug do druga (b. dobre określenie w ich przypadku zresztą!) szacunku, to JAK ONI MUSZĄ TRAKTOWAĆ CAŁKIEM JUŻ ŻAŁOSNE TYPKI W RODZAJU TUSKA? O Komórze nawet nie wspomnę, bo ten trzeci już z kolei (z krótką przerwą, której szybko zaradzono) avatar TW Bolka, niestety służy właśnie do tego, by Polskę i Polaków w świecie kompromitować, i on to, jak wszystkie poprzednie Bolki, robi po prostu znakomicie.

I naprawdę nie ma się z czego cieszyć. Tusk jednak? Ten to się całym sobą stara, żeby go możni tego świata lubili, ego też faciowi nie brakuje... Może kiedyś wycieknie zresztą to, co o Tusku mówią te wszystkie Sarkozy i Barrosy? Chyba że panowie (z Merkelą na czele) wcześniej obnażą pazurki i skoczą sobie do ocząt. Sylwio, letko czegoś wkurwiony, powie na przykład Merkeli, co o niej ostatnio powiedział Putin... Albo choćby van Rumpuy. I dalej się szarpać za włosy (który tam jakieś ma)! Dalej się drapać! Pluć! Tarzać po dywanach! Piszczeć! Syczeć!

Po czym będzie totalna wojna, obiecana nam przez Rostowskiego. I może być różnie, albo lepiej, albo gorzej. Ale warto przecież sobie uświadomić, że wojna z TAKIM CZYMŚ, to wydarzenie jedyne w dotychczasowej historii świata, i warto być czegoś świadkiem! Ale ubaw! Niech żyje Europa! Tram tam tam tam tam tam tam tam tam tam tam tam tam tam tam ta ta!

triarius

sobota, marca 26, 2011

Ilustracje und Obrazki

Gutenberg na drzewo! Dzisiaj rządzi nam tutaj kultura obrazkowa!

Najsampierw ilustracja do poprzedniego mojego wpisu - tego o m.in. Tusku z Małyszem. Bo za parę tygodni nikt już nie będzie pamiętał, jak wyglądało do dziwne coś, które Tusk temu Małyszowi (w życiu zresztą nie oglądałem, jak facio skacze, z czego zaczynam być naprawdę dumny) wręczał. Oto jak to wyglądało:



Następnie ilustracja do mojego wpisu sprzed niejakiego czasu, o masowaniu cnotki i nieprzejednanej postawie prawdziwych (ach!) antykomunistów i nastojaszcziej prawicy:



Gdyby ktoś twierdził, że to zbyt nieprzyzwoite na przyzwoity blog (?), to mu odpowiem, że ta płaskorzeźba pochodzi z dwunastowiecznego romańskiego kościoła Św. Marii i Św. Dawida w Kilpeck, hrabstwo Herefordshire, Anglia. (W dodatku, gdyby ktoś nie wiedział, wtedy Anglia była jeszcze całkiem katolicka.)

Teraz, na odmianę, obrazek ruchomy, któren mi się po prostu ogromnie podoba, a w dodatku cudnie wyraża całą tę szemraną post-cywilizacjię i jej kurewską (z przeproszeniem tych pań) "politykę":


(Niestety, żeby to się ruszało, trza kliknąć. Samo z siebie nie chce.)

To by chyba było na tyle autentycznych obrazków, ale (skoro mamy to co mamy, to) jeszcze dwa obrazki "wirtualne". Czyli coś w rodzaju "sztuki konceptualnej". Łał! Mówiąc zaś po ludzku, dwa moje pomysły na obrazki, które ktoś może zechce zrealizować.

1. (Stary pomysł i w zasadzie nic nadzwyczajnego, ale może się np. nadać przed jakimiś wyborami i walnąć wroga między... Tam gdzie walnąć należy, krótko mówiac.) Mamy więc wysoooki nadmorski klif (każdy jest nadmorski, z definicji, ale wyjaśniam, bo to mało popularne słowo), na nim stoi Tusk z odpowiednio głupią i wystraszoną miną - jakby miał skakać, ale się boi. Za nim zaś aż się roi od małych  bezogoniastych szczurków, czyli (naszych ukochanych) lemingów. Podpis: "Tusku musisz!"

2. (To z kolei wymyśliłem godzinę temu, na pragułce.) Komóra siedzi na tronie, ale takim zajebiście monarszym. Poza u niego (wiem, że to rusycyzm i akurat tu pasuje!) iście hieratyczna - istny Teodozjusz w majestacie. Czyli frontalnie, sztywno, nogi szeroko (szerzej niż u Teodozjusza) rozstawione. Pysk stosownie durny, bezmyślny i zadowolony z siebie. (Inaczej zresztą nie dałoby się obiektu rozpoznać.) Nad głową (?) może wisieć przeładowany ozdóbkami żyrandol, ale to opcjonalnie.

No i ten Komóra w jeden ręce trzyma kulę ziemską, a w drugiej berło w postaci takiego ozdobnego krótkiego drążka, a na nim... MÓZG naturalnych rozmiarów! Ten mózg ew. może być w swym naturalnym stanie i konsystencji, czyli taki budyniowaty i zwisający, a Komóra mógłby go z niejakim trudem trzymać na tym drążku-berle, a nawet zezować na niego z mieszaniną niepokoju i obrzydzenia... Co by było dość słodkie, ale uwaga - nie można przy tym zatracić namaszczonej głupoty tego oblicza, bo po prostu TO NIE BĘDZIE KOMÓRA!

Opcjonalnie wokół tego mózgu mogłoby krążyć nieco elektronów, jakieś iskry, jakaś zorza północna - w sensie, że on tak cudownie, aktywnie und kwantowo pracuje. (Pięknie by to chyba wyszło w jakimś takim animowanym gifie à la Niewolnik.)

Jeśli ktoś sporządzi takie obrazki, to ja je tu u siebie chętnie zamieszczę. Podając oczywiście autora i w ogóle. Autor zaś mógłby być tak uprzejmy, że poda mnie, jako inspiratora i "twórcę konceptualnego".

* * * * *

To by było na tyle... Chyba, żeby ktoś spytał, dlaczego to "und" w tytule. Mógłbym mu wprawdzie po prostu rzec, że jesteśmy w Unii, więc ojro... A jak ojro, to czemu nie "und"? Przecież "und" to niemal "pund", ale jednak ojro!

Ale nie - wyjaśnię, bom dobry. Otóż poszedłem ci ja dzisiaj nad to nasze polskie (?) morze, no i co spotkałem? A - ni mniej, ni więcej - tylko cała zgraję naszych Przyjaciół Z Zachodu, którzy sobie, spacerując zgodnym stadkiem, oglądali co by tu można...

Przyszła wiosna i sezon się, psia mać, dla nich zaczyna! Niestety moja elokwencja po niemiecku znacznie traci, a oni nie byli się łaskawi nauczyć narzecza tubylców - tak że wymiana uprzejmości wyszła nieco kulawo.

Aby więcej już do tego nie dopuścić, zaczynam od "und", a potem dalej będę szlifował rodzinną mowę Boskiej Merkeli. A także Adolfa, któren po prawdzie nie wiem, czy już jest OK - czy jeszcze musi nieco poczekać? Na razie mamy jednak und i Merkelę, to nam musi wystarczyć. Jawohl! Hände Hoh! Und, of course, nie zapominając o Gott Mitt Uns! (Coś tam jednak kojarzę, ale to niestety dzisiaj się okazał czysty esprit d'escalier.)

triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?