wtorek, października 19, 2010

Detronizacja króla

(Jeśli ten tytuł przyprawił o atak wrzodów żołądka któregoś z rodzimych "monarchistów" - tych, co to chętnie by widzieli choćby Putina na polskim tronie, byle tylko na tronie - to na zdrowie, dobry człowieku!)

Po napisaniu poprzedniego kawałka porozmawiałem sobie z paroma ludźmi na poruszone tam tematy, przemyślałem je sobie, i teraz widzę, że chyba zbyt pochopnie mianowałem Parkinsona jednookim królem ślepych chłopiąt spod trzepaka... Tych, co to kora jak na korkowym dębie, ale kontakt ze światem filtrowany (szeregowo) przez tępe niewyspane dziecko, naćpanego abstrakcjonistę i klawiaturę, na której "e", "r" i klawisz "Shift" działają tylko sporadycznie.

Nie żebym się jakoś radykalnie wycofywał z tego, com napisał! Sprawa ta naprawdę od niepamiętnych czasów mnie u Parkinsona raziła, nadal uważam to za rzecz poważna i godną dyskusji, która w dodatku w naszym (od Boga chyba z jakiegoś powodu przeklętym itd.) kraju jest od dawna robiona w sposób kretyński, obrzydliwy i samobójczy. Uwzględniając jego luźną, nieco może szaloną i rozgadaną konwencję, to był, moim zdaniem, sensowny i potrzebny tekst.

Jednak, jak teraz widzę, bardzo być może Parkinsonowi w cytowanej tam przeze mnie wypowiedzi nie chodziło o to, co mnie, a także moich rozmówców, tak razi, a o coś w sumie innego. Szczególnie wymiana opinii z Mustrumem na niepopkach nasunęła mi tę myśl i w tej chwili wydaje mi się ona słuszna, a moja krytyka Parkinsona, oraz jego mianowanie na chłopiątkowego króla, pochopna.

W wypowiedzi Parkinsona było chyba coś poza dość typowo brytyjskim lekceważeniem wojsk lądowych (tak ukochana przez leberałów "w pełni zawodowa armia", choć jak co do czego, to oczywiście już nie). Kosztem oczywiście b. poważnego traktowania floty (na co celnie zwrócił uwagę jeden z pierwszych komentujących).

Nadal oczywiście z pełnym przekonaniem odrzucam paskudny pomysł czynienia z wojska bandy żałosnych przebierańców pod pretekstem "parad wojskowych", ale chyba jednak Parkinson myślał o czymś nieco innym. Nieco, ale istotnie innym.

Otóż jeśli mamy na przykład jakieś formacje, które istnieją od lat, powiedzmy, trzystu - przez który to czas przelewały krew wrogów, a nierzadko i własną, odznaczały się wielokrotnie, zapładniały niezliczone panny, wdowy i mężatki, łamiąc im przy okazji serca, cieszyły lud niezliczonymi marsowymi paradami itd., itd...

I mundury owych formacji naprawdę są w użyciu od tych trzystu lat - niekoniecznie cały czas na polu walki (choć przynajmniej na początku raczej powinny), ale w klubie oficerskim, na uroczystościach, balach, gdzie się regiment integruje z miejscową elitą (zapładnia itd.), koronacjach, paradach właśnie (a szczególnie paradach zwycięstwa), no to to nie są żadni szemrani przebierańcy, tylko całkiem sensowne wojsko!

Jeśli Anglicy mieliby od roku 1415 pułk łuczników, którzy od dawna strzelają już z broni palnej, a nie z łuków, ale istnieje ciągłość i to jest ten sam pułk... (W końcu ludzie się tak czy tak zmieniają, choćby dlatego, że giną na polu chwały, więc to nie o to chodzi, prawda?) No to nie ma w tym nic złego, że część takiego wspaniałego pułku (a możemy założyć, że to by było naprawdę nie byle jakie wojsko, z takimi tradycjami, te rzeczy grają rolę!) przemaszeruje przed tymi wszystkimi pannami, mężatkami, dziatwą i starcami z łukami i w swoim piętnastowiecznym rynsztunku.

Można by tak rzec, że "jeśli to się odbywa na poziomie danego regimentu, to nie są to przebierańcy, a całkiem normalna praktyka". Normalna i sensowna, bo stanowi nawiązanie i przypomnienie wszystkich tych wzniosłych, krwawych i ważnych wydarzeń, w których ów regiment chwalebnie się zapisał.

U nas jednak - a przez "u nas" rozumiem (sporo, przyznaję, na wyrost) III RP - żadnej takiej ciągłości nie ma. Nie istnieją pułki, których historia liczy się od, powiedzmy, Odsieczy Wiedeńskiej. Nawet gdybyśmy coś takiego próbowali na siłę stworzyć (jak buduje się dziś "autentyczne" zabytki sprzed wieków), to się nie da, bo po drodze był PRL, czyli ruska niewola, więc to nie były polskie oddziały!

Tu nie chodzi o to, że nasza "kawaleria" nie jeździ już na koniach i nie macha lancą, bo w innych krajach też "kawaleria" jeździ lekkimi czołgami, albo lata helikopterami, w czym nie ma nic aż tak dziwnego, a tym bardziej niestosownego, tylko o to, że naprawdę żadnej ciągłości tu nie ma i nie ma jej na tyle, że nie można tego nijak, w miarę sensowny i uczciwy sposób, obejść. U nas to są i będą przebierańce!

Jeśli lud naprawdę potrzebuje przebierańców, to, po pierwsze: należy ich puścić już po właściwej paradzie; po drugie: tym bardziej trzeba nauczyć lud, by bardziej od przebierańców kochał prawdziwe wojsko (własne!); po trzecie: stworzyć długą i chwalebną tradycję militarną poszczególnych formacji i oddziałów. To ostatnie oznacza oczywiście między innymi utrzymywanie ciągłości, ale także wiele innych spraw, które, niestety, trudno mi już uwierzyć, by mogły być w przewidywalnym czasie (w Polsce) zrealizowane. Ale fakty są faktami, prawda prawdą... A przebierańce są i pozostaną przebierańcami!

Teraz - tytułem przeproszenia Parkinsona z jednej, a rekompensaty dla chłopiąt spod trzepaka z drugiej strony - chciałem o czymś całkiem innym. Otóż Parkinson napisał coś, co mnie (z przerwami) zastanawia i intryguje do dziś, a przeczytałem to dawno.

Pisze mianowicie, że zaletą arystokratycznego systemu - takiego w którym ludzie są w dużym stopniu przypisani na całe życie do swej wysokości w społecznej hierarchii - jest to, że ludzie predystynowani (w sensie psychiki i zdolności) do sprawowania władzy i piastowania odpowiedzialnych pozycji nie muszą się przedzierać w swej karierze przez podrzędne stanowiska, do których się marnie nadają i na których się co najmniej marnują, jeśli nie gorzej, a od razu zaczynają od rządzenia.

Sprawa jest dość w praktyce złożona, mimo że teoretycznie prosta. Bez jakichś ambitnych symulacji - komputerowych, czy choćby czysto intelektualnych - nie jestem w stanie powiedzieć, ile w tym poglądzie prawdy. Tym bardziej, że wynik będzie z całą pewnością zależał od całej masy założonych parametrów, jak to: ilość zdolnych ludzi w każdej z obu tych "klas społecznych"; stabilność owej zdolności do sprawowania władzy na przestrzeni aktywnego życia; stopień, w jakim urodzony przywódca nie sprawdzi się na podrzędnym stanowisku itd., itd.

Jest to swego rodzaju druga strona słynnego twierdzenia Petera, mówiącego w sumie, iż każdy awansuje tak długo, aż osiągnie szczebel w hierarchii, czy stanowisko, na którym jest już niekompetentny, i tam pozostaje. Jest to oczywiście w dużym stopniu wyrafinowany żart, ale też sporo w tym niepodważalnej logiki, no a w dodatku wyjaśnia to wiele z tego, co się wokół nas dzieje. Wiążę się też poza tym owa teza z tezą Parkinsona, o której tutaj właśnie mówię.

Jak to się wiąże z chłopiętami spod trzepaka, spyta ktoś? A jaką mają te chłopięta korę, że ja z kolei spytam? Jak dęby korkowe, prawda? No więc proponuję im, by (na odmianę z przywracaniem standardu złota i innymi równie pożytecznymi zajęciami) wykorzystały ową korę do przeanalizowania wspomnianej tezy Parkinsona! Niech sobie przyjmą takie czy inne założenia. (Byle nam tylko potem powiedzieli, jakie przyjęli!) I niech oszacują, ile w tym twierdzeniu może być z prawdy.

Jest to oczywiście robota absolutnie bezinteresowna (w tym sensie, że realnego świata to nie zmieni), akademicka i teoretyczna - choć niewątpliwie potencjalnie w pełni naukowa i naprawdę interesująca - jednak pod trzepakiem rozstrzygane są codziennie nie tak bezinteresowne, akademickie i teoretyczne zagadnienia, prawda chłopięta?

Jeśli dostanę tutaj, w komętach, albo też na Forum Młodych, kilka naprawdę ciekawych analiz tego problemu, to niewykluczone, że ustanowię jakąś nagrodę za moim zdaniem najbardziej interesującą i sensowną. Nagrodą będzie najprawdopodobniej Uśmiech Prezesa, czyli Tygrysa - a więc nie byle pół miliona dolców na odczepnego, jak jakiś Nobel! - zatem chyba warto się wysilić. Ja tak myślę - a jak wy myślicie, słodkie chłopięta? Pocieszy was trochę mój uśmiech po stracie króla?

triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?