Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Stefan Kisielewski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Stefan Kisielewski. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, stycznia 10, 2022

Bonmot finansowo-ideologiczny (i obfite do niego komęta)

Pieniądze, wbrew temu, co nam usilnie próbują wmawiać leberały, mają narodowość, i co gorsza - mają także ideologię! (Z reguły liberalną, co zresztą ładnie tłumaczy tę ich usilność.)

No to sobie może jeszcze to rozwińmy, dla co pilniejszych, lub alternatywnie mniej lotnych uczniów... U Kuraka czytam (ci ja) ostatnio, że niektórzy PiSowcy przebąkiwywują coś o regulacji cen. Jako odpowiedzi na inflację, oczywiście, co ona ładnie ostatnio nabiera tempa. (Niektórzy Polacy pamiętają Balcerowicza i mają słuszny uraz. Bilet trawmwajowy za 150 000 zł - tego nie zapomnę nigdy! To było coś dla gościa, co akurat wrócił po 11 latach ze Szwecji, fakt że ogarniętej akurat ogromnym, jak na nią, kryzysem.)

Ktoś by mógł sądzić, że taki wyśmiewacz und pogromca "Wolnego Rynku", jak wasz oddany, przyklaśnie tym pomysłom wszystkimi czterema kopytami i zanuci stosowną triumfalną pieśń. Jednak to bzdura i kompletne niezrozumienie podstaw Propedeutyki Tygrysizmu Stosowanego! Ekonomia, jak uczy owa Nauka, jest ważna, bo traktuje o Zasobach i dostępie do nich, a bez zasobów, takich czy innych, po prostu się nie da. 

Różnica między TS i Prawicą Pospolita Odmiana Ogrodowa (czyli smętnymi popłuczynami po którejś z pokracznych form Liberalizmu, czego by nie udawała) jest taka, że TS za najważniejszą kwestię Ekonomii uznaje... No jak to jest w Tygrysiźmie, Mądrasiński? Znowu nie uważasz? Chcesz żebyśmy cię chemicznie wykastrowali, przynajmniej na jakiś czas? Może wtedy będziesz uważał na podziemnych wykładach!

No dobra, tym razem ci się upiekło... Więc w Tygrysiźmie - i po prostu w rzeczywistości - podstawowa kwestia Ekonomii to: KTO MA I JAKIM, @#$%, CUDEM NIKT MU TEGO NIE ODBIERA?! Podczas gdy Libealizm, co...? Zgoda, może jednak zachowałeś nieco rozumu, mimo tych babskich obsesji... Tak - Liberalizm z całych sił stara się od tej kwestii uwagę Prola odwrócić i ją rozmydlić. (Tu kłania się nasz bonmot z samej góry.)

To już wszyscy powinni wiedzieć na pamięć, ale jedziemy dalej... Regulacja cen poprzez zakaz sprzedawania powyżej jakiejś wymyślonej przez urzędnika, to idiotyzm, bo... Dlaczego, panno Napieska? Zgoda: żeby komuś się chciało zajmować działalnością biznesową, musi mu się to opłacać. Czyli...? Tak: przynosić zysk wart ryzyka, nerwów, wysiłku, nieprzespanych nocy, odmawiania sobie natychmiastowej gratyfikacji, biurokracji, użerania się z idiotami różnych typów...

Po prostu jest to ryzykowne, niepewne i wymaga zazwyczaj o wiele więcej poświęceń, niż sobie leżenie do góry brzuchem, a przeważnie, przynajmniej w idealnym przypadku, także i od pracy na posadce. (Która ma inne swoje koszty, ale np. Niedzielscy tego świata i tak nic innego by nie mogli robić, i jeśli Lud ich w końcu nie... Ech, przypomniała Mi się "1001 Noc"... Tam umieli z takimi postępować! A wtedy mnie to, przyznam, nieco raziło, bo Natura obdarzyła mnie patologicznie miękkim sercem gołębia.)

Tak więc narzucanie takiemu biznes-człowiekowi za ile ma się sprzedać, to po prostu ryzyko, że albo obejdzie, albo sobie da spokój i zajmie się czymś przyjemniejszym. Z drugiej jednak strony... Żebyście ludzie nie myśleli, że Pan T. stał się nagle wyznawcą "Wolnego Rynku" spod sztancy K*wina! To jak z tym jest, Mądrasiński? Nie wiesz?

Jest z tym tak, że puszczenie całej Ekonomii na żywioł z przyczyn czysto-, czy raczej brudno-ideologicznych i para-religijnych (bo takim czymś jest autentyczna, tam gdzie to występuje, wiara w cudowność Liberalizmu!), to idiotyzm. Nie ma żadnego powodu, żeby opuścić łapki i dać się nosić w te i wewte ślepej sile - żywiołowi po prostu!  Bez steru, żeglarza, okrętu. Niemęskie! Powiedziałbym więcej i ostrzej, gdyby słowo, którego chciałbym użyć, nie było ostatnio z jakichś dziwnych powodów: "fi donc - Fifi, nie rusz!"

Jeśli Władza (a mówimy tu o takiej, teoretycznej i wymarzonej, którą byśmy kochali, naprawdę naszej, przedłużeniu nas, o ludziach robiących za nas to, czego my robić nie raczymy - nie o faktycznych okupantach, na których, zgodnie z głoszonymi przez różne k*winięta poglądy, mielibyśmy mieć pistoleciki i 5 sztuk amunicji każdy. ŻEBY SIĘ NAS, @#$%, TE SKURWYSYNY BALI! Hłe hłe!)...

No więc, jeśli Władza coś takiemu biznes-ludkowi nakazuje lub czegoś zakazuje, A ON NADAL MA OCHOTĘ SIĘ TYM SWOIM BIZNESEM ZAJMOWAĆ, no to git i, zgodnie z samymi pryncypiami Liberalizmu, nie ma problemu! Prawda moje dziatki? W końcu Władza tępi zbójców na drogach i utrzymuje sądy, które różne tam biznes-ludzi spory rozstrząsają... Takie tam sprawy i każdy sobie sam więcej wymyśli, jeśli odczuje potrzebę.
 
Tak więc: absolutny brak ingerencji w działalność biznesową przez Władzę to idiotyzm albo ogłupianie gimbazy przez ruskiego prowokatora (na etacie albo in spe, do dziś nie wiem, który to przypadek)... Z jednej strony wolny handel uranem i polonem, niczym niezakłócona produkcja heroiny i cracku, a z drugiej nie wolno zahandlować własną dupą, bo ma być też, hłe hłe, "konserwatywnie". Albo albo, moje drogie k*winięta - trochę konsekwencji bym prosił, chyba że chcecie być feministkami!

Jednak arbitralne narzucanie biznes-ludziom cen przez urzędasa, który z tym nie ma nic do czynienia, i w ogóle przeważnie powinien kopać i zasypywać doły za miskę ryżu, bo do niczego innego się w istocie nie nadaje, to też paranoja! I wiadomo już z doświadczenia do czego takie rzeczy prowadzą - nie trzeba nawet specjalnie marszczyć biednej kory. 

Cały czas się np. zastanawiam, czy Kisielewski to był prosty naiwny idiota, czy też wyrafinowany agent, zausznik  Balcerowicza i spółki - mówię o tym jego chorym uwielbieniu dla "Wolnego Rynku", którym tylu zaraził i które nas tyle wciąż kosztuje... Ale to nie oznacza, że jakiś smętny urzędas może sobie od niechcenia brudnym paluchem w sprawach realnej ekonomii merdać i będzie fajnie!

I to by było na tyle, moje dzieci. Przekażcie sobie pocałunek pokoju i won do domu, bo zaraz zajmuje tę salę Fan Cub Zenka Martyniuka!

triarius

P.S. Nauczcie się ludzie, @#$#%, jakichś języków! (Obcych i cudzych najlepiej, żeby zacytować tego lepszego Niedzielskiego sprzed lat.) Np. >>> TO << jest naprawdę fajne.

czwartek, sierpnia 25, 2016

O poprzednich wcieleniach i planach pięcioletnich

Korwin w jednym z wcześniejszych wcieleń?
Niestety, w tych warunkach nie da się prowadzić poważnej działalności na niwie, więc husarstwo na razie zostawimy sobie na czas jakiś odłogiem, ale proszę łaskawie nie myśleć, że będzie jakiś produkt drugiej jakości! (Swoją drogą, młodzież może się dziwić, że nie napisałem "odrzut z eksportu", ale to wskazuje, iż młodzież nie ma bladego pojęcia o PRLu, bowiem "odrzut z eksportu" to było właśnie to co najlepsze. Wpadłby ktoś na to?)

Każdy - nawet analfabeta ślabizujący GWyba na wydmach bez skarpetek, nawet nie znający podstaw polszczyzny owego GWyba dziennikarz! - gołym okiem może stwierdzić, że to nie żaden drugi sort, tylko najwyższa jakość ze znakiem Q, Jak? A choćby na podstawie tego tu obrazka, który wprawdzie znalazłem niepodpisanym, ale musi on przecie przedstawiać Korwina w jednym ze wcześniejszych wcieleń, ew. jakiegoś jego brata bliźniaka. A więc jak mówi młodzież - taka pod pięćdziesiątkę - będzie się działo!

No więc zaczynam... Od niemal pół wieku zastanawiam się co czas jakiś, czy wciąż popularny w niektórych kręgach Stefan Kisielewski, z tym jego uwielbieniem "wolnego rynku", to był agent, czy też zwykły użyteczny głupek. Sam go w mrocznych czasach lubiłem - zgoda, przyznaję się - szczególnie gdy w "Tygodniku Powszechnym" (Jezu, wybacz, że takie coś człek kiedyś czytał!), co trzecie słowo zastępowali kwadratowym nawiasem i tym tam tekstem o... No wiecie - jaruzelska cenzura.)

Na spotkaniu z młodzieżą, co ono było na PG, wypadł dość marnie - całkiem nie to co Kuroń wcześniej na UG! - ale fakt, to nie przesądza, może był zmęczony, może nie całkiem ta uroda amanta, może młodzież go nie zachwyciła... Mówię to dla przyszłych historyków, nic poza tym. Lubiłem go w każdym razie w tamtych czasach. Potem przyszła "wolność" (ach!)), wolny (i to jak!) rynek... I moja wcześniejsza sympatia (no bo przecie nie aż miłość) przerodziła się w brzydkie, przyznaję, podejrzenia.

Ale może jednak nie, może się w tych podejrzeniach myliłem... Otóż kupiłem ci ja swego czasu, wśród dość wielu interesujących książek, także i znaną (ze słyszenia, niektórym) pozycję pt. "Nomenklatura", pana Wosleńskiego. (Po francusku zresztą.) Grube to potężnie, więc podczytuję raz na jakiś czas i jeszcze mam masę do zakończenia. Całkiem interesująca książka i absolutnie niegłupia, ale dotychczas do orgazmu nieco mi jednak brakowało, aż tu nagle...

Otworzyłem to znowu wczoraj i zacząłem czytać - słuchajcie, słuchajcie! - akurat o centralnym planowaniu, ze wszystkich tematów, czyli o gospodarce. Zapewne nie wiecie, ale Ojciec Tygrysizmu Stosowanego parę razy już w swym długim życiu zetknął się był z historią ekonomiczną, i z tych spotkań, o dziwo, wynikały często całkiem interesujące rzeczy. Nawet się przez krótki czas on zastanawiał, czy się historii ekonomicznej całkiem nie oddać i nie poświęcić. (Mocne, co?)

No i te rzeczy, które nam pan Wosleński mówi o tych tam planach pięcioletnich, są tak nieprawdopodobnie obłędne, w wielu przypadkach tak cholernie śmieszne nawet, że aż... Nie będę wam tu całości streszczał, jak to działało, bo to długi rozdział, powinno to być i po polsku, ale przecie nie za darmo - tym bardziej, że mówimy o EKONOMII. (N'est-ce pas? No to właśnie! Skarpetki noszę, wprawdzie sandałów nie, ale duszą jestem z Januszami w tej kwestii, jednak potrafię, i to mimo dysleksji, napisać to co tu widzicie... Więc redaktorzy GWybu - sprężcie się i znajdźcie na mnie jakieś wreszcie celne argumenta, albo do łopaty!)

W każdym razie są tam takie historyjki, a pan W. wie co mówi, że np. oficjalnie ogłasza się śliczny wzrost produkcji rolnej na przestrzeni ostatnich pięciu lat, a to przez skorygowanie danych sprzed lat pięciu, zakładając z pewnością, i akurat w tym przypadku jakże słusznie, że te dane musiały być oszukane. Albo dwukrotny wzrost płacy w ciągu roku, wynikający z wymiany waluty, kiedy w realu płaca się akurat nieco (tylko?) zmniejszyła.

Albo kiedy KC, czy co tam to było (musiałbym wstać i sprawdzić, ale na co wam te szczegóły?) oficjalnie się przyznało do niemal klęski w rolnictwie w bieżącym planie pięcioletnim, a to dlatego, iż właśnie obalono Chruszczowa, więc było na kogo to zwalić. I masę podobnych kwiatków.

Tak że zgoda - jeśli ktoś ma tak prosty umysł, tak bipo-że tak to określę-larny, iż widzi albo tego typu centralne planowanie, gdzie szerokość gumki do majtek w Karagandzie (jest takie coś? fajnie brzmi) zostaje zadekretowana z Kremla, albo rozdokazywany "wolny rynek" bez żadnych ograniczeń - no to faktycznie nawet ja wybrałbym ten nieszczęsny "wolny rynek". Tyle że po co się obnosić z tak prymitywnym, bipolarnym myśleniem? Tacy ludzie powinni pracować w jakimś dającym satysfakcję przemyśle, jak to wiązanie wikliny w miotły, albo zarządzanie powierzchniami płaskimi, z całym szacunkiem!

Jednak zgoda - takie kacapskie centralne planowanie to było dno! Może to sobie wydrukować i powiesić nad łóżkiem każdy fanatyk, każde korwiniątko: "Nawet Pan Tygrys mówi, że centralne planowanie jest denne i wolny rynek jest lepszy!" Chyba nie muszę wam sporządzać gotowej tabliczki - czcionki i te rzeczy? Sami sobie poradzicie, prawda?

Jednak, żeby tak nie było że Polak z Polakiem (?) i wszystko cacy cacy, rzekę wam, iż taka myśl mi się pałęta po głowie, w związku z powyższym... Otóż być może te kacapy, te tam komunistyczne służby i inni hiper macherzy, którzy przecież niejedno potrafią, skoro nie tylko dali nam Tuska, ale także dręczą nas wciąż Merkelą i Obamą, a przecie Clintonowa wisi i grozi, niczym żarówka "Osram"...

Więc że oni specjalnie obrzydzali takiego Kisielewskiego centralnym planowaniem - niczym Tanie Dranie swą ofiarę cynaderką - żeby był gotów (bud' gatow, wsiegda gatow!) na przyjęcie "wolnego rynku", kiedy nadejdzie, z otwartymi ramionami, a nawet nie tylko ramionami, i żebyśmy mieli, na naszą zgubę, takich właśnie elokwentnych piewców owego "wolnego rynku" w stanie maksymalnego wzmożenia i złotoustości...

Rozumie ktoś coś z tego? Jeśli nie, to proszę mi uwierzyć na słowo, i to może wystarczy: straszne myśli mi się pod czaszką legną w kwestii tego tam pięcioletniego planowania, wolnego (a jakże!) rynku, propagandy, Kisielewskiego Stefana... Brrr! W każdym razie, jako drobny optymistyczny akcencik, w ramach wyciągania ręki i "Polak z Polakiem" (?) i czego tam jeszcze, powiem otwarcie, bez żadnych zwodów czy uników - centralne planowanie i różne tam plany pięcioletnie to rzeczywiście była czysta paranoja! (Niech nam zatem żyje...? No nie, bez przesady! To by była Scylla i Charybda.)

triarius

piątek, maja 08, 2015

Niemal wszystko co musicie wiedzieć o realnym liberaliźmie

Realny liberalizm brawurowo zwalcza problemy, które bez niego nawet by się nikomu nie przyśniły. Posiada do tego rozliczne tajne bronie, okresowo mniej lub bardziej modne, z których czołową jest w ostatnich czasach totalna inwigilacja.

* * *


Powyższe to oczywiście parafraza znanego stwierdzenia Stefana Kisielewskiego na temat socjalizmu. Nawiasem mówiąc ten Kisielewski wygląda mi coraz bardziej na wyjątkowo paskudnego agenta wpływu, alternatywnie na wyjątkowo durnego użytecznego idiotę. Kiedyś, w mrocznych czasach PRLu, przyznaję, sam go ceniłem, ale do czego nas wiara w te jego wymóżdżone pierdoły doprowadziła, to aż zgroza pomysleć. W końcu Kiszczak to część systemu i po prostu wróg, Michnik, wbrew złudzeniom niektórych, tak samo. Pozostają tacy jak Kisielewski i K*rwin, a tutaj ten pierwszy wydaje się być "prorokiem większym" (by użyć znakomitego określenia by St. Michalkiewicza). 

No, ale co ja tam mogę wiedzieć na takie agenturalne tematy. To czyste intuicje, tyle że one często nieźle mi służą.

triarius

piątek, stycznia 18, 2008

Odnowiona prokuratura i trzech rannych (niestety lekko)

O dzienniku Stefana Kisielewskiego "Gazeta Wyborcza" napisała kiedyś, w samym tytule zresztą, "nudna ważna książka". I, co nieczęsto jej się zdarza, w połowie miała rację. W tej pierwszej oczywiście, bo Kisielewski akurat na tyle był bystry, by zyskiwać na dość żałosnych zabawach w ciuciubabkę z prlowską cenzurą, no i by się nadawać na Wielkiego Guru liberałów. Czyli w sumie niewiele.

Ale ja nie o Kisielewskim. Ten rzadki przebłysk bystrości cum prowdomówności u gazety, którą pieszczotliwe nazywam sobie "Głosem Szabesgoja", nasunął mi się w związku z wczorajszą "konferencją prasową" odnowionej prokuratury. Kto tego przedziwnego spektaklu nie widział, to albo całkiem nie ma nad czym płakać, widać ma politykę w nosie... albo też, jeśli pasjonują go mechanizmy władzy, ukryte sznurki, szeptem wypowiedziane półsłówka od których walą się lub powstają imperia... Wtedy naprawdę powinien głowę posypać popiołem i szukać, szukać, szukać z tej "konferencji" videonagrania.

Powie ktoś: "po co? te same tępe mordy, te same rozbiegane oczka, które oglądamy już od paru miesięcy". Fakt, wszystko to było w nie mniejszym natężeniu, niż w każdym wystąpieniu nowej władzy. Czy w każdym razie nowych frontmenów, bo dzisiaj prawdziwa władza aż tak się na widok plebsu już się nie wystawia. To nie czasy skrofułów, królewskich sądów pod rozłożystym dębem i starych koni ciągnących za sznur dzwonu by zwrócić uwagę na swe krzywdy!

Jeśli jednak miało się dość politycznego rozumu, by plwać na tę - paskudną zaiste - skorupę i zstąpić do głębi, czekała człowieka, a w każdym razie konesera politycznych mechanizmów, przesmakowita uczta. Władza mianowicie, w osobach tych tam prokuratorów, powiedziała dziennikarzom, i społeczeństwu - zarówno pośrednio, przez tych dziennikarzy, jak i bezpośrednio za pomocą telewizorów - ni mniej ni więcej tylko to...

"Mamy was głupe ćwole w dupie! Skoro byliście tak durni, albo tak słabi, co na jedno wychodzi, że wystarczy w co drugim zdaniu powiedzieć wam 'demokracja' byście przełknęli wszystko... Konstytucje Europejskie na przykład, pod nieco zmienioną nazwą... No to wiedzcie, że teraz nawet nie będziemy specjalnie udawać... Bo udawanie wymaga mimo wszystko pewnego wysiłku i zajmuje czas... Biurokracja może WSZYSTKO, a my teraz będziemy to wykorzystywać na całego... Wiemy bowiem że nikt nas nie jest w stanie skontrolować, jak i nikt nie próbuje nawet kontrolować tych tam brukselskich dobroczyńców ludzkości...

A więc wszystko co nam nie pasuje, a jakoś psim swędem trafi w tryby naszej Wielkiej Machiny, zostanie tam utrupione, przetrzymane aż do przedawnienia... Wszystko zaś, co mamy ochotę zrobić, nabierze pędu i, per fas et nefas, zostanie doprowadzone do pozytywnego - dla nas, bo przecież nie dla was, głupie ćwole - końca...

Nikt nas też nie śmie kontrolować, czy patrzeć nam na ręce, mamy bowiem odpowiednie przepisy, które dają się tak zinterpretować, że mówienie czegokolwiek o tym, co robimy, szkodzi naszej pracy, która przecież jest ważna, odpowiedzialna... No a poza tym to my interpretujemy przepisy i mamy sankcje, gdyby komuś zechciało się robić nam wbrew... A więc żadnych pytań, żadnych pretensji, że nie mówimy kogo obecnie mamy ochotę wsadzić do pierdla, na kogo szykujemy haki (co za brzydkie słowo, fuj!).

Powiemy wam kiedy wyrok będzie już praktycznie pewny, bo dowody będziemy mieli takie, iż niezawisły sąd nie będzie po prostu mógł inaczej... Czyj jest zresztą ten niezawisły sąd, wasz, głupie moherowe bydło, czy nasz?"

I tak to sobie szło dłuższy czas, ja podałem samą esencję, bo, jak na polityków... Sorry! Prokuratorów, przystało było tam tak na oko z 95% czystej H2O.

Czy to już wszystko? Nie! Była bowiem jeszcze część artystyczna. Jak przystało na dobre bolszewickie wzory przeniesione żywcem do nowej, jeszcze bardziej przecież medialnej, epoki. I ta część artystyczna miała rolę nie mniejszą od samego expose... Mistrzostwo po prostu! Samego pronuntiamiento by się żadna latynoska junta nie powstydziła, a tutaj jeszcze część artystyczna, równie ważna...

Część artystyczna była próbką tego, co otrzymają dziennikarze, gdyby się mimo ostrzeżeń zaczęli dopytywać o to, co też Odnowiona Prokuratura robi. Było to ględzenie na trzy głosy, chyba z godzinne co najmniej, tak nudne i pozbawione treści, że nie tylko mało kto mógł przy tym wytrwać - i to chyba tylko jeśli przespał w całości poprzednie 72 godziny - ale przede wszystkim, żadna gazeta, nawet Głos Szabesgoja, nic takiego by nie mogła swoim czytelnikom (jak durnymi szabesgojami by nie byli) zaserwować.

Ale panowie odnowieni prokuratorzy serwowali to bez żenady i nawet im powieka nie drgnęła. Stacje, które to nadawały, a nadawały co najmniej dwie - WSI24 i państwowa telewizja - z rozpaczy wpuściły na wizję wiadomość o tym, że na Heathrow samolot wyjechał z pasa i było trzech lekko rannych. I ją tam bez przerwy międliły, no bo co miał biedactwa robić?

Przez czas tej obłędnej "konferencji prasowej" z pewnością w każdym rodzimym powiecie było więcej, i ciężej, nowych lekko rannych... Ale to oczywiście się nie nadawało, bo trzeba był mieć coś efektownego na wizję i dla zajęcia uwagi słuchaczy podczas upiornej prelekcji o aktualnych poczynaniach prokuratury (odnowionej).

Szkoda że tylko lekko ranni i jedynie trzej, tsunami byłoby znacznie lepsze, ale jak się nie ma co się lubi... Jak to w mediach - ciężki chleb! I pomyśleć że ten czy inny moher zazdrości red. Lisowi! Albo Wołkowi czy Wróblowi... A to przecież nasi "bracia mniejsi", jak ich nazywał Św. Franciszek. Czy to po chrześcijańsku?!

Mniejsza już o takie drobiażdżki jak to, że nowy styl pracy prokuratury - i zarazem nowy, z podniesioną przyłbicą, śladem Urbana Jerzego, plujący moherom w twarz styl informowania społeczeństwa o ważnych sprawach - został pozytywnie skontrastowany ze stylem byłego ministra Ziobry, który to durne moherowe społeczeństwo informował o wszystkim... Jakby był jakimś nawiedzonym liberałem, co to wierzy, że swobodny obieg informacji to podstawa. Ale to naprawdę tylko drobiażdżki.

No a zakończenie? Zakończenie było takie, że ta "konferencja" jakoś się tak dziwnie rozpłynęła, a raczej przeszła bezszwowo w opłakiwanie tego tam samolotu na Heathrow i tych tam trzech lekko rannych. (A może to ja zasnąłem?)

Żadnych dziennikarskich pytań w każdym razie nie było. I wcale się nie dziwię, prokuratura (odnowiona) pokazała już na co ją stać i czym grozi jakiekolwiek pytanie. Następnego godzinnego wykładu o takim natężeniu bełkotu, wodolejstwa i nudy żaden dziennikarz, o słuchaczach telewizyjnych już nie mówiąc, nie byłby już w stanie przetrzymać - nie tylko zachowując przytomność, ale po prostu życie.

I tym pozytywnym akcentem, w oczekiwaniu na dalsze cuda pełowskiego rządu... A raczej tych smętnych pacynek, którym w dupie trzymają łapki ci, co je tam trzymają... Kończę. Jeszcze tylko niech mi będzie pozwolone zakrzyknąć: Niech żyje Odnowiona Prokuratura! Niech żyje PełO! Niech żyje nowy styl medialnej europejskiej demokracji!

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

czwartek, stycznia 10, 2008

Pookładajmy się kijami... tym razem na temat utopii

C. N. Parkinson, ten od "Prawa Parkinsona", w swej książeczce poświęconej genezie brytyjskiej Partii Pracy "The Left Luggage" przepięknie wyśmiewa się z Marksa i jemu podobnych. Mówi mianowicie tak: "Czy to nie zadziwiające, że tylu ludzi na których ich własne rodziny nie mogą patrzeć, jest głęboko przekonanych, iż mają prostą i genialną receptę na uszczęśliwienie całej ludzkości?"

Słowa te przypominają mi się zawsze, gdy czytam lub słyszę jakieś kunsztowne elukubracje lawactwa, a już szczególnie liberałów (bo "Liberalizm to lewactwo sklepikarzy", jak twierdzi Triarius the Tiger) o tym, jak to by pięknie było na świecie gdyby rządziły nim ich przemądre pomysły.

Porozmawiajmy więc chwilę o utopiach. Wczoraj trochę na ich temat porozmyślałem, i stwierdziłem, iż istnieją ich co najmniej dwa rodzaje, jak i co najmniej dwa rodzaje ludzi, którzy się czymś takim lubią zajmować.

Jeden rodzaj utopii wynika z filozoficznego się zastanawiania nad tym, do jakich to warunków człowiek jest w istocie stworzony. Niekoniecznie dosłownie "stworzony" - tutaj poglądy są różne, ale jakie mu najlepiej pasują, o to raczej ze względu na wartości, niż jedynie ze względu na pełny brzuch i coś do popicia.

No dobra, ale cóż to jest w takim razie ta filozofia? Zazwyczaj, choć mam do tego sam sporą skłonność, skłaniam się ku opinii, że filozofia to skutek uboczny naszej przeogromnej i prze-pomarszczonej kory mózgowej, która, kiedy nie bardzo ma jak wykorzystać swój niesamowity potencjał - a w końcu nie każdy z nas, i nie przez cały czas, zajmuje się intrygami na dworze sułtana, dowodzeniem wojennymi kampaniami czy spekulacjami na dziennych cyklach giełdowych - zaczyna sama z siebie rozczepiać włosy na niezliczoną ilość części, poszukiwać definicji pojęć takich jak czas, odpowiedzi na pytania o istotę bytu...

Paranoja krótko mówiąc, jak się na to w miarę trzeźwo spojrzy. No bo nawet jeśli komuś za to płacą, to przecież są chyba jakieś granice i można się zająć czymś w miarę uczciwym - choćby stać przy szosie w minispódniczce, sprzedając swoje wdzięki.

Tak normalnie uważam i to z przekonaniem, ale potem nagle kolejny raz wpadam na argumentację jakiegoś "hiper-prawicowego" liberała, i wtedy widzę, że jednak nieco filozofii jest niezbędne po prostu do poprawnego myślenia o nieco bardziej skomplikowanych sprawach. Ponieważ zaś coraz więcej spraw wokół nas to właśnie sprawy nieco bardziej skomplikowane, więc nie ma rady - albo trzeba liznąć filozofii! I to nie tylko von Misesa (filozof?), Locke'a z Voltairem (nikt ich nie czyta, ale każdy po nich powtarza) i Kanta z Humem (autentyczni filozofowie tym razem, ale też sama esencja Oświecenia, które nas wszystkich obecnie dusi jak jakaś poranna astma, tylko gorzej). Inaczej będziemy się w tym cholernym Oświeceniu kręcić jak nie przymierzając... (Tu każdy może sobie wstawić co lubi, bo ja staram się unikać skatologii.)

A więc jeden rodzaj utopii wynika z zastanawiania się, filozoficznego, nad idealnymi warunkami dla ludzi. Człowiek to istota społeczna - trzeba być kompletnie odmóżdżonym liberałem, żeby sobie z tego nie zdawać spawy - więc od idealnych warunków dla pojedynczego człowieka do idealnego społeczeństwa droga krótka. Nic w tym jeszcze specjalnie zdrożnego, o ile oczywiście zatrzymuje się to na poziomie teoretycznej refleksji.

No ale dobra, niech i wyjdzie to kawałek poza czystą refleksję... Ktoś zakłada sobie w jakimś lesie wioskę, albo powiedzmy cały taki kraik, gdzie rządzą te przez niego stworzone reguły. Ludzie, którzy chcą tego nowoodkrytego szczęścia skosztować, sprzedają swoje majątki i jadą do tego tam falangsteru, czy jak to się nazywa. Żyją tym szczęściem, żyją... Jeśli zarządcy tego raju uczciwie przedstawili wszystkie swoje plany i realizują je sumiennie... Jeśli przy tym traktują swe owieczki przyzwoicie... To tutaj jeszcze nie ma, w moich oczach, nic specjalnie zdrożnego.

Tym bardziej, jeśli owieczki mają szansę to szczęście w każdej chwili opuścić, zachowując to, co im się zgodnie z umową należy. Czy takie coś, taka utopia znaczy, byłaby automatycznie lewicowa, prawicowa, czy może neutralna w stosunku do osi lewicowość-prawicowość? Wydaje mi się, że tego nie da się określić bez dokładnej znajomości programu tej "utopii". W końcu to może nie być żadna prawdziwa utopia, a tylko jakaś - zgoda, od nowa skonstruowana, choć i to może być tylko w niewielkim stopniu, ponieważ można jako budulca użyć całej, albo całych, gotowych społeczności, choćby całych rodzin - społeczność, która stara się żyć poza panującymi wokół warunkami.

Te warunki to przede wszystkim władza, lokalna, państwowa, a dzisiaj w z dnia na dzień większym stopniu ponadpaństwowa. Jeśli taka "utopia" byłaby zbudowana na jakiś w miarę trzeźwym konserwatywnym ideale, nie byłaby moim zdaniem z założenia lewicowa. Gdyby jednak była SKRAJNIE konserwatywna, próbująca powiedzmy, w naszych czasach, odtwarzać Spartę Likurga czy asyryjskie imperium na mniejszą skalę... To już, paradoksalnie, dla mnie byłaby to prawdziwa utopia, a więc na pewno nie coś prawicowego, a zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że wprost lewicowego.

Jako że niezbędne byłoby wyhodowanie nowego człowieka, i to nie wychowanie go, metodą ewolucyjną i w miarę naturalną, tylko przez uruchomienie celowego i na dużą skalę projektu inżynierii społecznej. To zaś - słuchajcie wszystkie leberały od "wziąć za mordę i wprowadzić wolność" - jest dążenie czysto lewicowe.

Nie mówię oczywiście o wzięciu za mordę komucha i wprowadzenie wolności, co należało zrobić jak najbardziej. Te znane słowa Stefana Kisielewskiego, guru rodzimych leberałów, dotyczyły jednak wzięcia za mordę tych, którzy, jak leberały mniemają, mieliby z tej wolności skorzystać. Wolność oczywiście miała dotyczyć niemal wyłącznie rynku, ponieważ leberały niewiele poza nim dostrzegają, choć słowa przychodzą im na tyle łatwo, że sporo mówią i na inne tematy.

No dobra, to mamy jeden rodzaj utopii (która nie musi być nawet utopią) w miarę przedyskutowany. Weźmy się teraz za ten drugi...

Sorry, długie to się zrobiło. Jeśli będzie jakiś odzew, to pociągnę ten temat dalej. Przeważnie moje z założenia wieloczęściowe teksty albo nie mają żadnego dalszego ciągu, albo i tak nie dochodzą do konkluzji... Nad czym jakoś nikt specjalnie nie płacze, może to i szkoda. Tym razem jednak, Obywatele, ogłaszam - jeśli będzie autentyczna dyskusja, intelektualna burza, okładanie się kijami, strzały w dyskotekach, demonstracje na ulicach... Co ja wam będę cholera podsuwał pomysły - sami wiecie... A więc, jeśli będzie przyzwoity (!) odzew, to się jeszcze wywnętrzę na temat utopii. ("W sobie". I "dla siebie". Choć to drugie to w istocie nie rozumiem co by miało znaczyć.)

A więc do dzieła! Przygotowywać transparenty, wycinać młode dębczaki, ostrzyć noże...

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.