czwartek, stycznia 10, 2008

Pookładajmy się kijami... tym razem na temat utopii

C. N. Parkinson, ten od "Prawa Parkinsona", w swej książeczce poświęconej genezie brytyjskiej Partii Pracy "The Left Luggage" przepięknie wyśmiewa się z Marksa i jemu podobnych. Mówi mianowicie tak: "Czy to nie zadziwiające, że tylu ludzi na których ich własne rodziny nie mogą patrzeć, jest głęboko przekonanych, iż mają prostą i genialną receptę na uszczęśliwienie całej ludzkości?"

Słowa te przypominają mi się zawsze, gdy czytam lub słyszę jakieś kunsztowne elukubracje lawactwa, a już szczególnie liberałów (bo "Liberalizm to lewactwo sklepikarzy", jak twierdzi Triarius the Tiger) o tym, jak to by pięknie było na świecie gdyby rządziły nim ich przemądre pomysły.

Porozmawiajmy więc chwilę o utopiach. Wczoraj trochę na ich temat porozmyślałem, i stwierdziłem, iż istnieją ich co najmniej dwa rodzaje, jak i co najmniej dwa rodzaje ludzi, którzy się czymś takim lubią zajmować.

Jeden rodzaj utopii wynika z filozoficznego się zastanawiania nad tym, do jakich to warunków człowiek jest w istocie stworzony. Niekoniecznie dosłownie "stworzony" - tutaj poglądy są różne, ale jakie mu najlepiej pasują, o to raczej ze względu na wartości, niż jedynie ze względu na pełny brzuch i coś do popicia.

No dobra, ale cóż to jest w takim razie ta filozofia? Zazwyczaj, choć mam do tego sam sporą skłonność, skłaniam się ku opinii, że filozofia to skutek uboczny naszej przeogromnej i prze-pomarszczonej kory mózgowej, która, kiedy nie bardzo ma jak wykorzystać swój niesamowity potencjał - a w końcu nie każdy z nas, i nie przez cały czas, zajmuje się intrygami na dworze sułtana, dowodzeniem wojennymi kampaniami czy spekulacjami na dziennych cyklach giełdowych - zaczyna sama z siebie rozczepiać włosy na niezliczoną ilość części, poszukiwać definicji pojęć takich jak czas, odpowiedzi na pytania o istotę bytu...

Paranoja krótko mówiąc, jak się na to w miarę trzeźwo spojrzy. No bo nawet jeśli komuś za to płacą, to przecież są chyba jakieś granice i można się zająć czymś w miarę uczciwym - choćby stać przy szosie w minispódniczce, sprzedając swoje wdzięki.

Tak normalnie uważam i to z przekonaniem, ale potem nagle kolejny raz wpadam na argumentację jakiegoś "hiper-prawicowego" liberała, i wtedy widzę, że jednak nieco filozofii jest niezbędne po prostu do poprawnego myślenia o nieco bardziej skomplikowanych sprawach. Ponieważ zaś coraz więcej spraw wokół nas to właśnie sprawy nieco bardziej skomplikowane, więc nie ma rady - albo trzeba liznąć filozofii! I to nie tylko von Misesa (filozof?), Locke'a z Voltairem (nikt ich nie czyta, ale każdy po nich powtarza) i Kanta z Humem (autentyczni filozofowie tym razem, ale też sama esencja Oświecenia, które nas wszystkich obecnie dusi jak jakaś poranna astma, tylko gorzej). Inaczej będziemy się w tym cholernym Oświeceniu kręcić jak nie przymierzając... (Tu każdy może sobie wstawić co lubi, bo ja staram się unikać skatologii.)

A więc jeden rodzaj utopii wynika z zastanawiania się, filozoficznego, nad idealnymi warunkami dla ludzi. Człowiek to istota społeczna - trzeba być kompletnie odmóżdżonym liberałem, żeby sobie z tego nie zdawać spawy - więc od idealnych warunków dla pojedynczego człowieka do idealnego społeczeństwa droga krótka. Nic w tym jeszcze specjalnie zdrożnego, o ile oczywiście zatrzymuje się to na poziomie teoretycznej refleksji.

No ale dobra, niech i wyjdzie to kawałek poza czystą refleksję... Ktoś zakłada sobie w jakimś lesie wioskę, albo powiedzmy cały taki kraik, gdzie rządzą te przez niego stworzone reguły. Ludzie, którzy chcą tego nowoodkrytego szczęścia skosztować, sprzedają swoje majątki i jadą do tego tam falangsteru, czy jak to się nazywa. Żyją tym szczęściem, żyją... Jeśli zarządcy tego raju uczciwie przedstawili wszystkie swoje plany i realizują je sumiennie... Jeśli przy tym traktują swe owieczki przyzwoicie... To tutaj jeszcze nie ma, w moich oczach, nic specjalnie zdrożnego.

Tym bardziej, jeśli owieczki mają szansę to szczęście w każdej chwili opuścić, zachowując to, co im się zgodnie z umową należy. Czy takie coś, taka utopia znaczy, byłaby automatycznie lewicowa, prawicowa, czy może neutralna w stosunku do osi lewicowość-prawicowość? Wydaje mi się, że tego nie da się określić bez dokładnej znajomości programu tej "utopii". W końcu to może nie być żadna prawdziwa utopia, a tylko jakaś - zgoda, od nowa skonstruowana, choć i to może być tylko w niewielkim stopniu, ponieważ można jako budulca użyć całej, albo całych, gotowych społeczności, choćby całych rodzin - społeczność, która stara się żyć poza panującymi wokół warunkami.

Te warunki to przede wszystkim władza, lokalna, państwowa, a dzisiaj w z dnia na dzień większym stopniu ponadpaństwowa. Jeśli taka "utopia" byłaby zbudowana na jakiś w miarę trzeźwym konserwatywnym ideale, nie byłaby moim zdaniem z założenia lewicowa. Gdyby jednak była SKRAJNIE konserwatywna, próbująca powiedzmy, w naszych czasach, odtwarzać Spartę Likurga czy asyryjskie imperium na mniejszą skalę... To już, paradoksalnie, dla mnie byłaby to prawdziwa utopia, a więc na pewno nie coś prawicowego, a zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że wprost lewicowego.

Jako że niezbędne byłoby wyhodowanie nowego człowieka, i to nie wychowanie go, metodą ewolucyjną i w miarę naturalną, tylko przez uruchomienie celowego i na dużą skalę projektu inżynierii społecznej. To zaś - słuchajcie wszystkie leberały od "wziąć za mordę i wprowadzić wolność" - jest dążenie czysto lewicowe.

Nie mówię oczywiście o wzięciu za mordę komucha i wprowadzenie wolności, co należało zrobić jak najbardziej. Te znane słowa Stefana Kisielewskiego, guru rodzimych leberałów, dotyczyły jednak wzięcia za mordę tych, którzy, jak leberały mniemają, mieliby z tej wolności skorzystać. Wolność oczywiście miała dotyczyć niemal wyłącznie rynku, ponieważ leberały niewiele poza nim dostrzegają, choć słowa przychodzą im na tyle łatwo, że sporo mówią i na inne tematy.

No dobra, to mamy jeden rodzaj utopii (która nie musi być nawet utopią) w miarę przedyskutowany. Weźmy się teraz za ten drugi...

Sorry, długie to się zrobiło. Jeśli będzie jakiś odzew, to pociągnę ten temat dalej. Przeważnie moje z założenia wieloczęściowe teksty albo nie mają żadnego dalszego ciągu, albo i tak nie dochodzą do konkluzji... Nad czym jakoś nikt specjalnie nie płacze, może to i szkoda. Tym razem jednak, Obywatele, ogłaszam - jeśli będzie autentyczna dyskusja, intelektualna burza, okładanie się kijami, strzały w dyskotekach, demonstracje na ulicach... Co ja wam będę cholera podsuwał pomysły - sami wiecie... A więc, jeśli będzie przyzwoity (!) odzew, to się jeszcze wywnętrzę na temat utopii. ("W sobie". I "dla siebie". Choć to drugie to w istocie nie rozumiem co by miało znaczyć.)

A więc do dzieła! Przygotowywać transparenty, wycinać młode dębczaki, ostrzyć noże...

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz