czwartek, listopada 19, 2015

Wybierzmy Ameryce Prezydenta

Clintonowa jest oczywiście koszmarna, nawet jakiejś sympatyczniejszej mimiki nie zdołali jej ci wszyscy przepłacani spece od piaru nauczyć i babsko odrzuca po prostu swoją obłudną gębą, jednak po drugiej stronie też nie widzę tego całkiem różowo. Najpopularniejszy tam dotychczas jest Donald Trump, na którego temat narzuca się od razu nabolała (ach, ten cudny język mojej młodości!) i wołająca o naukową opinię jakiegoś certyfikowanego gremium kwestia: "Azaliż lepszy jest tupecik wyglądający na prawdziwe włosy, czy też prawdziwe włosy wyglądające jak tupecik?"

A tak bardziej serio (bo Trump to nie jest jednak całkiem poważna sprawa), największy problem wszystkich praktycznie republikańskich polityków w Stanach to musi być jeszcze większy, niż u tych drugich SYJONIZM. Jeśli na tazwa może się komuś wydać dziwna lub przesadna w tym kontekście, to niech mi łaskawie powie, jak inaczej można określić ślepą, namiętną, fanatyczną, w wielu przypadkach opartą na mętno-ponurych eschatologicznych przepowiedniach (!) miłość do Izraela? (Choć nie można tu też oczywiście pomijać siły nacisku adekwatnego lobby.)

Popieraną czynami, nie że jakaś platoniczna, i to jak! Kiedyś, z tego co wiem, nawet Żyd nie musiał koniecznie być syjonistą, a dzisiaj każdy musi, z amerykańskimi prezydentami na czele. (Tutaj nawet Obama, nie będący Republikaninem, ma u mnie plus, bo z tym jednym akurat jednym nie przesadza.)

Niby ich sprawa, kogo uwielbiają, ale powiedzmy sobie otwarcie - ta, dość w istocie śliska z etycznego punktu widzenia, a najostrożniej już mówiąc niejednoznaczna, i na dłuższą metę ewidentnie przegrana sprawa (zresztą akurat zgodnie ze wspomnianą tu sekciarską eschatologią), będzie Amerykę kosztować (i nie mówię tylko o $$) z każdym rokiem więcej, a przy okazji także jej sojuszników. No i ja bym wolał, żeby Polskę to zbyt wiele nie kosztowało, optymalnie żeby nie kosztowało nic - tylko jakoś mi trudno w tej sprawie o optymizm.

Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że Amerykanie nie mają już możliwości wyjścia z tej pułapki, bo ew. odstawienie Izraela od piersi oznaczałoby jego szybką klęskę, a co najmniej efektowną wojnę na Bliskim Wschodzie (i nie tylko Bliskim, bo Iran to już Wschód Środkowy), co z kolei byłoby odebrane jako ogromna, historyczna klęska Ameryki i dodałoby sił jej wrogom w sposób wprost niewyobrażalny, przede wszystkim ogromnie zwiększając szeregi aktywnych bojowników islamu. Polska jednak powinna się w to pakować tak mało, jak to tylko możliwe - najlepiej wcale.

US of A to wciąż jeszcze nie Putin, nie Państwo Islamskie, nawet nie Nasz Ukochany Sąsiad zza Zachodniej Miedzy... (Swoją drogą, jakim zerem trzeba być, żeby znosić na swoim czele takie coś, jak ta durna i nie wiadomo przez kogo sterowana komsomołka bez szyi... A nie, sorry! Polacy znosili Tuska i Kopaczową.) Jednak powodów do orgazmu na ich temat dostrzegam z każdym dniem mniej. I pomysleć, że pół dotychczasowego życia, a nawet więcej, spędziłem jako fanatyczny tego kraju miłośnik, nie mówiąc już o tym, że w latach licealnych kombinowałem jak się z PRLu wydostać - nie po to, żeby se kupić fajną brykę i pić Coca-Colę (której zresztą nie znoszę), tylko żeby walczyć w Wietnamie.

(A z czego, myślicie, tak fajnie się nauczyłem się angielskiego?) Żeby zaś coś na koniec na pozytywną nutę ("hopsasa", swoją drogą, wiecie, że to, jak i "dana dana", to ponoć resztki prasłowiańskich religijnych hymnów?), to powiem wam, że mnie się tam najbardziej z tych kandydatów podoba Ben Carson. Na podstawie wywiadu z nim, który słyszałem, plus różnych tam wypowiedzi, życiorysu, wyglądu (tak, koloru też!). Nic z tego nie wynika, bo ja tam przecież nie głosuję, ale mówię i niech się teraz Gazownie tego świata głowią, jak mnie wrobić w rasizm!

Żeśmy se pogadali na wzgl. aktualne tematy i tyle naszego. Do następnego! (Albo i nie.)

triarius

P.S. Powiedzcie mi cui bono, bo mam ci ja w głowie parę naprawdę głębokich, składnych i nabrzmiałych aktualnością tekstów, ale to masa roboty z klepaniem a zapotrzebowania nie dostrzegam. Zresztą, powiedzmy to sobie otwarcie: macie tu lektury na całe lata - mówię o rzeczach poważnych, bez tych wszystkich dowcipasów, com się nimi zabawiał, do tego macie Ardreya, także nieco po polsku, com go przetłumaczył, macie Spenglera w sieci, plus sporo innych cennych rzeczy. Na razie to ja, mimo lenistwa i innych brzydkich cech, jestem do przodu i mogę ew. spocząć na przysłowiowych laurach. Jak wszystko przeczytacie, przemyślicie i przedyskutujecie z krewnymi i znajomymi (Królika), to się zgłoście i pogadamy o dalszym ciągu!