środa, lutego 15, 2012

!@#$%^&* - bo cóż innego można powiedzieć?

Alternatywny tytuł: "O honor niewolnika".

Choć często rozpoczynam dzień (i nie wasza sprawa o której!) od wizyty na blogu Nicka, żeby nasiąknąć nieco optymizmem i wiarą w rodaków, to przyznam, że optymizmu we mnie niewiele i coraz jakby mniej, a o wierze w rodaków lepiej w ogóle nie wspominać.

O czym zaraz będzie więcej, ale, korzystając z okazji, chcę teraz polecić absolutnie znakomity tekst na Nicka blogu, choć nie jego autorstwa, i dyskusję pod nim. Naprawdę rewelacja! Oto linek: http://nicek.info/2012/02/14/philippino-number-1.

A teraz do naszych mutonów... Żeby bez sensu i bez przerwy się nie kłócić o to, czy I RP była krajem wspaniałym, czy wręcz przeciwnie, ani o to, czy dzisiejsi Polacy mniej czy bardziej są skurwieni, zidiociali i spedaleni od dzisiejszych np. Holendrów - skoncentrujmy się w tej chwili na atutach, jakie ma w ręku (i w obszernych rękawach) ten syf, który nas gnębi. I który z nas zamierza sobie zrobić hodowlane bydlęta. A jeśli z nas się jeszcze nie całkiem pewnie uda, to z naszych ew. prawnuków wygląda, że już na pewno.

Pomówmy o tych atutach, które sprawiają, że po prostu trudno im - tej skurwielskiej globalnej "elicie" - przegrać. Choćby dlatego, że, nawet ew. przegrywając, mają gwarancję, że świat skutkiem tej ich przegranej, a także skutkiem samego procesu przegrywania, będzie wyglądał tak koszmarnie, że niemal nikt z tych, którzy im owej przegranej życzą i marzą o innym, lepszym świecie, nie jest gotów na taki koszmarny świat się zgodzić... A co dopiero do niego ręki przyłożyć i stać się jego twórcą!

OK, można by o tym długo, można by pisać książki i wygłaszać prelekcje, ale nie bardzo widzę cel - poniekąd niestety. Ja tutaj co najwyżej rzucę jakimś przykładem. Jak teraz. No o mówię, że jednym z ogromnych atutów tego (z przeproszeniem kurw) zdegenerowanego kurestwa, które dziś robi za światową elitę, jest fakt, że jak coś skrzywisz, to często to się za cholerę samo nie naprostuje, tylko się ew. skrzywi gdzie indziej, dodatkowo, żeby jakoś sobie, w smętny i rozpaczliwy sposób, zrekompensować.

Nie mówimy tu o zgięciu kawałka drutu czy świstka papieru, ale o takich rzeczach, jak żywy kręgosłup, żywe drzewko, albo obciążony filar czy ściana. Skrzywisz komuś kręgosłup czyniąc go garbuskiem, to mu się także skrzywi on niżej, w drugą stronę. Jeśli właściciel tego kręgosłupa będzie próbował się naprostować, to najprawdopodobniej sobie jeszcze zaszkodzi, skrzywiając się w dodatkowych miejscach. I temuż podobnież.

Oczywiście daje się to zrobić, mówię teraz o kręgosłupie, ale jest o wiele trudniejsze i wymaga fachowego podejścia. W życiu społecznym, a szczególnie w sprawach, o których tutaj sobie przede wszystkim mamy zamiar mówić, jest z tym z reguły o wiele gorzej. Weźmy takie rozwalanie rodziny. Skutkiem tego dzieci robią się wredne, nieznośne i rodzice tracą ochotę się nimi (z troską i miłością, ach!) zajmować.

Co daje nam śliczne błędne koło, bo rodzina się dalej skutkiem tego rozkłada... I tak to idzie, a totalitarna lewizna zaciera łapki. Albo weźmy sprawy damsko męskie. Nie wiadomo nawet, czy najpierw było jajko, czy kura. Czyli czy spedalenie i zeunuszenie mężczyzn (?), czy też frustracja i wynikające z tego znarowienie kobiet (?). Z którego to znarowienia bierze się jeszcze więcej frustracji i jeszcze więcej zeunuszenia... I tak ad infinitum!

Poza, na każdym kroku występującym, zjawiskiem tego właśnie błędnego koła ("dodatniego sprzężenia zwrotnego", dla ludzi z technicznym wykształceniem), mamy też i niestety to zjawisko, o którym śmy sobie przedtem. Czyli, że jak się zgięte chce wyprostować, to najprawdopodobniej tylko się skrzywi gdzie indziej. Co czasem daje swego rodzaju kompensatę, ale nie zawsze, natomiast zawsze ma niemiłe skutki uboczne, no i po prostu nie likwiduje problemu w żaden czysty i skuteczny sposób.

W sprawach bardziej kosmicznej wagi od skrzywionego drzewka, czy skrzywionego kręgosłupa jakiegoś (i tak totalnie wirtualnego) blogera, to działa tak, że kiedy taka @#$% elita narzuca nam coś (i z góry można przyjąć, że to będzie coś obrzydliwego i pedalskiego), to niestety to nie pozostaje bez skutku, nawet jeśli my (co wcale nie zawsze ma miejsce) się przed tym bronimy.

Oto konkretny przykład, konkretne wydarzenie, które mnie "natchnęło" (jak to się ładnie mówi) do napisania niniejszego. Przełączyłem sobie wczoraj otóż na TV Trwam, a konkretnie na ich wieczorne informacje z kraju i świata, no i przeżyłem... Może nie tyle "szok", co ostry, nawet jak na mnie, atak avsmaku.

(Nie muszę tu chyba deklarować, jak cenię, mimo różnych różnic w gustach i poglądach TV Trwam, i za jak ważną uważam ją dla Polski. Mimo to - amicus Plato itd.)

Było tam mianowicie o tym, że w Holandii stworzono portal, na którym ludzie mają zgłaszać skargi na imigrantów, z tego co zrozumiałem tych zarobkowych, wzgl. świeżej daty, m.in. z Polski. No i okrutnie się z tego powodu oburzano.

Ach, żeby to tylko oburzenie! Wprost nawoływano do tego, by "dyplomacja unijna" zrobiła coś z tym portalem i podobnymi przejawami... Czegoś tam, zapewne "antyeuropejskiego ducha", choć dokładnego określenia nie pamiętam.

Mógłbym to rozwijać, mógłbym z pamięci starać się odtworzyć wszystkie te oburzone sapnięcia prowadzącego, mini-wywiad z unijnym dyplomatą, i tę końcową nadzieję w głosach ich obu, że... "Duch europejski, o którym tyle przecież mówiono w związku z traktatem Lizbońskim" (cytat z pamięci, ale jakoś tak to szło) jednak zwycięży...

I właśnie 1. marca ma się tą sprawą zająć... Jakieś coś... "Rada Europejska"...? "Rada Europy"...? "Rady Robotników, Chłopów i Żołnierzy"...? "Plenum Rady Najwyższej"...? Naprawdę nie pamiętam, ale coś w tym duchu. A poruszyć tę sprawę ma SAM... I tu padło nazwisko tego szkopskiego komucha, który już tyle razy nam wszystkim zalazł za skórę, i którego sama morda wywołuje torsje u każdego w miarę zdrowego człowieka.

Nie wiem ludzie - rozumiecie o co mi chodzi? Zgadzacie się, że to już kompletna paranoja, w wersji spedalono-niewolniczej? I kompletne gonienie w piętkę polskiej "prawicy", wraz z katolikami z całej praktycznie galaktyki? Czy też musiałbym wam wyjaśniać co tu nie tak i jak potwornie nam się już mózgi i dusze skrzywiły skutkiem tej komuszej (nie bójmy się tego słowa!) obróbki?

Jeśli bym musiał, to, sorry, ale, moim skromnym was także już to dotknęło i nie bardzo widzę dla was ratunek! Naprawdę nie zauważacie niczego dziwnego w tym, że TV Trwam nawołuje do cenzurowania portalu, na którym są wyrażane zupełnie zdrowe i normalne poglądy, i gdzie próbuje się coś w tych sprawach robić? Całkiem bez gwałcenia niczego, co by nie było absolutnie oczywiste jeszcze dla naszych ojców, nie mówiąc już nawet o akowcach czy ludziach szturmujących plaże Normandii.

Naprawdę nie widzielibyście nic dziwnego w tym, że nawołuje się semi-totalitaną instytucję do likwidowania obywatelskich instytucji w innych krajach, w dodatku pod człowiekolubnymi hasłami? Oczywiście sprawa np. polskiej mniejszości w Niemczech (choć, po prawdzie, nie potrafię zrozumieć, jak Polak może tam w ogóle mieszkać) to całkiem inna sprawa - i tutaj należałoby walczyć jak cholera! A co najmniej dać poczuć tego samego szemranej "mniejszości niemieckiej" w naszym kraju (nie mówiąc już o stuprocentowych agenturach w rodzaju RAŚ).

Ale my tu mówimy o gastarbeiterach, nie o ludziach, którzy tam żyją od niepamiętnych czasów i zapewne będą żyli do końca czasu. Czy Holendrzy nie mają prawa NIE CHCIEĆ u siebie gastarbeiterów? Czy nie mają prawa w ogóle nie chcieć większości tego typu imigracji, jaką się im przez ostatnich parędziesiąt lat tak obficie fundowało?

I czego skutkiem są nie tylko (wciąż dość faktycznie nieliczne) terrorystyczne zamachy, ale także masa negatywnych, z punktu widzenia wielu "zwykłych" ludzi o nielewackich poglądach, zjawisk. Jak choćby kamery szpiegowskie na każdym kroku, odgórnie egzekwowana polityczna poprawność, oraz cenzura internetu, telefonów i czego tam jeszcze.

Jeśli Polska jest takim dumnym i potężnym krajem, że nie pozwoli byle Holendrowi powiedzieć złego słowa na swego - to niech, do kurwy nędzy, będzie na tyle dumnym i potężnym krajem, żeby nie wysyłać do obcych swoich ludzi do roboty, której nie chce wziąć żaden miejscowy (a często i nawet inni zarobkowi imigranci, także ci z krajów obcych kulturowo i niższych cywilizacyjnie)!

Proste? Poza tym, że podpuszczanie kurewskich instytucji na obywateli, jakichkolwiek, to coś absolutnie sprzecznego z jakąkolwiek prawicowością, z jakąkolwiek wiarą w sens narodowego państwa, z jakąkolwiek autentyczną demokracją, a także - na ile mogę o tym wyrokować, ale chyba mogę - z samym duchem zachodniego katolicyzmu!

I tak to właśnie wygląda. A teraz - jeśli wam włosy nie staną z przerażenia, co już z nami ta kurewska lewizna zrobiła, to znaczy, że albo nie macie włosów, nigdzie, albo też naprawdę nie mam pojęcia, co robicie na tym blogu.

(Naprawdę byłbym aż tak ważny, żeby mnie czytać służbowo? No to co najmniej domagajcie się podwyżki stawki, szczerze radzę! Bo przecież na każdym kroku robię wszystko, żebyście mieli maksymalne problemy ze zrozumieniem czegokolwiek. Ropa wciąż droga, Putina stać - nie dajcie się zbyć byle czym!)


triarius

P.S. Deklaruję: jestem zwolennikiem teorii "maskirowki" FYM'a i jego współpracowników. Serio! To ma ręce i nogi, podczas gdy nic innego nie ma i mieć nie może, bo ruscy nie są aż tak głupi, żeby jakiś standardowy urzędnik (z całym szacunkiem dla Macierewicza) był w stanie ich rozszyfrować. Jeśli Pan Tygrys jest dla Ciebie jakimś intelektualnym autorytetem, to weź i przestudiuj analizy i wnioski FYM'a! (O Spenglerze też durnie i agenci mówią "mętniak i dureń".)

17 komentarzy:

  1. Artykuł linkowany bardzo mnie zainspirował. Nie wiem czy zostanie dopuszczony przez Nicponia. Pozwolę sobie wrzucić ten krótki tekst również u Ciebie.
    „Pewnego dnia na statku – raju pojawia się nowy kapitan. Następca starego, promującego pedalstwo i rozpasanie ma zupełnie nowe podejście. Zmienia regulamin, w którym umieszczone zostają następujące zapisy:
    - Wszelkie przejawy spedalenia będą karane chłostą (od 50 do 200 razów, w zależności od stopnia spedalenia) i degradacją w hierarchii
    - Kwestionowanie rozkazów przełożonych będzie traktowane jak zdrada i karane chłostą lub banicją (w zależności od wpływu na dyscyplinę załogi)
    - Kwestionowanie istnienia Neptuna – boga mórz i oceanów oraz wiedzy Kapitana na jego temat będzie karane banicją lub śmiercią.
    - Szerzenie wartości sprzecznych z oficjalną polityką Kapitana będącego przedstawicielem Armatora (Byłbym zapomniał. Kapitan oczywiście został mianowany kapitanem przez Armatora z siedzibą w Watyka…tfu na Seszele.) będącego namiestnikiem samego Neptuna, będzie karane chłostą, banicją lub śmiercią (w zależności od stopnia wpływu na dyscyplinę załogi) itd.
    Większość członków załogi przystosowała się do nowych warunków i przestrzegała nowego regulaminu. Z oportunistami i buntownikami szybko zrobiono porządek. Powołana przez Kapitana Policja Okrętowa przy pomocy metod operacyjnych (głównie zakonspirowanych agentów) zidentyfikowała i przekazała podejrzanych Najwyższej Radzie Wyzwolenia Okrętu, która orzekała o winie i wydawała stosowne wyroki.
    Kapitan specjalnym dekretem ustanowił także nowe święta wilkomorskie i okrętowe. Między innymi Neptunie Narodzenie, Dzień Regulaminu 3 maja, Dzień wyzwolenia spod panowania spedalonego kapitana i Tydzień Apostols…tfu Armatorski. W trakcie trwania świąt obowiązywał strój galowy, zakaz podawania alkoholu, odbywały się liczne ceremonie składania ofiar i próśb do Neptuna, apele i odczyty podczas których zachwalano mądrość Kapitana, potęgę Stolicy Armatorskiej i łaskę Neptuna.”

    OdpowiedzUsuń
  2. @ Do takich jak wy...

    Cała para w gwizdek, prawda chłopię? Poza wymyślaniem maniackich ksyw nie masz już na nic siły, prawda? A potem to jeszcze trzeba wklepać, no i zakończyć równie długą przypowiastką, z której wynika...

    Ale co właściwie wynika?

    Zgrywasz się na wolnego ducha, a jesteś po prostu (daruj szczerość) rozbrajająco głupiutki, naiwny i dajesz się robić jak ciapek macherom, przy których my z Nicponiem jesteśmy najautentyczniejsze Matki Teresy... O sorry! Zbyt religijne, prawda?

    No to najautentyczniejsze... Nie wiem co, ale siostry miłosierdzia i przyjaciele całego świata.

    Ja akurat jestem całkiem niereligijny, bardzo sceptyczny, w nic właściwie nie wierzę, a umiłowania niezależności i młodzieńczego anarchizmu mam w sobie zapewne o wiele więcej od Ciebie. Tylko że, widzisz, ja myślę!

    No i rozróżniam wewnętrzną podłość i ohydę (wszystkie te Palikoty i Bule) od rzeczy wzniosłych i szlachetnych. Co Ty masz na poparcie swoich "młodzieńczych buntów", że spytam? "Opowieść o człowieku, który się kulom nie kłaniał"? Historię Pawki Morozowa?

    Miczurina z Łysenką? Naprawdę nie widzisz różnicy, między Panem Tygrysem, czy powiedzmy Nicponiem, a Środą, Sutowskim czy Biedroniem?

    A jeśli widzisz, to na czyją, że spytam, korzyść?

    Na razie nikt tu nikogo na stosie nie pali, choć przyznaję, że czasem mi tego dawnego obyczaju brak... Ale Palestrina to jednak nie to samo co Przystanek Woodstock, El Greco to nie to samo co powiedzmy Nieznalska...

    I mi to wystarcza, żeby wiedzieć, czemu kibicować.

    Wiesz, krytyka, w sensie wyszukiwania słabości, jest dziecinnie łatwa. To każdy potrafi! Przeczytaj sobie pierwszych kilkadziesiąt stron Mein Kampf, tam też wszystko w sumie się zgadza. O Kapitale Marksa już nie wspominając.

    Powiedz coś pozytywnego - jak sobie wyobrażasz ten lepszy świat od tego naszego, znaczy mojego czy Nicka. Portret Korwina na każdej ścianie, tak? Publiczne chłosty, wieczne i ubóstwione Prawo...

    Lud ma pełną wolność, choć... Nie, nie będę tego streszczał, bo w końcu ja nie mam paranoi!

    A skąd Ty w ogóle się wziąłeś? Od Korwina, czy od Środy i spółki? Jeśli mogę spytać of course.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Do wszystkiego co napisałeś pewnie nie zdołam się odnieść.
    Rozumiem, że Tobie nie odpowiada sztuka współczesna. Nie mam zamiaru się sprzeczać, która jest lepsza. Jeden lubi jak mu Cyganie grają, drugi jak mu nogi śmierdzą. Dodam tylko, że jestem przeciwnikiem finansowania projektów artystycznych z publicznych pieniędzy.
    Środa jest przykra w swojej statutowej działalności (przyjebywanie KK), Biedroń jest zabawny, Sutowski, podobnie jak przytłaczająca większość publicystów Krytyki Politycznej to błazenada. Ciebie i Nicponia jeszcze nie przeczytałem i ocenę zachowam na później.
    Nie do końca rozumiem co masz na myśli kiedy piszesz o wzniosłości i szlachetności. Ja niestety w polskiej klasie politycznej takich cech nie dostrzegam. Bul to konserwatywny burak i człowiek przypał. Palikot to spryciarz, kameleon i cyniczny karierowicz. Palikociarni nie wróżę sukcesów większych niż odniosła Samoobrona. Wystarczy spojrzeć jakie towarzystwo dołączyło do tęczowej ekipy po sukcesie wyborczym.
    Pozwolę sobie jeszcze odnieść się do „umiłowania niezależności”, „młodzieńczego anarchizmu” i mojego rzekomego „młodzieńczego buntu”. Pierwszą młodość mam już raczej za sobą. Jeżeli miałbym jakoś określić swoje poglądy to pewnie jako najbliższe mi nurty wskazałbym minarchizm, anarchoindywidualizm. Oczywiście nie oznacza to odrzucenia wspólnoty, tradycji, kultury i obyczajów. To jest jednak temat na szerszą rozkminkę.
    Jeżeli mam wybierać mniejsze zło, to bliżej mi do Korwina, mimo że nie jestem monarchistą i katolikiem.

    Tak na koniec
    http://www.fronda.pl/news/czytaj/tytul/terlikowski%3A_nie_badzmy_prawicowymi_lemingami_18858/
    Czasami i Terlikowskiemu zdarzy się popełnić dobry tekst.

    Cytat:
    "Chcę raczej powiedzieć, że "tolerancja" to puste słowo, które w ustach polityka ma sugerować, że działa on w imię wolności. Tyle że bardzo łatwo jest tolerować innych, gdy chodzi o tańce folklorystyczne. Ale co zrobić, gdy część kultury innych stanowi np. bicie kobiet albo handel kradzionymi samochodami? Jeśli problem stawiany jest wyłącznie w sensie negatywnym, w sensie tolerancji, od razu pojawia się nieśmiertelne pytanie, do jakiego momentu jesteśmy w stanie tolerować innego. Ostatnio jestem nazywany neofaszystą, ponieważ stwierdziłem, że Angela Merkel ma rację, gdy mówi, że dotychczasowa polityka wobec tureckich imigrantów w Niemczech zawiodła. I że potrzebujemy Leitkultur, czyli kultury podzielanej przez wszystkich. Jestem okropnym tradycjonalistą. Uważam, że dziedzictwo europejskie: równość, demokracja, prawa człowieka, uniwersalizm, jest ważniejsze niż kiedykolwiek. Musimy stworzyć agresywny dyskurs europejskiej emancypacji. Musimy być agresywni jak islam. I przestać powtarzać: jesteśmy okropni, przynieśliśmy światu cierpienia. Nie, niemało też zaoferowaliśmy – wszystkie tradycje demokratyczne wzięły się stąd. Liberalni lewicowcy są bardzo zadowoleni, gdy mogą się czuć winni. Czas z tym skończyć. Europa to oświecenie, rewolucja francuska. Mój Boże, czemu odmawiać sobie dumy z tego wszystkiego?"
    Mógłbyś się zgodzić z cytatem?

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeszcze pytanie. Jak to jest, że każdy kto nie podziela konserwatywnych poglądów automatycznie staje się lewakiem od Środy i spółki bądź lemingiem Tuska?
    Spójrz jaką frekwencją cieszą się wybory do parlamentu, prezydenckie czy lokalne. Czy tylko głosujący/uwikłani w partyjne rozgrywki są uprawnieni do posiadania poglądów?
    To pytanie mogłoby być równie dobrze skierowane do agitatorów PO, ale tutaj jak rozumiem żadnego nie znajdę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. @ Do takich...

    (Swoją drogą - do jakich? Dla Nicka i dla mnie stworzyłeś tę ksywę, czy tak w przestrzeń? Jeśli można spytać.)

    Na wyrywki, bo faktycznie sporo tematów się nam tu poruszyło...

    Więc jednak, w sumie, Korwin... Nie, sorry! Nie chcę być złośliwy. Ale zastanawiałem się między nim i Katzenbrennerem, bo ta nienawiść do katolicyzmu tylko z nim mi się kojarzy w obecnym folklorze politycznym.

    Co do Samoobrony, to była jednak na tyle skuteczna, że jej szefa trzeba było powiesić na sznurku od snopowiązałki. Samobójstwo oczywiście, jasne!

    Do do "konserwatyzmu", to jest to równie słabo zdefiniowane pojęcie, jak "socjalizm". To znaczy definicje właściwie istnieją, ale każdy bierze sobie którą chce i tak sobie gadają. Nie wiadomo kto o czym.

    Ja tam się wciąż jakoś za konserwatystę uważam - jak już się zastanawiam - choć już się tak raczej sam z siebie nie określam.

    Jednak dla całej zgrai ludzi, z Wielomskimi na czele, ale wcale nie wyłącznie, jestem czyste zaprzeczenie konserwatyzmu. No i dobrze! Bo ja ich uważam za stetryczałych sklerotyków albo ruskich agentów (pozujących na endeków albo i lepiej).

    Jeśli jednak "konserwatyzm" to brak entuzjazmu dla "Postępu", "Ludzkości" (już nawet nie jako biologicznego gatunku, jak u Ardreya, ino jako jakiegoś metafizycznego bytu), no i wstręt to tej lewacko-totalitarnej światowej "elity", która nam miłościwie, to nie masz większego nade mnie konserwatysty!

    Choć, gdybym był politycznym działaczem, a nie w sumie nowego typu stoikiem, broniącym się przed statusem leminga, byłbym reakcyjnym rewolucjonistą i myślałbym naprawdę bardzo klasowo, bo przecież trzeba być ślepym idiotą, żeby nie dostrzec, że klasowe spojrzenie - choć oczywiście całkiem nie marksowskie czy jakieś takie! - jest bardziej aktualne, niż kiedykolwiek.

    Tak że nie wiem jak to jest z tym konserwatyzmem, a konkretnie co Ty pod tym pojęciem rozumiesz. Tym bardziej, że ja, przy całym moim sceptycyźmie wobec wszelkiego postępu - także tego rzeczywistego, np. technicznego - i wstręcie do "Postępu" pisanego z dużej litery, jednak posługuję się komputerem bardziej, niż większość ludzi, nawet młodych, chłonę ważne dla mnie rzeczy z nowoczesnych nauk, choćby biologii (w końcu na tym częściowo polega Tygrysizm! ;-)

    I tak dalej.

    Co do sztuki, to umówmy się, że Wielka Sztuka dawno już nie istnieje i istnieć nigdy nie będzie. Monteverdiego czy Caravaggia wszyscy dzisiejsi "ambitni" twórcy nie są warci lizać po podeszwach butów. Co nie zmienia faktu, że i ja, choć stary jak świat, uwielbiam np. The Pogues i sporo innych takich fajnych rzeczy.

    Knoppflera też. A nawet udało mi się raz czy dwa usłyszeć naprawdę fajny rap (!), choć może to był house, albo inne takie coś, w każdym razie coś, co normalnie jest obrzydliwe.

    Tak że wiesz - wąskie horyzonty estetyczne trudno mi zarzucać. Co jednak nie zmienia faktu, że dzisiejsza "Sztuka" (ta rzekomo przez "Duże" S), to albo wprost chała i nabieranie głupców, albo też marna prawdziwej Sztuki imitacja.

    Co jest fajne, to rzeczy w sumie zbliżone do folkloru. Folklor zawsze jest fajny, ten prawdziwy (choćby taki, jak amerykańskie Country). Jako rzecze Dávila: "Sztuka ludowa to to, czego lud wcale za sztukę nie uważa. To, co lud uważa za sztukę, to po prostu tandeta." I w tym sensie dzisiejszy leming, albo i "kulturalny" bywalec filharmonii, to też "lud".

    Na razie tyle. Jak coś, to pytaj!

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  7. Bez przesady z tą nienawiścią. Nie lubię po prostu jak hipokryta (spora większość przedstawicieli kleru i część owieczek bezrefleksyjnie podążająca za kapłanami) pakuje się ze swoją „wyższą” moralnością w moją przestrzeń. Gdyby to byłą szczera nienawiść płonęłyby kościoły a oficjele kościelni byliby porywani i mordowani (pierwsze to true norwegian black metal, drugim nawiązuję do akcji przeprowadzanych przez Rote Armee Fraktion). Nie jestem wojującym ateistą.
    Jak mówią Samoobrona powstała z inicjatywy służb i podobnie skończyła. Ile w tym prawdy, nie wiem. Chodziło mi raczej o metodę werbunku działaczy. W Palikociarni, podobnie jak w Samoobronie wydaje się królować zasada „każdy chuj na swój strój”. Rozleci im się struktura przy pierwszym poważnym potknięciu.
    No niech będzie, że reakcjonista. Ten znienawidzony przez Ciebie postęp (trochę niefortunna nazwa ale z braku lepszej niech zostanie) jest faktem. Rozwój metod poznawczych, technologii niesie ze sobą zmiany, nowe idee i to jest proces. Nie wiem czy jest sens z nim walczyć (przeważnie jakaś forma nowego wypiera stare) skoro zajmuje się z góry przegraną pozycję. Mnie przede wszystkim interesuje wydajność w dążeniu do realizacji moich celów. Formuła państwa minimum byłaby z mojego punktu widzenia korzystniejsza.
    Dla mnie nie ma sztuki przez „Sz”. Ta współczesna szuka nowych form ekspresji, trochę gubi się przy tym komunikatywność i treść samego dzieła. Przeważnie bardziej liczy się farmazon (deklaracja autora i anegdoty). W pewnym sensie to właśnie ją można by uznać za wyższą. Sztuka dla sztukmistrzów i wtajemniczonych, niezrozumiała dla przeciętnego zjadacza chleba. Jakiś czas temu mój serdeczny kolega próbował przekonać mnie, że Nergal i jego Behemoth to nie sztuka. Przytoczył fragment tekstu autorstwa Darskiego (o ile mnie pamięć nie myli coś o JP2), faktycznie marnego (gdyby nie teksty Azarewicza ten zespół nadal tkwiłby w lasach pomorza). Mój argument brzmiał „Jeżeli ktoś uważa twoją działalność artystyczną za wartą uwagi to jest dla niego sztuka. Dla ciebie to może być bezsensowny bełkot. Kwestia subiektywnej oceny.”
    Dire straits lubiłem jak byłem dzieciakiem, za tzw. komuny.
    http://youtu.be/SirutCHZ-QI
    hehehehe
    Też ich lubię chociaż jakbym miał wybierać w folklorach to mój głos idzie na Toma Waitsa.

    Od siebie mogę polecić lekturę http://psk.net.pl/ag/Maxa.Stirnera.Filozofia.Egoizmu.Adam.Gajlewicz.pdf

    OdpowiedzUsuń
  8. Ps. Zapomniałem odpowiedzieć na pytanie, które zadałeś na początku. Do wszystkich. Ksywa ma już jakiś czas. Zamiennie używam ksywy totenkopfschmerzen.

    OdpowiedzUsuń
  9. @ Do takich...

    Późno już (nawet jak na mnie), więc tylko nieco o Sztuce.

    Wiem, oczywiście, że istnieje masa definicji tego pojęcia - w dodatku mniej lub bardziej implicite serwowanych. I że dla wielu "sztuka" to będzie to, z samej definicji, co "wzbudza emocje", "o czym się dyskutuje", "do wywołuje protest" (albo odruch wymiotny, czemu nie?)...

    W inteligentniejszych przypadkach "sztuka to to, co robią artyści". Co by było zabawne, gdyby analogicznie nie powiedziano już miliony razu o tysiącu innych sfer ludzkiej działalności.

    To jednak całkiem nie tak! Oczywiście każdy może sobie definiować wedle upodobania, bo taki jest wdzięk i czar definicji. (Z definicji.)

    Kiedy się jednak na sztukę spojrzy właśnie od strony tej dawnej, tej, która dla mnie jest "prawdziwą sztuką przez duże S" (i która dla mnie ABSOLUTNIE ISTNIEJE!), to się widzi, że tamta sztuka, to było takie samo coś, jak matematyka czy teologia...

    Czyli autentyczne dochodzenie do Prawdy (oczywiście prawdy DANEJ KULTURY, potocznie "cywilizacji") i autentyczne wyrażanie, coraz to precyzyjniej i głębiej, jej widzenia świata, jej "duszy" i istoty.

    Weź polifonię albo światłocień i perspektywę malarską, jako wyraz dążenia do głębi, dynamizmu i nieskończoności. (To Spengler, którego Ci nie polecam, bo to wyjątkowo trudna i elitarna lektura. Nawet niektórzy moi wielbiciele nie rozumieją, buntują się, bredzą o "świętych księgach", a co dopiero taki ktoś, jak Ty.)

    Wtedy było autentyczne poszukiwanie - Prawdy, bo czego niby innego? - i jej wyrażanie w jak najdoskonalszy i najpełniejszy sposób.

    Teraz, i już od bardzo dawna, wszystkie ew. odpowiedzi są znane, i co najwyżej można je sobie wybierać, montować z nich jakiś pokraczny "nowy" system (który oczywiście nowym nigdy nie jest) i histerycznie poszukiwać "nowej prawdy", "nowych środków wyrazu", "nowego sensu", "sposobu na ukazanie własnej niepowtarzalnej osobowości Artysty", albo "sposobu na ukazanie sprzeczności współczesnego świata".

    O "służbie ludzkości", czy innego "proletariatu", nawet nie wspominając.

    TO PO PROSTU NIE JEST TO! Za to folklor - a nawet jazz, dopóki miał wdzięk i autentyczną siłę, był na swój sposób folklorem! - będzie istniał tak długo, aż lemingom do reszty nie wyschnie dusza, a lemingi nie zaludnią całego już świata. Ale to nie jest TA "wielka sztuka". Różnica jest ABSOLUTNIE OBIEKTYWNA i naprawdę nie jest trudno rozpoznać, co jest super "Imitacją" (w języku Spenglera), co zaś "Ornamentem" (w tym samym języku).

    Po prostu ludziom się nie chce rozpoznawać, bo boją się sami przed sobą przyznać, że żyją w czasach, kiedy wszystko gnije i parszywieje, a my, niestety, też musimy, bo inaczej się nie da.

    Ry Cooder jest super, Amalia była wielka, Charlie Parker był niewątpliwym geniuszem, Django Reinhardt też... A osiem taktów Monteverdiego i tak zawiera więcej muzyki, niż cały rock jaki kiedykolwiek powstał. To są obiektywne fakty.

    Co do klechów, to daruj, ale jeśli my tu wszyscy pływamy w aksjologicznym szambie, to jeśli ktoś uważa, że widzi jakieś światło i próbuje wedle niego żyć, to zasługuje na szacunek. (O klechach współpracujących z SB czy Gazownikiem oczywiście nie mówimy.)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  10. My tu gadu gadu a WHO i UE wprowadzaja ty;lnymi drzwiami prohibicję: "Eksperci sugerują sukcesywne dochodzenie do takich rozwiązań poprzez niewydawanie nowych licencji na sprzedaż alkoholu w barach i restauracjach oraz powolne wygaszanie istniejących. Ograniczony miałby zostać także marketing alkoholu – szczególnie ten skierowany do ludzi młodych. Jednak przyjęcie tego dokumentu nie zmusza państw EU do bezwzględnego wprowadzenia proponowanych rozwiązań. To jednak marna pociecha, istnieje bowiem realna obawa, że wkrótce założenia dokumentu staną się obligatoryjne dla wszystkich krajów członkowskich UE. Wszystko przez Komisję Europejską, która wczesną wiosną ma zacząć opracowywać projekt nowej strategii w zakresie rozwiązywania problemów alkoholowych.

    – Nowa unijna strategia ma zostać ostatecznie ustalona do końca tego roku. Wówczas będzie dokładnie wiadomo, w jakim kształcie UE przyjęła dokument WHO oraz czy wypracowanie zasad w zakresie ograniczeń w obrocie alkoholem pozostawi w gestii państw członkowskich, czy nałoży z góry wypracowane już założenia, które obligatoryjnie będzie musiało przyjąć każde państwo – tłumaczy Leszek Wiwała, prezes zarządu Związku Pracodawców Polskiego Przemysłu Spirytusowego."

    OdpowiedzUsuń
  11. „jeśli ktoś uważa, że widzi jakieś światło i próbuje wedle niego żyć, to zasługuje na szacunek.”
    Oczywiście może z mojej strony liczyć na uznanie, o ile nie świeci mi swoim światłem „na chama” w oczy.

    „O klechach współpracujących z SB czy Gazownikiem oczywiście nie mówimy.”
    Napisałeś jakby to był jedyny problem Kościoła Katolickiego. Ja nie należę do tej wspólnoty i rozwiązywanie jej problemów nie jest moją sprawą. Niech więc rozwiązywanie moich problemów nie będzie sprawą instytucji i wspólnot religijnych.

    „Czyli autentyczne dochodzenie do Prawdy (oczywiście prawdy DANEJ KULTURY, potocznie "cywilizacji") i autentyczne wyrażanie, coraz to precyzyjniej i głębiej, jej widzenia świata, jej "duszy" i istoty.”
    W sumie to rozumiem Twoją tęsknotę i sentyment do „prawdziwej sztuki przez duże S”. Rozumiem, że współczesność jako taka, ze swoją kulturą (szeroko pojętą) i sztuką, która oddaje istotę współczesnej cywilizacji Tobie się nie podoba. Fakt, że jest bardziej wulgarna i brudna, być może i płytsza i głupsza od tej dawnej. W takich czasach niestety czy stety przyszło nam żyć.

    Co do „już znanych odpowiedzi” to szczerze nie wiem co napisać. Przecież żadna cywilizacja w momencie swojej świetności nie zatrzymuje się. To jest proces. Tak samo jak prawda (tej cywilizacji), zmieniają się formy ekspresji i treść. Twórca/artysta nie jest zawieszony w próżni i ulega wpływom nowych idei, jednocześnie czerpiąc z tradycji (nawet jeżeli w swoim manifeście artystycznym miesza tradycję z błotem). Sztuka, podobnie jak filozofia to ciągłe poszukiwanie. Sztuka to nie jest dogmat religijny, który raz zdefiniowany pozostaje zamknięty.
    Monteverdi przecież korzystał z dorobku swoich poprzedników (używał tych samych 12 półtonów) co wcale nie umniejsza jego świetności. Dlaczego więc korzystający z jego (między innymi) dorobku mieliby byś jedynie imitatorami? Mierzenie zawartości muzyki w muzyce kojarzy mi się trochę z mierzeniem ilości cukru w cukrze. Dla ścisłości jeszcze dodam, że pisząc „muzyka współczesna” nie mam na myśli muzyki rozrywkowej/użytkowej, którą bezlitośnie katuje nas radio i telewizja. Mam raczej na myśli Grażynę Bacewicz, Messiaena, Stockhausena, Reicha, Komedę czy Karkowskiego.

    OdpowiedzUsuń
  12. @ Do takich...

    Dla mnie to akurat jest niemal jedyny problem KK. No, poza wszechobecną szmirą. Czyli Grażyną Bacewicz i spółką.

    Co do reszty oczywiście się nie zgadzam. 12 półtonów - racja i brawo, że to wiesz! Ale co z tego wynika? Nie podpalam się "postępem" i "osiągnięciami", ale Monteverdi (poza tym, że miał w sobie więcej muzykalności niż tysięczne stado Stockhausenów tego świata) coś tam jednak "odkrył" i naprawdę "stworzył".

    Imitator zawsze będzie tylko imitatorem, ale ci ludzie, o których raczysz, to nawet nie są przyzwoici imitatorzy - to faceci, którzy za wszelką cenę chcą mieć status "artysty" (co zresztą poniekąd rozumiem, bo liberalny burżuj i leming to niemal najgorsze, co może być, a żyć z czegoś trzeba), ale nie mają do zaprezentowania niczego naprawdę wartościowego, niczego, czym by się zdrowy człowiek miał powód zainteresować.

    Masz oczywiście swoje zdanie, a de gustibus itd., ale ja mam właśnie takie i raczej nie wynika ono z tępego fanatyzmu, ciasnych horyzontów (w młodości b. lubiłem różne awangardy muzyczne, choć raczej ze sfery jazzu niż "muzyki poważnej", swoją drogą co za nazwa!).

    Swoją drogą, nie chciałbym ad personam, ale rozmawiając z kimś o takiej ksywie... Kto w dodatku wpada na blog gościa z którym absolutnie nic go nie łączy... Nie żeby mi to cokolwiek przeszkadzało, nawet przeciwnie, ale mnie się na przykład nie chce pyskować na blogu Korwina, Środy, czy innego (tfu!) Katzenbrennera...

    Nie myślałeś o zapisaniu się na boks albo MMA i przetestowaniu nieco tej swojej agresji? Jest szansa, że szybko byś się z niej wyleczył (choć nieco by bolało), a istnieje także (b. niewielkie) prawdopodobieństwo, że zrobiłbyś dziką karierę, podbił świat i zarabiał milion dolarów w osiem sekund, jak Tyson.

    Alterantywnie oczywiście psychoterapia, ale wiesz co ja, jako prawicowiec z czarnym podniebieniem, o tym myślę, prawda?

    A więc - wpadnij jeszcze kiedyś i podziel się tu z nami refleksjami i doświadczeniami z MMA.

    Może być też boks, tajski też, czemu nie! Ale raczej nie samooobrona dla babć po 4 bypassach i implancie biodra, OK?

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  13. @ Towarzysz Mąka

    A czego te chuje nie chcą nas, proli, pozbawić?

    To tylko kwestia kolejności i priorytetów.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  14. Rozumiem, że próbujesz dać mi do zrozumienia, że nie rzyczysz sobie moich komentarzy... Nie będę się więc narzucał.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. @ Do takich jak wy...

    (Pewnie i tak tego nie przeczytasz, ale cóż.)

    Nie, to nie tak. My tu tacy subtelni w tej Szkole Wdzięku nie jesteśmy - jak bym chciał się kogoś po prostu pozbyć, to bym się pozbył, powiedział to całkiem bez ogródek itd.

    To była po prostu taka dobra rada, bo trochę mi Cię, przyznam, szkoda. Rozsadza Cię, jak mi się wydaje, niezbyt konkretnie ukierunkowana agresja, poświęcasz swój cenny czas na wirtualne rozmowy z gościem, z którym i tak nie masz się chyba szansy porozumieć - i ani ja Ciebie nie przekonam, ani Ty zapewne mnie...

    Nie szkoda na to życia? Fakt że życie to z założenia dno, ale jednak jest jedyne i niepowtarzalne. Nawet kiedy wierzy się w reinkarnację albo śpiewanie psalmów w rajskim chórze, na bosaka, to i tak w sumie jest niepowtarzalne, to ziemskie.

    Rozmowa o sztuce, a konkretnie muzyce, byłaby nawet interesująca, tylko że w końcu de gustibus nie da się dyskutować, o gusty tu w końcu chodzi, a moja teoretyczna podbudowa (oczywiście mniej od gustów ważniejsza, zgoda!) Ciebie i tak nie interesuje.

    No a poza tym my tu NAPRAWDĘ zachęcamy młódź do bawienia się w MMA i boks, więc nie spotkało Cię nic gorszego, niż całą resztę. Po protu ta reszta ma łagodniejsze ksywy, zgadza się ze mną w tym czy owym... Więc jej aż tak brutalnie z realem nie konfrontuję.

    Wydaje mi się, że byliby z Ciebie ludzie - sorry za tę "wychowawczą" ocenę! - tylko całkiem ewidentnie najpierw ładujesz się nieukierunkowaną agresją, a potem próbujesz ją wyrazić, pour épater les bourgeois zapewne, tyle, że ja akurat całkiem nie bourgeois, więc nieco kulą w płot, n'est-ce pas?

    Jakbyś tak (pomijając już MMA, skoro nie chcesz) przysiadł przysłowiowych fałdów i np. postudiować Spengleryzm-Ardreizm-Tygrysizm, to może jeszcze świat... I my tutaj - co tam świat, niech włazi na drzewo! = więc my mielibyśmy może z Ciebie masę pożytku.

    Więc...

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  16. "Faszystowski komuch" ma jechać do Holandii i się tłumaczyć ze swoich cudów... A niech "dźwiga ten garb polskości"! To nie jest nawet taki zły pomysł.

    OdpowiedzUsuń