niedziela, lutego 05, 2012

Warts and all

Jaszczur, który nas tu czasem odwiedza, zadał sobie masę trudu napisał ciekawy i istotny tekst o zjawiskach zachodzących akurat w Rosji. Serdecznie ten tekst polecam, a także cały blog! Oto link (od razu do tekstu, ale oczywiście i do bloga): 


Pod tekstem zaś, jak to bywa, jest dyskusja. No i tam jeden taki, niejaki triarius, wyskoczył z tematem tylko marginalnie związanym z tematem samego tekstu, z czego wynikła dyskusja, z jednym właściwie tylko, innym człowiekiem, którą ten okropny triarius i tak całe tam komętowanie zdominował. 

Jednak, powiedzmy to sobie bez ogródek, to, co ten triarius tam gadał, nie było całkiem bez sensu i całkiem nieinteresujące. Zresztą jego oponent też się nieźle bronił, tylko nie mnie to oceniać - są po temu pewne powody.

No i ja wam teraz ludzie (jest tam w ogóle ktoś?) tę całą dyskusję - ze wszystkim, warts and all - tutaj wkleję. Żebyście wiedzieli. I co to za bestia, ten triarius, i pewne inne rzeczy też. Bo nie ukrywam, że tam wyrażono pewne idee, które mi się wydają nieprawdopodobnie ważne, a jakoś nikt, nawet ja, tego dotąd wyraźnie nie mówi. Ja w każdym razie nie widziałem. No a wklejam, bo pisanie drugi raz tego samego byłoby dla mnie, jak zawsze, dziką torturą.

Oto więc wszystko, co w owej dwuosobowej (z niewielkim wkładem samego gospodarza bloga, czyli Jaszczura) dyskusji powiedziano. Warts and all!

* * * * *


Nie chciałbym się obnosić z moją "obsesją", ale wydaje mi się, że nie idziemy dość głęboko, mówiąc o "komuniźmie", "podboju świata", "totalitaryźmie" i innych takich, jeśli nie uwzględnimy tego czym naprawdę to jest. W tym, m.in. drobną kwestią, dlaczego "socjalizm naukowy" NAPRAWDĘ JEST, w istotnym sensie, "naukowy". I czym się b. istotnie różni od wcześniejszego "socjalizmu utopijnego".
Czyli, jeśli nie dostrzeżemy, że tutaj odbywa się walka o to, żeby uczynić ludzki gatunek (a w każdym razie jego podległą większość) ZWIERZĘTAMI UDOMOWIONYMI. Czyli ewolucja, Darwin, genetyka, dobór "naturalny", "przetrwanie PRZYSTOSOWANYCH" itd.
Dopiero wtedy możemy próbować ustalić, jak naprawdę przebiega front w tej wojnie (zakładając, że w ogóle jest jeszcze jakaś druga strona, a nie jedynie entropia), kto walczy po ich stronie, a kto po naszej.
Plus takie interesujące drobnostki na marginesie, jak np. to, dlaczego Spengler tak nienawidzi Darwinizmu (a nie samego Darwina) i dlaczego Marks chciał zadedykować "Das Kapital" Darwinowi (któren tej dedykacji nie przyjął).
Bez tego pójścia maksymalnie i dostatecznie głęboko w głąb, jak sądzę, wszystkie te rozważania o "komuniźmie", "lewackiej i totalitarnej Unii Europejskiej" (co oczywiście jest prawdą) wydają mi się w sumie dość jałowe. Bo po prostu wciąż zapominamy O CO TU NAPRAWDĘ TOCZY SIĘ WALKA!
Co grozi m.in. tym, że w momentach dekoncentracji zaczniemy bełkotać o "globalnej" kapitalizm vs. socjalizm, i/lub konflikcie "wolnego rynku" vs. "gospodarka planowa". Jakby to w ogóle dotykało istoty sprawy.
W końcu, że nieco odskoczę od głównego wątku, choć nie aż tyle - to dzięki "hiper-prawicowcowi" Korwinowi lewizna, z leberałami na czele, rozwaliły polską gospodarkę, i rozdały ją za osobiste korzyści albo poklepanie po plecach, bo "polska prawica" brzydziła się robotnikami, związkami zawodowymi, strajkami... 
Cóż więc miała za środki? Zakładając w ogóle, że ktoś tam w ogóle dostrzegł drobny fakt, że "pieniądz jednak MA narodowość" itd.
Pzdrwm
* * *


Tygrysie,

O "naukowości" komunizmu (zarówno w teorii, jak i praktyce) i jego socjobiologicznych inspiracjach pisał też, dość dokładnie m.in. Henryk Glass: "Marksizm jest systemem społecznym, poszczególnymi składnikami łączącymi się w logiczną całość. Przy tym nie jest to system naukowy oderwany od życia, lecz jest on praktyczną nauką społeczną [...] Marksizm pragnie przekształcić społeczeństwo ludzkie w stado, które miałoby tylko dążenia zwierzęce: napełniania żołądka, ochrony przed chłodem, posiadania wygodnego legowiska, zaspokojenia popędu płciowego."

Z powyższego logicznie wynika, że nie idzie o żadne "wolne rynki" czy inne "socjalizmy". Komunizm/bolszewizm we wszystkich swoich odmianach to teoria i praktyka totalitarnej władzy, teoria i praktyka domestykacji i hodowli ludzi.

Korwin, "korwinizm"? Ja tam myślę, że nie ma co się już nad tym pastwić z tego choćby względu, że jest już passe. Inna sprawa, że realny liberalizm, czy może lepiej - realny demoliberalizm, po prostu torował i toruje drogę bolszewikom.
 * * *
triarius Feb 4, 2012 02:35 AM

Zgoda, Twój Glass to mówi, ale co najmniej brzmi to jednak dość "idealistycznie" (if you get my drift), a ja tutaj magna voce podkreślam BIOLOGIĘ, DARWINIZM, EWOLUCJĘ...

Na początku Trocki bredził o tym, że "wkrótce ludzie będą wyżsi, piękniejsi, obdarzeni bardziej melodyjnym głosem", ale potem już tego typu rojenia porzucono, choć sama biologia i STEROWANA EWOLUCJA jak najbardziej pozostała.

Korwin wcale nie jest, jako intelektualny fenomen, taki nieaktualny i niegroźny. Przybieranie póz Katona skrzyżowanego z Kasiuszem i podlanego Mucjuszem Scaevolą, tak przecież ulubione na naszej "prawicy", potrafi oznaczać, jeśli nie zawsze po prostu (neo)sowiecką agenturalność, jak często, to na pewno kompletną bezsilność, bezpłodność i granie na własną bramkę.
Moje dictum o Korwinie było krótkie, szybkie i zapewne nie do zrozumienia tak, jak było pomyślane, ale chodziło mi o to, że jeśli po TAMTEJ stronie jest praktycznie WSZYSTKO z BIOLOGIĄ (ewolucyjną) "na dodatek", a po "naszej" jest tylko masa bezwolnych, zatomizowanych i zależnych od "władzy" ludzi, plus ENTROPIA, to być może nasze (?) "ach-jakże-szczerze-i-do-końca-prawicowe" fobie, pozy, zagrania, świry, obsesje itd. to w znacznej mierze UŻYTECZNY IDIOTYZM najgorszego gatunku (jeśli nie po prostu agenturalność, jak w wielu niewątpliwie przypadkach).
Teraz, mam nadzieję, wyraziłem się na tyle obszernie, że to się dało właściwie zrozumieć. Bo, że pozwolę sobie wykrzyknąć - KORWIN JEST WCIĄŻ GROŹNY I BĘDZIE GROŹNY DO SAMEGO KOŃCA! Oczywiście niekoniecznie TEN chudy, pajacowaty, z muszką, ale - spokojna głowa - zawsze JAKIŚ będzie.
Pzdrwm


* * *



Więc o co "naprawdę toczy się walka"?

(Ciut obawiam się odpowiedzi w świetle akapitu o "hiperprawicowcu Kurwinie" i "rozwaleniu polskiej gospodarki" - albo nazywamy rzeczy po imieniu, albo owijamy je w bawełnę.)
 * * *



Liberały tak mają, proszę się nie przejmować!

Chodzi przecież o "wolny rynek" vs. "socjalizm" - prawda? ;-)

Pzdrwm
* * *
Oczywiście o to KTO będzie tym hodowcą i panem TEŻ toczy się walka: Rosja, Chiny, USA (plus inne masonerie i żydostwa), kto tam jeszcze...

Tylko że z naszego punktu widzenia to nie ma aż tak wielkiego znaczenie, kto będzie hodowcą, skoro by będziemy hodowlanym bydłem. Więc, jak ja to widzę, TA walka jest dla nas BEZ PORÓWNANIA ważniejsza.

Czego jakoś nikt zdaje się nie dostrzegać.

Pzdrwm
* * *

Czyli walka toczy się o to, kto będzie hodowcą bydła? Rosja, Chiny, masoni czy Żydzi?
* * *


Każdy hoduje swoje bydło - u siebie, a na ile to możliwe, także u konkurenta.

To drugie od zawsze znakomicie wychodzi Rosji, co chyba jest dla nas obu raczej oczywiste. (Miło, że się w czymś zgadzamy, prawda?)

Także i np. Indie też robią swoje, choć na razie w tej doborowej konkurencji się zbyt nie liczą i mniej tam jakby chwilowo darwinicznej naukowości, zapewne z przyczyn obiektywnych, zaś atak idzie za pośrednictwem jogi i podobnego typu spraw. Każdy robi w tej sprawie co może, bo to jest trend historyczny numero uno, i głupotą by było się nie starać załapać.
Żydzi (oczywiście nie mówię o pojedynczych ludziach, a tym mniej o np. moim przyjacielu Jareckim, który się określa jako "Żyd, ale bardziej Polak"), masoneria (w b. szerokim sensie, fartuszki i inne cyrki mam w nosie), inne miazmaty oświecenia (leberalizm, globalizm, ekumenizm), późne miazmaty protestantyzmu, ruskie agentury pozujące na prawicę (Korwin, polecam swoją drogą tekst Coryllusa, albo i mój do niego komentarz w tekście "Skąd się wzięła polska powojenna prawica") np. z tą cudną opozycją "monarchia z Bożej łaski (konstytucyjna, żeby było śmieszniej)" vs. "herezja suwerenności narodu"...
Niestety, kiedy są jakieś techniczne możliwości, a ofiara sama się niemal prosi, naprawdę trudno by było się oprzeć ich wykorzystaniu. Tak więc tak czy tak, w mniejszym lub większym stopniu ludzie staną się hodowlanymi zwierzęty, a kwestia głównie na tym polega, KTO będzie ich hodował, jak lewacko, jak brutalnie, i czy to będziemy my, czy raczej wręcz przeciwnie.
A co? Chciałby mi Pan pewnie przytoczyć błyskotliwe zdanko o Żydach i cyklistach, tak? Sorry, ale najpierw warto by było zrozumieć o co tam naprawdę chodziło, bo całkiem nie o to, co się dzisiaj ludziom wydaje. Mało tam jakby pure nonsense'u, za to sporo konkretu.
Polecam się na przyszłość i pozdrawiam

* * * 

Michał Bąkowski Feb 3, 2012 03:33 AM
Drogi Panie Triariusie,

Nie, nie zgadzamy się, że "coś Rosji od zawsze wychodzi", bo ja nie rozumiem, co to ma znaczyć. Rosja nie istnieje od roku 1917, utopiona w morzu krwi przez międzynarodową szajkę opryszków. Nazywanie sowietów "Rosją" jest niewybaczalnym błędem, podstawowym błędem opisu, na tym samym dokładnie poziomie, co nazywanie prlu Polską.

Ale nawet gdybyśmy mieli do czynienia dziś z carską Rosją, to nadal nie rozumiem, co to ma wspólnego z hodowlą bydła. "Każdy hoduje swoje bydło"? Czy rzeczywiście? Ja nie.

Niestety nie będę miał czasu odpowiedzieć bardziej szczegółowo aż do jutra, ale bardzo Pana proszę, niech mi Pan wyjawi, co ma Pan na myśli, mówiąc o tym bydle, bo ja szczerze nie pojmuję.
* * *



OK, zgadzam się, że carska Rosja nie "pokryła się" (w sensie chronologicznym, z naturalnymi konsekwencjami tego faktu) z teorią (i praktyką) darwinizmu.

Ale, w mojej opinii, ten darwinizm - czyli "wychowanie (oby to było tylko "wychowanie"!) nowego człowieka" - na obecnym etapie służy tam, na tych rosyjskich (mówiąc ogólnie) terenach nadal przede wszystkim odwiecznemu (mówiąc ogólnie) rosyjskiemu imperializmowi. Plus temu, co jest w Rosji, a co nie pozwoli im spocząć, dopóki nie opanują świata i nie zniszczą ostatniego śladu znienawidzonej (choć przecież częściowo przyswojonej) cywilizacji Zachodu.

Sprawa nie jest w końcu bardzo prosta, a raczej przeciwnie, i to nie jest tak, żeby owo wychowywanie sobie hodowlanych bydląt (za pomocą "doboru naturalnego", propagandy, edukacji, atomizowania, grzebania w genach, i czego tam jeszcze) było JEDYNYM celem.
Na razie oczywiście naprawdę mamy walkę buldogów NAD dywanem i ona będzie trwała tak długo, aż świata nie opanuje jedno centrum władzy. Jeśli oczywiście po drodze entropia - bo przecież nie my! - nie zwycięży i wszystko to nie padnie. Wraz z ludzkim gatunkiem, albo z całą praktycznie ludzką cywilizacją w najszerszym sensie.
Co osobiście raczej bym jednak wolał od globalnego państwa ludzkich mrówek i zadowolonych niewolników z Borrellami i Cohn-Bentidami na czele, oddającymi się pedofilii z co atrakcyjniejszymi dziećmi owych niewolników.
Wydaje mi się, że - jakby sobie tego nie kompinował np. sam Marks, i inne intelektualne, jakby nie było, wyżyny - to w praktyce mało kto dąży wprost i wyłącznie do tej "nowej Ludzkości" (i zostania Demiurgiem, plus Prometeuszem, który dobrze skończył), a każdy ma jakieś swoje wcześniejsze i bardziej konkretne, a także bardziej "własne", cele.
Ameryka (żydostwo, masoneria, dzieci Oświecenia itd.) tworzy światową religię: "praw człowieka", "Holocaustu"... Od dawna wiedzą, jeszcze pewnie z czasów oświeceniowego deizmu, kiedy bez religii nikomu nie pasowało, że religia być po prostu MUSI. I albo im się uda z tego Oświecenia zrobić autentyczną religię, albo to jednak w sumie przegra.
A ruscy, jak ja to widzę, jadą wciąż na tych samych kompleksach, na tych samych agresjach i tej samej (azjatyckiej?) chytrości. Nie dostrzegam istotnej JAKOŚCIOWEJ różnicy między tym, co robił carat, i tym, co robią sowiety, z neo-sowietami włącznie.
Choć oczywiście "ilość przechodzi w jakość" i wtedy to było w sumie dość "dziecinne" i śmiechu warte... Oczywiście nie dla bezpośrednich sąsiadów i ofiar... A teraz to jest sprawa zupełnie globalna i Rosja, z "komunizmem" (którego jakoś żaden Mackiewicz, ani jego wielbiciel, nie raczył mi ZDEFINIOWAĆ), ma sporą, jak sądzę, szansę na ostateczny sukces. Sukces globalny, a nawet "kosmiczny".



Widzi Pan... wszyscy, albo niemal, jesteśmy nasiąknięci oświeceniowym prymitywizmem i wciąż zapominamy, że problemem każdego z nas - być może w sumie istotniejszym, niż zdobycie chleba z szynką na jutro, a na pewno istotniejszym od wakacji na Majorce - jest SENS WŁASNEGO ŻYCIA.

No i cóż może być w tej dziedzinie "lepszego", niż nie tylko "znalezienie sobie" fajnej religii, w którą daje się naprawdę wierzyć, ale po prostu zostanie DEMIURGIEM, stworzenie (bez cudzysłowu!) od nowa Ludzkości...

Kiedy w dodatku narzędzia same się pchają w ręce, kiedy ofiary wprost proszą o więcej i więcej, i kiedy niemal jedynym problemem jest paru innych buldogów, sorry - Demiurgów in spe! - którzy też kandydują do TOTALNEJ WŁADZY nad światem...
A jeśli nawet jakiś buldog przegra w tej walce, to przecież I TAK zrobił sporo w celu stworzenia tej Nowej Ludzkości, więc jakimś tam Demiurgiem i tak jest/będzie... A przecież indywidualna osobowość i tak na śmietnik, więc w sumie pełny sukces!
To gra - z ich punktu widzenia, bo nie np. z mojego - w której po prostu NIE SPOSÓB PRZEGRAĆ. Czy to nie słodkie?
Pzdrwm

 * * *

 triarius Feb 3, 2012 05:10 AM

Oczywiście, Pan swojego bydła nie hoduje. Ja też nie.

Nie chodziło o jednostki - nawet nie wiem jak wybitne, tylko o realne polityczne, globalne siły w obecnym świecie.

A więc na pewno US of A, Rosję, Chiny, Niemcy... A zapewne, w mojej ocenie, i Indie, mentalno-polityczną oświeceniową formację żydostwo-liberalizm-masoneria-ekumenizm-panekonomia...
Pana nikt do tego nie mieszał i sorry, jeśli tak to się dawało zrozumieć. Ale ja naprawdę tak to widzę, że każdy ostro tworzy to bydło - no bo niby jak tego nie robić, skoro trzeba by się dzisiaj z całych sił powstrzymywać? - starając się, by to było JEGO własne bydło, by jemu podlegało.
No bo na razie oczywiście WALKA O ŚWIAT toczy się nadal pomiędzy wielkimi graczami. Po prostu radziłbym na to spojrzeć jako na swoistą walkę buldogów nad dywanem, która może nam dać ostro w kość i w ogóle, ale jednak sprawą główną jest ta stała obróbka, której my, PROLE (także, jeśli nie najbardziej, właśnie prawicowe), jesteśmy poddawani.
To oni w sumie robią niemal wspólnie, coś jak melodia rozpisana na głosy, choć zapewne to tylko tak samo z siebie wychodzi.
I ta obróbka daje zadziwiające wprost wyniki. (Chyba że ktoś widzi jakie siły za tym stoją, i co stoi im naprzeciw - wtedy to aż tak "zadziwiające" nie jest.)
W każdym razie zanosi się na to, że "przetrwanie tych dobrze przystosowanych", delikatnie popychane w tę lub w tamtą stronę, upora się z nami - w sensie naszych "dusz", naszej ludzkiej godności, naszej wolności i czego tam jeszcze - sporo wcześniej, zanim buldogi wyklarują jakąś swoją wewnętrzną hierarchię i podzielą się światem. Co mnie osobiście wydaje się dość istotne.
Pzdrwm

* * *


@ jaszczur
Zdominowałem Ci dyskusję, tak? Mam się wynieść z tym do siebie?
Szczerze! Nie obrażę się.
Pzdrwm



 * * *


Ależ skąd!

Dyskusja jak najbardziej pożądana! Od teraz mam trochę czasu (zresztą piszę II część, która wyjdzie jutro albo w niedzielę, Inszallach) więc zaangażuję trochę więcej sił i środków.

Co do "żydostwa" i Żydów - to chyba nie jest jakkolwiek jednorodna grupa. I szczerze wątpię, czy Żydzi, jako "naród żydowski" uczestniczą w walce o światowy tron. Bo czy Bronstein, Rotschildowie i Rockefellerowie, Kissingery et consortes to żydowscy nacjonaliści? I z innej strony - czy David Ben-Gurion, Gołda Meir, Ariel Szaron to globaliści? Że nie wspomnę o takim Francesco Hermenegildo Franco y Bahamonde, który oprócz tego, że był Hiszpanem, był także Żydem, co zresztą szło rozpoznać po nazwisku. I małą dygresją: wcale nie był - jak go malują prof. Bartyzel z dr hab. Wielomskim (a za nimi nasza z Bożej łaski prawica) - jakimś dzikim monarchistą i restauracjonistą.

* * *

 triarius Feb 3, 2012 07:11 AM

Widzisz, z Żydami to rzeczywiście dość trudna sprawa. Może o parę rzędów bardziej skomplikowana, niż z po prostu krajami, czy siłami w rodzaju komunizmu.

Ale - choć oczywiście nie sprowadzałbym tego do żadnych genów, ani nawet nie do religii, która przecież już tak wielkiej roli nie odgrywa - to jednak istnieje coś takiego jak "Merkurianie" i istnieją jego piewcy... (Jeden taki nawet to określenie wymyślił.)

Żydzi NAPRAWDĘ z pewnych obiektywnych względów byli na samym froncie Oświecenia i zapoczątkowanych wtedy (jeśli nie przedtem) zmian! No a jak człek sobie poczyta Spenglera (żadnego tam antysemity czy rasisty!) i sobie pokompinuje w tym duchu, to jeszcze wiele ciekawych rzeczy na temat m.in. roli Żydów przychodzi mu do głowy.
Np. rzuciłem swego rodzaju (na tym biednym Forum Młodych przy niepopach) myśl, że - jak państwo terytorialne i post-dynastyczne jest naturalną formą państwa dla naszej Faustycznej K/C, tak samo być może globalną Partię Komunistyczną, a przecież w założeniu taką jest, należałoby interpretować jako naturalną formę "państwa" dla tej ichniej, żydowskiej, czyli b. późnej i mocno shybrydyzowanej, cywilizacji "Magiańskiej", czyli w sumie żydowskiej, bo reszta to głównie al kaida i fellahy...
Ilu jest w końcu dzisiaj Żydów na świecie? Parędziesiąt milionów? Góra, tak? No a banki, media, autorytety moralne i naukowe, "artyści"... Ja naprawdę nie jestem żaden żydożerca, a w młodości byłem łagodnym filosemitą, ale coraz mniej mi się to wydaje niewinne, nieistniejące i słodkie. Sorry!
I jeśli jednak to tworzy jakiś tam specjalny prąd w ramach, w końcu, naszej Zachodniej cywilizacji... No bo samo to by już dawno przestało istnieć ze starości... I jeśli jakieś starotestamentowe kompleksy czy ambicje mają jakąkolwiek siłę... Wiesz jak to działa - tak jak z tymi "rasowo czystymi" dzielnicami. Wcale nie trzeba jakichś wielkich "uprzedzeń etnicznych", wystarczają drobne preferencje, lojalności, co tam jeszcze...
Naprawdę nie chciałbym się koncentrować akurat na Żydach, bo to akurat pewnie najtrudniejsza część problemu, b. ryzykowny teren, a ja naprawdę nie mam żadnej takiej obsesji. Ta hydra ma sporo innych głów i można się zajmować nimi. Jednak całkiem tak bez znaczenia to także ta sprawa - mimo braku widocznej struktury, mimo różnych durnych, także "prawicowych", uproszczeń i bredni na ten temat, mimo zapewne braku jakiegoś jednolitego dowództwa...
Mimo tego wszystkiego nie wydaje mi się, żeby to całkiem nie było GRACZEM, i to WIELKIM, w tej całej grze. Tej, o której ja tutaj.
Pzdrwm

* * *



Panie Jaszczurze,

Nie, żeby mi to robiło wielką różnicę, ale skąd się wziął pomysł, że generał Franco był żydowskiego pochodzenia? Z której części jego nazwiska ma to wynikać?

Franco był wyłącznie obrońcą swojej własnej ojczyzny przed najgorszymi ekscesami bolszewizmu. Na nieszczęście Hiszpanii marsz przez instytucje trwał wszędzie poza jej granicami, więc jego reduta została w końcu zalana bolszewickim morzem.

(Na marginesie, czy może Pan powrócić do zwykłego szeregu komentarzy? Dla ludzi w moim wieku, to jest zbyt skomplikowane, żeby pojąć kto, komu i kiedy odpowiedział.)

 * * *


@ Michał Bąkowski


Że się wetnę...


Nie tylko gen. Franco (o którym akurat ja chyba nie słyszałem, o jego pochodzeniu znaczy), ale na przykład Św. Ignacy Loyola i Św. Teresa Dávila pochodzili najprawdopodobniej z przechrztów.


Samo w sobie interesujące, jak zawsze genealogie, ale co z tego by miało wynikać poza tym?


Jack Dempsey także miał sporo żydowskiej krwi w żyłach (poza irlandzką i indiańską). I co? Uczyniło to z niego mięczaka?
* * *
Panie Triariusie,

Nadal nie rozumiem, co ma Pan na myśli, mówiąc o hodowli bydła.

"Rosyjski imperializm"?? Wybaczy Pan, ale jeśli szajka opryszków podbiłaby Polskę i próbowała następnie podbić sąsiednie kraje, to czy nazwałby to Pan "polskim imperializmem"? Polska leżałaby przecież w gruzach. Podbita i rozbita. Gdzież tu miejsce na imperializm? Jest zupełnie możliwe, że nowi władcy chcieliby nazwać swój kraj "polską", że nie mieliby nic przeciwko oskarżeniom o "polski imperializm", ale śmialiby się z tego do rozpuku.

O definicji komunizmu pisałem obszernie i muszę Pana odesłać do tych tekstów (bardzo mi przykro). Jeśli nie chce Pan do nich zaglądać, co byłoby zrozumiałe, to proszę się zwrócić do p. Jaszczura, który także pisał o tym wielokrotnie.
 * * *



Na początek - przepraszam, że ja z Panem tak obcesowo dotychczas rozmawiał i w sumie nie za przyjemnie! Pan jest miły i sensowny człowiek, a tutaj człek już całkiem najeżony z tego wszystkiego dookoła... Naprawdę sorry!

Co do Rosji... Cóż, wydaje mi się, że Pan jednak trochę "sercem gryzie". To nie jest całkiem tak, że banda gangsterów opanowała i że w Rosjanach nie ma absolutnie nic, co by temu, i różnym innym ciekawym sprawom, sprzyjało. Jest rosyjska literatura... I ona sporo mówi o charakterze tego ludu.

ie twierdzę, że wyłącznie źle, albo że lud jest totalnie moralnie obrzydliwy - wręcz przeciwnie, Ruscy wydają się być, prywatnie, często uroczymi ludźmi.
Ale niech ich Pan spyta o Polskę, o słowiańszczyznę, o naszą wolność, katolicyzm i zachodniość... Po paru wódkach. (Przy okazji polecam tę słodką scenkę z "Małej Apokalipsy", którą Pan z pewnością zna, a gdzie właśnie o takie coś chodzi.)
Niech Pan pogrzebie w rosyjskiej duszy i wyciągnie (po paru wódkach) stamtąd nieco opinii i nieco ekspresji na temat Zachodu... I, jeśli to będą opinie pozytywne, entuzjastyczne nawet, to proszę się zastanowić, jak cienką warstewką to się w istocie tam rozkłada, i jak wykorzeniony jest ten ktoś. (Pomijając już ew. pochodzenie etniczne, które może być różne, ale często jednak bywa akurat...)
Pan, jak mi się zdaje, "sercem gryzie" i z przekonaniem uważa, że tak właśnie trzeba i że NA TYM WŁAŚNIE POLEGA TA NASZA WALKA. Ja widzę to niemal dokładnie odwrotnie. (Choć dla mnie nie ma polityki bez etyki, tylko że "etyka" to nie jest to samo, co "moralność", jak to rozumieją miłe staruszki, ministranci i czytelnicy Herberta.)
Za definicję komunizmu będę niepomiernie wdzięczny - serio! Mackiewicz, którego znam tak sobie, ale coś tam jednak się czytało, pisze o nim masę sensownych i interesujących rzeczy, ale jednak zawsze mi brakowało jednoznacznego określenia CO TO WŁAŚCIWIE MIAŁOBY BYĆ.
c.d.n. (bo zbyt długie dla Gugla)


* * *




c.d.

Bo bez tego wszelkie te nasze (jego raczej!) dyskusje, jak to Rosja (carska) nie ma nic wspólnego z CCCP, czy może ma, i wiele innych tego typu razgaworów, wydają mi się dziwnie i przykro jałowe.

Prywatnie (choć nie w tajemnicy bynajmniej) nadal uważam, i nadal głoszę, że "komunizm" to coś pomiędzy HODOWANIEM NOWEGO CZŁOWIEKA, NOWEJ LUDZKOŚCI - W SENSIE ABSOLUTNIE DOSŁOWNYM, "NAUKOWYM" I BIOLOGICZNYM i potwornie wyrafinowaną, potwornie wyewoluowaną i POTWORNIE NIEBEZPIECZNĄ (bo "wiralną") formą (WIELKO) ROSYJSKIEGO imperializmu. (Którego naturalnym celem i ofiarą jest umierający z przeżarcia, nudy i starości Zachód.)
Definicje, jak Pan z pewnością świetnie wie, to sprawa poniekąd arbitralna, a nie obiektywnie dana, więc dlatego mamy tutaj "pomiędzy". Gdzieś można, i pewnie trzeba, sobie na tej osi ów punkt, do którego określenie "komunizm" się odnosi, ustawić.
Jednak jestem dziwnie przekonany, iż mnie akurat definicja Mackiewicza - ani nikogo innego myślącego, jak on, w sumie w kategoriach "moralnych" i "idealistycznych" (i ja to mówię? spenglerysta?!), całkiem bez "wulgarnej" biologii, wulgarnej ewolucji... nie przekona.
Po prostu wciąż ślizgamy się po samej powierzchni zjawiska, moralizujemy, gubimy się we fioriturach i ozdobnikach... Kiedy sama rzecz jest zarówno o wiele prostsza, jak i o wiele bardziej skomplikowana. No i oczywiście o wiele chyba trudniejsza do mentalnego zaakceptowania, bo to chyba po prostu summa i apogeum ludzkiego tragizmu do kwadratu.
Co do definicji komunizmu u Jaszczura, to zawiadamiam, że mam dysleksję i może mi być trudno, jeśli to coś prawniczego, moralnego, geopolitycznego, czy coś w tym stylu. Cóż jednak jest nie tak z moją definicją? A właściwie jej szkicową wersją? (Odcinkiem osi, zamiast punktu.)
Mnie się ona wydaje o wiele lepsza i o wiele płodniejsza od wszystkiego, o co w moim długim życiu choćby otarłem. Choć na razie to "odcinek", a nie "punkt", to możemy się choćby w tej chwili umówić i zrobić z tego "punkt", prawda?
Gdyby inne definicje miały jakiś sens i wdzięk - czyż prawica wpadałaby tak bez przerwy w rewelacje typu "wolny rynek vs. socjalizm"? Albo "monarchia z Bożej łaski vs. herezja suwerenności ludu"? (O których już wspominałem, ale b. mi się nadal to podoba i chyba słusznie, bo głębokie.)
Widząc w tym rzekomą ISTOTĘ tego, co się dzieje i tego Z CZYM MY WŁAŚCIWIE PRÓBUJEMY WALCZYĆ? Wątpię!
Pzdrwm


 * * *


Panie Triariusie,
Genealogie są z pewnością ciekawe, ale to nie to samo, co grzebanie ludziom w genach. Jest bardzo prawdopodobne, że wielki inkwizytor Torquemada był pochodzenia żydowskiego, co jest zdumiewającą ciekawostką, ale nic więcej. Jego pochodzenie niczego nie tłumaczy, niczego nie rozjaśnia, ponieważ nie jesteśmy zdeterminowani w naszych wyborach, ale wolni.
Kiedy mówi się o charakterze ludu rosyjskiego albo o „duszy rosyjskiej", to można mieć na myśli pewien skrót myślowy, generalizację, która ułatwia komunikację, ale kiedy nadaje się tym zjawiskom rangę „bytu", to przestaje być zabawne. Narody duszy nie mają. Kropka. Charakter tłumu nie determinuje pojedycznych osób w tym tłumie. Anglicy mają być rzekomo flegmatyczni, ale czy widział Pan angielskich kibiców piłkarskich? Ci sami ludzie idą wszakże na mecz rugby i do głowy im nie przyjdzie zachowywać się tak jak oglądając piłkę nożną. Jaki jest więc „angielski charakter" wyłaniający się z tych sytuacji? Anglicy uważają, że alkohol jest wszystkiemu winien, ale najwięcej alkoholu wypijają w Anglii kibice krykieta i tenisa i nie ma tam żadnych awantur. Więc gdzie ten „charakter narodowy”? Nie, ludzie zachowują się, myślą, wypowiadają, pod wpływem całej miriady różnorodnych wektorów, które pchają ich w przeciwnych kierunkach. Jeżeli życzy Pan sobie, jakoś je wypośrodkować i powiedzieć, że charakter ludzi zamieszkujących stepy będzie inny niż charakter górali, to ja się chętnie zgodzę, ale z poprawką, że żaden z tych górali nie jest zdeterminowany swym otoczeniem i tym przeważającym charakterem.
Wracając do „Rosji”, to nawet przyjmując roboczo, że istniała jakaś „dusza rosyjska” za carów, to „dusza sowiecka” – co oczywiście jest nonsensem, bo homosos nie ma duszy – jest jej przeciwieństwem. Proces sowietyzacji na tym właśnie polega, że wykuwa nowego człowieka, który nie pyta, nie docieka, nie szuka Boga ani nie grzebie w duszy, ale przyjmuje, co m podano.
O trudnościach z definicją komunizmu, które nb. nieodłącznie wiążą się z tzw. kwestią rosyjską, pisałem wielokrotnie na stronie Wydawnictwa podziemnego. Nie ośmielałbym się polecać swoich własnych tekstów, ale skoro Pan jest tak dobry, żeby zapytać, to skieruję Pan do tylko trzech z nich:
Rosja czy sowiety
http://wydawnictwopodziemne.com/2009/10/12/rosja-czy-sowiety/
Smutno mi, Boże!
http://wydawnictwopodziemne.com/2009/10/21/smutno-mi-boze/
Co to jest komunizm? – czyli ciag dalszy przybijania kisielu do ściany
http://wydawnictwopodziemne.com/2009/10/26/201/
Na ten sam temat pisał także nasz gospodarz. Pokrótce: problem w tym, że każda próba definicji służy tylko bolszewikom jako kolejna warstwa dezinformacyjnej papki, a więc ich wrogowie z najlepszymi initencjami przyczyniają się tylko do zwiększenia konfuzji, próbując przybić ten kisiel do ściany. Nie mam na myśli ludzi pokroju Korwina czy prezesa W, bo oni nie są na poziomie, nie potrafią objąć konsekwencji swoich własnych założeń.
* * *

Mam dość tego formatowania "drzewek" i odtąd wklejam resztę jak leci. I tak się dziko namęczyłem. Teraz to dopiero będzie "warts and all"! (A nie, nie jest aż tak strasznie. I nawet mamy teraz ikonki-avatarki. No to po co ja się dotąd tak upiornie męczył?!)

* * *

    1. Co do genów, to ja się zgadzam. Całkowicie nawet. Co do "narodowego charakteru" w zasadzie też. Co jednak nie oznacza, że i CYWILIZACJE nie mają swego charakteru!


      (Choć Rosja to dla Spenglera JESZCZE nie wysoka Kultura, a coś co ew. by mogło się nią stać, niedługo... Nie mówiąc o Cywilizacji, w specyficznym szpęglerystycznym sensie. No a Pan Tygrys określa to coś jako "Barbarzyńców A". Ale to tylko na marginesie, co do terminologii.)


      W każdym razie takie twory - a już szczególnie coś tak głęboko "zarażone" cywilizacją (w sensie ogólnie przyjętym) Zachodu - z pewnością MA swój "charakter", swoje widzenie świata, swoje narowy, swoje ambicje, cele i fobie.


      Argument, że "komuch nie ma duszy" jest, jak sam Pan wie, raczej słowną sztuczką. Komunizm zresztą, a na pewno ten w kacapskiej wersji, ma w sobie sporo z religii. (Jak i zresztą Nauka, Postęp, Prawa Człowieka, Demokracja "u nas", a co dopiero wszystko to razem!)


      Łatwiej by mi to chyba było wytłumaczyć na Żydach i Ameryce, choć naprawdę nie chciałbym wyjść na gościa z taką obsesją. Ale widzi Pan... Jednak łatwiej, więc od tego zacznę.


      Względnie psychicznie zwarta (choć absolutnie luźna organizacyjnie) ideowo grupa ludzi, w miarę solidarna, względnie wsobna matrymonialnie, mająca pęd i jakieś talenta to zajęcia wpływowych i dowódczych pozycji... No a przecież ilu jest tych Żydów na świecie, a ilu Michników, Madoffów (czy jak mu tam), Bernanków, Barbr Streisand, Greenspanów, Al Gorów, Margareth Allbright, Cohn-Benditów, Polańskich! Et tutti quanti, a imię ich jest MILION. Prawda?


      No i jeśli taka grupa, jakoś tam spójna, powiedzmy ma pewne "preferencje", żeby to tak określić, co do jakichś aspektów naszej (albo i nie) cywilizacji... W której uczestniczy na uprzywilejowanych niejako warunkach... Np. nie znosi, powiedzmy, państwa narodowego - tego powstałego w wyniku dawnych dynastycznych układów i terytorialnego jak cholera...


      Bo woli... Co tam woli, można by długo i dlaczego, ale na razie może nam wystarczyć, że woli jakąś "dobrowolną" organizację, nieterytorialną, ideową...


      Jak... Partia komunistyczna, na przykład. ;-)


      Albo jak ponadnarodowa korporacja. Albo jak ponadnarodowa organizacja -jakiś ONZ czy Europejska Unia. A w każdym razie albańskie Kosowo, Wolny Śląsk... A nie Serbia czy Polska.


      No a jak ma jakiś w miarę wspólny interes, no to także podciąga go pod te rzekomo ociekające humanitaryzmem i wszystkim co piękne i wzniosłe zasady. Np. w interesie swego - kontrowersyjnego nawet, a nawet właśnie dla wielu "własnych", TERYTORIALNEGO I CAŁKIEM W ZACHODNIM NIBY STYLU PAŃSTWA.


      W końcu czemu nie? Skoro dają? Prawda?


      To akurat nie było o Rosjanach, tylko o tych drugich, a w dodatku tylko liźnięte całkiem po wierzchu. Ale przypuszczenie, że Rosjanie mają SPECJALNY stosunek do władzy i swojego państwa, które kochają raczej tak, jak żona bijącego je alkoholika... I że satysfakcji oczekują nie w jakichś tam liberalnych rozkoszach przyszłego raju, co ja akurat łatwo rozumiem, tylko w tym, że w końcu to jednak "MY" zwyciężymy, "MY" upokorzymy, i "MY" napiszemy sobie historię na wieki wieków, w której to "MY" będziemy nadludźmi...


      Bo przecież obiektywna prawda to zachodnie kłamstwo, a Zachód to zgraja bezdusznych i bezbożnych pedałów. (Co akurat nie jest dziś bardzo dalekie od prawdy.)


      I niech takie coś sobie rezydualnie w psychice egzystuje... To jaką Pan będzie miał wypadkową? Jaki tropizm? Jakie skutki?


      A do tego jest takie coś, jak stałe, lub prawie, metody i sposoby rekrutowania elit, tych elit cele i metody...


      Nie da się ukryć - ROSJA MA SWÓJ SPECJALNY CHARAKTER i, niezależnie od "wiary" w istnienie duszy wśród większej czy mniejszej ilości aktualnie żyjących Rosjan, ma też swoje cele, styl działania (Smoleńsk), ukochanych wrogów i ukochane ofiary...


      Wiem, że to było tylko malutko i pewnie nikogo nie zdążyło przekonać, ale ja to właśnie jakoś tak widzę.


      Pzdrwm
  1. Nie. Argument, że homosos nie ma duszy, nie jest wcale sztuczką słowną, a raczej próbą zwrócenia uwagi, że proces sowietyzacji polega na wyplenieniu z człowieka tego wszystkiego, co za duszę może uchodzić. Najpierw przez bestializację, a potem mechanizację; poprzez rozpętanie zwierzęcych instynktów, do spętania maszyny. Nie na darmo mówi się o "bezdusznej maszynie". Komunizm nie ma w sobie nic z religii, oprócz tego, że jest religii karykaturą.

    Nie mam pojęcia o jakiej spójności Pan mówi. Jaka jest spójnia między Romanem Polańskim i Bernie Madoffem?? Co ma wspólnego Adam Michnik np. z Bobem Dylanem?? Niechęć do narodowego państwa?? Nie trzeba do tego być Żydem (skąd ta dziwna nieśmiałość? skąd nagle "ci drudzy"?). Polska była tak długo potężna, jak była wielonardowa. Ale co ważniejsze dla mnie, była wówczas atrakcyjna; jej państwowa zawartość była piękna. Kiedy powoli, przez wieki (z bardzo różnych i często racjonalnych pozornie przyczyn) zacieśniła się do pojęcia polskości, kiedy ateistyczny cham, Dmowski, wyłożył bluźnierczą formułkę "Polak-katolik", stała się czymś wrogim i przeciwstawnym pojęciu Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.

    No, więc ja nie wiem, o czym Pan mówi, bo ja kocham tamtą Polskę, w której było miejsce dla Żydów i Rusinów, dla Polaków i Niemców, dla Szkotów i Francuzów, dla Litwinów i Prusaków; kocham Polskę, która przyciągała uciekinierów skądinąd, a nie tworzyła krocie emigrantów.

    Ponadnarodowe organizacje nie służą Żydom - co w ogóle jest absurdalne - ale bolszewikom. Z tą różnicą, że ich interesuje nie tyle ponadNARODOWY ich charakter co ponadPAŃSTWOWY.

    Przypuszczenie, że "Rosjanie mają SPECJALNY stosunek do władzy i swojego państwa, które kochają raczej tak, jak żona bijącego je alkoholika", jest, wybaczy Pan, na tym samym poziomie, co twierdzenie, że Polacy są durni, bo większość z nich to sprzątaczki.

    Ale najgorsze w tym, co Pan powiedział powyżej, są słowa o "metodach i sposobach rekrutowania elit, tych elit celach i metodach"... No, wie Pan, takie rzeczy robili Hitler i Stalin. Elity "rekrutuje się" wyłącznie w totalitarnym systemie, bo do elity zaliczać się może wyłącznie ten, kto podpisuje się pod podaną prawdą. W wolnych społeczeństwach elity wyłaniają się samoistnie. Nie mają metod ani celów - po prostu są. I rzadko kiedy nazywają siebie same elitami, bo to jakoś nie wypada...


    1. Dzięki za kochanie Szkotów - jako MacLeod w 1/32 (and proud as hell) naprawdę doceniam. Ale tamta Polska to był kraj, który w haniebny sposób stracił wolność, o wielkości już nie wspominając, za co my tutaj - hańbą i cierpieniem od stuleci płacimy.

      Wiem że to mało słodkie, ale tak właśnie to widzę, przykro mi.

      Co do reszty, to raczej się nie zgadzam. Co nie zmienia faktu, że cenię, nawet bardzo, Dylana, cenię też bardzo Knoppflera... I sporo innych. Co jednak (znowu!) nie zmienia pewnych faktów, na przykład tego, że NAWET ONI jakoś nigdy nie bywają prawicowi, w sensie, jaki ja nadaję temu słowu (ze sporym marginesem, ale na pewno nie np. Korwin).

      A przecież nie mówimy o nich, prawda? Ani o muzyce.

      Związki między Madoffem i np. Ms Allbright jednak jakieś są, koro ich jest niewiele milionów, chyba mniej niż np. Irlandczyków, a jednak...

      Jednak JA NAPRAWDĘ NIE O TYM! NIE O NICH!

      Po prostu widzę (proszę bez urazy, ale cóż, amicus Plato itd.), że Pan taki oświeceniowy człowiek. Wszystko proste, racjonalne, zasada przyjemności, własny interes... A jak to nie działa, no bo i nie działa, chyba że człek głuchy, ślepy i durny... To się doda - a to "imperatyw moralny", a to "miłość bliźniego swego", a to "świecką świętość Jacka Kuronia", a to "prostą przyzwoitość", a to "elementarną wiarę w ludzi"...

      A to tak nie działa - po prostu, przykro mi!

      To jest dokładnie to, co my z kumplami, np. z Arturem M. Nicponiem, nazywamy "gadaniem Michnikiem". W sumie gadać całkiem to samo, tylko tu i ówdzie odwrócić wektory.

      Przykro mi, ale np. pogląd, że z zarośli wyskoczyło nagle paru bandziorów i sterroryzowali spory kawał świata na niemal sto lat, a potem na jego grzbietach jeszcze parę razy większy, wydaje mi się tak naiwny, że aż rozczulający!

      Naprawdę nie chcę być niemiły i pozdrawiam Pana jak najgoręcej! Po prostu chyba się nie dogadamy, bo ja dla Pana zawsze będę "irracjonalistą" (zapewne "z nożem w zębach"), a Pan dla mnie chyba, niestety, zawsze będzie "naiwnym dziecięciem Oświecenia, ew. podlanego bezkrwistym deizmem udającym katolicyzm".

      Chyba, żeby się coś zmieniło w czyichś poglądach, albo może otwartości na przeciwne i mocno obce. Ale to chyba mnie nie spotka, bo ja człek wiekowy i pół wieku mi dochodzenie zajęło do tych, co je właśnie mam.

      Pozdrawiam czule
      Usuń na zawsze
  2. Mówi Pan, że jakiś związek między nimi jest, ale jaki?? Tego Pan nie mówi. Co do lewackości Dylana czy Cohena, to są tak samo lewaccy jak cała współczesna nam pop-kultura, czy Lennon tez był Żydem?

    Ja ani oświeceniowy człek (tfu!), ani święcę świecką świętość Kurwonia (tfu!), więc niech Pan nie gada głupstw, tylko mówi wprost, bo ja przestaję cokolwiek rozumieć.

    Rozumiem, że rozczula Pana wizja bandziorów wyskakujących zza krzaka, ale mnie nie rozczula. Mnie to wkurwia.


    1. Mnie też wkurwia, tylko że to nie o to tu chodzi, bo świat po prostu nie tak działa i tyle.

      Nie ma tak, że gromadka bandziorów - nie dysponujących w końcu żadnym sprzętem o dwa choćby wieki wyprzedzającym to, czym dysponuje otoczenie - może po prostu wyłącznie bandyckim terrorem opanować szóstą (chyba) część globu. A potem, na jej grzbiecie, jeszcze sporo. Tak życie po prostu nie wygląda!

      Nie ta skala po prostu, pomijając już, że "wolny rynek" (w najszerszym nawet oświeceniowym rozumieniu) nic praktycznie w historii nie wyjaśnia. I nigdy nie wyjaśni. A Pan - nie sam jeden oczywiście, bo to jest cały prąd intelektualny, w pewnym sensie nawet "dominujący" - wyraźnie zdaje się myśleć, że to jest właśnie wyjaśnienie wszystkiego.

      Nie spiskowe teorie; nie mentalność różnych tam ludów; nie propagowanie się pewnych nastawień poprzez rodzinę, środowisko... Geny mogą nie mieć znaczenia, albo niemal, ale jednak wciąż np. Żydzi rodzą się i wychowują w rodzinach żydowskich, tak samo jak powiedzmy Ukraińcy w ukraińskich, a nie portugalskich. I to ma pewne znaczenie, jeśli się uwzględni mechanizmy statystyczne i "systemowe".

      Ale ci Żydzi w sumie byli nam tu całkiem niepotrzebni, bo najważniejszą - dla mnie oczywiście - kwestią było to "hodowanie nowych ludzi, czyli udomowionych bydląt", a jedna głowa tej hydry mniej, czy jedna więcej, to sprawa stosunkowo drugorzędna. Choć tutaj, dla mnie, jest jednak niezły kompleks: dzieci Oświecenia, US of A, masoneria, liberalizm, prawa człowieka...

      No i to właśnie. Ale to nie jest najważniejsze, choć piekielnie interesujące, ponieważ jakby bardziej "wirtualne" i bardziej polegające na informacji, niż np. Rosja czy inne Niemcy.

      Tak przy okazji, to oczywiście nie "paradygmat moralny", ino "IMPERATYW"! Głupio się pomyliłem z tym Kantem. (Coś mnie ostatnio paradygmaty prześladują.)

      A w ogóle, to miałbym do Pana prośbę, czy może pytanie...

      Chciałbym mianowicie wykorzystać tę dyskusję (jeśli można to tak nazwać) na swoim blogu, bo rzekłem tu kilka rzeczy, których dotąd nie rzekłem, co najmniej to o hodowli uważam za PO PROSTU NAJWAŻNIEJSZĄ KWESTIĘ dla różnych takich młodych (?), zajadłych, prawicowych intelektualistów, z jakimi ja staram się pracować...

      A jestem upiornie leniwy i nie znoszę się powtarzać - to znaczy pisać czegoś dwa razy, albo choćby pisać czegoś, co już dokładnie przemyślałem. Zbyt nudne i nużące.

      Naprawdę nie chodzi o żadne tam "triumfowanie" nad kimkolwiek, a po prostu o te (moje, nie ukrywam) myśli. O hodowli, ale, choć Panu tak się nie podobają, także i o tych co ich nie ma, ale są, i nic nie znaczą, choć... Sam Pan wie. To też było, moim skromnym, interesujące.

      Zresztą to o Rosji, komuniźmie i bandytach wyskakujących z krzaków też. (A co w sumie nie było?)

      Nie znam się na prawie i dyplomacji, nie wiem, czy mam moralny obowiązek Pana pytać, skoro to i tak "publiczne", ale pytam i jeśli Pan postawi veto, to Pańskich wypowiedzi, co najmniej, nie będzie w moim blogowym wpisie. Zapewne nie będzie nic (Konowicz się kłania!), albo napiszę coś od nowa, z bólem, ale sam.

      Co do bezsensowności naszej ew. dalszej dyskusji - to proszę bez urazy! - mnie się ona całkiem podoba, po prostu wydaje mi się, że nasze wyjściowe pozycje, aksjomaty, widzenie świata, są tak różne, że trudno by nam było dojść do jakichś obustronnie akceptowalnych wniosków o jakiejkolwiek wadze. Ale, jeśli Pan ma ochotę, to czemu nie? Można próbować.

      Pozdrawiam wylewnie i polecam się na przyszłość
    2. Nigdy nie twierdziłem, że Pan święci świecką świętość! I serdecznie przepraszam, jeśli to się tak dało zrozumieć!

      Chodziło mi po prostu o to, że mamy prosty, logiczny, elegancki nawet system - taki układ słoneczny Newtona przeniesiony na ludzkie sprawy... No bo czym była w końcu oświeceniowa liberalna myśl, jeśli nie w dużej mierze tym właśnie?

      Ludzie osobni, racjonalni; prawda dostępna, jeśli się człek wysili; wolny rynek; zasada przyjemności (wiem, że sama nazwa jest późniejsza!); trójpodział władzy; państwo minimalne; społeczeństwo obywatelskie; równość wolność braterstwo (a dla "prawicy" to nie, ale jak poskrobać... ;-)

      No i potem jednak się widzi, że to za cholerę tak nie działa... Że miliony ludzi daje się, czasem nawet z zapałem, zabijać za różne irracjonalne głupoty - ojczyzny, wiary, przesądy, honor (cóż to jest?!)... A za "wolny rynek" jakoś nikt... Wot zagwozdka!

      No to się dodaje: święta świeckość; schizofrenia bezobjawowa (byłbym zapomniał!); nerwica (ditto, a mistrzem w stosowaniu tego pojęcia jako obelgi Mises); imperatyw moralny; "ludzie są jednak z natury bezinteresowni" (mistrzowskie!)... I inne takie.

      Całkiem jak epicykle dodawane do systemu Ptolemeusza - też eleganckiego i z założenia prostego - w miarę, jak nie pasowało. Pan tego całkiem nie dostrzega?

      No i o go mi chodziło - że się ludzie trzymają tego "prostego i eleganckiego modelu", nie zauważając, bo nie chcą, że na każdym kroku muszą go, doraźnie, ad hoc, sztukować i łatać czymś, co akurat się da wpasować. A potem dalej go głoszą, bo PROSTY, LOGICZNY I NIEPODWAŻALNY! ;-)

      Pozdrawiam
  3. @ jaszczur

    Słuchaj - chętnie bym tę moję dyskusję z panem Bąkowskim i (krótko) z Tobą wkleił na swego bloga. No bo rzekłem tam parę rzeczy, które moje chłopcy powinni, moim skromnym, usłyszeć, a jestem leń i nie znoszę się powtarzać.

    Jeśli pan Bąkowski nie złoży veta, bo go o to pytałem.

    Oczywiście z linkiem i rekomendacją Twojego tekstu.

    Powiedz, czy się zgadzasz, OK? W razie czego przeżyję, więc się nie zmuszaj!

    Pzdrwm
  4. Panowie!

    Mnie tu do tablicy wywołują, a tu taka zima, że internet mi zasypało!

    Triariusie - moja definicja komunizmu jest w dużej części (i uważam, że nie bez realnych podstaw) inspirowana tym, co wyżej podawał Pan Michał (ale też wcześniej to samo pisał np. Darski). I ani w niej jakiegokolwiek śladu "prawniczego" myślenia itp:). Komunizm to - w największym skrócie, jeśli są jakieś pytania to... - teoria i praktyka totalitarnej władzy, która zakłada właśnie wyhodowanie nowego typu człowieka. Ideologia, świecka religia (czy jak pisał wyżej P. Michał - karykatura religii) - służące gł. nadaniu temu całemu (tfu!) przedsięwzięciu sensu - to sprawy ściśle i logicznie z tym właśnie powiązane.

    Tutaj linek: http://jaszczur09.blogspot.com/2010/11/woko-teorii-komunizmu-ciag-dalszy.html , zresztą zgrabniej podsumował to Amalryk: Dopiero po dłuższym namyśle zauważyłem, że komuchy do wysadzenia w powietrze aktualnego systemu władzy zawsze bedą potrzebować jakiegoś "proletariatu"! Obojętny jest jego rodowód, poziom intelektualny, wykształcenie, skład narodowościowy czy rasowy! Lumpy, pariasi, bezrobotni, a jak tych zabraknie to: kurwy i złodzieje czy choćby aborterki i sodomici - wsio rawno! Podobnie jest z tymi socjalnymi pierdoletami, przecież aktualnych posiadaczy, (poza nielicznymi umysłowymi dewiantami, którzy zawsze sie trafią), nie przyciągną do siebie tym że chcą zrobić z nich nędzarzy! Więc jedziemy: Ziemia - chłopom! Fabryki - robotnikom! Burdele - kurwom! (Oj! Chyba się zagalopowałem - ale w sumie, w głównym nurcie.)Etc, etc... W zasadzie obiecaja wszystkim i wszystko, byle tylko ucapić władzę! Ale gdy już ucapimy... Nooo! To się bydełko dopiero dowie, które pół dnia dłuższe! Żywi władzy nie oddamy! Nigdy! I to jest prawdziwe hasło komunizmu, a nie jakiś bełkot dla debila; "Proletariusze wszystkich krajów itd.." - parodia!

    Oczywiście w każdym - współczesnym czy historycznym, społeczeństwie są jednostki, mężczyźni i kobiety, które są na tyle zemoralizowane, że zachowałyby się wobec swych bliźnich jak oszalałe bydlęta, gdyby tylko pozostawić im wolną rękę. Ale istnieje tylko jeden konsekwentny, metodyczny i dopracowany system, który świadomie i bez żadnych zastrzeżeń powierza władzę psychopatom i wszelkiej maści zdegenerowanym szumowinom, zwalniając ich od wszelkiej odpowiedzialności - tym systemem jest współczesny komunizm.


    I nie uważam, żeby analizy jednego z twórców przedwojennego polskiego wywiadu traciły przez swój "idealizm" - on po prostu pisał "Metody ekspansji komunizmu" z punktu widzenia rzymskiego katolika (trochę bardziej rzymskiego i trochę bardziej powszechnego nawet, niż dzisiejsi) i polskiego patrioty. Swoją drogą - czy z "irracjonalistycznego" punktu widzenia? Jak najbardziej!

    Komunizm a rosyjski imperializm. Komunizm (komunistyczne struktury władzy) musiał, po prostu musiał dostosować się do warunków lokalnych żeby przetrwać a dalej, żeby podbijać nowe terytoria i nowe ludy. Przegryzienie się komunizmu/bolszewizmu z przedrewolucyjnym imperializmem rosyjskim nie jest, gdyby się przyjrzeć bliżej, żadnym wyjątkiem. Bo również i cała (z bardzo małymi wyjątkami) polska powojenna prawica, polski powojenny patriotyzm wzięły się z peerelu. W taki czy inny sposób; czy to jako wytwór, czy to jako przetwór.

    Co do kopiowania i powielania powyższego - ja ze swojej strony się zgadzam, czekamy jedynie na to, co powie P. Michał.

    Pozdrawiam, c.d.n.
    Odpowiedz
  5. Panie Michale,

    Nie musi Pan wyliczać mi zasług caudillo, którego uważam za najwybitniejszego polityka XX wieku. A który też niewiele mógł zdziałać ze względu nie tyle na postępy komuny, ale także indolencję, tchórzostwo i pedalstwo (bez przeproszenia, bo to opis) USA i Wielkiej Brytanii. Które z kolei wynikało (i wynika nadal, ale to już inny temat) z pewnych przypadłości kultury/cywilizacji zachodniej, o których napomknął tutaj Triarius.

    Właśnie nazwisko Franco (choć zaznaczam, że z hiszpańskiego rozumiem jedynie tyle, co jest wspólne dla wszystkich języków indoaryjskich) sugerowałoby jego pochodzenie od przechrztów. Ale czy to miałoby o czymkolwiek stanowić?
  6. Chciałbym Pana dobrze zrozumieć. Czy nie na tym polega dyskusja? Wypowiedział Pan interesującą opinię, że "nie idziemy dość głęboko, mówiąc o "komuniźmie", "podboju świata", "totalitaryźmie" i innych takich, jeśli nie uwzględnimy tego czym naprawdę to jest". Tak się składa, że nie mam monopolu na prawdę i chętnie zostanę poinstruowany, bo jeśli ktoś wykaże mi, że się mylę, to odtąd przestanę się mylić, więc podziękuję z pocałowaniem ręki. Pragnąłem więc zrozumieć, jaką głębię pominąłem, na co powiedział Pan: hodowlę bydła. Kiedy drążyłem dalej, to napisał Pan o Żydach i masonach, a na moje zdziwienie odparł, że jestem naiwny. Ja akurat nie uważam naiwności za wadę, bo naiwnym można być na różne sposoby. Zarówno Pan nasz, Jezus Chrystus, jak i Sokrates, którego Pan nie lubi, byli zdecydowanie naiwni. Można być naiwnym z otwartymi oczami albo naiwnym ślepcem, zaślepionym swoją własną ideologią, do punktu w którym pragnienia zastępują rzeczywistość. Otóż jeżeli Pan naprawdę twierdzi (a jest możliwe, że czegoś nie pojąłem), że istnieje jakaś tajemna spójnia pomiędzy Żydami, dlatego tylko, że są Żydami, że Polański i Madoff to sitwa, że Juliusz Margolin i Adam Michnik to spisek - to ja twierdzę stanowczo, że Pan jest naiwny. Naiwny jak dziecko. Nie tygrys, ale kociak. Miau.

    Michnik jest komunistą i jego pochodzenie jest mi obojętne, oprócz tego drobiazgu, że jest polskim komunistą i przyczynia się do kontynuacji prlu. Juliusz Margolin był antykomunistą i jest mi obojętne jego pochodzenie, choć jest mi bliski, bo związany z tą samą ziemią, z której ja przyszedłem i którą kocham jako swoją ojczyznę. Pewnie nie słyszał Pan o Margolinie. Rzadko kto słyszał, ponieważ był antykomunistą. Nikt nie chciał wydać jego książki o kraju zeków, bo były w niej między innymi niewygodne porównania, gdzie żydowscy więźniowie gułagu słuchali o reżymie w obozie w Dachau w 1937 roku, jakby to była opowieść o hotelu. Niewygodne dla lewaków wszelkiego autoramentu, niewygodne dla syjonistycznego lobby, ale - o zgrozo! - niewygodne także dla Pana. Niechże się Pan przebudzi! Przetrze oczy i spojrzy na świat wokół. Ten świat nie pasuje do Pańskich aksjomatów, a nie jest Pan przecie heglistą! Nie powie Pan: "tym gorzej dla faktów..."

    Ja nie mam nic przeciwko, żeby publikował Pan dyskusję. Dyskusja jest krwioobiegiem życia intelektualnego. Coż nam innego zostaje, jak nie dyskusja? Mam tylko nadzieję, że nie publikuje Pan w salonie24 ani w blogmedia24, bo ja do burdeli nie chadzam.


    1. Nie grzebałem nikomu w genach, ani nawet w spodniach. Żydzi nie byli w moim wywodzie najważniejsi, ale ów "konglomerat", dzięki któremu mamy "propagowanie demokracji", "wolny przepływ ludzi i kapitałów", "multi-kulti" (nieważne, że to akurat chyba z niemieckiego), RELIGIĘ HOLOCAUSTU... No i Wielkiego Szatana, wedle niektórych na pasku Małego - to po prostu cholernie interesująca sprawa!

      Bardziej, dla mnie, niż banalnie terytorialna (no, niemal) Rosja czy inne Sowiety. Może niepotrzebnie o tym rzekłem, ale to nie jest całkiem nie na temat - po prostu może było źle dydaktycznie.

      A teraz szybko, z głowy: ILU PAN ZNA IRLANDCZYKÓW? No to dziękuję, dla mnie wszystko jasne! (I oczywiście nie ma to wiele wspólnego z genami, czy ze składnikami macy.)

      I nie mówię o Żydach, których by ktoś (ja?) ROZSZYFROWAŁ I WYKRYŁ, ino o takich, którzy się za nikogo innego nie podają. (I niby dlaczego by mieli?)

      Swoją drogą - i cudnie, że Pan mi przypomniał - określenie "Szkoła Frankfurcka", mówi to coś Panu? Wywołuje jakieś emocje? Skojarzenia? Niepokoje?

      No a za zgodę na pokazanie tej rozmowy milionom (da Bóg!) oczywiście serdecznie dziękuję!

      Pzdrwm i polecam się łaskawej pamięci, albo inie tylko!
      Usuń na zawsze
  7. Panie Jaszczurze,

    Przepraszam, powyższy tekst jest pod adresem p. Triariusa. Tylko nas dwóch tu było przez jakiś czas.

    Nie wyliczałem niczego dla Pana, Pan na pewno wie lepiej ode mnie. Raczej dla siebie: Franco był zbawcą swojej ojczyzny, niezależnie od pochodzenia, ale nigdzie nie słyszałem, żeby był pochodzenia żydowskiego. Polacy mają feblik na temat grzebania w genach. Kiedyś przeglądałem antysemickie blogi prlowskie i zdumiało mnie, że Żydami wydają im się wszyscy, którzy cokolwiek sobą reprezentują. Żydem miał być - wedle tych kretynów - Słowacki, Mickiewicz, Chopin. Jesli tak jest, to może syjoniści mają rację, może rzeczywiście Żydzi są "lepsi"? Jaka szkoda, że nie jestem Żydem!
    1. Panie Triariusie,

      Jeżeli oskarża Pan nacjonalizmy o podtrzymywanie bolszewizmu, to ja się całkowicie zgadzam. Syjonizm jest jednym z nacjonalizmów i to równie nieprzyjemnym co nacjonalizm polski. Będąc Polakiem, czuję się zobowiązany zwalczać zło mnie samemu najbliższe, a więc polski nacjonalizm. W odróżnieniu atoli od endeków, mam prawo krytykować żydowski nacjonalizm, podczas gdy w ustach endeckich to brzmi kretyńsko, bo oskarżają innych o to, co robią sami.

      Irlandczyków znam bardzo wielu, przypuszczam, że o wiele więcej niż Pan - tylko co to ma do rzeczy? Irlandzki nacjonalizm jest jednym z najpodlejszych na tej ziemi.

      I dlaczegóż miałbym się niepokoić szkołą frankfurcką bardziej niż jakąkolwiek inną bolszewicką jaczejką?? Rozumiem z Pańskich aluzji - bo dlaczegoś nie chce Pan mówić wprost - że "propagowanie demokracji" to jest żydowski spisek, czy tak? A dlaczego nie szkocki? Cameron jest Szkotem. Dlaczego nie węgierski? Sarkozy jest Węgrem. Gdyby Pan mieszkał w Libii i był ofiarą zwycięskiej demokracji, oskarżałby Pan Żydów?


      1. Cameron? A Blair niby nie był? Szkotem znaczy? ;-)

        Połowa brytyjskich premierów w historii, z tego co kojarzę, była Szkotami. Chyba w sumie i Churchill, choć może częściowo.

        Sarkozy jest Węgrem... Jasne, tylko zależy wedle jakiej definicji. Bo tam, wie Pan, w Budapeszcie to przed wojną było aż połowa Węgrów... Alem się uśmiał. Nawet dzisiaj w stolicy mają nastroje anty-Orban i pro-Unia. Ciekawe dlaczego?

        Tylko o czym my tutaj? Ja o hodowlanym Człowieku, a rozmowa zeszła na to, kto zna więcej Irlandczyków.

        (Zresztą jestem dziwnie spokojny, że jednak ja. A irlandzki nacjonalizm jest akurat piękny, choć nieco faktycznie masochistyczny, niemal jak "polska prawica".)

        I nikt tu nie mówił o "oskarżaniu Żydów", tylko dlaczego właściwie to nie Szkoci zrobili Szkołę Frankfurcką? Wot zagwozdka!

        W Libii mieszkałem pół roku.

        No i nie wiem co mają usta endeckie do mnie. Co z endeckim czołem na przykład? Albo nosem?

        Ale nacjonalizmów o podtrzymywanie bolszewizmu za cholerę nie oskarżam - skąd taki niemądry pomysł? Ja się w ogóle oskarżaniem mało zajmuję, szkoda że Pan nie zauważył. Natomiast, że "w Panu najniższe to akurat polski nacjonalizm" to mnie ostro zszokowało.

        Anioł z Pana, po prostu! Tylko pogratulować i... Dawać mi tu Św. Piotra!

        Pzdrwm
    2. No to może jeszcze podsumuję naszą dyskusję... Złośliwie, ale niestety jestem wredny facet.

      "Definicja nie jest mi do niczego potrzebna, jak to działa mnie całkiem nie interesuje - bo moją najpotężniejszą, ba, jedyną bronią jest BEZGRANICZNE i BEZGRANICZNIE BEZSILNE moralne oburzenie!"

      Że westchnę (i proszę tu o nieco psychicznej odporności, bo to może być przykre): Prawica, psia mać!

      ;-)

      Z taką prawicą, nic dziwnego, że Polska kwitnie, a sąsiedzi kłaniają jej się w pas!

      Pzdrwm
    3. Panie Michale,

      To, że w polskiej (pewnie Pan, nie bez podstaw powie, że peerelowskiej) blogosferze czy publicystyce można znaleźć trochę "list Żydów" itp. to fakt, ale nie powiedziałbym wcale, że ten feblik jest statystyczny. Tacy są krzykliwi i rzucają się w oczy, nic więcej.

      Niech to nie będzie usprawiedliwieniem, ale te antyhebrajskie (i "antyhebrajskie") wynurzenia mają szereg swoich przyczyn. M.in. to, że tzw. "mainstream" wyznacza pewną linię za którą są sprawy, o których albo "nie trzeba głośno mówić", albo nie trzeba mówić wcale. Przykładowo - profesora, który w swojej książce zamieścił krótki podrozdzialik referujący poglądy amerykańskich i australijskich tzw. "rewizjonistów Holocaustu" wyrzucono z pracy z uczelni. Choć - powtarzam - o tym był jedynie podrozdział, reszta była m.in. o neokomunie i politycznej poprawności. Zresztą to nie jest typowe dla peerelu, bo i nikt nie chce dyskutować np. z Davidem Irvingiem, na którego wydano europejski nakaz aresztowania. I o ile jest jak najbardziej zrozumiała polityka państwa izraelskiego wobec chasydów z "Neturei Karta", to dlaczego są oni represjonowani także w krajach europejskich? I to nie za ewentualne powiązania z Iranem czy arabskimi islamistami, a właśnie za "rewizjonizm historyczny" (jakby historia, czy jakakolwiek nauka w ogóle, nie była z definicji rewizjonistyczna).
    4. Przepraszam, znowu pytanie było pod adresem pana Triariusa i jego cytatu o oburzeniu.
* * * * *

No i to by było na tyle. Zainteresowanym - np. ew. dalszym ciągiem - polecam sam tamten blog. "W sobie", mówiąc heglowskim językiem. Link jest na samej górze tego wpisu. A zresztą, co mi tam, proszę znowu:



triarius

P.S. I pamiętaj, że ZAWSZE będzie jakiś Korwin. Mniejszy lub większy, grubszy lub chudszy. Ale na pewno będzie! Do samego końca.

25 komentarzy:

  1. Dzięki!

    A do post scriptum jeszcze (u siebie) wrócę, bo to ciekawe zagadnienie, a tymczasem muszę wybrać się na małą przechadzkę po dzielni.

    ---
    Sekwencja literek w weryfikacji słownej - "trock"

    OdpowiedzUsuń
  2. Darwin swój opis powstawania nowych gatunków zaczął od doboru SZTUCZNEGO czyli działań rolników, stwarzających poprzez selekcję nowe rasy roślin uprawnych i zwierząt gospodarskich. Skoro drogą doboru sztucznego można było zrobić z wilka psa, z tura krowę itd. to tym bardziej z łowcy-zbieracza można było zrobić oracza czy innego proleta.
    Na NE wielka radość bo dwóch blogerów idzie do Tuska przyjmować jego bezwarunkową kapitulację w sprawie ACTA. Co prawda Coryllus i paru innych jojczą, że blogerzy skończą jak heloci z "Wojny peloponeskiej", ale kto by się nimi przejmował?
    Co sądzicie o sprawie Madzi? Jakieś wnioski? Jak to możliwe, że władze dysponując bilingami, danymi ze stacji bazowych komórek, filmami z monitoringu etc. nie zdemaskowały Katarzyny, a Rutkowski, który nie ma nawet licencji, rozkminił prawdę? Ciekawe, czy I detektyw IIIRP sięgnie po prezydenturę albo premierostwo w IV RP???

    OdpowiedzUsuń
  3. @ Jaszczur

    Do którego post scriptum?

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  4. @ Towarzysz Mąka

    Prywatnymi kanały różne wielbicielki karcą mnie, że takie głupoty jak to zamieszczam. Co, jak rozumiem, ma mi przekreślić przyszłą nieśmiertelność. Miły poniekąd komplement, ale żadnej NIEŚMIERTELNOŚCI NIE BĘDZIE! Z przyczyn, że tak to określę, szpęglerycznych.

    Jednak (że tak pokażę moje social skills i miły charakter), jeśli takie interesujące komęta się pod tym pojawiają, to nie jest źle!

    A teraz do ad remu...

    Jasne, zgoda. A to o oraczach i dawnych mieszkańcach obwarowanych miast - tych sprzed tysięcy lat - jako przeciwieństwie pradawnych łowców i pasterzy, to cholernie głębokie (choć też nieco "niepolityczne").

    Tutaj jednak jest o tyle gorzej, że to naprawdę świadoma robota, i "naukowa". I że całkiem wprost jedna grupa ustawia się w roli Hodowców, a druga daje się hodować. Przy czym ci hodowcy, to po prostu zera i dno, ale mają swoje argumenta. Przykra sprawa.

    Do tego NE mógłbyś dać jakiegoś linka, bo brzmi zabawnie, ale aż mi to trudno sobie wyobrazić, z czego te naiwniaki mogą się cieszyć.

    O Madzi ja wiem tylko b. mgliście, ale nie wątpię, że masz tu całkowitą rację.

    Jesteśmy w totalnym teatrze cieni, jesteśmy w dupie (i to tak głęboko, że wychodzimy nosem), i jesteśmy hodowani na rzeźne bydło, radośnie pokwikujące podczas marszu na ubewsztyczenie.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Towarzysz Mąka c.d.

    "Ubefsztyczenie" chyba.

    Rodzima ortografia nigdy nie była moim forte. (Za to neologizmy są. Tuszę.)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak to słusznie onegdaj w krytyce darwiniźmu zauważono; hodowca np. psów topi szczeniaki, z krótkimi uszami (zostawiając długouche) i ostatecznie w którymś tam pokoleniu otrzymuje spaniela. Ale spaniel, ze wszystkimi swoimi cechami, pozostaje psem - z pieskimi nawykami, psimi chorobami etc. I choćby nie wiem jak długo nasz namiętny hodowca, topił jedne szczenięta a pozostawiał żywymi drugie, to czy kiedykolwiek otrzyma kota? Albo krokodyla?

    My zaś nie jesteśmy poddawani żadnej hodowli, tylko najprymitywniejszej tresurze - dobrze to banan, żle to w łeb. I tak do skutku... Ale tresura nie daje nawet cienia takich efektów jak hodowla - w końcu upartymi krzyżówkami można trafić i z konia i oślicy uzyskać muła. Ale tresowany tygrys, ciągle pozostaje tygrysem i zawsze może sobie o tym przypomnieć...

    Perypetii kolejnej medialnej matki-Polki też nie śledzę, a co do prezydentury w tym cipistanie... cóż po takiej galerii sław - może być śmiało kolej na dziarskego kaprala z zomo!

    OdpowiedzUsuń
  7. @ Amalryk

    Naprawdę miło, że się czasem w czymś istotnym nie zgadzamy, ale ja mam potężne wątpia.

    Bo co np. z dzikiem i tłustą, dzisiejszą pastewną świnią? Albo z turem i czymś, co nadal istnieje?

    Jak nie może wyjść co inne? No i ile ma taki spaniel wspólnego - z charakteru powiedzmy - z krwiożerczym buldogiem spod dywanu?

    A przecież o charakter tu głównie chodzi! (Nie o "wyżsi, piękniejsi, obdarzeni bardziej melodyjnym głosem" Trockiego przecież.)

    Cieszę się, że uważasz iż to niemożliwe - rozwiewając przy ty niejako jedną z głównych kwestii dręczących Ardreya w jego wielkim dziele - ale ja nadal mam spore i niepokojące wątpliwości.

    Oczywiście - jest entropia, nieprzewidywalność wszystkich ludzkich działań, jest broń A...Z, jest Al Kaida i kłótliwość buldogów...

    Plus głupota tych wszystkich Merkeli i czego tam jeszcze...

    No i jest też to, że 10 tys. zgrabnych, zdeterminowanych i dobrze dowodzonych ludzi... (Ale już chyba o Al Kaidzie wspominałem?)

    Jednak to, że oni tak to sobie planują uważam za wzgl. pewne, a że mi to całkiem nieźle jak dotąd wychodzi i jakoś się nie zanosi, by przestało, to też mi się wydaje dziwnie prawdopodobne.

    A że tu chodzi o ludzi, a nie o psy, więc oczywiście kulturowe aspekty (jak reformy min. Hall np.) mają również oczywiście ogromne znaczenie. Jednak żeby to się potem mogło tak łatwo nagle odwrócić, to wątpię.

    Dodaj do tego "terapie hormonalne", microchipy, grzebanie w genach.

    Co do reszty się zgadzam, a w tej sprawie dopraszam się bliższych wyjaśnień.

    Pzdrwm czule

    OdpowiedzUsuń
  8. @ Triarius

    Tu linek do dyskusji o kapitulacji:
    http://coryllus.nowyekran.pl/post/51525,rybitzkiemu-i-mariovanowi

    "I że całkiem wprost jedna grupa ustawia się w roli Hodowców, a druga daje się hodować."-to wcale nie jest taka nowość. Już królowie w Iliadzie nazywają się "pasterzami ludów". W "Antygonie" też pojawia się apostrofa do władców jako tych, którym ludzi paść powierzono. Że nie wspomne o naszych natchnionych księgach, gdzie wierni sa owcami, a buntownicy kozłami. A znowuz ich zbrojne ramię to takie ludzki psy. Oprycznicy sami siebie nazywali psami cara i byli dumni z tego miana. Łacinnicy takoż mieli swoich "Domini canes".

    OdpowiedzUsuń
  9. @ Amalryk i WSIe w mieście

    "Jak to słusznie onegdaj w krytyce darwiniźmu zauważono; hodowca np. psów topi szczeniaki, z krótkimi uszami (zostawiając długouche) i ostatecznie w którymś tam pokoleniu otrzymuje spaniela. Ale spaniel, ze wszystkimi swoimi cechami, pozostaje psem - z pieskimi nawykami, psimi chorobami etc. I choćby nie wiem jak długo nasz namiętny hodowca, topił jedne szczenięta a pozostawiał żywymi drugie, to czy kiedykolwiek otrzyma kota? Albo krokodyla?"

    Onegdaj ta krytyka rzeczywiście była słuszna, ale dziś jesty chybiona gdyż inżynieria genetyczna poszła naprzód. Dawnym hodowcom raczej rzadko udawało się stworzyć nowy gatunek, zwykle zatrzymywali się na etapie udomowionego podgatunku gatunku, który wczesniej istniał w stanie dzikim. Wilk i spaniel czy dzik i świnia rzeczywiście mogą sie krzyżować i dają płodne potomstwo więc to tylko dwie formy jednego gatunku: dzika i domowa. Ale różnice między nimi jak słusznie zauważa Tygrys równe lub większe niż między łowcą-zbieraczem a proletem. ALe z roślinami np: kukurydzą czy pszenicami hodowcom poszło lepiej, tam rzeczywiście otrzymano coś więcej niż rasy bo odrębne, dotąd nieistniejące gatunki. Z przemiana psa w kota - coż dawniej nie bylo takiej technologii, a dzis jest! Tak samo jak Hammurabi nie miał czołgów, dronów, kamer i satelitów, a dziś są.
    Wracając do kotów i psów: psowate oswajają się łatwiej i dogłębniej niż kotowate, kot domowy jest ledwie obłaskawiony i nadal chodzi własnymi ścieżkami, bardziej kocha miejsce niż pana, a pies - ten to ma niewolniczą duszę!

    OdpowiedzUsuń
  10. @ Towarzysz Mąka

    No i zgoda! Do tego jeszcze "hodowanie" arystokracji - np. rzymskiej, świadoma swego rodzaju "eugenika"... Jezuici w Paragwaju też hodowali tych grzeczniutkich tubylców - dla ich dobra i chwały Bożej zresztą. To są znane sprawy, oczywiście.

    Ale przyznaj, że "naukowa" teoria ewolucji wprowadza do tego wszystkiego całkiem NOWĄ JAKOŚĆ, tak? Jakość "naukową" - choćby to.

    Czy świnie mogą nagle stać się dzikami? Teoretycznie, jeśli uwzględnimy tylko genetykę - tak. Ale jaka jest szansa, by miały dość długi czas środowisko, w którym przeżyją, to raz, a po drugie wyewoluują w kierunku dzikich ponownie źwierząt?

    Chyba mniej więcej takie, jak szansa naszych wnuków, kiedy dadzą się tej kurewskiej (z przeproszeniem) bandzie wykastrować, wychować, wyedukować i przerobić na lemingów - reszta wyginie (w wyniku doboru naturalnego oczywiście)...

    To jest dodatnie sprzężenie zwrotne w końcu i jeśli warunki będą odpowiednie, i odpowiednie będą źwierzęta w tej hodowli, to coraz mniejsza szansa, by to się jakoś odkręciło.

    Jasne - cały czas jest, i jakoś tam z pewnością cały czas jakoś będzie - walka o to KTO jest Hodowcą, a kto Hodowanym. (I ew. bliskim zapleczem Hodowców.) I w tym jakaś tam nasza szansa.

    Ale w czym niby jeszcze? W modlitwie? W pluciu na tych, którym się nie chce pracować do śmierci za uwiąd? Na tych, którzy rozpieprzają ten syf na ulicach?

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  11. Udomowione zwierzęta hodowlane są nimi dlatego, ponieważ dały się udomowić. Zresztą taki np pies na tym udomowieniu wyszedł nawet, nawet - gdy porównamy jego populację (do stu mln)z populacją najbliższego krewnego, wilka np (do stu tysięcy?).

    To treserskie pedalenie ludzkich drapieżników, o którym tu dyskutujemy, tuszę iż się udać nie może, z prostego powodu - musiałoby objąć równocześnie wszystkich i wszędzie; a do tego puki co to jeszcze daleka droga.

    A niespedalonej,głodnej ,bezwzględnej i drapieżnej watahy krążącej wokół tłustego zachodniego kąska nie brakuje...

    OdpowiedzUsuń
  12. @ Towarzysz Mąka (und Amalryk)

    Że się wetnę...

    "Pies to ma niewolniczą duszę" dlatego, że to raz - źwierzę stadne, a nie tertorialne, jak np. kot; i dwa - że udało go się, w wyniku hodowli właśnie, wyewoluować tak, że psychicznie zatrzymuje się pod pewnymi istotnymi względami na etapie szczeniaka.

    No i taki szczeniak jest dziko szczęśliwy, jeśli zadowala swoich "starszych", czyli normalnie swojego pana - no chyba, że pan jest neurotykiem i pozwala psu na poczucie się alfą, a jego samego zdegradowanie na o wiele niższą pozycję w stadzie.

    Co się oczywiście w praktyce często zdarza, szczególnie w tych czasach, bo dawniej to z psami zbyt mało się pieszczono, by tak mogło być. (Oczywiście były wyjątki z cyku "Fifi nie rusz!)

    No i to właśnie jest jeden z jaskrawszych przykładów tego, o czym ja tu mówię. Bo przecież nie chodzi nam o geny jako takie, tylko o całokształt, prawda?

    Chodzi o to, że obróbka Proli idzie pełną parą i coraz raźniej, co ma różne naukowe, quasi-naukowe i quasi-religijne podstawy i ideologie jako wsparcie.

    Uwzględniając "zwykły" dobór naturalny, mordowanie, min. Hall, ekonomię, masowe rozrywki, media, inżynierię genetyczną...

    Trudno znaleźć coś, co by miało ten trend powstrzymać. Jasne - 10 tys. zdecydowanych, tyle że w epoce dronów i kamer na każdym rogu, będą oni musieli się skrzyknąć wyjątkowo wprost cicho!

    W końcu to się rozwali, ale jakim kosztem? A poza tym wkurwia mnie, że lud, a w tym "prawica" całkiem sobie nie zdaje sprawy i wciąż walczy o "wolny rynek", o "prawość i 10 przykazań"...

    To są fajne sprawy (nie "wolny rynek" of course), ale to jest góra stoicyzm, piękna rzecz, ale nie polityka i działanie. A nawet stoik powinien chcieć rozumieć świat i to, co się wokół niego dzieje!

    I, w miarę swych skromnych możności wtykać kije w szprychy, wsypywać piasek w tryby, fałszować w radosnym chórze...

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  13. @ Amalryk
    "To treserskie pedalenie ludzkich drapieżników, o którym tu dyskutujemy, tuszę iż się udać nie może, z prostego powodu - musiałoby objąć równocześnie wszystkich i wszędzie; a do tego puki co to jeszcze daleka droga."
    Zbytek optymizmu: wystarczy wziąć się hodowle rokujących osobników, a resztę wybić lub zepchnąć do rezerwatów. Tak jak zrobiono z wilkami zmieniając je w psy, z turami zmieniając je w krowy czy z dzikimi zamieniając je w świnie. Owszem wilki i dziki wciąż jeszcze gdzieś tam prosperują - ale raczej jako surowiec dla naukowców i żywe zabawki dla myśliwych. Nie wykluczam, że szeroko rozumiana prawica podzieli ten los: będą istniały jakieś rezerwaty dla niespedalonych fighterów, może nawet część tych ludzkich drapieżników będzie żyła w swoistym matriksie głęboko przekonana, że dokonali udanej kontry i posiedli Ziemię, że znowu mogą robić co im się rzewnie podoba. W końcu oracze-pasterze już wcześniej zostawili trochę łowców zbieraczy przy życiu - jakiś Buszmenów, Aborygenów i Eskimosów.

    OdpowiedzUsuń
  14. @ Triarius
    "Czy świnie mogą nagle stać się dzikami? Teoretycznie, jeśli uwzględnimy tylko genetykę - tak. Ale jaka jest szansa, by miały dość długi czas środowisko, w którym przeżyją, to raz, a po drugie wyewoluują w kierunku dzikich ponownie źwierząt?"

    To akurat sprawdzono. Świnie domowe nie mogą zdziczeć w Eurazji i Ameryce Północnej, bo za dużo tam drapieżców i konkurentów. Za to w Australii w niektórych okolicach, o małym pogłowiu psów dingo, to owszem, widywało się takie "dziki B" analogiczne do "barbarzyńców B" sensu Triarius. Ale tam i klimat dobry, i puste nisze ekologiczne do zagospodarowania (bo wielkie torbacze wszystkożerne i roślinożerne zostały w znacznym stopniu wytępione przez zmiany klimatu, Aborygenów i krokodyla różańcowego), i zagrożeń niewiele, bo ludzie truli dingo, i materiał wyjściowy musiał być niezły (jakieś prymitywne rasy świń co by przeżyły rejs z kryminalistami).

    OdpowiedzUsuń
  15. @ Towarzysz Mąka

    "Drapieżniki B" są po prostu przecudne! Kulam się ze śmiechu.

    (A już się męczyłem żeby zastąpić tych Barbarzyńców A i B czymś bardziej sugestywnym i oczywistszym. Nazwę znaczy, choć tych A to faktycznie by się przydało czymś zastąpić.)

    Z tymi australijskimi świniami konkretnie nie wiedziałem (i dzięki!), ale to brzmi b. sensownie i wiarygodnie.

    Swoją drogą, ja od dawna ludzi nieśmiało namawiam, żeby wziąć w troki i rozpocząć ponowne DZICZENIE-ODŚWINIANIE w jakiejś Brazylii, czy na innej pampie. Tam wszystko jeszcze jest, potencjalnie, przed nimi. I różne inne piękne rzeczy.

    Sam jednak, w tym wieku i z moimi narowami tam już nie pojadę. Co innego by było 30 lat temu. Po prostu trza by zrobić "Polskę Fraktalną", czy jakoś tak. Pokazując jednocześnie Unii przysłowiową figę, i to z makiem pasternakiem.

    Co do prawicy w rezerwatach (coś do Amalryka), to aż tak dobrze być nie musi. Cały czas mamy kwestię granicy pomiędzy hodUjącymi i hodOwanymi, która nie jest i długo nie będzie całkiem jednoznaczna i nieskończenie wąska.

    Stąd zresztą, jak rozumiem, wyskoki różnych Saduskich w obronie różnych Polańskich - po prostu odcinają się od nas (O, inaczej humiliores), aby się podlizać (U, czyli nobiliores). Czyli się załapać.

    Zachowa się może na jakiś czas facetów od MMA, dla uciechy gawiedzi, choć raczej jakieś WWE to będzie... Oczywiście zbiry zawsze będą potrzebne, choć z czasem pewnie mniej... Plus jakieś drony...

    Kobietka będzie sobie siedzieć przed ekranikiem i naprowadzać krzyżyk na kółeczko, nie mając bladego pojęcia, że właśnie wyparowuje jakąś przegapioną dotąd osadę przed-hodowlanych przed-ludzi, których samo istnienie zagraża...

    (Swoją drogą, Jarecki, co z tą powieścią o niedalekiej przyszłości, że spytam?)

    Oczywiście mają problem, bo dopóki buldogi nad dywanem ze sobą walczą, a drony i kobietki wszystkiego nie załatwią, trzeba mieć kogoś poza pracowitymi eunuchami. Ale bez przesady - tak czy tak od proli wymaga się pracowitości i posłuszeństwa, a nie odwagi i krwiożerczości.

    Tych paru odważnych i krwiożerczych, których potrzeba, można utrzymać na peryferii Elity, Nobiliores, U - i na pewno nie dać im się nijak utożsamić z Hołotą, Humiliores, O.

    Tak to mniej więcej widzę.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  16. Ależ od kolegów wieje "heglowskim ukąszeniem" a rebours, że hej!(Inżynieria genetyczna, drony, "ludzie wyżsi, piękniejsi, obdarzeni bardziej melodyjnym głosem" - też a'rebours...)

    A to jest tylko chwilowe, efemeryczne,sztucznie podtrzymywane środowisko, przypadłość tylko jednej, jedynej unikalnej K/C, która najprawdopodobniej już nigdy i nigdzie nie zaistnieje.

    Bo jak mówi mądra księga:

    "[...]Cały postępujący teraz w ciągu jednego zaledwie stulecia proces jest widowiskiem o takiej wielkości, że ludzie jakiejś przyszłej kultury – o innej duszy i innych namiętnościach – doznają niechybnie uczucia, jakby natura zaczęła się wtedy chwiać.(...) Nic chyba nie może się równać z tym triumfem, który poszczęścił się tylko tej jednej kulturze i zapewne tylko na okres paru wieków. (...)

    Organizator i zarządca stanowi punkt centralny w tym sztucznym i zawiłym królestwie maszyny. Spójność swą zawdzięcza ono myśli, nie zaś ręce. Ale właśnie dlatego – dla zachowania tej stale zagrożonej budowli – ważniejsza niż cała energia przedsiębiorców, … jest postać, o której zwykło się zapominać w sporach politycznych: inżynier,wtajemniczony kapłan maszyn.

    Nie tylko poziom, ale i samo istnienie przemysłu zależy od istnienia setek tysięcy uzdolnionych, rygorystycznie wyszkolonych głów, które opanowały i coraz dalej rozwijają technikę.

    (...) Dopiero gdy zabraknie kandydatów do tej armii, której praca myślowa stanowi jedność z pracą maszyny, przemysł będzie musiał,..., zaniknąć.

    Przypuśćmy, że zbawienie duszy okaże się dla wybranych umysłów przyszłych pokoleń ważniejsze niż cała potęga tego świata, że pod wpływem metafizyki i mistyki, które dzisiaj są wypierane przez racjonalizm, nasilające się poczucie satanizmu maszyny ogarnie samą intelektualną elitę, od której wszystko zależy – nic wtedy nie powstrzyma końca tego wielkiego dramatu(...)”

    OdpowiedzUsuń
  17. @ Amalryk

    Rzecz w tym, że już nie będzie żadnej nowej K, o C nawet nie wspominając.

    Sam autor mądrej księgi mówi to w swym ostatnim większym dziele - "Człowiek i maszyna". (Wydanym i dostępnym także po polsku w zbiorze pomniejszych jego pism.)

    I tu nie chodzi o to, że to się koniecznie uda i będzie trwać miliony lat. Bo nie będzie, tysiąca zapewne tez nie.

    Tylko że, podczas gdy my tu grzeszymy Heglem à rebours, Kolega raczy grzeszyć zdroworozumowym materializmem (excusez le mot!).

    Mówi Kolega, czyli cytuje mądrą księgę:

    "Przypuśćmy, że zbawienie duszy okaże się dla wybranych umysłów przyszłych pokoleń ważniejsze niż cała potęga tego świata, że pod wpływem metafizyki i mistyki, które dzisiaj są wypierane przez racjonalizm, nasilające się poczucie satanizmu maszyny ogarnie samą intelektualną elitę, od której wszystko zależy – nic wtedy nie powstrzyma końca tego wielkiego dramatu(...)”

    No dobra, a czy nie wydaje się Koledze, że NIE MA LEPSZEJ RELIGII (z pewnego istotnego pkt. widzenia, bo nie naszego raczej tutaj), niż religia namacalna, obiektywna, "naukowa" i pozbawiająca "człowieka" tej podległej i bezsilnej pozycji, co on ją ma w każdej "normalnej" religii?

    Czyli religia Ludzkości, ach!

    No a proszę do tego dodać tę Kosmicznie Jedyną możliwość OSOBISTEGO ZOSTANIA BOGIEM, choćby i zbiorowym (ale cóż warta indywidualność?), a konkretnie DEMIURGIEM, co dla niektórych jest nawet fajniejsze, niż jakimś biernym, nieskończenie odległym i niepojętym Bogiem.

    (Co zresztą potwierdza się, że ten odległy nie jest specjalnie chwytliwy, na każdym kroku, choćby w kulcie świętych.)

    Tym bardziej, że Demiurg to przecież... I nawet dosłownie "twórca", co się przepięknie komponuj z tym Kolegi inżynierem i zawiłym królestwem maszyny! N'est-ce pas?

    No i my tu, Młodzi Hegliści Na Odwyrtkę, po prostu głosimy, że:

    1. takie tendencje wśród (turpe dictu) "Elit" występują;

    2. adekwatne możliwości (techniczne itp.) są ewidentne i same się pchają niektórym w ręce.

    Odbiór!

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  18. @ Amalryk (drobna poprawka)

    "Wybawiająca go z" raczej niż "pozbawiająca".

    Z "podległej und bezsilnej pozycji" znaczy.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  19. Na marginesie tresury, ewolucji, Ardreya i doborów naturalnych, wczoraj oglądnąłem sobie super ciekawy film opowiadający o inteligencji zwierzaków. (W sumie do dziś trapi mnie pytanie skąd to niby małemu orzełkowi przychodzi do głowy pomysł, aby kopnąć w kuper swojego młodszego braciszka i przejąć całe gniazdo.)
    Akurat o tym nie było, ale było o inteligencji wyuczonej. I powiem szczerze: byłem lekko zaskoczony. Szczególnie umiejętnościami szympansa, zapamiętującego rozsypane numery w błysk fleszu. Tak się skubaniec nauczył! Podaję linka do dokumentu. BBC1 Super smart animals. http://www.bbc.co.uk/programmes/b01by613
    Całości filmu chyba nie oglądniecie, ale parę kawałków owszem.

    OdpowiedzUsuń
  20. @ Amalryk

    Patrz jak tu nieładnie mówią o Twoich korzeniach (że tak to określę):

    http://cogito.salon24.pl/392135,bo-najpiekniej-milczy-trup#comment_5738671

    Miałbyś do tego jakiś komentarz? Naświetl nam to, proszę, do swojej strony, OK?

    Przyznajmy, że istnieją wyjątki. (Mój stary też nie był typowym oficerem LWP, ani nawet typowym profesorem fizyki doświadczalnej, choćby z WAT.)

    Najbliższych krewnych zostaw może na boku, ale powiedz nam coś o reszcie! Durnie, jak ten co się potknął w tańcu, czy wręcz przeciwnie? Genialni aktorzy o umysłach... Przecież nie powiem Einsteina... Niech będzie "Tygrysa"! A więc?

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  21. @Tygrys

    Ja tych chujów z mojego pokolenia wogóle nie znam (jakieś tam Tobiasze i Srasze...), zresztą to trzeba było wyjątkową mendą być aby po '80r. jeszcze tam pchać się.

    Zresztą po latach dowiedziałem sie od matki o ciekawej rozmowie telefonicznej jaką stary odbył w '81r. z jakimś kutasem z Warszawy w mojej sprawie.

    Owoż gdy po studiach upomniało sie o mnie nasze niezwyciężone LWP, to zadzwonili do starego aby go poinformwać iż wystawili mi skierowanie do SPR w Mińsku (Mazowieckim znaczy się), oczywiście z opcją pozostawienia mnie w tej zajebiaszczej formacji, po ukończeniu przeszkolenia i promocji w tej "kuźni talentów".

    Ale stary skutecznie wybił im to ze łbów. Gdy po dłuższych namowach słuchawka zasczekała: "Ależ tow. pułkowniku przecież wiecie jaką mamy sytuację jeżeli nie możemy liczyć na swoich - to na kogo?" Ten im wpalił: "Mój syn ma niewłaściwe poglądy polityczne!" - No i zapanowała cisza głucha.

    (Zresztą, między nami, uważam że to z ich strony ewidentne skurwysyństwo było, wymagać ode mnie jakiś kursów "kroju i szycia" w jakimś SPR WSW aby doczekać się gwiazdek. Gdy taki mój wujoszczak (najstarszy brat mamy) uzyskał ten zaszczytny stopień nie będąc ani dnia w wojsku, od tak dzięki pańskiemu kaprysowi niejakiego ppłk Mitrofana Sołopienko (a jakże ze smierszy ale w polskim mundurze).A niejakiemu Bierutowi to pozostało tylko szybko tę promocję zatwierdzić.

    Co do zdolności obecnych asów wywiadu i kontrwywiadu naszej armii zbawienia wiele do powiedzenia nie mam, oprócz tego,że mam ich w dupie.

    OdpowiedzUsuń
  22. @ Amalryk i WSIe w Mieście

    ====

    @ Wsie w Mieście - patrzcie no! Można się czegoś z tego bloga dowiedzieć? No to właśnie!

    @ Amalryk

    Dzięki! Bardzo ciekawe info. A jak byś jeszcze mógł coś rzec o motywacjach, czy może ino powodach, które wciągnęły Twoich drogich w tę specyficzną orbitę... Co?

    W końcu mojego starego, któren jednak był w zwykłym blaszanym cyrku, a nie wiesz gdzie, a do tego był w sumie naukowcem na dość w sumie przyzwoitej uczelni technicznej, wzięli do woja przemocą po studiach, a kiedy już mógł by sobie teoretycznie odejść, stwierdził, że skoro nie może na Zachód, to w sumie najwygodniej mu nadal pozostać w blaszanym cyrku, no i został.

    Choć fakt, że gość pono w najwcześniejszej młodości biegał po lasach za karabinem w roli obywatelskiego milicjanta, czy jakiejś tego imitacji. Ale krótko, jeśli w ogóle nie koloryzował.

    Twój przypadek (że go tak kokieteryjnie określę) jest, przyznasz, znacznie ciekawszy.

    A co do tej sfery, o której my sobie tutaj, to ciekawe jest to, że po tych studiach mają idiotów, a po błogosławieństwie jakiegoś śmiersza jednak byli ludzie bystrzejsi. Czyżby wszystko na tym świecie tak szybko teraz parszywiało, nie tylko rodzima opozycja?

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  23. @ Tygrys

    A cholera ich wie!Choć każdy wybierał się gdzie indziej, to i tak wylądowali jednakowo; jeden chciał być artylerzystą, drugi lotnikiem ale sowieci mieli własne rozeznanie kadrowe i plany, więc rozmowa była w obu wypadkach krótka albo oficer informacji, albo wogóle.

    Te "rozmowy werbunkowe" chwilami przypominały kabaret. Gdy niedoszły adept lotnictwa, nad podaniem którego do Dęblina pastwił się sowiecki smierszysta, zauważył iż on nie jest adresatem podania tylko Komendant Szk. Lotn.,w odpowiedzi usłyszał; "Młodzieńcze czuj się jakbyś rozmawiał z nadkomendantem wszystkich szkół!" A po zbiciu przez smierszystę wszystkich argumentów za lotnictwem, gdy niedoszły adept wypalił na koniec z głupia, że lotnicy mają jednak najładniejsze mundury, to usłyszał zaraz w odpowiedzi -"Ech durak, durak.To sobie go ubierz!"

    Zresztą inny gość jest Ci potrzebny do koordynowania sprawnego zrywania paznokci i wybijania zębów, a inny do pracy z agenturą. A zwłaszcza do werbunku. Łatwość w nawiązywaniu kontaktów, bezpośredniość i poczucie humoru, ujmujący wygląd,aaa no i kompletna areligijność (te cechy były zauważalne).

    I nie zapominajmy, że sama rzeczywista osłona kontrwywiadowcza UW w zakresie wojsk I-szo rzutowych, była tak ścisła i kilkupłaszczyznowa, że Zachód, tak naprawdę, gdyby nie dezerterzy z komuny, to chuja by na ten temat wiedział.

    Więc zostawało dużo czasu i głownym zadaniem było pilnowanie aby przypadkiem ktoś gdzieś leninowskiej partii nie pierdyknął jakiegoś kuku za pomoca czołgów, lub co gorsza czołgów i samolotów. A z czasem robudowywano tę agenturę znacznie poza obręb koszar, tym bardziej że obowiązek obronny był powszechny, więc tak mile rozpoczętą współpracę podczas odbywania zaszczytnej słuzby wojskowej nawet należałoby kontynuować.

    OdpowiedzUsuń
  24. @ Amalryk

    No patrz pan! Elokwentni, dowcipni, nie całkiem ministranci... Ja to chyba bym się w tamtych czasach od tego śmiersza nigdy nie opędził! ;)

    Swoją drogą, jak w tym ładnie widać, że nawet zgraja tępych biurokratów, jeśli się ładnie umieści w samym centrum i wszystko kontroluje, nie ma się czego obawiać nawet ze strony takich fajnych instytucji!

    W końcu u kacapów Berii się nie udało. (Bo mielibyśmy pieriestrojkę o 30 lat wcześniej i zapewne dawno już byśmy, od Lizbony co najmniej po Władywostok, byśmy śpiewali "Adelitę" w jakimś kołchozie, jeśli nie gorzej. A tak trzeba było czekać na Obamę i jak te pedały z '68 podrosną.)

    No i dopiero chyba Andropow, z tego co kojarzę, miał to właściwe CV. W końcu doszli, ale ile im to zajęło!

    A kochana Unia jest w pewnym sensie jeszcze o wiele lepiej zabezpieczona, z buforami w postaci "państw narodowych" i brakiem ogólno-unijnej armii czy służb.

    Tak sobie luźno kompinuję, ale co ja tam wiem.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  25. @Tygrys

    Śledzie już tak dowcipni i elokwentni nie byli,a o tych skurwysynach, nawet jak na sowiecką bezpiekę, ze specu nie wspominając (dziwna sprawa, że Frydman za starym, aby przeszedł do nich, łaził bezefektywnie pono przez pół roku).

    Enyłej - matołów tam też nigdy nie brakowało, ale "wybrakowywali" ich jak zęby rekina,w tempie ekspresowym; ilość zwolnień równa stanowi etatowemu była osiągana w ciągu 7-8 lat.

    Z kolei dobrych oficerów operacyjnych awansowano niechętnie, raczej łatając nimi, drogą rotacji, "newralgiczne" punkty.

    A centralna biurokracja, jak jest kumata, to nie ma się czego bać - są sposoby i na wielkich kozaków.

    OdpowiedzUsuń