niedziela, lutego 02, 2014

Wieści ze świata kultury

Po tasiemkach zagranicznych kanałów TV biega wiadomość, że przybrana córka Woody Allena i Mii Farrow znowu oficjalnie oskarżyła go o "seksualne wykorzystywanie". (Znowu, bo ta sprawa była już głośna wiele lat temu.) Oczywiście, mogłaby to nie być prawda, ale w tym przypadku jakoś mi się nie wydaje.

Oczywiście - w odróżnieniu od, słusznie czy nie, oskarżanych o podobne rzeczy księży, których przecież łączy to, że są księżmi - tutaj nic nikogo z nikim nie łączy. Na przykład z poprzednio głośnymi (albo i nie) przypadkami tego rodzaju, jak Polański czy Cohn-Bendit.

Ktoś mógłby się upierać, że jednak przecież łączy, ale my wiemy, że nie łączy, bo nie ma prawa. A kto by myślał inaczej, ten zły człowiek, a nawet gorzej, bo anty... I rebe Bratkowski (z córką) bardzo go nie lubi.

A tak przy okazji - cholernie aktualne wydaje mi się to, co jakiś czas temu napisałem o polowaniu na jelenie w dawnej Anglii i Robin Hoodzie. Można by sobie to odszukać, gdyby ktoś nie wiedział o co chodzi, a był ciekaw. (Bez krzty autopromocji w tych czasach nijak!)

* * *

Włączyłem sobie luźno godzinę temu BBC, a tam program o tym pisarzu, co się nazywa D.H. Lawrence (i nie ma go jak po polsku w piśmie odmienić). Ten od "Kochanka Lady Chatterley". Z początku myślałem, że chodzi o tego Lawrence'a (tak to się robi?) z Arabii, tego od "Siedmiu filarów mądrości"... I zacząłem oglądać. Potem mnie wciągnęło, i to nawet bardziej dlatego, że to był ten Lawrence, którego nigdy nie miałem najmniejszej ochoty czytać. Dlaczego, spytacie? A dlatego, odpowiem, że to była czysta ilustracja tego, co na temat pisarzy i spraw wokół nich mówi Coryllus.

Naprawdę - żaden kult jednostki! Przysięgam - nie uważam się za ani o jotę mniej od Coryllusa genialnego! Z ręką na sercu - dostrzegam u niego sporo uproszczeń, nieco prawdopodobnych błędów, lekko (?) paranoiczne nastawienie... Co nie zmienia faktu, że facet mówi rzeczy ogromnie ważne, często ma rację... I wyraża też te swoje prawdy w coraz składniejszy i milszy w czytaniu sposób.

Nawet do naszego Tygrysizmu (SAT, Ardreyizm-Spengleryzm, Szpęgleryzm Stosowany... kära barn har många namn, jak mawiają, i słusznie, Szwedzi) trzeba wprowadzić pewne uzupełnienia pod wpływem Coryllizmu! Jakie, spytacie? A to na przykład, że PRAWDZIWE grupy biznesowe na przestrzeni historii nie różnią się niczym istotnym od MAFII. Czy nawet od tak niepopularnych ostatnio talibów. Kiedy potrafią zawłaszczyć państwo. Hę? - spyta ktoś? Przecież tak właśnie stało się, wieki temu, w Anglii. I to się nazywa... No? No przecie że LIBERALIZM!

Przyznam, że choć historią pasjonuję się (z drobnymi, z początku, przerwami) od ponad pół wieku, to corylliczne podejście wcześniej jakoś do mnie nie dotarło. Albo w każdym razie w śladowej ilości. Zbyt małej. Choć o historii czytam poważne, i czasem wspaniałe, książki, w wielu językach, a do tego Spenglera z Ardreyem. (Których to panów, nawiasem, należałoby z Coryllizmem jak najszybciej zderzyć i doczekać się dorodnego potomstwa. Że o sobie samym, jako o jednym z ojców, nie wspomnę.)

Więc faktycznie - zakres, w sensie obszary i skala czasowa, działania takich Hanz, takich Kompanii Indyjskich, takich... W końcu i wikingowie to byli w dużym stopniu przecież kupcy, prawda? Było to wpradzie, szpęglerycznie rzecz biorąc, bardzo wcześnie, ale jednak całkiem możliwe, że nasze na nich spojrzenie - mimo wydania paru istotnych i przewartowościowujących (ale długie słowo!) całą sprawę książek - bez Coryllizmu, jest niepełne, ślepe i kulawe!

Ich brutalność - i tu Coryllus całkiem prawdopodobnie ma rację - także nie ustępuje żadnej mafii, a jeśli Coryllus ma na przykład rację z otruciem przez Anglików Batorego, z podmienieniem przez nich Iwana "Groźnego"... I całą masą tego typu spraw, a zapewne w niektórych co najmniej z tych przypadków ma rację, no to mafie, te od Al Capone, mogłyby się tu jeszcze sporo uczyć!

A zwykli biznesludzie, spyta ktoś? Jeśli są uczciwi i łagodni, no to po prostu nie są TYMI, o których chodzi. Nie chciałbym nikomu niepotrzebnie pluć do zupy (czy "do kaszy", jak upiera się jedna moja znajoma), ale PRAWDZIWA WŁADZA, a co za tym idzie PRAWDZIWY BIZNES, są gdzie indziej. Po prostu! To, czy nasz słodki biznesczłowiek jest tylko samooszukującym się niewolnikiem i w istocie ofiarą... Nie mnie tu oceniać.

W każdym razie w późniejszej starożytności, bardzo popularne było wyzwalanie niewolników i dawanie im na założenie biznesu. Potem taki, nie tylko że stanowił "klienta", co się wiązało dla "byłego" właściciela ze splendorami, ale także musiał się wypłacać. Czyli całkiem jak... Prawda?

No dobra - zakres działań, i to nawet w bardzo wczesnej epoce. (Jeśli nawet nie wikingowie, choć niby dlaczego nie, to na pewno wiek XV, a w Italii pewnie i znacznie wcześniej. Szpęglerycznie, bo oczywiście Bizancjum, Rzym, świat hellenistyczny itd.) Brutalność. Ja tam zawsze wiedziałem, że historia spływa krwią i te rzeczy, ale jakoś to mi się nigdy aż tak bardzo nie kojarzyło z handlem ŻYWNOŚCIĄ czy TKANINAMI. (To SĄ te cholernie ważne sprawy i dzięki Ci Koryło, żeś mi na to otworzył oczy!)

A przecież z czego się w końcu wzięła wielkość Florencji, Medyceuszy, Anglii i Niderlandów?) Metale też oczywiście są ważne, jak i parę innych rzeczy. Dziś na pewno dochodzi, albo i przeważa, ENERGIA, a wkrótce i WODA. No to to by było nieco tła, ale gdzie tu obiecana tytułowa KULTURA? (Spyta ktoś.)

Kultura też jest z tym związana, i u Coryllusa nie ma prawie kultury, która by nie była dziewką służebną i chłopcem do intymnych przyjemności (kłania się ten i ów z tych, o których na początku) tej właśnie biznesowo-mafijno-(państwowo)-(ponadpaństwowo)-militarno-prawno-ubeckiej zgrai, która nam miłościwie. Teraz i zawsze - co najmniej od chwili, gdy dana K/C przyswoiła sobie użycie pieniądza.

O przepięknym tekście Coryllusa "Tani jak bard" już wspominałem, a nawet obwołałem to Blogowym Tytułem Roku. No i właśnie ten D.H. Lawrence to był jeden z takich "bardów", jakich te mafie do urabiania lemingów i paraliżowania woli ew. opozycji potrzebują, i jakich bez trudu zawsze sobie znajdą.

Chłopię z ludu, z rodziny górników, cholernie pracowite w tym swoim pisaniu (w końcu geny arbetarklassen), które ciągle szukało inspiracji w podróżach i w ogóle, nie tylko od życia klasy pracującej, którą tak skutecznie opisywał, ale od zwykłego życia zwykłych Anglików, uciekało jak najdalej - a to do Włoch, a to do Nowego Meksyku...

I oczywiście obalało przesądy, niszczyło tabu. Fajne jest, że w tych swoich poszukiwaniach i inspiracjach, w owym niespokojnym i nie mogącym znaleźć ukojenia okresie między wojnami (kiedy to różne świry, w rodzaju "von" Misesa szalały), gość otarł się (co najmniej), o faszyzm... Późniejsze feministki oskarżają go też o najpaskudniejsze, w ich rozumieniu, rzeczy... Rasizm? Oczywiście!

A jednak jakieś grupy tzw. INTELIGENCJI (krytyków, nauczycieli akademickich, pismaków) postawiły akurat na niego - no bo obala, przełamuje, nowatorski - i teraz nie odpuszczają. W programie BBC, o którym tu wspomniałem, jakaś taka mówi np. że "kompletnie się nie zgadzam z żadnym jego poglądem, ale jego podejście do życia, jego szukanie prawdy, jego PRZEŁAMYWANIE... Ach, jakież to wspaniałe!"

Po prostu - kiedy ktoś na to przełamywanie i na tego D.H. kiedyś postawił, napisał o nim na przykład doktorat, albo długi artykuł do periodyku, no to teraz przecie nie powie "pomyliłem się, to faszysta i myzogin, te wszystkie lata spisuję na straty przechodzę na..." powiedzmy... "Gombrowicza!" Prawda? Tak to właśnie działa i naprawdę głupio, że to dla nas nie jest absolutnie oczywiste. No bo jak miałoby niby działać?

No dobra, teraz płęta (czy jak to się po naszemu pisze)... Więc najpiękniejszą być może ilustracja tych tez Coryllusa o bardach i pisarzach... A w każdym razie prześliczną perełką na koniec... Było zakończenie, kiedy na tle przewijającego się już kto trzymał lampę, a kto podawał kawę, jeden z tych intelektualistów stwierdził, że, cytuję: "D.H. Lawrence był PRO-LIFE. Nie w sensie politycznym, ale w takim prawdziwym."

"Pro-life", gdyby ktoś nie wiedział, to znaczy "dla życia", i oznacza, w dzisiejszym kontekście, grupy i organizacje walczące z zabijaniem nienarodzonych dzieci. Tutaj zostało to zawłaszczone (paskudne słowo, swoją drogą) przez lewiznę, skandalizm i "obalanie stereotypów". (W wykonaniu znieprawionego, przekupionego i zagubionego mentalnie syna ludu. Wspieranego przez hordy tego typu gęgaczy, jak ten, który to powiedział. Wspieranych zza kulis przez... No przez kogo? Czytaliście uważnie to wiecie!)

Czyż może być piękniejsza ilustracja i bardziej dobitne potwierdzenie tego, co mówi Coryllus o bardach, pisarzach i ich mocodawcach? Oraz o ich PRAWDZIWEJ roli w tym całym przedstawieniu?*

---------------------------------------------------

* Conradowi się np. od Coryllusa obrywa, i zapewne słusznie. O Gombrowiczach, Herbertach i Bobkowskich nawet nie warto wspominać, choć Coryllus pisze o nich rzeczy fascynujące, których w większości nie wiedzialem, bo i skąd, skoro tych panów nie mam zwyczaju czytać.

triarius

1 komentarz:

  1. Nie żeby to kiedykolwiek ktoś miał przeczytać, ale uprzejmie donoszę, że jakieś pamiętniki Bobkowskiego niedawno przeczytałem. Dość interesujące, choć żadne wielkie cudo. Gość mi na agenta zdecydowanie nie wygląda. Gdyby tak piszący mieli być agentami, to kim byliby faceci w rodzaju K*wina itp.? Trzeba by dla nich jakaś specjalną nazwę wymyślić, albo stworzyć jakieś taksonomiczne kategorie.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń