Zrobiłem sobie krótką przerwę w ćwiczeniach, rozwaliłem się w fotelu i przymknąłem oczy. Natychmiast na ekranie wyobraźni pojawił mi się taki oto obraz... (A może zresztą to był mem?) W każdym razie coś, jak takie klasyczne zdjęcie asa lotniczego z ostatniej oficjalnej światowej wojny: widzimy otwartą kabinę myśliwca i kawałek burty, na tej burcie spora ilość niewielkich swastyk, jakimi alianccy piloci mieli zwyczaj oznaczać własne zestrzelenia.
Dziwne były w tym dwie rzeczy: Po pierwsze, że ten myśliwiec to musiał być Messerschmitt ME-109 - kanciasty kształt z widocznymi nitami, kabinka wyraźnie ciasna... Po drugie, że za sterami siedziała tam, niesamowicie uradowana i wznosząca do góry dwa palce w geście (alianckiego zresztą) zwycięstwa... Nasza, jakże dobra znajoma, Merkela. W rozpiętej pilotce na ślicznej główce, w skórzanej kurtce, z szaliczkiem, i w ogóle jak Bóg przykazał.
Było to z całą pewnością zrobione Photoshopem i od razu wiedziałem, że moja wyobraźnia płata mi dzikiego figla - nie wiem, czy zjadłem coś ze sporyszem, czy do wody w kranie ktoś dodał jakichś halucynogenów (kto to mógł być i po co to zrobił!?), bo przecież wiem, iż kabina ME-109 była niesamowicie ciasna i ktoś tak przysadkowaty, jak Matka Europy Merkela, nigdy by się tam nie wcisnął. Naprawdę dziwna sprawa! (Cóż zresztą dziwnego w tym, że matka stu milionów dzieci może mieć od tego nieco przysadzistą figurę?)
A potem otworzyłem oczy, znowu pozwoliłem telewizorowi gadać, co mu wcześniej zamknąłem gębę... Na tych wszystkich zachodnich kanałach, co je mam, niezliczeni eksperci znowu rozgdakali się na temat dzisiejszego zamachu w Monachium. Ci eksperci bez cienia wątpliwości funkcjonują zgodnie z "zasadą szwagra", którą kiedyś sformułował mój ojciec, a o której tu kiedyś wspomniałem. Zasada jest trywialnie prosta, naprawdę żadne błyskotliwe odkrycie, obaj potrafiliśmy dokonywać większych odkryć, ale ładnie się nazywa i z całą pewnością jest prawdziwa.
Idzie to tak, że "ktoś ma szwagra i ten szwagier potrzebuje być dyrektorem muzeum, no to się zakłada Muzeum Lenina w Poroninie". Pstryk i wszystko jasne! Dokładnie tak samo musi być z tymi wszystkimi ekspertami od terroryzmu. Opowiadają rzeczy niesłychane na zmianę z tak trywialnymi, że baby w maglu by się tego powstydziły. Tym razem na przykład zachodzili w głowę, dlaczego dotąd nie było islamistycznych zamachów w niemczarni, a teraz nagle są.
Coś tam próbowali wymyślać, ale szło im fatalnie. Ja tam żaden ekspert, jednak moja własna hipoteza, która mi się momentalnie zalęgła w głowie, kiedym tylko usłyszał o tym poprzednim zamachu, tym z poniedziałku, jest taka, że Państwo Islamskie ("tak zwane" oczywiście, bo poza posiadaniem szwagra trzeba jeszcze pilnie tego "tak zwane" przestrzegać, w każdym możliwym zresztą języku) po prostu nie chciało robić w niemczarni zamachów, zanim nie wprowadzi tam paru milionów "uchodźców".
A dlaczego teraz już uznali, że mogą? No bo po pierwsze milion już mają, więc mogli uznać, że od biedy wystarczy, a poza tym szeroko pojęte Merkele i ich przeróżne przydupasy już się tak ostro w miłość do tych "uchodźców" zaangażowały... I w niezliczone korzyści, jakie to niemczarni wraz z całą Europą przynosi, że nagle się z tego - zamachy czy nie - wycofać nie mogą, i prędzej będzie tam wojna domowa, co Państwu Islamskiemu ("tak zwanemu" oczywiście) jak najbardziej pasuje, niż coś się pokojowo zmieni.
No bo jak by się miało zmienić? Merkela, szeroko zresztą pojęta, przeprosi, odda władzę... (KOMU NIBY?) I spakuje szczoteczkę do zębów, czekając grzecznie na sprawiedliwy wyrok... Tak? Potraficie sobie to wyobrazić? Fakt, że gdyby jakiś rzymski cesarz wyciął, tak całkiem od niechcenia, z czystej fantazji, Rzymianom takiego figla, jakiego Merkela ostatnio wycięła niemczarni... No bo do Polski na razie się tych "uchodźców" wyeksportować nie udało, więc cała sprytna intryga sprytnym intrygantom wybuchła w samą mordę.
Ale co ja gadam? Gdzie "wybuchła"? Naprawdę dodali coś do tej wody. Merkela sobie wesoło żyje, a lud roboczy miast i wsi prosi o więcej i wielbi. Tym niemniej pozostaje faktem, że jakiegoś starodawnego cesarza to by już dawno psy w postaci ścierwa nad Tybrem... Tylko co to ma wspólnego z dzisiejszym lemingiem, choćby i niemieckim?
Nie wiem, może mi te izometryczne ćwiczenia, com je od niedawna zaczął robić, naprawdę intensywne jak cholera, jakoś tak robią, że krew nie dopływa, albo właśnie dopływa, i zbiera mi się na fantazje, wizje i dziwne, historią napędzane myśli. Jednak machanie hantlami jest bezpieczniejsze!
triarius
Merkelowa to agentka-jedyne pytanie to czyja?zreszta to nie wyklucza faktu ze tez moze byc idiotka ale nie bardzo mi sie chce wierzyc ze cala niemiecka wierchuszka to idioci(bo przeciez tu caly czas chodzi o "szeroko rozumiana" Merkel),za to w ich agenturalnosc uwierzyc moge.Moim zdaniem to USA ich rozwala ale dopuszczam ze sie myle i jest powiedzmy agentura NWO.
OdpowiedzUsuńPiotr34
Bf 109, przede wszystkim, miał nisko osadzoną miskę fotela (na spadochron siedzeniowy pilota) co skutkowało zupełnym brakiem widoczności przy kołowaniu i bardzo kiepską widoczność do tyłu. (Z resztą każdy z niemieckich experten latał z bocznym, którego zadaniem była ochrona tylnej półsfery "eksperta" - ów boczny w żargonie niemieckich pilotów myśliwskich nosił, nie wiedzieć czemu, swojsko brzmiące określenie "Katschmarek")
OdpowiedzUsuńPiloci alianccy nie malowali na burtach kabiny swastyk tylko czarne krzyże, w wypadku strącenia Niemca, bądź miniaturkę flagi wschodzącego słońca w wypadku strącenia Japończyka. (Niemcy malowali kreskę na stateczniku pionowym, a w wypadku experten często okrągłą cyfrę zestrzeleń w wieńcu z ew, miniaturką Ritterkreutz'a - bo jak tu zmieścić dla utrwalenia wyniku rekordzisty wszechczsów "Bubbi'ego" Hartmann'a 352 zestrzały; gdy setny as na liście Luftwaffe miał na koncie 102 zwycięstwa powietrzne...)
To ja tyle w kwestii formalnej...
Niewątpliwie masz rację (w kwestii formalnej). W latach szkolnych okrutnie się przez parę lat podniecałem lotnictwem drugiej wojny, ale minęła masa czasu i dobry doktor swoje uczynił.
UsuńJednak coś mi się tak mgliście (jak to u mnie) kojarzy, że gdzieś jednak jakieś takie swastyczki widziałem. Jeśli nie, to cóż - krzyże by mi słabiej pasowały do narracji. I tak mi cały śliczny dramatyzm tym komętem zniszczyłeś, niedobry człowieku! ;-)
Pzdrwm
Trafiały się też swastyki, ale rzadko... (przeważał balkenkreuz)
OdpowiedzUsuńhej Tygrysku, przerwalo nam rozmowe, od kilku dni probuje bezskutecznie sie dodzwonic, mialam Ci cos wyslac ale nie dostalam namiarow, danych. jesli pisales na maila, to wiedz, ze nie moge go otworzyc, odezwij sie. marysia
OdpowiedzUsuń