Dlaczego ekonomia jest taka ważna? Dlaczego wpływa na wszystko i decyduje o wszystkim? Dlaczego akurat ona? Co za trywialne pytanie, prawda? Każdy w miarę myślący uczeń liceum odpowie. (Przynajmniej jeszcze chwilowo, bo za lat dziesięć będzie umiał tylko elokwentnie wytłumaczyć dlaczego kocha Ojrounię. Zaś za lat 15 zrobi to już nawet nie w rodzimym języku, tylko w jakimś nowym, ojropejskim volapüku.)
Cóż nam zatem odpowie ten przemądry licealista? Że "w końcu żeby cokolwiek, trzeba mieć odpowiednie zasoby, żeby zaś mieć zasoby, trzeba produkować, wymieniać..." Tak nam odpowie, taki będzie ogólny tenor jego wypowiedzi. Coś w tym oczywiście jest, nawet sporo, choć na marginesie pozostaje jednak masa spraw: więzi rodzinie i plemienne, niechęci osobiste i międzygrupowe, seks, religia, sztuka i poezja...
Można to oczywiście próbować interpretować w tych samych ekonomicznych kategoriach - to właśnie robi klasyczny marksizm, ten od George'a Lucacsa i Małej Historii WKP(b). Można to też ignorować, mrugając niejako do słuchacza/czytelnika okiem, dając mu do zrozumienia, że I TO dałoby się ekonomicznie wytłumaczyć, ale akurat zajmujemy się ważniejszymi sprawami. To naprawdę przepiękna intelektualna tradycja, ciągnąca się od Oświecenia. (Fanfary, werble, chóry starców zawodzą.)
Można jednak, choć fakt, że idzie to pod włos całej tej wielkiej intelektualnej tradycji, spojrzeć na całą tę sprawę od innej strony. Otóż może jest tak, że ekonomia służy do wyjaśniania wszystkiego - przynajmniej w historii i życiu społecznym - po prostu dlatego, że daje się stosunkowo łatwo ująć racjonalnym umysłem. Takim działającym algorytmicznie, niczym komputer, operującym pojęciami i logicznymi operacjami, wyciągającym logiczne wnioski z założeń.
Ujmując sprawę inaczej: jest stosunkowo nietrudno stworzyć sobie taki umysłowy model realnej ekonomii, jakoś tam do ekonomicznej rzeczywistości przystający i swymi "mackami" dotykający innych aspektów życia. W końcu wszystko się jakoś z ekonomią wiąże, co do tego nie ma wątpliwości. Zresztą wszystko w historii i życiu społecznym się ze sobą wiąże, więc nie jest to nawet żadne epokowe odkrycie.
Oczywiście to, jak ten model przystaje do realnego życia, to już inna sprawa. Można by też, i należałoby z pewnością, naświetlić kwestię istotnych różnic pomiędzy newtonowskim modelem wszechświata - który stał się inspiracją (co najmniej!) dla Woltera i potem całego Oświecenia (które nam się, jak źle przetrawiony obiad, odbija do dzisiaj) - a tym, co oni "na jego podstawie" stworzyli. I co do dziś daje "naukowe podstawy", oraz po prostu czelność, różnym naprawiaczom świata, do tego nieszczęsnego świata naprawiania. Ale to już, Deo volente, innym razem.
Uznałem, że całą tę kwestię warto tu poruszyć, ponieważ ostatnio się na te tematy sporo zastanawiałem i całkiem niedawno olśniła mnie pewna związana z tym myśl. Otóż, wbrew temu, co się powszechnie uważa, ustrój polityczny zdaje się mieć znacznie wyraźniejszy związek ze sprawami militarnymi, niż z ekonomią! Jasne, liberalizm nie da się zasadniczo oddzielić od demokracji, bo to dwie strony tego samego zjawiska. (Czysto angielskiego, nawiasem mówiąc, jak to dobitnie wykazuje Spengler, a tylko bez wielkiego sukcesu zaszczepionego w innych krajach, nie będącymi wyspami, i skutkiem tego nie potrafiącymi w tym samym stopniu uciec od polityki zagranicznej. Fascynująca sprawa, ale, Deo volente, też na inny raz.)
Feudalizm też da się w dużej mierze sprowadzić do czynników ekonomicznych. Tutaj nawet ortodoksyjni marksiści nieprzesadnie bredzą. Zresztą zapewne dlatego, że z ekonomią było w tamtych warunkach na tyle cienko, że decydowała ona o sporej ilości istotnych spraw, po prostu z konieczności. Najpierw trzeba było mieć coś do zjedzenia, paszę dla koni i jakieś mordercze narzędzie - potem dopiero można było dokonywać podbojów czy fundować rotundowe kościoły z apsydami.
Jednak inne epoki przedstawiają już odmienny obraz i dość trudno jest sprowadzić je do działania "niewidzialnej ręki rynku" w jakiejkolwiek postaci. Choćby bardzo zawoalowanej. A na tym w końcu opiera się cała ta oświeceniowa wizja społeczeństwa i historii. No więc weźmy na warsztat (nie ma jak ekonomiczna terminologia!) ustroje polityczne.
Pierwotne grupy plemienne i taka luźna "demokracja"... Daje się to całkiem łatwo pogodzić i wytłumaczyć: każdy sprawny, zdolny do walki mężczyzna był cenny, a więc i "ustrój polityczny" mieli taki, by to uwzględnić. Gdyby tak nie było, byliby niezadowoleni, spoistość grupy by ucierpiała... Oczywiście tutaj nie tylko aspekt "militarny" wydaje się ważny, bo np. sprawa polowania także. (Z tym, że polowanie daje się traktować jako działalność "paramilitarna".)
Neolityczne wioski - w sumie podobnie. Wczesne państwa, jak te w Sumerze czy Babilonii... Tutaj rolnicy i rzemieślnicy tyrali, mobilizowani byli jedynie w momentach wyjątkowo krytycznych, a i tak wartość bojową przedstawiali sobą niewielką. Siłę zbrojną stanowiły stosunkowo elitarne, stosunkowo niewielkie siły zbrojne, karne i zdyscyplinowane. Ustrój polityczny - zamordyzm z silnym zabarwieniem religijnym, czyli między monarchią a teokracją. Nie był to całkowity absolutyzm, choćby dlatego, że zbrojna ręka władzy miała problemy z dotarciem na miejsce.
Miała problemy nawet z dowiedzeniem się o tym, że ktoś coś knuje czy się ma ochotę zbuntować. Stąd terror, kiedy już się autorytet państwa zaangażowało, ale brak kontroli, kiedy jeszcze nie. I tak niewielu było ludzi, którzy by nie musieli cały czas tyrać ze zgiętym grzbietem, a więc mieliby czas i energię na jakieś knucie czy ambitne plany.
Epoka brązu... Wyjątkowo fascynujący okres! Tutaj ekonomia, oczywiście i jak zwykle, odgrywa swoją rolę. Zawsze w końcu ją odgrywa. Ale i tu także bezpośrednio zdaje się oddziaływać aspekt militarny. Mamy więc masy ludu, przygiętych do ziemi i posługujących się drewnianym oraz kamiennymi narzędziami... Trzeba bowiem pamiętać, że brąz był rzadki i niezwykle drogi! Dlatego przede wszystkim, że wymagał cyny, ta zaś występuje w stosunkowo nielicznych miejscach, w dodatku dość odległych od centrów ówczesnej kultury. (To oczywista sprawa dla ludzi mających styczność z prehistorią, ale może nie każdy inteligentny licealista to dzisiaj wie, więc mówię.)
Mamy więc tych rolników grzebiących w ziemi i mamy wyposażoną w broń z kosztownego brązu arystokrację. W dodatku szybko zaczyna ona jeździć rydwanami - bardzo wyrafinowanymi pojazdami, proszę mi łaskawie uwierzyć! No i walczyć z nich. Do tego łuki kompozytowe - także wymagające b. wyrafinowanej technologii. I cała ta arystokratyczna, rycerska kultura, włączając w to inne aspekty technologiczne, których było całkiem sporo.
Potem mamy wiek żelaza i cały ten system się załamuje. Mamy "ludy morza", mamy Hyksosów, mamy wojnę trojańską... A potem mamy tzw. okres "geometryczny" i w ogóle "ciemne wieki" w klasycznej historii. Broń się demokratyzuje, bo żelazo jest bez porównania łatwiej dostępne, kiedy już opanuje się technologię jego produkcji. Rydwany zaś mogły być straszną bronią wobec spędzonej pod przymusem zbieraniny... A nawet wobec zbieraniny broniącej swego domu, ale niewyszkolonej i pokręconej reumatyzmem... Ale przecież jako broń dalekiego zasięgu, strategiczna, rydwan był dość niewydolny.
Nie było wiele dobrych dróg, a teren np. Grecji całkiem się do dalekich rydwanowych rajdów nie nadaje. Wojna epoki brązu dość szybko musiała się przekształcić w wyrafinowaną, elegancką wojaczkę z udziałem traktujących się z szacunkiem, równych sobie rycerzy. Niemal coś w rodzaju brutalniejszego turnieju. (Co w sumie widać w Iliadzie, która, choć pochodzi z o wiele późniejszejszych czasów, odnosi się do schyłku właśnie epoki brązu.)
A więc mamy to wytworne rycerskie społeczeństwo, a tu nagle wkracza nam na plac zgraja dobrze uzbrojonych kmiotów, którym nie imponują już nasze rydwany. Ludowa piechota wygrywa z arystokratyczną szarżą uzbrojonych w łuki lekkich pojazdów - mamy chaos, okres przypominający epokę wikingów, ale w sumie b. demokratyczny, pomiędzy równymi oczywiście. Ci co nie potrafili lub nie chcieli walczyć, zostawali niewolnikami. (Jak zawsze.)
Ateny to b. sławny przypadek, ukochany zresztą od tysiącleci przez różnych mędrków. Oficjalna wersja głosi, że oni tam coś w łebkach swoich skojarzyli i stworzyli sobie taką namiastkę demokracji. Demokracja ta była o tyle niepełna i niedoskonała, że nie zawierała elementu judeo-chrześcijańskiego. Oczywiście z akcentem na judeo, bo to jest przecież to, co stanowi o postępie, humanitaryźmie i w ogóle wszelkiej cudowności. Przenikając wszystko jak jakiś świecki Duch Święty, ach! (Fanfary, werble, chóry starców zawodzą. Jak by mogły nie?!) Można by to fajnie rozwinąć i by należało, ale to także, Deo volente, w przyszłości.
W sumie jednak każdy kto coś więcej o starożytnych Atenach wie, musi zauważyć, iż tamta demokracja nie wynikała ze światłych chęci takiego starożytnego Borrella, który się nazywał Perykles, tylko z dość oczywistych faktów i zjawisk. W ogromnej mierze właśnie militarnych. System arystokratyczny, czyli oligarchiczny, opierał się na hoplitach - formacji w której służyli zamożni obywatele.
Choćby dlatego, że hoplici musieli sami się wyekwipować, byli zaś w dużym stopniu uzbrojeni i opancerzeni brązem, ten zaś był nadal kosztowny. Plus szkolenie, plus odpowiednie morale (nie mylić z moralnością!). W sumie służba wojskowa stanowiła zaszczyt i przywilej, co zresztą nie jest wcale w historii rzadkie. No to i system był arystokratyczny.
Kiedy jednak decydującego znaczenia nabrała flota, a w niej potrzebne były masy wioślarzy... Grecy zaś używali jako wioślarzy wolnych obywateli, przynajmniej z reguły... Wtedy zaczynają się tendencje demokratyczne, które często zwyciężają. Czy to w postaci "autentycznej" demokracji - oczywiście z masą demagogów (bo inaczej się nie da), ale z ludem mającym zdecydowanie dużo do gadania; albo też w postaci rządów tyranów, popieranych przez lud (!), przeciw starej arystokracji.
Pod względem militarnym, obok wioślarzy i floty, nie bez znaczenia jest też wzrost roli lekkich oddziałów piechoty. Aby się wyposażyć w procę (nie taką na gumę, tylko taką jak miał Dawid na Goliata), naprawdę nie trzeba być bogatym. A by się nieźle wyszkolić, wystarczy paść owce i umilać sobie czas strzelaniem do celu. (Choć to raczej w sumie rzucanie, niż strzelanie. Wiem, bo sam z procą eksperymentowałem, a nawet chciałem o niej pisać doktorat.) Albo odganianiem wilków, co ma także aspekt b. praktyczny. Są na to udokumentowane przykłady nawet z dzisiejszej Turcji.
Tutaj przeskoczymy epoki, może kiedyś (Deo itd.) to nadrobimy. (Przede wszystkim przeskakujemy fascynującą, ale też skomplikowaną, kwestię Rzymu, oraz niemal równie fascynującą i niewiele mniej skomplikowaną kwestię królestw hellenistycznych. I one jednak dobrze przystają do naszkicowanego tutaj schematu.) W każdym razie potraktujemy je b. skrótowo. A więc mamy system feudalny i rycerstwo. Potem mamy armaty - b. kosztowne, ale straszna broń wobec murów rycerskich zamków! - i wzrost państwowego centralizmu.
Potem państwa w stylu osiemnastowiecznym, jak Prusy Wielkiego Fryca, a tam nieliczne zawodowe armie (choć u Fryca w większości z przymusowego poboru - w sumie wieloletnia służba, obowiązkowa, ale tylko dla części możliwych rekrutów, plus sporo wojsk najemnych, coś jak wcześniej szwedzkie armie Gustawa Adolfa czy Karola XII), manewrujące jak po szachownicy... I pełny państwowy zamordyzm, przynajmniej w zamierzeniach, bo środki komunikacji i przekazu informacji trochę za tym szczytnym ideałem nie nadążały.
Armia też nie opierała się przecież na jakimś patriotyźmie czy woli walki, tylko na brutalnej dyscyplinie - po prostu terrorze. I to samo w "cywilnym" społeczeństwie. Które miało tyrać, by król miał na swoją armię, a poza tym morda w kubeł! Co najwyżej pograć wieczorem na wiolonczeli na towarzyskim spotkaniu.
Potem mamy milionowe armie rewolucyjne i napoleońskie. Co musiało, jak nas uczy cała ta wcześniejsza analiza, doprowadzić do wzrostu demokracji. Oczywiście demokracja to abstrakcyjne pojęcie, przeważnie, albo i zawsze, ktoś tym manipuluje. Ale jednak kiedy mu się nie uda, jest marnie. Przeważnie do władzy dorywa się ktoś inny, dający większe nadzieje, że mu się uda. To znaczy tak bywało, bo z demokracją się obecnie żegnamy.
Częściowo już się zresztą pożegnaliśmy, ponieważ po ostatniej wojnie milionowe armie odchodzą w zmierzch, zastępowane przez armie zawodowe... Zaś zasadniczą linią obrony dla najbardziej rozwiniętych państw zachodu stały się rakiety dalekiego zasięgu. Jaki to ma związek z systemem politycznym tych krajów? Wydaje mi się, iż taki, że systemy rakietowe są pod kontrolą ekspertów - ktoś musi je projektować, planować sposób ich użycia, przewidywać kto i kiedy ma nacisnąć czerwony guzik... Ludowi nic do tego, byłoby to zresztą absurdem, gdyby miało być inaczej. I co mamy w systemie politycznym tych krajów, że spytam?
Mogę też, na marginesie niejako, spytać czy jest zatem cokolwiek dziwnego w fakcie, że wszelkie leberały, łącznie z Guru Korwinem, tak elokwentnie i z takim przekonaniem przemawiają za w pełni zawodową armią, zwalczając niczym najgorszą zarazę wszelką ideę armii narodowej z poboru? Dla mnie nie ma! I jeszcze bardziej na marginesie mogę dodać, że właśnie te brednie (czy gorzej - kłamstwa) na temat całkiem podstawowych spraw militarnych były tym, co otworzyło mi oczy na istotę i skutki działalności Korwina.
To była dygresja, wracajmy do naszych baranów. Sorry, do naszych rakiet. Co mamy? Prawnik na prawniku, przepis na przepisie. Prawda? Demokracja to już nie realizacja woli większości, tylko odpowiednie stosowanie mądrych przepisów, wydanych przez "przedstawicieli ludu". Jakoś tam przez ten lud wybranych, ale bez żartów - każdy wie, jak to w praktyce wygląda. No a jakie te przepisy? Jeden mniej zrozumiały, bardziej mętny od drugiego... Zgoda?
Nie da się uniknąć refleksji, że o to właśnie chodzi. O to najbardziej! Żeby normalny człowiek, tzw. "obywatel", siedział cicho i nie zabierał głosu. Nie peszył swym głosem certyfikowanych ekspertów. Od ich stosowania, przepisów znaczy, od ich egzegezy, są uczeni w piśmie. Ludowi wara! Jest analogia? Moim zdaniem bardzo wyraźna. Wewnętrzna polityka tych krajów dokładnie odzwierciedla ich system obrony: wszystko zaszyfrowane, a na ew. wrogów miażdżąca w założeniu techniczna nawała żelastwa i materiałów wybuchowych.
Strategia odstraszania krótko mówiąc, choć szyfrowanie wszystkiego co istotne wydaje mi się co najmniej tak samo ważne. A kiedy ktoś państwu naprawdę podpadnie, to wszędzie - dzięki międzynarodowym umowom i międzynarodowym naciskom - sięgnie go zemsta... To takie prawne rakiety balistyczne. (No, nie całkiem wszędzie, bo przestępcy należący do Lepszej Rasy mogą się zawsze skutecznie ukryć w Ziemi Świętej Świeckiej. Ale to już stosunkowo uboczna sprawa wobec zasadniczego wątku naszego wywodu.)
A że nigdy nie może się obyć bez wzniosłych haseł, bez mantr skutecznie usypiających korę i sumienie późnego, wielkomiejskiego leminga... (Wykształconego, ale oczywiście nie na tyle, by miał się swym wulgarnym rozumem porywać na zrozumienie obowiązującego Prawa. Od tego są przecież Rabini. Sorry - Eksperci!) Tak więc hasło i sztandar "Demokracji" - które to hasło ten czy ów bezczelny prostak mógłby jednak próbować w porywach chamstwa interpretować... I mogło by mu wyjść, że to na przykład "władza ludu"...
I co by było? Więc to hasło zastępowane jest przez "Prawa Człowieka". Tutaj już nie ma cienia ryzyka, że ktokolwiek spoza grupy certyfikowanych rabinów zdobędzie poklask lemingów własną interpretacją tematu! (Zresztą prawica, czyli ludzie względnie wciąż zdrowi psychicznie, samym tym pojęciem się po prostu brzydzi. I słusznie!) Zaś wyspecjalizowani w tym akurat Eksperci noszą nazwę "Autorytetów", to tak na marginesie. Nie ma więc cienia ryzyka, że ktoś spoza tego doborowego grona mógłby to interpretować. Gdyby próbował, każdy przytomny leming od razu wie, że to przejaw schizofrenii bezobjawowej.
To ostatnie pojęcie nie zostało jeszcze wprawdzie oficjalnie w Medycynie przyjęte, Medycyna bowiem nie nadąża za Prawem w dążeniu do Postępu, jednak to się po prostu wie, a Medycyna w końcu też zaległości nadrobi. Bo czyż już na wielu frontach ich ładnie nie nadrobiła? W Medycynie, przy społeczeństwie tak doszczętnie spacyfikowanym jak obecnie, naprawdę jest potężna siła! Siła która łatwo poruszy z posad bryłę świata. Zapamiętajcie moje słowa! (Jeśli oczywiście wcześniej się wami nie zajmą gorliwi sanitariusze i świadomi swych obowiązków lekarze.)
Kiedyś więc na Zachodzie była "Demokracja", na Wschodzie zaś "Walka O Pokój"... Której nikt oczywiście nie ośmieliłby się samodzielnie interpretować, bez pozwolenia z wiadomo skąd. No to teraz mamy "Demokrację", która z dnia na dzień coraz bardziej ma być rozumiana jako "Prawa Człowieka". Co oznaczają "Prawa Człowieka"? Każdy nastojaszczij Człowiek oczywiście wie, że oznaczają dokładnie to, co sobie Światła i Miłująca Ludzkość Władza życzy, i co wyraża ustami Autorytetów. Jeśli tego nie rozumiesz, to nie jesteś Człowiek! A jeśli nie jesteś też szympans ani gibbon, no to przykro mi bracie, ale... Sam wiesz - takie są Nieuniknione Prawa Historii!
No dobra. To by była całkiem niezła puenta, jak sądzę, ale ja mam jeszcze coś lepszego... W całkiem ostatnich czasach zagrożenie dla rozwiniętych państw zachodu w dużej mierze przeniosło się z rakietowego, termojądrowego ataku, na atak terrorystyczny. Przy czym metod ściśle technicznych jest do wyboru skolko ugodno. Jak się przed tym te państwa zabezpieczają? Na kim spoczywa odpowiedzialność?
Zdziwiłbym się, gdyby czytelnik, który do tego miejsca ze zrozumieniem doczytał, odpowiedział jakoś zdecydowanie inaczej, niż TAJNE SŁUŻBY. Mamy więc wszechobecne, z każdym dniem bardziej wszechobecne, kamery... Mamy więc wszechobecne podsłuchy, grzebanie po prywatnych komputerach... Czytanie prywatnych mailów... Krótko mówiąc mamy coraz powszechniejszą inwigilację. Istny raj dla różnych szpiegów i szpicli. (Nie wypowiadam się w tej chwili na temat tego, na ile jest to konieczne a na ile nie, oraz kto za ten stan odpowiada. Zresztą o tym już parę razy mówiłem, można poszukać.)
Z czego wynika, jeśli oczywiście cały ten wywód ma cień sensu, że obecnie decydującej roli politycznej nabierają ci właśnie szpicle i szpiedzy, agenci i tajniacy - innymi słowy tajne służby. W Polsce dość trudno to ocenić, bo i za PRL'u miały sporo do powiedzenia, choć między '56 a Jaruzelskim to jednak chyba Partia administrowała tą prowincją sowieckiego imperium, a ubecja jej, z większą czy mniejszą ochotą, służyła. (Zaś wojskowa razwiedka, przynajmniej do Jaruzelskiego, realizowała przede wszystkim bezpośrednie rozkazy z Moskwy, więc też nie rządziła.) Jednak na tzw. Zachodzie bardzo bym się zdziwił, gdyby przewidywane tutaj przeze mnie zjawisko nie miało miejsca. W takim zaś razie nasz (nieszczęsny) kraj znalazł się wreszcie na samym froncie postępu, wow! (Co robią chóry starców? Każdy już wie, prawda?)
Że zaś nie dostrzegam żadnej realnej możliwości, by szybko zmienił się układ militarnych zagrożeń wobec Zachodu i jego militarny system (bo traktujemy tutaj wszelkie agentury jako integralną część tego systemu) - nie widzę też możliwości, by coś ten wzrost roli przeróżnych tajniaków mogło zatrzymać. No i oczywiście nie jest tak, by to rakietowo-talmudyczne, możliwe do zrozumienia i należytego zinterpretowania jedynie przez uczonych w piśmie z państwowym (?) certyfikatem, "Prawo" nie miało i tutaj ogromnego znaczenia. To "Prawo" i działania tych wszystkich szpicli pasują do siebie w istocie jak płaszcz z podszewką, jak dwa kawałki układanki, jak Villon i Gruba Małgośka ("w bordelu kędy mamy zacne leże").
Jakie kto sobie z tego chce wyciągnąć wnioski, to już jego sprawa, ale zachęcałbym do przemyślenia całego problemu, który wydaje mi się intelektualnie interesujący, a do tego wynikają zeń dość konkretne przewidywania na przyszłość, także tę całkiem niedaleką.
No a poza tym, narzuca się z tego naturalny wniosek, że to jednak sprawy militarne mają znaczenie o wiele większe od tego, jakie im się obecnie stara przypisywać. I że to Wojna - w takiej czy innej formie, choćby to było szpiclowanie własnego społeczeństwa - nie zaś Pokój (a co to w ogóle jest ten "Pokój"? jeśli nie z kuchnią i łazienką, znaczy) to stan na tym ziemskim łez padole niejako "naturalny", a więc, że wszelkie takie przydługie "Pokoje", jak ten obecny co go mamy w Europie, muszą się kiedyś skończyć. I niewykluczone, że im były dłuższe i bardziej Pokojowe, tym radykalniej.
No i jeszcze jeden wniosek - że im bardziej spacyfikowane społeczeństwo, tym bardziej z reguły zniewolone. Trudno wprawdzie we wszystkich przypadkach dokładnie rozstrzygnąć co przyczyną, co zaś skutkiem, nie ulega jednak wątpliwości, iż tych każdy z nielicznych znanych z historii przypadków realnej demokracji - a więc suwerenności ludu - zawsze szedł w parze z masową, obywatelską armią. (W USTABILIZOWANYM społeczeństwie, bo nie mówimy teraz o Dzikim Zachodzie czy równie Dzikich Polach. Problem anarchii zostawiamy sobie ew. na zaś. [Dopisane po latach])
Szwajcarskie kantony też są na to przykładem, jak też jednak i kolonialna Północna Ameryka, kozaczyzna, pirackie wspólnoty Mórz Południowych, czy "maszerujące polis" z "Anabasis" Ksenofonta. (Po prostu nie zawsze ściśle biorąc "armia", zawsze jednak zdolni do walki obywatele... No, niech już będzie "lud".)
W końcu to nie mniej lub bardziej paternalistyczne obyczaje, czy nawet tych obyczajów brutalność, przesądzają o istnieniu czy nieistnieniu demokracji - a równość szans na awans oraz stosunek między elitami (które zawsze jakieś istnieją) i większością tych, których (z jakichś uzasadnionych względów) się uznaje za wolnych i politycznie pełnoprawnych obywateli. (Których musi być oczywiście dość znaczny procent, jeśli mamy poważnie mówić o demokracji, choć akurat występowanie niewolnictwa, dotyczącego określonych klas osób, dość łatwo się z demokracją daje, jak widać z historii, pogodzić.)
I to by było na razie na tyle. Dzięki za uwagę!
triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.
co ma być takiego fe w koncepcji wojska zawodowego, bo nie do końca chyba zrozumiałem? to, że odsuwa od demokracji?
OdpowiedzUsuńnie jestem żadnym ekspertem, ale wydaje mi się to znacznie bardziej pożyteczna (i tańsza i jakościowo wydajniejsza) instytucja niż te setki tysięcy kulawych i niezdarnych (bo tacy trafiają do wojska dziś :>:>) facetów przymusowo okrzykiwanych przez sierżanta z pustogłowiem. gdyby nasze wojsko rodzime wyglądało jakoś, to pewnie byłoby warto zatrzymać je jako masowy pobór, ale tak naprawdę szkolenie to jest rok (9 miesięcy teraz?) straconego życia i to straconego raczej głupio, o ile wiem. ani to żadnego męstwa nie urabia, ani kultury nie przysparza (czy nawet konserwuje) ani dorosłości, odpowiedzialności. najwyżej krzepy fizycznej trochę, ale to trochę głupia cena za rok wyjęcia z życia i wsadzenia do sztucznego a zepsutego środowiska.
chyba, że w ogóle nie załapałem w czym ma być problem z tą służbą wojskową, co bardzo być może, jak wskazywałem na początku :>
@ loyolist
OdpowiedzUsuńMówimy o propagandowych sloganach, czy o realnych faktach? Niezliczone przykłady z historii ukazują, że armie z poboru potrafią bronić kraju, zaś zawodowe nie bardzo. Nawet w strategicznym ataku armie takiej rewolucji francuskiej, czy Napoleona, sprawdzały się nienajgorzej.
Sto razy wolę kulawego umieścić za jakimś murkiem, czy w oknie, za pancerzownicą, niż liczyć na biznesmena, który po otrzymaniu nowej, korzystniejszej oferty, zweryfikuje swą dotychczasową ocenę korzyści i kosztów (w tym zagrożeń) i podda się przez telefon. Albo po prostu dołączy do okupanta.
Z tą ilością kulawych też bym nie przesadzał, fakt, że 50 lat temu co drugi chłopak potrafił chodzić na rękach, a dzisiaj pewnie co setny, też ma pewien związek ze sprawami w rodzaju obowiązku wojskowego i ogólnej wokół tych spraw atmosfery.
Nie jestem fanatykiem demokracji i nie o to mam do Korwina pretensje, ale trzeba też pamiętać, że społeczeństwo rozbrojone popada w pacyfizm, z czasem, zaś społeczeństwo pacyfistyczne prędzej czy później będzie tylko zgrają niewolników. Dla "swoich" lub obcych, nieważne, to już nie od nich zależy.
Zachęcam do zainteresowania się faktami, obficie dostępnymi, zamiast ulegania propagandzie ludzi zdecydowanie nieuczciwych i niewykluczone, że po prostu agentów.
Pozdrawiam
Tygrysie całkowicie popieram widzenie armii przez Ciebie.
OdpowiedzUsuńPonadto armia zawodowa nie może liczyć kilkaset do kilku milionów żołnierzy, a tyle trzeba do obrony takiego państwa jak nasze.
Jeśli wybuchnie wojna to jest za późno na szkolenie żołnierzy.
ps. założyłem bloga, z salonu24 wyleciałem, mój adres: http://wiki3-zebrane-doswiadczenia.blogspot.com/
@ anonimowy (wiki3)
OdpowiedzUsuńO, witam! Cieszę się, że mnie odwiedziłeś (gadamy na ty, tak?) i że popierasz. Bloga odwiedzę i wsadzę linka. Szalom to w sumie dno, nie?
Ale na razie muszę trochę popracować, bo nic ostatnio nie robię, aż mnie ten wolny rynek całkiem zniszczy.
Pozdrawiam
dobrze dobrze, ale nie możemy abstrahować od modelu, który u nas istnieje. mamy de facto w spadku po PRL beznadziejną kadrę oficerską i jeszcze bardziej żałosną podoficerską. społeczeństwo de facto spacyfizowane (zresztą tutaj w dzisiejszych czasach dochodzi zmienna w postaci statusu kobiet). NASZE wojsko (nie wojsko poborowe w ogóle) jest beznadziejne i nie będzie tutaj ucieczką jakaś iluzoryczna reforma, bo właśnie w tej masowości tkwi problem.
OdpowiedzUsuńdo tego dochodzi fakt, że dziś wielkimi armiami się nie operuje, który to fakt jest zresztą wyszczególniony w pewnej części tekstu. rakiety i mała armia byłyby rozwiązaniem chyba na dzisiejsze polskie warunki najlepszym.
poza tym, mówiąc o armii zawodowej nie mówimy o najemnikach, a o zmniejszeniu jej liczebności i zwiększeniu nacisku na szkolenie, również szkolenie w aspektach takich jak morale czy patriotyzm - więc wydaje mi się nietrafiony argument ze sprzedawaniem przez telefon. co więcej, odpowiednio wykształcone kadry być może byłyby w stanie wyszkolić szerokie rezerwy znacznie skuteczniej, niż to się dzieje teraz i w znacznie krótszym czasie, co by odpowiadało walorom armii z poboru, given the time.
odnośnie kultury fizycznej i stosunku do wojska - myślę że nie ma tu klarownego stosunku wynikania w żadną ze stron, jeśli już szukać winy, to w narzucaniu pacyfistycznego paradygmatu (te ckliwe filmy [anty]wojenne), w stylu życia, który dla większości ludzi polega na dbaniu o własne bieżące sprawy, no i wreszcie przesunięć technologicznych, dzięki którym siedzimy jak te ćwoki przed komputerami, zamiast biegać po podwórku (my - moje pokolenie, chociaż dotknęło to choróbsko pewnie i resztę).
ale - raz jeszcze mówię - wojsko polskie w takim kształcie jaki prezentuje nie jest odpowiedzią na żadną z postawionych wyżej potrzeb, na żaden z problemów i jeśli coś w ogóle daje, to bezpieczeństwo o charakterze zupełnie iluzorycznym i ból głowy (i dupy) tym, którzy chcieli być za uczciwi i nie wykpili się od służby (bo tak naprawdę głównym przeżyciem z wojska będzie dla nich fala - może i ich nauczy elementarnych mechanizmów szacunku, ale też spaczy na nie spojrzenie do końca życia).
@ loyolist
OdpowiedzUsuńNie czuj się proszę urażony, ale tym co napisałeś potwierdzasz, iż moje próby działania "od góry" - czyli od samej podstawowej filozofii i widzenia świata - są konieczne i może mają jakiś sens. Jak masa ludzi, ulegasz chyba wyrafinowanej propagandzie różnych ludzi, którzy muszą albo być głupsi, niż potrafię sobie to wyobrazić (uwzględniając, że jednak potrafią codziennie zasznurować swoje buty i zapiąć rozporek), albo (co wydaje się niestety o wiele prawdopodobniejsze) są po prostu agenturą.
Mówiąc b. prosto - bez masowej armii i bez państwowego przymusu szkolnego Polska przestanie wkrótce istnieć. W każdym razie jako podmiot polityczny, z czym wiąże się masa praktycznych skutków dla każdego z nas. Bo jakiś czas grupą folklorystyczną może jeszcze zostaniemy. (Tylko co to za folklor, szczerze mówiąc? Chyba Dni Kultury Żydowskiej w Kazimierzu przywołamy na pomoc.) Już dobry wujaszek Stalin tak to widział, tak całkiem nawiasem.
Leberalni rewizjoniści (a zapewne po prostu agenci wpływu działający na tym akurat froncie) używają perfidnych sztuczek erystycznych. Sami chcą zmieniać b. wiele, prawda? Ma być Monarchia, Własność, żadnej d*kracji, żadnej pomocy socjalnej, żadnych państwowych szkół, Piłsudski bandyta i socjalista - każdy to musi wiedzieć, od pieluszek...
I tutaj im nie przeszkadza stan zastany, obecny. Kiedy jednak coś im nie pasuje, od razu słyszymy: "nie można, bo taki mamy teraz stan, odziedziczony po...". I tu różne rzeczy, bo przecież to nie PRL był najgorszy, a za Hitlera były niskie podatki, więc przeważnie odziedziczony po czymś innym.
Tak jest i tutaj. Żadne państwo nie prowadzi poważnej wojny obronnej wyłącznie armią zawodową, prawda? I kiedy mamy tę armię niezawodową tworzyć, naprawiać tę kadrę oficerską, taką paskudną? W czasie, gdy nas z obu stron zaatakują, prawda? Zwracam uwagę na drobny szczegół topograficzny - otóż Polska nie jest wyspą (jak UK), ani kontynentem (jak Australia czy NZ), ani też połową kontyntu sąsiadującą z dwoma o wiele słabszymi państwami. Z tego nic nie wynika?
Do tej sprawy należy moim zdaniem podejść tak - czyli od normalnej, a nie po leberalnemu pokręconej, strony: jaki ma być stan polskiej obronności? Studiujemy fakty i widzimy, że oczywiście model szwajcarski, czyli jednak powszechny pobór. I żadnych bredni nie ma co tutaj opowiadać? Są trudności? Są. No to trza je pokonać.
Od PRL minęło już 20 lat, mielibyśmy już tych lepszych oficerów, gdyby nie Korwin i jemu podobni! Natomiast robienie społeczeństwu wody z mózgu, rozbrajanie go mentalnie... To jest dno i po prostu coś na granicy (co najmniej) zdrady.
Że są kretyńskie przepisy o "równości" płci? A co mnie to, do qrwy nędzy obchodzi? To te qrewskie przepisy należy znieść, a co najmniej, na razie ignorować, wyśmiewać ile się da... Mamy je traktować jak jakieś wieczne, absolutnie prawdziwe Boskie prawa?
Niedoczekanie! Ale na tym chyba właśnie polega ta "bezkompromisowa", "realna" polityka różnych "realnych" polityków (?). Tak czy tak robiących robotę dla naszych wrogów, świadomie czy nie. (Choć b. trudno mi uwierzyć, by nieświadomie, przynajmniej w przypadku głównego ideologa.)
Pozdrawiam
nie czuję się urażony, z zasady :>
OdpowiedzUsuńz tym, że:
-kultura: wojsko polskiej kultury nie utrzymuje, niestety, utrzymuje w tej chwili kulturę żołdacką a la armia czerwona (pijaństwo a poza tym liberalstfo a la praga warszawska). to nie jest nic wartego zachowania, myślę że walor polskości armii jest mierny, to już nie te czasy. a edukacji nie zamierza prywatyzować, w ogóle generalnie nie zamierzam nic prywatyzować :>
-militarnie: jasne, że potrzebna nam duża armia, ale moim zdaniem wciąż zawodowa, to znaczy nie oparta na wcielaniu do wojska wszystkich w/g idiotycznych kryteriów i z jeszcze bardziej idiotycznym usus, który te kryteria okala. aleale. tak naprawdę koniecznością jest inwestowanie w nowoczesny sprzęt, nie jakieś śmieci z amerykańskich poligonów sprzed 10 lat, ale autentycznie porządne uzbrojenie. żeby to zrobić, potrzeba naprawdę dużo pieniędzy. żeby mieć dużo pieniędzy, nie można ich wydawać rokrocznie w ilości oszałamiającej na to, żeby paręset tysięcy młodzieńców w koszarach się po łbach w nocy tłukło (bo tak, niestety, w dużej mierze wygląda szkolenie polskiego wojska).
-równość płci: ich istnienie jest w tej chwili faktem i nie widzę żadnego legalnego (a i nielegalnego również) sposobu na pozbycie się ich. po prostu ich beneficjenci (beneficjentki) nie dadzą, a są na tyle poważną siłą, że nawet lekki ich sprzeciw sparaliżuje całe działanie. to by trzeba od nowa całe pokolenia wychować, a i to pewnie by się nie udało, bo co "światlejsi" rodzice by natychmiast nasrali w dzieciaki równością wolnością i braterstwem.
-model szwajcarski: gdybyśmy mieli możliwość stworzenia czegoś na podobieństwo obywatelskiej armii szwajcarskiej, to byłoby wspaniale, ale - jak już wspomniano - nie jesteśmy wyspą ani maluśkim kraikiem, który może sobie na takie coś pozwolić. moim zdaniem polski się nie da obronić skutecznie w razie inwazji żadnego z potężnych przeciwników (rosja czy niemcy), musielibyśmy cudownie nadrobić lata opierdalania się w tej dziedzinie. na mniejszych (czechy, białoruś) wystarczy w zupełności armia zawodowa, mało liczna, za to wyspecjalizowana i stechnicyzowana. w ogóle wydaje mi się, że przyszłością wojskowości już jakiś czas temu przestał być człowiek jako broń, a stał się człowiek jako nadzorca broni czy dalej, jej projektant, producent.
-o konflikcie w ogóle - myślę, że armia jest ostatnim problemem, o którym trzeba nam myśleć w tej chwili, bo ew. atak rozstrzygnie się metodą "guzikową", a nie ruchami wojsk, jakiekolwiek by one były.
-wojna obronna: jasne, że w czasie wojny obronnej powołuje się możliwie wielkie rezerwy, w tym ludność cywilną, przeszkoloną lub nie, w charakterze służb pomocniczych, albo pospolitego ruszenia. ale w tej chwili można to rozwiązać w zupełnie inny sposób, przez usprawnienie szkolenia PO na studiach czy w liceach. zabierać gnojków na strzelnice, parę zasadniczych rad jak przeżyć ostrzał (jak pisał remarque: kryć się, to pierwsza i ostatnia rada) i słuchać rozkazów jakkolwiek by głupie nie były, bo nie ogarniasz całości sytuacji tak dobrze jak wyższy stopniem. rok głupich i kosztownych dla państwa wakacji nic nie da, może najwyżej wykształcić odruchy, ale też szansa na to niewielka, zresztą odruch to nie jest rzecz konieczna.
wciąż nie mogę wychwycić co takiego wspaniałego ma być w armii z poboru. liczebność? morale? militaryzacja społeczeństwa?
pełna zgoda. W zdrowych państwach każdy mężczyzna musiał odbyć służbę w armii, czy to był starożytny Rzym, czy jakaś inna potęga. No i taki pomysł by mi się podobał, na przykład, żeby w momencie ukończenia szkoły każdy facet musiał roczek tak pobiegać sobie z kałasznikowem. I nie ma śpiewania o pacyfizmie, po prostu albo jest się dziewczynką albo mężczyzną. Innej możliwości nie ma.
OdpowiedzUsuńDlatego to mówienie o armii zawodowej... oczywiście zawodowcy są potrzebni, i uważam, że aby Polskę obronić to trzeba ich pół miliona (armii lądowej i marynarki), a nie 150 tys. jak to chciał kaczy rząd wprowadzić. Uważam również, że kadra oficerska powinna być lepiej wykształcona. Powinny funkcjonować szkoły kadetów/elewów, gdzie przyjmowano by od 13 roku życia, a opuszczano by jak zwykłe liceum ze stopniem podchorążego/podchorążego marynarki, a potem do szkoły oficerskiej wojsk lądowych/wojsk morskich. Przy tym armia powinna mieć kilka swoich uczelni kształcących wysoko wykwalifikowanych specjalistów, jacy mieliby być w niej wykształceni - i tu potrzeba uczelni technicznej, medycznej, przydałby się również jakiś uniwersytet.
A co do pacyfizmu. To jest lewacki debilizm wypichcony przez socjaldemokratów w latach dwudziestych, co oni po pierwszej wojnie światowej myśleli, że nic tak strasznego już nie jest w stanie się wydarzyć. Militaryzm jest podejściem jak najbardziej pragmatycznym i właściwym. Przecież armię trzeba uzbroić, zatem następuje postęp w konstrukcji broni, powoduje to również przyśpieszenie w rozwoju naukowo-technologicznym. Natomiast pacyfizm nie dość, że powoduje zastój, to jeszcze jego efektem jest zniewieścienie i sciocenie całego społeczeństwa.
pozdrawiam
@ loyolist
OdpowiedzUsuńSą jakieś cele i do takich, dla mnie przynajmniej, należy brak "równouprawnienia". Od tego się nie odejdzie. Środki i aktualne możliwości to jedno, ale cel jest zasadniczo stały.
To tak jak z niepodległością w PRL - zgoda, nie można było w latach '70 chwycić karabinu i granatu... (A nawet, o czym wiele razy wspominałem, gdy chciałem dla podziemia napisać o lojalności wobec Rządu RP na Wychodźtwie, kumpel osadził mnie prostymi słowy "pamiętaj o drukarzach").
Może nawet w PZPR byli patrioci, nie potrafię tego ocenić. Ale każdy, kto wtedy żył, powinien mieć psi obowiązek odpowiedzieć na jedno proste pytanie: CO ZROBIŁEŚ DLA WOLNEJ POLSKI? Jeśli nic, to jesteś obywatelem niższej kategorii, na pewno niższej od tych, którzy się starali. I to jest sprawiedliwe, a także mądre.
"Co zrobiłeś przeciw równouprawnieniu", pytam ja. Dorabiałeś do niego ideologię, że tak być musi? Dziękujemy, następny! ;-)
Co zaś do konkretnych odpowiedzi, to polecam komentarz kirkera, który sporo wyjaśnia.
Ja zaś, choć z pewnymi oporami, rzucę takie oto pytanko: No dobra, a jak się te sprawy rozwiązuje w Izraelu? ;-)
Pozdrawiam
@ wsie w mieście zainteresowani sprawą polskiej obronności
OdpowiedzUsuńUczynić ze służby wojskowej (swego rodzaju) zaszczyt plus niezbędny warunek każdej późniejszej kariery. Jak i, pośrednio, kryterium osobistego statusu.
Brać kobiety do wojska, skoro pragną równouprawnienia, i dać im przy tej okazji tak w dupę (mniam!), by im się tego równouprawnienia radykalnie odechciało.
Dla mnie to dość proste. Na pewno prostsze od Prawa przez duże P i znoszenia przymusu szkolnego.
Pozdrawiam
Piotrze!
OdpowiedzUsuńDobrze zrobili, że wykasowali mnie z salonu! Zostałem zmuszony do nauki obsługi takiego blogu. Więc staram się go rozgryźć, przed chwilą udało mi się nawet zamieścić linka do Twojego bloga.
Na salonie Maryla i Jarecki starają się o mój powrót, jest to dla mnie bardzo miłe, niestety G.S. rżnie głupa, ale niema tego złego co by na dobre nie wyszło.
Pozdrawiam
Szanowny Panie Wiki3,
OdpowiedzUsuńja na Pana miejscu już bym do przybytku o nazwie Salon24 nie wracał. Mnie wygnano stamtąd dwa razy i już mam dosyć. Po prostu wolę sobie pisać, co mnie się podoba, żeby się nie autocenzurować, ważyć każde słowo itd.
A Gniewko już nie pierwszy raz rżnie głupa. Pamiętam jak się na mnie obrażał za to, że użyłem dwóch dosadnych określeń, w efekcie zostałem orwellowsko zniknięty w okresie 48 godzin. Pamiętam, jakie durne odpowiedzi były w przypadku zniknięć Smoka. A powiedział, że łamał regulamin wielokrotnie. Pewnie teraz będą wyjaśnienia od niechcenia na tym samym poziomie.
pozdrawiam
pozdrawiam
kirker
OdpowiedzUsuń"
A co do pacyfizmu. To jest lewacki debilizm wypichcony przez socjaldemokratów w latach dwudziestych, co oni po pierwszej wojnie światowej myśleli, że nic tak strasznego już nie jest w stanie się wydarzyć. Militaryzm jest podejściem jak najbardziej pragmatycznym i właściwym. Przecież armię trzeba uzbroić, zatem następuje postęp w konstrukcji broni, powoduje to również przyśpieszenie w rozwoju naukowo-technologicznym. Natomiast pacyfizm nie dość, że powoduje zastój, to jeszcze jego efektem jest zniewieścienie i sciocenie całego społeczeństwa." tu zgoda
ale
"
Dlatego to mówienie o armii zawodowej... oczywiście zawodowcy są potrzebni, i uważam, że aby Polskę obronić to trzeba ich pół miliona (armii lądowej i marynarki), a nie 150 tys. jak to chciał kaczy rząd wprowadzić. Uważam również, że kadra oficerska powinna być lepiej wykształcona. Powinny funkcjonować szkoły kadetów/elewów, gdzie przyjmowano by od 13 roku życia, a opuszczano by jak zwykłe liceum ze stopniem podchorążego/podchorążego marynarki, a potem do szkoły oficerskiej wojsk lądowych/wojsk morskich. Przy tym armia powinna mieć kilka swoich uczelni kształcących wysoko wykwalifikowanych specjalistów, jacy mieliby być w niej wykształceni - i tu potrzeba uczelni technicznej, medycznej, przydałby się również jakiś uniwersytet." to najpierw
żeby " pełna zgoda. W zdrowych państwach każdy mężczyzna musiał odbyć służbę w armii, czy to był starożytny Rzym, czy jakaś inna potęga. No i taki pomysł by mi się podobał, na przykład, żeby w momencie ukończenia szkoły każdy facet musiał roczek tak pobiegać sobie z kałasznikowem. I nie ma śpiewania o pacyfizmie, po prostu albo jest się dziewczynką albo mężczyzną. Innej możliwości nie ma. " to miało jakikolwiek sens, na razie to o kant dupy, całą naszą armię trzeb by rozwalić i budować od nowa. pamiętajmy, że mówimy o sytuacji w naszym kraju, a nie gdzieś w kosmosie - bieganie z kałaszami okej, ale pod pewnymi regułami których nie kształtują tacy sierżanci, jakich dziś w wojsku mamy.
triarius
OdpowiedzUsuń"Są jakieś cele i do takich, dla mnie przynajmniej, należy brak "równouprawnienia". Od tego się nie odejdzie. Środki i aktualne możliwości to jedno, ale cel jest zasadniczo stały."
jasne, że celem jest komplementarna nierówność, ale - wracając "do adremu" - mówimy tutaj nie tyle o kwestii równości kobiet w wojsku, ile o fakcie, że ich rola w życiu w ogóle jest zwiększona więc i parametry tej polityki jaką narodowo prowadzimy są przesycone ich "zdaniem". a kobiety - tak przynajmniej ja twierdzę, chociaż badaniami żadnymi podeprzeć się nie umiem - są genetycznie, a może historycznie, zaprojektowane do pacyfizmu. więc i nasze sfeminizowane społeczeństwo będzie spacyfizowane as well. można je oczywiście wcielać do służby wojskowej, ale zważywszy powyższe, nie wydaje mi się to dobrym pomysłem (zresztą z kobiety jest żołnierz jak z kozaka, a do tego dochodzi jeszcze fakt, że taki zabieg byłby tylko dalszym mieszaniem ról męskich i żeńskich, prawdopodobnie w dłuższej perspektywie również szkodliwym). można też - teoretycznie - zmienić ich status, ale jak? prawem pozytywnym, po prostu ustawa "od dziś kobiety nie są równe, co się objawia następująco..."? wtedy na pewno byśmy się przekonali czy nasza armia - zawodowa czy nie - jest czegoś warta :) trzeba to przeprowadzić jakimś fortelem, ale jakim - nie mam pojęcia. na zrozumienie zalet komplementarności nie ma szans, sprawdzałem :> a od czasów wynalezienia broni palnej nie mamy już przewagi takiej, która pozwoliłaby nam - jako mężczyznom - jakiś stan rzeczy po prostu narzucić. także tak jak z celem się zgadzam, tak nie widzę zupełnie drogi, która by do niego wiodła i to nie jest żaden dekadencki defetyzm, po prostu nie mam pomysłu.
"To tak jak z niepodległością w PRL - zgoda, nie można było w latach '70 chwycić karabinu i granatu... (A nawet, o czym wiele razy wspominałem, gdy chciałem dla podziemia napisać o lojalności wobec Rządu RP na Wychodźtwie, kumpel osadził mnie prostymi słowy "pamiętaj o drukarzach").
Może nawet w PZPR byli patrioci, nie potrafię tego ocenić. Ale każdy, kto wtedy żył, powinien mieć psi obowiązek odpowiedzieć na jedno proste pytanie: CO ZROBIŁEŚ DLA WOLNEJ POLSKI? Jeśli nic, to jesteś obywatelem niższej kategorii, na pewno niższej od tych, którzy się starali. I to jest sprawiedliwe, a także mądre."
ja się przychylam do wersji historii zbliżonej do wersji gwiazdów, także nie jestem zdania - przy całym szacunku dla ówczesnych ideowców - że całe to pisanie, strajki, wystawianie się na pały, że to cokolwiek dało. dało może tyle, że wierchuszka zorientowała się, że więcej ugra rządząc zza szpaleru małpiszonów w garniturach mieniących się demokratycznie wybranymi posłami, ale politycznie rzecz biorąc zmiany właściwie wcale nie było, wyjąwszy zmiany ekonomiczne...
"Co zrobiłeś przeciw równouprawnieniu", pytam ja. Dorabiałeś do niego ideologię, że tak być musi? Dziękujemy, następny! ;-)"
...i dlatego właśnie to pytanie uważam za zbędne, bo gdyby czerwoni nie dogadali się z różowymi z solidarności, to do dziś by pokolenia następne wyłapywały pałami po grzbiecie. nie widzę szczególnej zasługi zwykłego człowieka w powstaniu tego stanu rzeczy, który dziś mamy. może się mylę, ale chciałem wytłumaczyć, dlaczego do mnie takie akurat apele "co zrobiłeś dla" wyjmowane z PRL nie przemawiają. i w tym kontekście - walka z równością płci dzisiaj mogłaby się zamienić tylko w niszowe popierdywanie a la korwin, albo w kuriozalne akcje podobne skretyniałym "antyglobalistom" ze stanów, którzy masowo a szumnie piszą petycje, których nikt nie czyta i które wszyscy mają w dupie. jak to już wspominaliśmy obaj - liczy się siła, a nie deklaracje, a wprowadzenie systemu komplementarności płci może być w tej chwili tylko deklaracją. co zrobić żeby ponad ten poziom wyjść? nie wiem. jakąś pracę u podstaw, albo przeciwnie, centralnie sterowaną edukację najmłodszych o rolach damskich i męskich, może. ale też przecież natychmiast znajdą się jakieś pindy, które rzucą wabik dużo łatwiejszego intelektualnie i praktycznie rozwiązania "równości" i cała operacja psu w dupę :>
"Ja zaś, choć z pewnymi oporami, rzucę takie oto pytanko: No dobra, a jak się te sprawy rozwiązuje w Izraelu? ;-)"
o tym pisałem wyżej. izrael ma sytuację permanentnej wojny, jest też zupełnie nam obcy kulturowo, także nie jest najświetniejszym przykładem. ale myślę, że i na nich się to zemści, prędzej czy później, kiedy wreszcie będzie trzeba zacząć normalnie w miarę żyć i kobiety im po prostu powiedzą, że na przykład dzieci to im się nie chce rodzić, bo w wojsku jest fajniej. mieszanie ról to zawsze była i zawsze będzie niebezpieczna zabawa, czego dowodzi dobitnie historia (niekoniecznie tylko najnowsza, chociaż ta w odniesieniu do kobiet najświetniej).
@ loyolist
OdpowiedzUsuńOd końca:
My TEŻ jesteśmy w sytuacji permanentnej wojny! Tyle że Izrael ma o wiele łatwiej, bo jest otoczony wrogami - my zaś przyjaciółmi. (Dobry bon mot?)
Problemem z polską obronnością nie są feministki czy jedynie schyłkowe wielkomiejskie lemingi, ale przede wszystkim to, że nikt z mających w tym nieszczęsnym kraju cokolwiek do powiedzenia nie zaakceptuje doktryny wojennej, w której w oczywisty sposób musiałyby się jako zasadnicze zagrożenie pojawić Niemcy!
(Plus ich odwieczny i naturalny geopolitycznie choćby, pomijając już jakieś jazdy Konecznym, czyli Rosja.)
I TO jest problem. Polska jest w sytuacji niemal całkiem takiej, jak w XVIII w. Ale zakłamywanie tego faktu, okłamywanie samego siebie, zawsze będzie podłością i autokastracją, nigdy zaś jakimś "realizmem".
Są obiektywne aktualne okoliczności, przeszkody, czasem i nieoczekiwane szanse... I są stany, które po prostu MUSZĄ być spełnione i tyle. I one spełnione być... Co? MUSZĄ, brawo! Inaczej będzie syf.
Co do niszowości i korwinizowania... Cała rzecz w tym, że i Korwina to jest "kupą mości panowie - wszyscy jesteście elitą"... Tak się tym głupkom robi wodę z mózgu. Mnie chodzi o to, że potrzeba nam hierarchii mądrości - filozofia powinna ciurkać z góry i każdy powinien jej dostać tyle, ile potrzebuje i zdoła strawić.
Ale od tych mętnych popłuczyn po Oświeceniu trza odejść, bo na razie to kiedy tylko trochę się podniesiemy na wyższy intelektualny poziom i gadamy - z konieczności! - Michnikiem, Kołakowskim czy innym Tischnerem.
Polega zaś to właśnie m.in. na tym, że zaczynamy rozróżniać CELE od ŚRODKÓW, sprawy NAJISTOTNIEJSZE od mniej istotnych. I tak np. podmiotowość narodowej wspólnoty zwanej Polską jest CELEM, zaś "wolny rynek", co by o nim nie sądzić, to tak czy tak jedynie ŚRODEK do jakichś tam wyższych celów.
To samo z BOGIEM (katolickim oczywiście) z jednej, a powiedzmy "obecnym stanem świadomości społecznej" z drugiej.
Cele, mówię o tych, z których po prostu nie można zrezygnować, są niemal niezmienne. I jeśli np. ostatecznym celem jest podmiotowość Polski, zaś warunkiem sine qua non jest wielka i bitna armia - to nie ma od tego ucieczki. Musimy do tego dążyć i tyle. A więc jednak "co zrobiłeś".
Z sekciarstwem to nie ma nic wspólnego - nikt nie zamierza ludziom narzucać jakiejś hiper-prostej "prawdy", jakiejś utopii mającej rozwiązać wszystkie ludzkie problemy. A czymś takim jest także i religia korwinizmu, czyż nie? Jest zresztą takich religii dzisiaj masa. I to co ja próbuję zapoczątkować akurat się od tego ogromnie różni.
Że "kobiety od dzisiaj nie są równe", to po prostu musi być dla nas - a dla zoologicznych paleoludków w każdym razie - oczywistość. Także dla naszych dam, pań, kobiet, białogłów, dziewek i odpoczynków wojownika. A jeśli coś jest prawdą, to żadne mętne pływy i fluktuacje lemingowych miazmatów tego nie mogą zmienić. Trza do tego dążyć i tyle. Chcemy żyć jak ludzie, czy być funkcją mózgowych tworów różnych tuskoidów?
Pozdrawiam
loyolist:
OdpowiedzUsuńAle ja jestem za tym, żeby armia była jak najbardziej normalna, tzn. prawicowa i patriotyczna. Sam uważam, iż powinna zostać zreformowana.
Po pierwsze: na stanowiska dowódcy oddziałów winny być organizowane konkursy. Tak się dzieje w Wielkiej Brytanii i USA, no i świetnie na tym wychodzą.
Po drugie: wyższe kwalifikacje kadry oficerskiej, żeby nie było takich postkomunistycznych niższych oficerów, co na lizaniu tyłka się dorobili. Oczywiście można awansować na oficera chorążego albo sierżanta, ale ten powinien coś z siebie dać. Jestem za tym, aby stopnie oficerskie i część podoficerskich (podchorąży, chorąży) zajmowali w większości absolwenci szkół wojskowych.
No i wtedy armia byłaby normalna.
pozdrawiam
do gospodarza
OdpowiedzUsuń-bon mot est bon :>
-nie wydaje mi się, żeby warunkiem sine qua non podmiotowości polski była armia z poboru powszechnego, to jest skracanie rozumowania, idem per idem. warunkiem sine qua non i to też w stosunkach właściwie głównie z rosją (niemcy, wydaje mi się, na otwartą inwazję się nie poważą, za duże ryzyko, a jeśliby, to ich odniemczone i odwojnione społeczeństwo odmówi współpracy), jest armia sprawna i zdolna do realizowania celów, dla których będzie stworzona (więc obrony przede wszystkim) czy ona będzie z poboru, to o tym właśnie toczymy dyskusję. i tak jak generalnie z ideą poboru mogę się zgodzić, tak z ideą poboru wzorowaną na rozwiązaniu które mamy obecnie nijak. a droga do tej "właściwej" armii z poboru prowadzi moim zdaniem właśnie przez armię zawodową.
-cel a środek: to rozróżnienie jest aktualne nie tylko na gruncie różnicowania hierarchicznego, ale też na gruncie polityki krótkoterminowej. w tej chwili, zdaniem moim, istotne jest przejęcie politycznego zwierzchnictwa przez wyzyskanie furtki, jaką stwarza nam póki co (czego dowiódł PiS) fasadowa demokracja, to znaczy bez użycia siły, której nie mamy, przejście do pozycji, z której o wyzyskaniu siły już aktualnej możemy mówić (jako większość parlamentarna zyskujemy kontrolę nad praktycznie wszystkim w tym kraju, w tym nad armią). to jest cel pierwszy, bez którego żaden inny nie będzie możliwy do zrealizowania przez brak siły właśnie, jakikolwiek w kierunku jego realizacji wysiłek będzie na tym czy innym etapie udaremniony. stąd moje marginalizowanie problemów sfeminizowania i powszechności armijnego obowiązku - nie dlatego, że je lekceważę, ale dlatego, że próbuję drogę do ich realizacji widzieć w całości i w etapach jednocześnie. i moim zdaniem, pozostając celami, niektóre rzeczy trzeba odłożyć na później - to jest działanie, które najczęściej z prawej prawej strony się zarzuca PiSowi (istotnie, na dany moment przed realizacją zwykle wygląda na koniunkturalizm), ale które ja uważam za konieczne, jeśli przyjmuje się za kryterium realizacji politycznych zamiarów realną siłę, a nie jakiś mistycyzm a la korwin albo a la antyglobaliści, albo a la niektóre dreamer'skie odłamy solidarności.
-ad. do akapitu ostatniego: tutaj niestety widzę właśnie tę mesjanistyczną skrótowość, prawda niestety nie broni się sama, czego najlepszym dowodem jest kondycja dzisiejszego świata. wrogów za to ma wielu (ta prawda, nie kondycja). chętnie bym się podjął trudu przetarcia dla niej (wciąż prawdy) drogi, ale nie widzę - w kwestii kobiet - sposobu. to nie jest kwestia poddawania się tuskoidalnej woli, a poddawania się stanowi rzeczy, jaki się na skutek tej woli wytworzył, mało tego, który wygenerował mechanizmy obronne niczym III RP trybunał konstytucyjny. i wydaje mi się, (zaśmierdzi teraz realizmem :>:>) że właśnie traktowaniem problemu na poważnie będzie wpisanie go do rejestru spraw "na później", a nie obwieszczanie z pozycji proroka prawdy jako objawionej, bo niestety nie czasy teraz na proroków. albo przeprowadzimy to siłowo (później, wtórnie wobec objęcia politycznej władzy) albo wcale, jak sądzę. a i siłowo jak to zrobić, nie mam jeszcze za bardzo pojęcia, być może uda się jako wypadkowa działań opartych na tradycyjnym ładzie w innych sferach, a być może te działania podsuną jakieś nowe rozwiązania, nie wiem. w każdym razie sama przez się prawda "ciałem się nie stanie", chociaż miło by było.
do kirkera
OdpowiedzUsuńtę normalność armii osiągnie się tylko zrywając ciągłość dzisiejszych kadr z przyszłymi przy jednoczesnym wprowadzeniu personelu nadzorującego tę przemianę, żeby mechanizmy naturalne dla dużych grup przypadkowo zebranych mężczyzn (mechanizmy tyleż paskudne, co demokratyczne) nie wdrożyły się samorzutnie (mowa tu o zjawisku fali, o przypadkowym wyborze lidera , o braku weryfikacji i kwalifikacji zalet itd). taką drogą jest - jak dla mnie - armia zawodowa.
nie przekonuje mnie instytucja konkursu, jeśli mowa w ogóle o organizowaniu wojska na konkretną modłę, to wiąże się ona u mnie z założeniem, że grupa, która kieruje reformą ma władzę i to nie o charakterze demokratycznym, albo o charakterze fasadowo jedynie demokratycznym. i taka grupa powinna samodzielnie mianować dowódców, kierując się na równi umiejętnościami, jak i lojalnością - to będzie zabezpieczenie jej ew. dalszych reform. konkurs, być może, mógłby wejść w grę później, w ramach "dopoboru". zresztą, znając dzisiejsze realia, nie przywiązywałbym wielkiej wagi do "statusu edukacyjnego", więc i konkurs musiałby być bardzo praktyczny, a co za tym idzie, sprowadzony też do oceny indywidualnej grupy sędziów, która zapewne uwzględniałaby powyższe. w sumie więc idea konkursu nie wyklucza się z systemem powoływania, ale chciałem to wyraźnie zaznaczyć.
odnośnie kwalifikacji - mówiłem już, że stosunek do szkół mam raczej pogardliwy. nie wiem jak się sprawy mają w szkołach wojskowych, ale nie sądzę, żeby dalece odbiegały od standardu szkół cywilnych. oczywiście nie ulega wątpliwości, że jakieś wykształcenie kadry kierownicze powinny mieć, ale skłaniałbym się raczej do koncepcji swoistego centralnego zarządzania kadrami, tzn. my byśmy wybierali powiedzmy od majora w górę, a od majora w dół wybieraliby ci wybrani, za "kontrasygnatą" tych gremiów obierających generalicję i pod rygorem obcięcia łba. jeśli udałoby się uniknąć zmowy wśród generalicji, myślę, że zagwarantowałoby to lojalne i perspektywiczne kadry, jeśli oczywiście "materiał" by dopisał (jak to mawiają, z gówna bata nie skręcisz). mechanicznie zastosowane kryterium papierka ze szkoły oficerskiej będzie - moim zdaniem - niewystarczające, chociaż oczywiście nie zaszkodzi i ów papierek (co do tego ostatniego nie jestem pewien czy nie zaszkodziłby podoficerom niższego szczebla, rzecz w tym, żeby podwładny "nie filozofował" w sytuacji bojowej, tylko wykonywał rozkazy tych, co już pofilozofowali - wykształcenie w materii, szczególnie dane półinteligentowi, który zrozumie wybiórczo, połączone z ambicją tegoż, mogłoby tu dać więcej szkody niż pożytku).
Witam Wszechobecnych.
OdpowiedzUsuńMoje 0.03 złote, czyli jakieś tam $0.016 USD. Abstrahując od czynników społeczno politycznych, fizyczno-techniczne wymogi sine qua non skutecznych wojsk to:
1) Powszechne uzbrojenie wojska na poziomie zaawansowania technologicznego pozwalająca prowadzić wojnę jak równy z równym: czyli, jeżeli mamy mniejszą armię, musimy nadrabiać skutecznością (co w przypadku naszych przyjaciół i sojuszników zza Buga i Odry jest absolutnie nieodzowne)
2) Zawodowy - w takim samym sensie jak zawodowym jest powołanie do kapłaństwa, z takim samym rygorem selekcyjnym poza ewentualnie celibatem ;) - trzon wojska, wyszkolony i taktycznie (niższe szarże) i strategicznie (im wyżej, tym bardziej) wiedzący wszystko o możliwościach własnej armii i jej uzbrojeniu, a także większość, jeżeli nie wszystko o przeciwnikach
3) Aparat badawczo-rozwojowy wraz z jego "dirty tricks department" umożliwiający kompletne zaskoczenie przeciwnika w razie czego (vide o ile mogło zmienić przebieg wojny '39 upowszechnienie rusznicy ppanz. i "Karasia", którą mieliśmy - i co?)
4) Masywana, dobrze przeszkolona fizycznie, w strzelaniu, w słuchaniu rozkazów a przede wszystkim w patriotyzmie armia poborowa, na zasadzie że samoloty nie mogą trzymać terytorium (patrz Irak, Afganistan): mobilna piechota, czołgi, brań AA tp.
5) Straszak nuklearny, wystarczy około 10 głowic po 10-15 megaton na mobilnych platformach, ew. jedna ultracicha łódź podwodna z 12 pociskami MIRV
6) Lotnictwo, lotnictwo, lotnictwo
7) Flota bojowa z lotniskowcem, krążownikami rakietowymi, korwetami ASW i desantem
8) Rozbudować GROM - bez odpowiedniej infrastruktury wojsk specjalnych nie ma mobilności
9) Ad pkt. 7 i 8: mobilność, możliwość dowolnego przerzucenia skutecznej ilości wojska gdziekolwiek w przeciągu 72 godzin.
10) Infrastruktura mogąca podtrzymać powyższe
@ loyolist
OdpowiedzUsuńNie, oczywiście - warunkiem sine qua non podmiotowości nie jest ogromna armia. To było powiedziane "jeśli", choć faktycznie inne rozwiązania wydają mi się, w tych naszych warunkach, jeszcze trudniejsze.
Teoretycznie widzę jedno takie: 50 tys. zaprzysięgłych i budzących zaufanie kamikazów, materiały wybuchowe zmagazynowane w niemal każdym zagajniku (oczywiście w czasie pokoju należycie chronione), odpowiednie szkolenia, no i niestety, oczywiście - odpowiednie, patriotyczne i wspierające tę metodę ew. ratowania naszej wolności społeczeństwo. Z tym ostatnim oczywiście byłoby najtrudniej.
Jaki wrzask by się podniósł na Jamaice gdyby takie coś ktoś naprawdę chciał wprowadzić! A przecież nie chodziłoby o żaden "terroryzm", tylko o obronę własnego terytorium. Oczywiście wszelkie wrogie cele na tym terytorium są wtedy uprawnione, jak i kontratak na terytorium wroga. Gdzie zasadniczo cele powinny być państwowo-militarne, ale przesadnie się troszczyć o brak collataral damage nie musimy, wróg nas z tego zwolnił.
Wydaje mi się, że jednak duża bitna armia jest w tych obecnych podłych warunkach bardziej realistyczna. Choć tamto byłoby o wiele pewniejsze.
Co do pozorów demokracji i konieczności grania wedle jej wszawych i załganych reguł - ależ to jest dokładnie to co ja głoszę! Zresztą jest to, co znacznie ważniejsze, także to co głosi Spengler. Można sprawdzić, wracając do mnie, co pisałem o różnych kopniętych monarchistach i utopistach w stylu Wielkiego Guru, właśnie w tym temacie.
Co do mesjanizmu, to naprawdę nie dostrzegam nawet najmniejszego śladu czegoś takiego u mnie. Oczywiste jest, że prawda się NIE obroni. Sama nigdy. Ale przecież nic takiego nigdy nie pisałem. Pisałem tylko, że prawda jest prawdą i jeśli ją w sobie załgamy, to się daliśmy spodlić. Warunki zewnętrzne zaś to inna sprawa, oczywiście ważna jak cholera, ale do pokonania.
Poza tym, że zgadzam się ze Spenglerem (i wieloma innymi), że każda PRAWDA jest osobista i innych nie ma. Chyba że jest się jakiś michnikoidalnym mędrkiem czy Korwinem.
Pozdrawiam
ja bym raczej stawiał na wyprofilowane służby, mniej więcej w stylu prezentowanym przez mustruma, i ew. wokół nich budował potem "ilość", sprawdziło się przy niemieckiej inwazji, sprawdzi się jak sądzę i u nas (chyba że robimy jakąś kuriozalną wojnę pozycyjną :>).
OdpowiedzUsuńwrzask na jamajce się podniesie tak czy siak, jeśli jakakolwiek poważna siła się w polsce pojawi, oni są przyzwyczajeni do wyzyskiwania polskiego kompleksu (geremek, bartoszewski itd) wobec tzw. zachodu i jeśli to zniknie, będzie i tak rwetes - znów PiSowska kadencja przykładem, a PiS w gruncie rzeczy był przecież oj-ropie posłuszny.
"armia duża i bitna", okej, ale to nie musi oznaczać systemu poboru, a w każdym razie nie systemu poboru opartego o jakieś źle pojęte równości. myślę że cenzus pewnego (jakiego, to można dyskutować dalej) rodzaju jest absolutnie konieczny i to nie tylko cenzus zdrowego rozsądku, czyli polegający na tym, że ludzi beznogich w armii się nie chce.
odnośnie demokracji - ja tu wcale nie przeczę, tylko kreślę pewien plan, który całościowo w miarę próbuje ująć mechanizm reformy "w prawo", a nie skupiać się na poszczególnych rozwiązaniach w oderwaniu od siebie nawzajem i realiów możliwości ich uskutecznienia.
odnośnie ustępu o przekonaniu, że prawda sama się obroni - takie odniosłem wrażenie czytając butny akapit o prawdzie i kobietach, może opacznie, ale rzeczywiście tak wygląda (jak jakiś mesjanizm :>) :>:>
względem osobistości prawd: zgadzam się i nie zgadzam (chyba już kiedyś tu o tym pisałem). nie zgadzam o tyle, że jakaś obiektywna (w ogóle obiektywna, w ramach kompromitacji terminu "obiektywna" można ją nazwać materialną) zawsze istnieje, może być zaburzana przez rozmaite relatywizacje po semantykę włącznie, ale będzie trwała, coś w rodzaju platońskiej idei. stół będzie stołem, dopóki ktoś go nie porąbie na kawałki, nawet odwrócony do góry nogami, prawda? prawda. i nie będzie kotem, choćby ktoś sobie osobiście tak go postrzegał. i tak, jak się zgadzam, że prawda jest zawsze osobista w ramach "winy" (zboczenie prawnicze, przepraszam :>) tak w ramach "ryzyka" zawsze gdzieś istnieje prawda obiektywna, niekoniecznie "objawiona", ale istnieje. zawsze ktoś ma rację, zawsze jakaś sytuacja w jakiś konkretny sposób się rozwiąże udowadniając prawidłowość jakiegoś sądu (czasem przypadkiem się zgodzi z niewłaściwym sądem, ale to tylko znaczy, że inny jest prawdziwy). ten ogólny schemat oczywiści uwzględnia fakt, że często prawda będzie niemożliwa do odkrycia, zawsze zaś trudna do odkrycia, ale jeśli nie chcemy zostać schizofrenicznymi solipsystami, to musimy przystać na pewien prawd kanon, który determinuje te i owe zjawiska. i ten kanon będzie nasz i uważanie, że kto inny ma rację będzie w takim układzie zupełnie absurdalne - chyba że nam tej racji dowiedzie, ale możliwość takiego dowiedzenia nie eliminuje obstawania przy swojej prawdzie, póki ono nie nastąpi. stąd przekonanie u człowieka, że jest jakaś prawda (może i przez duże p) uważam za całkiem naturalne - oczywiście dopóki w ogóle koresponduje jeszcze z rzeczywistością, bo do niej jesteśmy jak psy uwiązani. to jest zresztą jeszcze dużo bardziej skomplikowane i ciekawe zagadnienie, ale nie chcę tutaj zamieszywać za dużo w temacie, w gruncie rzeczy ten ustęp o prawdzie jest moim usprawiedliwieniem przed pewną natarczywością myśli którą żywię :>:>
Apropos dyskusji
OdpowiedzUsuńhttp://www.rp.pl/artykul/2,171928.html
Panie Tygrysie,
OdpowiedzUsuńzapraszam do swojego ostatniego tekstu!
pozdrawiam
@ kirker
OdpowiedzUsuńWidziałem już wcześniej na niepoprawnych. Dobry i potrzebny tekst. Trafił zresztą na moją prywatną SG.
Dzięki też za wzmiankę o mnie i S.
Pozdrawiam
Tygrysie,
OdpowiedzUsuńw sumie dwie, a może nawet i trzy sprawy.
1. A co ty masz do arystokracji, że spytam? Co do cholery byłoby złego w tym, by świat wreszcie wrócił w swoje naturalne koleiny? Przecież te wszystkie demokratyczne experymenta to własnie experymanta tylko i powinnismy z całych sil wspierać raczej odrodzenie arystokracji miecza niz to demokratyczne rozpieprzenie, spacyfizowanie i dziadostwo. Czyż nie?
A że wiekszość ludu będzie zapieprzać z karkami przygiętymi do ziemi? A teraz to jak jest, że spytam? Czy w ogóle, kiedykolwiek jest inaczej? Przecież zawsza rządzi jakąś mniej lub bardziej oficjalnie widoczna mniejszość a cała reszta ma sie nie wtracac i zapieprzac na swoją codzienna michę karmy i różową, elektoroniczna golarke do cipy. Nic więcej. I czy to sie będzie nazywało demokracja, czy oligarchia, czy monarchia i czy inne gówno- to jest akurat bez wiekszego znaczenia. Proporcje i układ zawsze jest w praktyce identyczny. Róznice wystepuja dalej i pod arystokracja/monarchią/ dyktaturą ludziom zwyczajnie żyje sie lepiej. A demokracja to de facto nadstawianie naoliwionej dupy na gwałt. Więc jeśli trynd jest taki, że sie militarnie arystokratyzujemy, to chwatit`. Tak trzymać. Jako zbyt starzy i nie siedzący w zbrojeniówce możemy tylko chlipać, że MY sie na te arystokracje nie załapujemy. Ale zawsze możemy dzieci robić i je w armię wpychac, czyz nie? Natomiast bawić się dziś w demokrację, w czasie, gdzie wszyscy inni juz sie w nia REALNIE nie bawią, to wystawiać się na manipulację z ICH strony.
2. Generalnie zgadzam się z Mustrumem w jego widzeniu armii. Zresztą, juz kiedys o tym pisałem. Nam jest potrzebna wysokokwalifikowana armia... federalna (to nie jest szczęśliwe okreslenie, lepsze chyba- republikańska) i lokalna siec samoobrony w rodzaju rangers czy innego sformalizowanego i wbitego w strukture pospolitego ruszenia. Ludzie zwyczajnie chętniej bronią własnych domów i kroczy własnych żon i córek niż domów cudzych, i cudzych kroczy a co dopiero mówic o jakims państwie. Więc silne jednostki lokalne wsparte oddziałami specjalistycznymi armi państwowej.
A trzecia sprawa inna razą
Pozdro
@ nicpoń
OdpowiedzUsuńA skąd Ci przyszło do głowy, że ja nie lubię arystokracji? Qrwwwa... Napisałem Ci długą odpowiedź i poszła w cholerę, bo cholerny gugiel akurat ma przerwę, a ja nie zwrócił uwagi. Może jeszcze kiedyś, ale uwierz, żem się wkurwił setnie.
Pozdrawiam
@Nicek
OdpowiedzUsuń"Nam jest potrzebna wysokokwalifikowana armia... federalna (to nie jest szczęśliwe okreslenie, lepsze chyba- republikańska)"
-- W końcu ktoś musi być gotów 24/7, a i ktoś też musi uczyć rezerwę
" i lokalna siec samoobrony w rodzaju rangers czy innego sformalizowanego i wbitego w strukture pospolitego ruszenia. "
-- Myślę, że nie na zasadzie 9 miesięcy w kamaszach raz w życiu, ale CAŁÓROCZNE (a nie semestralne) P.O. (nie mylić z rządem miłości) w szkołach średnich, jak i na uniwerkach (podczas tego selekcja materiału do zawodowego woja) a potem coś na zasadzie amerykańskich "weekend warriors", rezerwy która ćwiczy raz w miesiącu bądź raz na dwa - obowiązkowe dla facetów w wieku 18-50 lat.
"Ludzie zwyczajnie chętniej bronią własnych domów i kroczy własnych żon i córek niż domów cudzych, i cudzych kroczy a co dopiero mówic o jakims państwie. Więc silne jednostki lokalne wsparte oddziałami specjalistycznymi armi państwowej."
-- I tu nasza ukochana władzuchna może mieć pewne "zastrzeżenia", bo co jak się takiej lokalnie silnej milicji (bo taką będą) nie spodoba nowy podatek, albo np. parada pedałów? Dla mnie bomba, nie chcemy tego tutaj, to tego nie ma... ale Donio et consortes?
Tygrysie,
OdpowiedzUsuńnie wiem, czy ty masz cos do arystokracji, ale takie jakies odniosłem wrazenie. Że przedstawiasz sprawę w kategoriach zagrozenia a w utracie demokratycznego status quo dostrzegasz coś niezbyt pozytywnego. Takie odniosłem wrazenie. Jesli mylne, to sorek.
No i szkoda, że ci wcięło ten długaśny text. Mnie się tez takie cos zdarza czasami. Wtedy klne i biję mniejszych i słabszych od siebie ;))
Mustrumie,
OdpowiedzUsuńdokładnie o cos takiego mi chodzi.
I z dokładnie takich przyczyn, jakie podales, taka organizacja wojska pod obecnym rezymem nie przejdzie.
Ale możemy się wszak zbierać i bawic w airsoft guny lub paint balle. Zaprawa bojowa podobna. Technika ruchu takoż. Do tego grille, wspólne biesiadowanie ludzi z jednej okolicy. Więzi, przyjaznie, zalezności. Życie.
To robic mozemy i to robic potrzebujemy.
Koniecznie.
@Nicpoń:
OdpowiedzUsuńWiesz, mnie to by najlepiej odpowiadał konserwatywny rząd monopartyjny. Taka władza by szybko doprowadziła ludzi tutaj i cały kraj do pionu, a może jeszcze przy okazji państwa ościenne... ale mniejsza z tym.
Drobne wspólnoty. One się same ukształtują, jak nie będzie tyle biurokractwa. Zarówno socjalizm jak i demoliberalizm społeczeństwo atomizują, dlatego to gówno trzeba raz na zawsze odrzucić.
A co do przymusowego poboru do armii? Jakoś we wszystkich zdrowych krajach to było. Każdy facet musiał swoje odsłużyć. Armia czysto zawodowa to jest lewicowy (konkretnie socjaldemokratyczny) wymysł. W latach 50. to protestowały przeciwko temu lewicowe cioty i anarchistyczne dziewczynki.
Głupio, że prawica zaczyna coraz bardziej lewaczeć. Narkotyki, dziwki - sam kiedyś popierałem legalizację tego, ale doszedłem do wniosku, że to wywoła więcej złego niż dobrego. Popieranie takiego prawodawstwa to podpisywanie się pod marksizmem kulturowym Gramsciego. No i do tego samego należy armia zawodowa. Bo wychodzi na to, że facet to ma nie być facet. Tak samo jak kobieta ma nie być kobietą (efekt ruchów feministycznych).
Takie to już są uroki lewactwa;////
pozdrawiam
@ Nicpoń
OdpowiedzUsuńJa mam coś do arystokracji? No dobra, a co to jest ta "arystokracja"? Że spytam.
Jeśli nie to, że sprawy poważne traktuje się poważnie, a do spraw poważnych zalicza się podmiotowość swego narodu. Wtedy nie ulega wątpliwości, że res publica (a po grecku demokrateia) jest całkiem po postu najwyższą i najlepszą formą rządów. Fakt, że stawia ogromne wymagania ludowi, tu masz rację.
Ja jestem jak najbardziej arystokratą - odrzucam przecież burżujskiego Frycka dla dworskiego Monteverdiego, czyż nie? Ale całkiem serio, to właśnie to jest dowodem, iż wolę być wolnym obywatelem, niż jakąś szemraną kastą dętych bufonów czy tanich rzezimieszków pasożytujących na porządnych ludziach. Bo jeśli mówiłeś o lemingach (tej naturalnej bazie wszelkich upeerów i innych burżujskich błazeństw, to przepraszam!)
Wiesz, co do arystokracji, to powiem Ci jeszcze, że pewnie i Korwin miałby do tego nieco mniej nabożne nastawienie, gdyby mu np. nadworny heraldyk króla Szwecji wykazał wśród przodków nie tylko Wazów, ale i niemieckich Ottonów. (Oczywiście za darmo i całkowicie z własnej inicjatywy, strasznie to bowiem gościa kręciło, niemal jak Korwina.) Co drugi mój kuzyn to hrabia, nie licząc babci co mnie chowała jako niemowlaka... W dodatku wszyscy oni straszne lewaki i ojroentuzjasty. A więc, nie fetyszyzujmy! ;-)
Co do rangers to czegoś tu chyba nie rozumiem. Rangers to jest taka regularna partyzantka, a nie jakaś obrona terytorialna. Ta może się nazywać National Guard, jak w US, czy Homeguard jak w UK w czasie wojny.
No i nikt oczywiście nie mówi, że w wojsku nie powinno być ludzi, dla których to jest życiowa kariera, co za pomysł? Nie powiem "zawodowców", bo nieco mnie w tym wzniosłym kontekście mierzi ta burżujsko-leberalna terminologia (zbyt mało arystokratyczne).
Jasne że kadra musi być zawodowa, tak samo elitarne formacje. Jak jakieś "gwardie", stosując ruską terminologię. Wiesz, takie gdzie oficerowie robią za szeregowców, ale dupy lecą na nich jak na oficerów. Piękna sprawa.
Pozdrawiam czule
"Wiesz, takie gdzie oficerowie robią za szeregowców, ale dupy lecą na nich jak na oficerów."
OdpowiedzUsuńA tatusiów szwadron leży... :)
*gdzie* tatusiów szwadron leży :>:>
OdpowiedzUsuńwiem, że jestem upierdliwy, wiem :>
@ mustrum, loyolist
OdpowiedzUsuń"Gdzie Tusiów szwadron leży" - tak ma być! ;-)
Pozdrawiam
P.S. A Artur b. sensownie nawija na swoim blogu, warto zobaczyć. Tyle że ma jeszcze nieco jakiejś upeerowsko-korwinicznej czkawki... No bo cóż ma wspólnego państwowa i w jakimś sensie "przymusowa" podstawowa edukacja z "edukowaniem nieedukowalnych"? Jasne że nieedukowalni edukowani być nie powinni!
Tak samo zresztą, jak wojsko z poboru utożsamiano tu z braniem w kamasze ludzi bez nóg. Kto coś takiego głosi? Opanujcie się ludzie - mniej tego korwinizmu! I tak te trujące opary opadają, ale widać jeszcze nie do końca.
Pozdrawiam
o tych beznogich to ja, ale w zupełnie innym charakterze :>:>
OdpowiedzUsuńTygrysie,
OdpowiedzUsuńzaprawdę powiadam ci- masz zajoba na punkcie Korwina i widzisz go tam, gdzie go nie ma.
Ale o zajoba mniejsza. Każdy ma jakiegos i ja np. pasjami lubie amerykańskie samochody z duzymi silnikami a rzygac mi się chce na francuskie, choc nie potrafię powiedzieć dlaczego. Taka idiosynkrazja i zajob.
Natomiast powiem ci tak- ty odrzucasz w jakiś sposób spory kawałek historii naszej cywilizacji jako brednie i kłamstwo. I w pewien sposób idealizujesz zoologicznośc wieków dawniejszych i ówczesny konserwatyzm (a raczej ówczesną normalność). Moim zdaniem bład i to bład spengleryczny wynikający z błednego przyjęcia zalożenia o cykliczności cywilizacji ich wzroście, dojrzewaniu i obumieraniu. Bład, który się zasadza właśnie na tym , z czego się Koneczny u Spenglera nabija- choć obserwacje i mase wniosków Szpenia nie tylko podzielał ale i mocno chwalił.
Mniejsza.
Otóż ja kombinując za Konecznym (ale tu juz kombinując samodzielnie) uwazam, że i oświecenie i cały ten syf który mamy jest nie tylko konieczny (bo jakby nie byl konieczny to by go nie było) i wynika z wyczerpania tego, co w naszej cywilizacji dobre, piekne i kreatywne, ale jest LEPSZY od tego, co było wcześniej. Lepszy w tym sensie, że zabijając stare wraz z tym experymentalnie nieudanym nowym cos do bagazu naszej cywilizacji dorzuca. I to, co przyjdzie po nas to nie będzie jakiś prosty powrót do starych dobrych zasad, tylko bedzie połaczeniem tego starego o nowe elementy i kolejnym skokiem w przyszłość.
To co ja wyczuwam, że ty nazywasz korwinizmem, i niech ci bedzie ta nazwa, bo co mi tam- zawiera w sobie, oprócz masy rzeczy paskudnych sporo rzeczy bezwględnie pozytywnych. Zalążki tego nowgo, które jest takim przetransformowanym starym. Teraz trzeba to tylko umiejetnie wydobyć i z korwinizmu i z setek innych rzeczy- połaczyć i budowac wokół tego jednocząc się.
Pozdro
Arturze,
OdpowiedzUsuńa ja myślę, że prawda leży gdzieś po środku. Z jednej strony mamy to spenglerowskie zdychanie cywilizacji, a z drugiej strony te hipercykle Konecznego.
Ale patrz niby mamy ciąg starożytna Grecja->Rzym starożytny->cywilizacja chrześcijańskiego Zachodu. Ale nie wiadomo, czy to się na tym chrześcijańskim Zachodzie nie skończy. Skąd wiesz, czy potem będzie coś normalnego.
Przecież, co zostało ze starożytnego Egiptu na przykład? Mieliśmy też ciąg Sumer->Akad->Asyria->Babilonia, no i co zostało z Babilonii?
Tak samo może być z nami. Dlatego te materialistyczne działania w postaci brania za mordę, wprowadzania systemów monopartyjnych et consortes są konieczne. Bez tego to my zdechniemy jak Egipt czy Babilonia.
pozdrawiam
Kirkerze,
OdpowiedzUsuńpo pierwsze to masz rację- nie wiadomo co będzie. Na tym się własnie zasadza pięno tego świata, że nigdy nie wiadomo nie tylko co przyniesie jutro, ale i co przyniesie nastepna sekunda.
Mozemy sobie ewentualnie z mniejszym lub większym powodzeniem spekulować. I jasne- nie wiadomo co będzie po upadku tego odcinka naszej cywilizacji, który nazywamy cywilizacją zachodu- nie wiadomo, czy na tym odcinku cala zabawa sie skończy czy pójdzie dalej tworząc nową jakość.
Ja osobiście obstawiam pójście dalej. Z prostej przyczyny. Tak się składa, że naturą świata jest postęp (nie ten "postęp" lewacki, tylko taki normalny). Póki co to, co stworzone zostało w obrębie naszej cywilizacji jest na tej drabinie rozwojowej najwyzej. Wszystkie inne cywilizacje dawno już osiągnęły apogeum swoich możliwości. Trochę nas naśladują, trochę trwają. Ale nie widze w nich mozliwości stworzenia czegoś na prawdę nowego.
Z drugiej strony bardzo możliwe, że np. Chińczycy wchłoną naszą cywilizacje i jej wartości. I bardzo dobrze, bo ja mam więcej wspólnego z chińskim chrześcijaninem niż ze zlewaczałym Francuzem czy Szwabem.
Po drugie- branie za mordę uważam za przeciwskuteczne. Były juz próby i WSZYSTKIE skończyły sie odwrotnym efektem. I w Hiszpanii i w Chile. I w Niemczech, jeśli potraktować powaznie taki koncept, że Adolf wziął za mordę w imię wartości naszej cywilizacji (co ja uwazam za bzdurę, bo wziął za mordę akurat w zupełnie odwrotnym celu). Branie za mordę najzwyczajniej skończy sie takim lewackim syfem, jakiego nawet sobie nie jesteśmy w stanie wyobrazić i ogówni słowo prawica/wartości/ojczyzna/honor/Bóg etc na dziesięciolecia, jeśli nie na stulecia.
Zresztą- samo branie za mordę i dryl jest tak turańskie w swojej treści i formie, ze nie widze możliwości adaptowania tego do naszych warunków cywilizacyjnych. No chyba, że zalezy nam na skrzyżowaniu i eklektyzmie cywilizacyjnym. Co sie skończy, jak słusznie twierdził Koneczny, wyeksponowaniem najgorszych cech oby mixowanych cywilizacji.
Zresztą- ja nie widzę sensu obrony naszej cywilizacji metodami azjatyckimi. Po co niby mamy to robic? Co chcemy osiągnąć zamieniając sie w Azjatów? Żeby sie w Azjatów zamienić wcale nie potrzebujemy nikogo za morde brać. Wystarczy poczekać a sami przyjda i to zrobią. Przynajmniej będziemy życ w poczuciu że mamy rece czyste i będziemy miec platforme do buntu i powstańczych zrywów.
Branie za mordę to leczenie dżumy cholerą.
Ja widze sprawę inaczej. O tym zresztą pisze wciąż.
Naszym jedynym wyjściem jest zakasac rękawy i nie patrząc na nic budowac swoje od podstaw. Tworzyć. Wokół chrześcijańskiego paradygmatu. Organizowac sie od dołu. Robić swoje z czystym sumieniem. I Bóg da, kiedyś, po jakichs tam ofiarach- z NASZEJ strony- byc może uda nam sie na nowo rozpalić Ducha naszej cywilizacji.
Branie za morde to gwóźdź do trumny. To "co nagle to po diable".
To nasza śmierć- mówiąc w skrócie.
Pozdro
panie nicpoń, o ile wiem, jedyną alternatywą wobec brania za mordę jest to, co mamy dzisiaj. nie ma jakiejś trzeciej drogi, i jedno i drugie z tych rozwiązań jest konceptem w gruncie rzeczy dynamicznym i wszelkie odmiany liberalizmu (po anarcho-cuda i tak dalej) prowadzą nas do rządów tych, co mogą (czyli sytuacja dzisiejsza, każdy może myśleć co chce, więc każdy myśli to, co mu podpowiedzą co zręczniejsi - już platon to zauważył). branie za mordę samo przez się nie jest szczególnie atrakcyjne, ale w zestawieniu z zachęcaniem do upadku cywilizacyjnego (czy kulturowego) jakim jest równanie ludzi i dawanie im wolności (którego to aktu aksjologia jest nieznana, zresztą) jawi się każdemu człowiekowi rzeczywiście ceniącemu, nazwijmy to, łacińską sprawiedliwość czy łaciński ład, jawi się sympatycznie.
OdpowiedzUsuńmówi pan o kanalizowaniu postępu w ramach paradygmatu chrześcijańskiego. problem polega na tym, że paradygmat chrześcijański w swojej masowości dziś już nie istnieje, prawdopodobnie nie istnieje już od niemieckich wojen chłopskich XVI wieku. depozytariuszami kultury łacińskiej jest w tej chwili kilka niezależny grupek, które zwykle w dodatku znają tylko jej elementy (np. korwinistyczny wolny rynek jest w porządku, o ile się wie skąd się on bierze i w związku z tym co go ogranicza). jeśli zaś chcemy decydować o tym, co w jaki sposób zostanie skanalizowane, to, nie ma co ukrywać, musimy mieć władzę i to władzę dość konkretną i w miarę kompletną (nie tak jak PiS przy wyborach, ograniczany tvn i TK i bóg wie czym jeszcze). inaczej postęp się nie przewartościuje. gospodarz tego bloga zdaje się pisał kiedyś, że problem prawicy polega na tym, że powtarza te same informacje, licząc na to, że stanie się cud i nagle, za pięćsetnym razem przekonywany dozna objawienia - tak się nie dzieje, właściwie nigdy. nie będziemy tworzyć paradygmatu przez sam fakt posiadania racji, bycia bliżej natury, jeśli SIŁA będzie po stronie tych, którzy w zgodzie z naturą nie chcą żyć. także projekt pański się nadaje do realizacji w zamkniętych komunach w środku syberii (być może o to chodzi, przyznam, że nie śledzę na bieżąco pana koncepcyj) czy na pacyficznych wyspach, ale nie w skonkretyzowanym kulturowo (czy antykulturowo, spenglerowsko cywilizacyjnie) obszarze polski, a chyba mimo wszystko o jakąś całość polski nam idzie.
odnośnie kulturowego aspektu miksowania paradygmatów cywilizacyjnych (czyli "po drugie") pozwolę sobie na samym początku na pewne uszczypliwe pytanie: czy aby ta "nowa jakość" w cywilizacji łacińskiej proponowana przez pana nie będzie takim miksem kulturowym, eksponującym najgorsze cechy rewolucjonizmu, liberalizmu (który, jestem o tym głęboko przekonany, ma swoje źródła w kulturze semickiej) i "lwiego" systemu łacińskiego? odnośnie zaś dyskredytacji przemocy jako narzędzia kulturowego - jesteśmy w tej chwili poddawani jej działaniu. i nie są to lwy cezarów, które mogą być poczytywane za jakieś męczeństwo, a regularne pranie mózgów, wciskanie w fotele przed telewizorem, mulenie fast-foodami, rozmiądlanie, eunuszenie, usuwanie wszelkiej wrażliwości, wszelkiej złożoności. przeciwstawić się temu można tylko i wyłącznie siłą i drylem (może drylem nawet bardziej niż siłą, chociaż dryl to w pewnym sensie odmiana siły). najpierw zwyciężyć, potem rządzić, nie na odwrót. na razie bowiem, projekty budowania oddolnej struktury w ramach środowiska zdominowanego (i to przymusem!) przez siły zupełnie nam przeciwne, przypominają szafowanie przez zamojskiego niderlandami. co się pod tym monologiem kryje, tak w pigułce? dyskusja o drylu i wolności jest dyskusją dotyczącą ładu, którego będziemy dysponentami, a na razie trzeba wygrać tę możliwość dysponowania. i to trzeba zrobić siłą.
ja zresztą osobiście jestem również zdania, że i później trzeba, przynajmniej czas jakiś, działać siłą, żeby wyeliminować buntowniczych prymitywów, bo to właśnie przez takie jednostki upadła już raz kultura łacińska, potem można to zadanie oddać w ręce rodziny, kiedy już będzie silna i rozumna doświadczeniem.
odnośnie budowania oddolnego chyba wyjaśniłem sprawę wyżej już wystarczająco klarownie, jako implicite niemożliwą do zakończenia sukcesem, jeśli nie, to proszę pytać.
@ Nicpoń
OdpowiedzUsuńArtur, zrozum - chrześcijańskiej cywilizacji już nie budiet! Całkiem teoretycznie możliwe jest co najwyżej, że jakieś Chiny czy inny Gabon wezmą pewne dogmaty z chrześcijaństwa i pociągną je dalej. Z naszą zachodnią cywilizacją czy naszą wersją katolicyzmu nie będzie to jednak miało wiele wspólnego. Podniecaj się więc, jeśli ci to wystarczy, ale dla człeka w sumie świeckiego to żadna radość.
Przez ostatnie 200 lat religią zachodu była nauka, a teraz staje się to stopniowo jakiś mętny twór złożony z "praw człowieka" i holocaustu (ze wszystkim co to drugie implikuje i implikować może, a więc status Żydów jako nadludzi, których krytykować nielzia).
Bardzo dobrze skrótowo ująłeś moje spengleryczne widzenie naszej historycznej sytuacji i powiem ci, że śmiechy Konecznego mnie z kolei śmieszą. Wyobrażasz sobie jeszcze WIELKĄ ZACHODNIĄ ARCHITEKTURĘ? Taką godną stanąć obok gotyku, baroku, stylu doryckiego czy egipskich świątyń? Ja nie. To samo z naprawdę wielką muzyką, malarstwem...
Bez chłopstwa (autentycznego, nie farmerów), szlachty (j.w.), jakiejś dopiero się tworzącej w nowej formie religii, naiwnego ale aktywnego umysłu, bez dopiero pączkujących (a nie milionowych i pełnych lemingów) miast... Żaden rozkwit nowej Kultury (tu jadę spenglerycznie, ale chyba w sumie się rozumiemy) nie jest do pomyślenia.
Nie chcę jechać o cybernetyce, ale dla mnie całkiem to do przyjęcia, że Kultura to jest coś jak organizm - w końcu nie każde byle co wynajduje rachunek różniczkowy, polifonię gotyku czy Euklidesa.
Przeskakuję masę spraw, ale co do zamordyzmu, to chodzi mi o taki, jaki był w rzymskim cesarstwie. I ja i S. wolelibyśmy republikę, którą widzimy jako coś dużo większego, a co dopiero Ateny itd. Ale właśnie to cesarstwo uchodzi za szczyt starożytności, prawda? Było absolutnie nietwórcze, w sumie defensywne, ale z ówczesnymi lemingami nic więcej się nie dało więc się trzymało wszystko przed kompletym rozkładem póki się dało.
Rola religii w naszej cywilizacji - taka realna i sprawcza - już skończona, nie oszukuj się. Spójrz na Kościół, a konkretnie na kler. Przecież to lemingi i gorzej, co z tego że Papież jeszcze na poziomie? Spójrz na polski kościół, także na jego wiernych. To jest koniec ziemskiej roli, pozostaje jeszcze "druga religijność", czyli pociecha dla maluczkich. Piękna rzecz, ale co mi z tego?
Czy naprawdę potrafisz sobie wyobrazić jakikolwiek rozwój z miliardami lemingów zamieszkałych w milionowych miastach, robiących zakupy w hipermarketach i oglądających telewizję? Bo jeśli 90% tego bydła musi przedtem wyginąć, to nie będzie to już i tak TEN SAM świat ani ta sama cywilizacja. Sam to przecież wiesz. A inaczej będzie szło jak idzie.
Mniej SciFi czytaj - więcej historii, to tak na marginesie! ;-)
Pozdrawiam
Nie, Arturze, mylisz się i to w wielu kwestiach. Niestety, tak się składa, że od kilkudziesięciu lat dominującą na świecie, a nie tylko u nas na Starym Kontynencie, siłą jest lewactwo i jak tak dalej będzie, to nie tylko cywilizacja chrześcijańskiego Zachodu, ale cała ludzkość podzielą losy dinozaurów. I temu trzeba się przeciwstawiać wszystkimi możliwymi środkami. Czysty machiavelizm.
OdpowiedzUsuńJedziemy cytatami.
Ja osobiście obstawiam pójście dalej. Z prostej przyczyny. Tak się składa, że naturą świata jest postęp (nie ten "postęp" lewacki, tylko taki normalny). Póki co to, co stworzone zostało w obrębie naszej cywilizacji jest na tej drabinie rozwojowej najwyzej. Wszystkie inne cywilizacje dawno już osiągnęły apogeum swoich możliwości.
Raczej to lewactwo wszystko rozniesie, a po nas przyjdzie islamizm, może Chińczycy, podzielimy losy Babilończyków. Persowie nie byli kontynuacją ich kultury, prędzej byli z Medami związani, których wcześniej podbili. A lewactwo wykończy tą cywilizację, obecni socjaliści i liberałowie nie mają tyle rozsądku, co bolszewicy. Był taki okres w ZSRR, co wszystko było wolno, nawet pedały śluby brały, a potem wszystko zakazano, tylko aborcja z tych libertyństkich ciudractw pozostała dozwolona. Po pierwsze widać, jak te lewackie mendy są wtórne. Po drugie, oni są kierowani przez Żydów i masonów prosto w przepaść. Architekci tego socjalgówna nie zdają sobie sprawy, że ich też może wziąść jasna cholera.
Po drugie- branie za mordę uważam za przeciwskuteczne. Były juz próby i WSZYSTKIE skończyły sie odwrotnym efektem. I w Hiszpanii i w Chile.
A komuna nie odcisnęła piętna na tym społeczeństwie? Skoro lewactwo może tak robić, to dlaczego nie miałaby prawica. Dlaczego prawica ma nie mieć wpływu na społeczeństwo.
A o przyczynie fiaska. Po pierwsze Franco nie stworzył systemu monopartyjnego zdolnego trzymać cały interes za ryja. W wyniku tego konserwatywna władza utrzymała się tylko 40 lat, a gdyby Franco był mądrzejszy, to ultrakonserwatyści mogliby rządzić Hiszpanią po dziś dzień. Niestety, caudillo bajał o monarchii, która miała nastąpić po jego śmierci. Nastąpiła, owszem, ale przy okazji nastał ten chory, demoliberalny system. A finalny skutek tego, to właśnie Zapatero wraz z szajką.
W Chile natomiast Pinochet sam ustąpił, zamiast wyznaczyć sobie następcę.
Po prostu, owszem, ci faceci zrobili kawał dobrej roboty, hamując lewactwo, ale myśleli za bardzo krótkowzrocznie.
I w Niemczech, jeśli potraktować powaznie taki koncept, że Adolf wziął za mordę w imię wartości naszej cywilizacji (co ja uwazam za bzdurę, bo wziął za mordę akurat w zupełnie odwrotnym celu).
Arturze, Hitler przeczytał książkę "Upadek ras" Madisona Granta, co nieco liznął XIX-wiecznego antropologa, archeologa, etnologa i językoznawcy Gaubineau, no i trochę tak popiardywał, w "MK" jest kilka cytatów, gdzie widać inspirację tymi autorami.
Branie za mordę najzwyczajniej skończy sie takim lewackim syfem, jakiego nawet sobie nie jesteśmy w stanie wyobrazić i ogówni słowo prawica/wartości/ojczyzna/honor/Bóg etc na dziesięciolecia, jeśli nie na stulecia.
A co proponujesz, w takim razie? Jak będziemy bierni, to jeszcze dożyjemy takiego syfu, że nam włosy dęba staną, jakiego w najczarniejszych snach nie przewidzieliśmy. Bierność jest najgorszym, co tylko może być w tym wypadku. Poza tym nie uprzątniemy tego gówna łopatką, tylko smrodu narobimy. To jest cały dół kloaczny, i tu trzeba spychaczem, to uprzątnąć. No i niestety, brać za ryja. Nie ma rady.
Jak będziemy właśnie oddolnie coś robić, to uznajemy, że się poddaliśmy i że lewactwo zwyciężyło. A im nie można na to pozwolić. Bo inaczej wszyscy skończymy jak dinozaury (mówię tutaj o chociażby T.rex-ach, jakieś 11 000 gatunków ptaków to z ewolucyjnego punktu widzenia dinusie).
A poza tym, jak nic nie zrobimy, to zapanuje lewicowy zamordyzm. A temu można przeciwstawić tylko prawicowy. Innej rady nie ma.
A zresztą w czym wolałbyś żyć, w Polsce rządzonej twardą łapą przez ultraprawicowego dyktatora czy w Pedolandii okupującej ziemie polskie?
pozdrawiam
PS. Dlaczego popierasz legalizację narkotyków i kurewstwa? Przecież dzięki temu to zamiast konserwatywnego społeczeństwa będziesz miał stado postmodernistycznych hedonistów jak z pewnej znanej powieści Huxleya.
Loyoliście,
OdpowiedzUsuń(chyba tak sie to odmienia, tak?)
Trochę sie nie rozumiemy i pewnie stąd różnica zdań.
Otóż- ja nie mam nic przeciwko braniu za mordę. Tadam!!! Ba, ja uważam, że wzięcie za mordę jest w pewnych okolicznościach bardzo potrzebne. Natomiast mam wrazenie, że i ty i Tygrys i Kirker (pisze ci per ty bo do wszystkich tak pisze i lubię jak sie do mnie zwraca w ten sposób) upatrujecie w braniu za mordę jakiegos panaceum dokładnie na takich samych zasadach, jak Korwin panaceumizuje wolny rynek. A to błąd.
Branie za mordę może być skuteczne w sytuacji, w której mamy do czynienia z AUTENTYCZNYM zagrożeniem fizycznego bytu społeczności. I to w sytuacji, w której ta społecznośc zdaje sobie z tego zagrożenia sprawę. W przeciwnym razie mamy podskórny bunt przeciwko tym, którzy "dla dobra" ludu/cywilizacji/łotever dociskają ludziom mordy do ziemi. efektem jest dokładnie to, co się stało w Hiszpanii Franco- czyli Zapatero, bo Zapatero jest bezpośrednim efektem wzięcia za mordę. Dokładnie tak samo jak eurolewactwo jest wynikiem konserwatywnej drapieżności wcześniejszej.
Stąd osobiście nie widze możliwości innej jak brać za mordę wtedy, gdy ludzie tak naprawdę będą już chcieli być za mordę wzięci, bo otaczająca ich rzeczywistość będzie nie do zniesienia i ktoś, kto zaproponuje jakiekolwiek widoki na ład i porządek będzie się ludziom jawił jako odkupiciel i wybawca a nie jak nowy Hitler.
Trzecia droga- oczywiście, że jakaś trzecia droga między braniem za mordę a liberalizmem istnieje. To, że nie potrafimy jej na dzis nazwac ani sobie zwizualizowac nie oznacza, że ona nie jest możliwa. To akurat normalne. Jako że nie mamy wglądu w przyszłość i nie wiemy jak sie potoczą dalsze losy świata, jakie ściezki zostaną narysowane etc. Dokladnie tak samo jak przed chrześcijaństwem chrześcijaństwo nie było do pomyślenia tak samo to co przed nami jest dla nas percepcyjnie nieosiągalne.
Paradygmat chrzęscijański istnieje jak najbardziej- kwestia jego masowości nie ma większego znaczenia. Prosze pamiętać o tym, że pierwsi chrześcijanie (zyjący w czasach stosunkowo podobnych do dzisiejszych- czyli w realiach rozpadającej się rzeczywistosci) żyli w świecie absolutnie im nieprzychylnym, wrogim, terroryzującym etc. Budowali oddolnie i zbudowali to, co my nazywamy cywilizacja zachodu. I co najwazniejsze- oni podstawy tego świata zbudowali w oparciu o dobrowolność, nie w oparciu o branie za mordę. Bo to sa podstawy kruche, to jest akcja, wywołująca reakcję.
Warto sobie uświadomić prostą okoliczność a mianowicie taką, że nasza cywilizacja taka jaką ja znamy już jest skazana na zagładę dokładnie tak samo, jak był od pewnego momentu skazany na zagładę Rzym. Fizyka dla klasy szóstej.
Inercja i te sprawy.
Wszelkie działania w kontrze w tej chwili sa tak czy owak skazane na niepowodzenie. Natomiast pewnym jest, że przyniosą efekt dokładnie odwrotny od zamierzonego. Żadnej świeckiej odnowy nie będzie. Nie będzie żadnego wzięcia za mordę, z którego pojawi sie pozytywny skutek.
Z prostej przyczyny- świat jeszcze sie nie nasycił różową, elektroniczną golarką do cipki. Jeszcze sie nia nie zmulił i jeszcze jej nie wyrzygał. Więc dziś odebranie tejże golarki ludziom w efekcie da bunt.
I przysięgam, że nie mam pojecia po co to robić, to branie za mordę?
Przecież to będzie dokładnie taki sam totalitaryzm jak dzisiejszy, tyle, że z odwrotnym kierunkiem wektora.
Tygrys mnie namawia do czytania historii miast SciFi. Tygrys jak zwykle próbuje sobie ustawic oponenta w wygodnej do uderzenia pozycji, bo przeciez tygrys dobrze wie, ze ja min. jestem z wykształcenia historyk.
Proponuję więc poczytac o historii schyłku Rzymu. Poczytać o tych próbach zawrócenia Tybru kijem, które przedsiębrane były w sytuacji takiej jak nasza. I które nie przyniosły absolutnie nic.
Jedyna drogą, jaką widzę dla nas to zacząć od siebie. Z tym drylem, z tymi zasadami, wiernosci im, honorowi, wierze i pewnym przekonaniom. I zataczać coraz szersze kręgi BĘDĄC GOTOWYM DO PONOSZENIA OFIAR z tego tytułu. Bo bez ofiar sie nie obejdzie.
I, jeśli da Bóg, za kilka pokoleń dorobimy się rzesz prawdziwcyh, silnych i odważnych LUDZI, którzy wykonaja kolejny skok cywilizacyjny.
I tu warto sobie to powiedzieć- po olbrzymiej daninie krwi. Bo bez tej daniny krwi sie nie obędzie, to chyba jest jasne.
Pozdrawiam
@ Nicpoń
OdpowiedzUsuńArtur, ja nigdy nie twierdził, że Ty historii nie czytałeś czy że jesteś do tego niezdolny. Teraz Ty sobie mnie łaskawie ustawiasz. Parę razy jednak powoływałeś się na gry komputerowe - niegdyś w rozmowie na Civilization, ostatnio na coś innego - jako na pewne źródła wiedzy. Rozumiem takie środki, ale nieco to zbyt, wiesz, bezpretensjonalnie ogłosiłeś.
Poza tym, z tego co kojarzę, b. się podpalasz SciFi. I fajnie. Całkiem sobie wyobrażam, że tam jest cudny poligon do badania różnych sytuacji i reakcji ludzkich. Gdybym nie miał dyslekcji, to sam bym pewnie czytał.
Co nie zmienia faktu, że ludzie oglądający telewizję i zaopatrujący się w różowe golarki to nie są ludzie zdolni do metafizycznych przeżyć, albo do autentycznej twórczości. I tutaj mój S. ma absolutną rację - w istocie to jest tak proste i oczywiste, że aż wstyd, że człowiek sam tego nie dostrzegł. (A niektórzy nie dostrzegają nawet gdy usłyszą.)
Co do brania za mordę... Przecież my na to nie mamy żadnych środków w tej chwili, po prostu analizujemy sytuację. Kiedy mamy zacząć? Kiedy wszystko się będzie walić, a na ulicach zalegać będą sterty trupów? W końcu to ja jestem demokratą, a w dodatku (zdaje się razem z Tobą) nie dostrzegam powodu czy pretekstu by państwo miało się zajmować moralnością i np. tępić kurestwo. Sam wiesz, i ja też wiem, dlaczego życie na Kubie daje się wytrzymać, prawda?
Mówisz o totalitaryźmie, a mnie się wydaje, że ja akurat jestem absolutnie takich skłonności pozbawiony. Za mordę leminga niestety wziąć kiedyś będzie trzeba, ale jak długo będzie można, nie zamierzam bydlakowi zaglądać w majty czy do garnka. Ale że wszystko się wali, to chyba jednak powinieneś zauważyć.
Za 10 latek będziemy mieli bezpośrednie zagrożenie rosyjskie, nieco bardziej zawoalowane niemieckie, żydowskie roszczenia i uroszczenia... A kochana Ojrounia odda być może ruskim nieco swoich wschodnich ziem, na dobrą współpracę. I co z tego, że to będą akurat tereny o które nasi przodkowie przelewali krew?
Całe cesarstwo rzymskie to było jedno wzięcie lemingów za mordę. I co? Wielu Ci powie, że to był absolutny szczyt wszystkiego co piękne? A że to miało wstrząsy, zgrzyty i w końcu zdechło? Sam słusznie zauważyłeś, że wszytko zdechnie.
Co do katolicyzmu, to właśnie mała elita mająca takie... powiedzmy wyznająca takie wartości, powinna to bydło wziąć za mordy. Niepowodzenia gen. Franco nie są tutaj dowodem to the contrary, raczej kolejną rzeczą, która potwierdza tezy S.
Sam zresztą kilka z nich ładnie potwierdziłeś. Jasne, nie da się bydła wziąć za mordę zanim nie zacznie wołać o jakąś władzę. Ale skąd wiesz, kiedy zacznie to robić? I co mamy robić na razie? Ja niestety nie mam stada koni i nie mogę się bawić w rycerza aż tak fajnie, by zapomnieć o Tuskach, Putinach i Borrellach.
Pozdrawiam
Tygrysie,
OdpowiedzUsuń"Artur, zrozum - chrześcijańskiej cywilizacji już nie budiet! Całkiem teoretycznie możliwe jest co najwyżej, że jakieś Chiny czy inny Gabon wezmą pewne dogmaty z chrześcijaństwa i pociągną je dalej. Z naszą zachodnią cywilizacją czy naszą wersją katolicyzmu nie będzie to jednak miało wiele wspólnego. Podniecaj się więc, jeśli ci to wystarczy, ale dla człeka w sumie świeckiego to żadna radość."
A skąd ty to wiesz? Posiadasz jakieś zdolności prekognicyjne, czy jak? Bo póki co to jest pustosłowie.
Inaczej- jasnym jest, że to co będzie w przyszłości w żaden sposób nie będzie przypominać świata w którym aktualnie żyjemy. Tak samo jak średniowiecze w żaden sposób nie przypominało antyku. A mimo to właśnie owo sredniowiecze ocaliło i zachowało z antyku wszystko to, co najlepsze, wchłonęło, ulepszyło i wytowrzyło całkowicie nowa jakość.
Wiec bardzo jest prawdopodobne, że ten nowy świat zachowa sie bardzo podobnie i ja nie widze w tym nic złego. Niech przejmie z nas to, co w nas najlepsze, niech wchłonie, ulepszy i pchnie dalej tworząc nową jakość. To, rzekłbym, naturalna kolej rzeczy i ja wcale nie mam zamiaru walczyć o cos co było kiedyś i juz się skończyło.
I w tym nowym swiecie chrześcijaństwo bedzie pełniło zapewne dokładnie taka sama rolę jak antyk dla nas. Rolę, bez której trudno sobie nas dzisiejszych wyobrazić.
"Przez ostatnie 200 lat religią zachodu była nauka, a teraz staje się to stopniowo jakiś mętny twór złożony z "praw człowieka" i holocaustu (ze wszystkim co to drugie implikuje i implikować może, a więc status Żydów jako nadludzi, których krytykować nielzia)."
Wyciągasz zbyt pochopne wnioski z krótkiego przeciez etapu gnilnego cywilizacji. Żadne prawa człowieka i żadni Zydzi. Żydzi sobie właśnie szykuja kolejny holocaust taki, po którym zbierać sie będą znacznie dłuzej niz dotychczas.
A to, że quasireligia jest nauka- jasne. Pamietasz- dałem ci jakiś czas temu nazwisko i tytuł ksiązki (nie pamietam teraz) takiego Niemca, który dosyc klarownie wykłada jak juz widac symptomy tej nowej jakości, jaką jest połaczenie religii (a raczej duchowości) z nauką. To sie przeciez tworzy wszystko na naszych oczach. I zupełnie zrozumiałe jest, że po pierwszym zachwycie naukowością to wszystko sie cybernetycznie zbilansuje, przemiesza, zmixuje i pójdzie dalej.
Tyle, że np. dziecku nie da sie wytłumaczyć, że jedzenie zbyt dużej ilości czekolady jest niedobre. Zakazywanie jedzenia czekolady powoduje, że dziecko będzie się ja starało jeść ukradkiem, oszukiwać etc. Trzeba sie dac dziecku czekolada nażreć, przesycić i porzygać, żeby nauka była skuteczna i trwała.
Patrz na to, jakie ruchy (bardzo delikatne ale z duzym wyprzedzeniem) robi Kościół. Dał się ludziom wyszaleć. Od niedawna zaostrza kurs. Jeszcze kilka dziesięcioleci, jakas seria wojen w Europie i na świecie i te ocalałe z rozpierduchy miliony będa sie garnąć do Kościoła jako do tego, który jest nie tylko depozytariuszem Dobra, ale i budowniczym Ładu. To kwestia czasu.
"Bardzo dobrze skrótowo ująłeś moje spengleryczne widzenie naszej historycznej sytuacji i powiem ci, że śmiechy Konecznego mnie z kolei śmieszą. Wyobrażasz sobie jeszcze WIELKĄ ZACHODNIĄ ARCHITEKTURĘ? Taką godną stanąć obok gotyku, baroku, stylu doryckiego czy egipskich świątyń? Ja nie. To samo z naprawdę wielką muzyką, malarstwem..."
Oczywiście, że sobie wyobrażam. Nie wiem, jak by to miało wygladać, bo i jak? Ale że to znowu będzie to akurat pewne. Tyle, że wcześniej potrzebne bedzie wielkie katharsis. Co do tego chyba jesteśmy zgodni.
"Bez chłopstwa (autentycznego, nie farmerów), szlachty (j.w.), jakiejś dopiero się tworzącej w nowej formie religii, naiwnego ale aktywnego umysłu, bez dopiero pączkujących (a nie milionowych i pełnych lemingów) miast... Żaden rozkwit nowej Kultury (tu jadę spenglerycznie, ale chyba w sumie się rozumiemy) nie jest do pomyślenia."
Oczywiście masz rację. Tak właśnie jest. No ale zobacz co ty postulujesz tym, zeby TERAZ za morde brac i TERAZ próbowac odgórnie przewartościowac ten świat- ty stajesz wbrew pozorom na drodze temu nowemu budowaniu Kultury. Temu nowemu formowaniu religii. Temu nowemu chłopstwu i tej nowej szlachcie. Ty chcesz ratować coś, co sie do uratowania nie kwalifikuje.
"Nie chcę jechać o cybernetyce, ale dla mnie całkiem to do przyjęcia, że Kultura to jest coś jak organizm - w końcu nie każde byle co wynajduje rachunek różniczkowy, polifonię gotyku czy Euklidesa."
Jasne. Ale to nie az takie proste i bezpośrednie jak u Szpenia.
"Przeskakuję masę spraw, ale co do zamordyzmu, to chodzi mi o taki, jaki był w rzymskim cesarstwie. I ja i S. wolelibyśmy republikę, którą widzimy jako coś dużo większego, a co dopiero Ateny itd. Ale właśnie to cesarstwo uchodzi za szczyt starożytności, prawda? Było absolutnie nietwórcze, w sumie defensywne, ale z ówczesnymi lemingami nic więcej się nie dało więc się trzymało wszystko przed kompletym rozkładem póki się dało."
No własnie- a ja pytam- PO CO? W imie CZEGO te lemingi brac za mordę? Co niby chcesz w ten sposób uzyskać? Chcesz opóźnić to nowe przewartościowanie i przeformowanie świata? Przewartościowanie bardzo fundamentalnie konserwatywne? Przeciez to zbrodnia.
"Rola religii w naszej cywilizacji - taka realna i sprawcza - już skończona, nie oszukuj się. Spójrz na Kościół, a konkretnie na kler. Przecież to lemingi i gorzej, co z tego że Papież jeszcze na poziomie? Spójrz na polski kościół, także na jego wiernych. To jest koniec ziemskiej roli, pozostaje jeszcze "druga religijność", czyli pociecha dla maluczkich. Piękna rzecz, ale co mi z tego?"
I to jest własnie mocna słabośc i twoja i Szpenia. Obaj jestescie podszyci z jednej strony utylitaryzmem (bardzo lewackim w gruncie rzeczy) a z drugiej strony pychą- wydaje wam się, że wiecie co ma jaka role i po co jest. Otóż, przypomne ci, siła i potęga chrześcijaństwa nie było i nie jest to, że ma ono do spełnienia jakąś rolę, tylko to, że to komunia ze Stwórcą. To rzeczywistość sakramentalna.
Jezus nie byl pragmatykiem. Tylko idealistą. I ten jego idealizm, okupiony krwią, zatryumfował własnie dlatego, ze nie miał słuzyc jakiemuś doczesnemu celowi, tylko czemuś wiecej. Jakiejś świętosci.
Ale zgadzam się z toba po części- rola religii takiej jaką ona jest dziś się kończy. I zeby mogło dojść do przeformowania i skoku w przyszłośc sporo kościołów będzie musiało zostac zburzonych i sporo pasterzy będzie musiało zostac powieszonych. I zostac będa musieli ci, którzy będa mieli odwagę iść znowu do i między ludzi, ginąć smiercią męczeńską ale budując jednoczesnie podwaliny nowego świata.
Rola religii dlatego dziś się kończy, bo zbyt się ona skoncentrowała na swojej roli a zbyt oderwała od tego, co jest autentycznie jej istota i powołaniem.
"Czy naprawdę potrafisz sobie wyobrazić jakikolwiek rozwój z miliardami lemingów zamieszkałych w milionowych miastach, robiących zakupy w hipermarketach i oglądających telewizję? Bo jeśli 90% tego bydła musi przedtem wyginąć, to nie będzie to już i tak TEN SAM świat ani ta sama cywilizacja. Sam to przecież wiesz. A inaczej będzie szło jak idzie."
Jasne, racja pełna. No, moze nie z tymi 90% bo to bzdura, ale ostre przetrzebienie musi nastąpić.
Tyle, że jak widze ty nie miałbys specjalnych oporów przed tym, żeby rozkaz takiej rzezi wydac w imię tego co konieczne, czy jakkolwiek bys tego nie usanksjonował.
Ja natomiast uważam, że aby móc tworzyć cos sensownego w przyszłości nie mozna samemu zbrudzić się w jakikolwiek sposób. Fundamenty MUSZĄ być zdrowe i czyste. Na brud przyjdzie czas później, gdy juz funfamenty beda połozone, a ludzie powyzynaja sie własnoręcznie i beda sie intensywnie rozgladać za kimś, kto nie ma rąk unurzanych po łokcie we krwi. By wreszcie zacząć budować.
Pozdrówki
P.S. juz Loyolistowi napisałem o tych twoich sugestiach, żebym czytał wiecej historii niz SciFi. Ja tobie polecam czytac cokolwiek więcej niz Szpenia, bo póki co zasklepiasz sie i otorbiasz w czymś dalekim od doskonałości.
Buźka
Kirkerze,
OdpowiedzUsuń"Niestety, tak się składa, że od kilkudziesięciu lat dominującą na świecie, a nie tylko u nas na Starym Kontynencie, siłą jest lewactwo i jak tak dalej będzie, to nie tylko cywilizacja chrześcijańskiego Zachodu, ale cała ludzkość podzielą losy dinozaurów. I temu trzeba się przeciwstawiać wszystkimi możliwymi środkami. Czysty machiavelizm."
Za pierwszych chrześcijan świat od kilku stuleci był formowany jako środowisko im wrogie i zmierzające do hekatomby (na ówczesne warunki) globalnej.
A dali radę.
No i przypominam ci, jak skończył Machiavelli. Nietęgo.
"Raczej to lewactwo wszystko rozniesie, a po nas przyjdzie islamizm, może Chińczycy, podzielimy losy Babilończyków. Persowie nie byli kontynuacją ich kultury, prędzej byli z Medami związani, których wcześniej podbili. A lewactwo wykończy tą cywilizację, obecni socjaliści i liberałowie nie mają tyle rozsądku, co bolszewicy. Był taki okres w ZSRR, co wszystko było wolno, nawet pedały śluby brały, a potem wszystko zakazano, tylko aborcja z tych libertyństkich ciudractw pozostała dozwolona. Po pierwsze widać, jak te lewackie mendy są wtórne. Po drugie, oni są kierowani przez Żydów i masonów prosto w przepaść. Architekci tego socjalgówna nie zdają sobie sprawy, że ich też może wziąść jasna cholera."
Załóżmy przez chwilę, że będzie tak jak mówisz (choc ja się z tym nie zgadzam). No to co proponujesz w zamian? Prawacki terror? Jak długo go utrzymasz? W jaki sposób chciałbyś sterować tymi resztkami cywilizacji? Jaki masz pomysl na naprawę?
"
A komuna nie odcisnęła piętna na tym społeczeństwie? Skoro lewactwo może tak robić, to dlaczego nie miałaby prawica. Dlaczego prawica ma nie mieć wpływu na społeczeństwo."
Dlatego, że nie byłoby ŻADNEJ róznicy. ŻADNEJ. Poza tym, że jakby juz ten prawacki terror upadł (a upadłby) to przez następnych X pokoleń ludzie pluliby na sam dźwiek słowa prawica, tak jak dzis pluja na komuchów.
"A o przyczynie fiaska. Po pierwsze Franco nie stworzył systemu monopartyjnego zdolnego trzymać cały interes za ryja. W wyniku tego konserwatywna władza utrzymała się tylko 40 lat, a gdyby Franco był mądrzejszy, to ultrakonserwatyści mogliby rządzić Hiszpanią po dziś dzień. Niestety, caudillo bajał o monarchii, która miała nastąpić po jego śmierci. Nastąpiła, owszem, ale przy okazji nastał ten chory, demoliberalny system. A finalny skutek tego, to właśnie Zapatero wraz z szajką."
Gdyby, gdyby, gdyby.
A co mnie obchodzą gdybania? Fakty sa jakie są. W wyniku jego działania Hiszpania była podzielona na tych zadowolonych i wzięta za mordę resztę, która wszystkimi sposobami kombinowała jakby tu utracić patenty caudilla i wskoczyc na stołki i zrobic rewolucję. I zrobili ją.
Więc ty sie zastanów, czy masz w planach blitzkrieg prawicowy do władzy i utrzymanie (dzięki terrorowi) średnio zadowalającego stanu rzeczy przez lat 40, czy może lepiej poświęcić 40 lat na pracę by zawalczyc o normalny świat na lat 400?
"W Chile natomiast Pinochet sam ustąpił, zamiast wyznaczyć sobie następcę.
Po prostu, owszem, ci faceci zrobili kawał dobrej roboty, hamując lewactwo, ale myśleli za bardzo krótkowzrocznie. "
Nie myśleli krótkowzrocznie- robili to, co mogli zrobić. Min. poparcie USa dla Chile warunkowane było demokratyzacja (bo akurat USA taki ma demokratyczny fetysz). A zdjęcie ochronki amerykańskiej znad Chile to koniec Chile Pinocheta w króciutkim czasie. Bratnia pomoc nastąiłaby natychmiast.
"Arturze, Hitler przeczytał książkę "Upadek ras" Madisona Granta, co nieco liznął XIX-wiecznego antropologa, archeologa, etnologa i językoznawcy Gaubineau, no i trochę tak popiardywał, w "MK" jest kilka cytatów, gdzie widać inspirację tymi autorami."
Zgoda- i sprawił, że jego bestialstwo i lewackość do dziś nazywa się skrajną prawicą. Super.
"A co proponujesz, w takim razie? Jak będziemy bierni, to jeszcze dożyjemy takiego syfu, że nam włosy dęba staną, jakiego w najczarniejszych snach nie przewidzieliśmy. Bierność jest najgorszym, co tylko może być w tym wypadku. Poza tym nie uprzątniemy tego gówna łopatką, tylko smrodu narobimy. To jest cały dół kloaczny, i tu trzeba spychaczem, to uprzątnąć. No i niestety, brać za ryja. Nie ma rady."
Ja jestem bardzo daleki od bierności. I nie o bierność chodzi. Przecież czytujesz moje texty to w sumie nie powinienem ci tłumaczyć co ja proponuję.
Natomiast na pewno nie proponuje zawracania Wisły kijem i brania za mordę ludzi teraz, gdy branie za mordę kojarzy im się jak najgorzej. Ja proponuje tworzenie swoich alternatywnych struktur i czekanie na dogodny moment do skoku. Nic wiecej.
"Jak będziemy właśnie oddolnie coś robić, to uznajemy, że się poddaliśmy i że lewactwo zwyciężyło. A im nie można na to pozwolić. Bo inaczej wszyscy skończymy jak dinozaury (mówię tutaj o chociażby T.rex-ach, jakieś 11 000 gatunków ptaków to z ewolucyjnego punktu widzenia dinusie)."
Lewactwo zwyciężyło JUŻ właśnie dzięki temu, że pracowało od dołu. I udało mu sie przekonac ludzi do tego, że to ich pomysły są dobre i ludzie tego właśnie chcą.
Jeśłi chcemy jakiegokolwiek pozytywnego efektu musimy przejść dokładnie tę sama drogę co oni. W przeciwnym razie będziemy zbawiac świat wbrew tego świata woli. Ma to sens?
"
A poza tym, jak nic nie zrobimy, to zapanuje lewicowy zamordyzm. A temu można przeciwstawić tylko prawicowy. Innej rady nie ma. "
Nieprawda.
Ponawiam prośbe o zainteresowanie sie historią pierwszych chrześcijan i tego co oni przeciwstawili zamordyzmowi i co z tego wynikło.
"A zresztą w czym wolałbyś żyć, w Polsce rządzonej twardą łapą przez ultraprawicowego dyktatora czy w Pedolandii okupującej ziemie polskie?"
W obecnej sytuacji nie widze róznicy. Dynamika rzeczywistości jest taka, że dla zjadacza chleba byłby to zamordyzm dokładnie taki sam- jeden i drugi. tyle, że w jednym sie macha różową szmatka a w drugim krzyżem. A machanie krzyżem mam za gorsze, bo to jest tego krzyża (czy tez patriotyzmu/Boga/honoru etc) ogównienie i zbrukanie.
"PS. Dlaczego popierasz legalizację narkotyków i kurewstwa? Przecież dzięki temu to zamiast konserwatywnego społeczeństwa będziesz miał stado postmodernistycznych hedonistów jak z pewnej znanej powieści Huxleya."
I co, bedę mial takie coś juz na zawsze?
Inercja rzeczywistości jest taka, że prędzej czy póxniej i tak dojdziemy do legalizacji narkotyków i kurestwa. W stopniu gigantycznym. Po co się temu sprzeciwiać, skoro i tak niczego sie nie zmieni? Nie lepiej dac się ludziom wyszaleć w miedzyczasie tworząc własne struktury zdolne do przejęcia tych, którzy szaleństwami się juz zbrzydzili?
@ Nicpoń
OdpowiedzUsuńTo nie ja zamierzam 90% tego bydła wytępić. Albo udajesz że nie rozumiesz... Nie chcę snuć jeszcze mniej pochlebnych dla Ciebie przypuszczeń. Tak będzie, najprawdopodobniej. Nie mam daru prekognicji, ale jak to się nie zawali z hukiem... To będzie największy rozkwit jaki sobie autorzy SciFi wyobrażali. (Fanfary, werble, chóry starców zawodzą.)
Czytam o wiele więcej niż S., ale faktycznie niewiele zasługuje. Choć po prawdzie to ostatnia książka Gwiazdów jest super, "Cywilizacja Komunizmu" Tyrmanda zabawna i niegłupia... Więc mi nie wmawiaj głupot! ;-)
Nie wiem czy to celowo, czy tylko taka ętelektualna niekonsekwencja, ale nie dostrzegasz, że Ty mówisz często o religii, kiedy ja mówię o sprawach świeckich. Ale weź proszę na swój ętelektualny warsztat taki oto problem: chrześcijaństwo zastąpiło cywilizację antyczną, zgoda, ale przecież NIĄ NIE BYŁO! Wręcz przeciwnie.
Natomiast teraz Ty chcesz bronić katolicyzmu, tak? Więc co się napalasz na jakąś nową cywilizację, która - per analogiam - nie ma powodu mieć z katolicyzmem nic wspólnego.
Co do tego bliskiego związku pomiędzy antykiem grecko-rzymskim a naszą cywilizacją to powszechne złudzenie, ale tylko złudzenie. Nie ma żadnych bliskich związków - jest tylko dzika faktycznie fascynacja elit. I tyle. Podobieństwo między nimi jest niemal żadne, zapożyczeń jest dokładnie tyle, ile można się spodziewać. "Doryckie świątynie", mimo całej fascynacji, zachwytu i renesansów zaczęto w Europie budować dopiero w XVIII w., prawda? I jakie pokracznie ohydne one były!
I tak jest ze wszystkim. Koneczny po prostu nie dość poznał te sprawy, jeśli dostrzega bliski związek. S. zresztą b. konkretnie i szeroko wyjaśnia ile jest np. istotnie rzymskiego w "prawie rzymskim". Skodyfikowanym przez co do jednego przez Aramejczyków i tak późno, że to już nie była tamta cywilizacja, a z rzymską praktyką też to już nie miało wiele wspólnego.
Widzisz, znając S. z tego co Ci pozwalają czytać ojropejsy, naprawdę nie masz pojęcia o czym mówisz. Oczywiście w tej jednej sprawie, ale dla mnie istotnej.
Nie rozumiem co masz przeciw trzeźwemu przyjmowaniu, że bez wzięcia za mordę tego bydła się nie obejdzie, chyba że wolimy Arabów. Co sam zamierzasz? Modlić się? Ależ proszę! Tylko co to ma wspólnego z polityką?
Żyć Epikurem? Daj Ci Boże zdrowie! Ale j.w. Robić tajne komplety? Zgoda, tutaj bym Cię poparł. Ale z czego, że spytam? Jeśli nie z S., to chyba z zakopywania min przeciwpiechotnych i uśmiercania wartowników nożem? A więc jednak? A może z ikebany i malarstwa temperą? Oparą na żółtku jajka? I śpiewaniu chorałów? Dołącz violę da gamba i będę entuzjastą tego pomysłu, szczerze.
Pozdrawiam
Tygrysie,
OdpowiedzUsuń"To nie ja zamierzam 90% tego bydła wytępić. Albo udajesz że nie rozumiesz... Nie chcę snuć jeszcze mniej pochlebnych dla Ciebie przypuszczeń. Tak będzie, najprawdopodobniej. Nie mam daru prekognicji, ale jak to się nie zawali z hukiem... To będzie największy rozkwit jaki sobie autorzy SciFi wyobrażali. (Fanfary, werble, chóry starców zawodzą.)"
To, że sie ten cały bajzel zawali z hukiem to wiemy obaj i sie co do tego przekonywac nie musimy.
Otwarta kwestia jest to, kto te 90% czy ile tam tych ofiar będzie- exterminuje. Jeślis jest zwolennikiem ostrego brania za mordę, to wnioskuję, że nie wzdragasz sie przed przyłożeniem reki do tego genocydu. Bo jak inaczej za morde brac i uniknąć ofiar- nie wiem.
"Czytam o wiele więcej niż S., ale faktycznie niewiele zasługuje. Choć po prawdzie to ostatnia książka Gwiazdów jest super, "Cywilizacja Komunizmu" Tyrmanda zabawna i niegłupia... Więc mi nie wmawiaj głupot! ;-)"
Oj rany, przeciez to taki prztyczek tylko za to twoje pridurne, że ja tylko SciFi czytam.
"Nie wiem czy to celowo, czy tylko taka ętelektualna niekonsekwencja, ale nie dostrzegasz, że Ty mówisz często o religii, kiedy ja mówię o sprawach świeckich. Ale weź proszę na swój ętelektualny warsztat taki oto problem: chrześcijaństwo zastąpiło cywilizację antyczną, zgoda, ale przecież NIĄ NIE BYŁO! Wręcz przeciwnie."
Tu nie ma niekonsekwencji. Ja zwyczajnie jestem przeciwnikiem rozdzielania tych dziedzin. Bo to bzdura. Sprawy religijne i świeckie przenikają sie przeciez i nie funkcjonuja w oderwaniu od siebie ale razem. Do tego dochodzi taka prosta okolicznośc, że WSZYSTKO co jest zbudowane z materii i na materii ma tę właściwość, że podlega entropii, czyli z czasem psuje sie, rdzewieje i zdycha. Całkiem odwrotnie niz kwestie ducha, które na uplyw czasu i na entropię sa odporne. Stąd jesli sie chce budowac coś trwałego, to musi to być ufundowane na Duchu a nie na materii. Inaczej kończy się jak tysiacletnia Rzesza. po paru latach.
"Natomiast teraz Ty chcesz bronić katolicyzmu, tak? Więc co się napalasz na jakąś nową cywilizację, która - per analogiam - nie ma powodu mieć z katolicyzmem nic wspólnego."
Ależ ma prawo mieć i będzie miała. Z prostej przyczyny- na tym polu nic lepszego niż katolicyzm nie powstało i nie jestem sobie w stanie wyobrazić, by w kwesti personalizmu można było powiedzieć coś więcej. Dokładnie tak samo, jak nic wiecej do dziś nie powiedziano w temacie proporcji wykombinowanych w antyku.
Z ta nową cywilizacja to jest pewien klopot. Ale tylko kłopot leksykalny. Ja ide za Konecznym, że czy antyk, czy christianitas- cały czas mówimy o jednej i tej samej cywilizacji morfujacej i rozwijającej sie. I w sumie od początku od kiedy można mówić o cywilizacji TEJ będącej unikatową i inną niz pozostałe. W ramach tej cywilizacji powstaja i obumieraja kultury przekazując sobie dalej pałeczkę, ale dzieje się to wszak cały czas w obrębie jednej i tej samej cywilizacji. Stąd częste niedogadania.
Powinniśmy kiedyś przysiąść na spokojnie i postarać się stworzyć jakiś swój zestaw pojęć, którym będziemy się posługiwac na zewnątrz, żeby mówic w miare jednym głosem i nie czynić zamieszania pojęciowego.
"Co do tego bliskiego związku pomiędzy antykiem grecko-rzymskim a naszą cywilizacją to powszechne złudzenie, ale tylko złudzenie. Nie ma żadnych bliskich związków - jest tylko dzika faktycznie fascynacja elit. I tyle. Podobieństwo między nimi jest niemal żadne, zapożyczeń jest dokładnie tyle, ile można się spodziewać. "Doryckie świątynie", mimo całej fascynacji, zachwytu i renesansów zaczęto w Europie budować dopiero w XVIII w., prawda? I jakie pokracznie ohydne one były!"
Tutaj sie nie dogadamy- ale to ze wzgledu na fakt, ktory zasygnalizowałem w poprzednim akapicie. No i powinieneś jednak odrobić tego Konecznego sumiennie. Ja tego twojego Szpenia oblizałem przynajmniej (przyznaję sie bez bicia- bez wgryzania sie w detale, ale jednak sumiennie). Bedziesz mial wtedy jasnośc co do tego, co mam na myśli mówiac o przekazywaniu pałeczki. Bo nie o podobieństwa tu idzie, a o rodzaj sztafety właśnie. I tak jak w sztafecie pałeczke niesie kolejno calkiem inny jegomość, ale niesie wciąż tę samą pałeczkę. To nie jest do końca szczęśliwe porównanie, ale mam nadzieję, że łapiesz o co mi chodzi.
"I tak jest ze wszystkim. Koneczny po prostu nie dość poznał te sprawy, jeśli dostrzega bliski związek. S. zresztą b. konkretnie i szeroko wyjaśnia ile jest np. istotnie rzymskiego w "prawie rzymskim". Skodyfikowanym przez co do jednego przez Aramejczyków i tak późno, że to już nie była tamta cywilizacja, a z rzymską praktyką też to już nie miało wiele wspólnego."
Odrób sumiennie Konecznego, bo tak gadać sie nie da.
"Widzisz, znając S. z tego co Ci pozwalają czytać ojropejsy, naprawdę nie masz pojęcia o czym mówisz. Oczywiście w tej jednej sprawie, ale dla mnie istotnej."
A czego mi nie pozwalaja czytac te ojropejsy?
"
Nie rozumiem co masz przeciw trzeźwemu przyjmowaniu, że bez wzięcia za mordę tego bydła się nie obejdzie, chyba że wolimy Arabów. Co sam zamierzasz? Modlić się? Ależ proszę! Tylko co to ma wspólnego z polityką?"
Z kim ty w tym miejscu dyskutujesz? Ze mną? Ciekawe.
Co do brania za mordę- prosze mi powiedzieć jak ty to sobie wyobrazasz. I w jakim stopniu bedzie to lepsze niz ten pogłebiający się lewacki syf. Bo nie widze róznic.
"Żyć Epikurem? Daj Ci Boże zdrowie! Ale j.w. Robić tajne komplety? Zgoda, tutaj bym Cię poparł. Ale z czego, że spytam? Jeśli nie z S., to chyba z zakopywania min przeciwpiechotnych i uśmiercania wartowników nożem? A więc jednak? A może z ikebany i malarstwa temperą? Oparą na żółtku jajka? I śpiewaniu chorałów? Dołącz violę da gamba i będę entuzjastą tego pomysłu, szczerze."
A tego to juz nie wiem nawet jak skomentowac. Sorry, brachu, aleś sie chyba zapętlił.
@ Nicpoń
OdpowiedzUsuńBydło wymrze nie tyle skutkiem walk, mordowania czy geno... czegośtam, ale głównie z powodu zniszczenia pierwotnego rolnictwa. Kto jak kto, ale Ty powinieneś tu coś kojarzyć. Nie twierdzę, że odbędzie się to w przeciągu jednego pokolenia, ale w ciągu trzech to jak w banku. Jak już się zacznie. A że tak czy tak będą ofiary - walki i represji? Jasne, ale nie 90% przecież. Sam chyba, o ile kojarzę chcesz wprowadzać karę śmierci, więc o czym ta gadka?
Co do moich ostatnich lektur, to mogę jeszcze wspomnieć "Extreme Joint Locking and Breaking" Christensena, świetna rzecz, polecam! No i fakt, przeczytałem też po hiszpańsku "Człowiek i Technika" Spenglera.
W ogóle wmawianie sobie i innym, że ja nic bez S. nie myślę i tylko po nim powtarzam, jest dość żałosne. Jeśli darujesz tę szorstkość. Po prostu jest to tak wielkie, że całe stada Konecznych miałyby zaszczyt, gdyby im dano czyścić Spenglerowi buty. Tak to po prostu widzę i dlatego o tej książce mówię. Sam ją zresztą odkryłem, i to mimo opluwania przez różnych Paulów Johnsonów, więc oryginalności ętelektualnej mi raczej nie brak.
Co do nierozdzielania ducha od materii, to przyznam że nie pojmuję. Nie wiem jak możesz sobie wyobrazić wyrośnięcie ducha krucjat spośród hipermarketów i telewizji, po prostu. Zaś nowa cywilizacja (że zastosuję ten konwencjonalny termin) z katolicyzmem nie będzie miała nic wspólnego, bo niby skąd? Przecież on i teraz ledwo zipie. (Mówię o historii i realu, nie o sprawach czysto religijnych. Fakt, jak Prawda to Prawda. Tyle że ja nie o tym.)
Co do SciFi, to nie chodziło mi o to, by Cię obrażać zarzucając Ci marne lektury - chodziło jedynie o to, że jak się ktoś nafaszeruje tworami wyobraźni autorów, a przyznasz że oni sobie zdrowo fantazjują i dobrze, to potem mu się wydaje, iż w historii w każdym miejscu i w każdym momencie wsio jest możliwe. Podczas gdy ja (za S., zgoda, ciesz się i możesz się kulać ze śmiechu, razem z Konecznym) jestem całkiem pewien, że możliwych jest stosunkowo niewiele scenariuszy.
Na przykład b. prawdopodobne, że nasza cywilizacja, która opanowała cały świat i zatruła pierwotne wszystkie źródła, załatwiła już na amen możliwość powstania następnych wielkich Kultur (po Twojemu cywilizacji). A jeśli nie, to o następnej nic nie wiemy, chyba że będzie to Rosja. Nie ma danych by powstała akurat tutaj i miała wiele wspólnego z tą naszą.
Jeśli będzie inna, to na pewno nie chciałbyś w niej żyć. B. możliwe, że jednostka będzie tam niczym i to tak do szpiku kości. Ja bym nie chciał w takim czymś żyć, Ty na pewno też. Więc czym tu się podpalać?
Jesteś najautentyczniejszy stoik naszej zdychającej cywilizacji, robisz i głosisz dokładnie to, co robili stoicy w epoce upadku rzymskiej republiki, zanim lemingi zostały wzięte za ryła a różowe golarki przestały rządzić światem. Nie masz się czego wstydzić, ale punkt dla S., kolejny!
Co do Konecznego, to chętnie bym se poczytał co on ma do powiedzenia o Bizancjum, ale poza tym znam go już dość. Gość dla którego w zachodniej cywilizacji liczy się Polska, o Francji niemal nie wspomina, zaś Niemcy to jakaś całkiem inna, dzika i stepowa cywilizacja... Ależ to świetna polityczna propaganda w nacjonalistycznym duchu, jednak trudno to poważne traktować jako historiozofię. W dodatku dlaczego ci Niemcy tacy brzydcy? Bo mój przodek wyszedł za bizantyjską księżniczkę? I to miało wystarczyć? Moja prababcia? Paranoja! ;-)
Niezły on w sumie jest ten Twój K. ale bez przesady, w tym samym pomieszczeniu co S. nie ma prawa się znaleźć. Choć fakt, żem próbował ostatnio czytać Toynbeego, i tego się po prostu czytać nie da, po prostu dno. A więc niech żyje Koneczny!
To tam jeszcze było... Nie lubisz viol da gamba? Smutno mi.
Mógłbyś mi poza tym wytłumaczyć, jak to mianowicie ja - zamordysta - mogę być szczyrym republikaninem, a ty zwolennik jakiejś szemranej monarchii o ile się nie mylę, masz być aż takim przeciwnikiem zamordyzmu. Bo monarchia, to przecież pojęcie w dużej mierze religijne, tak? I nikomu nie zdołasz na siłę z zamordyzmu zrobić monarchii. Jeśli on np. chowany na golarkach i telenowelach. Więc jak?
Pozdrawiam
Arturze,
OdpowiedzUsuńzebrało mi się na dłuższy tekst. Odpowiem na swoim blogu. Mam nadzieję, że czasem te moje wypociny czytasz...
Jutro to napiszę. Słowo skrajnego konserwatysty.
pozdrawiam
Kirkerze,
OdpowiedzUsuńjasne że czytam.
Z reguły nie wpisuję się, jak się z kims zgadzam, bo ani ja nie jestem jakis Azrael ani ty jakiś Galopujący, żebysmy sie tu po jajkach oblizywali.
:)
Tygrysie,
OdpowiedzUsuń"Bydło wymrze nie tyle skutkiem walk, mordowania czy geno... czegośtam, ale głównie z powodu zniszczenia pierwotnego rolnictwa. Kto jak kto, ale Ty powinieneś tu coś kojarzyć. Nie twierdzę, że odbędzie się to w przeciągu jednego pokolenia, ale w ciągu trzech to jak w banku. Jak już się zacznie. A że tak czy tak będą ofiary - walki i represji? Jasne, ale nie 90% przecież. Sam chyba, o ile kojarzę chcesz wprowadzać karę śmierci, więc o czym ta gadka?"
Warto na początek sobie ustalić, kogo mamy na myśli pisząc bydło. Bo wiesz, to może być róznie rozumiane. Ktoś mogłby dojśc do wniosku, że ja pisząc bydło mam na myśli np. ludzi prostych a pracowitych. Nic bardziej mylnego.
Ja zawartośc bydła w tkance społecznej oceniam na jakieś 20% ogółu. I pod słowem bydło rozumiem z jednej strony tę autentyczną, pasozytniczą i kryminalną żulię (i ta kryminalna żulia tak łatwo sie wykosić nie da i w tej grupie bydła nie ubędzie jakoś specjalnie- ot, wśród pijaczków od dykty tak, ale kiziory dadzą sobie rade koncertowo. Im większy chaos tym lepiej sie w nim odnajdą) a z drugiej strony to wielkomiejskie, kompletnie odkorowane i zidiociałe ęteligenctwo. Cała ta biurwoteka, bankowość niskiego szczebla, rózne tam marketingi sringi, reklamy i takie tam. Trochę ścinam zakręt, ale twierdzę, że w tej grupie zagęszczenie bydła jest nieprawdopodobne. Jasne, znajdują sie wśród nich jednostki wartosciowe, często w jakis sposób wybitne, ale ta ęteligencja i biurokraci są naturalnym bydła rezerwuarem. Nie jest natomiast bydłem pan Kaziu, który pracuje w Whirlpoolu na taśmie i skreca pralki. mimo że pan Kaziu jest człek prosty, niezbyt oczytany i nie podnieca się "pracami" Nieznalskiej ani nie wielbi Kazi Szczuki.
Tu wracam do tego, bysmy sobie słownik zrobili pojęciowy. Bo w tym genocydzie oprócz bydła autentycznego da głowę też sporo porządnych ludzi mających to nieszczęście, że przyszło im zyć w wielkich aglomeracjach miejskich. I tych ludzi bydlem nazywac zwyczajnie nie wolno.
Co do wymierania- nie wydaje mi się, żeby to była sprawa na pokolenia. Raczej jednorazówka. Technika wojenna jest dziś taka, że masowe rozwiązania są czymś... naturalnym. I nie mówię tu wcale o nuku. Bo on do takich masówek nie jest niezbędny. Choć jestem przekonany, że i nuki pójdą w ruch jak przyjdzie co do czego.
Przez pokolenia może się nam odbijac czkawka ewentualne promieniowanie. Ale to już nie ta skala co pierwsza fala.
Takze druga fala- czyli lokalne rzezie PO wielkiej wojnie, grasanci, bandy i takie tam. No i przestawinie rolnictwa na nowe tory. Bo zrozumiały jest w takiej sytuacji brak paliw, pestycydów, selekcjonowanych nasion i trzody, która pójdzie zwyczajnie pod nóż w większości.
Tyle, że po tym megazabójstwie to juz beda tylko odpryski tej ofiary głównej.
Kara śmierci- jasne, że kara śmierci. Ale weźmy sobie ustalmy, co rozumiemy przez branie za mordę, bo jesli to jest kara śmierci dla morderców (i za zdradę stanu) to to nie jest żadne branie za morde tylko normalność. Branie za morde wyobrażam (a raczej na dziś sobie nie wyobrazam) jako cos całkiem nienormalnego. Ze skutkami raczej opłakanymi. Bo trzeba sobie uświadomic prostą okoliczność, że jak się pozwoli za morde brac, to bioracy mają tendencje do naduzywania. Niezaleznie od barw politycznych.
"Co do moich ostatnich lektur, to mogę jeszcze wspomnieć "Extreme Joint Locking and Breaking" Christensena, świetna rzecz, polecam! No i fakt, przeczytałem też po hiszpańsku "Człowiek i Technika" Spenglera."
Gratuluję.
Ja ostatnio, na plazy, przeczytałem sobie "Apokalipsa według Pana Jana". Sporo tam akcji w rodzaju deus ex machina, ale jak na plaże bardzo zoologiczna i bardzo własciwa lekturka. Polecam w ramach rozrywki.
"W ogóle wmawianie sobie i innym, że ja nic bez S. nie myślę i tylko po nim powtarzam, jest dość żałosne. Jeśli darujesz tę szorstkość. Po prostu jest to tak wielkie, że całe stada Konecznych miałyby zaszczyt, gdyby im dano czyścić Spenglerowi buty. Tak to po prostu widzę i dlatego o tej książce mówię. Sam ją zresztą odkryłem, i to mimo opluwania przez różnych Paulów Johnsonów, więc oryginalności ętelektualnej mi raczej nie brak."
Daruj szorstkość ale to przez ciebie sprowokowana reakcja na twoje bezsensowne enuncjacje, że inni czytaja tylko cośtam.
I nie szarżuj z Konecznym i panaspenglerowymi butami, bo sorry, ale przy Konecznym Spengler byl karłem ocierającym sie często o śmieszność.
No, skoro już sobie wymienilismy uprzejmości na temat naszych ulubieńców (hehe) to możemy pogadac rzetelnie. Tak jak ci napisałem- ja Szpenia mocno oblizałem. Szczerze piszę, że bez wgryzania się w detale. To z tego angielskiego pdfa. Po polsku "Historia, kultura, polityka". Konecznego mam przerobionego sumiennie. Od dechy do dechy. Porównanie nie wypada dla Spenglera zbyt korzystnie. To nie ten format co Koneczny. Przy całym szacunku dla faceta, na którego NIEKTÓRE kwestie powołuje sie takze Koneczny. Niemniej jednak- nie ta klasa, nie ten poziom. Koneczny to tytan.
Polecam ci gorąco zapoznanie się sumienne. Znajdziesz tam nie tylko potwierdzenie wielu swoich rozmyslań, ale i sporo rzeczy nowych.
"Co do nierozdzielania ducha od materii, to przyznam że nie pojmuję. Nie wiem jak możesz sobie wyobrazić wyrośnięcie ducha krucjat spośród hipermarketów i telewizji, po prostu. Zaś nowa cywilizacja (że zastosuję ten konwencjonalny termin) z katolicyzmem nie będzie miała nic wspólnego, bo niby skąd? Przecież on i teraz ledwo zipie. (Mówię o historii i realu, nie o sprawach czysto religijnych. Fakt, jak Prawda to Prawda. Tyle że ja nie o tym.)"
A kiedy to ja twierdziłem, że on ma wyrosnąć z hipermarketów i telewizji? Raczej z biedy, głodu i wojny.
Choć nie wykluczam, że może wyrosnąć z rzeczy, które nam się nawet nie sniły. Jak to z Duchem. I jak to ze śnieniem róznych rzeczy.
Co do katolicyzmu- wydaje mi się, że o tym samym gadamy tyle, że inaczej. Przeczytaj sobie jeszcze raz to, co napisałem o zdekapitowaniu sporej części purpuratów i spaleniu sporej części kościołów. Instytucjonalny Kościół (choc moim zdaniem nie tylko przetrwa ale i będzie bazą tego nowego czegoś) zostanie solidnie przetrzebiony. A z tym zipaniem przesadzasz i popadasz w lewactwo. Wiesz, o tym ledwozipaniu to rózne zgrywusy pisza i gadają od jakichś 2000 lat i nic. ;))
"Co do SciFi, to nie chodziło mi o to, by Cię obrażać zarzucając Ci marne lektury - chodziło jedynie o to, że jak się ktoś nafaszeruje tworami wyobraźni autorów, a przyznasz że oni sobie zdrowo fantazjują i dobrze, to potem mu się wydaje, iż w historii w każdym miejscu i w każdym momencie wsio jest możliwe. Podczas gdy ja (za S., zgoda, ciesz się i możesz się kulać ze śmiechu, razem z Konecznym) jestem całkiem pewien, że możliwych jest stosunkowo niewiele scenariuszy."
Otóż mylisz się. Tak sie bowiem składa, że scenariuszy jest zawsze sporo i realizują sie te, któe najmniej o to podejrzewamy. No ale to bywa róznie.
Dobre scifi polega głównie na tym, że nie ma nic wspólnego z jakims tam bajaniem a najwięcej z dywagacjami odnośnie tego, jak rozegrac sie mogą te scenariusze, które sa najbardziej realne. Do tego cały bagaz kulturowy etc. Osobiście mocno promuje czytanie scifi zwlaszcza przez młodzież. Przeciez raczej taki siedemnastolatek nie przeczyta nic powaznego, a jak przeczyta to niewiele zrozumie. Za to dobrą fantastykę wsiagnie chętnie, przyswoi i sa nadzieje, że cos mu we łbie zostanie i byc może w przysżłości weźmie do ręki coś więcej i powazniej.
"Na przykład b. prawdopodobne, że nasza cywilizacja, która opanowała cały świat i zatruła pierwotne wszystkie źródła, załatwiła już na amen możliwość powstania następnych wielkich Kultur (po Twojemu cywilizacji). A jeśli nie, to o następnej nic nie wiemy, chyba że będzie to Rosja. Nie ma danych by powstała akurat tutaj i miała wiele wspólnego z tą naszą."
Jasne, wszystko to być może. I, co oczywiste wcale nie musi powstac tutaj, dokładnie tak samo jak Rzym nie powstal w Grecji a średniowiecze też mniej z Włoch a bardziej po Francji, Anglii i Niemczech. Czyli z perspektywy Rzymianina u jakichs barbarów dzikich.
Niemniej jednak normalny Rzymianin predzej znalazłby wspolny język ze średniowiecznym Francuzem niż ze swoim zlewaczałym, wspólczesnym mu ziomkiem. Sztafeta.
Dla mnie jest dosyc nieistotne to, czy "nasi" pójda do przodu stąd czy z Kazachstanu. Nam to i tak zapewne w niczym nie pomoże.
"Jeśli będzie inna, to na pewno nie chciałbyś w niej żyć. B. możliwe, że jednostka będzie tam niczym i to tak do szpiku kości. Ja bym nie chciał w takim czymś żyć, Ty na pewno też. Więc czym tu się podpalać?"
Ano podpalac się można tym, że będzie to kontynuacja (po metamorfozie) NASZEj cywilizacji. Jeśli to miałaby być taka mrowiskowa struktura, to raczej nie będzie to żadna nowa cywilizacja, tylko zwyczajnie skosni nas zjedzą.
A jesli będzie nowa, to ona będzie zwyczajnie od naszej lepsza. Ja stawiam na synkretyzm indywidualizmu/racjonalizmu/naukowości ze wspólnotowościa/mistycyzmem/religią. Nie wiem, jak ta nowa jakoś będzie wygladać, ale to mi sie wydaje najsensowniejsze i najbardziej prawdopodobne. Coś na zasadzie "narodu politycznego" ale świadomego swojej indywidualnej, jednostkowej wartosci i siły.
"Jesteś najautentyczniejszy stoik naszej zdychającej cywilizacji, robisz i głosisz dokładnie to, co robili stoicy w epoce upadku rzymskiej republiki, zanim lemingi zostały wzięte za ryła a różowe golarki przestały rządzić światem. Nie masz się czego wstydzić, ale punkt dla S., kolejny!"
Albo nie rozumiesz tego co do ciebie pisze, albo świadomie jedziesz po bandzie.
"Co do Konecznego, to chętnie bym se poczytał co on ma do powiedzenia o Bizancjum, ale poza tym znam go już dość. Gość dla którego w zachodniej cywilizacji liczy się Polska, o Francji niemal nie wspomina, zaś Niemcy to jakaś całkiem inna, dzika i stepowa cywilizacja... Ależ to świetna polityczna propaganda w nacjonalistycznym duchu, jednak trudno to poważne traktować jako historiozofię. W dodatku dlaczego ci Niemcy tacy brzydcy? Bo mój przodek wyszedł za bizantyjską księżniczkę? I to miało wystarczyć? Moja prababcia? Paranoja! ;-)"
Masz poglad na temat Konecznego mniej wiecej tak samo wartosciowy jak ja na początku o Szpeniu- że to martwy szkop i w dodatku socjalista. W sumie nawet mniejszy, bo Szpeniu naprawde socjalista, a to co napisałes o Konecznym nie lezało nawet obok prawdy. ;))
"Niezły on w sumie jest ten Twój K. ale bez przesady, w tym samym pomieszczeniu co S. nie ma prawa się znaleźć. Choć fakt, żem próbował ostatnio czytać Toynbeego, i tego się po prostu czytać nie da, po prostu dno. A więc niech żyje Koneczny!"
No jasne, że Koneczny ze Szpeniem w jednym domku stac nie mogą- Koneczny z byle kim pod jednym dachem nie przebywa ;))
"Mógłbyś mi poza tym wytłumaczyć, jak to mianowicie ja - zamordysta - mogę być szczyrym republikaninem, a ty zwolennik jakiejś szemranej monarchii o ile się nie mylę, masz być aż takim przeciwnikiem zamordyzmu. Bo monarchia, to przecież pojęcie w dużej mierze religijne, tak? I nikomu nie zdołasz na siłę z zamordyzmu zrobić monarchii. Jeśli on np. chowany na golarkach i telenowelach. Więc jak?"
A co ma do rzeczy przekonanie? Znam republiki znacznie krwawsze i bardziej zamordystyczne od dowolnej monarchii ale znam tez monarchów, których nie chciałbym spokac na ulicy. Nie w systemie sprawa (choc w pewnym stopniu tak) a w wykonaniu.
Pozdro
P.S. masz może jakieś wiadomości na temat tego jak się załatwia pozwolenia na wydobycie kruszyw? Konkretnie chodzi mi o żwir. Tanio kupiłem kawał ziemi a pod cienką warstewką lichej ziemi okazało się, że lezy tam ca. 20 milionów metrów sześciennych żwiru pierwyj sort. Własnie sie dowiedziałem i siedze sobie lekko tym faktem poruszony.
@ Nicpoń
OdpowiedzUsuńNa razie tylko b. krótko, bo muszę coś zarobić.
Na temat żwiru spróbuję się dowiedzieć, ale nie gwarantuję. Mam pewne dojścia, choć to chyba zbyt mocne słowo. Znam kogoś kto ma z tym pewne doświadczenia.
Co do bydła, to w tym kontekście oznacza to praktycznie to samo co lemingi. Czyli ludzi, którzy po prostu nie chcą być wolni, albo mają tę sprawę głęboko w nosie. Chodzi o wolność polityczną także. To że ktoś nie ma wykształcenia czy pracuje fizycznie nie ma z tą sprawą absolutnie żadnego związku. Nie jest nawet tak, że gardzę tymi ludźmi indywidualnie, po prostu gardzę tą postawą. A bydło, bo przecież oni w sumie są gonieni jak bydło do rzeźni, czyż nie? Ja to tak przynajmniej widzę.
Co do lektur, to przypomniało mi się także "Obóz świętych" Raspailla. Serdecznie polecam, to coś dobrze pasującego do naszej dyskusji i przemyśleń Kirkera. Można dostać za parę dosłownie groszy w sieci, nowe.
Inne rzeczy może kiedyś. Buzi!
witam,
OdpowiedzUsuńja krótko: zgadzam się z A.N.
powrót do prawdziwej roli chrześcijaństwa jest możliwy. chrześcijaństwo polegać powinno na zapewnieniu ludziom poczucia "bezpieczeństwa" we wspólnocie, bo tak było pomyślane i praktykowane.
"zamordyzm" odrzucam, bo to nie jest konserwatywne podejście ;)
pozdrawiam
p.s. za brak odp. z góry przepraszam