Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nacjonalizm. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nacjonalizm. Pokaż wszystkie posty

wtorek, grudnia 03, 2013

Kiedy Kara Mustafa...

Mógłbym niby napisać biężączkę... (Słyszeliście o "knockout game"? No to właśnie! Albo i o Ukrainie.) Ale nie wyczuwam należytego zapotrzebowania i skupienia u potencjalnej (ach, jakże potencjalnej!) P.T. Publiczności... Więc napiszę coś krótkiego (jak się uda), ale za to Ponadczasowego.

Chyba z półtora roku nie zaglądałem niemal do Magnum Opus (jeśli ktoś naprawdę nie wie co to jest, to niech spojrzy na tagi i pokombinuje!), ale wczoraj zacząłem znowu wyczytywać z początku drugiego tomu. Któren jest bardziej historyczny, więc, dla mnie przynajmniej, bardziej podniecający, bo filozofię tego pana chyba w sumie pojmuję nieźle, ale w jego historycznych rewelacjach ciągle odnajduję coś nowego.

No i faktycznie, Drogie Ludzie, tam są rewelacje! Nieźle by poniekąd było przetłumaczyć jakiś większy fragment, żeby pokazać tę klasę, oraz jakie to jest w sumie adekwatne i aktualne... Ale właściwie po co, skoro wy to macie po prostu sami wszystko przeczytać? A potem ew. pytać i dyskutować. (Otwartym na ęteraktywność, ale na tresera niedźwiedzi się słabo nadaję. Wiecie o co chodzi z tym treserem, by the way?)

Jednak żebym nie był taki nieużyty, i żeby coś tu jednak było, skoro już piszę, dam Wam, Drogie Ludzie, dwa fragmenty. Pierwszy jest zabawny, a pokazuje humorystyczną stronę, choć jak najbardziej autentyczną, współczesnej oficjalnej nauki. Historii konkretnie w tym przypadku. Tej trzeźwej, rozsądnej, pozbawionej irracjonalnych striemlień... Hłe hłe! Czyli wszystkiego tego, czym Magnum Opus NIE jest. Oto ten cytat:
Trudno sobie wyobrazić, do jakich wyników uczony z roku A.D. 3000 mógłby dojść, gdyby stosował dzisiejsze metody do nazw, lingwistycznych pozostałości, oraz pojęć o pierwotnych miejscach zamieszkania i migracji. Na przykład rycerze Zakonu Krzyżackiego koło roku 1300 wypędzili pogańskich "Prusaków", a w roku 1870 ten lud nagle pojawia się w swych wędrówkach pod bramami Paryża! [Przypis tłumacza: Po polsku istnieje rozróżnienie pomiędzy "Prusami" i "Prusakami", więc to aż tak fajnie nie działa, ale w innych językach tego rozróżnienia na ogół nie ma.] Rzymianie, naciskani przez Gotów, emigrują znad Tybru nad dolny Dunaj! Albo być może część z nich osiedliła się w Polsce, gdzie mówiono po łacinie? Karol Wielki nad Wezerą pobił Sasów, którzy następnie wyemigrowali w okolice Drezna, ich ziemie zostały zaś zajęte przez Hanowerczyków, którzy, zgodnie z nazwą dynastii, pochodzili znad Tamizy!
Jak widzicie (ktoś doczytał? Adaś może? Brawo!), jest tu i Polska, a nawet "cywilizacja łacińska" poniekąd. (Hłe, hłe, że się zaśmieję z tej cywilizacji.) Kawałek zaś dalej autor mówi o Żydach w Warszawie, porównując tę sytuację z etruskimi inskrypcjami na Lemnos. (Łał? Łał!)

No dobra, to było lekkie i (I hope) zabawne, choć niepozbawione. Teraz rzecz króciutka, ale za to cholernie poważna i potencjalnie brzemienna. Wcale się nie wygłupiam! Krótki przypis na następnej stronie, gdzie autor mówi co następuje:
W Macedonii w dziewiętnastym wieku Serbowie, Bułgarzy i Grecy, wszyscy oni zakładali szkoły dla ludności antytureckiej. Jeśli zdarzyło się tak, że w jakiejś wiosce uczono serbskiego, także następne pokolenie składało się z fanatycznych Serbów. Obecna siła tych "narodów" stanowi zatem prostą konsekwencję wcześniejszej polityki edukacyjnej.
Przeczytajcie to sobie kilka razy, jeśli mogę Was o coś prosić. Nauczcie się może na pamięć. Przemyślcie. Zastanówcie się nad edukacją jako taką, nad edukacją bandy Tuska, nad edukacją Unii "Europejskiej"... Nad edukacją autentyczną. Nad Tygrysizmem wreszcie, oraz mądrością wypływającą z Magnum Opus, z Ardreya i... z tego blogaska też. (Ty też Adasiu jesteś o to proszony, choć wiem, że Ci trudniej.)

triarius

środa, czerwca 13, 2012

Na marginesie Ojro 2012 w piłce kopanej

UEFA musi być chyba o wiele silniejsza od wielu dzisiejszych "państw narodowych", a już z całą pewnością od takiego "państwa narodowego", jak III RP (zwana także, i słusznie, "PRL bis", a przez durniów i naiwniaków "Polską"). Sporo już się w ostatnich latach działo takich rzeczy, które by o tym świadczyły, ale fakt, że UEFA potrafi dać prztyczka nawet Putinowi - w sprawie tych tam stewardów pobitych przez ruskich kibiców - któremu wszyscy inni, z nadzorcami polskiej hołoty, potrafią tylko włazić w dupę - świadczy o tym całkiem już niedwuznacznie.

* * * * *

Zwrócił ktoś uwagę na stroje piłkarzy na Ojro 2012? Jak mało przypominają one to, co reprezentanci tych samych krajów nosili jeszcze kilka lat temu ("wstecz", jak mawiano za średniego Gierka)? Wczoraj (a właściwie to, pedantycznie do sprawy podchodząc, już przedwczoraj) grali sobie np. Szwedzi z Ukraińcami.

Ukraińcy jakoś tam jeszcze byli na żółto i niebiesko, ale Szwedzi mieli czarne, a przynajmniej tak to wyglądało w moim telewizorze, który kolory pokazuje całkiem wiernie, z żółtym pasem na ukos, niczym jakaś szarfa. To była już naprawdę awangardowa wariacja na temat barw narodowych Szwecji, nowe odczytanie i co tam kto chce, ale większość innych reprezentacji także nie sroce spod ogona. Czy raczej nie żeby z nich jakieś nacjonalizmy wychodziły.

Oczywiście reprezentacja III RP się w żaden sposób nie wyłamała. Ruscy nie byli na "narodowo", za to na czerwono, z malutką trójbarwną ruską flażką na cycku. Ta czerwień, w ich przypadku, nie wydaje się być wielkim ustępstwem na rzecz postępowych pragnień UEFA, czy nowej światłej rzeczywistości, w której państwa narodowe, jak wiemy, są przeżytkiem. No, ale to ruscy. U nich nawet demonstracje pedałów się bija i nikt wielkiej sprawy z tego w Obozie Postępu nie robi.

Holandia także była dość chyba pomarańczowa. No, ale za to szaliki kibiców III RP (dla naiwnych i agentury "Polski") mają na sobie CZERWONEGO orła na białym tle. Takiemu to nawet korona nie pomoże! Choć, z tego co pamiętam, i z tą koroną były spore problemy.

W każdym razie UEFA wyraźnie dąży do zatarcia związku reprezentacji "narodowych państw", skoro jeszcze istnieją i wywołują jakieś tam emocje, z ich narodami. Zatarcia, a z czasem z pewnością zerwania. I całkiem nieźle jej się to udaje. Sojuszników ma zresztą licznych i potężnych, a kto niby miałby się sprzeciwić?

* * * * *

Sporo się mówi - jak zawsze zresztą, od lat, ale w związku z Ojro 2012 jakby jeszcze więcej - o rasiźmie kibiców. Że wydają dźwięki i obrażają kolorowych graczy przeciwnika. Ja sobie czasem jednak, oderwawszy się od kąpa, chodzę po świecie, widzę nawet czasem jakichś kolorowych, albo nawet wprost czarnych... I co? I nic! Żaden z nich nie wydawał mi się zastraszony, zalękniony, zahukany...

Nigdy nie widziałem, żeby ktoś na takiego krzywo spojrzał, a co dopiero powiedział mu coś nieprzyjemnego, broń Boże potrącił, czy cokolwiek fizycznie. Choćby sobie szedł objęty z atrakcyjną miejscową babą. Choćby sobie przy tym głośno rozmawiał i się śmiał, a dookoła zabidzone, zatyrane, spsiałe, zmarnowane ofiary III RP i liberalizmu w ogólności.

Ale nic mu nikt nie powie, nikt na niego krzywo nie spojrzy! A piłkarzy kibice jednak tak. Z pewnością reżimowe media przesadzają, koloryzują, robią propagandę, ale jednak coś tam się dzieje. Dlaczego? Pisałem kiedyś o tym w tekście "Dlaczego buczą kibice".

Czy jakoś tak się to zwało. Było tam o ardreyiźmie, ewolucji grupowej, Maleszce (co u niego swoją drogą?), i dlaczego w ogóle przyzwoitość mogła przetrwać, skoro, jak to widzimy na każdym kroku, podłość i skurwielstwo popłaca. Ten mój tekścik można sobie odszukać.

Dodałbym do tego, com wtedy napisał, że tak mi się widzi, że to nie tyle chodzi o wrogość wobec kolorowych zawodników, co o wrogość do kolorowych zawodników grających w drużynach, gdzie ci kolorowi zawodnicy nie są "naturalni". Czyli, że gdyby miała być "prawdziwa" - w oczach tych kibiców - reprezentacja jakiejś tam Norwegii czy Czech, to by wszyscy, z konieczności, naturalnie, byli biali.

I ci kolorowi zawodnicy jakoś to, w oczach tych kibiców, choć przyznam, że do mnie to też trafia, bo bardziej mi się sport podobał, kiedy grali naprawdę "nasi chłopcy", a nie przepłacone, ściągnięte nie wiadomo skąd, przynęcone jedynie lubym groszem, gwiazdy. A że kolorowe gwiazdy się rzucają w oczy... A że to jest takie politycznie niepoprawne (stróże politycznej poprawności wiedzą zresztą co robią, kierując te zdrowe odruchy w takie właśnie, moralnie dwuznaczne, kanały!)...

A że jest to albo skutek imigracji, która obrodziła różnymi paskudnymi rzeczami, z "antyterrorystyczną" inwigilacją na każdym kroku włącznie... Albo jest to skutek kolonialnej przeszłości, co, teoretycznie, powinno być be, ale "wybierzmy przyszłość", więc ofiary Hitlera i Sowietów tak samo startują rzekomo od zera, jak resztki imperiów, wysysających przez stulecia kolonie (o Niemcach i Rosji oczywiście nie wspominając, bo nielzia, a Merkel taka przecież słodka!)...

Albo też są to wspomniane przepłacone gwiazdy, przynęcone jedynie przez umiłowanie forsy... I odbierające, nie da się ukryć, szansę młodym tubylcom... Którzy może by i gorzej grali, ale jednak byliby nasi. A któryś mógłby grać i lepiej, ale pewnie wybierze inny fach, skoro taniej jest nasprowadzać kolorowych graczy.

Podejrzewam, że kibicom nie podoba się wiele rzeczy, których w większości nawet pewnie by nie potrafili wyrazić, ale najbardziej nie podoba im się sport, w którym kibicowanie stało się dokładnie czymś takim, jak byśmy kibicowali firmom na giełdzie - niechby to był i NASDAQ, jako odpowiednik Primera División - nie posiadając w nich ani jednej akcji, ani nawet cienia szansy na jej nabycie.

W porównaniu z prawdziwą lokalną drużyną, gdzie grają lokalni chłopcy, czy lokalne gwiazdy, prawdziwą narodową reprezentacją, czy choćby z prawdziwym Realem Madryd lub Celtikiem Glasgow sprzed paru dziesięcioleci - to przecież paranoja!

Chętnie bym przeprowadził naukowy eksperyment. Taki mianowicie, że sprawdziłbym, jak się zmienia, jeśli w ogóle, zachowanie kibiców w stosunku do czarnych (nie bójmy się tego słowa!) piłkarzy jeśli grają oni w:

a. drużynie, która "zgodnie z logiką, geografią i historią powinna być wyłącznie biała";

b. drużynie, która  "zgodnie z logiką, geografią i historią może, albo i powinna, zawierać graczy kolorowych".

Coś mi się wydaje, że zaobserwowalibyśmy spore różnice, a to by świadczyło o tym, że tu nie chodzi wcale o zwykły ordynarny "rasizm", tylko że ci kibice dostrzegają ważne sprawy, których jakoś nie raczą czy nie potrafią dostrzec uczeni w piśmie i przeróżne mędrki.

* * * * *

Z blogów dowiedziałem się, że znany rusofil, nieprzejednany wróg ulicznych burd i wszystkiego, co na wiorstę nie śmierdzi Prawem-Przez-Duże-P, czyli Korwin, był obecny, wśród jakiejś setki ludzi, którzy obrzucali rosyjskich kibiców, w czasie ich przemarszu na stadion, wulgarnymi obelgami. A w każdym razie takimi, które, choć może nawet i słuszne, na pewno się tym ruskim nie mogły spodobać.

Czyżby już agentura skrobała łyżką samo dno miski, skoro tak do niedawna luksusowego agenta wpływu rzuca się na tak mało elegancki i prozaiczny odcinek, wraz z garstką zapewne po prostu nic nie rozumiejącej młodzieży? Naprawdę nie było już nikogo, kto by mógł swoim flecikiem te biedne szczurki tam zaprowadzić?

No, w każdym razie teraz - jeśli te wieści się potwierdzą oczywiście - już z pewnością powinny się otworzyć oczy każdemu, kto jeszcze miał wątpliwości co do agenturalności Korwina. Że świr, że psychopata z megalomianią jakiej świat nie widział - wszystko zgoda, ale wierzyć, że ruskie służby kogoś takiego nie wezmą pod swoje skrzydła, nie zużytkują, to naprawdę trzeba mieć coś nie tak z korą mózgową!

W każdym razie to, że go do takiego celu użyto, a jeszcze, jak się zdaje (da Bóg!) nie za wiele przez to osiągnięto, daje do myślenia i stanowi może nawet iskierkę nadziei. Agentura im się wyraźnie kończy, wszystkie śpiochy musi już wybudzili, a tu jeszcze wciąż rąk na pokładzie zbyt mało! Ale nie, nie przesadzajmy - zaczynam brzmieć niemal jak Nicek. (A jednak... Miska, łyżka, Korwin, dno. Co za żałosny upadek dla prowokatora z górnej, jakby nie było, półki!)

triarius

P.S. Kapitalizm to Socjalizm burżujów.

sobota, listopada 03, 2007

Coś, czego zdaniem wielu nigdy nie powinniście przeczytać

Wszystkim, którzy zastanawiają się czasem nad mechanizmami działającymi w historii i możliwością ich odkrycia, Gombrowiczem i nagrodą "Nike" (Nagrodą Nobla z literatury też zresztą), przyszłością Polski i zachodniej cywilizacji, przyszłością Unii Europejskiej, Sokratesem, Buddą, "polskim cywilizacyjnym zacofaniem" i jego skutkami, wykształciuchami, euroentuzjastami, islamizmem, rolą w historii takich zjawisk, jak pacyfizm, socjalizm czy liberalizm - chciałbym zaprezentować malutki fragment książki, którą z pełnym przekonaniem uważam za najwyższe osiągnięcie ludzkiego umysłu. (Nieważne, że jej autor jest Niemcem, a moje do tej nacji uczucia są bardzo mało przyjazne. Cóż, Amicus Plato... itd. A zresztą Spengler chyba był w ogóle fantastycznym gościem.)

Chodzi o oczywiście o "Schyłek Zachodu" Oswalda Spenglera. Fragment będzie oczywiście z tych, które w dostępnych dzisiejszym Europejczykom wydaniach jest nie do znalezienia. W końcu w tych wydaniach nie ma około 80% oryginału, i to akurat tych najbardziej fascynujących. Nie da się z autora zrobić hitlerowca i zakazać jego wydawania i czytania, to robi się to właśnie w ten sposób - wydaje się jakieś nędzne ogryzki, nikomu nie mówiąc, że to nie jest całość. Co za podłe miejsce ta dzisiejsza Europa!

Nie wszystko będzie tu zapewne zrozumiałe - cytowany tu fragment to tylko malutka część długiego wywodu na tematy, o które tu chodzi. Przychodzi też po niemal 700 stronach książki, która i tak nie jest wcale łatwa. Ale zachęcam do próby wczucia się w treści, nawet jeśli racjonalnie trudno jakiś zwrot czy fragment zrozumieć. Można to potraktować jak swego rodzaju metafizyczną poezję. Zwracam też uwagę, że najciekawsze jest chyba tam pod koniec, ale przedtem dałem tu cały, dość długi i dość skomplikowany, fragment, żeby lepiej się dało zrozumieć.

Tłumaczenie oczywiście moje własne, z angielskiego autoryzowanego przekładu. Podział na te krótkie akapity, mający ułatwić czytanie, mój własny. Za określenie "fellachizm" i "fellachiczny" przepraszam, nie lubię większości słowotworów, ale inaczej się nie dało. Musiałbym nad tym króciutkim tłumaczeniem pracować dużo dłużej, niż mam zamiar, żeby jakoś to zgrabniej wyrazić. Chodzi oczywiście o związek z staroegipskim chłopstwem, czyli fellachami. A teraz oddaję już głos Spenglerowi...

Kiedy naród podnosi się gwałtownie do walki o wolność lub honor, to zawsze mniejszość zapala ogół. Naród "budzi się" - to jest coś więcej, niż tylko taki zwrot - bo tylko tak i tylko wtedy ujawnia się świadomość całości. Wszystkie te jednostki, których poczucie "my" wczoraj zadowalało się horyzontem rodziny, własnej pracy, i może rodzinnego miasta, dzisiaj stają się nagle niczym mniej, niż narodem. Ich myśli i uczucia, ich ego, i wraz z nim ich "id", zostały przekształcone aż do głębi. Stały się historyczne. A wtedy nawet ahistoryczny chłop staje się członkiem narodu, i nastaje dlań dzień, kiedy doświadcza historii, a nie tylko pozwala, by go mijała.

Ale w wielkich metropoliach, obok mniejszości, która ma historię i żywotnie doświadcza, odczuwa, i próbuje prowadzić naród, podnosi się inna mniejszość ahistorycznych intelektualistów, ludzi nie przeznaczenia, tylko rozsądku i przyczyn, absolutnie trzeźwego rozumowania, ludzi wewnętrznie oderwanych od pulsu krwi i istnienia, którzy nie mogą już znaleźć żadnego "rozsądnego" znaczenia pojęcia naród. Kosmopolityzm to tylko świadomość inteligencji. Jest w tym nienawiść do Przeznaczenia, a przede wszystkim do historii, jako przejawu Przeznaczenia. Wszystko, co narodowe, należy do rasy [nie chodzi o rasę w potocznym znaczeniu, o jakimś rasiźmie już całkiem nie mówiąc, chodzi o coś jak "wiedzieć kim się jest i to realizować", oraz o spójność grupy] - tak bardzo, że jest niezdolne do znalezienia dla siebie języka, nieporadne we wszystkim, co wymaga myślenia i niezaradne do granicy fatalizmu.

Kosmopolityzm jest literaturą i pozostaje literaturą. Bardzo silny w rozumowaniu, bardzo słaby w bronieniu go inaczej, niż przy pomocy jeszcze większej ilości rozumowania, w bronieniu go krwią. Tym bardziej zatem ta mniejszość, znacznie wyższa intelektualnie, wybiera broń intelektu, a tym bardziej jest w stanie to uczynić, że wielkie metropolie są czystym intelektem, pozbawione korzeni i z założenia wspólne dla całej cywilizacji. Urodzeni obywatele świata, wszechświatowi pacyfiści, światowi koncyliatorzy - tak samo w Chinach okresu "wojujących państw", w Indiach epoki Buddy, w okresie hellenistycznym, jak w świecie zachodnim dzisiaj - są duchowymi przywódcami fellachów. "Chleba i igrzysk", to tylko inne wyrażenie pacyfizmu.

W historii wszystkich Kultur [czytaj "cywilizacji", to rozróżnienie jest zbyt subtelne, by się tym teraz zajmować] pojawia się ten antynarodowy element, nieważne, czy mamy na to dowody, czy nie. Czyste, samo sobą kierujące myślenie zawsze było obce życiu, a zatem i obce historii, pozbawione wojowniczości, pozbawione rasy [patrzy przypisek wyżej]. Rozważ humanizm i klasycyzm, sofistów w Atenach, Buddę i Lao-tse - nie wspominając już namiętnej pogardy dla wszelkich nacjonalizmów wyrażanej przez wielkich przywódców religijnego i filozoficznego poglądu na świat.

Jak bardzo by się między sobą nie różnili, w tym są podobni: że odczuwanie świata oparte na rasie ["rasa" to u Spenglera takie "zbiorowe jaja"], polityczny (i dlatego właśnie narodowy) instynkt dotyczący faktów ("to moja ojczyzna, ma rację czy nie ma!"), zdecydowania, by być podmiotem, nie zaś przedmiotem ewolucji (ponieważ trzeba być albo jednym, albo drugim) - jednym słowem woli mocy - że to wszystko musi się cofnąć i uczynić miejsce dla tendencji, których chorążymi są przeważnie ludzie bez oryginalnego impulsu, tym bardziej jednak przejęci swą własną logiką, ludzie czujący się swobodnie w świecie prawd, ideałów, utopii, ludzie żyjący książkami, którym wydaje się, że potrafią zastąpić rzeczywiste logicznym, potęgę faktów abstrakcyjną sprawiedliwością, przeznaczenie rozsądkiem.

Rozpoczyna się to od wiecznego zalęknionego, wycofującego się z rzeczywistości do celi, gabinetu czy wspólnoty duchowej i ogłaszającego nicość wszystkich ziemskich spraw, kończy się zaś w każdej Kulturze apostołami światowego pokoju. Każdy naród ma takie (z historycznego punktu widzenia) odpadki. Nawet ich głowy są w jakiś sposób do siebie niemal zawsze podobne. W "historii intelektualnej" ci ludzie mają wysoką pozycję i wiele sławnych nazwisk można wśród nich wymienić, jednak z punktu widzenia realnej historii są nieudacznikami.

Przeznaczenie każdego narodu wrzuconego w wir światowych wydarzeń zależy od tego, w jakim stopniu jego wartości jego własnej rasy [nie muszę już chyba powtarzać o co chodzi i o co nie chodzi, prawda?] odniosą sukces, czyniąc te wydarzenia historycznie nieskuteczne w działaniu przeciw niemu. Być może dało by się nawet teraz wykazać, że w świecie chińskich państw, królestwo Tsin zwyciężyło (250 B.C.) ponieważ jako jedyne wolne było od nastrojów taoistycznych. Niezależnie od tego, jak z tą sprawą było, Rzymianie zdominowali świat klasyczny ponieważ byli w stanie odseparować swą polityczną praktykę od fellachicznych instynktów hellenizmu.

Naród jest ludzkością sprowadzoną do żyjącej formy. Praktycznym skutkiem wszelkich mających naprawić świat teorii jest zawsze nieforemna, a zatem ahistoryczna masa. Wszyscy naprawiacze świata i obywatele świata reprezentują ideały fellachizmu, niezależnie od tego, czy o tym wiedzą, czy też nie. Ich sukces oznacza historyczną abdykację narodu na rzecz, nie wiecznego pokoju, tylko innego narodu. Wszechświatowy pokój to zawsze rozwiązanie jednostronne. Pax Romana miał dla późniejszych żołnierzy-imperatorów i królów germańskich najeźdźców tylko jedno praktyczne znaczenie - to, że uczynił ze stu milionów jedynie obiekt woli mocy niewielkich grup.

Wobec kosztu tego pokoju, koszt porażki pod Cannami [216 B.C., w tej bitwie z Hannibalem zginęło, z tego co pamiętam, dobrze ponad 50 tysięcy Rzymian, w tamtych czasach to było coś niesamowitego]. Świat Babilończyków, Chińczyków, Hindusów, Egipcjan, przechodził z rąk jednego zdobywcy w ręce drugiego i swą własną krwią płacił za te podboje. Taki był ich - pokój.

Kiedy w roku 1401 Mongołowie zdobyli Mezopotamię, wybudowali pomnik ku czci swego zwycięstwa z czaszek stu tysięcy mieszkańców Bagdadu, którzy się nie bronili. Z intelektualnego punktu widzenia, bez wątpienia zniknięcie narodów umieszcza świat fellachizmu ponad historią, nareszcie ucywilizowany i już na zawsze. Jednak w sferze faktów powraca on do stanu natury, w którym przechodzenie na przemian od długich okresów uległości do krótkich wybuchów gniewu i rozlewu krwi - pokój światowy tego nigdy nie zmienia - nie zmienia już niczego.

Niegdyś przelewali swą krew dla samych siebie, teraz muszą ją przelewać dla innych, dość często jedynie dla rozrywki tych innych - taka jest różnica. Zdecydowany przywódca, który zbierze wokół siebie dziesięć tysięcy awanturników może czynić wszystko, na co ma ochotę. Gdyby cały świat był jednym imperium, stałby się przez to największym wyobrażalnym polem dla wyczynów takich zdobywczych herosów.

"Lever doodt als Sklav (lepiej być martwym, niż niewolnikiem)", brzmi stare przysłowie fryzyjskich chłopów. Wybór każdej późnej cywilizacji jest akurat przeciwny. I każda późna cywilizacja musi doświadczyć, ile ten wybór będzie ją kosztował.

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.